10248

Szczegóły
Tytuł 10248
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10248 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10248 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10248 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Philip Jose Farmer �agle Na Maszt! Brat Drucik siedzia� nieruchomo, wklinowany mi�dzy �cian� i realizer. Porusza�y si� tylko jego oczy i palec wskazuj�cy. Co jaki� czas palec stuka� szybko w klawisz na pulpicie, a t�cz�wki, szaro-niebieskie jak rodzinne irlandzkie niebo, zezowa�y ku otwartemu wlotowi toldilli, ma�ej budki na rufie, w kt�rej przycupn��. Widoczno�� by�a s�aba. Na zewn�trz widzia� mrok i latarni� przy relingu, o kt�ry opiera�o si� dw�ch marynarzy. Za nimi hu�ta�y si� jasne �wiat�a i ciemne kontury Nini i Pinty. A jeszcze dalej ci�gn�� si� g�adki a� po horyzont Atlantyk, czarno obramowany i skrwawiony czerwieni� wschodz�cego ksi�yca. Nad tonsur� mnicha wisia�a samotna �ar�wka z w��knem w�glowym, o�wietlaj�c jego twarz, nalan� i skupion�. Tego wieczoru eter trzeszcza� i gwizda�, ale s�uchawki przyci�ni�te do uszu mnicha przekazywa�y wci�� kropki i kreski wysy�ane przez operatora z Las Palmas na Gran Canaria. "Zzsss! A wi�c nie macie ju� sherry... Pop!... Kiepsko... trzask... Ty stara, zatwardzia�a beko wina... Zzzz... Niech B�g wam wybaczy grzechy... Masa plotek, wiadomo�ci, itede... Gwizdy!... Nachylcie uszy, a nie karki, niewierni... M�wi si�, �e Turcy gromadz�... trzask!... wojska do marszu na Austri�. Kr��� pog�oski, �e lataj�ce par�wki, kt�re jak wielu twierdzi, widziano nad stolicami �wiata chrze�cija�skiego, s� pochodzenia tureckiego. M�wi si�, �e skonstruowa� je renegat rogerianin, kt�ry przeszed� na mahometanizm... Powiadam... zzis... na to. Nikt z nas by tego nie zrobi�. To jest �garstwo rozg�aszane przez naszych wrog�w w Ko�ciele po to, by nas zdyskredytowa�. Ale wielu ludzi wierzy... Jak daleko od Cipangu jest teraz Admira�, wed�ug swoich oblicze�? Pilne! Savonarola pot�pi� dzi� papie�a, bogaczy florenckich, greck� sztuk� i literatur� oraz eksperymenty uczni�w �wi�tego Rogera Bacona... Zxz! ... Ten cz�owiek ma uczciwe intencje, ale jest nierozwa�ny i niebezpieczny... Przepowiadam, �e sko�czy na stosie, na kt�ry nas zawsze wysy�a... Pop!... Umrzesz ze �miechu... Dwaj irlandzcy najemnicy, Pat i Mike, szli sobie ulic� Granady, gdy pewna pi�kna Saracenka wychyli�a si� z balkonu i wyla�a na nich naczynie pe�ne... gwizd!... a Pat spojrza� w g�r� i... Trzask!... Dobre, co? Brat Juan opowiedzia� to ostatniej nocy... P.V... P.V... Dotar�o do ciebie?... P.V... P.V... Tak, wiem, �e to niebezpieczne tak sobie pokpiwa�, ale nikt nas nie pods�uchuje... Zxz... Przynajmniej tak my�l�..." I tak to eter ugina� si� i falowa� od ich depesz. Wkr�tce Brat Drucik wystuka� owo P.V., kt�re zako�czy�o ich rozmow� - "Pax vobiscum". Potem wyci�gn�� wtyczk� ��cz�c� jego s�uchawki z aparatem, zdj�� je z uszu i regulaminowo z�o�y� nad skroniami. Na ugi�tych nogach wydosta� si� z toldilli zawadzaj�c przy tym bole�nie brzuchem o wystaj�c� desk� i podszed� do relingu. Tam de Salcedo i de Torres, oparci, rozmawiali �ciszonym g�osem. Du�a �ar�wka rzuca�a �wiat�o na czerwono-z�ote w�osy pazia i bujn� czarn� brod� t�umacza. R�owa po�wiata bi�a od g�adko wygolonych policzk�w mnicha i jasnopurpurowego rogeria�skiego habitu. Kaptur odrzucony na plecy s�u�y� jako torba na papier do pisania, pi�ra, ka�amarz, ksi��k� szyfr�w, ma�e klucze i �rubokr�ty, suwak logarytmiczny oraz podr�cznik zasad anielskich. - No, staruszku - odezwa� si� familiarnie m�ody de Salcedo - co us�ysza�e� z Las Palmas? - Teraz nic. Za du�e zak��cenia. Przez to - wskaza� na ksi�yc nad horyzontem. - Co za kula! - rykn�� duchowny. - Wielka i czerwona jak m�j szacowny nos! Obaj marynarze roze�mieli si�, a de Salcedo doda�: - Ale ona w ci�gu nocy stanie si� coraz mniejsza i bledsza, Ojcze. A tw�j nochal przeciwnie, b�dzie coraz wi�kszy i bardziej b�yszcz�cy, odwrotnie proporcjonalnie do kwadratu jego odleg�o�ci od kielicha... Przerwa� i u�miechn�� si�, gdy� mnich gwa�townie opu�ci� nos niby mor�win nurkuj�cy w morze, uni�s� go znowu jak to� zwierz� wyskakuj�ce z fali, a potem ponownie zanurzy� go w zawiesistym oddechu marynarzy. Nos w nos, spojrza� im w twarz i zdawa�o si�, �e jego mrugaj�ce oczka emituj� iskry niczym realizer stoj�cy w toldilli. I znowu jak mor�win w�szy� i niucha� kilka razy, dosy� g�o�no. Potem, zadowolony z tego, co wykry� w ich oddechu, zrobi� do nich oko. Nie wspomnia� jednak od razu o swoich odkryciach, wol�c raczej podej�� do tej sprawy op�otkami. Powiedzia�: - Ten Ojciec Drucik na Gran Canaria jest wielce zajmuj�cy. Bawi mnie wszelkiego rodzaju spekulacjami filozoficznymi, zar�wno sensownymi jak i fantastycznymi. Na przyk�ad dzi� wiecz�r, na chwil� przedtem, nim roz��czy�o nas to-tam - wskaza� na wielkie, nabieg�e krwi� oko na niebie rozwa�a� zagadnienie, jak to nazwa�, �wiat�w o r�wnoleg�ym trajektoriach czasowych, czyli koncepcj� Disphagiusa z Gotham. Wymy�li� on, �e mog� istnie� inne �wiaty, w r�wnoczesnych, ale nie stykaj�cych si� Kosmosach. B�g za�, niesko�czony i maj�cy bezgraniczny tw�rczy talent oraz mo�liwo�ci, innymi s�owy Mistrz Alchemii, stworzy� - by� mo�e nawet musia� stworzy� - ca�� mnogo�� kontinu�w, w kt�rych zachodzi ka�de prawdopodobne wydarzenie. - H�? - mrukn�� de Salcedo. - W�a�nie tak. I w�a�nie Kr�lowa Izabela odrzuci�aby plany Kolumba i nigdy nie pr�bowa�by on dotrze� do Indii przez Atlantyk. A my nie tkwiliby�my tu, pogr��aj�c si� coraz bardziej w Ocean, w tych naszych trzech muszelkach, nie by�oby �adnych wspomagaj�cych boi mi�dzy nami a Wyspami Kanaryjskimi, a Ojciec Drucik z Las Palmas i ja na Santa Maria nie prowadziliby�my fascynuj�cych rozm�w w eterze. Albo, powiedzmy, Ko�ci� prze�ladowa�by Rogera Bacona, zamiast go popiera�. Nie powsta�by zakon, kt�rego wynalazki okaza�y si� tak istotne dla zapewnienia monopolu Ko�cio�a oraz jego duchowego przewodnictwa w dziedzinie alchemii - praktyce uprzednio poga�skiej i diabelskiej. De Torres otworzy� usta, ale duchowny uciszy� go wspania�ym, w�adczym gestem i ci�gn�� dalej. - Albo, co jest mo�e bardziej absurdalne, cho� daje do my�lenia, spekulowa� on w�a�nie dzi� na temat �wiat�w z r�nymi prawami fizycznymi. Jeden szczeg�lnie wydaje mi si� zabawny. Nie wiecie zapewne, �e Angelo Angelei dowi�d�, rzucaj�c przedmioty z Krzywej Wie�y w Pizie, i� r�ne ci�ary spadaj� z r�nymi pr�dko�ciami. M�j czaruj�cy kolega z Gran Canaria pisze utw�r satyryczny, kt�rego akcja rozgrywa si� w �wiecie, gdzie Arystoteles jest k�amc� i gdzie wszystkie przedmioty spadaj� z jednakow� pr�dko�ci�, niezale�nie od swoich rozmiar�w. Takie tam g�upstwa, ale pomaga to jako� sp�dzi� czas. Po prostu zapychamy eter naszymi ma�ymi anio�kami. - Och, nie chcia�bym wtyka� nosa do sekret�w waszego �wi�tego i tajemnego zakonu, Bracie Druciku - rzek� de Salcedo. - Jednak intryguj� mnie te ma�e anio�ki, kt�re realizuje twoja maszyna. Czy b�dzie to grzech, je�li o�miel� si� spyta� o nie? Ryk mnicha przeszed� w gruchanie go��bia: - To zale�y. Pozw�lcie mi to zilustrowa�, ch�opcy. Gdyby�cie ukryli przy sobie butelk�, powiedzmy, wyj�tkowo szlachetnej sherry i nie podzieliliby�cie si� z bardzo spragnionym starszym cz�owiekiem, to by�by to grzech. Grzech przeoczenia. Je�li jednak tej wyschni�tej, um�czonej pielgrzymk�, pobo�nej, pokornej i zramola�ej duszy ofiarowaliby�cie d�ugi, koj�cy i pobudzaj�cy �yk tego �yciodajnego p�ynu, tej c�ry winnych gron, z ca�ego serca modli�bym si� za was, za ten wasz akt �askawo�ci i mi�osierdzia. A do tego tak by�bym zadowolony, �e m�g�bym wam co� opowiedzie� o naszym realizerze. Nie a� tyle, �eby wam zrobi� szkod�, ale wystarczaj�co, �eby�cie nabrali wi�cej szacunku dla inteligencji i �wietno�ci mojego zakonu. De Salcedo u�miechn�� si� porozumiewawczo i poda� mnichowi butelk�, � kt�r� mia� pod kurt�. Gdy brat przechyli� j�, a gul-gul-gul znikaj�cej sherry sta�o si� g�o�niejsze, dwaj marynarze spojrzeli na siebie wymownie. Nic dziwnego, �e mnich powszechnie uwa�any za znakomito�� w swojej dziedzinie tajemnic alchemicznych zosta� jednak wys�any w t� niewydarzon� podr� diabli wiedz� dok�d. Ko�ci� wykalkulowa� sobie, �e je�li Brat Drucik prze�yje, to bardzo dobrze. Je�li za� nie prze�yje, to nie b�dzie wi�cej grzeszy�. Mnich wytar� usta r�kawem, czkn�� g�o�no jak ko� i powiedzia�: - Gracias, ch�opcy. Dzi�ki wam z ca�ego serca, tak g��boko skrytego w tym t�uszczu. Dzi�kuje wam stary Irlandczyk, wysuszony jak kopyto wielb��da, zad�awiony prawie na �mier� prochem abstynencji. Uratowali�cie mi �ycie. - Dzi�kuj raczej swojemu magicznemu nosowi - odpowiedzia� de Salcedo. - A teraz, gdy jeste� zn�w naoliwiony, czy m�g�by� nam opowiedzie�, tyle, ile mo�esz, o tej swojej maszynie? Zaj�o to bratu Drucikowi pi�tna�cie minut. Po up�ywie tego czasu jego s�uchacze zadali kilka dozwolonych pyta�. - ... i m�wisz, �e nadajesz na cz�stotliwo�ci 1800 k.c.? - spyta� pa�. Co to znaczy, "k.c."? - "K" to skr�t francuskiego kilo, od greckiego s�owa oznaczaj�cego tysi�c. A "c" wywodzi si� z hebrajskiego cherubim, "ma�e anio�y". Anio� pochodzi od greckiego angelos, co znaczy "pos�aniec". Nasza koncepcja zak�ada, �e eter jest g�sto wype�niony tymi cherubinami, ma�ymi pos�a�cami. Dlatego, gdy my, Bracia Druciki, naciskamy klucz w naszej maszynie, mo�emy realizowa� pewn� cz�� z niesko�czonej liczby "pos�a�c�w" czekaj�cych na takie w�a�nie powo�anie do s�u�by. Zatem 1800 k.c. oznacza, �e w danej jednostce czasu milion osiemset tysi�cy cherubin�w ustawia si� i p�dzi w eterze, a nos jednego dotyka skrzyde� tego, kt�ry jest przed nim. Ka�de z tych stworzonek ma tak� sam� rozpi�to�� skrzyde�, zatem je�li narysowa�oby si� kontur ca�ego orszaku, nie mo�na by oddzieli� jednego cherubina od drugiego. Ca�a kolumna tworzy formacj� ma�ych anio��w zwan� C.W. - C.W.? - Ci�g�a wielko�� skrzyd�owa. Moja maszyna jest realizerem C.W. - M�zg staje! - rzek� m�ody de Salcedo. - C� za koncepcja! To rewelacja! W g�owie si� prawie nie mie�ci. Pomy�le�, �e antena twojego realizera jest akurat tak d�uga, i� do zwalczania z�ych cherubin�w faluj�cych w jedn� i drug� stron� potrzebna jest taka sama, okre�lona z g�ry liczba dobrych anio��w. I ta oto cewka sedukcyjna w realizerze spycha "z�e" anio�y na lewo, na stron� grzesznik�w. No a gdy st�oczy si� du�a liczba z�ych cherubin�w, tak �e nie mog� one �cierpie� swojego grzesznego towarzystwa, przeskakuj� luk� iskrow� i lec� po drucie na "dobr�" stron�. W tej gonitwie tam i z powrotem przyci�gaj� uwag� "ma�ych pos�a�c�w", cherubin�w, kt�re s� "za". I ty, Bracie Druciku, manipuluj�c swoj� maszyn�, podnosz�c i opuszczaj�c klucz, tworzysz te swoje niewidzialne i przyjazne szeregi anio��w, uskrzydlonych pos�a�c�w biegn�cych w eterze. I w ten spos�b mo�esz komunikowa� si� na du�e odleg�o�ci ze swoimi bra�mi z Zakonu. - Wielki Bo�e! - wykrzykn�� de Torres. Nie by�o to wzywanie Pana Boga nadaremno, ale pobo�ny okrzyk zachwytu. De Torres wyba�uszy� oczy: by�o jasne, i� u�wiadomi� sobie nagle, �e cz�owiek nie jest samotny, �e z obu jego stron, spi�trzone, przycupni�te za ka�dym rogiem, stoj� zast�py niebieskie. Czarne i bia�e, tworz� trwa�� szachownic� w pozornie pustym Kosmosie. Czarne to te, kt�re s� "przeciw", bia�e te, kt�re s� "za". R�ka Boska utrzymuje to w delikatnej r�wnowadze i oddaje we w�adanie cz�owiekowi, na r�wni z ptactwem w przestworzach i rybami w morzu. A jednak de Torres, mimo i� mia� by� wizj�, kt�ra niejednego cz�owieka uczyni�aby �wi�tym, m�g� jedynie spyta�: - M�g�by� mi rzec, ile anio��w zmie�ci si� na czubku szpilki? De Torresowi wyra�nie nie by�a s�dzona aureola. By�o mu raczej przeznaczone, je�li tego do�yje, okrywa� g�ow� biretem akademickim. - Ja ci powiem - parskn�� de Salcedo. - M�wi�c filozoficznie, mo�esz umie�ci� na ostrzu ig�y tyle anio��w, ile chcesz. �ci�le za� - tyle, ile b�dzie dla nich miejsca. Do�� tego. Interesuj� mnie fakty, a nie mrzonki. Powiedz mi, jak wsch�d ksi�yca mo�e szkodzi� w przyjmowaniu cherubin�w wysy�anych przez Drucika z Las Palmas? - Na Cezara, a sk�d mam wiedzie�? Czy jestem skarbnic� wszechwiedzy? Nie ja, o nie! Jam prosty mnich! Jedno ci mog� powiedzie�: zesz�ego wieczora wyr�s� na horyzoncie jak krwawy guz, i kiedy si� wzni�s�, musia�em przerwa� wyprowadzanie moich ma�ych pos�a�c�w zar�wno w kr�tkich, jak i d�ugich kolumnach. Stacja w Gran Canaria zosta�a ca�kowicie obezw�adniona, wi�c obaj zaprzestali�my nadawania. To samo sta�o si� dzi� wieczorem. - Ksi�yc wysy�a jakie� wiadomo�ci? - spyta� de Torres. - Wysy�a, ale nie umiem ich odcyfrowa�. - Matko Boska! - Mo�e na tym ksi�ycu s� ludzie i to oni nadaj�? - wyrazi� przypuszczenie de Salcedo. Brat Drucik prychn�� szyderczo. Chocia� nozdrza mia� ogromne, jego pogarda te� nie by�a ma�ego kalibru. Artyleria jego szyderstwa potrafi�a salw� uciszy� ka�dego, kto nie dysponowa�by gigantyczn� si�� ducha. - By� mo�e - m�wi� de Torres cicho - by� mo�e, je�li gwiazdy s� oknami w niebie, jak mi m�wiono, to anio�y wa�niejsze, te du�e, hm... realizuj� te mniejsze? I robi� to tylko po wschodzie ksi�yca, a wi�c mo�e nale�y to traktowa� jako zjawisko niebia�skie? Prze�egna� si� i rozejrza� po statku. - Nie masz si� czego ba� - powiedzia� �agodnie mnich. - Za twoimi plecami nie stoi Inkwizytor. We� pod uwag�, �e jestem jedynym duchownym tej wyprawy. Ponadto twoja hipoteza nie ma nic wsp�lnego z dogmatem. Zreszt�, to niewa�ne. Oto, czego nie pojmuj�: jak cia�o niebieskie mo�e nadawa� i dlaczego robi to na takiej samej cz�stotliwo�ci jak ja? Dlaczego... - Ja to m�g�bym wyja�ni� - wtr�ci� de Salcedo z zuchwa�o�ci� i niecierpliwo�ci� w�a�ciw� ludziom m�odym. - Powiedzia�bym, �e Admira� i rogerianie myl� si� co do kszta�tu Ziemi. Powiedzia�bym, �e Ziemia nie jest okr�g�a, ale p�aska. Powiedzia�bym, �e horyzont istnieje nie dlatego, �e �yjemy na kuli, ale dlatego, �e Ziemia jest zakrzywiona tylko nieznacznie, niczym bardzo sp�aszczona p�kula. Powiedzia�bym te�, �e cherubiny przybywaj� nie z Ksi�yca, ale ze statku takiego jak nasz, z okr�tu, kt�ry zawieszony jest w pustce poza kraw�dzi� Ziemi. - Co takiego? - obu pozosta�ym zapar�o dech ze zdumienia. - Czy nie s�yszeli�cie - rzek� de Salcedo - �e kr�l Portugalii wys�a� w tajemnicy okr�t po tym, jak odrzuci� ofert� Kolumba? Sk�d mo�emy wiedzie�, �e owe komunikaty nie nap�ywaj� od naszego poprzednika, �e nie po�eglowa� on poza brzeg �wiata i teraz zawieszony jest w przestworzach, a pojawia si� noc�, poniewa� pod��a za Ksi�ycem wok� Ziemi; jest w gruncie rzeczy znacznie mniejszym i niewidzialnym satelit�? �miech mnicha obudzi� wielu ludzi na statku. - Musz� powt�rzy� twoj� wersj� operatorowi z Las Palmas. Mo�e j� umie�ci� w tej swojej powie�ci. Nast�pnym razem opowiesz mi, �e te wiadomo�ci pochodz� z jednej z owych zion�cych ogniem par�wek, jakie wielu �atwowiernych �wieckich widywa�o tu i tam. Nie, m�j drogi de Salcedo, nie b�d�my �mieszni. Ju� staro�ytni Grecy wiedzieli, �e Ziemia jest okr�g�a. Ka�dy uniwersytet europejski o tym naucza. A my, rogerianie, zmierzyli�my jej obw�d. Wiemy dok�adnie, �e Indie le�� po drugiej stronie Atlantyku. Tak samo jak dok�adnie wiemy, dzi�ki matematyce, �e ci�sze od powietrza aparaty lataj�ce nie mog� istnie�. Nasi bracia Czaszko�upy, doktorzy od psychiki, zapewnili, �e te lataj�ce obiekty to masowe przywidzenia czy te� z�udzenia powodowane przez heretyk�w lub Turk�w, kt�rzy chc� wywo�a� panik� w�r�d ludno�ci. Radio ksi�ycowe nie jest z�udzeniem, zapewniam. Nie wiem, co to jest. Nie jest to wszak�e statek? hiszpa�ski czy portugalski. Sk�d by si� wzi�� ten jego niezrozumia�y kod? �w statek, nawet gdyby pochodzi� z Lizbony, i tak mia�by operatora rogerianina. A ten, zgodnie z naszymi zasadami, by�by innej narodowo�ci ni� reszta za�ogi, aby �atwiej mu by�o si� dystansowa� od powi�za� politycznych. Nie narusza�by naszych praw u�ywaj�c odmiennego kodu, aby komunikowa� si� z Lizbon�. My, uczniowie �wi�tego Rogera, nie zni�amy si� do drobnych zatarg�w granicznych. Co wi�cej, tamten realizer nie mia�by wystarczaj�cej mocy, aby dosi�gn�� Europy, i dlatego musia�by by� nakierowany na nas. - Sk�d masz t� pewno��? - rzek� de Salcedo. - Cho� mo�e to by� dla ciebie niepokoj�ce przypuszczenie, ale duchownego mo�na jednak przekabaci�. Albo kto� �wiecki m�g�by pozna� wasze tajemnice i wynalaz� inny kod. My�l�, �e to jeden statek portugalski nadaje do drugiego, mo�e niezbyt oddalonego od nas. De Torres zadr�a� i ponownie si� prze�egna�. - Mo�e anio�y ostrzegaj� nas przed zbli�aj�c� si� �mierci�? A nu�? - Ostrzegaj�? Dlaczego w takim razie nie u�ywaj� naszego kodu? Anio�y znaj� go r�wnie dobrze jak ja. Nie, nie ma �adnego "a nu�". Zakon nie pozwala na "a nu�". Eksperymentuje i odkrywa. Nie wydaje s�d�w, dop�ki nie wie. - W�tpi�, czy kiedykolwiek si� dowiemy - powiedzia� pos�pnie de Salcedo. - Kolumb obieca� za�odze, �e je�li do jutra wiecz�r nie natkniemy si� na l�d, to zawr�cimy. W przeciwnym razie - przeci�gn�� palcem po szyi - khh! Minie dzie�, i pop�yniemy na wsch�d uciekaj�c od tego z�owrogiego, krwawego ksi�yca i jego niezrozumia�ych przekaz�w. - By�aby to wielka strata dla Zakonu i Ko�cio�a - westchn�� mnich. Ale takie rzeczy powierzam r�kom Boga i badam tylko to, co On dozwala mi bada�. Z tymi to pobo�nymi s�owy Brat Drucik podni�s� butelk�, aby zbada� poziom p�ynu. Stwierdziwszy naukowo jego istnienie zmierzy� nast�pnie jego ilo�� i sprawdzi� jako��, wlewaj�c wszystko do najlepszej retorty - swojego ogromnego brzucha. Potem cmokn�� i nie zwracaj�c uwagi na zawiedzione miny marynarzy zacz�� si� entuzjastycznie wypowiada� na temat �ruby okr�towej i obracaj�cego j� silnika, ostatnio skonstruowanych w Kolegium �wi�tego Jonasza w Genui. Oznajmi�, �e gdyby trzy statki kr�lowej Izabeli zosta�y wyposa�one w co� takiego, to uniezale�ni�yby si� od wiatru. Jednak jak dotychczas mnisi zabronili powszechniejszego u�ycia tych wynalazk�w, gdy� obawiano si�, �e spaliny mog�yby zatru� powietrze, za� olbrzymie pr�dko�ci okaza�yby si� zab�jcze dla ludzi. Po czym pogr��y� si� w nudnej opowie�ci o �yciu swojego patrona, wynalazcy pierwszego realizera i odbiornika cherubin�w, �wi�tego Jonasza z Carcasonne; ten�e zgin�� �mierci� m�cze�sk� uchwyciwszy przew�d, kt�ry - przeciwnie ni� mniema� - nie by� jednak izolowany. Obaj marynarze wymy�lili jak�� wym�wk� i poszli sobie. Mnich by� fajnym ch�opem, ale hagiografia ich znudzi�a. Ponadto chcieli porozmawia� o kobietach... Gdyby Kolumbowi nie uda�o si� przekona� swojej za�ogi, �e nale�y po�eglowa� jeszcze jeden dzie�, wypadki potoczy�yby si� inaczej. O �wicie marynarzy podni�s� na duchu widok kilku du�ych ptak�w kr���cych nad statkiem. L�d musia� by� gdzie� niedaleko; by� mo�e te skrzydlate istoty pochodzi�y z wybrze�a samego legendarnego Cipangu, krainy, gdzie domy pokrywa�y z�ote dachy. Ptaki run�y w d�. Z bliska wida� by�o, �e s� olbrzymie i bardzo dziwne. Ich cia�a by�y ogromne i niemal w kszta�cie talerza; ma�e w stosunku do skrzyde�, kt�rych rozpi�to�� wynosi�a przynajmniej trzydzie�ci st�p. Ptaki nie mia�y te� n�g. Tylko garstka �eglarzy zrozumia�a znaczenie tego faktu: ptaki owe �y�y jedynie w przestworzach i nigdy nie siada�y na l�dzie czy na morzu. Gdy wszyscy medytowali nad tym, rozleg� si� s�aby d�wi�k, jakby kto� odchrz�kiwa�. By� tak s�aby i daleki, �e nikt nie zwr�ci� na niego uwagi, gdy� ka�dy my�la�, i� to w�a�nie jego s�siad wydaje ten d�wi�k. Kilka minut p�niej d�wi�k sta� si� g�o�niejszy i s�abszy, jakby kto� tr�ca� struny lutni. Wszyscy spojrzeli w g�r�. G�owy zwr�ci�y si� na zach�d. Nawet teraz nie pojmowali, �e ten odg�os, jakby drganie naci�gni�tej struny, dochodzi� z liny, kt�ra obiega�a wok� ziemi�, i �e ta lina by�a napi�ta do ostateczno�ci, i �e to w�a�nie morze z furi� naci�ga�o t� lin�. Up�yn�� pewien czas, zanim zrozumieli. Horyzont si� sko�czy�. Gdy to dostrzegli, by�o ju� za p�no. �wit nie tylko w z e s z e d � jak piorun, lecz b y � piorunem. I chocia� wszystkie trzy okr�ty przechyli�y si� natychmiast i pr�bowa�y dokona� ostrego zwrotu na lew� burt�, jednak nag�y wzrost pr�dko�ci i bezlitosny pr�d udaremni� manewrowanie. Wtedy w�a�nie rogerianin po�a�owa�, �e ich statek nie ma �ruby genue�skiej i opalanego drewnem silnika. Mogliby w�wczas przeciwstawi� si� straszliwej pot�dze nacieraj�cego jak rozjuszony byk morza. Wtedy w�a�nie jedni zacz�li si� modli�, inni szale�, niekt�rzy pr�bowali zaatakowa� Admira�a, kilku wyskoczy�o za burt�, a jeszcze inni popadli w odr�twienie. Tylko nieustraszony Kolumb i dzielny Brat Drucik wykonywali swoje obowi�zki. Ca�y dzie� gruby mnich kuli� si� wklinowany w swoj� ma�� nadbud�wk�, nadaj�c kropki i kreski do kolegi na Gran Canarii. Zaprzesta� dopiero wtedy, gdy wzeszed� ksi�yc, niczym ogromna czerwona ba�ka dobywaj�ca si� z gard�a umieraj�cego olbrzyma. Wtedy zacz�� si� bacznie ws�uchiwa� i pracowa� w zapami�taniu bazgrz�c, kln�c bezbo�nie i sprawdzaj�c ksi�gi szyfrowe. Tak przesz�a mu noc. Kiedy w wyciu i zam�cie nadesz�o zn�w �witanie, wybieg� z toldilli z kawa�kiem papieru w zaci�ni�tej r�ce. Wzrok mia� oszala�y i porusza� szybko wargami, ale nikt nie rozumia�, �e uda�o mu si� z�ama� szyfr. Nikt te� nie s�ysza� jego okrzyk�w: - To Portugalczycy! To Portugalczycy! Pojedynczy ludzki g�os nie m�g� si� przedrze� do ich uszu przez narastaj�cy �oskot. Pochrz�kiwania i brz�k struny by�y tylko wst�pem do w�a�ciwego koncertu. Teraz nadesz�a pot�na uwertura: r�wnie przemo�ny jak r�g Gabriela rozlega� si� �oskot Okeanosa spadaj�cego w przestrze� kosmiczn�. Prze�o�yli Gra�yna Grygiel Piotr Staniewski