10337
Szczegóły |
Tytuł |
10337 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10337 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10337 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10337 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
EDGAR RICE BURROUGHS
PRAWO D�UNGLI
PRZYGODY TARZANA CZ�OWIEKA LE�NEGO
T. III PRAWO D�UNGLI
T�UMACZY�A J. COLONNA�WALEWSKA
ROZDZIA� I
PORWANIE
� Ca�a ta sprawa jest otoczona tajemnic� � powiedzia� d�Arnot. � Wiem z najlepszego
�r�d�a, �e ani policja, ani �andarmeria nie maj� wyobra�enia, w jaki spos�b to si� sta�o. Jedno
tylko wiedz�, �e Miko�aj Rokow zdo�a� si� ulotni�.
Jan Clayton, lord Greystoke, znany nam pod imieniem Tarzan, siedzia� zamy�lony w
mieszkaniu swego przyjaciela, porucznika Paw�a d�Arnota, w Pary�u.
Ca�a przesz�o�� stan�a mu w pami�ci, na wie�� o ucieczce jego zaciek�ego wroga z
francuskiej fortecy wojskowej, gdzie zosta� on osadzony, po wyroku skazuj�cym go na
do�ywotnie wi�zienie, na podstawie �wiadectwa cz�owieka�ma�py.
My�la� o przer�nych sztuczkach Rokowa, maj�cych na celu zg�adzenie go z tego �wiata,
u�wiadamia� sobie dobrze, i� teraz, odzyskawszy wolno��, Rokow b�dzie si� stara� wymy�la�
coraz to nowe zasadzki na jego �ycie.
Tarzan, kt�ry znaczn� cz�� roku przep�dza� z rodzin� w swoich rozleg�ych dobrach w
Uziri, w krainie dzikich wojownik�w Wazir�w, kt�rych ziemi� ongi� rz�dzi�, niedawno
w�a�nie sprowadzi� �on� i synka do Londynu, chc�c im oszcz�dzi� przykrego pobytu podczas
d�d�ystej pory w podzwrotnikowych strefach.
Zrobi� wycieczk� do Pary�a w celu odwiedzenia starego przyjaciela, skoro jednak
pos�ysza� o znikni�ciu Rokowa, natychmiast zacz�� my�le� o powrocie.
� Nie l�kam si� o siebie, Pawle � odezwa� si� wreszcie. � Wiele ju� razy w �yciu moim
pokrzy�owa�em plany Rokowa co do mnie, teraz jednak my�le� musz� o innych. O ile znam
tego n�dznika, b�dzie si� on stara� przede wszystkim zem�ci� si� na mnie, wyrz�dzaj�c
krzywd� mojej �onie lub dziecku, rozumie on bowiem dobrze, i� to moja najczulsza struna.
Musz� powr�ci� do nich i to natychmiast, nie roz��cz� si� ju� z nimi, a� dop�ki Rokow nie
zostanie znowu schwytany lub dop�ki nie umrze.
Podczas gdy dwaj przyjaciele wiedli t� rozmow� w Pary�u, na przedmie�ciu Londynu, w
n�dznym domku, dwaj m�czy�ni o bardzo podejrzanym wygl�dzie, naradzali si� mi�dzy
sob�. Jeden z nich mia� d�ug� brod�, drugi, na kt�rego bladej twarzy by�y �lady kilkuletniego
pobytu w wi�ziennej celi, mia� zaledwie ma�y, ciemny zarost.
� B�dziesz musia� zgoli� t� brod�, m�j Aleksy � rzek� on do towarzysza. � Poznaliby
ci� zaraz. Musimy si� tutaj roz��czy�, a gdy spotkamy si� znowu na pok�adzie parowca
�Kincaid�, miejmy nadziej�, �e b�d� nam towarzyszy�y dwie znakomite osobisto�ci, kt�re ani
si� spodziewaj�, jaka im obmy�lamy przyjemn� podr�.
� Za dwie godziny powinienem jecha� ju� do Dowru z jednym z naszych go�ci, ty za�, o
ile wype�nisz moje wskaz�wki, b�dziesz tam z drugim go�ciem jutro wieczorem, oczywi�cie
o ile powr�ci on do Londynu tak szybko, jak to przypuszczam.
� Czeka nas opr�cz rozkoszy zemsty, jeszcze niema�a korzy��, drogi Aleksy. Dzi�ki
g�upocie Francuz�w nasza ucieczka by�a otoczona tak� tajemnic�, i� mog�em spokojnie
obmy�li� wszystkie szczeg�y wyprawy, w ten spos�b wszystko jest przewidziane i nie ma
obawy, aby co�kolwiek zawiod�o. A teraz, bywaj bracie i powodzenia!
W trzy godziny p�niej pos�aniec dzwoni� do mieszkania porucznika Paw�a d�Arnota.
� Depesza dla lorda Greystoke � oznajmi� s�u��cemu � czy mieszka tutaj?
S�u��cy odpowiedzia� twierdz�co i podpisawszy pokwitowanie, zani�s� depesz�
Tarzanowi, kt�ry pakowa� ju� rzeczy do podr�y. Tarzan rozdar� kopert�; czytaj�c jej
zawarto�� zblad� nagle.
� Zobacz no � przem�wi�, podaj�c Paw�owi depesz� � ju� si� sta�o!
Francuz odczyta� z�owrog� wiadomo��:
Jack porwany z ogrodu przy pomocy nowo przyj�tego lokaja, przyje�d�aj natychmiast �
Janina.
Gdy Tarzan wyskoczy� z doro�ki, kt�r� przyjecha� z dworca, na spotkanie jego wysz�a
�ona, skamienia�a z rozpaczy.
Janina Porter�Clayton, Lady Greystoke, w kilku s�owach opowiedzia�a m�owi
okoliczno�ci, zwi�zane z porwaniem dziecka.
Nia�ka ma�ego Jacka wozi�a go w w�zku po skwerze przed domem, kiedy zajecha�a
doro�ka samochodowa, zatrzymuj�c si� opodal na rogu. Piastunka, nie podejrzewaj�c nic
z�ego, nie zwr�ci�a uwagi na wehiku�, z kt�rego nikt nie wysiad� i kt�rego motor by� ci�gle w
ruchu, tak jakby oczekuj�c na jakiego� pasa�era. Prawie zaraz potem, niedawno przyj�ty,
s�u��cy Karl przybieg� p�dem z willi Greystoke m�wi�c, �e pani potrzebuje niani na chwilk�,
dziecko za� ma zosta� pod jego opiek�.
Piastunka, niewiele my�l�c, skierowa�a si� ku domowi, na schodach jednak�e odwr�ci�a
si�, chc�c przestrzec s�u��cego, by dziecko wozi� po s�onecznej alei, nie wje�d�aj�c w cie�,
spostrzeg�szy za�, �e podchodzi on z w�zkiem szybkim krokiem do rogu ulicy, przerazi�a si�
o bezpiecze�stwo dziecka i pu�ci�a si� p�dem ku niemu, w tej samej chwili z zamkni�tego
samochodu wychyli�a si� jaka� podejrzana posta�, kt�rej Karl podawa� dziecko, w�a�nie
w�wczas, gdy zadyszana nia�ka dobieg�a do ruszaj�cego ju� wehiku�u.
Karl zasiad� w samochodzie obok nieznajomego, zatrzaskuj�c za sob� drzwiczki, szofer
pu�ci� maszyn� w ruch, co� si� jednak�e zaci�o w motorze, gdy� nie od razu m�g� ruszy� z
miejsca. Przez ten czas nia�ka, wskoczywszy na stopie�, zdo�a�a wyrwa� dziecko z r�k
z�oczy�c�w, nie uda�o si� jej jednak�e zeskoczy� wraz z nim, gdy� samoch�d ruszy�. Karl
wyrwa� jej ch�opczyka z r�k i, silnym uderzeniem w twarz, powali� j� na ziemi�.
Krzyki dzielnej dziewczyny zwabi�y s�u�b� i lokator�w z s�siednich dom�w, nadbieg�a i
lady Greystoke, kt�ra daremnie pr�bowa�a dogoni� oddalaj�cy si� szybko samoch�d.
Oto wszystko, co �ona mia�a do opowiedzenia Tarzanowi, nie domy�la�a si� jednak
bynajmniej, kto uplanowa� ca�e porwanie, a� dop�ki m�� nie obja�ni� jej o znikni�ciu z
wi�zienia ich �miertelnego wroga, Miko�aja Rokowa.
Podczas gdy oboje naradzali si� jak post�pi�, dzwonek telefonu rozleg� si� w bibliotece.
Tarzan odpowiedzia� na� osobi�cie.
� Czy to lord Greystoke? � zapyta� jaki� m�ski, ochryp�y g�os.
� Przy telefonie.
� Syn pa�ski zosta� porwany � m�wi� dalej g�os � tylko ja jestem w stanie dopom�c
panu w odnalezieniu go. Jestem w porozumieniu z band�, kt�ra obmy�li�a t� zasadzk�. Co
prawda nale�a�em do spisku i mia�em si� z nimi podzieli� zyskiem, ale teraz widz�, �e mnie
chc� oszuka�, wi�c pomog� panu odnale�� dziecko, o ile pan mi obieca, �e mnie nie b�dzie
prze�ladowa� za pocz�tkowy udzia� w ca�ej tej awanturze. Co pan m�wi na to?
� Je�eli mnie pan doprowadzi do kryj�wki mego syna � odpowiedzia� cz�owiek�ma�pa
� nie potrzebujesz si� niczego l�ka�.
� Dobrze � odpar� tamten. � Musisz pan jednak przyj�� sam na oznaczone miejsce,
dosy� dla mnie, �e panu si� oddam w r�ce, nie chc� by� poznanym przez innych.
� Gdzie i kiedy mo�emy si� spotka�? � zapyta� Tarzan.
Nieznajomy wymieni� adres pewnej gospody w Dowrze tu� naprzeciwko portu, gdzie
zbierali si� zwykle marynarze.
� Niech pan przyjdzie � doda� � oko�o dziesi�tej wieczorem. Na nic by si� zda�o
przychodzi� wcze�niej. Syn pa�ski b�dzie w bezpiecznym miejscu przez ten czas, ja za�
doprowadz� tam pana cichaczem. Niech jednak pami�ta pan przyj�� sam, prosz� nie ucieka�
si� do pomocy agent�w, ja pana znam dobrze i b�d� pilnowa� przyj�cia pana. Gdyby
ktokolwiek towarzyszy� panu, lub gdybym zauwa�y� podejrzanych szpieg�w blisko pana, nie
podejd� i ostatnia sposobno�� odzyskania dziecka przepadnie.
Nie m�wi�c nic ju� wi�cej, cz�owiek �w po�o�y� s�uchawk� telefonu.
Tarzan powt�rzy� tre�� rozmowy �onie. Chcia�a mu towarzyszy�, on jednak twierdzi�, �e
jej obecno�� mog�aby da� nieznajomemu pow�d do niedotrzymania obietnicy, roz��czyli si�
wi�c. Tarzan pojecha� do Dowru, lady Greystoke za� mia�a pozosta� w domu, wyczekuj�c na
rezultat przedsi�wzi�cia m�a.
Nie przewidywali oboje co ich czeka, zanim si� znowu spotkaj�!
Po odej�ciu Tarzana Janina Clayton przez par� minut chodzi�a podniecona po pokoju,
rozmy�laj�c nad tym, co zasz�o. Serce macierzy�skie miota�o si� w trwodze o los
pierworodnego, nadzieja i rozpacz nape�nia�y je kolejno.
Chocia� rozs�dek kaza� jej przypuszcza�, �e Tarzan post�pi� dobrze, po�pieszaj�c na
wezwanie tajemniczego cz�owieka, wewn�trzne przeczucie m�wi�o jej, �e m�g� to by� nowy
podst�p ze strony wrog�w, maj�cy na celu u�pienie ich czujno�ci i wstrzymanie poszukiwa�
dziecka lub te� pochwycenie m�a w sid�a okrutnego Rokowa.
My�l ta nape�ni�a j� panicznym l�kiem. Spojrza�a na zegar �cienny, wisz�cy w bibliotece.
By�o ju� za p�no, aby trafi� na poci�g, kt�rym Tarzan odje�d�a� do Dowru. By� jednak drugi
poci�g, odchodz�cy nieco p�niej, wsiadaj�c do tego stanie jeszcze na czas w porcie, aby
zd��y� na oznaczon� godzin�, o kt�rej Tarzan mia� si� spotka�.
Przywo�awszy garderobian� i szofera, wyda�a szybko stosowne rozporz�dzenia. W
dziesi�� minut p�niej p�dzi�a samochodem na dworzec.
By�o oko�o dziesi�tej, gdy Tarzan wszed� do zadymionego budynku w Dowrze. Gdy stan��
na progu cuchn�cej brudem izby, podszed� do niego zakapturzony m�czyzna.
� T�dy m�j lordzie! � szepn�� nieznajomy.
Wyszli razem na �le o�wietlon� ulic�, cz�owiek podprowadzi� go do przystani zawalonej
pakami, skrzyniami i beczkami, od kt�rych pada� ponury cie�.
� Gdzie jest dziecko? � zagadn�� Greystoke.
� Tam na tym ma�ym parowcu, kt�rego �wiat�a widniej� w oddali! � odpar� jego
towarzysz.
Tarzan pr�bowa� w tych ciemno�ciach rozpozna� rysy nieznajomego, nie m�g� sobie
jednak przypomnie�, aby go kiedy widzia� w swoim �yciu. Nie domy�la� si�, �e
przewodnikiem jego by� Aleksy Paulwier, nie m�g� wi�c wyczyta� zdrady z jego oblicza i
odgadn�� niebezpiecze�stwa, jakie na ka�dym kroku czyha�o na niego.
� W tej chwili nikt go nie pilnuje � m�wi� dalej Rosjanin. � Ci, kt�rzy go porwali,
czuj� si� bezpieczni od wszelkich poszukiwa�. Nikogo nie ma na pok�adzie �Kincaida�, za
wyj�tkiem paru ludzi z za�ogi, kt�rych milczenie okupi�em odpowiedni� sum�. Mo�emy tedy
p�j�� �mia�o tam, wzi�� dziecko i wr�ci�, nie spotkawszy najmniejszego oporu.
Tarzan kiwn�� g�ow� przyzwalaj�co.
� Bierzmy si� zatem czym pr�dzej do tego � rzek�, kieruj�c si� za nieznajomym.
Przewodnik zaprowadzi� go do �odzi, stoj�cej u brzegu przystani. Obydwaj zasiedli w niej.
Paulwier wzi�� si� do wiose�, kieruj�c si� do wskazanego przez siebie parowca. K��by dymu,
wydobywaj�cego si� z wysokiego komina statku, nie zastanowi�y Tarzana, przej�tego jedynie
my�l� o odzyskaniu ukochanego synka.
Wysiad�szy z �odzi, weszli na drabink� sznurow�, zwieszaj�c� si� z parowca, i st�paj�c
ostro�nie i cicho, dostali si� na pok�ad. Tu Rosjanin wskaza� Tarzanowi otwart� luk�, ziej�c�
ciemno�ci�.
� Ch�opczyk jest tam ukryty � rzek� � lepiej, aby pan zszed� tam sam i wzi�� go na r�ce,
m�g�by si� bowiem przestraszy�, widz�c obc� twarz, i narobi� nam gwa�tu. Ja tu b�d� sta� na
stra�y.
Tarzanowi tak by�o pilno wybawi� dziecko, �e ani na chwil� nie zastanowi� si� nad swoim
dziwnym po�o�eniem na tym opustosza�ym statku, gotowym do wyruszenia w drog�, jak o
tym �wiadczy� dym, wydobywaj�cy si� z komina. Przej�ty szcz�ciem na my�l, �e wkr�tce
przytuli do piersi ukochan� istotk�, zszed� po schodkach do lochu. W tej samej chwili
pokrywa zatrzasn�a si� nad nim i zrozumia�, �e pad� po prostu ofiar� zasadzki i �e zamiast
wybawi� syna z r�k wrog�w, sam wpad� w umiej�tnie zastawione sid�a. Chocia� stara� si�
podnie�� pokryw� luku, wysi�ki jego spe�z�y na niczym.
Zapaliwszy zapa�k�, rozejrza� si� woko�o siebie, przekonuj�c si�, �e celka, najwidoczniej
dla niego przygotowana, nie mia�a innego otworu, pr�cz w�a�nie owego luku, obecnie
szczelnie zamkni�tego.
Nikogo innego nie by�o w owej celce. Je�eli dziecko znajdowa�o si� rzeczywi�cie na
pok�adzie �Kincaidu�, by�o ono ukryte gdzie indziej.
Przez lat dwadzie�cia z g�r�, od niemowl�ctwa a� do wieku dojrza�ego, cz�owiek�ma�pa
przebywa� w dzikich zak�tkach d�ungli, nie znaj�c towarzystwa �adnej innej ludzkiej istoty.
Nauczy� si� swoje smutki i rado�ci przyjmowa� tak, jak je przyjmuj� zwierz�ta.
I tym razem nie traci� czasu na okazywaniu rozpaczy lub gniewu, ale czeka� cierpliwie na
to, co mia�o go jeszcze spotka�, pomimo to jednak obejrza� dok�adnie swoje wi�zienie,
obmaca� �ciany i wymierzy� odleg�o�� dziel�c� go od zamkni�tego ponad jego g�ow� luku.
Gdy by� tym zaj�ty, us�ysza� warczenie kot��w i zgrzyt �rub, �wiadcz�ce o wyruszeniu w
drog� parowca.
Gdzie go unosi� statek i jakie go czekaj� losy?
Strapiony tymi my�lami, nagle pochwyci�, pomimo szumu i �wistu maszyn, odg�os, kt�ry
go przej�� dreszczem trwogi.
Tu� nad jego g�ow�, na pok�adzie, rozleg� si� przera�liwy, dono�ny krzyk wyl�knionej
kobiety.
ROZDZIA� II
NA BEZLUDNEJ WYSPIE
Podczas gdy Tarzan wraz z przewodnikiem znikn�li w ciemnej przystani, zawoalowana
kobieta wesz�a do szynku, w kt�rym Tarzan przed chwil� spotka� si� z nieznajomym.
Stan�a na progu, rozgl�daj�c si� woko�o, kilku pijanych marynarzy i robotnik�w
portowych obrzuci�o ciekawym spojrzeniem jej wykwintn� posta�. Szybko podesz�a ona do
brudnej szynkarki, zapytuj�c uprzejmie:
� Czy nie zauwa�yli�cie przypadkiem wysokiego, elegancko ubranego m�czyzny, kt�ry
spotkawszy si� tu z pewnym cz�owiekiem, wyszed� z nim razem z szynku?
Dziewczyna odpowiedzia�a twierdz�co, nie umia�a jednak obja�ni� dok�d poszli. Jeden z
marynarzy, przys�uchuj�cy si� rozmowie o�wiadczy�, �e przed chwil�, wchodz�c do szynku,
zauwa�y� dw�ch m�czyzn, wychodz�cych stamt�d i udaj�cych si� w stron� przystani.
� Poka�cie mi, w kt�r� stron� poszli � zawo�a�a kobieta, daj�c marynarzowi z�oty
pieni�dz.
Cz�owiek �w wyprowadzi� j� na ulic� i szybkim krokiem zd��yli do przystani, ujrzeli
niebawem ��d� z dwoma lud�mi, p�yn�c� po�piesznie do stoj�cego w pobli�u parowca.
� To pewno oni � szepn�� marynarz.
� Dziesi�� funt�w, je�eli mnie dowieziecie do nich! � zawo�a�a zawoalowana dama.
� Trza macha� ostro � odpowiedzia� � je�li chcemy zd��y�, zanim �Kincaid� odp�ynie.
Gada�em przed chwil� z jednym z za�ogi, powiedzia� mi, �e czekaj� tylko na jednego
pasa�era, a�eby wyruszy�; ju� od dobrych trzech godzin puszczaj� par� spod kot��w.
M�wi�c to, odczepi� ��dk� przywi�zan� do �elaznego s�upka i usadowiwszy w niej dam�,
odbi� od brzegu.
Dop�yn�wszy do parowca, poprosi� o zap�at�, dama rzuci�a mu, nie licz�c wcale, gar��
banknot�w. Ogarn�wszy je spojrzeniem, przekona� si�, �e zap�ata by�a sowita. Pom�g� jej
wej�� po drabince na pok�ad, zatrzymuj�c ��d� pod parowcem w nadziei, �e mo�e hojna
pasa�erka zechce jeszcze powr�ci� na l�d.
W tej chwili jednak gwizd przera�liwy rozleg� si� w powietrzu, zaturkota�y maszyny,
�Kincaid� ruszy� powoli z miejsca.
Zakr�caj�c z powrotem do portu, pos�ysza� krzyk kobiety na pok�adzie.
� A to ci dopiero szcz�cie � powiedzia� sam do siebie � uda�o mi si� tym razem.
Skoro Janina Clayton stan�a na pok�adzie parowca �Kincaid�, zasta�a tam pozorne pustki.
Na pomo�cie nie by�o nikogo, uda�a si� wi�c na poszukiwanie m�a i dziecka, �udz�c si�
wbrew wszelkiemu prawdopodobie�stwu, �e ich odnajdzie.
Zesz�a do kajut, wesz�a do g��wnego korytarza, po obydw�ch stronach kt�rego znajdowa�y
si� kabiny przeznaczone dla oficer�w. Nie zauwa�y�a, jak pewne drzwi zatrzasn�y si� nagle
poza ni�. Przesz�a przez ca�y korytarz, zatrzymuj�c si� przed ka�dymi drzwiami, nads�uchuj�c
uwa�nie i pr�buj�c ka�dej klamki.
Wsz�dzie milczenie, g�uche milczenie, w kt�rym rozr�nia�a bicie w�asnego serca.
Otwiera�a drzwi po kolei, tylko puste wn�trza kabin ukazywa�y si� jej oczom.
Tak by�a przej�ta poszukiwaniem, �e nie zauwa�y�a, jak nagle ruch zawrza� na statku, nie
us�ysza�a szumu i �wistu maszyny parowej. Otworzywszy ostatnie drzwi z prawej strony,
zosta�a nagle wci�gni�ta do zadymionej kajuty przez barczystego, brodatego m�czyzn�.
Niespodziewana napa�� wywo�a�a �w krzyk przera�enia, kt�ry rozleg� si� na statku, po
czym m�czyzna zatka� jej usta r�ka.
� Nie wolno krzycze�, a� znajdziemy si� dalej od l�du, moja duszko � rzek� � p�niej
b�dziesz mog�a wypr�bowa� do woli wytrzyma�o�ci swego gardzio�ka!
Lady Greystoke spojrza�a na drwi�ce, brodate oblicze, pochylone nad ni�. M�czyzna
odj�� r�k� od jej ust i m�oda kobieta, z przyt�umionym j�kiem trwogi, cofn�a si� przera�ona.
� Miko�aj Rokow! Pan Turan! � zawo�a�a.
� Gor�cy wielbiciel pani � odpar� Rosjanin, sk�adaj�c uk�on.
� M�j synek � rzek�a, nie zwracaj�c uwagi na komplement � gdzie si� on znajduje?
Prosz� mi go odda�. Jak pan m�g� by� tak okrutnym. Nawet pan, Miko�aj Rokow, nie mo�e
by� chyba zupe�nie pozbawiony ludzkich uczu�. Powiedz mi pan, gdzie go ukry�e�? Czy on
jest tutaj na statku? Ach, je�li serce bije w twojej piersi, zaprowad� mnie pan do mego
dziecka!
� Je�li pani b�dzie si� stosowa�a do moich rozkaz�w, dziecku nic z�ego si� nie stanie �
odpar� Rokow. � Prosz� jednak pami�ta�, �e znalaz�a si� tu pani dobrowolnie, musi zatem
pani przyj�� na siebie skutki swego czynu. Nie my�la�em nigdy � mrukn�� sam do siebie �
�e takie mnie szcz�cie spotka.
Wyszed� na pok�ad, zamykaj�c na klucz w kajucie swoj� ofiar�. Przez par� dni nie
pokazywa� jej si� wcale, skoro bowiem �Kincaid� znalaz� si� na pe�nym Atlantyku, Miko�aja
Rokowa nawiedzi�a choroba morska i przez par� dni nie podnosi� si� z ��ka.
Przez ten ca�y czas, jedyn� istot�, pokazuj�c� si� w kajucie lady Greystoke, by�
nieokrzesany Szwed, brudny kucharz za�ogi �Kincaidu�. Nazwisko jego brzmia�o Sven
Anderssen, szczyci� si� tym podw�jnym, arystokratycznym �S�.
By� to wysoki, ko�cisty m�czyzna, z d�ugimi, ��tymi w�sami, paznokcie mia� zaro�ni�te
i brudne. Sam widok jego, skoro wnosi� wodnist� zup�, w kt�rej zwykle zanurza� sw�j wielki
palec, wystarcza�, by odebra� m�odej kobiecie wszelk� ch�� do jedzenia.
Jego ma�e, niebieskie, g��boko osadzone oczy, nie spogl�da�y nigdy wprost na ni�. W
ruchach jego by� pewien niepok�j, st�pa� cicho, ukradkiem, niby kot, do tego niesamowitego
wygl�du przyczynia� si� niema�o wielki n� kuchenny, zwieszaj�cy mu si� u pasa na d�ugim
sznurku. Lady Greystoke przychodzi�o nieraz na my�l, i� w razie potrzeby n� ten m�g�
s�u�y� do innego u�ytku, niekoniecznie przy kuchni.
Zachowanie si� jego wzgl�dem uwi�zionej by�o aroganckie, ona jednak�e odnosi�a si� do
niego uprzejmie, nie zapominaj�c nigdy podzi�kowa� mu z mi�ym u�miechem za
przyniesienie jej posi�ku, kt�ry najcz�ciej zostawia�a nietkni�ty.
W ci�gu tych dni, beznadziejnej rozpaczy, dwa pytania zajmowa�y najwi�cej Janin�
Clayton: Co si� dzieje z jej m�em? Gdzie si� znajduje jej dziecko?
Wierzy�a, i� dziecko znajduje si� na pok�adzie �Kincaidu�, czy jednak Tarzan pozosta�
przy �yciu, b�d�c sprowadzonym w zasadzk�, na to nie mog�a znale�� odpowiedzi.
Znaj�c nienawi�� Rosjanina do Tarzana, mog�a przypuszcza�, �e ten ostatni zosta�
zwabiony na pok�ad, gdzie go miano zamordowa�. Rokow w ten spos�b zapewne chcia�
wywrze� na nim swoj� zemst� za zniweczenie swych plan�w oraz za lata odsiedziane we
francuskim wi�zieniu, dzi�ki zdemaskowaniu go przez Tarzana.
Tarzan ze swej strony, le�a� w ciemno�ciach swej celi, nie�wiadomy obecno�ci �ony na
statku, cho� zamieszkiwa�a kajut�, znajduj�c� si� nieomal nad jego wi�zieniem.
Ten sam Szwed, kt�ry us�ugiwa� Janinie, przynosi� posi�ek i jemu, ale chocia� Tarzan par�
razy pr�bowa� nawi�za� z nim rozmow�, wysi�ki jego okazywa�y si� bezskuteczne.
Mia� nadziej� dowiedzie� si� od niego, czy dziecko znajduje si� na statku, za ka�dym
jednak razem, gdy stawia� takie lub temu podobne pytanie, Anderssen odpowiada�
niezmiennie:
� Widzi mi si�, co b�dzie burza nied�ugo.
Po kilku bezskutecznych pr�bach, Tarzan zaniecha� wysi�k�w.
Przez kilka tygodni, kt�re dla wi�ni�w wlok�y si� jak miesi�ce, lord i lady Greystoke
gubili si� w domys�ach nad tym, co ich mog�o czeka�. Raz tylko �Kincaid� zarzuci� kotwic�
na par� godzin, aby nabra� w�gla, po czym dalej pu�ci� si� w podr� bez ko�ca.
Rokow odwiedzi� raz jeden Janin� Clayton, od czasu zamkni�cia jej w kajucie. By� on
wychudzony i z��k�y po tylko co przebytej chorobie. Celem tych odwiedzin by�o wy�udzenie
od uwi�zionej czeku, na znaczn� sum� pieni�dzy, w zamian za zabezpieczenie jej
swobodnego powrotu do Anglii.
� Je�eli mnie pan wysadzisz wraz z m�em i dzieckiem, w jakimkolwiek porcie, wyp�ac�
panu dwa razy tyle w z�ocie, przedtem jednak nie otrzymasz pan ani grosza i nie my�l� panu
nic obiecywa�.
� Otrzymam czek, kt�rego ��dam � odpar� Rokow z szyderczym u�miechem � inaczej
bowiem ani pani, ani jej m�� wraz z synem nie wydostan� si� na wolno��.
� Nie mog� panu zaufa� � zawo�a�a lady Greystoke. � Jak�� mam pewno��, �e
otrzymawszy pieni�dze, dotrzyma pan swej obietnicy?
� Zdaje mi si� jednak, �e pos�ucha pani mego rozkazu � rzek�, zwracaj�c si� w stron�
drzwi. � Prosz� pami�ta�, �e syn pani jest w mojej mocy � je�eli wi�c us�yszysz pani
rozpaczliwe j�ki dziecka, mo�esz pocieszy� si� my�l�, �e synek pani cierpi z powodu jej
uporu.
� Nie uczyni�by pan tego! � zawo�a�a zrozpaczona matka. � Nie m�g�by� chyba
posun�� do tego stopnia swoje okrucie�stwo!
� To nie ja jestem okrutny, ale pani � odrzuci� Rokow � zezwala pani bowiem na to,
aby marna suma pieni�dzy sta�a si� przyczyn� cierpie� jej dziecka.
Ca�e to zaj�cie zako�czy�o si� podpisaniem przez Janin� Clayton czeku, na bardzo znaczn�
sum�. Rosjanin za� schowawszy czek do kieszeni, oddali� si�, pe�en z�o�liwego zadowolenia.
Nast�pnego dnia klapa nad wi�zieniem Tarzana zosta�a nagle podniesiona, ujrza� on
w�wczas twarz Paulwiera, kt�ry zagl�da� przez otw�r luku.
� Wejd� na g�r�! � rozkaza� Rosjanin. � Pami�taj jednak, �e zostaniesz rozstrzelany za
najmniejsz� pr�b� napa�ci na mnie lub kogokolwiek z za�ogi.
Cz�owiek�ma�pa wci�gn�� si� z �atwo�ci� na g�r�, po spuszczonej drabince. Na pok�adzie
sta�o sze�ciu marynarzy, uzbrojonych w rewolwery i karabiny, naprzeciw niego sta� Paulwier.
Tarzan rozgl�da� si�, szukaj�c wzrokiem Rokowa, by� pewien, �e �otr �w znajdowa� si� na
statku, nie by�o go jednak wida�.
� Lordzie Greystoke � przem�wi� Rosjanin � przez pa�skie ci�g�e wchodzenie w drog�
panu Rokowowi i krzy�owanie jego zamiar�w, doprowadzi� pan siebie i rodzin� do tej
ostateczno�ci. Mo�e pan za to podzi�kowa� tylko sobie. Jak pan to dobrze rozumie, pan
Rokow poni�s� niema�e koszta, �o��c na t� wypraw�, poniewa� za� pan tylko da� do niej
pow�d, przeto oczywi�cie nale�y do pana ca�kowicie te koszta zwr�ci�.
� Mog� jeszcze doda�, �e tylko zado�� czyni�c s�usznym ��daniom pana Rokowa,
mo�esz pan unikn�� bardzo przykrych przej�� dla �ony i dziecka, a zarazem zachowa� �ycie i
odzyska� wolno��.
� Jaka� wam suma potrzebna? � zapyta� Tarzan. � I jak�� b�d� mia� pewno��, �e
dotrzymacie danej obietnicy? Nie mam chyba powodu do zaufania dwom takim �ajdakom jak
pan i Rokow.
Rosjanin zaczerwieni� si� zirytowany.
� Pa�skie obelgi nie s� bynajmniej na miejscu � rzek�. Nie masz pan innej pewno�ci, �e
dotrzymamy danego przyrzeczenia, pr�cz mego s�owa, mo�esz jednak by� pewny, �e nie
b�dziemy robili z tob� wiele ceregieli, aby ci� zg�adzi� ze �wiata, o ile nie zechcesz podpisa�
nam czeku. Pojmujesz pan chyba dobrze, i� nic nie sprawi�oby nam wi�kszej rozkoszy, jak
zakomenderowa�: ognia! Ale chcemy ci� ukara� w inny spos�b.
� Prosz� odpowiedzie� mi na jedno pytanie � rzek� Tarzan � czy syn m�j znajduje si�
na pok�adzie?
� Nie � odpar� Aleksy Paulwier. � Syn pana jest bezpieczny, ale zupe�nie gdzie indziej,
nie b�dzie on zamordowany, o ile pan uwzgl�dni nasze s�uszne ��dania, je�eliby na skutek
uporu pa�skiego wypad�o nam pana zabi�, nie b�dzie powodu oszcz�dza� jego �ycia, gdy� w
razie �mierci pana, nie b�dziemy mogli ukara� pana za pomoc� dziecka i w�wczas ch�opiec
ten sta� si� dla nas mo�e �r�d�em k�opot�w i nieprzyjemno�ci. Widzi wi�c pan, �e jedynie
zachowuj�c si� przy �yciu, mo�e pan ocali� syna, siebie za� zdo�a pan ocali�, o ile podpisze
nam czek, kt�rego ��damy.
� Zgoda zatem � rzek� Tarzan, wierzy� bowiem, znaj�c ich, �e gotowi byli wype�ni�
pogr�ki, wymienione przez Paulwiera, za� zadawalaj�c ich my�la�, �e by�o
prawdopodobie�stwo wyratowania synka.
Nie przypuszcza� ani na chwil�, aby go mieli pozostawi� przy �yciu, otrzymawszy od
niego czek, by� jednak zdecydowany da� im si� dobrze we znaki, tak aby dotkliwie poznali
jego si��, a je�li to b�dzie mo�liwe u�mierci� Paulwiera. �a�owa� tylko, �e to nie Rokow sta�
naprzeciw niego.
Wyj�� z kieszeni ksi��eczk� czekow� i pi�ro stylograficzne.
� O jak� sum� wam idzie? � zagadn��.
Paulwier wymieni� nieprawdopodobnie wielk� cyfr�, Tarzan z trudem powstrzyma� si� od
u�miechu na my�l, i� wpadn� oni w sid�a swej w�asnej chciwo�ci, kt�rej jawnym dowodem
b�dzie owa wyg�rowana suma wykupu. Umy�lnie wi�c udawa�, �e si� namy�la i waha,
Paulwier za� okaza� si� nieust�pliwy. Wreszcie cz�owiek�ma�pa podpisa� czek, suma kt�rego
przewy�sza�a znacznie jego fundusze, z�o�one w banku.
Podawszy Rosjaninowi �w �wistek papieru, nie przedstawiaj�cy �adnej warto�ci, zauwa�y�
nagle, �e �Kincaid� znajdowa� si� w niewielkiej odleg�o�ci od l�du. Nieomal nad samym
wybrze�em rozci�ga�a si� g�sta, podzwrotnikowa d�ungla, dalej za� wida� by�o pokryte
lasami wzg�rza.
Paulwier zauwa�y� jego spojrzenie w tym kierunku.
� Zostaniesz tam wypuszczony na wolno�� � obja�ni�. Plan Tarzana, ukarania Rosjanina
na miejscu, uleg� zmianie.
S�dzi�, �e by�o to wybrze�e Afryki i �e, o ile go tam wysadz�, b�dzie do�� �atwo trafi� w
cywilizowane strony. Paulwier schowa� czek.
� Zdejm pan ubranie � rozkaza�. � Nie b�dziesz go tu potrzebowa�.
Tarzan si� zawaha�, Paulwier za� wskaza� mu na ludzi, trzymaj�cych w pogotowiu
karabiny, i Anglik z wolna rozebra� si� ca�y. W�wczas pod siln� stra�� zosta� spuszczony do
��dki i wysadzony na l�d. Skoro w p� godziny p�niej marynarze wr�cili z �odzi� do statku
�Kincaid�, ruszy� z wolna w drog�.
Tarzan zaj�ty odczytywaniem kartki, kt�r� jeden z majtk�w wr�czy� mu w �odzi, nagle
spojrza� w stron� parowca, sk�d go dolecia�o wo�anie. Ujrza� tam brodatego m�czyzn�,
trzymaj�cego na r�ku niemowl�.
Tarzan rzuci� si�, jak gdyby chc�c dogoni� statek, zatrzyma� si� jednak, u�wiadomiwszy
sobie bezowocno�� tego zamiaru.
Sta� tak, wzrok maj�c utkwiony w ten jeden punkt, a� dop�ki parowiec nie znikn�� mu
sprzed oczu.
Z d�ungli, poza jego plecami, dzikie, krwi� zachodz�ce �renice przygl�da�y mu si� bacznie
spod krzaczastych brwi.
Ma�e ma�pki na wierzcho�kach drzew gwarzy�y weso�o i k��ci�y si� mi�dzy sob�, z dala
za� dochodzi� ryk lamparta.
A John Clayton, lord Greystoke, sta� nie�wiadomy niczego, odczuwaj�c g�uchy �al, i�
zamiast si� porachowa� z wrogiem jak nale�a�o, uwierzy� bodaj na chwil� jego obietnicom.
� Mam przynajmniej t� jedn� pociech� � pomy�la� � �e Janka jest bezpieczna w
Londynie. Dzi�ki Bogu, �e chocia� ona nie wpad�a w r�ce tych �otr�w!
Za jego plecami kosmata istota, kt�rej z�e spojrzenie ogarnia�o go z ciekawo�ci�, skrada�a
si� cichaczem ku niemu.
Gdzie� si� podzia�y wysubtelnione zmys�y dzikiego cz�owieka�ma�py?
Gdzie� by� jego s�uch przenikliwy?
Gdzie znikn�o owo niesamowicie rozwini�te powonienie?
ROZDZIA� III
NAPA�� DRAPIE�NIK�W
Tarzan z wolna rozwin�� zwitek papieru, podany mu przez marynarza i przeczyta� go
uwa�nie. Z pocz�tku, przygnieciony b�lem, nie zrozumia�, o co chodzi, w ko�cu jednak
u�wiadczy� sobie donios�o�� subtelnego planu zemsty przedstawionego w li�cie.
Niniejszym chc� panu wyja�ni� � brzmia�y s�owa listu � moje zamiary wzgl�dem pana i
jego syna.
Przyszed�e� na �wiat jako ma�pa. Chodzi�e� nagi po d�ungli, u�atwiamy ci tedy powr�t do
rodzinnych stron; syn pa�ski jednak post�pi krok naprz�d, stosownie do niezmiennego prawa
post�pu.
Ojciec jego by� zwierz�ciem, syn b�dzie cz�owiekiem, stanie na drugim szczeblu drabiny
post�pu. Nie b�dzie on nagim zwierzem d�ungli, b�dzie opasany szmat� i u r�k zwiesza� mu
si� b�d� miedziane naramienniki, by� mo�e, i� w przek�utym nosie widnie� b�dzie kolczyk,
oddamy go bowiem na wychowanie dzikiemu plemieniu ludo�erc�w.
M�g�bym zabi� Pana, to jednak uniemo�liwi�oby mi wymierzenie Panu kary, na jak� sobie
u mnie zas�u�y�e�.
Umieraj�c nie by�by� m�g� cierpie� z powodu losu twego syna, �yj�c w miejscowo�ci, z
kt�rej nie zdo�asz uciec, aby odszuka� dziecko i wybawi� je od straszliwej doli, b�dziesz znosi�
straszne m�ki przez reszt� swoich dni, rozmy�laj�c nad tym, co spotka�o Twego syna.
Oto kara za zuchwa�e stawanie na mojej drodze.
M.R.
P.S. Zostawiam pa�skiej wyobra�ni los, kt�ry niebawem spotka jego ma��onk�.
Sko�czywszy czytanie, pos�ysza� skradaj�cy si� za nim krok, na odg�os ten powr�ci� do
rzeczywisto�ci i oto lord Greystoke w tej chwili ust�pi� miejsca Tarzanowi, cz�owiekowi�
ma�pie, kt�ry stan�� w postawie obronnej naprzeciwko olbrzymiego goryla, gotowego do
ataku.
Up�yn�y dwa lata od czasu, gdy Tarzan opu�ci� ost�py w d�ungli wraz ze sw� ma��onk�.
Przez ten czas, kt�ry w znacznej cz�ci sp�dzi� w swoich rozleg�ych dobrach w Uziri, mia� co
prawda pole do zu�ywania zasob�w swej nadludzkiej si�y, w ka�dym jednak razie, tryb �ycia
jego w cywilizowanym �rodowisku, r�ni� si� zgo�a od warunk�w jego pierwszej m�odo�ci,
tote� w obecnej chwili, b�d�c bezbronnym i nagim, nie by�by zapewne przyj�� dobrowolnie
pr�by walki z wielk� ma�p�, spogl�daj�c� na� gro�nie.
Nie by�o jednak innego wyj�cia, nale�a�o wi�c stawi� op�r rozjuszonej bestii, pos�uguj�c
si� li tylko z�bami i r�kami, broni� dan� mu przez natur�.
Spojrzawszy poprzez rami� samca, Tarzan spostrzeg� g�owy i ramiona innych ma�p,
stoj�cych za nim, wiedzia� jednak�e, znaj�c ich zwyczaje, �e nie napadn� na� gromadnie,
wielkie antropoidy bowiem nie zdaj� sobie sprawy ze skuteczno�ci zbiorowego ataku, gdyby
tak by�o, sta�yby si� one niebawem panuj�cymi istotami w d�ungli, tak� si�� s� obdarzone ich
musku�y oraz ich pot�ne, gro�ne k�y.
Z g�uchym pomrukiem zwierz� rzuci�o si� do skoku na Tarzana, cz�owiek�ma�pa
jednak�e, przebywaj�c w cywilizowanym �wiecie, znacznie wydoskonali� si� w sztuce walki,
przyswajaj�c sobie sposoby, nie znane mieszka�com d�ungli.
Podczas gdy kilka lat temu by�by si� rzuci� ca�� si�� na zwierz�, teraz usun�� si� w bok, w
chwili gdy ma�pa doskakiwa�a do niego, i uderzy� j� pi�ci� w brzuch.
Z rykiem, pe�nym w�ciek�o�ci i b�lu, wielki antropoid zgi�� si� w p� i upad� na ziemi�,
wkr�tce jednak zacz�� gramoli� si�, aby stan�� zn�w na nogi.
Zanim jednak�e zdo�a� to uczyni�, jego bia�osk�ry wr�g wpad� na niego. W�wczas to
opad�y z lorda Greystoke ostatnie �lady cywilizacji ludzkiej.
Jego bia�e, mocne z�by, wpi�y si� w gard�o nieprzyjaciela, odezwa� si� w nim znowu
Tarzan, wzros�y w�r�d ma�p, syn mleczny Kali samicy.
Pot�n� r�k� wymierza� srogie razy w g�ow� i w twarz przeciwnika, pokryt� pian�.
Woko�o nich gromada ma�p przypatrywa�a si� z uciech� walce, wydaj�c pomruki
zadowolenia, wkr�tce jednak kosmate plemi� zamilk�o zdumione, widz�c jak bia�a ma�pa,
pot�nym wysi�kiem swych stalowych musku��w, zgi�a gruby kark ma�piego kr�la, kt�ry z
j�kiem rozpaczliwym pad� na ziemi�, miotaj�c si� w bezsilnej agonii.
Gruchot po�amanych ko�ci miesza� si� z wyciem konaj�cej ma�py, wreszcie wielka g�owa
pochyli�a si� na kosmat� pier�, j�ki i ryki usta�y.
Jak ongi� pokona� pot�nego antropoida Terkoza, tak dzisiaj Tarzan, u�ywaj�c tego
samego sposobu, u�mierci�, zachodz�cego mu drog�, przodownika ma�piej gromady.
Ma�e, �wi�skie oczka widz�w spogl�da�y to na trupa swego wodza, to na bia�� ma�p�,
kt�ra stan�a dumnie obok swej ofiary.
Wreszcie przybysz, postawiwszy nog� na karku zwyci�onego i odrzucaj�c g�ow� w ty�,
rzuci� w �wiat dziki, niesamowity okrzyk, wyzwanie ma�piego samca, oznajmiaj�ce
zwyci�stwo. W�wczas ma�py u�wiadomi�y sobie, �e kr�l ich przesta� �y�.
Poprzez d�ungl� rozbrzmia�y z�owrogie d�wi�ki, okrzyk zwyci�stwa. Ma�e ma�pki,
skacz�ce po drzewach, zaniecha�y swej gwarnej paplaniny, ucich�y ptaki o r�nokolorowym
upierzeniu, w oddali da�o si� s�ysze� j�kliwe wycie lamparta i pot�ny, g��boki ryk lwa.
Dawny Tarzan spogl�da� teraz pytaj�cym wzrokiem na otaczaj�c� go ma�pi� gromadk�.
W�a�ciwym sobie ruchem odrzuci� g�ow� w ty�, tak jak ongi�, gdy grzywa w�os�w, spadaj�c
mu na oczy, przeszkadza�a mu w wykryciu niebezpiecze�stwa.
Cz�owiek�ma�pa wiedzia�, �e m�g� si� teraz spodziewa� napa�ci od jednego z samc�w,
poczuwaj�cych si� na si�ach, do obj�cia kr�lewskiej godno�ci. Pami�ta�, opieraj�c si� na tym,
co s�ysza� w swym rodzinnym plemieniu ma�p, �e nieraz zupe�nie obcy przybysz po zabiciu
kr�la danego szczepu, zagarnia� sobie jego w�adz�.
Wiedzia�, i� m�g�by, gdyby tylko zechcia�, sta� si� teraz ich w�adc�, nie widzia� w tym
jednak�e �adnej dla siebie korzy�ci.
Jedna z m�odszych ma�p, wysoki, barczysty samiec, spogl�da� gro�nie na bia�ego rywala,
wydaj�c gniewny pomruk z paszczy, w kt�rej widnia�y ��te, gotowe do ataku k�y.
Tarzan �ledzi� ruchy samca, stoj�c sam sztywny jak pos�g. Cofni�cie si� o krok w ty�,
by�oby nara�eniem si� na atak z miejsca, rzucaj�c si� naprz�d m�g� si� narazi� na walk� lub
te� spowodowa� ucieczk� wroga.
Wybra� wi�c drog� po�redni�, postanowi� wyczekiwa� spokojnie na dalszy obr�t
wypadk�w.
Ma�pa tymczasem j�a z daleka okr��a� Tarzana, zacie�niaj�c coraz wi�cej kr�g i
pomrukuj�c z�o�liwie.
Tarzan, podczas tych manewr�w, odwr�ci� si� twarz� do samca, spogl�daj�c mu w oczy.
By� to samiec olbrzymiego wzrostu. Kad�ub, licz�cy oko�o siedmiu st�p wysoko�ci, wznosi�
si� na kr�tkich, �ukowatych nogach. Jego d�ugie, kosmate r�ce si�ga�y do ziemi, nawet, gdy
sta� wyprostowany, k�y by�y wyj�tkowo d�ugie i ostre. Tak jak i jego wsp�towarzysze, r�ni�
si� on, pewnymi szczeg�ami w budowie, od ma�p rodzinnego plemienia Tarzana.
Z pocz�tku cz�owiek�ma�pa, na widok antropoid�w, dozna� pewnej rado�ci na my�l, �e
mo�e dziwnym zrz�dzeniem losu odnalaz� on dawnych wsp�plemie�c�w, przypatruj�c im si�
jednak bli�ej, przekona� si�, i� nale�� oni do nieco odmiennego gatunku. Gdy gro�ny samiec
dalej okr��a� cz�owieka�ma�p�, w ten sam spos�b jak psy, obw�chuj�ce nowego przyb��d�,
Tarzanowi przysz�o na my�l zwr�ci� si� do niego w j�zyku u�ywanym przez plemi�
Kerczaka.
� Kto� jest � zagadn�� � kt�ry �miesz napada� na Tarzana z ma�p?
W�ochaty samiec spojrza� na niego zdumiony.
� Jam jest Akut � powt�rzy�. � Molak nie �yje. Jam teraz kr�lem. Id� precz st�d, bo
inaczej zamorduj� ciebie!
� Widzia�e�, �e zabi�em Molaka � odpar� Tarzan. � M�g�bym tak samo zamordowa�
ciebie, gdybym chcia� godno�ci kr�lewskiej. Ale ma�pi Tarzan nie chce by� kr�lem plemienia
Akuta. B�d�my przyjaci�mi. Tarzan b�dzie pomaga� w potrzebie, a i ty mo�esz nieraz pom�c
Tarzanowi.
� Ty nie zdo�asz zabi� Akuta � odpar� tamten. � Nikt nie dor�wna Akutowi. Gdyby�
nie zabi� Molaka, Akut by�by to uczyni�, gdy� Akut chcia� by� kr�lem.
W odpowiedzi cz�owiek�ma�pa rzuci� si� na zwierz�, kt�re � zaj�te rozmow� �
zapomnia�o o czujno�ci.
W mgnieniu oka Tarzan schwyci� obie r�ce ma�py i wskoczy� jej na plecy.
Ma�pa upad�a na kolana ze swoim ci�arem, przez ten czas jednak Tarzan zdo�a�
pochwyci� j� za kark, naciskaj�c Akuta, w taki sam spos�b, w jaki naciska� Molaka.
Zamierza� on jednak przed u�mierceniem go spr�bowa�, czy nie da�by si� nak�oni� do
zgody, gdy� rozumia� dobrze, jak po�ytecznego zyska�by w nim sprzymierze�ca.
� Ka�goda? � szepn�� Tarzan Akutowi.
To samo pytanie zada� ongi� Kerczakowi, zwyci�ywszy go, w j�zyku ma�pim znaczy�o
to: �czy si� poddajesz?�
Akut przypomnia� sobie chrz�st pot�nego karku Molaka i zadr�a� ze strachu. Ci�ko mu
by�o jednak�e wyrzec si� godno�ci kr�lewskiej, pr�bowa� uwolni� si� tedy z �elaznego
u�cisku, nagle jednak, silniejsze naci�ni�cie jego ko�ci pacierzowej przez bia�ego wroga,
wyrwa�o mu z ust �ka�goda!�
Tarzan zwolni� nieco swoj� ofiar�.
� Mo�esz sobie by� kr�lem, Akucie � rzek�. � Tarzan m�wi� ci, �e nie zamierza zosta�
waszym kr�lem. Je�eli kto� chcia�by ci zaprzeczy� prawa do w�adzy, ma�pi Tarzan
przyb�dzie ci na pomoc.
Cz�owiek�ma�pa zeskoczy� z karku Akuta, kt�ry z wolna zacz�� si� gramoli� na nogi.
Potrz�saj�c wielkim �bem i mrucz�c gniewnie, podszed� do swoich towarzyszy,
spogl�daj�c wyzywaj�co, czy kt�ry z dorodniejszych samc�w nie zechce mu zaprzeczy�
godno�ci kr�lewskiej. Nie znalaz� si� jednak �aden oporny, wobec tego ca�a czereda ruszy�a
w stron� d�ungli i Tarzan zosta� znowu sam na wybrze�u.
Cz�owiek�ma�pa odni�s� bolesne rany w swej walce z Molakiem, by� jednak
przyzwyczajony do b�lu i znosi� go z tym spokojem i m�stwem dzikich zwierz�t, od kt�rych
nauczy� si� prawide� �ycia w d�ungli.
Pierwsz� jego potrzeb� by�o wystaranie si� o bro�, gdy� ze spotkania swego z ma�pami
oraz z odleg�ych ryk�w lwa Numy i pantery Szity wywnioskowa�, �e nie b�dzie mu dane
p�dzi� �ycia w bezczynno�ci i w bezpiecze�stwie.
Pomy�la� tedy o sporz�dzeniu sobie broni. Na wybrze�u zauwa�y� wystaj�c�, krzemienist�
ska��, z trudem od�upa� kawa�ek krzemienia, maj�cego dwana�cie cali d�ugo�ci i oko�o �wier�
cala grubo�ci, kt�rego koniec by� cienki i nieco wyd�u�ony. W ten spos�b otrzyma� rodzaj
pierwotnego no�a.
Zapu�ci� si� nast�pnie w d�ungl�, przygl�daj�c si� uwa�nie drzewom, a� dop�ki nie
zauwa�y� powalonego przez burz� drzewa, gatunek kt�rego znany mu by� z dawnych czas�w.
Od�amawszy z niego ga��zk�, wyostrzy� jej koniec i wywierci� ma�y, okr�g�y otw�r w
powalonym pniu. Do otworu tego wrzuci� kilka kulek �ywicy, starannie rozgniecionych,
zanurzy� tam koniec patyka, obracaj�c go szybko w r�kach. Wkr�tce potem leciuchny ob�ok
dymu zacz�� si� dobywa� z hubki i niebawem wybuchn�� p�omie�. Nagromadziwszy troch�
ga��zi i chrustu, Tarzan rozpali� ognisko w wydr��eniu spr�chnia�ego pnia.
W p�omie� �w zanurzy� ostrze swego no�a, rozpaliwszy je za� do czerwono�ci, wyci�gn��
n� i zwil�a� go u ko�ca, hartuj�c swoj� bro� my�liwsk� w ten pierwotny spos�b. Nie my�la�
jednak�e wyko�czy� swej roboty za jednym zamachem, na ten dzie� zadowoli� si� tylko
wyostrzeniem kawa�ka no�a i strza�, i r�czki do oprawienia no�a, schowa� je w pniu
wysokiego drzewa, w�r�d ga��zi kt�rego urz�dzi� sobie rodzaj sza�asu.
Szaro ju� by�o, kiedy Tarzan uko�czy� swoj� prac� i g��d da� mu si� dotkliwie we znaki.
B��dz�c po lesie, zauwa�y�, i� niedaleko od tego w�a�nie drzewa znajdowa� si� zbiornik
m�tnej wody, liczne �lady �ap i kopyt zwierz�cych �wiadczy�y, �e t�umnie gasz� tu pragnienie
liczni mieszka�cy d�ungli. Zg�odnia�y cz�owiek�ma�pa cichaczem skierowa� si� w t� stron�,
przeskakuj�c po�r�d ga��zi drzew z ch�opi�c� swobod�; gdyby nie g��boka troska,
przygniataj�ca mu serce, radowa�by si� z tego powrotu do dawnej swobody.
Pomimo jednak tej troski z wielk� �atwo�ci� powraca� do nawyknie� �ycia w d�ungli,
kt�re stanowi�y niejako rdze� jego natury, przys�oni�ta tylko powierzchownym pokostem
cywilizacji.
Gdyby szlachetni panowie z Izby Lord�w mogli go byli ujrze� w obecnej chwili,
za�amaliby zapewne arystokratyczne r�ce na znak �wi�tego oburzenia.
W milczeniu warowa�, rozci�gni�ty na ga��zi olbrzymiego drzewa, wyt�aj�c s�uch i
wysy�aj�c przenikliwy wzrok w dalek� g��b d�ungli, sk�d winna lada chwila wy�oni� si�
zwierzyna, mog�ca s�u�y� za pokarm.
Nie potrzebowa� d�ugo czeka�, zaledwie bowiem rozsiad� si� wygodnie na ga��zi, gotuj�c
do nag�ego skoku swoje muskularne, smuk�e nogi, gdy Bara, pi�kny jele�, ukaza� si� na
�cie�ce, zd��aj�c w stron� wody.
Opr�cz Bary nadchodzi� kto� jeszcze, skradaj�c si� nieznacznie, jele� nie by� �wiadomy
tego po�cigu. Tarzan jednak�e, ze swej wysoko po�o�onej zasadzki, zauwa�y�, ruszaj�ce si� w
oddali wysokie trawy.
Nie wiedzia� jednak, kto �ciga jelenia, czy Numa, czy te� Szita, w ka�dym razie by� to
kt�ry� z wielkich drapie�nik�w d�ungli.
Wobec tego Tarzan zaczyna� traci� nadziej� zdobycia zwierzyny, kt�r� sprzed nosa m�g�
mu sprz�tn�� ukryty napastnik i tylko �yczy� sobie, aby smuk�y Bara przy�pieszy� kroku.
Gdy tak rozmy�la� nad tym, niewczesny jaki� szmer od strony �cigaj�cego zwierza, stropi�
musia� jelenia, nagle bowiem pu�ci� si� on p�dem w stron� Tarzana. O jakie dwie�cie krok�w
za nim st�pa� Numa.
Tarzan widzia� go ju� zupe�nie dok�adnie. Barze wypada�a droga tu� pod jego drzewem.
Czy mia� si� odwa�y� na skok? Zadaj�c sobie to pytanie, zg�odnia�y cz�owiek�ma�pa
ze�lizgn�� si� z ga��zi, spadaj�c niespodziewanie na kark wystraszonego jelenia.
Za chwil� Numa napadnie na obydw�ch, je�li wi�c mia� si� po�ywi�, nale�a�o dzia�a� bez
straty czasu.
Zwierz� przykl�k�o pod jego ci�arem, schwyciwszy je wi�c za rogi, wykr�ci� mu szyj� z
tak� moc�, �e pos�ysza� chrz�st p�kaj�cych kr�g�w.
Lew, widz�c co si� dzieje, rykn�� z gniewu, podczas gdy Tarzan, przewiesiwszy sobie
jelenia przez rami�, wskoczy� na najbli�sz� ga��� drzewa i wspi�� si� wy�ej, w chwili, gdy
lew podbiega� do drzewa. Numa, pr�buj�c skoku, opad� bezsilnie na ziemi�, Tarzan za�,
podci�gaj�c w g�r� swoj� zdobycz, z szyderczym u�miechem spogl�da� w �wiec�ce, ��te
�lepia lwa i � miotaj�c szeregi obelg � rzuci� mu szkielet, odarty z mi�sa zwierzyny, kt�r�
mu sprz�tn�� przed chwil�.
Wykroi� swoim kamiennym no�em smaczny kawa� pulchnego mi�sa; podczas gdy lew
przechadza� si� pod drzewem, mrucz�c gro�nie, lord Greystoke nape�nia� sw�j zg�odnia�y
�o��dek zdobytym �upem, uczta owa za� smakowa�a mu wi�cej ni� najwykwintniejsze obiady
w pierwszorz�dnych restauracjach Londynu.
Czerwona krew ofiary zawala�a mu twarz i r�ce, nape�niaj�c nozdrza jego woni�, ulubion�
przez dzikich mieszka�c�w d�ungli.
Skoro najad� si� do woli, zawiesi� reszt� szkieletu na dolnych ga��ziach drzewa, sam za�
wdrapa� si� na wierzcho�ek swego schroniska, gdzie przespa� si� smacznie a� do nast�pnego
ranka.
ROZDZIA� IV
SZITA
Przez nast�pnych kilka dni Tarzan zajmowa� si� udoskonaleniem swojego rynsztunku,
sporz�dzi� sobie pochw� i r�koje�� do no�a, ko�czan na strza�y, ci�ciw� do �uku ze �ci�gna
jelenia, kt�rego upolowa� pierwszego wieczora, wreszcie ze sk�ry tego� jelenia pas i rodzaj
sp�dniczki na biodra, jak� nosz� zwykle dzikie, wojownicze szczepy.
Wypl�t� r�wnie� z trawy d�ugi sznur, takiego samego rodzaju jak ten, kt�rym to swego
czasu tak si� da� we znaki Tublatowi i kt�ry sta� si� skuteczn� broni� w jego ch�opi�cych
r�kach.
Wreszcie wybra� si� na zwiedzanie nieznanej krainy, w kt�rej si� obecnie znajdowa�.
Wiedzia� dobrze, i� nie by� to dobrze mu znany l�d zachodniego wybrze�a Afryki, gdy�
wschodz�ce s�o�ce stawa�o naprzeciw d�ungli ka�dego ranka. Nie by�o to jednak�e
wschodnie wybrze�e, pami�ta� bowiem, �e �Kincaid� nie przep�ywa� ani �r�dziemnego
Morza, ani Kana�u Sueskiego, ani te� nie op�yn�� Przyl�dka Dobrej Nadziei, nie m�g� zatem
zrozumie�, na jak� ziemi� zosta� wysadzony.
Zastanawia� si� teraz, czy statek nie przeby� szerokiego Atlantyku i nie zostawi� go na
dzikim, nadbrze�nym l�dzie Po�udniowej Ameryki; tu znowu obecno�� lwa � Numy, zbija�a
go z tropu w tym wzgl�dzie.
Gdy Tarzan tak odbywa� samotn� drog� przez d�ungl�, posuwaj�c si� r�wnolegle do
wybrze�a, ogarnia�a go t�sknota za towarzystwem innych istot i nawet zacz�� �a�owa�, �e nie
przysta� do ma�p. Nie spotka� si� z nimi od owego pierwszego dnia, kiedy to wp�ywy
cywilizacji mia�y jeszcze nad nim przewag�.
Obecnie ju� przypomina� znowu, prawie zupe�nie, dawnego Tarzana i chocia� u�wiadamia�
sobie swoj� wy�szo�� nad antropoidami, by�by si� jednak�e, z braku lepszego, zgodzi� na ich
towarzystwo.
Kr��y� swobodnie po d�ungli, przeskakuj�c z drzewa na drzewo i zrywaj�c po drodze
owoce lub te� schodzi� na ziemi� w poszukiwaniu jag�d le�nych, uszed� tak ju� oko�o mili,
gdy uwaga jego zosta�a zwr�cona przez wo� Szity, dolatuj�c� go z oddali.
Spotkanie z panter� � Szit� by�o bardzo na r�k� Tarzanowi, nie tylko bowiem zamierza�
sporz�dzi� z jelita jej now� ci�ciw� do swojego �uku, ale jeszcze chcia� u�y� jej sk�ry na inne
odzienie dla siebie oraz na nowy ko�czan na strza�y. Teraz wi�c cz�owiek�ma�pa przyczai� si�
i j�� skrada� si� z cicha, ogl�daj�c si� ostro�nie na wszystkie strony, id�c wci�� za �ladem
drapie�nego kota. Pomimo b��kitnej krwi, p�yn�cej w jego �y�ach, lord Greystoke by� w owej
chwili nie mniej dzikim od zwierza, na kt�rego polowa�.
Podszed�szy bli�ej do Szity, spostrzeg�, �e ze swej strony pantera �ledzi za jakim� �upem,
w tej samej chwili nozdrza jego zalecia�a wo� znamionuj�ca obecno�� wielkich ma�p w
pobli�u.
Pantera wskoczy�a na roz�o�yste drzewo, pod tym drzewem za�, nieco ni�ej, na niewielkiej
polance spoczywa�o plemi� Akuta. Niekt�re spomi�dzy ma�p drzema�y, inne zaj�te by�y
wykopywaniem robaczk�w spod kory drzew, spo�ywaj�c je potem ze smakiem.
Akut znajdowa� si� najbli�ej Szity.
Dziki kot le�a� na grubym konarze, ukryty w g�stych li�ciach drzewa, czekaj�c cierpliwie,
a� wielka ma�pa znajdzie si� od niego w odleg�o�ci, stosownej do wykonania skoku.
Tarzan z wielk� ostro�no�ci� wdrapa� si� na drzewo, na kt�rym pantera mia�a sw�j
posterunek, i usiad� na wy�szej ga��zi, tu� nad kotem.
W lewej r�ce �ciska� sw�j kamienny n�, by�by wola� u�y� p�tlicy, jednak�e g�ste li�cie,
zas�aniaj�ce panter�, przeszkadza�y w u�yciu sznura.
Akut zbli�y� si� teraz jeszcze wi�cej do drzewa, na kt�rym czyha�a na niego przyczajona
�mier�. Szita z wolna rozci�gn�a zadnie �apy do skoku i z przera�liwym okrzykiem rzuci�a
si� na wielk� ma�p�. Na sekund� przed tym skokiem inne drapie�ne zwierz� da�o pot�nego
susa, spadaj�c na panter� i z jej rykiem mieszaj�c sw�j dziki okrzyk.
Skoro zaskoczony Akut spojrza� w g�r�, ujrza� panter�, dosi�gaj�c� go ju� prawie, na
karku pantery za� wielk� bia�� ma�p�, kt�ra to pokona�a go przy wielkiej wodzie owego
pami�tnego dnia.
Z�by cz�owieka�ma�py zatopi�y si� w karku Szity, praw� r�k� �ciska� j� za gard�o, podczas
gdy lewa r�ka zatapia�a raz po raz kamienny n� w grzbiet pantery.
Akut ledwie zd��y� odskoczy� w bok, aby nie wpa�� w wir walki, toczonej pomi�dzy
dwoma zwierzami d�ungli.
Zapa�nicy powalili si� na ziemi�, Szita rycza�a, mrucza�a i wy�a przera�liwie, bia�a ma�pa
jednak�e z milcz�cym uporem zatapia�a n� w �wiec�c� sier�� kota, kt�ry wreszcie �
wydaj�c ostatni rozpaczliwy j�k � wypr�y� si�, wstrz�sany przed�miertnymi podrygami, i
opad� bezw�adnie ju� martwy na ziemi�.
W�wczas cz�owiek�ma�pa podni�s� dumnie g�ow�, stan�wszy na trupie swej ofiary, i
rzuci� w g��b d�ungli sw�j dziki okrzyk zwyci�stwa.
Akut wraz z towarzyszami spogl�dali zdumieni z podziwem na trupa Szity i na wysok�
posta�, kt�ra u�mierci�a drapie�nika.
Tarzan przem�wi� pierwszy.
Ocali� on �ycie Akutowi, maj�c pewien cel na my�li, znaj�c za� ograniczenie ma�piego
intelektu, chcia� to dobrze wyja�ni� wielkiemu antropoidowi, maj�c nadziej�, i� b�dzie m�g�
sobie przez to zjedna� jego us�ugi.
� Jam jest Tarzan z rodu ma�p � rzek�. � Wielki �owca, pot�ny si�acz. Ko�o wielkiej
wody darowa�em Akutowi �ycie, chocia� mog�em go u�mierci� i sta� si� zamiast niego
kr�lem plemienia. Teraz Tarzan wybawi� Akuta od �mierci, kt�ra by�aby go schwyci�a
pazurami Szity. Gdy Akut lub plemi� Akuta b�dzie w niebezpiecze�stwie, niech zawo�aj�
Tarzana, tak � tu wyda� przera�liwy okrzyk, kt�rym ma�py z plemienia Kerczaka wzywa�y
towarzyszy na pomoc. Je�eli za� � ci�gn�� dalej � Akut lub jego bracia pos�ysz� wezwanie
Tarzana, niech przypomn� sobie to, co Tarzan uczyni� dla Akuta i niech d��� ku niemu
wielkim p�dem. Czy stanie si� wedle s��w Tarzana?
� Huu! � przytwierdzi� Akut, za nim za� powt�rzy�y inne ma�py: � Huu!
Po czym ca�e towarzystwo, nie wy��czaj�c i Jana Claytona, lorda Greystoke�a, zabra�o si�
do biesiadowania nad cia�em pantery.
Tarzan zauwa�y�, �e Akut trzyma� si� ci�gle blisko niego i spogl�da� na� od czasu do
czasu z wyrazem podziwu w swoich ma�ych, zaczerwienionych oczach, przy czym zdoby� si�
na czyn, z kt�rym cz�owiek�ma�pa nie spotka� si� dotychczas przez d�ugie lata obcowania
swego z kosmatymi towarzyszami: wybra� smaczny k�sek, przypadaj�cy mu w udziale i poda�
go Tarzanowi.
Odt�d cz�owiek�ma�pa polowa� po lesie wraz z ca�ym kosmatym plemieniem, kt�re
przyzwyczai�o si� do jego obecno�ci, uwa�aj�c go za jednego ze swoich.
Gdy podchodzi� zbyt blisko do samicy z ma�ym ma�pi�tkiem, wyszczerza�a ona swe
gro�ne z�by, pomrukuj�c z�owrogo, czasami samiec, zaj�ty jedzeniem, warkn�� na niego, gdy
zbli�y� si� do� niebacznie. Wszystkie ma�py traktowa�y jednak Tarzana, jak gdyby by� on ich
wsp�plemie�cem.
Tarzan czu� si� z nimi bardzo zadomowiony, umia� zr�cznie odskoczy� w por� przed
uderzeniem rozgniewanej samicy, gdy� jest to zwyk�y spos�b post�powania ma�p, o ile nie
wpadn� w atak z�o�ci, odwarkiwa� r�wnie� m�odym samcom, pokazuj�c im wzajem swoje
wielkie, bia�e z�by. I tak z �atwo�ci� powr�ci� do trybu swego pierwotnego �ycia, zdawa� by
si� mog�o, i� nie zazna� on obcowania z ludzkimi istotami.
Przez wi�ksz� cz�� tygodnia w��czy� si� po d�ungli z nowymi przyjaci�mi, po cz�ci z
potrzeby towarzystwa, po cz�ci za� dla wykonania pewnego planu. Chodzi�o mu
mianowicie, �eby ma�py zapami�ta�y go dobrze, wiedzia� za�, �e nie odznaczaj� si�
szczeg�lnymi zdolno�ciami w tym kierunku, przy tym do�wiadczenie lat ubieg�ych nauczy�o
go, jak pot�nymi sprzymierze�cami mog� si� okaza� w potrzebie owe straszliwe i gro�ne
zwierz�ta.
Skoro przekona� si�, i� uda�o mu si� wrazi� swoj� osob� w ich pami��, postanowi�
prowadzi� nadal swoje badanie d�ungli. Ruszy� wi�c ku p�nocy pewnego ranka i �
post�puj�c ci�gle wzd�u� wybrze�a � szed� bez przerwy wprost przed siebie, a� do zachodu
s�o�ca.
Skoro nazajutrz wsta�o s�o�ce, Tarzan zauwa�y�, stoj�c na wybrze�u, �e znajduje si� ono
nie po jego prawej r�ce, lecz naprzeciw niego, nad morzem � wywnioskowa� st�d, �e linia
wybrze�a zmieni�a sw�j kierunek, pochylaj�c si� ku zachodowi. Przez ca�y nast�pny dzie�
w�drowa� dalej, gdy za� o zachodzie zauwa�y� s�o�ce, chowaj�ce si� na widnokr�gu w
morzu, zro