103

Szczegóły
Tytuł 103
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

103 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 103 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

103 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TYTU�: Diabel i Daniel Webster AUTOR: Stephen Vincent Benet OPRACOWAL : Tomasz Kaczanowski ([email protected]) ---------------------------------------------------------------- --------- Oto historia, kt�r� opowiadaj� na pograniczu, tam gdzie Massachusetts ��czy si� z Vermont i New Hampshire. Tak. Daniel Webster nie �yje - a w ka�dym razie pochowali go. Ale m�wi�, �e zawsze kiedy wok� Marshfield szaleje burza z piorunami, z niebios rozlega si� jego grzmi�cy g�os. I m�wi� te�, �e je�li przyjdzie si� na jego gr�b i zawo�a g�o�no i wyra�nie: "Dan'l Webster! Dan'l Webster!", ziemia zaczyna dr�e�, drzewa za� trz�s� si� jak od porywu wiatru. A po chwili s�yszy si� g��boki g�os, kt�ry pyta: "S�siedzie, jak stoi Unia?" W�wczas lepiej odpowiedzie�, �e Unia stoi po staremu - twarda jak ska�a i mocna jak stal, jedyna i niepodzielna, bo inaczej got�w jeszcze wyskoczy� z ziemi. Przynajmniej tak m�wiono mi, gdy by�em m�odzikiem. Bo widzicie, przez pewien czas by� najwi�kszym cz�owiekiem w kraju. Nigdy nie doszed� do tego, �eby zosta� prezydentem, ale by� najwi�kszym cz�owiekiem w ca�ym kraju. Tysi�ce ludzi wierzy�o w niego prawie jak w Boga wszechmog�cego; opowiadali historie o nim i o wszystkim, co do niego nale�a�o, kt�re by�y podobne do historii o patriarchach biblijnych. Opowiadali, �e gdy wstawa� i zaczyna� przemawia�, flaga Stan�w Zjednoczonych ukazywa�a si� na niebie, a raz gdy przemawia� przeciwko jakiej� rzece, zmusi� j� do zapadni�cia si� pod ziemi�. Opowiadali, �e gdy ze sw� w�dk� Killall szed� przez las, pstr�gi skaka�y ze �r�de� wprost do jego kieszeni, bo z g�ry wiedzia�y, �e z nim nie ma co zaczyna�. A gdy broni� jakiej� sprawy, ludzie nieraz s�yszeli harfy anio��w niebia�skich i g�osy pot�pionych z piekie�. Oto jaki to by� cz�owiek, a jego du�a farma w Marshfield by�a taka jak on sam. Kury, kt�re hodowa�, mia�y bia�e mi�so do samej ko�ci, ko�o kr�w chodzi�o si� jak ko�o ma�ych dzieci, a du�y baran, kt�rego nazywa� Goliatem, mia� rogi skr�cone jak pow�j i m�g� nimi przedziurawi� �elazne drzwi. Ale Daniel nie by� jednym z tych wielkopa�skich farmer�w; wiedzia�, czego ziemia potrzebuje, dla dopilnowania za� wszystkich prac w gospodarstwie wstawa� grubo przed �witem. Jego usta przypomina�y pysk buldoga, czo�o podobne by�o do g�ry, a oczy p�on�y jak pal�cy si� antracyt - oto jak wygl�da� Baniel Webster za m�odych lat. A najwi�ksza sprawa, kt�rej kiedykolwiek broni�, nie zosta�a nigdy opisana w ksi��kach, bo broni� jej przeciwko diab�u - walcz�c z nim wr�cz i wszystkie chwyty w by�y w tej walce dozwolone. O tej sprawie chc� wam w�a�nie opowiedzie�. By� pewien cz�owiek, kt�ry nazywa� si� Jabez Stone. Mieszka� w Cross Corners, w stanie New Hampshire. Trzeba powiedzie� na pocz�tku, �e to nie by� z�y cz�owiek, ale pechowy. Jezeli sia� kukurydz�, opada�o j� robactwo, je�eli kartofle, rzuca�a si� na nie zaraza. Mia� dosy� dobr� ziemi�, ale nie przynosi�a mu po�ytku, mia� przyzwoit� �on� i dzieci, ale im wi�cej dzieci mia�, tym mniej by�o czym je karmi�. Je�eli na polu jego s�siada wychodzi�y na wierzch kamienie, to jego pole by�o usiane g�azami; je�li mia� konia zo�zowatego, wymienia� go na dychawicznego i jeszcze do tego dodawa� co� ekstra. S� widocznie ludzie, kt�rzy tacy ju� musz� by�. Ale kt�rego� dnia Jabez Stone stwierdzi�, �e ma ju� do�� ca�ego interesu. Tego dnia od rana ora� i z�ama� p�ug na g�azie, kt�rego, by�by przysi�g�, jeszcze poprzedniego dnia wcale tam nie by�o. A gdy tak sta� patrz�c na p�ug, prawy ko� zacz�� kas�a� - takim przeci�g�ym kaszlem, kt�ry oznacza chorob� i ko�skich lekarzy. W domu dwoje dzieci le�a�o z odr�, �ona niedomaga�a, a on sam mia� wrz�d na palcu. Dla Jabeza Stone to by�a ju� ostatnia kropla. - Przysi�gam - powiedzia� i rozejrza� si� z depresj� dooko�a - przysi�gam, �e to starczy, aby zmusi� cz�owieka do zaprzedania duszy diab�u! Sam by� ch�tnie j� sprzeda� - za dwa centy! Gdy powiedzia�, co powiedzia�, poczu� jakby zamroczenie. B�d�c jednak z New Hampshire, oczywi�cie nie cofn��by swoich s��w za nic w �wiecie. Mimo to, gdy si� ju� mia�o ku wieczorowi i tak daleko, jak okiem si�gn�� nie wida� by�o �ladu zainteresowania jego s�owami, zrobi�o mu si� na duszy l�ej - bo by� te� cz�owiekiem religijnym. Ale, jak powiada Biblia, wcze�niej czy p�niej kto� zawsze to zauwa�y. I rzeczywi�cie, nast�pnego dnia, tak przed sam� kolacj�, jaki� bardzo grzecznie ciemno ubrany nieznajomy zajecha� �adn� bryczk� i zapyta� o Jabeza Stone. No wi�c Jabez powiedzia� rodzinie, �e to adwokat i �e przyjecha� do niego w sprawie jakiego� spadku. Ale on wiedzia�, kto to by�. Ten nieznajomu wcale mu si� nie spodoba� ani te� spos�b, w jaki si� u�miecha� - samymi z�bami. A z�by mia� bardzo bia�e i by�o ich strasznie du�o; niekt�rzy m�wi�, �e by�y spi�owane jak k�y, ale na to ja bym nie przysi�g�. Nie spodoba�o mu si� te�, �e pies tylko raz spojrza� na nieznajomego i podwin�wszy ogon uciek� wyj�c. Poniewaz jednak powiedzia�, co powiedzia�, mniej wi�cej trzyma� si� swoich s��w i wyszed� z nieznajomym za stodo�e, gdzie dobili targu. Jabez Stone musia� uk�u� si� w palec, �eby si� podpisa�, i nieznajomy po�yczy� mu swojego srebrnego pi�ra. Rana zagoi�a si� dobrze, ale na tym miejscu zosta�a ma�a bia�a blizna. Potem ca�kiem nagle wszystko zacz�o uk�ada� si� dobrze dla Jabeza Stone. Jego krowy nabra�y t�uszczu, a konie a� l�ni�y; zbior�w zazdro�ci�a mu ca�a okolica, a pioruny mog�y bi� w ca�� dolin�, ale jego stodo�� omija�y. Wkr�tce sta� si� jednym z zamo�niejszych ludzi w okolicy; zacz�to m�wi� o wybraniu go do stanowego senatu. Bior�c wszystko razem, mo�na powiedzie�, �e rodzina Stone'�w by�a tak szcz�liwa i zadowolona jak koty w mleczerni. I tak te� si� czuli - z wyj�tkiem samego Jabeza Stone. Przez pierwsze pi�� lat by� raczej zadowolony. To bardzo wa�ne, jak si� taki pech odwr�ci; cz�owiek przez to nie ma tyle k�opot�w. Co prawda od czasu do czasu, szczeg�lnie w deszczowy dzie�, ta ma�a bia�a blizna na palcu troch� go sw�dzia�a. A raz na rok, punktualnie jak zegar, przeje�d�a� tamt�dy nieznajomy t� �adn� bryczk�. Sz�stego roku wysiad� z bryczki i od tej chwili Jabez Stone nie mia� ju� spokoju. Uderzaj�c laseczk� o buty, nieznajomy zbli�y� si� przez pole. Mia� pi�kne, czarne buty, ale Jabezowi Stone nigdy si� nie podoba�y, szczeg�lnie nie podoba�y mu si� czubki. Po przywitaniu powiedzia�: - No c�, panie Stone, zuch z pana! Pa�ska posiad�o�� jest naprawd� �adna, panie Stone. - Bo ja wiem, niekt�rym mo�e si� podoba�, a niekt�rym mo�e si� nie podoba� - odrzek� Jabez Stone, kt�ry przecie� by� z New Hampshire. - O nie, nie nale�y umniejsza� wynik�w w�asnej pracowito�ci - odpar� ca�kiem spokojnie nieznajomy, pokazuj�c w u�miechu z�by. - Ostatecznie wiemy przecie�, co tu zosta�o zrobione, a to wszystko odpowiada naszej umowie. Wi�c, hm, kiedy w przysz�ym roku hipoteka b�dzie p�atna, nie powinien pan niczego �a�owa�. - M�wi�c o tej hipotece, panie... - wyrzek� Jabez Stone, a wzrokiem szuka� pomocy na ziemi i w niebie - zaczynam mie� pewne w�tpliwo�ci co do tej hipoteki. - W�tpliwo�ci? - powiedzia� do�� nieprzyjemnym tonem nieznajomy. - Tak, w�tpliwo�ci - odpar� Jabez Stone. - To s� Stany Zjednoczone, a co si� tyczy mnie, zawsze by�em cz�owiekiem religijnym. - Odchrz�kn�� i nabra� troch� odwagi. - Tak, prosz� pana - powiedzia� - zaczynam mie� powa�ne w�tpliwo�ci, czy s�d potwierdzi�by wa�no�� tej hipoteki. - S�dy bywaj� r�ne - odrzek� nieznajomy k�api�c z�bami. - Mimo to mo�emy rzuci� okiem na sam dokument. - I wyci�gn�� du�y, czarny pigularec, wypchany r�nymi papierami. - Sherwin, Slater, Stevens, Stone - mrucza�. - "Ja, Jabez Stone, na okres siedmiu lat..." - O, mnie si� wydaje, �e jest ca�kiem w porz�dku. Ale Jabez Stone nie s�ucha�, bo zobaczy�, �e z pugilaresu co� wylecia�o. By�o to co�, co wygl�da�o jak m�l, ale to nie by� m�l. I gdy Jabez Stone si� temu przygl�da�, to co� jak gdyby przem�wi�o do niego - takim cieniutkim, piszcz�cym g�osikiem, strasznie ludzkim. - S�siedzie Stone! - pisn�o. - S�siedzie Stone! Pom� mi! Na lito�� bosk�, pom� mi! Jednak nim Jabez Stone ruszy� r�k� albo nog�, nieznajomy zamachn�� si� du�a, kolorow� chustk� do nosa, z�apa� to stworzenie zupe�nie jak motylka i zacz�� zawi�zywa� ko�ce chustki. - Przepraszam za t� przerw� - powiedzia� - jak w�a�nie rzek�em... Ale Jabez Stone trz�s� si� ca�y jak wystraszony ko�. - Przecie� to g�os pana Stevensa! - ledwo wykrztusi�. - I pan go ma w swojej chustce do nosa! Nieznajomy by� nieco za�enowany. - Tak, w�a�ciwie powinienem by� go przenie�� do skrzynki zbiorczej - powiedzia� kryguj�c si� nieco - ale tam znajdowa�y si� ju� pewne do�� niezwyk�e okazy, wi�c nie chcia�em ich zbytnio �cie�nia�. No, co robi�, takie drobne contretemps musz� te� czasem mie� miejsce. - Nie wiem, co pan ma na my�li przez to "kontertan" - odpar� Jabez Stone - ale to by� g�os pana Stevensa! I on wcale nie umar�! Pan nie mo�e powiedzie�, �e umar�! Dopiero we wtorek widzia�em go - by� tak samo chytry i paskudny jak zawsze. - W rozkwicie �ywota twego... - powiedzia� nieznajomy g�osem pe�nym namaszczenia. - S�uchaj! - W�wczas w dolinie odezwa� si� dzwon i Jabez Stone s�ucha�, a pot �cieka� mu z twarzy. Bo wiedzia�, �e ten dzwon dzwoni dla pana Stevensa, i wiedzia�, �e pan Stevens ju� nie �yje. - Te przeci�gaj�ce si� obrachunki! - powiedzia� z westchnieniem nieznajomy. - Po prostu przykro je ko�czy�. Ale trudno - interes jest interesem. Ci�gle jeszcze trzyma� chustk� w r�ku i Jabezowi niedobrze si� robi�o, gdy widzia�, jak materia� wypr�a si� i drga. - Czy one s� wszystkie takie ma�e jak ta? - spyta� zachrypni�tym g�osem. - Ma�e? - powiedzia� nieznajomy. - Ach tak, rozumiem! No c�, r�nie bywa. - Zmierzy� wzrokiem Jabeza Stone i u�miechn�� si� szczerz�c z�by. - Niech si� pan nie martwi, panie Stone - wyrzek�. - Pan b�dzie mia� bardzo dobry wymiar. Pana nie zaryzykowa�bym umie�ci� gdziekolwiek poza skrzynk� zbiorcz�. O, widzi pan, taki cz�owiek jak Daniel Webster - dla niego oczywi�cie musieliby�my zbudowa� specjaln� skrzyni� i przypuszczam, �e nawet w�wczas rozstaw skrzyde� by�by... Ale jak ju� wspomina�em, pa�ska sprawa... - Niech pan schowa t� chustk� - powiedzia� Jabez Stone i zacz�� b�aga� i prosi�. Ale jedyne co wsk�ra�, to warunkowe odroczenie terminu na trzy lata. P�ki cz�owiek nie dobije takiego targu, nie ma poj�cia, jak szybko mog� min�� cztery lata. W ostatnich kilku miesi�cach czwartego roku Jabez Stone by� znany ju� na terenie ca�ego stanu i ludzie zacz�li m�wi� o wybraniu go na gubernatora - a dla niego to wszystko mia�o smak popio�u i nico�ci. Bo ka�dego dnia, gdy rano wstawa�, my�la�: Jeszcze jedna noc mine�a, a ka�dego wieczora, gdy k�ad� si� do snu, my�la�o tej chustce i o duszy pana Stevensa, i na t� my�l odczuwa� w sercu b�l. Wreszcie nie m�g� juz d�u�ej wytrzyma� i w ostatnich dniach ostatniego roku zaprz�g� konia i pojecha� do Daniela Webstera. Bo Daniel Webster urodzi� si� w New Hampshire, w odleg�o�ci kilku mil od Cross Corners, i wszyscy wiedz�, �e do swoich starych s�siad�w czu� specjaln� s�abo��. Przyjecha� do Marshfield bardzo wczesnym rankiem, ale Daniel by� ju� na nogach; przemawia� po �acinie do parobk�w, wa�czy� z trykiem Goliatem, wypr�bowa� nowego k�usaka i uk�ada� mowy przeciwko Johnowi C. Calhounowi. Ale gdy us�ysza�, �e przyjecha� do niego kto� z New Hampshire, zostawi� wszystko, bo taki ju� Daniel Webster by�. Pocz�stowa� Jabeza Stone �niadaniem, kt�rego pi�ciu m�czyzn nie by�oby w stanie zje��, dok�adnie om�wi� dzieje ka�dego m�czyzny i ka�dej kobiety w Cross Corners i w ko�cu zapyta� swego go�cia, czym mo�e mu s�u�y�. Jabez Stone przyzna�, �e chodzi o spraw� pewnego rodzaju hipoteki. - No c�, do�� dawno nie wyst�powa�em ju� w sprawach hipotecznych i na og� nie prowadz� tego rodzaju spraw, chyba �e w S�dzie Najwy�szym - odpar� Daniel. - A je�li b�d� m�g�, pomog�. - Wobec tego pierwszy raz od dziesi�ciu lat mog� mie� nadziej� - rzek� Jabez Stone i opowiedzia� szczeg�owo swoj� spraw�. S�uchaj�c Daniel spacerowa� po pokoju tam i z powrotem z r�kami za�o�onymi do ty�u, stawiaj�c od czasu do czasu pytania i od czasu do czasu wpijaj�c wzrok w ziemi�, jak gdyby mia� zamiar prze�widrowa� j� oczami. Gdy Jabez Stone sko�czy� swoje opowiadanie, Daniel nad�� policzki i dmuchn��. Nast�pnie odwr�ci� si� do Jabeza Stone, a na twarzy jego ukaza� si� u�miech przypominaj�cy wsch�d s�o�ca nad g�r� Monadnock. - Mo�na powiedzi��, �e wpakowa�e� si� w kaba��, s�siedzie Stone - odezwa� si� - ale podejmuje si� poprowadzi� twoj� spraw�. - Pan si� podejmuje? - powiedzia� Jabez Stone, ledwo wierz�c w�asnym uszom. - Tak. Mam siedemdziesi�t pi�� innych rzeczy na g�owie i spraw� "kompromisu Missouri" do za�atwienia, ale podejmuj� si� poprowadzi� twoj� spraw�. Bo je�eli dw�ch rodak�w z New Hampshire nie mia�oby da� rady diab�u, to r�wnie dobrze mo�na ten kraj odda� z powrotem Indianom. Nast�pnie u�cisn�� d�o� Jabeza Stone i powiedzia�: - Czy �pieszy�e� si� jad�c tu, s�siedzie? - No, musz� przyzna�, �e czas mia�em niez�y - odpar� Jabez Stone. - Wr�cisz jeszcze szybciej - rzek� Daniel Webster i kaza� zaprz�c do powozu Konstytucj� i Konstelacj�. By�y to dwa dobrane konie szarej ma�ci, ka�dy z jedn� przedni� nog� bia��, a razem sz�y jak naoliwiona b�yskawica. No c�, nie b�d� opisywa�, jak podniecona i zadowolona by�a ca�a rodzina Stone'�w, gdy zobaczy�a, �e zawita� do nich sam wielki Daniel Webster. Jabez Stone zgubi� po drodze kapelusz, kt�ry zdmuchn�� mu wiatr, gdy go mijali, ale zbytnio si� tym nie przej��. Po kolacji jednak kaza� ca�ej rodzinie i�� spa�, bo ma bardzo wa�ny interes do ow�wienia z panem Websterem. Pani Stone chcia�a koniecznie, �eby przeszli do bawialni, ale Daniel Webster zna� bawialni� i o�wiadczy�, �e woli kuchni�. Czekaj�c na nieznajomego siedzieli wi�c w kuchni; na stole sta� dzban, a na kominku p�on�� weso�y ogie�. Zgodnie z umow� nieznajomy mia� si� zjawi� z uderzeniem zegara o p�nocy. Trzeba przyzna�, �e wi�kszo�� ludzi nie �yczy�aby sobie lepszego towarzystwa ni� Daniel Webster i dzban. Ale Jabez Stone stawa� si� z ka�dym ruchem wahad�a coraz smutniejszy. Jego oczy lata�y w ko�o i mimo, �e popija� z dzbana, wida� by�o, i� nie czuje �adnego smaku. W ko�cu, gdy wybi�o wp� do dwunastej, wyci�gn�� r�k� i z�apa� Daniela Webstera za rami�. - Panie Webster, panie Webster! - zawo�a�, a g�os jego trz�s� si� ze strachu i jakiej� rozpaczliwej odwagi. - Na lito�� bosk�, panie Webster, niech pan zaprz�ga konie i ucieka st�d, dop�ki pan jeszcze mo�e! - Wioz�e� mnie taki kawa� drogi, s�siedzie, tylko po to, aby mi powiedzie�, �e nie podoba ci si� moje towarzystwo - odpar� ca�kiem spokojnie Daniel Webster przysuwaj�c sobie dzban. - C� za nieszcz�sny straceniec ze mnie! - jekn�� Jabez Stone. - Sprowadzi�em pana z diabelnie daleka i teraz dopiero zrozumia�em, co zrobi�em. Je�eli b�dzie chcia�, niech mnie bierze. Musz� przyzna�, �e nie t�skni� za tym, ale potrafi� to znie��. Ale pan jest podpor� Unii i dum� New Hampshire. Pana nie mo�e dosta�, panie Webster! Pana nie mo�e dosta� w swoje r�ce! Daniel Webster spojrza� na zrozpaczonego cz�owieka, kt�ry siedzia� szary i dr��cy w �wietle kominka, i po�o�y� mu d�o� na ramieniu. - Jestem ci naprawd� wdzi�czny, s�siedzie Stone - powiedzia� �agodnie. - To �adnie, �e� o tym pomy�la�, ale mamy na stole dzban, a przed sob� spraw�. Jeszcze nigdy w moim �yciu nie zostawi�em dzbana ani sprawy nie doko�czonych. I w�a�nie w tej samej chwili us�yszeli ostre pukanie do drzwi. - Aha - rzek� zupe�nie spokojnie Daniel Webster - wydawa�o mi si�, �e tw�j zegar si� nieco p�ni, s�siedzie Stone. - Podszed� do drzwi i otworzy� je. - Prosz� wej�� - powiedzia�. Nieznajomy wszed�. W �wietle kominka wydawa� si� bardzo ciemny i bardzo wysoki. Pod pach� mia� lakowane pude�ko z dziurkami na powietrze w przykrywce. Na widok tego pude�ka Jabez j�kn�� i wtuli� si� razem z krzes�em w k�t kuchni. - Zdaje si�, �e mam przyjemno�� m�wi� z panem Websterem - rzek� nieznajomy bardzo grzecznie, ale oczy jego b�yszcza�y przy tym jak �lepia lisa zaszytego g��boko w g�stwinie le�nej. - Jestem prawnym przedstawicielem Jabeza Stone - powiedzia� Daniel Webster, a jego oczy te� l�ni�y. - Czy mog� zapyta� o pana nazwisko? - Nazywaj� mnie r�nie - odpar� niedbale nieznajomy. - Na dzisiejszy wiecz�r zadowolimy si� nazwiskiem Lucyper. W tych okolicach tak mnie cz�sto nazywaj�. Po czym usiad� przy stole i nala� sobie z dzbana do szklanki. W dzbanie w�dka by�a zimna, ale gdy la�a si� do jego szklanki, bucha�a z niej para. - A teraz - powiedzia� nieznajomy u�miechaj�c si� i pokazuj�c z�by - zwracam si� do pana jako do praworz�dnego obywatela, aby pan mi pom�g� przy obejmowaniu w posiadanie mojej w�asno�ci. I c�, tymi s�owami rozpocz�� si� ich sp�r, gor�cy i zaciek�y. Pocz�tkowo Jabez Stone mia� iskierk� nadziei, ale gdy zobaczy�, jak Daniel Webster punkt po punkcie jest coraz bardziej przypierany do muru, skurczy� si� w swoim k�cie i nie spuszcza� oczu z lakowanego pude�ka. Bo co do dokumentu czy co do podpisu, nie mog�o by� �adnych w�tpliwo�ci i to by�o najgorsze w tej sprawie. Daniel Webster wi� si� i wykr�ca�, i bi� pi�ci� o st�, ale tego nie m�g� obali�. Zaproponowa� za�atwi� spraw� polubownie, ale o tym nieznajomy nawet s�ysze� nie chcia�. Zwr�ci� uwag�, �e jego w�asno�c przybra�a na warto�ci i �e senatorzy stanowi powinni by� wy�ej oceniani. Nieznajomy trzyma� si� litery prawa. Daniel Webster by� oczywi�cie dobrym prawnikiem, ale wiemy przecie�, kto wed�ug s��w Biblii jest kr�lem prawnik�w. Wygl�da�o na to, �e po raz pierwszy w �yciu Daniel Webster spotka� godnego siebie przeciwnika. W ko�cu nieznajomy lekko ziewn��. - Pa�skie wysoce szlachetne wysi�ki w obronie pa�skiego klienta przynosz� panu niew�tpliwy zaszczyt, panie Webster - powiedzia� - ale je�li pan nie mo�e przytoczy� innych argument�w, wydaje mi si�, �e szkoda czasu, bo mnie si� troche �pieszy... - i Jabez Stone zadr�a�. Czo�o Daniela Webstera by�o ciemne jak chmura gradowa. - Czy panu si� �pieszy, czy nie, pan tego cz�owieka nie dostanie! - zagrzmia�. - Pan Stone jeest ameryka�skim obywatelem, a �adnego ameryka�skiego obywatela nie mo�na zmusi�, by s�u�y� obcemu w�adcy. Walczyli�my o to z Angli� w roku 1812 i je�li zajdzie potrzeba, staniemy zn�w do walki nawet z samym piek�em. - Obcemu? - powiedzia� nieznajomy. - A kt� mo�e nazwa� mnie obcym? - No, wie pan, jeszcze niegdy nie s�ysza�em, �eby diab... �eby pan mia� pretensje do ameryka�skiego obywatelstwa - rzek� zdumiony Daniel Webster. - A kt� mo�e mie� wi�ksze do tego prawo ode mnie? - odpar� nieznajomy ze swym strasznym u�miechem. - Gdy pierwsza krzywda sta�a si� pierwszemu Indianinowi, by�em przy tym. Gdy pierwszy okr�t wyruszy� do Kongo po niewolnik�w - sta�em na pok�adzie. Czy� od chwili gdy pierwsi osadnicy wyl�dowali na tej ziemi, nie jestem w waszych ksi�gach, w waszych opowiadaniach i w waszych wierzeniach? Czy� wci�� jeszcze nie m�wi si� o mnie w ka�dym ko�ciele Nowej Anglii? To prawda, �e P�noc twierdzi, i� jestem po�udniowcem, a Po�udnie uwa�a, �e jestem rodem z P�nocy, ale nie nale�� ani do jednych, ani do drugich. Jestem po prostu uczciwym Amerykaninem, tak jak i pan, i to najlepszego pochodzenia, bo m�wi�c prawd�, panie Webster, mimo �e nie lubi� si� tym chwali�, moje imi� jest w tym kraju dawniej znane ni� pa�skie. - Aha! - powiedzia� Daniel Webster, �y�y nabrzmia�y mu na czole jak liny okr�towe. - Wobec tego opieram si� na Konstytucji. Domagam si� dla mojego klienta rozprawy s�dowej. - Sprawa nie bardzo nadaje si� dla zwyk�ego s�du - odrzek� nieznajomy, a oczy zacz�u mu lata�. - Poza tym godzina jest naprawd� tak p�na... - Niech to b�dzie s�d wedle pa�skiego wyboru, byleby s�dzia by� Amerykaninem, i przysi�gli ameryka�skimi obywatelami! - powiedzia� dumnie Daniel Webster. - Niech to b�d� �ywi czy umarli - ja si� zastosuje do ich wyroku! - Rzek�e� - odpar� nieznajomy i wskaza� palcem na drzwi. A na te s�owa zawy� przera�liwie wicher i zadudni�y kroki na zewn�trz. W ciszy nocnej jasno i wyra�nie s�ycha� by�o ich zbli�anie si�, a jednak nie brzmia�y jak kroki ludzi �ywych. - Na Boga, kt� to mo�e by� o tak p�nej porze?! - zawo�a� Jabez Stone trz�s�c si� z przera�enia jak w febrze. - Przysi�gli, kt�rych ��da� pan Webster - odpar� nieznajomy popijaj�c ze swej gotuj�cej si� szklanki. - Musicie, panowie, wybaczy� wygl�d niekt�rych z nich; przybyli z bardzo daleka. Na te s�owa ogie� na kominku zrobi� sie niebieski, drzwi gwa�townie si� rozwar�y i do pokoju wesz�o jeden po drugim dwunastu m�czyzn. Je�eli Jabez Stone by� przedtem chory ze strachu, to teraz z przera�enia o�lep�. Bo by� tu Walter Butler, lojalista, kt�ry za czas�w Rewolucji sia� ogie� i zgroz� w ca�ej dolinie Mohawk; i by� tu Simon Girty, renegat, kt�ry widzia�, jak palono na stosie bia�ych, i wraz z Indianami ta�czy� na ten widok z rado�ci. Oczy mia� zielone jak kocur, a plamy na jego my�liwskiej koszuli nie pochodzi�y z krwi sarniej. By� tu kr�l Filip, dziki i dumny jak za �ycia, z ziej�c� w g�owie dziur�, kt�ra po�o�y�a kres jego �ywotowi; i okrutny gubernator Dale, kt�ry kaza� ludzi �ama� na kole. By� tu te� Morton z Merry Mount, kt�ry swoj� rozpustn� pi�kn� twarz� i swoj� nienawi�ci� do ludzi pobo�nych wywo�a� takie oburzenie ca�ej Plymouth Colony. By� tu Teach, krwawy pirat, z faluj�c� na piersi czarn� brod�. Pastor John Smeet, z r�kami dusiciela i sutann� kalwinisty, kroczy� r�wnie wytwornie jak w�wczas, gdy szed� na szubiennic�. Czerwony �lad sznura by� jeszcze widoczny na jego szyi, ale w r�ku trzyma� uperfumowan� chusteczk�. Ka�dy z osobna i wszyscy razem zjawili si� w tej izbie z ogniem piekelnym jeszcze na nich widocznym, a w miar� jak si� ukazywali, nieznajomy wymienia� ich nazwiska i czyny. A jednak nieznajomy powiedzia� prawd� - ka�dy z nich odegra� w dziejach Ameryki pewn� rol�. - Czy jest pan zadowolony ze sk��du przysi�g�ych, panie Webster? - zapyta� drwi�co nieznajomy, gdy zaj�li ju� miejsca. Pot wyst�pi� Danielowi Websterowi na czo�o, ale g�os mia� spokojny. - Zupe�nie zadowolony - odpar� - brakuje mi jednak w tym towarzystwie genera�a Arnolda. - Benedict Arnold za�atwia teraz inn� spraw� - odrzek� nieznajomy, spogl�daj�c z w�ciek�o�ci� na Daniela. - O ile si� nie myl�, ��da� pan tego s�dziego. Jeszcze raz wskaza� palcem na drzwi i wysoki m�czyzna w ciemnym stroju purytanina, z pa�aj�cym spojrzeniem fanatyka, dumnie wkroczy� do pokoju i zasiad� na s�dziowskim fotelu. - S�dzia Hathorne jest prawnikiem o du�ym do�wiadczeniu - powiedzia� nieznajomy. - Przewodniczy� w pewnych procesach czarownic, kt�re niegdy� mia�y miejsce w Salem. Byli tacy, kt�rzy p�niej tego �a�owali, ale nie on. - �a�owa� tak wybitnych czyn�w i dzie�? - odezwa� si� surowo stary s�dzia. - Nie, powiesi� je, wszystkie je powiesi�! - I mamrota� co� jeszcze pod nosem w taki spos�b, �e lodowata obr�cz �cisn�a serce Jabeza Stone. Nast�pnie zacz�a si� rozprawa i, jak sami rozumiecie, nie przebiega�a ona dla obrony zbyt pomy�lnie. Jabez Stone nie okaza� si� te� zbyt dobrym �wiadkiem w swojej w�asnej sprawie. Raz tylko spojrza� na Simona Girty i przera�liwie wrzasn��. Musieli posadzi� go prawie nieprzytomnego z powrotem w jego k�cie. To jednak nie wstrzyma�o rozprawy; toczy�a si� dalej, jak to rozprawa. Daniel Webster mia� nieraz okazj� stawa� przed twardymi przysi�g�ymi i s�dziami znanymi ze swego okrucie�stwa, ale ci byli najgorsi i o tym dobrze wiedzia�. Siedzieli na swych miejscach, niesamowicie �yskaj�c oczami, a nieznajomy swoim spokojnym g�osem, m�wi� i m�wi�. Za ka�dym razem, gdy o�wiadcza�: "zak�adam protest", s�d przychyla� si� do jego wniosku; za ka�dym razem gdy Daniel Webster protestowa�, s�d orzeka�: "protest uchylony". No c�, trudno przecie� by�o spodziewa� si� uczciwego post�powania po jegomo�ciu w rodzaju pana Lucypera. W ko�cu to Daniela zdenerwowa�o i zacz�� rozpala� si� jak �elazo w ku�ni. Gdy wsta�, �eby wyg�osi� swoje przem�wienie, mia� zamiar zaatakowa� zar�wno nieznajomego, jak te� przysi�g�ych i s�dziego wszystkimi znanymi mu kruczkami prawnymi. Nic go ju� nie obchodzi�o, �e mog�o to by� uznane za obraz� s�du, ani te� co mogli mu za to zrobi�. Nic go ju� te� nie obchodzi� los Jabeza Stone. Gdy my�la�, co powie, robi� si� tylko coraz bardziej w�ciek�y. A jednak - dziwna rzecz - im wi�cej my�la�, tym mniej uk�ada�o mu si� to jego przem�wienie w g�owie. A� wreszcie nadesz�a chwila, gdy musia� wsta�. Got�w wybuchn�� piorunami i b�yskawicami, zerwa� si� wi�c na r�wne nogi. Nim jednak zacz�� swoje przem�wienie, przez chwil� przygl�da� si� s�dziemu i przysi�g�ym, gdy� taki ju� mia� zwyczaj. Zauwa�y� te�, �e blask ich oczu wzm�g� si� dwukrotnie i �e wszyscy byli nachyleni do przodu. Jak sfora ps�w, gdy ma dopa�� lisa, tak wygl�dali. A gdy tak ich obserwowa�, niebieskawa mgie�ka z�a w izbie zrobi�a si� jeszcze g�stsza. W�wczas zrozumia�, co mu grozi�o, i otar� czo�o jak cz�owiek, kt�ry by� o krok od przepa�ci. Bo zjawili si� tu po niego, nie tylko po Jabeza Stone. Odczyta� to z ich jarz�cych si� oczu i ze sposobu, w jaki nieznajomy zas�ania� sobie r�k� usta. A gdyby walczy� z nimi ich w�asn� broni�, niechybnie wpad�by w ich szpony. O tym wiedzia�, chocia� nie umia�by powiedzie� sk�d. W ich oczach p�on�� jego w�asny gniew i jego w�asne przera�enie; i to musia� zagasi�, bo inaczej jego sprawa by�aby przegrana. Sta� tak przez chwil�, a jego czarne oczy p�on�y jak antracyt. A potem zacz�� przemawia�. Zacz�� cichym g�osem, ale s�ycha� by�o wyra�nie ka�de jego s�owo. Powiadaj�, �e by� w stanie przywo�a� harfy anio��w niebia�skich, gdy chcia�. A tu m�wi� tak zwyczajnie i po prostu, jak tylko cz�owiek potrafi m�wi�. Wcale jednak nie zacz�� od pot�piania i oskar�ania. M�wi� o rzeczach, kt�re czyni� z kraju kraj i z cz�owieka cz�owieka. A zacz�� od rzeczy prostych, kt�re ka�dy zna� i czu� - m�wi� o �wie�o�ci poranka, gdy si� jest m�odym, i o smaku jedzenia, gdy si� jest g�odnym, i o nowym dniu, kt�rym jest ka�dy dzie�, gdy si� jest dzieckiem. To by�y rzeczy dobre dla ka�dego cz�owieka. Tylko �e bez wolno�ci obumiera�y. A gdy potem m�wi� o tych, kt�rzy s� w niewoli, i o tym, co to jest niewola, g�os jego brzmia� jak wielki dzwon. M�wi� o wczesnych dniach Ameryki i o ludziach, kt�rzy te dnie stworzyli. To nie by�o przem�wienie sztandarowe, ale sztandar Stan�w Zjednoczonych mia�o si� przed oczyma. Nie pomin�� �adnej niesprawiedliwo�ci, jaka si� kiedykolwiek dzia�a. Ale pokaza�, jak z rzeczy z�ych i z rzeczy dobrych, z trud�w i cierpie� powsta�o co� nowego. I ka�dy odegra� w tym swoj� rol�, nawet zdrajcy. Nast�pnie zacz�� m�wi� o Jabezie Stone i ukaza� go takim, jakim by� - zwyczajnym cz�owiekiem, kt�ry mia� pecha i chcia� si� tego pecha pozby�. I tylko dlatego, �e chcia� si� go pozby�, mia� teraz by� pot�piony po wieczne czasy. A przecie� w Jabezie Stone by�o co� dobrego i on to dobre ukaza�. Po pewnymi wzgl�dami by� cz�owiekiem twardym i bezlitosnym, ale by� cz�owiekiem. To smutna rzecz by� cz�owiekiem, ale to te� wielka rzecz. I tak pokaza�, dlaczego to wielka rzecz i dlaczego ka�dy cz�owiek musi by� z tego dumny. Tak, nawet w piekle - je�li cz�owiek jest cz�owiekiem, to si� widzi. I nie broni� ju� wi�cej nikogo, mimo �e g�os jego rozbrzmiewa� jak organy. Opowiada� o historii ludzko�ci, o jej upadkach i nie ko�cz�cej si� w�dr�wce. Ludzie byli oszukiwani, wpadali w pu�apki, dali si� tumani�, ale droga ludzka mimo wszystko by�a i jest wielk� drog�. I �aden demon, kt�ry si� kiedykolwiek wyl�g�, nie by�by w stanie tego poja� - na to trzeba by� cz�owiekiem. Na kominku ogie� powoli wygasa� i wiatr zacz�� d�� zwiastuj�c �wit. �wiat�o w izbie zszarza�o, nim Daniel Webster sko�czy�. I wreszcie jego s�owa zwr�ci�y si� ku ziemi New Hampshire, ku temu miejscu na ca�ym �wiecie, kt�re ka�dy cz�owiek kocha i do kt�rego ka�dy cz�owiek lgnie. Opisa� obraz rodzimej ziemi i do ka�dego z tych przysi�g�ych m�wi� o rzeczach od dawna zapomnianych. Bo g�os jego umia� przenika� do duszy i to by� jego wielki dar, i na tym polega�a jego si�a. A dla jednego g�os jego brzmia� jak las pe�en tajemniczo�ci, a dla innego brzmia� jak morze i jak wichry morskie, a inny zn�w s�ysza� w nim krzyk swego zagubionego narodu, a jeszcze innemu stawa� przed oczami jaki� dawno zapomniany obrazek z przesz�o�ci. Ale ka�dy z nich widzia� co�. A gdy Daniel Webster sko�czy�, nie wiedzia�, czy uratowa� Jabeza Stone, czy te� nie, ale wiedzia�, �e dokona� cudu. Bo z oczu przysi�g�ych i s�dziego znik� ten z�y b�ysk i w tej chwili byli zn�w lud�mi, i wiedzieli o tym, �e s� lud�mi. - Obrona sko�czona - powiedzia� Daniel Webster i sta� przed s�dzi� jak ska�a. W uszach brzmia�a mu jeszcze jego w�asna mowa i nie s�ysza� nic innego, p�ki nie dosz�y go s�owa s�dziego Hathorne'a: - Obecnie przysi�gli zastanowi� si� nad wyrokiem. Walter Butle wsta� ze swego miejsca, a na twarzy jego wida� by�o ponur�, lecz radosn� dum�. - Przysi�gli ju� si� zastanowili nad wyrokiem - wyrzek� i spojrza� nieznajomemu prosto w oczy. - Orzekamy na korzy�� oskar�onego Jabeza Stone. Na d�wi�k tych s��w u�miech znik� z twarzy nieznajomego, ale Walter Butler nawet nie drgn��. - Mo�e to nie jest ca�kiem zgodne z dowodami - ci�gn�� dalej - ale nawet pot�pieni musz� z�o�y� ho�d wymowie pana Webstera. Na te s�owa d�ugie pianie koguta rozdar�o szare poranne niebo i s�dzia z przysi�g�ymi znikli jak ob�ok dymny i wygl�da�o tak, jakby ich nigdy w tej izbie nie by�o. Nieznajomy zwr�ci� sie z krzywym u�miechem do Daniela Webstera. - Major Butler by� zawsze cz�owiekiem odwa�nym - odezwa� si�. - Ale nie my�la��m, �e jest a� tak odwa�ny. Niemniej jednak, jak d�entelmen d�entelmenowi, sk�adam panu moje gratulacje. - Je�li pan pozwoli, chcia�bym przede wszystkim mie� ten papier - powiedzia� Daniel Webster i wzi�� ten papier, i podar� go na cztey kawa�ki. By� dziwnie ciep�y w dotyku. A teraz - powiedzia� - wezm� ciebie! - I jego r�ka spad�a na rami� nieznajomego jak pu�apka zastawiona na nied�wiedzia. Bo Daniel Webster wiedzia�, �e je�li raz pobi�e� pana Lucypera w uczciwej walce, to jego moc nad tob� si� sko�czy�a. I wiedzia� te�, �e pan Lucyper r�wnie� zdawa� sobie z tego spraw�. Nieznajomy kr�ci� si� i wi�, ale nie m�g� uwolni� si� z r�k Daniela Webstera. - Niech�e pan da spok�j panie Webster - powiedzia� z bladym u�miechem. - Przecie� co� podobnego jest po prostu �mie...! ... jest �mieszne. Je�eli pan si� martwi o koszty s�dowe, to oczywi�cie ch�tnie je pokryj�. - Na pewno pokryjesz! - odpar� Daniel Webster potrz�saj�c nim, a� zacz�y mu stuka� z�by. - Usi�dziesz zaraz tu przy tym stole i u�o�ysz dokument, w kt�rym przyrzekniesz, �e a� do dnia s�du ostatecznego nie b�dziesz zawraca� g�owy ani Jabezowi Stone, ani jego spadkobiercom czy pe�nomocnikom, ani te� komukolwiek rodem z New Hampshire. Bo je�li chcemy zrobi� piek�o w swoim kraju, mo�emy je zrobi� sami! - bez pomocy z zewn�trz. - O! - powiedzia� nieznajomy - O! No c�, pa�scy ziomkowie nigdy nie byli zbyt �atwym k�skiem, ale - o! - zgadzam si�! Usiad� wi�c i u�o�y� �w dokument. Ale Daniel Webster ca�y czas trzyma� go za ko�nierz. - A teraz mog� ju� i��? - zapyta� nieznajomy ca�kiem skromnie, gdy Daniel Webster sprawdzi�, �e dokument jest odpowiednio u�o�ony i pod wzgl�dem prawnym w porz�dku. - I��? - powiedzia� Daniel Webster, jeszcze raz potrz�saj�c nim. - Ci�gle jeszcze zastanawiam si�, co mam z tob� zrobi�. Bo pokry�e� co prawda koszty sprawy, ale nie uregulowa�e� jeszcze rachunku ze mn�. Chyba zabior� si� do Marshfield - powiedzia� z namys�em. - Mam tam tryka, na kt�rego wo�amy Goliat. Potrafi przedziurawi� �elazne drzwi. Tak jako� mam ochot� wypu�ci� ci� na jego pastwisko i zobaczy�, co z tego b�dzie. Nieznajomy u�miechn�� si� szeroko, jakby z zadowoleniem, i potrz�sn�� g�ow�.