1030

Szczegóły
Tytuł 1030
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1030 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1030 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1030 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Aleksander Kroger EKSPEDYCJA MIKRO � A ja uwa�am, �e narazimy si� na jeszcze wi�ksze niebezpiecze�stwo, je�eli wyruszymy z powrotem do domu! � powiedzia�a gniewnie Gela Nylf. Przesun�a palcami -po kraw�dzi sto�u. Na jej twarzy wyst�pi�y rumie�ce, oczy przypomina�y dwie szparki, na wysokim czole pojawi�y si� zmarszczki. Patrzy�a jakby obok swego rozm�wcy, biologa Charles'a Ennila. On zreszt� r�wnie� stara� si� nie patrze� nsi ni� wprost. Gela Nylf nieznacznie zezowa�a. Mo�e dlatego w jej spojrzeniu nie by�o bystro�ci, a rozmawiaj�cym z ni� zdawa�o si�, �e b��dzi my�lami gdzie� bardzo daleko. � W�a�ciwie, p�yn�c tutaj, nie prze�yli�my �adnych prawdziwych niebezpiecze�stw � odpar� lekcewa��co. � C� mo�e grozi� naszemu statkowi! Trzy tazy po�yka�y nas �ososie i inne ryby, no i co z tego? Nic si� nie sta�o, tylko widoczno�� nie by�a ju� tak dobra i stracili�my ca�kowicie orientacj�. Je�eli natomiast zostaniemy tu... � Nie doko�czy� zdania, ale wszyscy doskonale wiedzieli, co mia� na my�li. Gela spu�ci�a oczy. Znowu przeszed� j� dreszcz, jak wtedy, kiedy �w morski potw�r po�kn�� statek. Potem ta otaczaj�ca ich ca�ymi dniami ciemno��, statek oblepiony rozk�adaj�cymi si� szcz�tkami zwierz�t i ro�lin. "Gdyby te bestie nie �yka�y swojej zdobyczy, ale j� gryz�y, zosta�yby z nas... A kto zar�czy, �e nie istniej� inne, kt�re to robi�? Ocean roi si� od potwor�w! A Charles m�wi zwyczajnie: �To jeszcze nic". Jednak ma racj�, �e czyhaj� na nas wi�ksze niebezpiecze�stwa. � No, ko�czmy t� dyskusj�! � powiedzia� energicznie Robert Tocs, dow�dca ekspedycji. Przesun�� na czo�o okulary i spojrza� na Ennila w spos�b, kt�ry W3/klucza� dalszy sp�r. � Opr�cz ciebie, Charles, wszyscy s� za tym, �eby nawet w tych okoliczno�ciach wykona� zadanie. Wiem doskonale, �e nie b�dzie to �atwe. By� mo�e poci�gnie to za sob� ofiary. Ale ostatecznie liczyli�my si� z tym od samego pocz�tku. � Ale... � wtr�ci� Ennil. Robert Tocs nieznacznie podni�s� g�os. � CharleS; wiem, �e nie boisz si� o w�asne �ycie. Zbyt dobrze ci� znam. Chodzi ci g��wnie o nas, o pozosta�ych dwudziestu dziewi�ciu cz�onk�w wyprawy. To ci si� oczywi�cie chwali. Ale Gela, najm�odsza, powiedzia�a ci, co my�li o twojej opiece i wyrazi�a zdanie nas wszystkich. A wi�c: jutro wyruszy w g��b kraju wyprawa w poszukiwaniu miejsca dogodnego na baz�. Tocs przesun�� wzrokiem po zebranych. Jens Rel-pek, fizyk, patrzy� na niego przejrzystymi jak woda 6 oczyma. Nie, on jest zbyt mi�kki i ostro�ny. Ka�d� decyzj� rozwa�a�by na tysi�c r�nych sposob�w, nawet gdyby liczy�y si� sekundy. Gela ma niewielkie do�wiadczenie, a wi�c jeszcze nie teraz. Z pewno�ci� chcia�aby, ale tak nominacja by�aby nies�uszna. Na kierownika wyprawy przewidziany by� Ennil. Ale czy mo�e nim zosta� po tej jego wypowiedzi? Je�eli zostanie kierownikiem, zbyt du�o czasu po�wi�ci swoim zainteresowaniom zawodowym i w ferworze rejestrowania i klasyfikowania got�w zapomnie� o kierowaniu. Chris Noloc, nie patrz na mnie tak .wyzywaj�co. Wiem, �e kiedy� b�dziesz si� do tego nadawa�, ale teraz jeste� jeszcze zbyt nierozwa�ny i m�g�by� narazi� swoich towarzyszy na niebezpiecze�stwo. Mieh, lekarz, jest niezb�dny na miejscu. Ostatecznie zostaje tu prawie ca�a za�oga. Jego �ona we�mie udzia� w wyprawie, ale nie mo�e ni� dowodzi�. A wi�c kto? Ja! Ale to by by�o niezgodne z rozs�dkiem i instrukcj�... Tocs jeszcze raz powi�d� wzrokiem po wszystkich. Potem przetar� oczy i powiedzia�: � Wypraw� poprowadzi Charles Ennil. Polecicie naszym ma�ym helikopterem. O sk�adzie za�ogi zadecydujesz sam, Charles. Dzi�kuj� wszystkim, dobranoc. Chris, zosta� na chwil�. Tocs wsta� razem z innymi. Kiedy wyszli, podszed� do du�ego, okr�g�ego okienka i spojrza� na brzeg. Reflektory by�y ju� wygaszone. Skrawek nieba nad nimi wisia� w bladej po�wiacie, przez kt�r� przenika�o �wiat�o tylko du�ych gwiazd. Tu� przed statkiem pi�trzy�o si� ponure �wirowisko. Dow�dca Tocs u�miechn�� si�. My�la� w tej chwili o trudnym manewrze wyj�cia na l�d. Wszystkich ogarn�a niecierpliwo��, kiedy dostrzegli wreszcie ziemi�, tylko ja zwleka�em. Ty r�wnie�, Chris, pocz�tkowo tego nie zrozumia�e�. Tocs odwr�ci� si� i spojrza� z boku na Chrisa, kt�ry sta� przy oknie, wpatruj�c si� w ciemno��. A jednak to by� dobry spos�b: najpierw poczeka� na najwy�sz� fal�, potem podda� si� jej, osi��� i trzyma� si� mocno tego miejsca. T� metod�, drogi Chris, mo�na by�o posun�� si� od razu spory kawa� w g��b l�du i nie ba� si�, �e nast�pna fala porwie nas ze sob�. Chris Noloc czu� przyp�yw dumy. Nareszcie jakie� zadanie, pomy�la�. Co za og�upiaj�ca w�dr�wka, mimo tych potwor�w! W�a�ciwie by�o szalenie nudno... Ciekawe, dlaczego Robert waha� si�, wyznaczaj�c dow�dc� wyprawy? Przecie� dla wszystkich by�o jasne, �e funkcj� t� obejmie Ennil albo Gela. Co prawda pesymizm Ennila nie wp�ywa na innych zbyt buduj�co. Chris wyt�y� wzrok, aby dostrzec co� na zewn�trz w nik�ym o�wietleniu mostka. �wirowisko i stosy wyg�adzonych kamieni, pomi�dzy nimi olbrzymie �lady pozostawione przez jakie� p�azy. Zwyk�e wybrze�e, pomy�la�, podobne do brzegu na naszej wyspie. � Chris, poleci�em Ennilowi, �eby wzi�� ci� ze sob� � odezwa� si� nagle Tocs, patrz�c ci�gle w przestrze�. � Tak � odpowiedzia� spokojnie Chris. � Ennil rozmawia� ze mn�. Carol pojedzie jako lekarka, a Karl Nilpach jako pilot i mechanik. � Co s�dzisz o wyborze Charles'a na kierownika? � zapyta� Tocs. Pytanie zaskoczy�o Chrisa. Regulamin nie zezwala� na krytyk� czy nawet ustosunkowywanie si� do decyzji dow�dcy. Wzruszy� ramionami, po czym odpar� niepewnie: � To, �e ostrzega przed niebezpiecze�stwem, nie jest wed�ug mnie niew�a�ciwe. Szkoda tylko, �e nie znalaz� sobie ku temu lepszej okazji. Wydaje mi si�, 8 r �e kierownik nie powinien wylicza� w k�ko znanych wszystkim trudno�ci. Trzeba jednak przyzna�, �e nie trzyma si� utartych dr�g i jest bardzo dobrym fachowcem. � Wydaje mi si�, �e ostatnio jest troch� roztargniony... � mrukn�� Tocs. � Dobrze � powiedzia� po chwili, podejmuj�c ostateczn� decyzj�. � Uwa�am te�, �e powinni�cie zabra� ze sob� Gel�. Niech zdobywa do�wiadczenie. Chris poczu�, �e krew uderza mu do g�owy. Dopiero po chwili zdoby� si� na odpowied�. � Wola�bym, aby� ty j� o tym powiadomi�. Wiesz przecie�, �e i tak gadaj� ju� na nasz temat. � Nie widz� w tym nic z�ego, je�eli, no... kogo� si� lubi, jak ty Gel� � powiedzia� Tocs, a Chris odgad�, �e si� u�miecha. � O ile to uczucie nie jest jednostronne � odpar� g�osem zdradzaj�cym w�tpliwo��. � A wi�c nie chcesz, �eby by�a z wami? � zapyta� Tocs patrz�c z u�miechem na Chrisa. � Oczywi�cie, �e chc� � zawo�a� spiesznie Chris. � Przecie� przede wszystkim chodzi o dobro sprawy. A Gela musi kiedy� zacz��! Robert Tocs roze�mia� si�. � M�wisz, jak gdyby� mia� ju� za sob� dwadzie�cia pi�� takich akcji, a nie dwie. Zreszt� tamte dwie odby�e� na wybrze�e naszej wyspy i nie mo�esz ich por�wnywa� z obecn�. Skoro ju� o tym mowa � Tocs spojrza� mu w oczy � b�dziesz uwa�a�, prawda? � Ale� oczywi�cie! Dotychczas nic mi si� nie sta�o � odpar� Chris, a w jego zapewnieniu zabrzmia�a nuta oburzenia. � To o niczym nie �wiadczy � nie ust�powa� Tocs. � Musicie wykona� du�� p�tl�. Kurs po�ud-* niowo-wschodni, potem po�udnicwo-zachodni i po- 9 wr�t najp�niej po trzech dniach. Je�eli znajdziecie miejsce odpowiednie na baz�, natychmiast zawr�cicie! Baza powinna zosta� za�o�ona, o ile wam si� to uda, jak najbli�ej nich. Zapanowa�a cisza. Wreszcie odezwa� si� Chris. � A wi�c wierzysz w to? Jeste� o tym przekonany? Robert Tocs zwleka� d�ugo, wreszcie odpar�: � Nie! � Kiedy Chris poruszy� si� gwa�townie, zdradzaj�c swoje zaskoczenie, doda�: � Nie tylko wydaje mi si�, �e oni istniej�, ja to wiem. � Czy m�wisz to tylko po to, aby zainteresowa� nas t� spraw� i bardziej zach�ci�, czy te� masz jakie� dowody? Tocs milcza�, dopiero po chwili odpowiedzia�: � Niech ci si� wydaje, �e te dowody istniej�, tak b�dzie najlepiej. Wi�cej nie mog� powiedzie�, by�oby to zreszt� przedwczesne i niewskazane. � Znowu co�, co nie nadaje si� dla ma�ych dzieci? � zapyta� wyzywaj�co Chris. � Ja tego nie powiedzia�em. Zreszt� moje wiadomo�ci r�wnie� s� niepe�ne. Sam widzia�e� foto-radiogramy z ,,Oceanu I", nic wi�cej nie mog� ci powiedzie�. � Dobrze, b�d� oczywi�cie ostro�ny. Obiecuj� ci to. Ale nie my�l, �e zmieni� sw�j stosunek do tych waszych syn�w niebios. Nadal b�d� uwa�a� ich za widma. Przyznaj zreszt�, �e zdj�cia nie s� zbyt wyra�ne. � Tego ci nikt nie zabroni. Zreszt�, z ich strony � Tocs u�miechn�� si� � nie grozi nam chyba �adne niebezpiecze�stwo. Bardziej niebezpieczna jest sama przyroda, a przede wszystkim fauna, jej gigantyczne okazy. Musicie nastawi� si� na zupe�nie nieznane gatunki! 10 W pomieszczeniu rozb�ys�o sufitowe o�wietlenie. W drzwiach sta� Karl Nilpach, niski, kr�py, bia�ow�osy, o szelmowskim wyrazie twarzy, czego nie by�a w stanie zamaskowa� nawet powa�na mina. � Przepraszam � zacz�� � ale sk�d mia�em wiedzie�, �e siedzicie tu sobie po ciemku? Ja na przyk�ad wola�bym sp�dzi� czas z kobiet�. � Przyda�oby si�, �eby� mia� troch� wi�cej szacunku dla kierownictwa � odgryz� si� Chris. � Karl, jutro wyruszysz z Ennilem na wypraw� � powiedzia� Tocs. � No, nareszcie co� pocieszaj�cego! � wykrzykn�� Nilpach. Demonstracyjnie rozlu�ni� jedn� nog�, potem drug�, jak po �wiczeniach gimnastycznych. � W tej puszce mo�na zupe�nie zdr�twie�. � Czy to znaczy, �e zaniedbujesz swoje obowi�zki? � zapyta� Tocs. � Taki obch�d statku, nawet dwa razy dziennie, to dopiero tysi�c czterysta st�p. C� to znaczy dla takiego ch�opa jak ja! � Uderzy� si� w pier�, po czym wybuchn�� �miechem. � Jeszcze jedno... � Robert Tocs zwr�ci� si� znienacka do swoich towarzyszy. � ��czno�� radiowa tylko w razie konieczno�ci. Decyzj� o jej nawi�zaniu pozostawiam do waszego uznania. � Podszed� do drzwi. � Po�o�� si� ju� spa�, dobranoc! � Co mu si� sta�o? � zapyta� Karl, kiedy zamkn�y si� drzwi. � Zdaje si�, �e ma jakie� w�tpliwo�ci. � Do tej pory wszystko przebiega jak na �Oceanie I". A wiesz przecie�, �e opr�cz kilku radiotele-gram�w nic wi�cej nie dotar�o od nich do bazy. � Nie kracz! Zreszt� �Ocean I" znalaz� si� chyba w zupe�nie innym miejscu. � Czy to ma jakie� znaczenie? � zaoponowa� Chris, czuj�c nagle, �e Tocs" wcale nie �artowa�, prze- strzegaj�c go. Ale gdy szed� przez d�ugie korytarze do kajuty, nurtowa�y go inne pytania: dlaczego z ca�ej za�ogi wzi�� akurat mnie na spytki? Przez sympati� czy z braku zaufania? A mo�e to tylko sentymentalny odruch? Tocs zna mojego ojca. Przecie� staruszek jest dozorc� w instytucie od chwili, gdy zosta� inwalid�. Widocznie spotka� Tocsa i poprosi� go, �eby troch� si� mn� zaj��. Tylko na chwil� Chris przywo�a� w swych my�lach obraz ojca. I znowu zda� sobie spraw�, �e ojciec nigdy ju� nie wyzdrowieje, nawet gdyby uporczywe pog�oski o synach niebios, kt�rych przybycie oznacza�oby ratunek, mia�y si� sprawdzi�. Nikogo jeszcze nie zdo�ano wyleczy� z tego straszliwego zaniku pami�ci, przekl�tej plagi ludzko�ci. Chris wszed� do kajuty, otrz�sn�� si� z przykrych my�li i gor�czkowo zaczai wybiera� rzeczy, kt�re mog�yby mu si� przyda� na wycieczce. Tak nazwa� oczekuj�c� go wypraw�. Dopiero potem po�o�y� si? do ��ka. S�o�ce czerwon� plam� wy�oni�o si� zza piaszczy-* stych g�r. Nie czu�o si� nawet najl�ejszego podmuchu wiatru, niebo by�o ju� o tak wczesnej porze b��kitne a� po horyzont. Chris Noloc sta� na pok�adzie, wdychaj�c w rados-nym nastroju �wie�e, pachn�ce wilgoci� morskie po~ wietrze. Szcz�cia Chrisa nie zdo�a�o zm�ci� nawet podniecenie, jakie odczuwa� przed tym donios�ym" startem. Sam nie wiedzia�, co wp�yn�o na ten wspania�y humor: zadanie, na kt�re czeka� tak d�ugo, czy te� �wiadomo��, �e Gela b�dzie razem z nim? Chyba jedno i drugie. Gela! Gdyby tylko nie by�a tak uparta! Przecie� nie mo�na przez ca�e �ycie 12 op�akiwa� zaginionego przyjaciela. Nie, jej nie dzi o to. Ona stara si� mu dor�wna�, chce osi�gn�� to, czego tamten nie zdo�a� dokona�, i zapomina, �e jest kobiet�. Tak, przejrza� j�. Chris u�miechn�� si� z satysfakcj�. A przecie� ona jest przede wszystkim kobiet�! To nic, sp�dzimy teraz razem d�ugie chwile. B�dziemy blisko siebie. Tu� obok na kolumnie sygnalizacyjnej zapali�o si� czerwone �wiate�ko, r�wnocze�nie odezwa� si� brz�-czyk. Po chwili otworzy� si� luk pok�adowy, a podno�nik wysun�� do g�ry helikopter. Z jego kabiny wymachiwa� r�k� Karl Nilpach. Wkr�tce przed helikopterem zgromadzi�a si� ca�a za�oga �Oceanu II". Znowu, jak poprzedniego wieczoru, Chrisa opanowa�o jakie� dziwne uczucie. Dlaczego oni robi� tyle szumu! To przecie� ca�kiem zwyczajna, powszednia rzecz taki lot rozpoznawczy. Zgoda, chodzi o nie znane jeszcze tereny, mo�e nawet grozi im niebezpiecze�stwo, ale na to byli przecie� przygotowani od samego pocz�tku. Ni�pach zeskoczy� z helikoptera i podszed� do Chrisa. � Widzia�e�? � zapyta�, wskazuj�c nieznacznym ruchem g�owy do g�ry. � Miejmy nadziej�, �e s� syte albo wypatruj� czego� wi�kszego � za�artowa� makabrycznie. Chris spojrza� w g�r�. Nad nimi kr��y�y dwa ptaszyska o gigantycznych rozmiarach. � Niezbyt pi�kny widok, co? � odezwa� si� nagle tu� obok niego Robert Tocs. Chris wzruszy� ramionami, po czym zaczai �ciska� d�onie tych, kt�rzy przyszli po�egna� za�og� helikoptera. Nagle poczu� zniecierpliwienie. Ca�a ta sytuacja zacz�a go m�czy�, chocia� jednocze�nie zainteresowanie towarzyszy sprawia�o mu przyjemno��. 13 Pomagaj�c kobietom przy wsiadaniu szuka� spojrzenia Geli, ona jednak patrzy�a prosto przed siebie. By�a bardzo blada. Po�egna�a si� tak, jak gdyby my�lami wybieg�a ju� o kilka dni naprz�d. Tocs r�wnie� nie przed�u�a� tej ceremonii. Powiedzia� kilka oficjalnych zda�, kt�rych uczestnicy wyprawy wys�uchali stoj�c ju� w drzwiach. Jego �yczenia szcz�liwego lotu zgin�y w huku przedwcze�nie uruchomionych motor�w. Maszyna unios�a si� do g�ry i wzi�a kurs na po�udnie, pozostawiaj�c w dole wymachuj�ce r�kami postacie. Zgromadzeni na pok�adzie zacz�li si� ju� rozchodzi�, gdy nagle rozleg� si� czyj� przera�liwy krzyk. Tocs, kt�ry w�a�nie znika� w luku, odwr�ci� si�, zrobi� kilka krok�w, po czym pobieg� tam, dok�d p�dzili inni. By�o ju� jednak za p�no, aby cokolwiek dostrzec. � Co si� sta�o? � zapyta� blady, nie mog�c z�apa� tchu. Dziewczyna, mechanik pok�adowy, z przewieszon� jeszcze przez rami� cum� helikoptera, nie patrzy�a na niego. Na jej twarzy widnia�o przera�enie. Potem si� ockn�a i wyszepta�a: � Jeden ruch dziobem i ju� po helikopterze! Taka jask�ka przemkn�a obok... � Po chwili doda�a: � To ju� pierwsi! � Jej s�owa zabrzmia�y jak wyrzut. Tocs poczu�, �e krew uderza mu do g�owy. Wskoczy� na podstaw� kolumny sygnalizacyjnej i zawo�a�: � Uwaga, przyjaciele, pos�uchajcie! � Jeszcze dwa razy musia� powt�rzy� swoje wezwanie, zanim uciszy� rozgor�czkowanych towarzyszy. � Nie ma �adnego powodu do paniki ani rezygnacji! Przypomnijcie sobie: podczas naszej podr�y zdarzy�o to si� nam ju� trzykrotnie i nikomu nie spad� nawet w�os z g�owy! Helikopter jest hermetyczny, wytrzy- 14 ma wi�c t� przygod� bez trudu! Oczywi�cie zboczy przez to z kursu, ale przecie�... � Tego nie mo�na por�wna� z �ososiami! � zawo�a�a dziewczyna. � Tu nie ma wody. Je�eli to bydl� wydali z siebie uszkodzony helikopter, to maszyna mo�e si� roztrzaska�. Wrzawa zn�w narasta�a. � Przyjaciele, poczekajcie chwil�! � krzykn�� gniewnie Tocs. � Przecie� Ennil wie o tym. W ko�cu takie ptaszysko nie leci wiecznie. A Ennil mo�e wp�ywa� na czas wydalania. Ostatecznie ma kotwic� chwytakow�! Ja... Nagle przerwa� im g�o�nik: � Halo, dow�dco, tu centrala, prosz� przyj�� natychmiast. Mam ��czno�� z helikopterem! Tocs spojrza� na uradowane twarze. � A wi�c jednak � mrukn��, po czym szybko zeskoczy� na pok�ad i d�ugimi susami pobieg� w stron� drzwi. Karl Nilpach przej�� stery. Kiedy tylko helikopter oderwa� si� od pok�adu �Oceanu II", skierowa� go poziomo. � Zostaniemy na tej wysoko�ci � zawo�a� wskazuj�c kciukiem ku g�rze. Ennil skin�� g�ow�. Zrozumia�. W pobli�u ziemi nie grozi�o im ju� tak wielkie niebezpiecze�stwo ze strony mew. Statek by� jeszcze widoczny, kiedy nagle Carol krzykn�a przera�liwie. W milczeniu wskazywa�a r�k� przed siebie. Co� czarnego p�dzi�o im na spotkanie, rosn�c b�yskawicznie w oczach. Ujrzeli jeszcze szeroko rozwart�, ogromn� czerwon� paszcz�, potem ogarn�a ich ciemno��. Gramolili si� jeden przez drugiego, kiedy silnik zasapa� po raz ostatni i zapad�a cisza. Jednak ruch nie usta�. Kilka szybko po sobie nast�puj�cych moment�w przy�pieszenia zmusi�o za�og� do uchwycenia si� czegokolwiek. � Hej � st�kn�� Karl. � Zdumiewaj�co kr�tka by�a ta podr�. Czy nikomu nic si� nie sta�o? Chris, zajmuj�cy obok niego miejsce drugiego pilota, wymaca� kontakt awaryjny. Kiedy �ar�wki zab�ys�y, oczom ich ukaza� si� obraz, kt�ry w mniej gro�nych okoliczno�ciach wywo�a�by na pewno salw� �miechu: Nilpach i Noloc wisieli w swych fotelach. Czterej pozostali, nienaturalnie wykrzywieni, trzymali si� wzajemnie z ca�ych si� lub obejmowali nogi foteli. Ko�ysanie usta�o. Jednocze�nie rozleg� si� jaki� niesamowity d�wi�k podobny do krakania. Powtarza� si� co pewien czas, a po nim zawsze nast�powa�o szarpni�cie. � Czy to ob�arstwo nigdy si� nie sko�czy? Ju� ,po raz czwarty prze�ywamy co� podobnego! � zawo�a� Karl. Znowu rozleg� si� ten sam d�wi�k, a kolejne szarpni�cie wyrzuci�o go niemal z siedzenia, gdy� m�wi�c pu�ci� si� oparcia. Kiedy odzyska� r�wnowag�, krzykn�� energicznie: � No, panie i panowie, nie ma powod�w do paniki, wstawajcie szybko! � Lepiej sprawd�, czy maszyna jest szczelna! �-zawo�a� Charles. Opanowa� ju� przera�enie, wynik�e raczej z nag�ego obrotu wydarze�, ni� z rzeczywistej gro�by. My�la� podobnie jak Nilpach, ale helikoptera nie mo�na by�o por�wna� do stabilnego �Oceanu II". Kolejny d�wi�k, na kt�ry tym razem nie zwr�cono uwagi. Szarpni�cie by�o prawie niewyczuwalne. � Kabina jest szczelna � zameldowa� Karl. � Nie ma spadku ci�nienia. � A widzicie! � triumfowa� Chris. � A ty, kierowniku wyprawy, nie gadaj tyle! �* :Gela Nylf filuternie pogrozi�a Ennilowi palcem. � Powinni�my raczej ustali�, kto jest naszym gospcn darzem, a do tego ty si� nadajesz najlepiej. Wtedy b�dzie nam �atwiej odgadn�� jego dalsze zamiary. � Czy... czy kto� jest ranny? � spyta�a lekarka, Carol Mieh. Nie dosz�a jeszcze ca�kowicie do siebie, a teraz siedzia�a na �awce wodz�c po nich oczyma. Chris nacisn�� kilka przycisk�w. Potem uj�� mikrofon i zawo�a�: � Centrala, halo, centrala, tu �Orze�". S�yszysz mnie? Widoczna w oscylografie linia drgn�a. Karl za�mia� si� rado�nie. � No, prosz�! Wszystko w porz�dku. Niech Tocs podejdzie � za��da� Chris. Pod��czy� dodatkowo g�o�nik pok�adowy. Wkr�tce w kabinie rozleg� si� przyt�umiony g�os: � Tu dow�dca Tocs. Ciesz� si�, �e was s�ysz�! � Tocs nie m�g� jeszcze z�apa� tchu. Karl zwi�kszy� maksymalnie si�� g�osu. � Nie�le ekranuje to bydl� � narzeka� cicho. Charles balansowa� po przechylonej pod�odze kabiny. Chris poda� mu mikrofon. � Robert, b�d� si� streszcza� � powiedzia� En-nil. � Chodzi o oszcz�dno�� energii. Chcia�bym, �eby� da� mi nieograniczone pe�nomocnictwo w podejmowaniu decyzji. Wydaje mi si�, �e �ruba zakleszczy�a si� w gardzieli. Trzeba b�dzie u�y� si�y, �eby wyj�� na wolno��. Czy wiecie, jakie to zwierz�? � Jask�ka � poinformowa� go Tocs. � Widzicie j� jeszcze? Tocs milcza� przez chwil�. Potem, jak gdyby nieco skonsternowany, o�wiadczy�: � Nie. � Normalnym g�osem doda�: � R�b, co uwa�asz za stosowne. � Dzi�kuj� � odpar� Ennil. � Zamek znowu, kiedy w naszej sytuacji co� si� czy�em. 2 � Ekspedycja Mikro Chris wy��czy� nadajnik, a Ennil zwr�ci� si� do Nilpacha: � Karl, w��cz reflektor dziobowy! St�oczyli si� przy szybie. Tu� przed nimi �wiat�o odbija�o si� od r�owej, l�ni�cej wilgoci� �ciany. Gigantyczna rura, w kt�rej utkn�li, sk�ada�a si� prawdopodobnie z elastycznych w��kien; �ciana wykazywa�a struktur� pier�cieniow�. Chris stan�� na fotelu. W ten spos�b m�g� widzie�, co dzieje si� w g�rze. Karl w��czy� pozosta�e reflektory. Przez otaczaj�c� ich �cian� przesz�o dr�enie. Chris usi�owa� przekrzycze� narastaj�cy ponownie ha�as: � A wi�c jest tak, jak przypuszczali�my. Ugrz�li-�my na amen. �ruba sterownicza odci�ta, koniec ugrz�z� w tej rurze. By� mo�e jest to prze�yk. � Chris opad� z powrotem na fotel i doda� szyderczo: � Dla naszego gospodarza nie jest to zbyt przyjemne. Kolejno stawali na fotelach, oceniaj�c sytuacj�, w jakiej si� znale�li. � Chyba nie uda si� nam prze�lizn�� � pow�tpiewa� Karl. � I tak by�oby to zbyt niebezpieczne � zauwa�y� Ennil. � Nie znajdujemy si� w wodzie. Je�eli to zwierz� wydali nas w locie, nie wiem... � Przecie� nie mo�e lata� wiecznie � wtr�ci�a Carol. � Wiecznie nie, ale d�ugo � wyja�ni� Ennil. � One od�ywiaj� si� niemal wy��cznie tym, co schwytaj� w locie... � Niestety to prawda � przerwa� mu Karl. � Lec� zwinnie i szybko � m�wi� dalej Ennil, nie daj�c si� zbi� z tropu. � Swoje gniazda buduj� na ska�ach, przewa�nie w g�rze pod wyst�pami, a wi�c i tam niebezpiecze�stwo nie zmniejsza si�... 18 No, dobrze � urwa�. Potem zapyta�: � Co proponujecie? Co o tym my�lisz, Gela? Dziewczyna zawaha�a si� przez moment, potem zacz�a wylicza�: � Wysi���, wyr�ba� sobie woln� drog�, odczeka�, zamocowa� w kabinie porz�dne uchwyty, kt�re pomog�yby nam znie�� upadek z du�ej wysoko�ci. � A ty, Chris? � Ja... chwileczk�... � Chris nie bardzo wiedzia�, o co chodzi. W�a�nie pyta� o co� Carol. � Carol? � W�a�ciwie jestem tego samego zdania co Gela. Wydaje mi si�, �e mogliby�my zupe�nie dobrze znie�� upadek z du�ej wysoko�ci, je�eli zastosujemy si� do propozycji Geli. Poza tym odchody prawdopodobnie zamortyzuj� wstrz�s. � Nie zwracaj�c uwagi na wykrzywione grymasem wstr�tu twarze towarzyszy, doda�a rzeczowo: � To �agodzi upadek. � Tu u�miechn�a si� po raz pierwszy od momentu katastrofy. � Karl, ile �ywno�ci mamy na pok�adzie? � zapyta� Chris. � No c�, lot mia� potrwa� siedem dni. Prowiantu starczy na dziesi�� � odpar� Nilpach. � To samo jest z tlenem. � A co ty o tym s�dzisz? � zapyta� Ennil troch� gniewnie, bo pytanie Chrisa przerwa�o mu rozmow�. � No c� � zaczai przeci�gle Nilpach i podrapa� si� po g�stej, siwej czuprynie. Potem spojrza� na Chrisa i skin�� z namys�em g�ow�. � Je�eli utkniemy tam dalej � wskaza� kciukiem za siebie � a mo�na przypuszcza�, �e droga jest jeszcze d�uga, to nie zdo�amy wydosta� si� na wolno��, a wtedy... � wywr�ci� zabawnie oczyma. � By�bym raczej za jakim� dzia�aniem. 19 � Sytuacja jest ju� i tak dosy� powa�na � powiedzia� Ennil z nagan� w g�osie. � W�a�nie � skin�� g�ow� Chris, ale nie by�o to poparcie zarzutu Ennila, lecz wypowiedzi Nilpa-cha. � Dlatego proponuj�, �eby Carol przyrz�dzi�a odpowiedni� dawk� trucizny. Wiesz � zwr�ci� si� do niej � tak� o wysokim st�eniu. Karl i ja wyjdziemy na zewn�trz i wstrzykniemy j�. Ennil i G-ela zaprotestowali. Przez chwil� sprzeciw Geli sprawi� Chrisowi przyjemno��, ale nie da� si� zbi� z tropu i m�wi� dalej: � Gdyby co� nam si� sta�o, mo�na jeszcze zawsze zastosowa� drugi wariant: oczekiwanie. � Nie podoba mi si� tw�j projekt � powiedzia�a z naciskiem Gela. � Uwa�am, �e ryzyko jest zbyt du�e. � Dzi� ryzykujemy w ten, jutro w inny spos�b. Nie zawsze mo�na sobie pozwoli� na bierne wyczekiwanie � m�wi� stanowczo Chris. � Wydaje mi si�, �e do takiego zadania nadajemy si� najbardziej Karl i ja. Bo chyba nie Charles ani Carol albo ty? Gela zacisn�a wargi, potem spojrza�a na niego i powiedzia�a z przekor� w g�osie: � Dobrze, p�jd�! � Zostaniesz! � zawo�a� Chris gwa�towniej, ni� zamierza�. � Charles, nie pozw�l jej! � Jego prosz�ce spojrzenie kontrastowa�o z rozkazuj�cym tonem. Gela spu�ci�a oczy i odwr�ci�a si�. Tego tylko brakuje, �eby przeze mnie i w mojej obecno�ci co� ci si� sta�o, pomy�la� Chris. � Ta propozycja nie jest z�a � powiedzia� z wahaniem Ennil. � Oczywi�cie wykluczone, �eby zrobi�a to Gela, ale sam rozumiesz, Chris, �e nie mog� wam czego� takiego zleci�... � Daj spok�j, Charles � odpar� sucho Chris. � Pom� nam lepiej! r Za�o�yli skafandry i maski ochronne. Karl porozumia� si� szeptem z Chrisem, po czym zawiesi� sobie na pasie spor� paczk� z materia�em wybuchowym. � Strzykawka � o�wiadczy� �artobliwie. Przes�ona w he�mie Chrisa nie by�a jeszcze domkni�ta. Carol manipulowa�a przy kilku pojemnikach, zwr�cona do reszty za�ogi plecami. Chris podszed� do niej. � Ju�? � zapyta�. W milczeniu poda�a mu kanister, unikaj�c jego wzroku. � Co si� sta�o? � szepn�� Chris. Uj�� j� pod brod�, zmuszaj�c, aby spojrza�a na niego. Jej oczy zaszkli�y �zy. � Boisz si�? � zapyta�. Skin�a g�ow�, ale ju� po chwili zmusi�a si� do u�miechu, przy kt�rym zadr�a�y jej wargi. Chris przyci�gn�� j� szybko do siebie i pog�aska� po g�owie. � Ju� dobrze � powiedzia� � wkr�tce wr�cimy. Jedynie Gela by�a �wiadkiem tej sceny. Karl Nil-pach znajdowa� si� ju� w w�skiej �luzie. Chris zamkn�� przes�on� he�mu, ale przedtem podszed� jeszcze do Geli i szepn��: � Prosz� ci�, pom� jej. Ona jest nowicjuszk�. Gela skin�a g�ow�. Chris wyci�gn�� do niej r�k�. Odwzajemni�a u�cisk i nareszcie spojrza�a mu prosto w oczy. To �adnie z jego strony, �e troszczy si� o Carol, pomy�la�a. Raptem zrobi�o jej si� przykro. Jak by zachowa� si� Harold w podobnej sytuacji? Tak samo, to pewne! Tylko �e on nie wr�ci� z takiej wyprawy... Zatroskana spojrza�a na Chrisa, kt�ry zamierza� ju� wej�� do �luzy. Nie ka�dy mia� kogo� bliskiego na �Oceanie I", 21 a jednak by�a przekonana, �e nie tylko ona nie mog�a zapomnie� zaginionych towarzyszy. ��czy�o ich zbyt wiele wsp�lnych prze�y�, w szkole, podczas przygotowa� do ekspedycji. Niekt�rzy z obecnej za�ogi powinni byli ju� wtedy wzi�� udzia� w wyprawie, ale z niewiadomych przyczyn przesuni�to ich na p�niejszy termin... A nie min�y nawet jeszcze trzy lata. Gela post�pi�a krok ku �luzie, ukl�k�a obok Chri-sa, sprawdzi�a szczelno�� jego przes�ony, po czym szepn�a: � Uwa�aj na siebie, Chris... � Uwa�aj, Chris! � krzykn�� zupe�nie innym tonem Karl, kiedy jego przyjaciel usi�owa� wydosta� si� ze �luzy. Chris odni�s� nagle wra�enie, jak gdyby podci�te mu nogi, po czym run�� jak d�ugi. Poorane bruzdami pod�o�e okaza�o si� niezwykle �liskie i nier�wne. Ze wzmacniacza rozleg� si� �miech Nilpacha. � Wybacz � powiedzia� wreszcie � ale to naprawd� wygl�da�o �miesznie. � Podszed� do Chrisa, aby mu pom�c, ale jask�ka wykona�a w tym momencie ostry skr�t i obaj run�li. � Co za cholerna bestia! � zakl�� Karl. � No, poczekaj! Si�gn�� r�k� do otwartej jeszcze �luzy i wydoby� z niej dwie laski. Chris wskaza� przed siebie. Przed�u�enie prze�yku gin�o w ciemno�ciach. Karl skin�� g�ow� i skierowa� tam �wiat�o lampy. Prze�yk zw�a� si� stopniowo. Powoli posuwali si� do przodu. Wkr�tce Karl da� przyjacielowi do zrozumienia, �eby nie szed� po dnie, lecz bardziej bokiem, gdzie nie by�o tak �lisko. Zaledwie Chris zd��y� us�ucha� tej rady, wydarzy�o si� co� nieoczekiwanego: we wn�trzu prze�yku zamigota�o nik�e �wiat�o. �liskie 22 r dno zadygota�o, w��kna i pier�cienie przesun�y si� elastycznie. � Trzymaj si�! � krzykn�� Chris. Wbi� swoj� lask� mi�dzy pier�cienie i wsun�� si� w powsta�e wg��bienie. Poczu�, �e co� przycisn�o go na moment do �ciany, po czym przemkn�o dalej. Wsta� spiesznie, za�wieci� lamp� i przetar� r�kawem przes�on� he�mu. Ogarn�o go przera�enie. To, co rozpozna� w �wietle lampy, by�o ogromnym, zgniecionym cia�em skrzydlatego zwierz�cia, kt�re szybko przesuwa�o si� w kierunku helikoptera. � Karl! Karl! � krzycza� Chris. � Tak � us�ysza� sapanie i odetchn�� z ulg�. � Id� ju�... poci�gn�o mnie kawa�ek... Nic ci si� nie sta�o, Chris? � Karl przedziera� si� do niego z trudem. � Ta bestia �re nadal, nie przeszkadza jej nawet to, �e tkwimy w jej prze�yku. Skierowali �wiat�o na helikopter. Chris �cisn�� Karla za rami�, wstrzymuj�c ze strachu oddech. Ostatni �up jask�ki widnia� nie opodal, zaczepiony o maszyn�. Ruchy przewodu przybra�y na sile i po chwili by�y tak intensywne, �e m�czy�ni musieli si� mocno trzyma�. � Mam nadziej�, �e kotwica wytrzyma! � Chris zgrzytn�� z�bami. � Pomy�l, co by by�o, gdyby�my jej nie zarzucili � Karl poruszy� ramieniem imituj�c lot �lizgowy. Wtem na skutek gwa�townego ruchu cia�o zwierz�cia przesun�o si� w ich kierunku, zatrzyma�o, po czym znikn�o w ciemno�ciach. � Uff � j�kn�� z ulg� Karl. � Chod�, musimy si� spieszy� � nalega� Chris. � Jeszcze sto krok�w, dopiero taka odleg�o�� od helikoptera jest bezpieczna. Przew�d zw�a� si� coraz bardziej. � Tak, to tu � o�wiadczy� wreszcie Chris. W tym 23 miejscu mogli sta� wyprostowani. Na dnie widoczna by�a szczeg�lnie wypuk�a wi�zka w��kien. Tam za�o�yli �adunek wybuchowy. Nast�pnie pobiegli z powrotem. Karl po�lizn�� si�, przewr�ci� i znieruchomia� w jakim� wg��bieniu. Tu� po eksplozji nast�pi�o znowu gwa�towne przy�pieszenie. Jask�ka zmieni�a widocznie kierunek lotu, bo znale�li si� przez chwil� niemal w pionowym po�o�eniu. � No � odezwa� si� Karl. � Teraz przygotuj si� do wielkiego lotu! � Chwycili pojemniki z trucizn� i przeszli zn�w do przodu. Krater odznacza� si� wyra�nie ciemn� plam�. Wi�zka w��kien rozerwana by�a na szeroko�� dziesi�ciu st�p, z postrz�pionych brzeg�w ciek�a krew. � Ciekawe, czy ona w og�le co� poczu�a? � zainteresowa� si� Chris. � Mo�e przez chwil� lekkie podra�nienie oskrzeli � zgadywa� Karl. � A wi�c, do roboty � powiedzia� zdecydowanie Chris. Otworzy� kanister i wyla� zawarto�� tam, gdzie w rozerwanej wi�zce w��kien silnie pulsowa�y liczne naczynia krwiono�ne. � Wracamy. Powinni�my by� w helikopterze, zanim to si� zacznie. � Je�eli w og�le si� zacznie � zauwa�y� Karl. � Jak to? � Po prostu. Przecie� dzia�anie tego �rodka nie zosta�o sprawdzone w praktyce. � Karl zatoczy� r�k� p�kole. � �rednica tego przewodu ma prawie dwadzie�cia st�p. Mo�esz sobie wyobrazi�, jak olbrzymia jest ca�a bestia? W�r�d za�ogi helikoptera panowa�o nerwowe podniecenie i dopiero, kiedy obaj m�czy�ni wyszli ze �luzy i zrzucili z siebie zabrudzone skafandry, ich towarzysze uspokoili si�. � Nie zazdro�ci�em wam, kiedy ta padlina prze- 24 mkn�a ko�o was � zauwa�y� Charles. Zwr�ci� si� do Chrisa: � Co wed�ug ciebie teraz nast�pi? � Przede wszystkim zobaczymy, czy r ten koktajl przyrz�dzony przez Carol dzia�a � odpar� spokojnie Chris. � Na pewno dzia�a! � Carol ruchem r�ki nakaza�a milczenie. Wygl�da�a na opanowan�, widocznie przezwyci�y�a ju� chwil� s�abo�ci. � Sp�jrzcie, wydaje mi si�, �e to ju�! Istotnie, si�y przyspieszenia jakby os�ab�y. Naraz da� si� s�ysze� g�uchy odg�os uderzenia, wszystko doko�a zadygota�o, potem poczuli szarpni�cie. W��kna mi�sni rozci�ga�y si�, zmieniaj�c radykalnie po�o�enie helikoptera. Z trudem utrzymywali r�wnowag�. Kabina zacz�a si� przechyla�, potem zatoczy�a p�kole, aby wreszcie znieruchomie� dnem do g�ry. Zapanowa�a cisza. Cz�onkowie ekspedycji wyprostowali si� z ulg�, po czym stan�li na suficie kabiny, tworz�cym obecnie pod�og�, i zacz�li porz�dkowa� rozrziicone w nie�adzie przedmioty. Wydawa�o si�, �e �mier� ptaka nie by�a dla nich oboj�tna. Ostatecznie zniszczyli czyje� �ycie i ka�dy z nich odczuwa� teraz niesmak. Dlatego zabrzmia�o nieco sztucznie, ale jednocze�nie roz�adowa�o ponury nastr�j, kiedy Karl odezwa� si�: � Przytulnie, prawda? � No i co teraz � zapyta�a Carol. � Jak si� st�d wydostaniemy? � Pieszo, a jak inaczej? � odpar�a Gela. � A helikopter? W jaki spos�b chcesz dotrze� do statku? � nie ust�powa�a Carol. � Gdyby nie wasz up�r, mo�e by�my zdo�ali uratowa� maszyn�. Kto wie, gdzie zawl�k� nas ten ptak i czy w og�le uda si� nam jeszcze nawi�za� kontakt z �Oceanem". Chris by� najbli�ej nadajnika. Wyprostowa� si�, chwyci� za oparcie wisz�cego nad nim fotela, pod- 25 ci�gn�� si� do g�ry, po czym w��czy� nadajnik. Po kilku chwilach odezwa�a si� centrala. Wszyscy odetchn�li z ulg�. Chris przedstawi� sytuacj�, potem poprosi� o dokonanie namiaru po�o�enia i wkr�tce zakomunikowa�: � Znajdujemy si� w odleg�o�ci trzydziestu dw�ch mil od statku. Na razie nie mog� nam pom�c, bo nadci�ga burza. Du�y helikopter ratowniczy jest jeszcze nie zmontowany, pomoc nadejdzie wi�c nie wcze�niej ni� jutro rano. Tocs zarz�dzi�, �eby�my spokojnie czekali. Uwa�a, �e nic nam nie grozi. Ale mnie si� wydaje, �e powinni�my spr�bowa� ustawi� helikopter. � Tocsowi �atwo m�wi�, jest o trzydzie�ci dwie mile st�d ��� odezwa� si� Ennil. � A my nie wiemy, co mo�e si� sta� z cia�em jask�ki. Pomin�li milczeniem t� uwag�. � Powinni�my postawi� helikopter � powiedzia�a Gela. Zadanie okaza�o si� wcale nie tak trudne, jak si� wydawa�o. Po mozolnym rozdzieleniu siekierami w��kien mi�ni, kt�re wi�zi�y �rub� sterownicz�, maszyna przesun�a si� na �rodek przewodu i wysun�a z niej, po czym u�ywszy wielokr��ka i podp�rek pod ko�a ustawiono j� bez wi�kszego trudu. Tym razem �liskie pod�o�e okaza�o si� przydatne. Bardziej skomplikowane by�o zdj�cie zakrzywionej �opaty wirnika, poniewa� elastyczna �ciana przewodu ogranicza�a ruchy. Wreszcie uruchomiono silnik. Ku og�lnej rado�ci zaskoczy� od razu. � Je�eli uda nam si� wydosta� st�d maszyn�, to za dwie godziny polecimy bez pomocy �Oceanu" � powiedzia� Karl. Po kolacji Ennil zarz�dzi� cisz� nocn�. 26 W pierwszej chwili Gela nie zorientowa�a si�, co j� zbudzi�o. Nas�uchiwa�a przez moment, ale dochodzi� j� tylko oddech wsp�towarzyszy. Ennil pochrapywa� cicho. Ale co to, czy nie jest to odg�os skrobania, jak gdyby pocierano czym� o metal? Serce skoczy�o jej do gard�a. Nagle zapanowa�a znowu cisza. Gela le�a�a jeszcze d�ugo, nie mog�c usn��. Potem ujrza�a wielkie potwory, kt�re pe�z�y w jej stron�. Chris ogromnym mieczem zadawa� im ciosy. Teraz Chris mia� twarz Harolda, potem by� to znowu Chris. Naraz zobaczy�a ich obu z identycznymi mieczami w d�oniach. Walczyli jak op�tani, ale bestie stawa�y si� coraz bardziej za�arte i przybywa�o ich coraz wi�cej. Wtem pochwyci�y Chrisa, nie, to by� Harold. Kleszcze obj�y go, zgrzytaj�c o pancerz. Gela poderwa�a si� z miejsca. Nie by�o w�tpliwo�ci, teraz rzeczywi�cie us�ysza�a czyje� st�panie, skrobanie i � a wi�c to nie by� sen � ten przenikliwy zgrzyt. � Chris, Karl, s�yszycie? � zawo�a�a przyt�umionym g�osem. Nie mog�a opanowa� dr�enia cia�a. � Tak, Gela � doszed� j� szept od strony Chrisa. Poczu�a nagle tu� obok siebie ruch. � To ja � szepn�� Chris. Chwyci�a go za r�k�. Czu� jej podniecenie. � Nie b�j si� � m�wi� cicho. � Kabina jest dosy� mocna. S�ysz� to ju� od d�u�szego czasu. � Co to mo�e by�? Przecie� jeste�my jeszcze we wn�trzu tego ptaka. Chris nie odpowiedzia�. Po chwili b�ysn�� promie� �wiat�a latarki, przesun�� si� po oparciach foteli i nagle o�wietli� �eb ogromnej bestii. Gela st�umi�a okrzyk. Z ca�ej si�y, a� do b�lu, �cisn�a rami� Chrisa. � Nie b�j si�. On si� tu nie dostanie � szepn�� Chris. 27 Wtedy pu�ci�a jego rami�, a nawet odsun��a si� nieco. Chris spokojnie, jak tylko to by�o mo�liwe, powiedzia�: � Ciekaw jestem, sk�d ten potw�r tu si� znalaz�? O�wietli� g�ow� zwierza. Wydawa�o si�, �e potw�r w og�le nie zwraca na to uwagi. Dwa pokryte szczecin� czu�ki przesuwa�y si� po szybie okna tam i z powrotem, ale najwi�ksze wra�enie robi�y uz�bione, rozwarte szeroko �uchwy, za kt�rymi nieprzerwanie porusza�y si� twarde p�yty. Ich zadaniem by�o widocznie rozdrabnianie zdobyczy. � To mr�wka � o�wiadczy� Chris niedbale, jak gdyby mieli przed sob� wy��cznie okaz do nauki biologii. � Dawniej wyst�powa�y r�wnie� u nas. Znane s� r�ne gatunki � teraz m�wi� tonem profesorskim i z lekk� ironi� � r�ni�ce si� od siebie kolorem i wielko�ci�, a nieraz nawet sposobem od�ywiania. S�dz�c po g�owie bestia ma z pewno�ci� dwadzie�cia st�p d�ugo�ci. � Chris m�wi� znowu powa�nie. � Ale i tak nie przejdzie przez t� pancern� szyb�. Mnie najbardziej ciekawi jedno: sk�d ona si� tu wzi�a? � Czy nie powinni�my obudzi� innych? � zapyta�a Gela. � W �adnym wypadku! � odpar� Chris. � My te� p�jdziemy zaraz spa�. Teraz nic nam nie grozi, ale kto wie, co czeka nas jutro. Chcia�bym si� tylko jeszcze przekona�, czy ta mr�wka jest sama. Ostro�nie wdrapa� si� na fotel i wyjrza� przez wypuk�� szyb� okienka. Kiedy podni�s� g�ow� do g�ry, omal nie krzykn�� ze zdziwienia: pomi�dzy dwiema czarnymi, trudnymi do zidentyfikowania bry�ami po�yskiwa�o matowe �wiate�ko. Gdyby nie by� przekonany, �e s� teraz we wn�trzu ptaka, m�g�by przysi�c, �e w g�rze �wieci gwiazda. 28 W��czy� reflektor dziobowy. Mr�wki, o�lepione jaskrawym �wiat�em, na chwil� znieruchomia�y. By�o ich wiele, upiornie odcina�y si� od ciemnego t�a. Niekt�re taszczy�y szcz�tki w��kien mi�ni, inne zatapia�y swoje �uchwy w mi�kkich cz�ciach prze�yku. Wydawa�o si�, �e helikopter nie przeszkadza im w og�le i � co bardziej ucieszy�o Chrisa � nie interesuje. Cofn�� si�. �cisn�� d�o� Geli i szepn��: � Spij, ona chyba zab��dzi�a. Nic wi�cej nie zauwa�y�em. Po�o�y� si� tu� obok. Gela by�a mu za to wdzi�czna. Ostro�nie cofn�a r�k�. To chyba by�a jednak gwiazda, my�la� Chris, i zrobi�o mu si� l�ej na duszy. Zasypiaj�c ju�, poczu� lekkie dr�enie pod�ogi. Macie racj�, bierzcie si� do pracy, pomy�la� jeszcze, zanim zapad� w g��boki sen. II Res Strogel wyci�gn�a przed siebie d�ugie nogi i opar�a si� wygodnie o ty� �awki. Wi�kszo�� przechodni�w uwa�a�a j� na pewno za pr�niaka, wygrzewaj�cego si� w cieple zimowego s�o�ca, kt�rego promienie przenika�y nawet przez kopu�� dachu. Istotnie Res rozkoszowa�a si� b�ogim ciep�em, wdycha�a wo� ja�minu, kt�ry widocznie kwit� gdzie� w pobli�u, i ws�uchiwa�a si� w �wiergot wr�bli. Wodzi�a wzrokiem doko�a, obserwuj�c przechodni�w, i kilka matek z dzie�mi, kwiaty, kwitn�ce krzewy i drzewa. Wysoko w g�rze po�yskiwa�y kopu�y os�aniaj�ce ten ma�y �wiat przed mrozem i zimowymi burzami. Ale na dalszym planie, mi�dzy s�upkami kwiat�w; kasztanowca, rdzawo l�ni� sze�cian, w kt�rym mie�ci� si� instytut. Przez kr�tk� chwil� Res u�wiadamia�a sobie kontrast mi�dzy przyjemno�ci� siedzenia na tej �awce a tym, czego niedawno dokona�a. Teraz czu�a wewn�trzn� pustk� i wyda�o jej si�, �e mog�aby siedzie� tak bez ko�ca, rozkoszowa� si� otaczaj�c� j� przyrod�, nie my�le� o niczym. Unios�a g�ow�. Jeden z wr�bli przemkn�� obok i wyl�dowa� tu� przed ni�. Spojrza� na ni� przekrzywiaj�c �epek, zbli�y� si�, a przekonawszy si�, �e ta nieruchoma posta�, kt�ra siedzi tak wygodnie, nie ma wobec niego z�ych zamiar�w, dziobn�� zakrzywione pi�rko, le��ce na trawniku tu� przy wy�o�onej mi�kkim plastykiem drodze. Widocznie chcia� zdoby� je za wszelk� cen�, aby wymo�ci� swoje gniazdo. Jego starania nie dawa�y jednak rezultat�w, nawet kiedy zacz�� pomaga� sobie skrzyd�ami. Widok ten rozweseli� Res. Wszystko inne, poza tym wr�blem, przesta�o dla niej istnie�. Wr�bel rozz�o�ci� si� widocznie nie na �arty, szarpa� za pi�rko, rozrzucaj�c strz�py trawy, ale cel jego wysi�k�w tkwi� nadal na swoim miejscu. Res spojrza�a gniewnie na jakiego� przechodnia, kt�ry zbli�a� si� do nich. Ale ptak odskoczy� tylko na chwil� i znowu wzi�� si� do roboty.. Po chwili przebieg�o jakie� dziecko. Wr�bel odlecia� na pobliskie drzewo i znikn�� w g�stwinie. Res zn�w opar�a g�ow� o �awk�. Czu�a si� rozczarowana. Powr�ci�y my�li natr�tne i m�cz�ce. Pami�� podsun�a jej rozmow� z Mexerem, a raczej jego pouczenia sprzed niespe�na pi�tnastu minut, i Res mimo woli zacz�a znowu wyszukiwa� argumenty. Ale jednocze�nie u�wiadomi�a sobie z przykro�ci�, �e nawet najbardziej celne nie zdo�aj� sk�oni� Mexe-ra do podj�cia tej pracy. ' Obiektywnie ka�dy przyzna, �e nie zaniedba�am ni 30 czego, aby pomy�lnie doprowadzi� prace do ko�ca, pomy�la�a. A co s�dzi� Mexer? �e to tylko spekulacje, za s�abo podbudowane naukowo. To, �e rozwi�za�a wiele problem�w w spos�b mo�liwy do przyj�cia, nie ma chyba dla niego �adnego znaczenia. Gra�a o wysok� stawk� i przegra�a. Res u�miechn�a si� gorzko. G�upie powiedzenie, pomy�la�a z ironi�. Ten strach Mexera przed najmniejszym nawet ryzykiem! Ha! Chcia�abym wiedzie�, co jego instytut ma zamiar zrobi�, aby zniszczy� zalew bakterii. Zniszczy�! Tak jak gdyby to rozwi�zywa�o spraw�. Przez chwil� Res przypomnia�a sobie, jak sama usi�owa�a podej�� do tych mikrob�w przemoc�. By�a szcz�liwa, /�e jej si� wtedy nie uda�o. A jednak... Go� przemkn�o obok niej. Znajomy wr�bel siedzia� znowu nie opodal. Upodoba� sobie tamto pi�rko. Res obserwuj�c ptaka otrz�sn�a si� z przykrych my�li. Z trudem powstrzymywa�a si� od �miechu widz�c, jak wr�bel to szarpa�, to zn�w dzioba�, wreszcie straci� r�wnowag�, kiedy uda�o mu si� to pi�rko schwyci�. Teraz pofrun�� na drzewo. Jego lot, mimo balastu, by� l�ejszy. Masz racj�, wr�belku, nie nale�y si� poddawa�, pomy�la�a i zerwa�a si� z miejsca. Spojrza�a na instytut, mrukn�a: � Zobaczymy! � odgarn�a nog� �d�b�a trawy i zdecydowanym krokiem ruszy�a w stron� tarasu restauracji. O tak wczesnej popo�udniowej porze by�o tu spokojnie. Res wyszuka�a sobie miejsce, z kt�rego mog�a obj�� wzrokiem sal�, w roztargnieniu wodzi�a palcem po klawiaturze pulpitu dyspozycyjnego, po czym podj�wszy nag�� decyzj�, zaprogramowa�a dosy� obfite menu. Dopiero teraz rozejrza�a si� woko�o. Sala jadalna, urz�dzona z przepychem, robi�a wra�enie zaniedba- 31 nej: kwiaty na sto�ach sprzed dw�ch dni, poplamione tu i �wdzie ta�my obs�uguj�ce, �mieci na dywanie oddzielaj�cym dwa rz�dy sto��w. Res nie obejrza�a jeszcze wszystkiego, kiedy obok niej odezwa� si� brz�czyk, a ta�ma obs�uguj�ca zatrzyma�a si�. Res spojrza�a na potrawy i... os�upia�a. Jeden talerz pusty. Na pstr�gu z s�siedniego p�miska pi�trzy� si� bigos, w kompotierce znajdowa� si� p�yn, kt�ry przypomina� raczej rozpuszczone mas�o, a na ta�mie le�a�y polan� sokiem kostki ananasa. Pierwszym odruchem Res by� gniew. Potem pomy�la�a, �e to wszystko wygl�da humorystycznie. Odszuka�a na klawiaturze odpowiedni przycisk i wcisn�a go, wzywaj�c porz�dkowego. Zadziwiaj�co szybko zjawi� si� blady, m�ody m�czyzna. � Sp�jrz tylko, prosz� � powiedzia�a uprzejmie Res, wskazuj�c r�k� na ta�m�. M�czyzna popatrzy�, zmarszczy� czo�o, po czym zauwa�y�: � Co za �ajdak! Znowu staje d�ba. Teraz przesuwa ta�m� za szybko. To znaczy � w zamy�leniu przytkn�� palec do policzka � przeka�nik chyba nawali�... � Tak, tak � przerwa�a mu Res niecierpliwie. � Ale m�j przeka�nik jest w ca�kowitym porz�dku. I wyobra� sobie, �e sygnalizuje g��d. A wi�c postaraj si�, �eby ten �ajdak nie w�o�y� teraz pstr�ga do kompotu. � Oczywi�cie, oczywi�cie � zapewni� porz�dkowy. Uruchomi� ta�m�, po czym znikn��. Ten drobny incydent o�ywi� Res. To zadanie musz� jako� doprowadzi� do ko�ca, pomy�la�a. Zobaczymy, kto ma racj�. Szkoda tylko, �e narazimy si� na du�e straty. Zapragn�a nagle porozmawia� 32 z kim�, nie tylko o pracy i swojej pora�ce, ale tak po prostu. Kiedy wr�c� od dzieci, pogadam sobie z Ew�, postanowi�a. Ta�ma obok niej szarpn�a gwa�townie, potem jeszcze raz i jeszcze. Res u�miechn�a si�. By�a pewna, �e bladolicy obs�uguje teraz ta�m� r�cznie. Zreszt� to, co wkr�tce podjecha�o, odpowiada�o �ci�le zam�wieniu i smakowa�o bez zarzutu. Widocznie �ten �ajdak" umia� jednak przygotowa� potrawy. Nie odbierzesz mi apetytu, pomy�la�a z�o�liwie o Mexerze, kt�ry, jak wiedzia�a, cierpia� na rzadk� ju� chorob�, chroniczny nie�yt �o��dka. W tej chwili nie wsp�czu�a mu ani troch�. Jeszcze raz przypomnia�a si� jej dyskusja z nim. Je�eli on przeforsuje ten sw�j plan zniszczenia, to mog� zapomnie� o swojej hipotezie... Odbierze mi materia�y potwierdzaj�ce moje przypuszczenia. G�upia sprawa! Up�yn�a godzina, zanim uzyskano po��czenie. Res specjalnie w tym celu wymieni�a ma�y wideofon w pokoju hotelowym na aparat, kt�ry wy�wietla� w naturalnych wymiarach. Telekomputer zaanonsowa� j� ju� wcze�niej, Ewa nie by�a wi�c zaskoczona. � Cze��, Res � powita�a j�. � Dobrze, �e znowu ci� widz�. Kiedy spotyka�y�my si� ostatnim razem? W zesz�ym roku, na Sylwestra, prawda? Co s�ycha� u twoich po�eraczy betonu? Dobrze wygl�dasz! Do twarzy ci w tych kr�tkich w�osach, wiesz? Ja z moj� p�ask� czaszk� nie mog�abym sobie na to pozwoli�. Ale powiedz, co s�ycha�, jak dzieci? � Uff! � j�kn�a Res. � Czy tw�j Gwen... jeste�cie chyba jeszcze razem? � Kiedy Ewa skin�a 3 � Ekspedycja Mikro 33 energicznie g�ow�, Res m�wi�a dalej: � No wiesz, nigdy nic nie wiadoma! By�. podobno lekkoduchem. A wi�c czy ci� tw�j Gwen nie uspokoi�? Ewa za�mia�a si�. � Pewnie moja praca sprawia, �e mu si� to jeszcze nie uda�o � wyja�ni�a. Res skin�a g�ow�. � Musicie poprawi� swoje us�ugi, �eby nie by�o tylu za�ale�. Czy te nowe automaty kulinarne nie s� przypadkiem z waszej budy? W�a�nie mia�am z nimi przygod�. Gwen jest w domu? � Sk�d�e! � odpar�a Ewa. � Razem z komisj� ONZ przebywa gdzie� w Algierze, a wi�c nie tak daleko od ciebie. Maj� zatrzyma� piasek, czy co� takiego. Zupe�nie oszala� na tym punkcie. Ale powiedz mi, jak dzieci? Co z prac�? � W�a�nie wracam od mojej dw�jki. Czuj� si� wspaniale. Spotkali�my si� po raz pierwszy od dw�ch tygodni. Zobacz! � Res po�o�y�a przed obiektyw zdj�cie stereoskopowe dwojga dzieci, o�mioletniego ch�opca i dziesi�cioletniej dziewczynki. � Te nowe domy opieki to istny raj dla dzieciak�w. I zawsze korzystam z codziennej wideogodziny. Jeste�my z tego bardzo zadowoleni. A ty trzymasz swoj� Maud nadal w domu? Ewa zn�w skin�a g�ow�. � No tak, a je�eli chodzi o prac� � opowiada�a dalej Res � to w�a�nie wylecia�am od Mexera. Sko�czy�am z tym, przynajmniej na razie. � Co takiego? � Ewa by�a szczerze zdziwiona. � Oszala�a�? Tyle si� nad tym nam�czy�a�. Przecie� to, �e Tom was opu�ci�, by�o te� zwi�zane z twoim obsesyjnym umi�owaniem pracy, musisz przyzna�. A teraz co? Mexer to ten karierowicz, teoretyk, tak? Czy to nie on napisa� prac� dyplomow�, z kt�r� nikt nie wiedzia�, co robi�? 34 � Stop, stop! � zawo�a�a Res ubawiona. � Tak, to on. Ale widocznie jednak co� znaczy, skoro dosta� awans. Akademia potrzebuje te� ludzi superpilnyeh. Zreszt� znam go lepiej ni� ty. Studiowa�am z nim razem przez pi�� lat. � Tak, wiem. I nic ci nie przychodzi do g�owy? Nie s�dzisz, �e on widzi w tobie rywala? Tacy ludzie czuj� to na odleg�o��! Gdyby twoja praca zosta�a oceniona pozytywnie, mo�e i ty by� awansowa�a. Wszystko jasne! � Ewa stukn�a d�oni� w czo�o, jak gdyby odkry�a akurat, w jaki spos�b mo�na pokona� pr�dko�� �wiat�a. � To absurd! � zaprotestowa�a bez przekonania Res. � Przecie� �yjemy w dwudziestym drugim wieku! � O, tak! � powiedzia�a Ewa z przek�sem. � Nikt teraz nie morduje ani nie kradnie. Ludzie przestali oszukiwa�. Zbocze�cy seksualni i kleptomani zostali wyleczeni dzi�ki waszej s�ynnej metodzie oddzia�ywania na geny, wiem o tym. Nadal jednak brakuje leku na chorobliw� ambicj� czy zawi��. I podobno nadal istniej� zazdro��, obraza i tym podobne zjawiska. Ostatnie s�owa Ewa wypowiedzia�a z �artobliw� ironi�. Jej dosy� pe�ne policzki pokry�y si� rumie�cem, a w�osy wydawa�y si� jeszcze bardziej nastroszone ni� na pocz�tku rozmowy. � Nawet Gwen si� w�cieknie, kiedy opowiem mu o tym. A ty siedzisz jak gdyby nigdy nic i znosisz to wszystko � doda�a. � Mnie to te� troch� z�o�ci�o � przyzna�a Res. � Czy jeste� uzale�niona od Mexera? � W tej chwili tak. Zreszt� je�eli chodzi o m�j temat, to nie mia�am dopracowanych do ko�ca podstaw genetyki. Trzeba te� przyzna�, �e praktycy z dziedziny genetyki nie maj� jeszcze zbyt du�ej 35 wprawy. No i troch� by�am onie�mielona. Inny instytut, czy ja wiem... � Zrezygnuj z tego, radz� ci. � Ewa unios�a d�onie do g�ry, jakby zaklina�a przyjaci�k�. � Mo�e bym i tak zrobi�a � powiedzia�a Res niepewnie. � Tylko, widzisz, po pierwsze, jestem przekonana, �e mam racj�, a po drugie, nie chwal� si�, ale uwa�am, �e ten problem ma znaczenie ponadregionalne. � Podnios�a g�os, jak gdyby odzyska�a wiar� w siebie. � Wyobra� sobie, �e zatamowali�my nap�yw mikrob�w, po�eraczy betonu, jak je nazywasz. Szeroko�� ich pochodu ograniczyli�my do oko�o pi��dziesi�ciu metr�w. Nie mo�emy ich tylko zepchn�� z drogi, przynajmniej bez ogromnych nak�ad�w. Oczy�cili�my j�, �eby pozbawi� je po�ywienia, usun�li�my najdrobniejsze okruchy, ale one nie daj� za wygran�. Tak jakby czu�y, �e przed nimi znajduje si� miasto, w kt�rym raz jeszcze mog� na�re� si� do syta. � A gdyby je zniszczy�? � Z twarzy Ewy znik-ne�a wreszcie typowa dla niej beztroska. � Ostatnio opowiada�a�, �e ogie� i ten... jak nazywa si� ten �rodek, kt�rego dane wygrzebali�cie w starych archiwach wojskowych? � Napalm, okropna rzecz. Swego czasu wyrz�dzi� ludziom wiele z�ego � potwierdzi�a Res. Po jej twarzy przemkn�� cie�. � W�a�nie, o to mi chodzi � powiedzia�a Ewa. � Bez �adnego skutku, a raczej z odwrotnym � Res machn�a r�k�. � Jako� to przetrwa�y, potem o�y�y i zacz�y rozmna�a� si� w zawrotnym tempie, jakby musia�y nadrobi� stracony czas. Ju� wkr�tce stracili�my nad nimi kontrol�. Zdarzy�o si�, �e daleko w tyle na trasie, tam gdzie my�leli�my, �e wszystko jxt� jest wyjedzone, a dla nich nie ma �adnych warunk�w �ycia, uaktywni�a si� jaka� gromada. Nie 36 pozosta�o nam nic innego, jak zwabi� j� podst�pem do grupy g��wnej, rozsypuj�c po drodze po�ywienie. Nawet sobie nie wyobra�asz,, ile to nas kosztowa�o wysi�ku. W akcji znajdowa�y si� stale samochody i samoloty, zreszt� u�ywa si� ich nadal, ale efekty s� znikome. Jestem przekonana, �e pomys� wyniszczenia mikrob�w to nonsens. Raczej nale�a�oby je obj�� kontrol� i prowadzi� nad nimi do�wiadczenia, niezale�nie od zwi�zanych z tym koszt�w. A potem wykorzysta� wyniki bada�. Na pewno to by si� op�aci�o. � A wi�c nic nie mo�na zrobi�, tylko zatamowa� i kontrolowa�. A co ze �r�d�em tego wszystkiego? Przecie� tym si� zajmowa�a�. � I zajmuj� si� nadal. � Res u�miechn�a si�. � Przeprowadzi�am ju� wiele do�wiadcze�. Struktura kom�rki, mechanizm rozmna�ania, zdolno�� dostosowania si� i odporno�ci, to wszystko przesta�o ju� by� dla nas tajemnic�. Zreszt� opisa�am to w swojej pracy. Nie znamy tylko ich o�rodka dyspozycyjnego i �r�d�a. Obecnie istniej� na ten temat tylko hipotezy, ale Mexer traktuje je jako spekulacje. Jestem jednak przekonana, �e moja hipoteza jest prawid�owa, trzeba tylko zmieni� taktyk�,-'�eby j� udowodni�. A bez poparcia Mexera... no, zostawmy to na razie. Poza tym on nie ma na pewno zielonego poj�cia, co to znaczy potrzyma� te agresywne kom�rki pod mikroskopem i zbada� je, zanim nie prze�r� szkie�ka. Czy wiesz, ile w�o�yli�my pracy, aby znale�� odpowiednie naczynie do ich- przechowania, to znaczy materia�u, kt�rego nie mog�yby zje��? � A wi�c wszelkie pr�by ocalenia Boutilimitu skazane s� z g�ry na niepowodzenie? Res