1025

Szczegóły
Tytuł 1025
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1025 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1025 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1025 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Tischner Historia filozofii po g�ralsku Na poc�tku ws�dy byli g�role, a dopiero pote porobiyli si� Turcy i Zydzi. G�role byli tyz piyrsymi "filozofami". "Filozof" - to jest pedziane po grecku. Znacy telo co: "m�drol". A to jest pedziane po grecku dlo niepoznaki. Niby, po co mo fto wiedzie�, jak by�o na poc�tku? Ale Grecy to nie byli Grecy, ino g�role, co udawali greka. Bo na poc�tku nie by�o Grek�w, ino ws�dy byli g�role. Bedym teroz opowiado�, jak by�o naprowde z tymi m�drolami. Cyst�m prowde bede godo�. Niby, jaki byk mio� interes, coby �kli�? Piersy m�drol nazywo si� w ksi�zkach Tales, ale naprowde nazywo� si� on Stasek N�dza nie z Miletu ino z Parda��wki Jego ociec chowo� owce i kupcy� k�niami. To casym bro� syna do miasta, coby wozu strz�g. Ale Stasiowi kotwiy�o si� tak siedzie� na wozie i siedzie�. A siedzie� by�o trza. To z totyk nud�w nawiedziy�o go my�lenie. I zosto� si� jako ten m�drol. Stasek N�dza z Parda��wki, dlo niepoznaki zwany Talesem z Miletu, si� nie ozyniy�. Kie go matka nagabywa�a: "ze� si�", to jej godo�: "jesce nie cas". A kie jesce pr�gowa�a, to jej pedzio�: "juz nie cas". Tak to nie by�o casu na g�upstwa. Kie go roz ftosi spyto�, cymu ni mo dzieci, odpedzio�: "bo jo koch�m dzieci". Ale byli i tacy, co si� �'niego prze�miewali. Razu jednego wyse� w nocy na grape, co by si� napatrzy� na gwiazdy i wpod do do�u. Uwidzia�a to Ka�ka z N�dz�wki i ozb�bnie�a po ca�yj wsi: "He, jaki mi �'niego m�drol, nie widzi tego, co pod nogami, a chcio�by wiedzie�, co na niebie". Baby na wsi nie sanuj�m niezyniatyk. Cheba ze ksi�dza. Dzi� nawet ma�e dzieci uc�m si� w skole "twierdzenia Talesa", a rzeke Staska N�dzy z Parda��wki. A by�o z tym "twierdzeniem" tak. Kie budowali wie�e ko�cieln�m w mie�cie, to si� im sk��cy�a miara i nie wiedzieli, cy trza juz k��cy� wie�e, cy jesce nie. I kieby nie Stasek, by�aby z tego drugo wie�a Babel. Bo budorze byli robotni, nie tacy jako dzi�. Dopiero Stasek wy�pekulowo�, �e trza pomiyrzy� wysoko�� budowy przez pomierzanie jej s�onkowego cienia wte, kie cie� ch�opa ma tak�m sam�m d�ugo��, jak wysoko�� ch�opa. Pomierzali. Nei wtedy Stasek pedzio�: "ch�opy, do��". No i tak ta wie�a stoi do dzi� dnia. Stasek mio� jednak g�owe. Roz w zimie, kie by�a �ma i duse cy�cowe podchodziy�y pod okno, Stasek pedzio�: "Smierz�� si� w nicym nie r�ni od zycio". Ftosi mu dogodo�: "No to cymus nie umieros?". On na to: "No tymu. Kieby si� r�niy�a, to moze byk i umar, a tak to co bedym umiero�". Taki to by� Stasek N�dza z Parda��wki, co z nud�w wynaloz my�lenie. * * * Co w�m powiym, to w�m powiym, ale w�m powiym, ze Hipokrates po prowdzie to si� nazywo Wincenty Galica z Bio�ego Dunajca A to by� doktor, co lecy� z chor�b. Piyrsy doktor na Podholu. A by�o tak. Ludziska lecyli si�, jako mogli. Wierzyli, �e choro�� pochodzi od z�ych duch�w. Moze tyz przyj��, jak fto ruci urok. Carownica przypatrzy si� z�ym okiem na ciebie i ju� cujes: w g�owie ci si� m�ci i na wymioty biere. Wte trza trzy razy po�re� na ziem i na niebo, na ziem i na niebo, na ziem i na niebo, to car zniknie. Ch�opy z L�daku do dzi� dnia wi�z�m k�ni�m z boku cyrwone ki�cie, coby z�y wzrok przyci�ga�y i k�nie nie dostawa�y ochwatu. Dopiero Wincenty Galica piersy wzi�n chorobe na rozum. Z chorob�m mo si� rzec tak, jakby ci kto fa�szowo� w muzyce. Ty ci�gnies prym a drugi ci�gnie sekund. Ci�gnie �le. Ca�e granie na nic. Tak samo z basami. Prym - dajmy na to - dobry, sekund dobry, a basista przysypio. Co�kiym �le. Choro�� to jest rozestrojenie w naturze. Jakby taki zgrzyt, jaz mr�wki id�m po pocierzu. A doktor, co lecy, to jest stroiciel natury. Chyci ko�ek od struny, tu popu�ci, tam podci�gnie, popuko, pos�ucho i... juz gro! Tak samo zrobi z c�ekiem. Artysta! Ino ze od ludzi. R�d Galic�w by� dwojaki. Jedna ga��� rodowa wojowa�a. Ka si� ino jako wojna tocy�a, to Galice juz ha� byli. Galice kozd�m bitwe mieli wygran�m ino pote cesarzowie przegrywali wojny. A drugo ga��� rodowa to by�y muzykanty. Ci jak nie grali, to stroili, a jak mieli juz nastrojone, no to grali. Ma�y Wicu� Galica wzi�n si� z tyj sprzecno�ci. Kie jedni si� bij�m a drudzy graj�m, to dziecku nie zostaje nic ino jak lecy�. A ze lycy� tak, jakby chorego do g�ralskiej muzyki przysposobi�. Coby i w nim sytko gra�o. Ej Boze, on i z�by targo�, jak by�o trza. Nawet ze znieculeniem. Mio� taki sto�ecek z dzi�r�m, a pod sto�eckiem, pod dzi�r�m syd�o by�o, za� pod �picym syd�a �apka. Kie� siado� na sto�ecku, to Galica klesce przyk�ado� do z�ba, zniedobocka przicisko� nog�m �apke, syd�o si� wbija�o wysyj �ydka, ej, kie cie nie dziubnie, to� zabacowo� o z�bie i... fyrt, juz po nim. Roz Galica wyrwo� bol�cy z�b babie z Ba�skiej, to pedzia�a: "Wiedzia�ak, ze mo korzenie, ale ze telo d�ugie?" Wincenty Galica z Bio�ego Dunajca wymy�ly� przysi�ge, co j�m zwi�m "przesi�gom Hipokratesa". Jak �na moze si� tak zwa�, kie Hipokratesa wcale nie by�o, ino by� w Bio�ym Dunajcu Wincenty Galica, co si� pote przeni�s� do Zokopanego i tam, jak si� robi� wiater holny i ludzi bra�o takie jakiesi rozstrojenie, ze nic ino si� wiesali, to �n ik odrzyno�, dobrym wiatrem ik nadymo� i tak przywraco� im ducha. Ta nie sytkim przywr�ciy�, ba ino totym, co nie wystygli. Ej ta, wystygni�tymu to nawet muzyka nie pomoze. * * * Widzieli�cie wy kiedy pola w Chy�nym na Orawie, ka teroz jest granica ze S�owie�skiem? Jest ha� dzi� jedna wielgo ��ka, a za ��kom las, dopiero zzo lasa wida� - Tatry. Zy� przed wiekami m�drol, co go zwali z grecka Anaksymandrym, a po prowdzie nie by� to nikt inksy ino s�m Stefek �aciok z Chy�nego Tyn dopiero �pekulowo�! Ludzie g�niyli za dutkami, harowali przy sianie, uwijali si� ko�o byd�a, a on - �pekulowo�. Wychodzi� z rana zza cha�upe, patrzo�, jak gm�y ku niebu z ziemi id�, wiater od Babiej G�ry ku Tatr�m ci�gnie i dziwowo� si� �wiatu. Fto si� dziwuje, ten si� wydziwuje. Stefan �aciok z Chy�nego pyto� s�m siebie: co by�o na poc�tku? I naloz! Na poc�tku by�a pusta�. Jakby� siedzio� w Chy�nym, to by� tak samo godo�. Nie wiem, cy wiecie, co to "pusta�"? Pusta� to jest jakby p� nicego. To si� ci�gnie, ci�gnie i nie k��cy. Jak te pola mi�dzy Jab�onkom a Chy�nym. Spr�guj chyci� kose i kosi�. Idzies krok po kroku i nic ci nie ubywo. Pierwej umres, jako dokosis do ko�ca. Pusta� to jest jakby te wanty w Dolinie Waksmundzkiej w Tatrak. Wanta na wancie, z jednej strony takie bia�awe, z drugiej cyrniawe a sy�kie takie jakiesi �lepe i g�uche. God�m w�m - pusta�, p� nicego. Pusta� - to jest casym i ch�op dlo baby. Kie ch�op babe domierzi, to baba do niego: "ty p� nicego!" Cy z takiego moze powsta� co dobrego? Moze si� co urodzi�? Z takiej ch�opskiej pustaci? To dopiero pytanie! Ale Stefan �aciok z Chy�nego wiedzio�, ze z pustaci rodzi si� sama niesprawiedliwo��. Bo dajmy na to, ze urodzi si� kamie�. Juz tyn kamie� przepycho si� i rozpycho, �okaciami robi, coby inkse kamienie od sie odsun�� i samemu ino by� na tym �wiecie. Abo niech si� narodzi trowa. Juz ta jedna trowa drug�m trowe od si� odpycho, coby jej rosy nie wypiy�a. Niech si� narodzi robocek, na tyn przyk�od paj�k. Juz tyn paj�k sie� zastawio, coby mucha do sieci wpad�a. Nieg-ze si� narodzi owca. Juz na t�m owce ceko wilk. Zbojeckie prawo rz�dzi �wiatem. Owca gryzie trowe, wilk owce, wilka pch�y zrej�m, a nad sy�kim wisi pusta�. �wiat stoi zb�jeckim prawem. Pami�� o my�lach Stefana �acioka z Chy�nego jest je wse zywo. Ludziska zabacuj�, fto pedzio�, ale wiedz�m, co pedzio�. A nobardziej siedzi im w g�owie ta pusta�, to p� nicego, nico��, to takie nic. Leonowi Korkosowemu z �opusnej ukoza�o si� toto we flasce. Powiem wi�cej: ono wys�o z flaski. Ch�opi przi gorzo�ce medetowali, co by to mia�o by�, to "nic". Leon im pedzio�: "to jest p� litra na dw�k". My�li m�drych ludzi wiecnie zywe. * * * Byli�cie kie na Marusynie? Jag-e�cie nie byli, to id�cie. Na Marusynie zy� przed rokami m�drol, co si� zno� ze Stefkiem �aciokiem, orawskim Anaksymandrem, a nawet godo� do niego "stryku", a nazywo� si� nie Anaksymenes, jako pis�m, ale zwycajnie J�zek Staszel z Marusyny �ni oba si� spotykali, kie �li z miasta z jarmaku. A na Orawe chodziy�o si� wtedy ko�o wody. To siadowali se nad wod�m, a kie si� im je�� chcia�o, to �apali ryby, piekli na ogniu i furt sami siebie pytali: "Co by�o na poc�tku?" Kie Stefek �aciok pedzio�, ze "pusta�", to mu J�zek zaprzecy�: "Nijakim prawym, stryku, nie jest to pusta�, bo z pustaci moze si� wzi�� ino samo nic". To Anaksymander, rzeke Stefek �aciok, na to: "No to co?" J�zek - niby Anaksymenes, wywodziy� tak: - Na poc�tku by� dych. Z dychu biere si� w-dych, wy-dych, od-dych. Jak si� dych skupi, to rodzi si� dusa. Dusa trzymo c�eka w kupie. Bo jakby nie trzyma�a, to by�cie-sie ozlecio�, na amen. Dych rozmaicie duje. Kie wyjdzies na wierch Marusyny, to go dobrze cujes. Cujes, jak w ciep�y dzie� mie�o�nie ogarnio �wiat. A jak si� zez�o�ci, to Jezus Maryjo! Piere �niegiem, siece dyscym, ��mie drzewa, cha�upy przenosi z miejsca na miejsce. Bosko moc. Jak si� dych rozrzedzi, to z tego powstaje ogie�. Widzicie go? Kie je rzodki, robi si� gor�cy i ucieko ku niebu. I z tego powstajom gwiozdy. A kie g�stnieje, to staje si� wiatrym, a kie jesce barzej zg�stnieje, to robi si� chmura, a z chmury leci woda - bo woda, to tyz powietrzny dych ino ze mokry. Mokry dych wsi�ko w ziem i rodzi kamienie. A pote to juz powstaje ca�o re�ta. Sy�ko g�stnieje i si� rozrzydzo i za� g�stnieje i si� rozrzydzo. Pedzio� by�, ze pulsuje. Jako ta krew. Tu jest poc�tek. Stefek �aciok nie do� si� przekabaci�. Starsy by� i nie pasowa�o ust�powa� m�odsymu. I tak si� ozchodzili: jedyn ze swoim powietrznym dychym, a drugi ze swoj�m pustaciom. Ale po J�zku Staszlu, podhala�skim Anaksymenesie, i tak cosi zosta�o. Bo �n jesce do tego sy�kiego by� muzykantym. Co robi�m muzykanty? Muzykanty rz�dz�m wiatrym. Chytaj�m powietrzny dych w smycki i przek�adaj�m go na struny. A graj�m tak. Prym gro nute: "...Ej tam od Tater, od ciemnych Tater, ej poduhuje halny wiater..." Asekund za� mu wt�ruje: "A-nie-pusta�, a-nie-pusta�, a-nie-pusta�..." I w tyj muzyce s�ycha�, jako si� nad potokiem Rogo�nikiem, niedaleko marusy�skiej Ska�ki, w pogodny letni dzie� spieraj�m po jarmaku J�zek-Anaksymenes ze Stefkiem-Anaksymandrem. * * * Tyn, co go nazwali Heraklitem z Efezu naprowde nazywo� si� J�drzkiem Chmurom z Pyz�wki By� to c�ek honorowy i nosiy� si� wysoko. Musio�e� go by�o d�ugo pyta�, coby si� do cie obezwo�. Spyto�e� si�, cymu cicho siedzi, odpowiado�: "coby�cie wy goda� mogli". Ca�y J�drek. Ociec jego by� bac�m w dolinie Jarz�bcej. Kie J�dru� by� ma�y, to mu ociec kazowo� ognia w kolebie pilnowa�. I w ogniu ukoza�a si� J�drusiowi prowda. Bo ogie� jest taki: ci�nies do ognia ga��zke, on jom ob�api jak mie�o�nik jaki, a ga��zka si� ca�o gnie i cyrwiyni. Kie juz j�m na sy�kie str�ny wyob�apio, to z ga��zki zostaje s�m popi�, a re�ta w g�re ku niebu leci. J�dru� zapatrzowo� si� w ogie� i we �wiat. Wycu�, ze w tym jest rozumno my�l. Wycu�, a duzo nie godo�: "sy�ko z ognia i bez ogie�". Tak pedzio�. Casym cu� ogie� w sobie - we wnuku. Cujes, jak cie poli. Cujes go w zozdro�ci. Cujes w zolu. Cujes w t�sknocie. I w mie�o�ci tyz. I wte zyjes jakby sobie samemu na sprzycno��. Ogie� tardze cie na dwie po��wki. Jedna chcia�aby si� przyblizy� do watry, a drugo od watry ucieko. Taki� jakby� by� �m�m i wilkiem na roz. �ma do ognia ci�gnie. Wilk od ognia ucieko. A casym taki�, jakby� by� dymem i popio�ym. Jedno cie w g�re ci�gnie, a drugie w d�. Wyjdzies na wierch, fcio�by� skocy� w przepa��. Stois na dole, fcio�by� wyj�� na wierch. Wse ze� taki jakisi niedzisiejsy. P�omienie si� z ciebie dobywajom. C�ek zyje sobie samemu na sprzycno��. Niby Grecy nazwali to "dialektykom". Tyz piyknie. "Dialektyke" mozes uwidzie� go�ym okiem, kie Jasiek, W�adek i J�zek s�m jest przynapici. Kie sie Jasiek przynapije, to go gorzo�ka ci�gnie w d�. Kie sie W�adek przynapije, to gorzo�ka ci�gnie go na bok. A J�zka za� gorzo�ka ci�gnie do zadku. Kie sie nojd�m sy�ka pijani, to sie poob�apiajom i trzymaj�m sie wroz. Tak se id�m. I cho� kozdy z osobna ni moze si� na nogach utrzyma�, to razem si� trzymajom. Idom �piewaj�cy sobie samym na sprzycno��. I to si� nazywo "pojednaniem w sprzycno�ci". J�drek z Pyz�wki tyz to wywi�d jako tyn Heraklit. Podobnie z ch�opym i bab�m. Tu dopiero sprzycno��! Ogie� dzieli, ogie� ��cy. Sprzycno�� i jednanie, jednanie i sprzycno��. Ca�e zycie. Juz si� nie wyprz�gnies, jaz nogi wyci�gnies. J�drek z Pyz�wki - niby Heraklit z Efezupo pr�nicy si� nie obzywo�. A jak juz mio� co przepedzie�, to zacyno� tak: "Nie bede w�m duzo godo�, bo i ni ma do kogo". Pote wywodziy� kr�tko a nie d�ugo: "Wied�-cie se, ze sy�ko p�ynie. Nie zst�pis dwa razy do tej samej wody". Wtoz ta wiy, co mio� na my�li? Wto ta wie, co mo na my�li stary c�ek, kie jako dziecko w ogie� sie zapatrzy? * * * Po wnikliwyk badaniak podhala�skik uconyk okazuje si�, ze Diogenes ze Synopy to naprowde jest J�zek Bryjka z Ochotnicy Godali o nim: "g�upi, ale sw�j rozum mo". To by� taki, co mu nie zaleza�o. Zjy to zjy, nie zjy tyz dobrze, wypije to wypije, a nie wypije tyz dobrze. Moze�cie o nim s�yseli, bo to �n przesiadowo� w becce. A by�o to w mie�cie. Becka by�a nie ma�o, po winie, troche ozeschni�to. Miescany radzi go widzieli, bo im we dobrze radzie�. Ale dopiyc tyz umio�. Roz cosi go naz�o�ciyli, wzi�n do gorzci latarnie, se� przez miasto i kogo spotko�, to mu �wiecie� w g�be. "Coz robis?" A �n: "Wypatrujym c�eka". C�eka nie by�o. Godo� tyz: "Kiebyk mio� tak�m g�be jako ty, to byk j�m w portkach nosiy�". Bryjk�m si� J�zek osto� bez to, ze razu jednego przyse� ku niemu p�n ze zomku z Niedzicy. A by� to stra�nie pa�ski p�n. Kie uwidzio� takiego biedoka, to chcio� go cymsi obdarowa�, ale nie barz wiedzio�, cego J�zkowi trza. To rada w rade i si� pyto J�zka: "Cego by� chcio�?" A �n: "Jednego, coby�cie mi panie s��nka nie zas�anio�". Ale p�n jesce pr�gowo�. Pos�o� ku niemu dworzanina. A dworzanin widzi, ze J�zek warzy na ogniu bryjke, takom do�� mizern�m, to mu pado: "Kieby� ty J�zek umio� troche karku zgina�, to by� ty na z�mku w Niedzicy m�g nie takie jedzenie mie�". A J�zek mu na to: "Kieby� ty umio� tak�m bryjke warzy�, to by� nie musio� przed panami kark gi��". Bryjka J�zek z Ochotnice - nas podhala�ski Diogenes - by� c�ekiem �lebodnym. Nie do� se dusy przywi�za� przez ziemskie bogactwa. Jak nojmniej mie�, a jak nojbardziej by�. To, co mos, mo i ciebie. Mos pole, juz-e� przywi�zany do pola. Mos las, juz-e� przywi�zany do lasa. Mos babe, juz-e� przywi�zany do spodnicy. A jak cie tak to sy�ko powi�ze, to ani si� spostrzezes, ze ni mos juz siebie. A wte taki�, jak ten cie�. Wse nie sw�j. Wse cudzy. A na Pana Boga winy nie sk�adoj. Roz J�zka przewied�o. Pasterze nam�wieli go, coby siod do koryta, a oni go spuscom Dunajcem do�u, to dop�ynie do Kro�cienka, ka s�m jest jesce lepse becki. I J�zek sie z�akomiy�. Roz w zyciu. Coz kie koryto sie przekopyrt�o i J�zek o ma�o co, a by�by sie utopiy�. Narzyko� potym na Pana Boga, ze go z opieki swojej wypu�ci�. Ale pasterze mu pedzieli: "Ty na Pana Boga nie narzekoj, bo P�n B�g ci nie winowaty, ino� se s�m winowaty, bo� se �le siod". Tak to bywo: �le se siednies, a pote krzycys, ze Pon B�g winien. J�zek Bryjka z Ochotnicy umar w Jurgowie i ha� go pochowali. Dzi� juz ma�o kto wie, kany jego gr�b. Ale przepis na dobr�m bryjke po J�zku zosto�. A ze kozdy g�rol umie bryjke przysposobi�, to tyz nie musi przed nikim kark gi��. Hej. * * * Z Pitagorasem to by�o tak. Kie sie ludziska zacyni spiera�, co by mia�o by� na poc�tku, to J�zek Marek z miasta wywi�d, ze: "na poc�tku by�a cena". A cymu �n tak wywi�d? Tymu, ze �n by� jakby taki bankier na Podholu. Pozyco� pini�dze na procent i z tego zy�. Ale J�zek Marek nie pochodziy� z miasta ino ze Szaflar, a w mie�cie sie ozenie�. Ozenie� sie z Marysi� Chudob�. Ino ze �na wcale nie by�a chudobno, bo by�a spokrewni�no z Jaskierskimi, co mieli bars grzecne sklepy. I ta mu przy�wiodcy�a: "Dobrze J�zu� prawis, na poc�tku musi by� cena. A i na k��cu tyz. Na tyn przyk�od cena pogrzebu". Ne i tak sie zacyno oznosi� po �wiecie, ze co si� tycy poc�tku, to na poc�tku by�a cena. Dos�o to do ucha J�drusia Waksmundzkiego, wtory by� niez�y �pekulant. Za� �n cho� go nazywali "Waksmundzki", to nie siedzio� we Waksmundzie ino w Ostrowsku. Jego cha�upa stoi ha� do dzi�. A by� to ch�op postawny. I kie to us�yso�, to jaz podskocy� do g�ry. A sta�o sie to nad Dunojcem, ka �apo� ryby, niedaleko Grobki. Trza by dzi� w tym miejscu jaki pomnik postawi�. Kie juz spod na ziym, to pedzio� spokojnie: "nie cena, ba cyfra!" I tak sie narodziy� na �wiecie Pitagoras, a naprowde to J�dru� Waksmundzki z Ostrowska Za�ozy� �n �ko�e, piers�m �ko�e na �wiecie cyli na Podholu. Sko�a powsta�a na Wy�nim Zor�bku, mi�dzy �opusn� a Turbaczem. He, bracie! Ale dosta� sie do tyj sko�y nie by�o �atwo. A wytrzima�, jesce trudniej! Pirsy rok obowi�zywa�o: s�uchanie i g�ralski t�niec. Cymu s�uchanie? Cymu t�niec? Tymu s�uchanie, coby sie nikt g�upio nie pyto�. Ludzie sie pytaj�m, ale g�upio. Na tyn przyk�od, idzies dr�g�m a ludziska pytaj�m: "idziecie ta?" No, co sie pyto, kie widzi. J�dru� Waksmundzki se� roz nad wode z w�dk�. Jakisi g�uptok sie go pyto: "Kaz to idziecie". A �n na to: "No, moze sie mnie jesce spytos, po co?" Tak ze w tyj skole na Zor�bku uce� mio� prawo sie spyta� dopiero po roku nauki. Jak sie dobrze spyto�, to go zostawiali, a jak �le, to se� w pierony. A g�ralski t�niec by� wozny bez to, ze sie go to�cy po dwa, po �tery a nawet po sesno�cie. A to jest telo piekny t�niec, ze na niego ni ma ceny. A cyfra jest. Cyfra za cyfr�m. I to sie nazywo "cyfrowanie". T�niec na cyfrowaniu stoi. A J�dru� Waksmundzki wywi�d, ze ni ino t�niec, ale i ca�y �wiat to jest je nic inksego, ino jedno wielgie cyfrowanie. * * * Jak-jek W�m juz pedzio�, Pitagoras to po prowdzie by� J�dru� Waksmundzki z Ostrowska, co za�ozy� sko�� cyfrowacy na Wy�nim Zor�bku. Ucy� �n ha� o tym, jako jest natura cyfry i jak cyfry rz�dzom �wiatem. A sy�ko zacyno si� od muzyki. Bo na Zor�bek przychodziyli muzykanty: z �opusnej Szewczyki, z Ostrowska Gromadzi, z miasta Kudasiki. I grali. A on s�ucho�. A us�yso� nie ino to, ze w muzyce gro sie po dwa, po �tyry cy po sesnoscie. J�dru� Waksmundzki us�yso� oktawy, kwiny, kwarty. To juz cosi znacy. Co? Znacy, ze cyfra cyfruje. Chces mie� r�nice mi�dzy d�wi�kami, we� strune d�ug�m abo kr�tk�m. Mozes tyz wzi�� hrub�m abo cienkom. Nie cujes, ze cyfra cyfruje? Razu jednego se� nas podhala�ski Pitagoras z ryb ko�o ku�nie. By�a ku�nia w �opusnej blisko Dunajca. A w ku�ni kowole kuli. S�ycha� by�o: dzy�, dzy�, dzy�. A coz by�o wida�? Wida� by�o i s�ycha� tyz ze r�nica d�wi�k�w bra�a sie z r�nicy m�ot�w. Ci�zki m�ot to d�wi�k jakisi taki hrubsy, lekki m�ot - to d�wi�k jakisi taki cie�sy. Nie cujes, jak cyfra cyfruje? Jakosi w lecie na Jona wyse� J�dru� Waksmundzki na Turbacz w nocy. Noc by�a pogodno. Gwiazdy na niebie. Miesi�cek wytacowo� sie poma�u na niebo. By�o ciho. I w tak�m noc J�dru� Waksmundzki us�yso�: �wiat gro. Sy�ko, co jest, jest grane. S�ycha� harmonije przestworzy. Ale tego nie kozdy us�ysy. Ludzie maj�m ha�as w uchu. A nie ino w uchu, w dusy tyz. Za duzo ha�asu w ludziach, coby to mogli s�yse�. Ale jakby� to kie us�yso�, to by� pojon tajemnice �wiata. Ej, mocny Boze. Cyfry nie ino to robi�, ze �wiat jest cyfrowany, one tyz cyfruj� same siebie. Mno�� sie i dziel�, dodaj� i ujmuj�, a sytko wedle jakiegosi takiego porz�dku koniecno�ci. J�dru� prawie�: "Jedno dodane do parzystego cyni nieparzyste, jedno dodane do nieparzystego cyni parzyste". No powiedzio�by�? Takie prawo cyfr. A sy�ko, co jest, mo poc�tek, koniec i �rodek. To s�m trzy. I trza ci wiedzie�, ze kie chces ogarn�� ca�o��, musis porachowa� do trzech. Ta i Boga sie czci wtedy, kie sie trzy razy powt�rzy: "�wi�ty, �wi�ty, i jesce roz �wi�ty..." Duzoby jesce o tym by�o do opowiedzenia. M�dremu wystarcy. A g�upiemu skoda godo�. K�niec sko�y cyfrowacy by� rzewny. Nie wiada, kto i ka, ale roznies�a si� plotka, ze tota sko�a to jest maso�sko sprawa. I zaceny sie prze�ladowania. Ludzie nie barz wiedzieli, co to za sprawa ta "maso�sko sprawa" ale boli sie pomoru owiec i plotkom uwierzyli. J�dru� Waksmundzki wyjecho� kasi na wygnanie w lubelskie, w mie�cie powsta�y sko�y handlowe i banki, no a cyfrowace stali sie specjalistami od cennik�w i mozecie ich spotka� w mie�cie na jarmaku, jak handluj�m walutami. Tak ze sta�o sie, jako J�zek i Marysia godali: na poc�tku jest cena. * * * Toci, co ich z grecka nazywali "eleatami", po prowdzie nazywali sie "d�najcanami", a nazywali sie tak tymu, ze �pekulowali nad Dunajcym. By�a ha� ik ca�o sko�a. Za� nojznacniejsy pomi�dzy nimi by� niby Parmenides, a z g�ralska s�m J�zek Zat�oka z Cyrwiennego A tyn nie ino �pekulowo�, ale i dedukowo�. Nie rod �n widzio�, kie sie go wto pyto�: "co by�o na poc�tku?" Wte odpiero�: "Ty sie nie pytoj, co by�o na poc�tku, ty sie pytoj, co jest". O tym, co jest, ludziska mniemaj�m r�nie. Jednemu ch�opcu sie widzi, ze na ca�ym boskim �wiecie jest ino jedna Margita. A ka s�m inkse dziywki? Margicie sie widzi, ze jest ino jeden Ja�. A ka s�m inksi parobcy? Gienek z Bukowiny wierzy, ze ino muzyka jest. Janos z D�bna w kozdej lipie widzi �wi�tego. Ale to sytko s�m same zmys�owe mniemania. Zmys�y wse c�eka uwodz�m. Kozdy zmys� cie uwodzi, kozdy krzycy do tobie: "uwierz mi". Uwierzys oc�m, smak�m, us�m - bees do cna zmamiony. "Na wiersycku sto�a, piykno sie widzia�a, kie-jek przyse� ku niej, jeden z�bek mia�a". Ino rozum widzi to, co naprowde jest Tyz piyknie. Ale powiedz-ze J�zu�, w co tyn rozum mo sie zapatrze�, coby uwidzio�, co naprowde jest? A J�zu� na to: w siebie mo sie zapatrze�, s�m w siebie. Ej, Jezusie Maryjo, ne dy patrzym i nic nie widno! A J�zu� prawi dalej: stow przed sie samo to s��wecko "by�" i w nim sie dobrze poozgl�doj. - W s��wecku? - No w s��wecku. Patrzym i widzym: to, co jest, jest i nimo prawa nie by�. No pewnie. Jak jest, to jest. Jak baba jest, to nie mozes goda�, ze baby nima. Ale, co jesce? Jesce i to trza pedzie�, ze jak cego nima, to znacy ze nima. Jak ch�opa nima, to nima i �lus. Ale mozes mie� zwidy i omamy. G�upi ci powie: one przecie s�m. Jakby by�y, to by nie by�y omamami. Z tego, ze sie babie zwiduje ch�op, a ch�opu baba, nie dedukuj, ze baba jest i ch�op jest. Niebytu nima. Jest byt. No hej. "Spa�o mi sie siumnie, cosi przis�o ku mnie, w cornym kapelusie, pyta�o g�busie". Sen na �nisku to jest cyste zwidowanie. Pomy�lo�e�? Widzis, ze jest tak, jako� pomy�lo�. Teroz wies: rozum �wiata i tw�j rozum - to jedno. Rozejrzyj sie w tym, co mos w rozumie, a bees wiedzio�, co jest we �wiecie. A teroz J�zek ci powie cosi, ze sie zadziwis. To, co naprawde jest, jest pe�ne. A co pe�ne, to sie i nie ruso. No bo jakby sie rusa�o, to by musia�o przyj�� od tego, cym nie jest, do tego, cym jest. A tego, cym nie jest, nima. To jak mo przyj��? Ale tu zacyny sie k�opoty z ksi�dzami. Bo �piewaj�m tak: "Chodziy�e� se ku mnie, ruso�e� mnie ruso�, pokiela� se na mnie wi�nka nie wyruso�". Przecie bez rusanio grzychu nima. Jak ruchu nima, to przecie grzychu tyz by� ni moze. Po prowdzie to nie grzysymy, ino sie n�m tak zdaje. I tu jest tyn k�opot. Bo jak grzychu nima, to po co ksi�dz? * * * J�zek Zat�oka z Czerwiennego, niby nas podhala�ski Parmenides, to by� c�ek spokojny. Ozgl�do� on sie w tym jednym s��wku "by�" i ozpowiado� co ha� wypatrzo�. Piwa nawarzy� dopiero niejaki Zenek z Dunajca, co go pote Zenonem z Elei nazwali. �n musio� ucieka� z Podhola. Dopiero w Grecyji spisali jego my�li. A nie by�y to jego my�li, ino my�li J�zka Zat�oki, ale przerobi�ne na praktyke. No bo by�o tak. Kie J�zek Zat�oka pedzio�, ze nima ruchu, to rozmaici zawistnicy nasy�ali dzieci, coby g�nie�y ko�o J�zkowej cha�upy i krzyca�y, ze ruch jest. A Zenek i J�zek byli koledzy. To Zenek zebro� po sumie ludzi przy ko�ciele i prawiy� tak: "Co sie w�m zdaje, cy na tyn przyk�od Janosik zdole przeg�ni� �abe, kie �aba zrobi wprz�dzi cho�by jeden skok?" Kie ludzie zawo�ali, ze przeg�ni, bo cozby mio� nie przeg�ni�, to Zenek odparowo�: "Nie mocie ludzie rozumu. Przecie Janosik musi nopierwej �abe dog�ni�. A jak ku niej doskocy, to �na juz zrobi skok naprz�d. Janosik za� bee musio� doskocy�. A �na za� do przodku. Moze nie duzo, ale zawdy. Nei tak to wej, Janosik sie b�dzie furt ku �abie przyblizo�, ale jej nie przeg�ni". Na takie rozumowanie ludzie baranieli. Byli nawet tacy, co nie �li do cha�upy, ino zostawali w barze i ha� z miejsca sie nie rusali, pokiela baby po nich nie przys�y. Ale to jesce nic. Kie J�zek Zat�oka, rozpatruj�cy sie w tym swoim "byciu", pedzio�, ze "byt jest jedyn", to Zenek z Dunajca zaroz wywi�d, ze mi�dzy jego baranem a baranem probosca z Rogo�nika nima nijakiej r�nicy i nawet lepiej b�dzie, jak baran probosca bee sto� w jego sopie i tu r�ni� sie od niebytu. I dos�o do tego, ze zacyny ludzi�m gin�� barany. A jak przys�o do prawa, to Zenek by� g�r�. Tak powsta�o pos�dzenie o "liberalizm". Ludzie nie wiedzieli, co to jest "liberalizm", ino ksi�dzowie wiedzieli, ale jak z tego maj�m gin�� barany, to lepiej, coby tego ca�ego "liberalizmu" nie by�o. Wtosi doradzie� Zenkowi: "zmyj sie" I Zenek przysto� do partyzant�w. Ci wojowali z tyra�sk�m w�adz�m, co panowa�a wte na Zomku Orawskim. Dobrze nie bardzo, bo Zenek wpod. I tyran m�cy� go, coby wsypo� wsp�lnik�w. To mu Zenek wymienie� sy�kie wo�niejse persony, co wte byli na zomku, nie pomijaj�c sekretorzy, genera��w, a nawet jego w�osnej baby. Hej! Dopiero sie tyran za g�owe �apo�! Co by�o pote, r�ni r�nie prawi�m. Jedni, ze tyran sie w�ci�k� i kozo� Zenka w mo�dzierzu ut�uc, inksi ze Zenek uci�k do Grecji. I cheba uci�k, bo tyn Zenon z Elei jest taki s�m, jak nas Zenek z Dunajca. Jedno po nim u nos zosta�o: s�m jest tacy, co do dnia dzisiejsego ni mog� rozr�ni� bytu swojego barana od bytu cudzego barana, ba sie im widzi, ze sytko jest jedno. * * * Powiadali, ze to �n obdarowo� ludzko�� kwa�nic�m. Ta i lycy� potrafiy�. Jego kwa�nica gryma�nym szcz�ki, a garbatym plecy pro�ciy�a. Ale nojwa�niejse by�o to, ze umio� c�ekowi w g�owie rozja�ni�. O kim mowa? Nie o Empedoklesie, jako w ksi�zkach stoi, bo Empedokles to po prowdzie Tadeusz Zachwieja ze Szczawnicy To by� ch�op! A casy by�y takie, ze sie ludziska het traciyli. Jedni ws�dy widzieli pusta�, inksi culi we �wiecie dych, jesce inksi wode, cyfrowace cyfry, miescanie ceny, dunajcanie potracili sie kasi mi�dzy bytem, co jest, a niebytem, co go nima, a z tego zamiesania ponieftorym nawet sie zyni� nie fcia�o. I cho� ta dzieci dalej sie rodziy�y, cu�e�, ze jest �le. Z jednej strony se� liberalizm, a z drugiej nadci�ga�a masoneria. Sykowo� si� pirsy rozbi�r Polski. Dopiero nas g�ralski Empedokles, Tadeusek Zachwieja, sytkik o�wieciy�. Prawiy�, ze na poc�tku by�o nie jedno, ale �tyry - bo �n umio� t��cy� po �tyry. S� to: woda, powietrzny dych, ogie� i ziym. To sytko razym sie miyso, jak kapusta w becce. I dopiero z tego powstaje �wiat. A cymu sie miyso? Tymu, ze dwa prawa rz�dz� od poc�tku: mie�o�� i nienawi��. Mie�o�� ci�gnie ku jedno�ci. Nienawi�� ozrywo. I tak jest wiekui�cie: roz �wiat jest rozrywany, a roz jednany. Ajesce i to trza wiedzie�, ze wse sw�j poznaje swojego. Poznajes ziym? No bo mos ziym w sobie. Poznajes dych? No bo s�m dychos. Poznajes ogie�? No bo� z ognia. Wode poznajes? Bo i woda w tobie jest. Razi cie ludzko pycha? No bo� s�m pysny? Razi cie ludzkie sk�pstwo? No bo� s�m sk�py. Sw�j swojego poznaje, ku swojemu ci�gnie i swojego nienawidzi. Tak by�o, jest i bedzie. To by�y prowdy dlo sytkik. Ale mio� �n tyz prowdy dlo wybranyk. Roz nad Dunojcem, niedaleko Sokolicy, w tajemnicy przed ksi�dzami, prawiy� tak: sy�ko juz by�o i b�dzie jesce roz. Bo my haw s�m jest wygna�cami na ziemi. Nagrzysyli my, w za�wiatak i trza sie n�m ocy�ci�. Bo jo juz kiesi by�ek i ch�opcem, i dziwcyn�m, i ro�lin�m, i ptokiem i niem� ryb�, co z morza wychodzi. I inksi tyz. Sy�ko b�dzie jesce roz, ino inacyj, a moze i z kim innym. Kto by� ch�opym, bedzie bab�m, a kto bab�m, bedzie ch�opym i za� sie pozyni�m i dadz�m se, za przeproseniem, w dupe, coby by�o sprawiedliwie. Dopiero potym trafi�m do nieba, ka bed�m jako toci bogowie. Tadeusz Zachwieja doceko� sie chwa�y i honoru. Roz ludziska chcieli go nawet na prezydenta wybra�, ale nie chcio�. Wdzi�cni mu byli i s�m nie ino za to, ze pedzio�: "na poc�tku by�y �tyry", ale i za kwa�nice. W Szczawnicy i Kro�cienku "u Walusia" mozecie dzi� zje�� kwa�nice "a la Zachwieja". G�mbe krzywi, ale rozum prostuje. Co? Godocie, ze sukali�cie i nima? Pockojcie, niech ino mi to wydrukuj�m, a juz bedzie. * * * Zapytocie si� mnie moze, kim by� naprowde Anaksagoras z Kladzomen, co go o bezbo�no�� pos�dziyli, z miasta wygnali, a pote kozali las�w pa�stwowyk pilnowa�? Kie si� pytocie, to w�m powiem. By� to Wojtek G�sienica-Byrcyn ze Zokopanego Wojtek siadowo� w Tatrach na G�siej Syi, ko�o niego ludzisk�w chmara, a �n ruso� g�ow�m. Inksi za nim. Jako ta mogli. Ale nie zawse m�g-e� za my�l�m Wojtka nad�zy�. Prawiy� tak: - Ludzisk�m sie zdaje, ze jedno ginie, a drugie powstaje, ze jedno sie rodzi, a drugie umiero. Nieprowda! Prowda jest tako: sy�ko sie miyso, sy�ko sie rozdzielo. Co to �mierz��? �mierz�� - to rozdzielenie. Co to narodziny? Narodziny - to zmiysanie. Ale moze si� mnie spytocie, co sie miyso, co sie rozdzielo? Miysaj�m sie i rozdzielaj�m takie zarodki. (Grecy to pote przet�umacyli jako: homojomerie, cyli "chowo-sie-miernie"). Sytko ze zarodk�w. Widzicie, jako ponad Rusionow�m Polane snuje sie mlacowy puch? Zarodki s�m jako tyn puch. One s�m wiekuiste! Pojmujecie, co to wiekuiste? Wiekuiste znacy, ze by�o, jest i bedzie! A pote sie miyso! Trafnie Wojtu� prawie�. To w�m powiem, ze kozdy nie ino widzio� te zarodki nad Rusinow�m Polan�m, ale je nawet w sobie cu�. Ale powiedz-ze, Wojtu�, co to za sie�a tako przedziwno, co miyso sy�kim? Wojtu� pedzio�: - Sytkie rzecy pomiysane by�y, jaz przyse� rozum i zaprowadziy� porz�dek. A rozum zrobiy� wir. A wir wiruje i robi wiater... Po�rej na wode w Morskim Oku. Nie widzis? Wir chyto wode, obraco ni�m dooko�a i leci dalej ku g�rze, ku niebu. Chmurami wiruje. Casym wir grzmi, kie b�yskawica sie otre o chmure. A gwiozdami wiruje ciho. Kie rozum rozwiruje dookolny �wiat, to robi�m sie z tego odpryski. I tak sie tworz�m rzecy. A po rzecach powstaj�m zyj�tka i zyj�tecka. A powstaj�m z wilgoci i ciep�a i takiej jakiejsi gliny. Z zarodk�w, co s�m po prawej str�nie, powstaj�m samce, a z tych po lewicy - samice. A pote wiruj�m razym i po casie rodzi sie nowe. A Pon B�g, to ka? Ka jest, Wojtu�, Pon B�g? - A Wojtek na to: - �wiat s�m jest boski. I g�ry s�m boskie, i kwiotecki boskie, i zyj�tka boskie i zyj�tecka boskie. Z boskiej mocy i boskiego rozumu rodzi sie to, co jest. Cy to mo znacy�, ze �wiat i B�g to jedno? �wiat jest boski? B�g jest �wiatowy? No hej. Inacej nie rzeknies. I tego wej juz katoliki s�ucha� ni mogli. Zacyno sie rycie pod Wojtkiem. Ale Byrcyn jak to Byrcyn, swoje wiedzio� i swoje robiy�. A Bartek Koszarek z Bukowiny, co na G�siej Syi by� i sytkiego wys�ucho�, jakimsi takim wirem porwany, wsto� na nogi, przeci�gn�n sie, coby ko�ciska wypro�ci�, i zawnioskowo�: "�wiat jest boski, a dziewc�ta nase". I pose� do�u na Ma�e Ciche. * * * Cy wy ludziska wiecie, fto wymy�lo� atomy? Nie zodyn Demokryt z Abdery ino Sobek Walczak z Ryniasu By�o ha� wte pore cha�up nad potokiem. Ta i teroz ni ma wi�cej. A w potoku kamienie, same okr�glice. Siadowo� se ma�y Sobu� nad wod�m, cy jakiego pstr�ga nie wypatrzy i jak kozde g�ralskie dziecko �pekulowo�, sk�d sie tyz biere to, co widzi. Woda p�ynie. Pod wod�m migaj� cienie, bez smreki prze�wituje s�onko. Co inkse widzis, a co inkse jest. Co jest prowd�m, a co zwidym? I od ma�ego wprawie� sie Sobek w odr�nianiu prowdy od zwidu. Pedzio� tak: "Jednym mi�d wydaje sie s�odki, a drugim gorzki, a po prowdzie, to nie jest �n ani s�odki, ani gorzki". Razu jednego spotko� dziywce z Jaworzyny. Pedzio�: "Witojze panienko". Na drugi dzie� za� j�m spotko� i pedzio�: "Witojze kobito". I wiycie, ze prowde pedzio�? Kie mos jak�m sprawe, to bier j�m na rozum. Oko k�amie, ucho k�amie i nos k�amie. Rozum nie k�amie, ino kieby� go umio� uzy�! Podobne poznaje si� przez podobne. Kie mos rozum, to si� dowies, ze �wiat jest rozumny. I nic cie nie bee mierzie�, ani dysc w zbi�rki, ani pow�d� na wiesne, ani kogut, co pieje rano, ani baba, co wse ozorem miele. Zwidy, zwidy, same zwidy... A pod zwidami atomy. Atomy to s�m jest, bracie, takie ma�e okr�glice jakby z wody wyj�te, casym g�adkie, casym karbowane, casym przygi�te. To si� to hyto jedno drugiego i kupy trzimo. Jak si� juz tak duzo nahyto, to z tego powstaje: kamie�, mech, drzewo, grzyb, wr�bel, wilk, c�ek. I ty to widzis i s�ysys. Ale co inkse widzis, a co inkse jest. �wiat cie mami, heba ze mos rozum. A sytkie te atomy to nie we wodzie kr�zom ino w takiej pustaci. Woda to przecie tyz atomy. A co to pusta�? Pusta� to pusta�. M�dry wiy, a g�upi nigda wiedzio� nie bee. Skoda g�mby drzy�. Sobek Walczak z Ryniasu duzo je�dzie�. By� w mie�cie, w Lud�mierzu, w My�lenicach, a roz nawet dose� przez g�ry do Popradu. Ale wse sie wraco� na Rynias. Na staro�� nika si� juz nie ruso�, bo wiedzio�, ze ka ino si� rusy, nie spotko nicego nowego, ba same atomy. Dobra tak cy tak nie nojdzies, a z�o nojdzie cie samo. Umiero� nas podhala�ski Demokryt, z Abdery - a po prowdzie to Sobek Walczak z Ryniasu - u siostry, co by�a wydano na Rzepiskach. Umiero� na Zielone �wi�ta. Siostra si� tropiy�a, coby pogrzeb nie wypod w niedziele abo w poniedzia�ek, bo wte mia�a by� na weselu na Groniu. Sobek to wiedzio� i kozo� se da� ciep�ego chleba do w�chanio i tak w�chaj�cy te atomy przezy� �wi�ta. Umar� we �rode. By�y k�opoty z pogrzebem, ze niby Sobek w Boga nie wierzy�. Ale za to B�g wierzy� w Sobka. I w jego atomy pewnie tyz. * * * Rozmaicie o ni'k rozpowiadali �le i dobrze. Jedni ze s�m, jako tyn, co to godo i godo, a kosula mu si� tli. Abo, ze to kramorze, co prowd�m kupc�m. Abo, ze s�m to tacy, co ze s�absego zdania robi� mocniejse, a z mocniejsego s�abse. Ale byli i tacy, co ich chwolyli: "oni ci rozum uwolniom z guse� i omamie�". Po grecku "sofi�ci", po nasymu: "syso�y". A nojg��wniejsy syso�a pomi�dzy nimi nazywo� si� nie Protagoras, ale J�zek Klamerus od Sowy z �opusznej Pos�uchojcie, jak prawiy� - Cy nie jest tak, ze kie jedyn i tyn s�m wiater duje, to ty marznies, a jo nie? Abo jo marzne lekko, a ty ci�zko? To jak-ze powies: cy wiater jest ciep�y cy zimny? Miar�m wiatru - c�ek. Miar�m zimna - c�ek. C�ek jest je miar�m kozdej sprawy. Bo kozdo rzec mo dwie str�ny: dobr�m i z��m. Co dlo ciebie dobre, to dlo mnie z�e. Co dlo mnie dobre, dlo ciebie z�e. Dysc leje - to dobre dlo tych, co im buroki wysychaj�m. S��nko �wieci - to dobre dlo tych, co akurat siano sus�m. Ale, co powiy o s��nku tyn, co mu buroki wysychaj�m, a o dyscu tyn, co siano susy? Sy�ko jest wzgl�dne. Zolezy od miary c�eka. By�o cego pos�ucha�. Kie� tak s�ucho�, zaroze� cu�, ze� i ty miar�m. I to jak�m! - J�ziu - pyta�a si� Zo�ka z Poronina - a na c�eka to miary nima? A Pon B�g? J�zek wywodziy�: - Pos�uchojcie, jako si� ludzie modl�m. Kozdy godo: m�j Boze. Jak m�j, to przecie nie tw�j. Kieby tyz ten m�j B�g sprawiy�, co by w s�dzie na moje wys�o, a nie na twoje! Kozdy se robi Boga na swoj�m miare. Do sobie Go pasuje. A jak mu Pon B�g nie spasuje, to nawet i wierzy� przestaje. J�zek Zo�ce w ocy patrzo�, to mu wierzy�a. - To znacy, ze prowdy tyz nima? - pyta�a dalej Zo�ka, bo �na by�a od Gut�w, a ci wse chcieli sy�ko dok�adnie wiedzie�. J�zek wywodziy�: - Ani tego nie sukoj, ani si� o to nie staroj, dobrze zrobis, kie si� po pozytek spytos! Pozytek wo�niejsy jako prowda. Ale Zo�ka ni mia�a z j�zka po�ytku, ino telo ze go s�ucha�a. I sta�o sie roz, ze Wojtek Brz�k�w wpod w Szaflarach pod poci�g i urwa�o mu noge. By� pijany i nawet nie wiedzio�, sk�d sie wzi�n w �pytolu. A by� to strasny nerwus. Nie by�o w ca�ym �pytolu na telo �mia�ego, coby mu pedzio�, ze nimo nogi. Wtoz ta wiedzio�, co wte zrobi. Akurat J�zek tyz ha� lezo�, bo go chyciy� isjas. Godo: "Jo go zaobyjdym tak z boku i powiem". I godo do Wojtka tak: "M�m dlo ciebie, Wojtu�, nowine dobr�m i z��m, to od ftorej zac��?" Kie Wojtek pedzio�: "od z�ej", to J�zek r�bno�: "urwa�o ci noge". Ale Wojtek by� ciekawy, to sie pyto: "No a jakoz ta dobro?" J�zek pado: "M�m znajomego, co odkupi od ciebie jednego kyrpca". I taki jest pozytek ze syso��w. Z takiego to moze by� niez�y prekurator, a nawet hadukat. Tacy to pote w s�dach dbaj�m o to, coby i wyrok by� na miare c�eka. Za� po wyroku: kajdanki, kroty i are�tancki wikt. * * * Stasek �limok z Bio�ego Dunajca i Jasiek Anto� z Ba�skiej byli jako ci przyjociele. Jedyn za drugiego do�by se renke uci��. A Stasek mio� t�m zalete, ze wiedzio� opowiada�. Za� Jasiek t�m, ze wse mu przy�wiodco�. Razu jednego Stasek opowiado�, co si� wydarzy�o na polowacce na dziki. Siedzieli polowace wiec�r przy ogniu i popijali piwo z becki. Polowace gadu, gadu... jaz tu zniedobocka wpad�a pomi�dzy ni'k dziko �winia, ca�o w�ciek�o. Ludziska na drzewa. A jo - pado Stasek - do becki. A ta g�ni doko�a becki, jakby mnie wycu�a. Dopiero jo j�m - pado - przez dzi�re za og�n, og�n do becki, zawi�zo�ek na w�ze�, z becki'k wyskocy� i �na z t�m beck�m przy og�nie - w las! Tak Stasiu bajo�. Ale ci, co s�uchali, my�leli: eee, Stasek plecie. Za� Ja� Anto� sumi�towo� sie koledze: "Prowde prawi. S�m-ek widzio� kiesi pod Turbaczem tak�m piero�sk�m �winie z beck�m przy og�nie, a za ni�m cosi dziewi�� warchlak�w z takimi ma�ymi bec�kami". Jasiek dobrze wiedzio�: prowde dzi� tracis, jutro znachodzis, a jak kolege stracis, to juz przepad�o. Ale Jasiu Anto� z Ba�skiej to by� w�o�nie nie kto inny, ino tyn grecki Gorgiasz, co mi�dzy syso�ami - niby "sofistami" - postawiy� kropke nad "i". Jego my�l wisia�a d�ugo w powietrzu, jak dysc na wiesne. Jakby tego, co Jasiek pomy�lo�, nie by�o, to by by�o cu�, ze tego brakuje. Zamiesanie by�o doimentne. My�licie moze, ze Wojtu� G�sienica-Byrcyn sprawe za�atwie�? Mylicie si�. Jesce pogorsy�. Do powietrza, pustaci, wody, ziemi, cyfr i atom�w dos�y jesce nosi�nka. Ludziska se fcieli ocy wydropa�, pytaj�cy o to, co naprowde Jest. Ja� pedzio�: po pierwse: nic nima; po drugie: nawet jakby co by�o, toby sie tego nie da�o pozna�; po trzecie: nawet jakby sie da�o pozna�, toby sie tego nie da�o dalej przekoza�. Kie jeden widzi to, a drugi tamto, to co powies? Powies, ze oba �pi�m i maj�m my�ki na �nisku. Godajom, ze prowda idzie ino przez s�m rozum? A jo w�m powiem ze jak okiem i uchym prowdy nie chycis, to jej rozumym nie wyrusos. I powiym to jesce: cho�by� nawet prowde pozno�, to jej drugiemu nie przekozes. Jak przekazujes, to przekazujes s�owa, a sprawa zostaje. S�owa kr�z�, a sprawy ostaj�m. Cy ty wiys, co drugi widzi, kie ty godos "cyrw�ne"? Cy �n widzi to samo, co ty? Cy wies, co baba cuje, kie ty godos: "je�� mi sie chce"? Telo ci powiym: tego, co ty cujes, ona nie cuje! Kie jedyn i drugi chce d�j�� prowdy, to z tego ino bitki powstaj�m. Nie prowdy sukoj, ale koleg�w. Co w�m powiym, to w�m powiym: my�l nasego podhala�skiego Gorgiasza, cyli Ja�ka Anto�a z Ba�skiej, wyda�a wielki owoc. Z niej wziyna sie na �wiecie "Solidarno��" i �na sie nawet nie�le trzyma�a, pokiel nie zacyni sie spiera� o prowde. Do niej nawi�zali nojwi�ksi politycy podhala�scy, tacy jako Franek Bachleda-Ksi�dzulorz i J�drek G�sienica-Makowski. A prosty lud do dzi� powtorza Ja�kow�m my�l: i w piekle dobrze mie� stryka. * * * No powiedz-cie mi, jak wiecie: ka moze by� feler? Ludziska jeden rozum maj�m, a kozdy rozumuje inacej. Krowa, i koza jedn�m trowe zrej�m, a g�wno inkse. Kozdy c�ek fce mie� sw�j rozum. K�niec k��cym telo rozum�w, kielo ludzi. A godaj�m, ze rozum jest jeden! Jakoz jedyn, kie kozdy hebluje po swojemu. Musis nad tym pomy�le�. Musis przypatrzy� sie rozumowi, cy ci go co nie pokrzywiy�o. I sta�o sie. Naloz sie taki, co sie przypatrzowo� rozumowi. W samym �rodku miasta, na rynku pojawie� sie Sokrates. Ino ze Sokrates nie nazywo� sie Sokrates, ba J�dru� Kudasik z bab�m swoj�m Wand�m to jest Ksantyp�m, co ko�o niego bockowa�a. J�dru� - tyn mio� rozum! Mio� rozum do rozumu, a nie ino do �wiata. Jedni naprawiali to, drudzy tamto, a on wzi�n sie do naprawianio rozumu. Zacyno sie od tego, ze Romek Dziobo� - znocie go, bo on wiersyki pisuje - pose� razu jednego do Lud�mierza, coby sie na miejscu Matki Boskiej spyta�, fto jest nojm�drzejsy na Podholu, cyli na �wiecie. I Matka Bosko pedzia�a: J�drek Kudasik. No to Romek wraco sie do miasta i pado, jak jest: "J�dru�, Matka Bosko pedzia�a, ze ty� nojm�drzejsy". J�dru� sie zatropiy�. No bo tak: z jednej str�ny on sie do wielkiej m�dro�ci nie pocuwo�, a z drugiej strony nie pasowa�o Noj�wi�cej Panience sie rociwia�. Tak �le i tak niedobrze. Co tu robi�? Trza i�� mi�dzy ludzi i sprowdzi�. No bo se pomy�lo� tak: Matka Bosko lud�miersko prawi, �e jo jest nojm�drzejsy, a jo tego tak nie cujym i zaroz nojde m�drzejsego od siebie i pude do Lud�mierza ku Matce Boskiej i powiym: tu go mos, a nie godoj, ze to jo. Jak pomy�lo�, tak zrobiy�. Chodziy� i sprowdzo�. Pyto� sie: cy ty wiys, co robis? A kie jedyn z drugim godali, ze hej, to J�dru� na to: to mi wyt�umac. Kie tamtyn zac�n t�umacy�, to J�dru� go pytaniami do �ciany przycisko� i nie pusco�, jak jak�m muche. Trafiy� pierse na polityka. I polityk wpod. Juz po nied�ugiej chwili wida� by�o, �e �n sie widzi m�drym inksym ludziom, a nojbardziej samemu sobie, a cy jest? No nie jest. Ale tyn polityk - lepiej nie wiedzie� wtory - zamiast by� J�drusiowi wdzi�cny, ze go z omamienia uwolniy�, to go znienawidziy�. Tak to wej, tacy s�m ludzie. Pote pose� jesce do poet�w, co wierse pis�m, do muzykant�w, co graj�, do rze�biorzy, co z gliny lepi�m. I ws�dy to samo. I ws�dy miasto wdzi�cno�ci, nienawi�� powstawa�a. Jak juz tym sposobem J�dru� Kudasik co zacniejsych miescon przez rozum przewi�d, taki wniosek wydeduk�wo�: "Bo, z nos dw�ch zoden, zdaje sie, nie wiy o tym, co piykne i dobre, ale jemu sie zdaje, ze cosi wiy, a jo, jak nic nie wiym, to mi sie nawet i nie zdaje, ze wiym. To moze Matka Bosko dobrze prawi i jo jest od inksych madrzejsy, bo jak nie wiym, to nie my�le, ze wiym". No nima co pedzie�, mio� J�dru� rozum do rozumu. * * * O tym, jak J�dru� Kudasik, nas podhala�ski Sokrates, naucy� ludzi, co worce, a co nie worce wiedzie� No ni mozno pedzie�, zeby J�dru� Kudasik nie zno� sie na przyrodzie. Razu jednego babecka jego ostomilso nad usami mu su�cia�a, a on udawo� g�uchego. To baba �ap wiadro pomyj i chlust na ch�opa. J�dru� ani drgn�n, ino pedzio�: Nopierwej grzmia�o, teroz leje. Ale ni mozno tyz pedzie�, zeby mio� jakie takie uznanie dlo tyk, co nic ino przyrode fc�m poznawa�: dlo J�drzka Chmury-Heraklita, dlo Tadeusa Zachwiei-Empedoklesa, dlo Sobka Walczaka-Demokryta, dlo J�drzka Waksmundzkiego-Pitagorasa, dlo J�zka Zat�oki-Parmenidesa i ca�yj tyj re�ty, co nic ino pchali nos w nieswoje przyrodnice sprawy. Prawiy� tak: jakby c�ekowi potrzebne by�o przyrode zna� i o tym, co by�o na poc�tku, wiedzie�, to by mu przecie Pon B�g taki rozum do�, coby do tego dose�, a jak nie dose�, to znacy, ze mu tego nie trza. A jakiej c�ekowi wiedzy trza? Nowo�niejse jest to, coby s�m siebie zno�. Cy ty wiys, co w tobie siedzi? Jaki djabo�? Jaki janio�? No nie wiys. To po co patrzys na gwiozdy, wtore s�m jest daleko, a nie patrzys na siebie, wtorego mos blisko? Nie uciekoj od siebie. Nie tra� siebie. Poznaj c�eku samego siebie. No �wi�to prowda. Nie bees godo�, ze jest tak abo tak, bo jest, jak jest. G�nis c�eku za tym, co daleko, a tracis to, co blisko. No to, cym-ze� c�eku jest? Mos noge, ale� przecie nie nog�m. Mos brzuch, ale� przecie nie brzuchym. Mos p�uco, ale� przecie nie p�ucym. Do re�ty mos i cia�o, ale� przecie nie cia�ym. No to cymze�? I J�drek pedzio�: dus�m. Dus�m-ze� c�eku dus�m, a nie cia�ym. No to, kie juz telo wiys, to powiedz-ze jesce, co takiego w tyj dusy widzis? A J�dru� na to: tam jest je cnota! A to za� co? J�drek na to: To jest to, dzi�ki cymu c�ek jest dobry. Ej Boze, to jest to! Sprawiedliwo�� - w dusy siedzi. Odwoga - w dusy siedzi. Roztropno�� - w dusy siedzi. �wi�to cierpliwo�� - w dusy siedzi. Rzetelno�� - w dusy siedzi. To jest, ch�opy, to! By� k�opot z bab�m. Nie ino tymu, ze �na dusy tak barz nie uwazowa�a, ale o to, ze J�drzka nigda w cha�upie nie by�o. Ani drzewa nie nar�bo�, ani wody nie nanosiy�, ani inksyj cielesnyj roboty sie nie chyto�. A zje�� - nie powiym - potrafiy�! To tyz mu nad uchym su�cia�a: ty dyl�gusie, ty ozworo oskrecono, ty drozdzu, ty duso! No, dos babie rady? Co J�dru� nie robi? Akurat w mie�cie demokracja nasta�a i J�drek umy�lo� babe do parlamentu oddelegowa�, coby tam ozorym mle�a, kielo ino zdole. I tak sie sta�o. Wybrali jom na pos�a i od tego casu J�dru� mio� jaki taki spok�j. M�g sie �n swobodnie zaj�� dusami - swoj� i cudz�. Na babe trza mie� spos�b i juz. * * * O tym, jak J�dru� Kudasik, nas podhala�ski Sokrates, zrobiy� przecyscynie dusne jednemu politykowi i jak oberwo� za to po g�mbie i co pote pedzio� - Powiedz-ze n�m J�dru�, cymu ty tak chodzis po mie�cie, z ludziami godos, naprawia� ik fces, a hasnu z tego nijakiego ni mos, ino same k�opoty? Co cie tak ku ludzi�m ci�gnie? My�lis, ze zdoles ich naprawi�? A jo ci rzekne, ze fto sie g�upim urodziy�, tyn tyz g�upim umre. Nie naucys krowy furga� ani kota sceka�. Ucy� g�upiego rozumu, to jakby psi og�n bez psa przew��cy�. Ale J�ru� prawiy� inacyj: - To u mnie - pado - od ch�opi�cyk juz rok�w g�os sie jakisi obzywo, a kie sie ino obezwie, to wse mi cosi odrodzo, a nie dorodzo mi nigda. Namowiaj�m mnie ludzie do gospodarki, to g�os mi pado: "eee, J�dru�, s�m inksi od tego". Namowiajom mnie do polityki, to g�os pado: "skoda cie J�dru�". Ale kie widzym abo i s�ysym, ze fto cosi g�upiego robi abo prawi, to g�os pado: "twoja sprawa, wypr�guj go". No i jo tyz, biydoku, nic inksego nie robiym, ino tak chodzym i namowi�m, kogo mogym, coby sie ani o cia�o, ani o pini�dze tak barz jedyn z drugim nie staro�, jako o duse, coby ona by�a nolepso. Bo przecie nie z pini�dzy dzielno�� sie biere ino pini�dz z dzielno�ci. - Ino ze ty, J�dru�, robis ludzi w k�nia. Bo, na tyn przyk�od, podchodzis do c�eka i udajes g�upiego. Godos, ze ty niby nie wiys, co jest co. No to tyn drugi fce cie o�wieci�. I t�umacy, i godo, a godo duzo, niema�o. A ty go ino podpytujes. A moze tak, a moze nie? A jak tak, to tak, a jak nie tak, to tak. I c�ek sie pl�ce. I ty wtedy - hip! Juz go mos w sieci. I �miejes sie: widzis, widzia�o ci sie, ze wiys, a nie wiys. Ty, J�drusiu kochany, dajes ludziom na przecyscynie. Klogiym ich kormis. I �ni pote... wies, co robiom. I syscy sie z nik �miej�m. Bo przecie to wida�, co sie sta�o, i cu�. Ej J�dru�, J�dru�, �ni ci kie krzywde zrobi�m. A J�dru� na to: - A mnie sie widzi, ze c�ek gorsy ni mo prawa zaskodzi� lepsymu. Nie powiym, moze go zabi�. Moze go przegna� z miasta. Moze zwo�a� demokracje i uchwoli� pot�pienie. Ino ze jo nie uwaz�m tego sytkiego za z�o. Wi�ksym z�em jest nastawa� na c�eka, judzi� przeciw c�ekowi, j�trzy�, ocernia�. To w�m powiem: do dobrego c�eka ni mo przyst�pu zodne z�o ani za zycio, ani po �mierzci. Ej ludzie, ludzie: dzi�ki takim, jako politycy, ino sie w�m zdaje, ze�cie sc�liwi, a dzi�ki takiemu jak jo, s�me�cie sc�liwi! Ale zdarzy�o sie roz, ze J�dru� Kudasik, nas podhala�ski Sokrates, ozez�o�ciy� jednego polityka, co obiecowo� ludziom sc�cie, a s�m nie wiedzio�, co to jest sc�cie. I polityk tyn nie wytrzymo� i strzely� J�drzka w g�mbe. Zrobiy� sie m�t, bo inksi hipli broni�. I byliby ch�opa ozerwali, ale J�dru� ich powstrzymo�. Romek Dziobo� radziy� mu pote: pozwij go do s�du. J�dru� jednak odpedzio�: - A kie ty idzies bez polane, a na polanie barany sie pasom i jedyn cie pobodzie, to cy ty pozywos barana do s�du? * * * O tym, jak J�drek Kudasik, nas podhala�ski Sokrates, radziy� wychowywa� dzieci, a nie ino dzieci, ale starsyk tyz By� na Grelu taki Maciu�, co go ludzie za nic mieli, bo to ani ojca, ani matki ni mia�o, ani pini�dzy, ani urody, a do re�ty nifto nie wiedzio�, sk�d sie Maciu� wzion. Maciu� pokornie ludzi�m pos�ugiwo� i tak se ta zy�. Ale kie sie przynapiy� kapke, to sie w Maciusiu budziy� lew. Zjawio� sie jaki nowy go�� w barze, to �n ku niemu se� i pyto� sie: "fces w morde?" Go�� odpowiado�, ze tak abo nie i Maciu� robiy� wedle �ycenio. Swoi ludzie Maciusia znali i wiedzieli, ze Maciu� mo prawo, coby roz kiela cos tak sie spyta�. Ale jednego dnia wse� do baru ftosi, fto Maciusia nie zno�. I w tym strachu, ze w morde dostanie, piyrsy Maciusia wycion, jaz Maciu� na ziym spod. Bo to ta siy�y wielgiej ni mio�o. Maciu� staj�cy ze ziemi, pedzio� s�m do sie: wychowa�, to ni mio� fto, a strzeli� w kufe, to mo fto. A J�dru� to widzio�. I ucy�, co trza robi�, coby na c�eka wyj��. Siadowali w ogr�dku pod smrykiem z J�zkiem R�a�skim, z Ce�kiem Borowiczem, Romkiem Dzioboniem i poroma inksymi. I J�dru� wywodziy�: Jako my�Iicie, cy jedyn z drugim m�gby usy� kyrpce, jakby nie wiedzio�, co to kyrpiec? Abo cy m�gby zrobi� sto�ek, jakby nie wiedzio�, co to sto�ek? Abo m�gby wyrze�bi� pier�cionek, jakby nie wiedzio�, co to pier�cionek? No, nie! Samo si� widzi, ze kie fces cosi zrobi�, to musis wiedzie�, co to jest to, co robis. No widzicie, a ludzie fc�m wychowa� siebie i inksyk, a nie wiedz�m, cym s�m. Jak-ze c�eku bees dbo� o c�eka, jak nie wiys, cym jest c�ek? - Jak tak, to powiedz-ze, J�dru�, cym c�ek jest. Coby my przecie wiedzieli. J�drek wywodziy�: - Wiycie juz, ze c�ek jest dusom. Wychowujes c�eka fte, kie dbos o duse - swoj�m abo cudz�m. A w dusy cnota siedzi. Siedzi, ale �pi. Nie wiys c�eku, ze j�m mos. Siedzi tam m�dro��, a ty nie wiys, ze j�m mos. Siedzi tam sprawiedliwo�� i ty tyz o niej nic inie wiys. Jak sie dowiys? Dowiys sie wte, kie ci j�rm kto przebudzi. I nie trza duzo, wystarcy dobrze pyta�. Kie sie dobrze spytos, �na sie budzi i na wierch wychodzi. Teroz juz wies. Prz�dzi nie wiedzio�e�, a teroz wiys. A jak wiys, to robis wedle tego, jak wiys. - Jezusie Maryjo, wyt�umac-ze konkretniej. - Pos�uchojcie ludzie. Z wychowaniem rzec sie mo, jak z dzieckiym, kie sie mo urodzi�. Dziecko juz jest, chno� go nie widzis. Idzie o to, coby na �wiat przis�o. Trza w tym matce pom�c. Kto pomogo? Pomogo akuszerka. I jo jest taki, jako ta akuszer