10211

Szczegóły
Tytuł 10211
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10211 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10211 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10211 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tomasz Pi�tek Elfy i ludzie Ukochani poddani Cesarza tom 3 2004 Synopsis Elfy i ludzie to trzeci i ostatni tom sagi Ukochani Poddani Cesarza. Oto przypomnienie wydarze�, kt�re mia�y miejsce w tomie pierwszym, zatytu�owanym �mije i krety, oraz w tomie drugim Szczury i rekiny. Jeste�my w Cesarstwie. Jedynym Cesarstwie. Poza nim nie istnieje nic - jedynie morza oblewaj�ce zewsz�d ziemie tego ogromnego pa�stwa. Na morzach nie ma nic, bo Cesarz kaza� zniszczy� wszystkie wyspy. A potem wszystkie okr�ty. Nie zawsze tak by�o. Kiedy� nie istnia�o Cesarstwo, tylko wiele walcz�cych ze sob� kr�lestw. �y�y w nich rozmaite ludy i rasy. �y�y nie�miertelne elfy, nie�miertelne krasnoludy oraz wiele r�nych ludzkich narod�w i grup etnicznych: sko�noocy Nihongowie, ciemnow�osi Po�udniowcy, jasnow�osi mieszka�cy P�nocy. Temu chaosowi po�o�y� kres nowy w�adca, kt�ry zjednoczy� wszystkie ziemie, aby zaprowadzi� jednolit� w�adz�. Nikt teraz nie mo�e nawet �ni� o �yciu poza zasi�giem rz�d�w Cesarza. Pozbawieni swej dawnej wyspiarskiej ojczyzny Nihongowie zostali p�atnymi �o�nierzami Cesarza. Elfy obcinaj� sobie spiczaste koniuszki uszu, aby upodobni� si� do ludzi i nie razi� nikogo swoj� odr�bno�ci�. Bardziej upartym krasnoludom zdziera si� brody. Zakute w kajdany, musz� pracowa� w Cesarskich Kopalniach. Wszyscy poddani Cesarza maj� by� r�wni, a to wyklucza r�nice - nawet s�owa "elf" i "krasnolud" s� zakazane. Ka�de przewinienie karane jest okrutn� �mierci� albo, co gorsza, zamkni�ciem w miejscu o nazwie Romb. Rombu wszyscy boj� si� bardziej ni� ka�ni. Cz�� krasnolud�w ukry�a si� w podziemnych kana�ach pod ludzkimi miastami. Wszyscy czcz� �wi�ty Obraz, wyobra�aj�cy powstanie ludzi. Zostali oni, jak m�wi legenda, stworzeni przez tajemniczych Ukrytych, kt�rych postaci maj� by� widoczne na Obrazie. Niestety, prawie nikt jeszcze go w ca�o�ci nie widzia�, poniewa� kap�ani skrywaj� go za zas�on� i tylko od czasu do czasu ods�aniaj� fragmenty. Na tych niepokoj�cych fragmentach wida� strz�py ludzkich narz�d�w, a tak�e �mije i krety. Przypuszczenie, �e ludzie powstali z tych zwierz�t, nie jest wyra�nie formu�owane, ale istnieje chyba w ka�dej g�owie. Spraw� bardzo komplikuje fakt, �e s� r�ne wersje �wi�tego Obrazu i nikt nie wie, kt�ra jest prawdziwa. Dlatego gdy znakomity z�odziej Vendi kradnie jedn� z kopii i znajduje na niej co� ciekawego, traktuje to jako najwa�niejsze odkrycie swojego �ycia. Bezpiecznie chowa obraz i nawet na torturach nie zdradza miejsca jego ukrycia. Przed �mierci� wskazuje je swojej kochance Jondze. Jonga pragnie pom�ci� �mier� kochanka, zabijaj�c Cesarza, najwa�niejszego i pierwszego sprawc� wszelkiego z�a, kt�re j� otacza. W tym celu wkr�ca si� w szeregi s�u��cych Tundu Embroi, tch�rzliwego Cesarskiego Genera�a. Zmusza go do zdrady i ucieka z nim w stron� Farsitan - Cesarskiego Miasta Niemych. Tam mieszkaj� wszyscy ci, kt�rym Cesarz kaza� wyrwa� j�zyk. Tam te� tch�rzliwy genera� Tundu Embroja odkrywa osobiste powody do zemsty. Okazuje si�, �e gdy uciek� z Jong�, jego �ona i synek zostali zes�ani w�a�nie do Farsitan, gdzie brutalnie ich okaleczono. R�wnocze�nie z miasta Bie�a Woda wyrusza na P�noc specjalna dwuosobowa grupa zadaniowa, sk�adaj�ca si� z pi�knego majora Hengista i pi�knej kap�anki, pani haruspik Virmy. Ich zadaniem jest odnalezienie, przewiezienie i oddanie do dyspozycji w�adz na Po�udniu osobliwej kopii �wi�tego Obrazu, kt�ra podobno znajduje si� w p�nocnych regionach. Po drodze Virma wyznaje Hengistowi, �e jest jego matk�. Oboje s� pi�kni i wygl�daj� m�odo, poniewa� s� elfami. Virma m�wi o tym, �e w rzeczywisto�ci elfy s� Ukrytymi i stworzy�y ludzi. Nie wiedzia�y jednak, �e te istoty b�d� tak pokraczne, a przede wszystkim - �miertelne. Teraz cz�� elf�w ukry�a si� za morzami, na �nie�nej R�wninie. �w lodowaty, znajduj�cy si� poza Cesarstwem teren znany jest tylko elfom, kt�re �yj� tam dzi�ki ciep�odrzewom - specjalnym organizmom emituj�cym wysok� temperatur�. Porozumiewaj�c si� telepatycznie, elfy spiskuj� przeciw Cesarzowi w Cesarstwie i na �nie�nej R�wninie. Pragn� odnale�� orygina� �wi�tego Obrazu, poniewa� dzi�ki niemu mo�na roz�o�y� �miertelnych, nieszcz�liwych i okrutnych ludzi na mniej niebezpieczne sk�adniki pierwsze - �mije i krety. To samo da si� osi�gn�� za pomoc� pewnej melodii, ta jednak dzia�a jedynie na tych ludzi, kt�rzy j� s�ysz�, podczas gdy Obraz mo�e zlikwidowa� wszystkich �miertelnik�w �wiata w tym samym momencie. Virma zdradza Hengistowi, �e za stworzenie ludzi, wynikaj�ce z przemo�nego, ale niedojrza�ego pragnienia mi�o�ci i ojcostwa, odpowiedzialny jest Mistrz - najwi�kszy czarodziej w�r�d elf�w. Poniewa� elfy rzadko maj� dzieci, Mistrz chcia� zapewni� im ojcostwo hurtem, tworz�c ras� Dzieci Elf�w. Te dzieci okaza�y si� bardzo niesforne i nietrwa�e. Po tej katastrofie Mistrz przepad�, a krasnoludy obwini�y elfy za nieszcz�cie. Tak wi�c ludzie pochodz� od �mij i kret�w, ale powstali za spraw� elf�w. Elfy za� pochodz� od Pierwszego Elfa, kt�ry istnia� od zawsze, jego nie�miertelno�� si�ga�a nie tylko w przysz�o��, ale i w g��b przesz�o�ci. Pochodzenie krasnolud�w na razie jest nieznane. Pierwszy tom ko�czy si� scen� karmienia - Virma znowu przystawia Hengista do piersi. A elfie mleko ma niezwyk�e w�a�ciwo�ci... Major s�yszy my�li ludzi i zwierz�t, odbiera ich wra�enia, odczuwa ich emocje. Tym trudniejszy i bole�niejszy staje si� dla niego obowi�zek zabijania. Na swojej drodze ci�gle spotyka �ywe, czuj�ce i my�l�ce przeszkody. Aczkolwiek nieraz my�l� one ma�o i czuj� do�� topornie, to Hengist musi si� przezwyci�a�, aby likwidowa� te nieszcz�sne istoty ni�sze, zwane lud�mi. Przezwyci�aj�c si� i zabijaj�c, dociera na P�noc, gdzie ukrywa si� w le�nej siedzibie niejakiego Ziofilattu Vortici - kupca, kt�ry niegdy� by� ksi�ciem - i jego c�rki (czy tylko?). Nast�pnie zostaje schwytany przez Klosztyrki. Jedyny spos�b na uwolnienie si� z tej niewoli to wymordowanie zbuntowanych kobiet... Rzecz jasna, Hengist nie kontaktuje si� ju� ze swymi mocodawc� i zwierzchnikiem Barnaro z miasta Bie�a Woda. Ten wysy�a �ladem majora kolejnego agenta, kapitana Ritavartina, kt�ry ma odszuka� i zaaresztowa� zaginionego wywiadowc�. Na P�nocy, otoczony samymi przyk�adami jaskrawej niesubordynacji, Ritavartin traci pewno�� siebie. Aby znale�� �lady Hengista - i aby lepiej zrozumie� dziwny �wiat, w jakim si� znalaz� - kapitan postanawia dokona� infiltracji doskona�ej i sta� si� "p�nocnikiem". Co udaje mu si� osi�gn�� poprzez praktykowanie kanibalizmu - kt�ry na P�nocy jest surowo wzbroniony... poza wypadkami, w kt�rych jest zalecany - oraz poprzez kopulacj� z ma�ymi, wyj�cymi zwierz�tkami, tzw. bumbonami (to p�nocny spos�b na unikni�cie powa�niejszych grzech�w). Tymczasem ruda Jonga i tch�rzliwy genera� Tundu Embroja docieraj� do Pa�acu Cesarza, a nawet do jego komnaty... W tym samym kierunku pod��a admira� Matsuhiro i jego Niho�cy, kt�rzy chc� zem�ci� si� na W�adcy za zniszczenie miasta Shiwakyo. Ich zadanie z pocz�tku wydaje si� wyj�tkowo �atwe: niho�ska flota przyby�a zza morza, gdzie, jak wiadomo, nie ma nic. Nie mo�e wi�c istnie� ani ona, ani jej wojownicza za�oga. Dlatego nadmorscy �o�nierze Cesarza nie pozwalaj� sobie na zobaczenie naje�d�c�w, na stwierdzenie ich istnienia. Dlatego te� pozwalaj� im wymordowa� si� bez najmniejszego oporu, stoj�c na baczno�� i udaj�c, �e nic si� dzieje. Niestety, gdy Niho�cy oddalaj� si� od swych okr�t�w, znika wszelkie �wiadectwo wskazuj�ce na zamorskie pochodzenie agresor�w. Wtedy mo�na ich zobaczy� i zabi�... Albo podda� wst�pnym torturom. Kiedy ka�dy z bohater�w zbli�a si� do celu swej w�dr�wki (Hengist - do �wi�tego Obrazu, Ritavartin - do Hengista, Jonga - do Cesarza), wszyscy zostaj� aresztowani. Do wi�zienia trafiaj� r�wnie� mocodawcy i znajomi - Barnaro, Tundu, Ziofilattu, a tak�e admira� Matsuhiro i niejaki Viran Watanabe, Specjalny Cesarski Kat, kt�ry w ca�ym swoim �yciu zawodowym torturowa� wy��cznie... Cesarza. Wszystkich czeka Romb. Kamie�, przy�o�ony do czo�a, dawa� przyjemny ch�odek. Agni przycisn�� go jeszcze mocniej i odrzuci� dopiero wtedy, kiedy otoczak si� nagrza�. Chlupn�o - bokiem chodnika p�yn�o co�, co kiedy� musia�o by� strumieniem podziemnym, jednak teraz funkcjonowa�o jako rynsztok. Agni wtuli� twarz w kamienn� �cian� korytarza. By�a jeszcze ch�odniejsza ni� kamyk. - Ja pomog�! Ja pomog�! - j�cza� cienki, wysoki g�os. W sztolni numer siedem powietrze by�o gor�ce. Strumienie i �y�y wodne ch�odzi�y �ciany, ale masa spoconych cia�, kt�re nieustannie pracowa�y w tej zamkni�tej, prawie niewentylowanej przestrzeni, sprawia�a, �e ju� po godzinie pracy robi�o si� ciep�o, lepko i duszno. Krasnoludy co chwila przerywa�y robot�, zdejmowa�y przepocone sztuczne brody, wachlowa�y si� nimi, co nie dawa�o jednak ulgi. Powiewy nios�y ze sob� tylko wi�cej ciep�a i sprawia�y, �e Agni m�g� zakosztowa� zapachu nawet tych robotnik�w, kt�rzy pracowali w du�ym oddaleniu. Tutaj pot by� wsp�lny. - Ja pomog�! Ja pomog�! Tutaj wszystko by�o wsp�lne. Jedzenie, picie, praca i nieszcz�cie. A w�a�ciwie wspomnienie nieszcz�cia. Bo po tym wszystkim, co si� wydarzy�o, ju� prawie nie odczuwa�o si� tego, co by�o teraz. - Ja pomog�! Ja naprawd� pomog�! Nieszcz�cie zacz�o si� kilka lat temu, kiedy to Agni zosta� kopni�ty w kostk� na ulicy miasteczka Wielkogr�d, dawniej Mahapur. Przewr�ci� si� wtedy, z nogi spad� mu but, a z buta wylecia�a specjalna wk�adka, dzi�ki kt�rej Agni wydawa� si� wy�szy. Brod� sam zgoli� wcze�niej, wi�c mu jej nie zdarto. Zwi�zano mu tylko nogi kolczastym drutem i powleczono na komisariat twarz� do ziemi. Odk�d ludzie przej�li w�adz� w Mahapurze, jako�� bruku pogorszy�a si� znacznie i Agni m�g� si� o tym przekona� na w�asnym czole. - Pozw�lcie mi... Ja naprawd� chc� wam pom�c! Dajcie mi m�ot! Zobaczcie, potrafi� jako� utrzyma� si� na no... W Mahapurze administracja nale�a�a do Cesarskich Stalowych Fanatyk�w. By�a to specjalna formacja utworzona na potrzeby okr�gu g�rniczego. Nauczono ich, �e �ycie ca�ej okolicy maj� podporz�dkowa� jednemu celowi - wytwarzaniu stali, poczynaj�c od wydobycia rudy, poprzez wytapianie i obr�bk�. W zwi�zku z tym nikt ju� nie produkowa� w regionie �ywno�ci. Poniewa� wyst�powa�y ci�g�e problemy z jej transportem, Biuro Prowincji G�rniczych wyda�o Szmaragdowy Mandat Specjalny, sankcjonuj�cy kanibalizm w�r�d wi�ni�w. Mia�o to wygl�da� zgodnie z mechanizmem, jaki sobie obmy�li� �wczesny komendant regionu, pu�kownik Vojta, kt�ry obliczy�, �e rocznie b�dzie wymiera� jedna czwarta mieszka�c�w regionu, co wystarczy na utrzymanie reszty przez nast�pny rok. To znaczy�o, �e na dziesi�ciu ludzi co roku umrze �rednio dwa i p� cz�owieka. Pozosta�e siedem i p� cz�owieka b�dzie jad�o te martwe dwa i p�. Dwa i p� cz�owieka to osiemdziesi�t dziewi�� funt�w solonej karmy bia�kowo-t�uszczowo-kostnej, co oznacza, �e siedem i p� cz�owieka otrzyma rocznie dwana�cie funt�w takiej karmy na g�ow�. A z tego kolei wypada, �e jeden cz�owiek codziennie otrzyma jedn� trzydziest� funta karmy dziennie. "Jak ksi���ta b�dziecie �yli, lepiej ni� jak ksi���ta, jak Cesarscy Genera�owie - krzycza� Vojta do kl�cz�cego t�umu g�rnik�w. - A jak kogo �mier� spotka, to zaszczytna, dla po�ytku Cesarstwa i druh�w". - Bardzo g�odny! Bardzo... Ale nie s�aby! M�ot utrzymam, tylko zoba... Nie wszystko jednak posz�o tak, jak Vojta sobie wyobra�a�. Okaza�o si�, �e umieraj�cy g�rnicy przewa�nie byli zbyt wychudzeni, aby dostarczy� odpowiedni� ilo�� solonej karmy bia�kowo-t�uszczowo-kostnej. A najwi�kszym problemem byli wi�niowie-pracownicy nale��cy do lokalnej rzekomej mniejszo�ci etnicznej. Nie wolno by�o tego m�wi� g�o�no, ale oni jednak czym� r�nili si� od ludzi. W ciemno�ci widzieli jak koty, ich oczy same emitowa�y co� w rodzaju �wiat�a czy blasku, co pozwala�o im orientowa� si� nawet w najg�stszym mroku. I wy�upywanie tych oczu nic nie pomaga�o, bo chyba jeszcze lepiej mieli rozwini�te te najbardziej "ciemno�ciowe" zmys�y, kt�rymi s� s�uch i w�ch. Raz wpuszczeni w podziemia, natychmiast stawali si� ich panami. Zamordowanie nadzorc�w i rozkucie kajdan oskardami zajmowa�o im zazwyczaj kilka minut. Oczywi�cie, na zewn�trz nie mogli ju� wyj��, ale do nich te� nikt nie m�g� zej��. Ekspedycje karne nie powraca�y nawet w postaci �cierwa. By� mo�e, zgodnie z og�lnymi zaleceniami pu�kownika Vojty dla okr�gu g�rniczego, by�y zjadane. Co gorsza, na powierzchni� nie wydostawa� si� te� �aden urobek. A tu terminy goni�y, wojsko domaga�o si� zbroic i mieczy, huty - stali i zbli�a� si� niebezpieczny moment, moment Gniewu Cesarza. Vojta m�g� poprosi� wojsko o pomoc, ale wiedzia�, �e oskar�ono by go o nieskuteczno��. Wys�a� wi�c do kopalni jeszcze jedn� ekspedycj� karn�, specjaln�, sk�adaj�c� si� nie tylko z Fanatyk�w, ale tak�e z uzbrojonych cz�onk�w rzekomej mniejszo�ci etnicznej, przekupionych obietnic� wolno�ci. Jak si� jednak okaza�o, cz�onkowie mniejszo�ci od obietnicy wolno�ci woleli sam� wolno��. Zmasakrowali Fanatyk�w i skumali si� z pobratymcami na dole. Chocia� mo�na powiedzie�, �e tym razem ekspedycja przynios�a skutek. Na powierzchni� bowiem kto� wr�ci�. By� to dow�dca ekspedycji i zast�pca Vojty, niejaki Fumio Murakami. Murakami wr�ci� z listem od przyw�dcy buntownik�w, Waruny. Mia� ten list ze sob�, a w�a�ciwie na sobie, bo wypisano mu go za pomoc� d�uta na plecach. Male�kie ranki w kszta�cie run by�y kolejnym dowodem na to, jak dobrze wi�niowie widz� w ciemno�ci, a poza tym nios�y ze sob� pewn� propozycj�. Waruna, tytu�uj�cy si� Nadsztygarem i Lajarad�� Kopalni Mahapuru, zaproponowa� pu�kownikowi Fanatyk�w nast�puj�cy uk�ad: regularne dostawy chleba, �wie�ych owoc�w, s�oniny, piwa i sztucznych br�d w zamian za regularne dostawy rudy. Vojta nie mia� tyle piwa i owoc�w, nie m�wi�c ju� o s�oninie, chlebie i sztucznych brodach, aby zaspokoi� te potrzeby. Oczywi�cie, m�g� stara� si� skombinowa� po�ywienie, sprzedaj�c wyroby stalowe na lewo Kwatermistrzom Armii Cesarskiej. Oni, szczeg�lnie w regionach na p�noc od g�r, sami sprzedawali pok�tnie wszystko, w��cznie z mieczami i zbrojami. Potrzebowali wi�c tych artyku��w bardzo pilnie. Vojta jednak nie m�g� zdecydowa� si� na handel z tymi, co swym uporczywym buntem obra�aj� Naj�wi�tsze Imi� Cesarza. Postanowi� przeg�odzi� buntownik�w, zapomnia� jednak, �e ci szale�cy wierz� we w�asn� nie�miertelno��, a cho� bardzo kochaj� je��, robi� to - jak twierdz� - tylko dla przyjemno�ci. Trudno by�o powiedzie�, czy naprawd� byli tak wytrzymali, czy te� dotarli do podziemnych g�sto zarybionych jezior, ale w ka�dym razie nawet po miesi�cu nie pojawi�y si� �adne oznaki kapitulacji. Pojawi� si� za to Specjalny Wys�annik Cesarski, kt�ry zdj�� Vojt� ze stanowiska i skaza� go na zwyczajow� kar� przewidzian� dla nieskutecznych zarz�dc�w kopalni. Obci�to mu nogi do p� �ydki, tak aby upodobni� si� wzrostem do rzekomej mniejszo�ci etnicznej, a nast�pnie za pomoc� d�ugiej liny i wielkiego wiadra spuszczono na dno jednego z g��bokich szyb�w. Tam reszty ka�ni mieli dokona� sami zbuntowani wi�niowie. Ci jednak uznali, �e powstrzymanie si� od bezpo�redniego zabicia komendanta mo�e by� zabawniejsze. - B�agam was! B�agam was! Ulitujcie si�, przecie�... Przecie� teraz jedziemy na jednym w�zku... Ja wam pomog�! Krasnoludy pcha�y pod g�r� w�zki wype�nione urobkiem. W jednym z nich le�a� zwi�zany cz�owiek. W pewnym momencie trafiono na �y�� rudy, kt�ra sz�a w g�r�, prawie pod powierzchni� ziemi. Wyr�bano wi�c chodnik, id�cy w tym kierunku, i w pewnym momencie natkni�to si� na zakopanego pod ziemi� m�czyzn�. By� zamkni�ty w malutkiej jamce, do kt�rej powietrze dociera�o przez co� w rodzaju malutkiego korytarzyka, si�gaj�cego zbocza g�ry. Jamka by�a niewiele wi�ksza od swojego lokatora, tak �e podziemny cz�owiek musia� sp�dza� �ycie w prawie ca�kowitym bezruchu. Nic te� nie jad�. By�o to, jak m�wi�y krasnoludy z d�u�szym sta�em w tej kopalni, kolejne takie znalezisko. Niekt�rzy ludzie zakopywali si� w ten spos�b, aby znale�� si� poza Cesarstwem. �wiadomo��, �e s� wolni, dawa�a im si��, dzi�ki kt�rej mogli bardzo d�ugo wytrzyma� bez jedzenia. My�leli, �e w�adza Cesarza nie si�ga pod ziemi�. W przypadku krasnolud�w z kopalni by�o to prawd�, ale nie w przypadku ludzi. Krasnoludy pr�dzej czy p�niej ich znajdowa�y i dostarcza�y w�adzom okr�gu g�rniczego razem z urobkiem. By�a to cz�� umowy. Agni trafi� do kopalni ju� po buncie. Nowy komendant okr�gu, niejaki Gajdar Talonpoika, podj�� od razu dwie wa�ne decyzje. Po pierwsze, skaza� na tak zwane "�miertelne piek�o" koleg� Murakamiego za to, �e o�mieli� si� by�, cho� nie do ko�ca z w�asnej woli, nosicielem przera�aj�co ohydnej i zdumiewaj�co bezczelnej propozycji buntownik�w. Po drugie, Talonpoika t� przera�aj�co ohydn� i zdumiewaj�co bezczeln� propozycj� przyj��. Pochodzi� z P�nocy, gdzie takie uk�ady nie by�y niczym szczeg�lnym. Dlatego te� Agni nie zosta� nawet zakuty w kajdany. Po spektakularnym obiciu ryja o bruk zosta� dostarczony na komisariat przed oblicze znudzonego Fanatyka w stopniu kapitana. - Nie ma nic w tym z�ego, �e jeste�cie niscy, ale to, �e nosicie wk�adki w butach, oznacza, �e my�licie, �e jest co� w tym z�ego, wi�c w waszym mniemaniu nale�ycie do rzekomo prze�ladowanej rzekomej mniejszo�ci etnicznej, za takie my�lenie powinni�cie zosta� skazani na Romb, ale Niesko�czona �askawo�� Cesarza dobrotliwie skazuje was na do�ywotnie ci�kie roboty w kopalni, hurra, niech �yje Cesarz, podpiszcie tutaj. - Nie... umiem... - wybe�kota� Agni, ocieraj�c krew z twarzy. Gdyby przyzna� si�, �e umie czyta� i pisa�, mogliby go uzna� za ideologicznego przyw�dc� grupy rzekomej mniejszo�ci. - I dobrze. Na chuja mi tw�j podpis! Badam ci� tylko. Posiedzisz w lochu... To znaczy nie, ty w lochu nie. Ty posiedzisz w wie�y, dop�ki ci broda nie odro�nie, wtedy ci j� wyrwiemy i jazda do kopalni. - Nie... Da... Rady... - Jak to nie da rady? Taka jest Wspania�a Procedura Okr�gu G�rniczego. - D�ugo... By�cie... Musieli... Czeka�... Jak zgoli�em... Wydepilowa�em sobie twarz woskiem - sk�ama� Agni. - Ha! To mi si� podoba! Zdrajca zamiast nas fatygowa�, torturuje si� sam - za�artowa� oficer. - To co tu z tob� zrobi�? �eby nie uchybi� procedurom, ustalimy z naszym katem, jaka tortura jest r�wnie bolesna, co wyrywanie brody. Poddamy ci� tej torturze, a potem hajda do kopalni! Kat wybra� nak�uwanie penisa roz�arzonymi ig�ami. "Jest troch� stronniczy - powiedzia� oficer. - To jego ulubiona tortura, ale c�... To on tu jest za eksperta". Skulony wp�, ko�lawo drepcz�cy naprz�d Agni ju� nast�pnego dnia znalaz� si� za bram� kopalni. - Nie strzela�, ch�opcy! - krzycza�. - Niczym nie rzuca�! Sw�j idzie! Swam asmil - Namaste i zamknij si� - co� nagle zachrypia�o w mroku. - Zapomnia�e�, �e hawierz na kopalni nie krzyczy? Waruna, jak wi�kszo�� krasnolud�w z okr�gu, m�wi� lepiej po miejscowemu ni� po krasnoludzku. Tutejsi brodacze bardzo dobrze �yli z lud�mi. Kiedy�. - O, nak�uwali ci�? - zapyta� Waruna, gdy lepiej przyjrza� si� Agniemu. - Nie martw si�, b�dzie zemsta na tego kata i na wszystkie ludzkie pomioty. - My�la�em, �e macie z nimi uk�ad. - No, jest uk�ad, ale on potrwa akuracik tak d�ugo, a� podminujemy ca�y Mahapur. - Zaraz... Jak to? - A tak to! Poci�gn�li�my chodniki w g��b pod samo miasto. Jak przyjdzie rozkaz, usuniemy kilka kluczowych ska�ek i po ptokach. Miasto si� zapadnie. Dure� Talonpoika nie wie, �e wygru�amy rud� spod jego grubego ty�ka. - I kiedy to zrobicie? - Jak przyjdzie rozkaz, m�wi�em. - Rozkaz? Czyj? - No przecie, �e nie Talonpoiki. Nasz kr�l, Skanda, �ywy jest i rz�dzi! - A gdzie? - A gdzie... A gdzie... Nie ka�dy mo�e wiedzie�. W ka�dym razie znajdzie spos�b, �eby da� nam zna�. Wszystkie miasta ludzkie legn� w gruzach. A ludzie pod gruzami. Pod wszystkimi ludzkimi miastami ryj� ch�opaki! - Ale... Wtedy kopalnie te� si� zawal�. A co z nami b�dzie? - O, kochany. Dotknij tego. Co to? - Kamie�. - Nie, kochany. Materia. A dotknij tego? - To ty. To znaczy, twoja r�ka. - Te� materia, bratku. Ja to materia. Ty to materia. Wi�cej, ja to byt i ty to byt, jak ten sam kamie�. Kamie�, jak go rozwalisz czy roztopisz, to nie ginie, tylko zmienia stan skupienia. Z nami b�dzie tak samo. - Zmienimy stan z �ywego w nieo�ywiony. - G�wno prawda! Nigdy nie s�uchaj, jak ci kto� b�dzie m�wi�, �e jest materia o�ywiona, nieo�ywiona... To elfie przes�dy. Elfy wierz� w �ycie, �e ono jest �wi�te, tralala, i �e jest czym� innym od nie�ycia. A tu nie ma �ycia, jest tylko bycie. Nie ma zwierz�t, elf�w, kamieni, s� tylko byty. Ty, Agni, jeste� byt. Jak ci� co� zgniecie, to nie znaczy, �e znikn��e�, tylko �e chwilowo utraci�e� zdolno�� poruszania si�. A jak si� roz�o�ysz, to znaczy odzyska�e� zdolno�� poruszania si� w postaci ma�ych strumyczk�w i opar�w r�nych substancji, ale to nadal b�dziesz ty. Bo widzisz... Ja nie jestem �aden wielki my�liciel. Ale jestem g�rnik i metalurg. Specjalista od materii. Jak zaczniesz zadawa� sobie pytanie, czym jest materia, to na najg��bszym poziomie b�dziesz m�g� powiedzie� sobie tylko tyle, �e wiesz, �e materia jest. Tylko tyle: jest i koniec. Tyle samo, nie wi�cej, mo�esz powiedzie� sobie o sobie samym, kiedy zaczniesz rozgrzebywa� to, kim ty sam jeste�. Jeste� i tyle. Co to znaczy? �e z materi� i z tob� jest taka sama sprawa. �e materia to byt i ty to byt. A wi�c jeste�cie tym samym. Drobne cz�steczki twojego cia�a zawsze jako� przetrwaj�, wi�c i ty przetrwasz. - Niby to wszystko wiadomo - westchn�� Agni - ale nadal trudno uwierzy�, �e �wiadomo�� nadal istnieje, mimo �e materia tak bardzo si� zmieni�a. - Materia si� nie zmieni�a. Byt si� nie zmieni�. Zmieni� si� tylko jego uk�ad. Elfy wierz�, �e �wiadomo�� to pewien uk�ad. Uk�ad, m�wi�, mo�e si� wiecznie odnawia�, mo�e nawet wymienia� poszczeg�lne elementy na inne, na przyk�ad wysra� kukurydz� i zje�� kuropatw�, ale p�ki si� nie zmienia jako uk�ad, wtedy trwa �wiadomo��. Tyle �e to g�upota. Uk�ad sk�ada si� z cz�ci, bez nich lub z innymi cz�ciami to ju� jest inny uk�ad. �wiadomo�� to nie uk�ad materii, tylko jej zbi�r, jak w matematyce. Zbi�r mo�e si� rozprzestrzeni� po ca�ym �wiecie, ale z punktu widzenia matematyka nadal jest to zbi�r takich a takich, konkretnie okre�lonych i niepowtarzalnych cz�steczek, tyle �e bardzo rozprzestrzeniony po �wiecie. Elfom nie przychodzi do g�owy, �e to, co wysra�y, nadal jest cz�ci� nich, cz�ci� ich �wiadomo�ci, tyle �e troch� si� to rozmaza�o po �wiecie. Tak �e nie wierz w uk�ady, bratku. Tylko elfy i Talonpoika wierz� w uk�ady. A w�a�nie, w tym uk�adzie, co go mamy z Talonpoika, jest taka rzecz... Pisa� umiesz? - No pewnie. - Dewanagar� czy po ludzku? - I tak, i tak. Elfimi emotikonami te�. - Inteligent mi si� trafi�. - Tym sam jeste� niez�y inteligent, Waruna. - Ale techniczny, kochany, techniczny. Bo widzisz, do tej pory to ja tutaj najlepiej pisa�em. Nawet d�utem i to na cz�owieku, ha, ha! List do komendanta wys�a�em na jego zast�pcy! I Talonpoika storturowa� kaza� tego Niho�ca. A wcze�niej sam w�asnor�cznie zdar� mu z plec�w sk�r� z listem, a na piersiach wypisa� no�em: Cesarz, Cesarz, Cesarz. Nic wi�cej nie umia� wyci��, ludzkie ma�lane r�ce. - Sk�d to wiesz? - Sam wszystko widzia�em. W mie�cie jest wiele opustosza�ych dom�w, mamy tam podkopy. Nawet pod lochy Talonpoiki si� podkopujemy! A jak ka�nili Niho�ca, sta�em w oknie pustej kamienicy przy rynku i wszystko sobie ogl�da�em. - Zaraz... To my mogliby�my st�d uciec? - Pewnie. Ale tkwimy na posterunku. Trzeba ludzi wygubi�, miasto zniszczy�. - Szkoda. - Szkoda?! - Nie... To znaczy... Nie, chcia�em powiedzie�, �e szkoda... Szkoda, �e nie zabijemy ich do ko�ca, bo przecie� ich materia te� jako� przetrwa. - No i tu si� mylisz, kochany. Ludzie zostali stworzeni przez elf�w, zgodnie z ich �wiadomo�ci�, i funkcjonuj� wed�ug �wiadomo�ci elf�w. Elfy wierz�, �e �wiadomo�� to uk�ad. Kiedy zniszczy si� uk�ad, jakim jest cz�owiek, to jego �wiadomo�� jako cz�owieka zginie raz na zawsze. - No dobra, ale m�wi�e�, �e �wiadomo�� jest nawet w najdrobniejszych cz�steczkach cia�a. Jak cz�owieka si� zabije, to przecie� cz�steczki pozostaj�. - Ludzie powstali ze �mij i kret�w. Ich �wiadomo�� to jakby zbuntowana przez elfy �wiadomo�� �mij i kret�w... Albo nie tyle zbuntowana, ile wpl�tana w pewien elfi uk�ad. Wystarczy zniszczy� ten uk�ad, a wtedy cz�steczki ludzi i ich �wiadomo�� powr�c� do �mij i kret�w. Powr�c� do zbioru cz�steczek, jakim jest �mija albo kret. Rozk�adaj�ce si� ludzkie cia�o to jest taka cz�� kreta jak to, co kret wysra�. - Albo �mija. - Albo �mija. Ale wracaj�c do najwa�niejszej sprawy: pisa� umiesz, wi�c uwolnisz mnie od jednego k�opotliwego obowi�zku. - Czyli? - Talonpoika musi codziennie wysy�a� na dw�r tak zwanego Cesarza meldunek o kolejnych dziesi�ciu krasnoludach, kt�re poprosi�y o tortur� rozci�gania. Niby �e z patriotyzmu postanowi�y zwi�kszy� sw�j wzrost, aby swoim cia�em nie budzi� podejrze�, �e rzekoma mniejszo�� etniczna jednak istnieje. Do meldunku musz� by� do��czone Radosne Protoko�y Przes�ucha� torturowanych. Talonpoika stwierdzi�, �e �aden cz�owiek ich tak nie wymy�li, �eby w Szafirowej Kancelarii uwierzyli, �e to prawdziwe protoko�y. �e niby my, rzekoma mniejszo�� etniczna, wyra�amy si� specyficznie, wiesz, tak jak to ludzie wierz�, �e krasnolud to nic tylko: "Hoho, gdzie� to w rzy� ch�do�one piwo", albo: "Haha, �ajdaki zaraz poczuj� m�j toporek". No w�a�nie, gdzie� ten w rzy� ch�do�ony pergamin... Masz. Masz i pisz. B�dziesz mia� jedn� godzin� woln� od fedrunku na to pisa�sko. - Ale co mam pisa�? Przes�uchiwany I: Hurra! Moje w rzy� ch�do�one mi�nie wyd�u�aj� si� w oczach! Przes�uchiwany II: Hurra! Czuj�, �e ludziej�! Komendant: A nie by�e� wcze�niej cz�owiekiem? Przes�uchiwany II: By�em! By�em, ale w b��dach tkwi�em! By�em, ale tego nie czu�em! Komendant: A teraz czujesz? Przes�uchiwany II: A teraz czuj� b�l i rado��, czyli to, co w ka�dej chwili swego istnienia winien czu� cz�owiek! Bo taka jest istota ludzkiego bytu! Bez b�lu i rado�ci, bez bolesnych rado�ci i radosnych bole�ci cz�owiek nie by�by w pe�ni cz�owiekiem! Komendant: S�ucham? Przes�uchiwany II: Nie by�by w rzy� ch�do�onym w pe�ni cz�owiekiem! Komendant: Aha. Przes�uchiwany I: Przykr�caj mocniej �rub�, dzielny komendancie! O Cesarzu! Daj mi polec w twojej s�u�bie! Niech twoi wrogowie-�ajdaki poczuj� m�j toporek! Komendant: A wrogowie nie-�ajdaki? Przes�uchiwany I: Ha, czujny�, komendancie! Nie ma wrog�w Cesarza nie-�ajdak�w, wszyscy w rzy� ch�do�eni wrogowie Cesarza s� �ajdakami! Komendant: Dobrze... Jak tak dalej p�jdzie, dostaniesz si� do Rombu! Przes�uchiwany I: Hurra! W rzy� ch�do�ona chwa�a wspania�ej woli Cesarza! Komendant: S�ucham? Przes�uchiwany I: To znaczy, na wiek niesko�czona chwa�a wspania�ej woli Cesarza! Komendant: Czy�by by�y w tobie jeszcze jakie� w�tpliwo�ci co do wspania�o�ci Cesarskiej chwa�y? Przes�uchiwany I: S�, albowiem nikczemny ze mnie �ajdak! Ale tortura mnie oczy�ci. Komendant: A Romb na pewno. Przes�uchiwany II: Niech �yje Romb! Przes�uchiwany I: Niech �yje Cesarz! Przes�uchiwany II: Niech nie �yj� w rzy� ch�do�ony ja, a niech �yje Cesarz! Komendant: Blu�nierstwo! Zdradzi�e� si� wreszcie! Cesarz pragnie �ycia ka�dego ze swoich poddanych, nawet twojego! Dlatego, chocia� jeste� w rzy� ch�do�onym �ajdakiem, a teraz to naprawd� b�dziesz w rzy� ch�do�ony za pomoc� �elaznego, kolczastego i rozgrzanego do czerwono�ci dr�ga - to nie masz prawa krzycze� "niech nie �yj� w rzy� ch�do�ony ja!". Kacie, rozgrzej kolcofiut! Przes�uchiwany II: Niech �yje Komendant! Niech �yje Ceee...!!! - Witaj w Rombie. - Mamo... Jednak mnie odnalaz�a�... - Nigdy ci� nie zgubi�em. Ale teraz m�w do mnie "Tato". Albo lepiej "Ojcze". - Ma... mo? Ty... Jeste�... - Po prostu jestem. Kiedy b�dziesz rozmy�la� nad tym, kim ja jestem, to na ko�cu dojdziesz tylko do tego, �e ja jestem. Nic wi�cej nie da si� powiedzie�. I ja sam, kiedy zag��bi� si� w sobie, nie powiem ci nic wi�cej. Pami�tam tylko, �e zawsze by�em. I zawsze by�am. I od zawsze co� z tym pr�bowa�em zrobi�. I pr�bowa�am. Przez ca�� wieczno�� onanizowa�em si�, bo ja jestem od zawsze. - Co? - Onanizowa�em si�. I stara�em zrobi� to tak zmy�lnie, �eby si� zap�odni�. Ale ci�gle co� si� nie udawa�o. Musia�em bardzo szybko zmienia� p�e�, zanim sperma zgnije. A to nie jest �atwe dla elfa, to jest proces instynktowny, nie dzieje si� tak po prostu, na zawo�anie. A� nagle, po wieczno�ci, uda�o si�. Urodzi�am Drugiego Elfa! Nie masz poj�cia, co to by�a za rado��. Sp�odzi� ze mn� ca�� mas� innych elf�w. A ja wszystkim m�czyznom urodzi�am dzieci i wszystkim kobietom sp�odzi�em. Bo okaza�o si�, �e w�r�d elf�w tylko ja jestem p�odn� istot�. Tylko ze mn� elfy mog�y mie� dzieci. Tylko ja mog�em zap�odni� elfk�, tylko ja mog�am urodzi� elfowi dziecko. Przez jaki� czas by�em m�em wszystkich kobiet i �on� wszystkich m�czyzn, ale one zacz�y ��czy� si� w pary mi�dzy sob�. To by�o dla mnie bolesne do�wiadczenie. B�l opuszczonej matki. I ojca. Prawdziwy b�l macierzy�stwa i ojcostwa. Ale chcia�em im pom�c... Mo�e nawet bardziej chcia�em, ni� chcia�am. Dlatego, gdy zrobi�em im ludzi, by�em Mistrzem, nie Mistrzyni�. - Ale zaraz... Przecie� m�wi�a� mi... �e m�j ojciec zna� ci� jako kobiet�... A zna� te� mistrza... - Nie wiedzia�, kim jestem. Moje my�li czu� zupe�nie inaczej, kiedy my�l� jako kobieta. Czasem nawet my�la�am z nim na dwa g�osy, jako dziewczyna i jako Mistrz. Nie zorientowa� si�. P�ki nie urodzi�am mu ciebie. - Mamo... Skoro wiedzia�a�... Gdzie jest Obraz... Dlaczego go nie skonfiskowa�a�? Dlaczego nie wys�a�a� �o�nierzy! Mog�a� zobaczy� obraz, szybko dokona� obrz�du wed�ug tego, co tam namalowane, i zmieni� ludzi z powrotem w �mije i krety! - Ale synku... c�reczko, przecie� ja doskonale wiem, jak dokona� tego obrz�du. Sam go dokona�em. To przecie� ja namalowa�em �wi�ty Obraz! - To dlaczego tego nie zrobisz?! Dlaczego mnie wys�a�a� po Obraz?! Po co w og�le jest Obraz?! Po co go namalowa�e�?! - O wszystkim dowiesz si� p�niej. Najpierw tortury. - Witaj, generale Tundu Embroja. Stary druhu. Wiedzia�e�, �e pr�dzej czy p�niej tu si� spotkamy, co? - Wie... Wiedzia�em. No bo przecie� ka�dy tu w ko�cu trafi... - Chyba �e wcze�niej trafi na szafot. Niestety, ze wzgl�d�w logistycznych okaza�o si�, �e cz�� skaza�c�w musi by� karana na miejscu. Transport nadal nie rozwija si� tak, jak powinien. A poza tym konieczny jest przyk�ad. Przyk�ad, dzi�ki kt�remu ludzie nie tylko podporz�dkuj� si� B�ogos�awie�stwu Moich Plan�w, ale tak�e zaczn� docenia� bardziej w�asne �ycie, bardziej si� nim cieszy�, bardziej cieszy� si� ka�d� jego sekund� ju� tylko z tego powodu, �e �yj�... Co jest podstaw� odpowiedniego docenienia B�ogos�awie�stwa Moich Plan�w. Dlatego z ci�kim sercem pozwoli�em ka�demu trybuna�owi na skazywanie po�owy skazanych na kr�tkie, g�ra kilkudniowe egzekucje. - Co ze mn� b�dzie? - Raduj si�. Zostaniesz poddany Wspania�ej Cesarskiej Procedurze. - Wybacz mi, Panie... Pani... Panie, wybacz, ale nie b�d� si� radowa�. - Dlaczeg� to? - Bo nie ma z czego. Bo id� na tortury!!! Bo w og�le s� tortury!!! Bo w twoim Cesarstwie jest z�o, samo z�o, sam b�l!!! Dlaczego ten b�l?!!! Dlaczego ludzie maj� by� mordowani?!!! Mo�e mi powiesz, zanim mnie zabijesz?!!! - O, ja ciebie nie zabij�. Wr�cz przeciwnie, zrobi� wszystko, �eby� �y� wiecznie. - Co?! - M�j drogi, mylisz si� bardzo, m�wi�c, �e w Cesarstwie jest sam b�l. W Cesarstwie jest niesko�czona ilo�� b�lu, i to bardzo dobrze. Cz�owiek powinien zazna� jak najwi�cej b�lu. Ale w Cesarstwie jest te� niesko�czona ilo�� rado�ci. Czy� nie ma chwa�y Cesarza? Czy� u�miechni�te twarze nie wykrzykuj� na cze�� Cesarza radosnych okrzyk�w? Czy� serc nie przepe�nia wtedy niesko�czona rado��? - Nie. Na pewno nie. - Tak. Na pewno tak. Bo nic nie mo�e si� r�wna� niesko�czonej rado�ci cz�owieka, kt�ry przed chwil� my�la�, �e zaraz umrze, a teraz widzi, �e jednak po�yje. Dlatego kiedy t�um na placu wiwatuje pod groz� �ucznik�w, wtedy ka�dy w tym t�umie my�li, �e to w niego strzel�, �e to on mo�e okaza� si� tym, co wiwatowa� najmniej g�o�no. I kiedy si� okazuje, �e nikogo nie zastrzelono, t�um staje si� jedn�, wielk�, �yw�, wrz�c� rado�ci�... Naprawd�, warto �y� dla tej chwili, w kt�rej widzi si� ich wszystkich z g�ry. Jak dobr�, gor�c�, gotuj�c� si� zup�. Czasem my�l�, �e dla takiej chwili warto by�oby nawet �y� �yciem �miertelnika, nie- wiecznie... - A Ty, panie, �yjesz wiecznie? - Wa�ne, drogi Embroja, �e ty b�dziesz �y� wiecznie. A w ka�dym razie zrobimy wszystko, aby� wiecznie �y�. Czeka ci� wielka rado�� i wielkie cierpienie. Jak ju� powiedzia�em, cz�owiek powinien dozna� jak najwi�cej b�lu. I powinien zazna� jak najwi�cej rado�ci. Tylko w ten spos�b b�dzie w pe�ni cz�owiekiem. Rozumiesz? - Nie. - Cz�owiek jest istot� niesamodzieln�. Nie jest w stanie przetrwa� d�ugo. Nie jest w stanie przetrwa� �ycia z jego wstrz�sami. Rozpada si� od nich. Na tym polega tak zwana ludzka naturalna �mier�. Trzeba cz�owieka na te wstrz�sy uodporni�. Trzeba wprowadza� w niego stopniowo narastaj�cy b�l i stopniowo narastaj�c� rado��, za ka�dym razem zatrzymuj�c si� na granicy wytrzyma�o�ci. W ten spos�b za ka�dym razem ta granica troszeczk� si� przesunie, tak jak to jest przy ka�dym treningu. I w ko�cu cz�owiek stanie si� tak odporny, tak bardzo odporny... �e a� odporny na �mier�. Oczywi�cie, przy tej metodzie �atwo jest przesadzi�... - A jakie czekaj� mnie rado�ci? - Przede wszystkim ta, kt�r� odczujesz zawsze wtedy, gdy zorientujesz si�, �e nie przesadzili�my. Gdy zatrzymamy si� tu� przed granic� wytrzyma�o�ci i zrozumiesz, �e tym razem te� nie umar�e�. - Nie chc�. - Chcesz unikn�� szansy na �ycie wieczne? Dla twojego dobra nie mog� ci na to pozwoli�. Ale na razie nie masz si� czego obawia�. Najpierw czekaj� ci� rado�ci. Jeste� stary, musisz si� troch� wzmocni�. Tutaj, w Rombie, nat�enie cierpie� jest tak wielkie, �e dla w�a�ciwej r�wnowagi wstrz�s�w wprowadzi�em jeszcze inne, dodatkowe rado�ci. Dodatkowe w stosunku do tej standardowej z uratowania �ycia, kt�r� mniej wi�cej raz dziennie czuj� ludzie poza Rombem. Dlatego zanim sam p�jdziesz na tortury, pozwol� ci potorturowa�. - Nie chc�. - Chcesz. Ka�dy cz�owiek uwielbia zadawa� b�l. Ja nie, ale ja nie jestem cz�owiekiem. Natomiast w ka�dej ludzkiej istocie jest odruchowe pragnienie zadawania b�lu. Ono zosta�o zatarte przez to, czego nauczy�y was elfy. Elfy uczy�y was dobra i niekt�rzy z was do�� poj�tnie nauczyli si� dobro udawa�. Nawet przed samymi sob�, tak was wytresowano. Ale wy nie staniecie si� dobrzy, dop�ki nie staniecie si� nie�miertelni. �wiadomo�� okrutnego losu, na kt�ry ka�dy z was jest skazany, czyni was nieczu�ymi na innych. Ka�dy z was chce zadawa� b�l i �mier� z prostego logicznego powodu. Kiedy zadajesz b�l i �mier�, my�lisz: "To ja zadaj� b�l i �mier�, a wi�c jestem panem b�lu i �mierci, a wi�c one mnie nie dotycz�, nigdy mnie nie dotkn�, nigdy nie skieruj� si� przeciwko swojemu panu". To oczywi�cie nie jest racjonalne, ale bardzo logiczne i dlatego przekonywaj�ce. Z�o daje wam z�udne poczucie wyzwolenia od z�a. Zadawanie b�lu i �mierci daje wam z�udne poczucie wyzwolenia od b�lu i �mierci. Ka�dy kat w Cesarstwie czuje si� Cesarzem. - Nie chc�. - B�dziesz chcia�, jak ci powiem, kogo b�dziesz m�g� storturowa� a� do granicy �mierci, postraszy� egzekucj� i wielokrotnie zgwa�ci�. To przecie� to twoje rude nieszcz�cie, Jonga, ta z�odziejka, wyci�gn�a ci� z domu, to ona skaza�a na poniewierk�, to ona sprawi�a, �e jeste� tutaj, gdzie, jak twierdzisz, by� nie chcesz, wreszcie to przez ni� twoja �ona i synek zostali poddani amputacji j�zyka, a teraz trafili tutaj... - Nie!!! - A nie m�wi�em, �e b�dziesz chcia�? - B�dziesz cierpie�. - Pierdol si�. - B�dziesz cierpie�. - Pierdol si�. - B�dziesz cierpie�. - Pierdol si�, Tundu! I to ty masz mnie torturowa�! To jest chyba najwi�ksza zniewaga. Ju� gorsza od tych tortur. - Krzyczysz, pyskujesz, a tak naprawd� z�bki dzwoni�. - Akurat. - Boisz si�. - Ciebie najmniej. - B�d� ci� torturowa�. - Ciekawe jak. - Ciekawe? Pewnie. Ciekawe i straszne. Chcesz wiedzie�, cho� wiesz, �e lepiej nie wiedzie�. Ju� samo to jest niez�� tortur�, co? - Pierdol si�, Tundu. - Wiesz, co mam w tym garnuszku? To mr�wki wodne. - Pierdol si�!!! - Troch� wi�ksze ni� zwyk�e mr�wki. �yj� w wodzie. Najlepiej czuj� si� w wodzie wype�nionej substancjami organicznymi. Dlatego ch�tnie gnie�d�� si� we wn�trzno�ciach topielc�w. Ale p�ynami organicznymi �ywego cz�owieka te� nie pogardz�. Doskonale czuj� si� w chwoi. - Pierdol si�!!! - My�l�, �e nie musz� ci obja�nia�, czym jest chwoja. Kiedy zostan� wprowadzone do twojej pochwy, podra�ni� j� na tyle, aby zacz�� wydziela� si� p�yn. Nie wiem, bo nie jestem kobiet�, ale to mo�e by� nawet przyjemne. Oczywi�cie, to nie jedyna rzecz, kt�r� ci zrobi�. Za pomoc� swoich �uwaczek jadowych przerobi� ci pochw� na kotlet mielony... Widzia�a� kiedy� kotlet mielony? Nie, za m�oda jeste�. Poprzez rozmaite p�yny organiczne mr�wki rozejd� si� po ca�ym twoim ciele. Dostan� si� do krwiobiegu, do limfy, do �liny, b�d� w twoich �y�ach, p�ucach, w sercu i w ko�cu ca�� ci� przerobi� od wewn�trz na ten kotlet mielony. Ale nie zabij� ci�, o nie. Doprowadz� do granicy �mierci, ale nie zabij�, bo ty b�dziesz ich �ywicielem. A my b�dziemy twoim �ywicielem. B�dziemy ci� karmi� dobrze, mo�e nawet kotletem mielonym. Tak, aby� �y�a razem ze swoimi mr�weczkami jako �ywa papka. Papka papk� karmiona. - Tundu, skurwysynu... Co oni ci zrobili? - Nie, Jonga. Co ty mi zrobi�a�... Przez ciebie moja �ona i synek dostali si� tutaj, do Rombu. Gdyby� mnie wtedy nie napad�a... Teraz sam dla ciebie wybra�em tortur�, ze wszystkich najgorszych rzeczy �wiata, sam dla ciebie te mr�weczki wybra�em, sam je wymy�li�em, sam sobie przypomnia�em o nich, sam je kaza�em sprowadzi� z P�wyspu Po�udniowego, dla ciebie. - Nie dla niej, Tundu, nie dla niej. - Jak to? Panie... Pani... Jak to? - Wszystko, co wymy�li�e� dla Jongi, zostanie zastosowane wobec twojej �ony i synka. - Panie!!! - Witaj w Rombie, Tundu. - Czy radujesz si�, Barnaro? - Tak, Pani... Panie. Jak m�g�bym nie radowa� si� z daru Cesarza? - A z czego radujesz si� bardziej, z samego daru, czy z tego, �e jest to dar Cesarza? - Z tego, �e jest to dar Cesarza! - Niedobrze, Barnaro, niedobrze. Cesarz jest �askawy, Cesarz nie chce, aby ludzie my�leli o nim, Cesarz chce, aby ludzie radowali si� swoim w�asnym szcz�ciem. - Tym te� si� ciesz�! Ale nic nie mo�e powstrzyma� potok�w mojej �ywio�owej wdzi�czno�ci! - I wymowy, jak s�ysz�. Dobrze. Czy masz jakie� pytania? - Tak, Pani... Panie. Chcia�em wiedzie�, kiedy b�dzie wiadomo, �e osi�gn��em ju� nie�miertelno��. Wtedy b�d� m�g� przesta� umiera�. - Barnaro... Jeste� aktorem. - Tak, Panie. - Jeste� artyst�. - Tak, Panie. - Nie wymaga si� wi�c od ciebie my�lenia logicznego. Ale mimo to zastan�w si�, kiedy w ci�gu �ycia jakiego� cz�owieka mo�na stwierdzi�, �e sta� si� on nie�miertelny? - Nie wiem. - Nie mo�na tego stwierdzi�. Mo�na tylko stwierdza�, �e cz�owiek nadal �yje - p�ki �yje. - Ale je�eli nieustannie umieraj�c, ja si� na tyle uodporni� na �mier�, �e prze�yj� sto lat... - Nawet je�li na tyle si� uodpornisz, �e prze�yjesz tysi�c lat, to jeszcze nie znaczy, �e jeste� nie�miertelny. Zwolni�bym ci� z umierania, a tu by si� nagle okaza�o, �e uodporni�e� si� tylko na tyle, �eby prze�y� dziesi�� tysi�cy lat. I po dziesi�ciu tysi�cach lat b�c - umrzesz mi definitywnie... Nie, Barnaro, nie b�d� tak niedba�y. Nie b�d� tak okrutny. B�dziesz umiera� nieustannie. - Nieustannie? To znaczy jak d�ugo? - To znaczy wiecznie. Ale to przecie� lepsze ni� �mier�, prawda? Nie ma nic gorszego ni� �mier�. A mo�e jednak wolisz umrze�? Nie b�d� ci� do niczego zmusza�. Je�eli wolisz umrze�, powiedz tylko jedno s�owo, a umrzesz w okamgnieniu. Wolisz umrze�? - Nie, Panie! - M�wisz to, bo si� mnie boisz? - Nie! - Na pewno? - Na pewno, Panie! - Witaj w Rombie, Barnaro. Agni us�ysza� dyszenie i poczu� zapach Waruny. Waruna poci� si� silniej ni� inne krasnoludy, mo�e dlatego �e dostawa� specjalny, kierowniczy przydzia� piwa. - Wstawaj, Agni - sykn��. - Co si� dzieje? - Cicho... Idziemy. Szli korytarzem, mijaj�c chrapi�ce pod �cian� krasnoludy. Strumie�-rynsztok cuchn�� moczem. Przydzia� piwa, jakie dostawa�y pozosta�e krasnoludy, te� nie by� ma�y. Po kilkuset krokach skr�cili w lewo, potem wykutymi w skale schodami wdrapali si� pod g�r�. Znale�li si� w jaskini o dnie pokrytym mas� zardzewia�ego �elastwa. Agni zorientowa� si�, �e to �a�cuchy i kajdany, ale nawet nie pyta�, sk�d si� tutaj wzi�y. Pod jedn� ze �cian sta�a drabina. Waruna wspi�� si� po niej do ma�ego otworu, w kt�rym nast�pnie znikn��. Agni pod��y� jego �ladem. Znowu byli w ciasnym i w�skim korytarzu. Wreszcie dotarli do du�ego g�azu. Wydawa�o si�, �e nic go nie ruszy z miejsca, Waruna jednak podwa�y� go leciutko oskardem i g�azisko osun�o si� w bok, ods�aniaj�c ma�e �elazne drzwi. Krasnolud otworzy� je straszliwie skrzypi�cym kluczem i wprowadzi� Agniego do ceglanej, cembrowanej piwnicy. - Gdzie jeste�my? - zapyta� szeptem Agni. - W miejscu, gdzie mo�na spokojnie porozmawia� - odpowiedzia� Waruna - Dosta�em wiadomo�� od kr�la. Zosta�em oficjalnie mianowany Lajarad�� Mahapuru. - Gratulacje. - Chuj z gratulacjami. To znaczy, �e dopuszczono mnie do plan�w Skandy. Mam wyznaczy� specjalne komando przeznaczone do najwa�niejszego zadania. Mam je wyznaczy� spo�r�d naszych ch�opc�w. - Dlaczego spo�r�d naszych? - Bo nasz� grup� uznano za najlepsz�. Uda�o nam si� oficjalnie zbuntowa� i pozosta� bez kary. To jedyny taki przypadek w ca�ym Cesarstwie. - A pozosta�e grupy? - Pozosta�e grupy si� ukrywaj� i nikt nie wie o ich istnieniu, mo�e poza paroma elfami. - To niedobrze, �e te mi�kkie fiutki wiedz�. - Ale nawet one nie wiedz�, jak si� do nich dosta�. A my zrobili�my inaczej ni� wszyscy. Pokazali�my Cesarzowi go�� dup� i powiedzieli�my: o, tu na kant mo�esz nam wskoczy�. - �eby nie wskoczy�. - Nie wskoczy i ty si� do tego przyczynisz, kochany. Postanowi�em wyznaczy� ci� na dow�dc� komanda. - Mnie? Ja zawsze zajmowa�em si� prac� biurow�... - W�a�nie dlatego. Znasz si� na mapach, wiesz, gdzie s� jakie drogi, sk�d id� jakie transporty, gdzie mo�na si� schowa� mi�dzy beczkami ze �ledziami. A poza tym, ty jeste� tutaj najinteligentniejszy. - Dzi�kuj�. - To znaczy, nie licz�c mnie. - Na czym polega zadanie? - Trzeba zniszczy� Romb. - Co?! - Trzeba podkopa� si� pod Romb i zburzy� fundamenty tak, �eby wszystko si� zawali�o. Ale nie martw si�, je�li chodzi o robot� kopalnian�... I o mokr� robot�... Dam ci paru fajnych ch�opak�w. Fajne ch�opaki nazywa�y si� Yudi, Ard�u, Bima, Naku i Saha. Kiedy wyle�li na powierzchni�, mo�na by�o si� przekona�, �e reprezentuj� wszystkie spotykane w�r�d krasnolud�w odcienie karnacji i koloru w�os�w. Yudi by� rudy i piegowaty. Ard�u mia� jasne w�osy, jasn� sk�r� i ogromny, krzywy nos. Naku i Saha byli ciemnymi blondynami o szarawej, przy�mionej cerze, charakterystycznej dla krasnolud�w, kt�re d�ugo pracowa�y w kopalni w�gla i kt�rym drobiny mia�u w�ar�y si� w sk�r�. Bima mia� w�osy czarne i kr�cone, kt�re od potu i �oju skr�ca�y mu si� w �mieszne, stercz�ce warkoczyki. Twarz mia� czarnobrunatn�, jak wszystkie krasnoludy z po�udnia, nos p�aski, bia�ka oczu i z�by jasne jak mleko. W kopalni nawet najbystrzejsze krasnoludy z trudem go dostrzega�y, je�li zamkn�� oczy i usta. Doskonale powinien wtapia� si� w noc, co Agni postanowi� przy najbli�szej okazji wykorzysta�. Wyle�li na powierzchni� poprzez studni�. Dokopali si� do niej, ryj�c pod opuszczon� g�rnicz� wiosk�, kt�rej mieszka�cy zostali wszyscy zjedzeni. Zaczepili o brzeg cembrowiny drabink� z hakami. Agni wylaz� pierwszy, �eby si� rozejrze�. - Dobra - sykn�� w d�. - To chyba ta wioska. Nikogo nie wida�. Id�. - Jakby ci� przyaresztowali, to kwiknij albo co... - zaproponowa� Bima. - �eby�my wiedzieli. Agni nie kwikn�� i ca�a reszta powoli zacz�a gramoli� si� pod g�r�. Ich oczom ukaza�y si� typowe ch�opsko-g�rnicze chatki, okr�g�e, z wysokimi, stercz�cymi w g�r�, sto�kowatymi dachami, trzy razy wy�szymi od samego pomieszczenia mieszkalnego. Takie dachy, specjalnie wzmocnione, stanowi�y jedyn� ochron� przed gradem. W tym g�rskim regionie grad zdarza� si� cz�sto, i to o wiele intensywniejszy ni� na r�wninach. Najgorsza by�a wielko�� i kszta�t ziaren - praktycznie rzecz bior�c, by�y to prawie sople. Agni ostro�nie zajrza� do jednej z chat. W �rodku, jak to u g�rnik�w-ludzi, nie dostrzeg� prawie �adnych mebli. Zamiast sto�u przez �rodek cha�upy bieg�a belka, mniej wi�cej na wysoko�ci ludzkiej piersi, umocowana oboma ko�cami w przeciwleg�ych �cianach. Wyra�nie dzieli�a pomieszczenie na dwie cz�ci. Na belce g�rnicy stawiali jedzenie i po�ywiali si� na stoj�co. Nawet teraz le�a�o na niej kilka pociemnia�ych ze staro�ci ludzkich ko�ci. Mimo �e obgryzano je zapewne bardzo dawno, wida� by�o jeszcze �lady szcz�k. Ci, co te ko�ci jedli, musieli by� bardzo g�odni i wgryzali si�, jak mogli, cho� wielu z�b�w pewnie nie mieli. Na klepisku le�a�o co�, co z wygl�du przypomina�o brunatne nale�niczki. By�y to ludzkie g�wna w najwy�szym stopniu rozk�adu i wyschni�cia. Kiedy g�wno le�y w sprzyjaj�cych warunkach, po tygodniu jest puste w �rodku, mimo �e nadal zachowuje swoj� zewn�trzn� form�. Po dw�ch tygodniach zapada si� w sobie i staje p�askie. Po miesi�cu znika, a w�a�ciwie zaczyna istnie� rozpuszczone w otaczaj�cej je materii. Bo tak naprawd� w przyrodzie nic nie znika, zmienia si� tylko stan skupienia. G�wna nie mog�y pochodzi� od mieszka�c�w wioski. Ci zostali zjedzeni najp�niej przed rokiem. Kto� musia� tu sra� przed trzema tygodniami. Z rzadka, bo z rzadka, ale jednak... Ludzie tu chodzili. - Spadamy st�d - sykn�� Agni. - W �rodku s� g�wna! - I co, tak si� ich przestraszy�e�? G�wna nie gryz� - zarechota� Bima. - Cicho! - powiedzia� Yudi. - Spadamy. G�wna to ludzie. - A ludzie to g�wna - doda� cicho Bima. Kiedy znale�li si� w jakich� bezpiecznych zaro�lach - bezpiecznych, bo straszliwie cuchn�cych, tak bardzo, �e krasnoludy ledwo wytrzymywa�y, a cz�owiek na pewno nie da�by rady - Ard�u zwr�ci� si� po cichu do Agniego: - Masz u mnie... Ue, co za syf... Masz u mnie plusa za orientacj�. - A trzy plusy to wpierdol - doda� Bima. - Zamknij si�. Waruna m�wi� nam, kche, kche... �e zajmowa�e� si� zawsze prac� biurow�. Nie my�la�em, �e b�dziesz mia� tak� szybk� orientacj� w tej chacie, z tymi g�wnami. - Bo on pewnie g�wna ksi�gowa�! - Zamknij si�, Bima, kche, kche... Chodzi�e� kiedy� w terenie? - By�em przez sto lat... ech... najemnikiem, jak ka�dy. - Jak ka�dy za dawnych czas�w. - Dawnych? A ile to lat sobie liczycie? - Cztery... i p� tysi�ca - wykaszla� Yudi. - Trzy tysi�ce... I siedem miesi�cy - wydusi� z siebie Ard�u. - Trzy i p�... tysi�ca - Bima otar� oczy, za�zawione nie wiadomo czy od rechotu, czy od smrodu. - Trzy tysi�ce pi��! - kichn�li r�wnocze�nie Naku i Saha. - No tak. Ja mam jakie� czterdzie�ci tysi�cy - powiedzia� Agni. - Czy radujesz si�, m�j Ziofilattu? Czy rozumiesz, jaka niewiarygodna �aska spotka�a ciebie, kazirodc� i sedycjonist�, winnego zdrady niezadowolenia? - Nie. Nie raduj� si�, Pani... Panie. - Dobrze, �e przynajmniej jeste� szczery. Ale dlaczego si� nie radujesz? Czy�by� nie chcia� �y� wiecznie? - Bardzo bym chcia�. Ale... - Ale co? - Ale je�eli b�d� musia� wiecznie umiera�, to znaczy, �e nigdy, przez ca�� wieczno��, nie b�d� nie�miertelny. - Wiesz, �e bezsensowne wypowiedzi te� s� karane? - To jest w�a�nie bardzo sensowna wypowied�. Nie�miertelny nie jest cz�owiek, kt�ry nie umiera, tylko cz�owiek, kt�ry nie umrze. Je�eli wiecznie trzeba b�dzie mnie torturowa�, �eby mnie uodporni� na �mier�, to znaczy, �e nigdy nie uodporni� si� na �mier� tak mocno, �eby ju� nigdy nie umrze�. Nie b�d� nie�miertelny, tylko wiecznie �miertelny. I wiecznie b�d� umiera�. - A wi�c wybierasz �mier�? - Tak. - A wi�c uwa�asz, �e �mier� jest lepsza dla cz�owieka? - Tak. - A wi�c �mier� b�dzie tym, co w�a�nie w tej chwili spotka twoj� c�reczk�. - Panie!!! - Witaj w Rombie, Ziofilattu Vortici. - No wi�c stan��e� przed obliczem potwora, admirale Matsuhiro. - Panienka raczy �artowa�. - Jak ci si� podoba tw�j odwieczny wr�g? - Po co takie brzydkie s�owa? To rado�� dla wojownika m�c ogl�da� tak� �liczn� pann�. Niczym jest cierpienie, gdy zostaje tak wynagrodzone. - Czy my�lisz, �e te komplementy ci pomog�? - O, widz�, �e panienka w skromno�ci wychowana. Dobrze to, dobrze, cieszy to serce starego wojownika. - Matsuhiro... Czy ty przypadkiem... Od tortur... Nie zwariowa�e�? - Wariuj� tylko na widok panienki, od uroku panienki. - Matsuhiro... Pos�uchaj, chocia� jeste� moim najgorszym wrogiem, chc� ci da� nie�miertelno��. - �liczne oczy fio�kowe, o, jak morze przed burz�... Nie maj� takich oczu nasze panny! - Matsuhiro... - To wstyd, �e mi ko�ci n�g przewiercili... Oj, porwa�bym pann�!... - Matsuhiro, spr�buj pomy�le� o sobie i o swoim losie. Chc� ci da� nie�miertelno��. - Jest tylko jeden rodzaj nie�miertelno�ci, kt�rego pragnie prawdziwy m�czyzna. To nie�miertelno�� w swoich potomkach. Panienka, jak rozumiem, chce mi da� potomstwo? - Matsuhiro, je�eli nie zamilkniesz, ode�l� ci�