10416
Szczegóły |
Tytuł |
10416 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10416 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10416 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10416 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dariusz Filar
Dreambox
„Kiedy przed trzydziestu laty ukończyłem pracę nad prototypem mego aparatu, opa-
nowało mnie uczucie błogiego odprężenia.
Po dziesiątkach niepowodzeń pierwsza sukcesem zakończona transmisja menpene-
tralwizyjna dowiodła słuszności moich teoretycznych dociekań, pozwalała wierzyć, że nic
z tego nie będę już musiał przerabiać, niczego zmieniać. Pozostawiając za sobą lata badań
mogłem wreszcie powiedzieć - gotowe!”
Profesor Albert Traumer odłożył pióro i zamyślił się. Jego wynalazek, znany po-
wszechnie jako „Dreambox”, stanowił bez wątpienia jeden z najistotniejszych czynników
kształtujących psychikę współczesnych, ale w zakresie rozwiązań technicznych zrozumiały
tylko dla wąskiej grupy specjalistów. Zarys historii badań nad aparaturą menpenetralwizyjną
przeznaczony był do publikacji w serii „Wspomnienia uczonych”. Dyrektor wydawnictwa
ostrzegł, że książki tej serii interesują przede wszystkim laików. Profesor szukał najprostsze-
go sposobu wyłożenia problemu. Wreszcie znowu pochylił się nad notatnikiem.
„Wspomniałem już o transmisji menpenetralwizyjnej, która stanowi istotę działania
mego wynalazku. Ujmując rzecz lapidarnie, „-Dreambox« pozwala oglądać własne marzenia,
a w wypadku zastosowania modeli najnowszych - uczestniczyć w zdarzeniach będących
tworem naszej fantazji. Pierwsza seryjnie produkowana wersja aparatu stwarzała bardzo jesz-
cze ograniczone możliwości przeżyć. »Dreambox« składał się z ekranu i urządzeń projek-
cyjnych, zespołu pamięci wizyjnej i zespołu zasilania, z hełmu kontaktowego
i przetwornicy. Pamięć wizyjna zawierała po prostu bank obrazów, które mogą wystąpić
w marzeniach.
Pierwsze aparaty dysponowały zapasem trzech milionów obrazów - widokami Ziemi
i innych planet, portretami najpiękniejszych dziewcząt i sławnych aktorów, pojazdami,
dziełami sztuki... Pamięć wizyjna mieściła też oczywiście portret tego, który miał
z urządzenia korzystać. Hełm kontaktowy służył »złowieniu-« marzeń, które w nas powsta-
ją. Wybrane w ten sposób z zespołów pamięci wizyjnej obrazy pojawiały się na ekranie
i zmieniały wraz ze zmianami marzeń.
Proces polegający na określeniu naszego marzenia, znalezieniu w ułamku sekundy
jego odpowiednika w zasobach pamięci wizyjnej i wyświetleniu go na ekranie - to właśnie
transmisja menpenetralwizyjną.
W prototypie obrazy były nieruchome, ale kto chociaż raz miał możność zasiadania
przed ekranem »Dreamboxu«, wie, jak niezwykłe wrażenie sprawia oglądanie wytworów
własnej wyobraźni.
Myślę, że czas na wyjaśnienie nazwy zbudowanego przeze mnie urządzenia. Szukając
jej dla swego aparatu sięgnąłem do starych słowników. Błądziłem długo, by wreszcie
w lubującym się w lapidarności i dosadności określeń dwudziestowiecznym slangu amery-
kańskim znaleźć właściwe wyrażenie. Dreambox - skrzynka marzeń - oznacza po prostu gło-
wę. Głowę, którą u każdego bez wyjątku człowieka wypełniają marzenia, a którą uczyniłem
elementem składowym mojej aparatury.
Po upływie pewnego czasu przystąpiłem do prac mających na celu ulepszenie »Dre-
amboxu«. Aparat ukończony w rok później dysponował już obrazem ruchomym i zasobem
pamięci wizyjnej podniesionym do sześciu milionów przedmiotów, widoków i postaci. Dalej
kolejno powstawały aparaty odtwarzające kolory, rozsiewające zapachy, stwarzające wraże-
nie zmian atmosferycznych. We wszystkich kolejnych modelach widoczna była postępująca
miniaturyzacja podzespołów. Hełm kontaktowy został ograniczony do rozmiarów słuchawek,
które dawały się ukryć w oprawce okularów, zlikwidowane zostały uciążliwe połączenia ka-
blowe między hełmem a przetwornicą. Poczynając od modelu »-Dreambox-Holo-« mamy do
czynienia z obrazem przestrzennym. Pamięć wizyjna nie zawierała już portretu korzystającej
z »Dreamboxu« osoby. Zastosowany przeze mnie rodzaj plastycznego filmu pozwalał ma-
rzącej osobie poruszać się w wymyślonym świecie. Jeżeli tylko nie dotykała otaczających ją
widm, cały czas mogła odnosić wrażenie, że ten wspaniały świat istnieje w rzeczywistości.
Tutaj może mnie spotkać zarzut, że nie wymyśliłem niczego nowego. Zabawę
z obrazem przestrzennym i poruszaniem się w jego wnętrzu żywych osób literatura fanta-
stycznonaukowa zaprezentowała już w XX wieku i w tym samym stuleciu rozpoczęły się
pierwsze, sukcesem zakończone próby. Zarzut tylko częściowo jest słuszny. Wszelkie doko-
nane próby poprzedzające mój wynalazek różnią się od niego diametralnie. W okresach
wcześniejszych istniały wąskie grupy twórców - aktorów, scenarzystów, reżyserów - przygo-
towujące filmy i widowiska dla tysięcy bywalców kin i superwizonów. Każdy z widzów
miał niewielką tylko szansę, że zobaczy lub - w miarę rozwoju projekcji przestrzennych -
»przeżyje« to, czego oczekiwał. Poczynając od rewolucyjnych przemian kulturalnych
w wieku XXI społeczeństwo stopniowo zmieniało się we wspólnotę indywidualistów
i autorom coraz trudniej przychodziło tworzyć dzieła uniwersalne, zdolne zainteresować
ogół. Rozwiązałem ten problem całkowicie. Posługując się »Dreamboxem« każdy mógł oglą-
dać lub „przeżywać” własne marzenia, a więc to, czego najbardziej pragnął, to, co wydawało
mu się najpiękniejsze.
Aparaty oparte na pamięci wizyjnej stwarzały na ekranie obraz widoczny tylko dla
aktualnie korzystającej z nich osoby. Wynikało to ze specyficznego oddziaływania fal den-
kalnych na zmysł wzroku ii miało dobre strony, bo uniemożliwiło przypadkowe urażenie ko-
goś drugiego takim czy innym marzeniem. Wprowadzenie z czasem urządzeń menpenetra-
irecordingowych pozwalało odtwarzać dawne marzenia w postaci zwykłych filmów
i widowisk przestrzennych, które można prezentować znajomym. Spowodowało to dalszy
wzrost zainteresowania moim wynalazkiem, chociaż w tym samym okresie zaczęły pojawiać
się pierwsze głosy protestu przeciw jego rozpowszechnianiu. Niektórzy psychologowie
utrzymywali, że »Dreambox« może wpędzić ludzkość w zgubne lenistwo. O wiele łatwiej
jest przecież wyobrazić sobie swój sukces i »przeżywać« w wypełnionej widmami prze-
strzeni niż osiągnąć go w rzeczywistości. Łatwiej wymarzyć sobie przytulne ognisko domo-
we niż założyć rodzinę i wychować dzieci! Wroga mi grupa naukowców twierdziła dalej, że
ludzkość całkowicie ulegnie narkotykowi menpenetralwizji i straci poczucie rzeczywistości,
co w rezultacie doprowadzi ją do samounicestwienia. Musiałem zebrać dowody w postaci
milionów ankiet, by całkowicie obalić te bezpodstawne zarzuty.
Liczba ludzi, którzy dali się obrazom menpenetralwizyjnym całkowicie oderwać od
świata rzeczywistego, stanowiła znikomy ułamek procentu. Wszyscy inni traktowali »Dream-
box« jako rozrywkę, potrzebną zwłaszcza w chwilach załamania. Przeżywając wyimagino-
wane sukcesy, zdobywali nowe siły, by walczyć o realizację tych sukcesów w świecie rze-
czywistym. Rola »Dreamboxu« była bez wątpienia rolą pozytywną, a jej dodatkowa zasługa
to skuteczne zwalczanie plag społecznych, takich jak alkoholizm i narkomania. »Dreambox«
gwarantował azyl pewniejszy niż delirium, a muszę podkreślić, że w miarę wydłużania serii
produkcyjnych ceny aparatów menpenetralwizyjnych spadły do minimum cechującego
wszystkie dobra powszechnego użytku”.
Kończąc ten fragment profesor Traumer z zadowoleniem potrząsnął głową. „Zrobiło
się sporo dobrego” - pomyślał. Czekała go tego dnia ważna konferencja i musiał odłożyć
pisanie wspomnień. Dwa następne dni także wypełniły zajęcia na uczelni i dopiero pod ko-
niec tygodnia mógł podjąć przerwaną pracę. Gdy zasiadł nad notatnikiem, ogarnęło go znowu
uczucie zadowolenia, jakie daje naukowcowi świadomość dobrego wywiązania się z zadań
wobec ludzkości.
„Mimo wspomnianego już uznania, jakim cieszyły się klasyczne modele aparatów
menpenetralwizyjnych - pisał Traumer - wciąż szukałem nowych rozwiązań. Nawet najlepsze
dotychczasowe modele holograficzne stwarzały obrazy, które bardzo łatwo mogły stracić
zdolność swego sugestywnego działania. Wystarczyło dotknąć ręką najbliższego przedmiotu,
żeby nie napotkawszy oporu przekonać się o imitacji. Szukałem sposobu, który pozwoliłby
dalej przesunąć granicę wiarygodności pozornych sytuacji tworzonych przez transmisję na-
szych marzeń. Wreszcie po latach prób wszedł do produkcji model oznaczony kryptonimem
»Dreambox-Corporton«. W modelu tym przetwornica poprzedzana była przez urządzenie
analityczne dokonujące rozdziału planów pierwszych i dalszych obrazu menpenetralwizyjne-
go. Zespół planów dalszych tradycyjnie połączony był z pamięcią wizyjną, zespół planów
pierwszych z corportonem. Jeżeli chodzi o działanie nowej wersji aparatu, to w zakresie
planów dalszych proces powstawania obrazu był taki sam jak dotychczas - jednocześnie
z powstaniem marzenia pojawiała się jego przestrzenna wizja. Zasadnicza zmiana zaszła
w zakresie planów pierwszych. Corporton jest urządzeniem w ułamkach minuty formującym
z zapasu zgromadzonych w nim tworzyw wierne makiety naszych marzeń. Tworzywa za-
warte w corportonie pozwalają imitować skórę, metale, drewno...
Wspomniałem już, że bezpośrednio z klasycznych modeli »Dreamboxu« korzystać
mogła tylko jedna osoba. Dla innych jej wizje nie były dostrzegalne, kto chciał swoje marze-
nia przedstawić otoczeniu, musiał posłużyć się menpenetrairecordingiem. Zastosowanie cor-
portonu pociągnęło za sobą istotne zmiany. Zapas materiałów zgromadzonych w corportonie
pozwalał na szczelne wypełnienie plastykowymi makietami przestrzeni o wielkości trzystu
tysięcy metrów sześciennych. Plastykowe makiety i gadające kukły były w pełni materialne,
a więc widzialne dla wszystkich. Korzystający z »Dreamboxu« widział pewien komplekso-
wy obraz złożony z wizyjnych planów dalszych oraz makiet i kukieł w planie pierwszym.
Osoby postronne widziały tylko plan pierwszy, osadzony w realnym świecie. Wierne naśla-
dowanie przez corportonowe wyroby materialnych pierwowzorów prowadziło do wielu za-
bawnych nieporozumień”.
Ktoś zapukał do drzwi. Profesor odłożył pióro.
- Proszę wejść! - powiedział, gdy pukanie rozległo się po raz drugi. W głosie profeso-
ra brzmiała niechęć - nie lubił, gdy przerywano mu pracę.
Do pokoju wsunął się szczupły, młody człowiek.
- A, to pan! - powiedział cieplejszym już głosem profesor.
- Tak - odparł gość - ale nie jestem tym, za kogo pan mnie bierze, profesorze.
Młody człowiek był onieśmielony, sprawiał wrażenie kogoś, kto nie bardzo wie, jak
wyjaśnić swoje postępowanie.
- Cóż też pan opowiada! - wykrzyknął profesor. - Pan jest przecież dyrektorem wy-
dawnictwa publikującego „Wspomnienia uczonych”, w którego biurze gościłem przed tygo-
dniem.
- Otóż nie, profesorze - młody człowiek zdecydował się mówić. - Jestem skromnym
księgarzem, a ta dyrektorska funkcja to tylko moje marzenie.
- Marzenie?! - profesor niczego nie rozumiał.
- Tak, profesorze - ciągnął młody człowiek - wymarzyłem sobie luksusowe biuro - to
była tylko corportonowa makieta planu pierwszego, wymarzyłem sobie urządzenie biura,
sekretarkę... Potem już całkiem zwyczajnie napisałem kilka listów do naszych
najsławniejszych uczonych, prosząc ich o odwiedzenie wydawnictwa. Podałem mój domowy
adres, bo przecież tylko tam mogłem wywołać corportonowa makietę biura. To mnie
zdradziło. Większość naukowców zna adresy wydawnictw, odkryli żart. Pan niczego nie
zauważył. Przyszedł pan o oznaczonej porze i... wkroczył w świat moich marzeń. Nie
zwrócił pan też uwagi na moje okulary - w oprawce miałem ukryte bieguny hełmu
kontaktowego. W czasie rozmowy moja wyobraźnia pracowała bez chwili przerwy. Dzięki
temu mogłem pana poznać z moją sekretarką, pokazać moją bibliotekę i gabinet. Teraz wie
pan, profesorze, że była to tylko imitacja. Prosiłem wtedy o napisanie wspomnień i pan się
zgodził. Dopiero później pomyślałem, że przez moje kawały niepotrzebnie pan traci swój
cenny czas. Ja chciałem przeprosić...
Młody człowiek w ukłonach cofał się do drzwi, wyraźnie chciał jak najszybciej
zniknąć.
- Niesamowite - mruknął profesor i popadł w głęboką zadumę. Dopiero teraz poczuł,
jak bardzo zależało mu na tej publikacji, jak bardzo chciał mówić o sobie. Notatnik leżał
przed nim. Zapisany był wspomnieniami nikomu już niepotrzebnymi. Traumer westchnął
ciężko, zamknął notes i wrzucił do jednej z głębokich szuflad biurka. Potem wstał
i otworzył drzwi do ogrodu. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął okulary w grubej,
rogowej oprawie, której wnętrze mieściło bieguny kontaktowe jego prywatnego
„Dreamboxu”.