10182
Szczegóły |
Tytuł |
10182 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10182 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10182 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10182 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Louis Armstrong
Moje �ycie w�Orleanie
Satchmo: My Life In New Orleans
Prze�o�y� Stefan Zondek
Rozdzia� I�
Kiedy przyszed�em na �wiat w�1900 roku, m�j ojciec Willie Armstrong i�matka May Ann lub jak j� nazywano - Mayann mieszkali na ma�ej uliczce o�nazwie James Alley w�przeludnionej dzielnicy Nowego Orleanu zwanej Back o�Town. Dzielnica ta jest jedn� z�czterech wielkich cz�ci miasta, pozosta�e to Uptown, Downtown i�Front o�Town. Ka�da z�tych dzielnic ma sw�j specyficzny koloryt.
James Alley - a�nie Jane Alley, jak j� niekt�rzy nazywaj� - znajdowa�a si� w�samym sercu Battlefieldu nazywanego tak, bo mieszka�o tam mn�stwo awanturnik�w, dla kt�rych b�jki, a�nawet strzelanina by�y chlebem powszednim. W�domach tej kr�tkiej uliczki, wci�ni�tej pomi�dzy dwie przecznice Gravier Street i�Perdido Street, st�oczonych by�o tyle ludzi, �e a� trudno to sobie wyobrazi�. Obok ludzi bogobojnych mieszkali tu szulerzy, kanciarze, drobni alfonsi, z�odzieje i�prostytutki, by�o te� zatrz�sienie dzieci. Wok� licznych bar�w, szynk�w i�spelunek kr��y�y kobiety lekkich obyczaj�w, wabi�c klient�w do swoich klitek.
Mayann opowiada�a mi, �e tej nocy, kiedy si� urodzi�em, na naszej ulicy by�a wielka strzelanina, w�czasie kt�rej dw�ch facet�w pozabija�o si� nawzajem. By�o to Czwartego Lipca - �wi�to to obchodzone jest w�Nowym Orleanie bardzo uroczy�cie, a�w taki dzie� wszystko jest mo�liwe. Prawie wszyscy strzelaj� wtedy na wiwat z�pistolet�w, rewolwer�w oraz ze wszystkiego, co tylko nadaje si� do strzelania.
W tym czasie moi rodzice mieszkali razem z�moj� babk� Josephine Armstrong (�wie�, Panie, nad jej dusz�), ale nie pozostali z�ni� d�ugo. K��cili si� z�sob� bez przerwy, a� w�ko�cu - sta�o si�. Matka wyprowadzi�a si�, zostawiaj�c mnie u�babki, a�ojciec odszed� w�swoj� stron�, aby �y� z�inn� kobiet�.
Matka zamieszka�a na rogu Liberty Street i�Perdido Street, w�okolicy pe�nej tanich prostytutek, kt�rych zarobki nie umywa�y si� do dochod�w ich kole�anek po fachu ze Storyville - s�ynnej dzielnicy �czerwonych �wiate��. Trudno mi powiedzie�, czy matka mia�a z�nimi co� wsp�lnego; je�li tak, to musia�a to dobrze przede mn� ukrywa�. Jedno jest pewne: wszyscy - od ludzi najbardziej bogobojnych po najgorszych �obuz�w - odnosili si� do niej z�najwi�kszym szacunkiem. A�ona zawsze serdecznie wszystkich pozdrawia�a i�patrzy�a ludziom prosto w�oczy.
Nigdy te� nikomu nie zazdro�ci�a. Wydaje mi si�, �e te cechy po niej odziedziczy�em.
Kiedy mia�em rok, ojciec zacz�� pracowa� w�fabryce terpentyny, znajduj�cej si� do�� daleko od James Alley, i�pozosta� tam a� do swojej �mierci w�1933 roku. By� w�tej fabryce tak d�ugo, �e sta� si� jej nieod��czn� cz�ci�, i�zdoby� sobie w�ko�cu tak� pozycj�, �e sam m�g� przyjmowa� i�zwalnia� z�pracy kolorowych robotnik�w, kt�rymi kierowa�. Od kiedy rodzice si� rozeszli, nie widzia�em go a� do czasu, kiedy by�em ju� ca�kiem du�y. D�ugo nie widzia�em si� r�wnie� z�Mayann.
Babka pos�a�a mnie do szko�y. Zarabia�a praniem i�prasowaniem. Kiedy pomaga�em jej odnosi� upran� bielizn� do dom�w bia�ych klient�w, dawa�a mi pi�ciocent�wk�. Ale� si� wtedy czu�em bogaty! W�dni wolne od nauki babka bra�a mnie ze sob� do dom�w bia�ych, gdzie sprz�ta�a i�pra�a. W�czasie gdy ona pracowa�a, ja bawi�em si� na podw�rku z�bia�ymi ch�opcami. Ile razy bawili�my si� w�chowanego, zawsze ja by�em tym, kt�ry si� chowa�, i�zawsze ci sprytni biali ch�opcy mnie znajdywali. Nie mog�em si� z�tym w��aden spos�b pogodzi�. Dlatego ci�gle czy by�em w�domu, czy w�szkole - marzy�em tylko o�jednym: �eby babcia jak najszybciej zn�w posz�a pra� i��ebym m�g� znale�� takie miejsce, gdzie �aden z�nich mnie nie znajdzie.
Kiedy� w�gor�cy letni dzie� bawi�em si� w�najlepsze z�tymi bia�ymi ch�opcami. Ja, oczywi�cie, chowa�em si�. W�a�nie biega�em po r�nych zakamarkach, kombinuj�c gor�czkowo, gdzie by si� tu ukry�, gdy nagle zobaczy�em babci� schylon� nad bali� i�pior�c� zawzi�cie. Jej szeroka lu�na sp�dnica z�rozci�ciem wyda�a mi si� �wietn� kryj�wk�. B�yskawicznie rzuci�em si� do niej i�da�em nura pod sp�dnic�, zanim ch�opcy zd��yli mnie zobaczy�. Przez d�u�szy czas s�ysza�em, jak biegali tam i�z powrotem, pytaj�c:
- Gdzie� on si� podzia�?
Kiedy chcieli ju� zrezygnowa� z�szukania, wystawi�em g�ow� spod sp�dnicy i�zawo�a�em:
- A�kuku!
- A, jeste�! Znale�li�my ci�! - wykrzykn�li ch�opcy.
- Wcale nie - powiedzia�em. - Nigdyby�cie - mnie nie znale�li, gdybym n�e wystawi� g�owy.
Od najm�odszych lat zawsze bardzo kocha�em babk�. Ona to reszt� swego �ycia po�wi�ci�a wychowywaniu mnie i�nauczaniu, jak odr�nia� dobro od z�a.
Kiedy tylko zrobi�em co�, co jej zdaniem zas�ugiwa�o na lanie, kaza�a mi przynosi� r�zg� z�du�ego starego drzewa rosn�cego na podw�rzu.
- Jeste� niedobry ch�opak! Czekaj, zaraz dostaniesz w�sk�r�!
Ze �zami w�oczach szed�em do drzewa i�wraca�em z�najmniejsz� ga��zk�, jak� tylko mog�em znale��.
Przewa�nie ko�czy�o si� na �miechu i�babka dawa�a mi spok�j. Czasem jednak, gdy by�a naprawd� z�a, spuszcza�a mi lanie za wszystkie przewinienia z�ostatnich tygodni. Mayann musia�a odziedziczy� po babce ten system, bo kiedy z�ni� p�niej zamieszka�em, traktowa�a mnie w�ten sam spos�b.
Bardzo dobrze pami�tam r�wnie� moj� prababk�, kt�ra �y�a przesz�o dziewi��dziesi�t lat. Chyba po niej odziedziczy�em swoj� energi�. Dzi�, maj�c pi��dziesi�t cztery lata, czuj� si� jak ch�opak, kt�ry dopiero co sko�czy� szko�� i�rwie si� do �ycia z�tr�bk� w�r�ku.
Wtedy jednak nie potrafi�bym odr�ni� tr�bki od grzebienia. Chodzi�em regularnie do ko�cio�a, bo babka i�prababka by�y kobietami religijnymi, opr�cz tego posy�a�y mnie one do szko�y i�szk�ki niedzielnej. W�ko�ciele i�w szk�ce niedzielnej du�o �piewa�em - my�l�, �e stamt�d wynios�em swoje umiej�tno�ci wokalne.
Uczestniczy�em we wszystkim, co si� dzia�o w�szkole. Lubili mnie i�uczniowie, i�nauczyciele, ale nigdy nie chcia�em by� pupilkiem. Od najm�odszych lat zawsze by�em sumienny we wszystkim, co robi�em.
W ko�ciele wk�ada�em serce w�ka�d� pie��, kt�r� �piewa�em. Do dzisiaj jestem g��boko wierz�cy i�chodz� do ko�cio�a, kiedy tylko mam okazj�.
Po dw�ch latach ojciec zostawi� kobiet�, z�kt�r� mieszka�, i�wr�ci� do Mayann. Rezultatem by�a moja siostra Beatrice, kt�r� potem przezwano �Mama Lucy�. Kiedy si� urodzi�a, mieszka�em jeszcze u�babki i�zobaczy�em j� dopiero maj�c pi�� lat.
Pewnego lata by�a okropna susza. Nie pada�o od miesi�cy i�w okolicy nie by�o kropli wody. W�tych czasach na podw�rkach trzymano du�e zbiorniki do �apania deszcz�wki. Kiedy w�zbiornikach by�a woda, nie brak�o jej dla nikogo, kto jej potrzebowa�. Wtedy jednak zbiorniki by�y puste i�wszyscy mieszka�cy James Alley latali za wod� jak op�tani. Tym, co nas uratowa�o, by�y stajnie aresztu miejskiego, kt�re mie�ci�y si� na rogu James Alley i�Gravier Street.
By�o tam du�o wody i�wo�nice pozwalali nam przetacza� beczki po piwie i�nape�nia� je.
Stajnie by�y otoczone wielkim czworobokiem pomieszcze� aresztu. Trzymano tam skazanych na trzydzie�ci dni do sze�ciu miesi�cy. Wi�ni�w wo�ono wielkimi wozami do pracy przy sprz�taniu miejskich plac�w. Tym, kt�rzy wykonywali t� prac�, zmniejszano wyrok z�trzydziestu do dziewi�tnastu dni. W�tych czasach w�Nowym Orleanie by�o wiele du�ych �adnych koni, kt�re zaprz�gano do policyjnych woz�w. Lubi�em im si� przygl�da� i�marzy�em, �e kiedy� wsi�d� na kt�rego� z�nich, a� wreszcie marzenie moje si� spe�ni�o. Ach, co to by�a za frajda�
Pewnego razu, kiedy wraz z�s�siadami z�James Alley poszed�em po wod�, przysz�a do babki jedna znajoma Mayann, �eby jej powiedzie�, �e matka jest bardzo chora i��e znowu si� rozesz�a z�ojcem. Matka nie wiedzia�a, gdzie jest ojciec i�czy do niej wr�ci.
Zostawi� j� sam� z�ma�ym dzieckiem - moj� siostr� Beatrice (p�niej Mama Lucy), bez �adnej opieki. Kobieta zapyta�a babk�, czy pozwoli�aby mi zamieszka� u�matki i�pomaga� jej. Babka, kt�ra by�a bardzo dobra, od razu zgodzi�a si� na to. Ze �zami w�oczach zacz�a mnie ubiera� do drogi.
- Naprawd� ci�ko mi puszcza� ci� od siebie powiedzia�a. - Bardzo si� do ciebie przyzwyczai�am.
- I�mnie �al, babciu, �e odchodz� - odpowiedzia�em ze �ci�ni�tym gard�em, - Ale na pewno nied�ugo wr�c�. Bardzo ci� kocham, babciu. By�a� dla mnie taka dobra i�mi�a i�nauczy�a� mnie wszystkiego: jak dba� o�siebie, my� si�, czy�ci� z�by, ubiera� si� i�rozbiera�, i�jak si� odnosi� do starszych.
Poklepa�a mnie po plecach, otar�a oczy sobie, a�potem mnie. Na koniec popchn�a mnie lekko �okciem w�stron� drzwi. Nie wiedzieli�my oboje, kiedy wr�c�.
Ale moja matka by�a chora i�babka uwa�a�a, �e powinienem by� przy niej.
Kobieta wzi�a mnie za r�k� i�wolno wyszli�my z�mieszkania babki. Kiedy znalaz�em si� na ulicy, nagle wybuchn��em p�aczem. A� do samego ko�ca James Alley widzia�em babci� machaj�c� mi r�k� na po�egnanie. Skr�cili�my za r�g, �eby doj�� do przystanku tramwajowego na Tulane Avenue, i�znale�li�my si� przed aresztem. Stan��em pochlipuj�c, gdy nagle kobieta gwa�townie obr�ci�a mnie twarz�, stron� tego budynku.
- S�uchaj no, Louis! - powiedzia�a; - Jak nie przestaniesz w�tej chwili p�aka�, to zaprowadz� ci� do tego wi�zienia. Trzymaj� tam z�ych ludzi. No, co?
Chyba nie chcesz i�� do nich?
- Och, nie, prosz� pani.
Przestraszony widokiem ogromnego budynku, pomy�la�em sobie: �Chyba lepiej jednak przesta� p�aka�. Nie znam tej kobiety - kto wie, mo�e naprawd� to zrobi?�.
Natychmiast przesta�em p�aka�. Nadjecha� tramwaj i�wsiedli�my.
To by�o moje pierwsze do�wiadczenie z��Jimem Growem�. Mia�em dopiero pi�� lat i�nigdy dot�d nie jecha�em tramwajem. Wsiad�em pierwszy i�poszed�em prosto na sam prz�d wagonu, nie zauwa�ywszy napis�w znajduj�cych si� po obu stronach na ty�ach siedze�: TYLKO DLA KOLOROWYCH. My�l�c, �e kobieta idzie za mn�, usiad�em na jednym z�przednich siedze�. Ona jednak nie przysz�a i�kiedy si� odwr�ci�em, �eby zobaczy�, co si� z�ni� sta�o, nie by�o jej wida�. Popatrzy�em wzd�u� ca�ego wozu a� do ko�ca i�wreszcie zobaczy�em, jak kiwa na mnie z�przestrachem.
- Chod� tu, ma�y! - krzykn�a. - Siadaj, gdzie twoje miejsce!
Dos�ownie: �Kuba Kruk� - tytu� pie�ni czarnych minstreli z�ko�ca XIX wieku, kt�ry p�niej sta� si� symbolem dyskryminacji rasowej Murzyn�w w�Stanach Zjednoczonych (przyp.t�um.).
My�la�em, �e m�wi tak, bo jest na mnie z�a, wi�c pozosta�em przekornie na miejscu. Co mnie obchodzi, gdzie ona siedzi! Ale gdzie� tam! Kobieta podesz�a i�szarpni�ciem �ci�gn�a mnie z�siedzenia. Szybko poci�gn�a mnie za r�k� i�popchn�a na wolne miejsce z�ty�u wagonu. Wtedy zobaczy�em napisy na oparciach miejsc: TYLKO DLA KOLOROWYCH.
- Co tu pisze? - zapyta�em.
- Nie gadaj tyle! Sied� cicho, ty g�uptasie!
Z tymi napisami w�nowoorlea�skich tramwajach r�nie bywa�o. My, kolorowi, mieli�my nieraz sporo uciechy, gdy wsiadali�my t�umnie do wagonu na terenach piknikowych albo na Canal Street w�niedzielny wiecz�r. By�o nas wtedy o�wiele wi�cej ni� bia�ych, wi�c automatycznie zajmowali�my ca�y wagon, siadaj�c tak daleko z�przodu, jak si� nam podoba�o.
Przyjemnie by�o posiedzie� czasem na przodzie wagonu. Czuli�my si� wtedy troch� wa�niejsi ni� zwykle. Trudno powiedzie� dlaczego, mo�e po prostu dlatego, �e nie wolno nam by�o tam siada�.
Kiedy tramwaj stan�� na rogu Tulane Avenue i�Liberty Street, kobieta powiedzia�a:
- No, Louis. Tutaj wysiadamy.
Wysiedli�my z�tramwaju i�spojrza�em wzd�u� Liberty Street. Jak okiem si�gn��, przesuwa�y si� po niej w�obie strony t�umy ludzi. Wyda�a mi si� podobna do James Alley i�pomy�la�em sobie, �e nie brakowa�oby mi specjalnie tamtej ulicy, gdyby nie babcia. Tak sobie my�la�em, kiedy szli�my do domu gdzie mieszka�a Mayann - Mia�a jeden pok�j w�oficynie i�w nim musia�a gotowa�, pra�, prasowa� i�piel�gnowa� moj� ma�� siostrzyczk�. Moje pierwsze wra�enie by�o tak silne, �e pami�tam je dot�d, jakby to by�o wczoraj. Nie wiedzia�em, co o�tym wszystkim my�le�. Jedno, co wiedzia�em, to to, �e jestem znowu z�mam� i��e kocham j� r�wnie mocno jak babci�. Patrzy�em na moj� biedn� matk�, kt�ra le�a�a chora, bardzo chora... Ogarn�o mnie dziwnie uczucie i�zachcia�o mi si� znowu p�aka�.
- Wi�c przyszed�e� do matki? - zapyta�a.
- Tak, mamo.
- Ba�am si�, �e babcia ci� nie pu�ci. Zdaj� sobie spraw�, �e nie zrobi�am dla ciebie tyle, ile powinnam. Ale, synu, mama to nadrobi. �eby nie ten tw�j niedobry ojciec, wszystko posz�oby lepiej. Robi�am, co mog�am, ale zosta�am sama jedna z�tym male�stwem. Ty, synu, jeste� jeszcze m�ody i�ca�e �ycie przed tob�. Zapami�taj to sobie: kiedy kto� jest chory, nikt mu nic nie da. Dlatego musisz dba� o�swoje zdrowie. To wa�niejsze ni� pieni�dze. Chc�, �eby� mi przyrzek�, �e do ko�ca �ycia b�dziesz przynajmniej raz w�tygodniu bra� na przeczyszczenie. Przyrzekasz?
- Tak, mamo - powiedzia�em.
- Dobrze. Teraz podaj mi pigu�ki z�g�rnej szuflady w�komodzie. S� w�pude�ku z�napisem �Dra�etki w�glowe�. Takie malutkie, czarne.
Wygl�da�y jak �Pigu�ki w�trobiane Cartera�, tylko �e by�y chyba trzykrotnie czarniejsze. Kiedy na �yczenie matki po�kn��em trzy takie pigu�ki, kobieta, kt�ra mnie przywioz�a, powiedzia�a, �e musi ju� i��.
- No, to masz ju� swojego syna, a�ja musz� wraca� do domu i�zrobi� mojemu staremu kolacj�.
Kiedy wysz�a, zapyta�em mam�, czy ma co� dla mnie do zrobienia.
- Tak - powiedzia�a. - Pod chodnikiem na pod�odze le�y pi��dziesi�t cent�w. We� je, id� do Zattermanna na Rampart Street, kup kawa�ek mi�sa, funt czerwonej fasoli i�funt ry�u. Potem zajd� do piekarni Stahle�a i�kup dwa bochenki chleba za pi�� cent�w. I�wracaj szybko, synku.
To by�a moja pierwsza wyprawa do miasta bez opieki babci i�dumny by�em, �e matka pos�a�a mnie samego a� na Rampart Street. By�em zdecydowany wype�ni� dok�adnie jej polecenia.
Kiedy wyszed�em z�podw�rka na ulic�, zobaczy�em kilku obszarpanych, zasmarkanych ch�opak�w stoj�cych na chodniku. Powiedzia�em im grzecznie �cze��.
Jak by nie by�o, urodzi�em si� na James Alley w�do�� podejrzanej okolicy i�styka�em si� ju� z�r�nymi facetami. Ale tamtejsi ch�opcy nauczeni byli: przyzwoicie zachowywa� si� i�w�a�ciwie odnosi� si� do ludzi. Wszyscy m�wili �dzie� dobry� lub �dobry wiecz�r�, modlili si� przed jedzeniem i�odmawiali wieczorny pacierz. My�la�em oczywi�cie, �e wsz�dzie ch�opcy s� tak wychowani.
Kiedy zauwa�yli, jak czysto i�porz�dnie by�em ubrany, otoczyli mnie woko�o.
- Ej, ty! Jeste� maminsynek? - zapyta� jeden z�ch�opak�w.
- Maminsynek? Co to znaczy? - zapyta�em.
- Co? W�a�nie to, co ty jeste�. Maminsynek!
- Nie rozumiem. O�co ci chodzi?
Gro�ny dryblas, kt�rego nazywali Jednooki Bud zbli�y� si� do mnie i�obejrza� moje bia�e ubranko w�stylu Lorda Fauntleroya z�ko�nierzykiem �Buster Brown�.
- Wi�c nie rozumiesz, co? A, to bardzo �le!
Nabra� w�gar�� b�ota i�rzuci� je na moje bia�e ubranko, kt�re tak lubi�em, jedno z�dw�ch, jakie w�og�le posiada�em. Brudni, umorusani ch�opcy �miali si�, kiedy sta�em tak obryzgany b�otem, nie bardzo wiedz�c, co robi�. By�em m�ody i�niedo�wiadczony, ale zdawa�em sobie spraw�, �e szanse s� nier�wne i��e gdybym rozpocz�� b�jk�, porz�dnie bym oberwa�.
- No, co, maminsynku! Nie podoba ci si�? - zapyta� Jednooki Bud.
- Nie, nie podoba mi si�! - odpowiedzia�em.
I zanim zd��y�em pomy�le�, co robi�, zanim kt�ry� z�nich zd��y�by zareagowa�, skoczy�em na tego �obuza i�uderzy�em go prosto w�twarz. Ze strachu uderzy�em go tak mocno, �e rozkrwawi�em mu nos i�wargi. Jego koledzy byli tak zaskoczeni moim czynem, �e momentalnie dali nog�, a�jednooki Bud wraz z�nimi. By�em zbyt oszo�omiony, aby ich goni�, a�zreszt� nie mia�em na to ochoty.
Ba�em si�, �e Mayann mog�a us�ysze� ca�e zamieszanie i�zaszkodzi sobie wstawaniem z���ka. Na szcz�cie nic nie s�ysza�a, wi�c poszed�em po sprawunki.
Kiedy wr�ci�em, pok�j matki pe�en by� go�ci, by� to t�um kuzyn�w, kt�rych w�og�le nie zna�em. Isaac Miles, Aaron Miles, Jerry Miles, Willie Miles, Louisa Miles, Sarah Ann Miles, Flora Miles (kt�ra by�a wtedy jeszcze bardzo malutka) i�wujek Ike Miles, wszyscy czekali, �eby zobaczy� swego nowego kuzyna, jak o�mnie m�wili.
- Louis - powiedzia�a matka - musisz pozna� cz�onk�w naszej rodziny.
�Ojejku� - pomy�la�em - �to ci wszyscy ludzie s� moimi kuzynami?�.
Ojcem tych wszystkich dzieci by� wujek Ike Miles.
�ona mu umar�a i�zostawi�a je na jego opiece i�utrzymaniu. Trzeba powiedzie�, �e dobrze si� z�tego wywi�zywa�. Pracowa� na przystani przy wy�adunku statk�w. Nie by�a to regularna praca i�nie zarabia� na niej zbyt wiele, ale jego dzieci mia�y zazwyczaj co je�� i�nosi�y czyste koszule. Mieszka� razem z�nimi, w�jednym pokoju, gdzie jako� potrafi� je wszystkie upcha�. Tyle, ile si� zmie�ci�o, spa�o w���ku, a�reszta na pod�odze. Poczciwy wujek Ike. Gdyby nie on, nie wiem, co by by�o ze mn� i�z Mam� Lucy, bo kiedy Mayann nieraz potem ponios�o na miasto, potrafi�a nie wraca� przez szereg dni. W�takich wypadkach zawsze podrzuca�a nas wujkowi Ike�owi.
W jego pokoju spa�em mi�dzy Aaronem i�Isaakiem, a�Mama Lucy mi�dzy Flor� i�Louis�. Dzieci wujka by�y za leniwe, �eby zmywa� talerze, wi�c jedli�my z�blaszanych naczy�, kt�re przynosi� wujek Ike.
Wszystkie talerze dzieci pot�uk�y, �eby nie trzeba by�o ich zmywa�. Wujek Ike mia� z�nimi naprawd� ci�kie �ycie. By�y to chyba najgorsze dzieciaki, jakie zna�em, ale mimo to jako� razem dawali�my sobie rad�.
Jak ju� m�wi�em, matka zawsze poucza�a mnie i�Mam� Lucy o�cudownym dzia�aniu �rodk�w przeczyszczaj�cych.
- Ma�e przeczyszczenie raz lub dwa razy na tydzie� - mawia�a - usunie wszelkie dolegliwo�ci i�zarazki, kt�re nie wiadomo sk�d bior� si� w��o��dku. Nie sta� nas na jakiego� lekarza za pi��dziesi�t cent�w czy dolara.
Za te pieni�dze gotowa�a gary czerwonej fasoli z�ry�em, a�system przeczyszczaj�cy chroni� nas od chor�b. Jak wszystkie dzieci w�tej cz�ci Nowego Orleanu chodzili�my w�a�ciwie ca�y czas boso, wi�c od czasu do czasu wbija� si� nam w�nog� jaki� gw�d�, drzazga czy szk�o. Ale byli�my m�odzi, zdrowi i�odporni jak diabli, wi�c takie drobiazgi jak szcz�ko�cisk szybko nam przechodzi�y.
Matka wraz z�s�siadkami sz�a wtedy na tory kolejowe, sk�d przynosi�a koszyki dzikiej rze�uchy. Gotowa�a j� tak d�ugo, a� robi�a si� papkowata, i�ok�ada�a ni� skaleczenie. Bywa�o, �e po dw�ch, trzech godzinach takiej kuracji wyskakiwali�my z���ek i�biegali po ulicy jak gdyby nigdy nic.
�G�upi ma zawsze szcz�cie� - m�wi stare przys�owie. A� strach pomy�le�, jakie niebezpiecze�stwa czyha�y na nas na ka�dym kroku. W�naszej okolicy ci�gle burzono stare domy i�budowano nowe i�wsz�dzie pe�no by�o zardzewia�ych puszek, gwo�dzi, desek, pot�uczonych butelek i�szyb. Lubili�my si� bawi� w�tych domach, a�najbardziej ulubion� zabaw� by�a �wojna�, o�kt�rej tyle by�o wtedy w�kinach.
Oczywi�cie, niewiele o�wojnie wiedzieli�my, ale mimo to wybierali�my spo�r�d siebie oficer�w r�nej rangi. Jednooki Bud mianowa� si� �genera�em armii�, a�mnie wyznaczy� na �szefa intendentury.
Kiedy go zapyta�em, co mam robi�, powiedzia�, �e jak kto� zostanie ranny, to ja mam i�� na pole bitwy i��ci�gn�� go.
Pewnego dnia, kiedy taszczy�em �rannego� koleg� z�pola, oderwa� si� kawa�ek dach�wki i�wyl�dowa� na mojej g�owie. Uderzenie by�o tak silne, �e straci�em przytomno�� i�pod wp�ywem szoku dosta�em szcz�ko�cisku. Gdy odstawiono mnie do domu, Mayann i�Mama Lucy zwija�y si� jak w�ukropie, zaparzaj�c r�ne zio�a i�korzenie, kt�rymi ok�ada�y mi g�ow�. Potem da�y mi szklank� �Wody Pluto� i�po�o�y�y do ��ka. Wypoci�em si� zdrowo przez ca�� noc, a�rano jak gdyby nigdy nic poszed�em do szko�y.
Rozdzia� II
Po kilku tygodniach matka wyzdrowia�a i�posz�a pracowa� u�jakich� bogatych bia�ych na Canal Street niedaleko miejskiego cmentarza City Park. Cieszy�em si�, widz�c j� znowu zdrow�, i�zacz��em zwraca� uwag� na to, co si� wok� mnie dzia�o, zw�aszcza w�okolicznych knajpkach, ca�kiem innych ni� te na James Alley, kt�re mia�y tylko pianina. Na ulicach Liberty, Perdido, Franklina i�Poydras na ka�dym rogu by�y knajpki, w�kt�rych grywano na r�nych instrumentach. Na rogu naszej ulicy by� s�awny �Funky Butt Hall�, gdzie po raz pierwszy us�ysza�em gr� Buddy Boldena. Ten to mia� zad�cie!
By�o to z�pewno�ci� bardzo interesuj�ce s�siedztwo. Oczywi�cie my, dzieci, nie mia�y�my prawa wst�pu do �Funky Butt�, ale mog�y�my s�ucha� orkiestry z�ulicy. W�tych czasach nale�a�o do tradycji, �e kiedy mia�a by� zabawa, zespo�y zawsze co najmniej przez p� godziny gra�y przed knajp�, a�dopiero p�niej przenosi�y si� do �rodka, do sali tanecznej. Robiono tak we wszystkich cz�ciach miasta, aby przyci�gn�� go�ci do lokalu, i�na og� z�dobrym skutkiem.
Ten Buddy Bolden d�� tak pot�nie, �e cz�sto zastanawia�em si�, czy kiedykolwiek b�d� mia� tyle si�y w�p�ucach, �eby zagra� na takim kornecie. Nie przecz�, �e Buddy Bolden by� wielkim muzykiem, ale my�l�, �e gra� zbyt gwa�townie. Powiedzia�bym nawet, �e nie gra� poprawnie. Zawsze w�ko�cu dawa� si� ponie�� szale�stwu. Mo�ecie to sobie chyba wyobrazi�.
Prawdziw� muzyk� mo�na by�o us�ysze�, kiedy Bunk Johnson gra� na kornecie z�zespo�em Eagle Band. By�em jeszcze ma�y, ale potrafi�em to odczu�.
W zespole tym grali Bunk Johnson - kornet, Frankie Ducson - puzon, Bob Lyons - bas, Henry Zeno - perkusja, Bill Humphrey - klarnet, �Dandy�
Lewis - wiolonczela.
S�uchaj�c tych ch�opc�w, s�ysza�o si� prawdziw� muzyk�. Oczywi�cie, najwi�ksz� s�aw� cieszy� si� Buddy Bolden, ale ja ju� jako ma�y ch�opiec wyczuwa�em subtelno�ci, nawet w�muzyce.
Kr�lem wszystkich muzyk�w by� Joe Oliver, najwspanialszy tr�bacz, jaki kiedykolwiek gra� w�Nowym Orleanie. Mia� on tylko jednego rywala Bunka Johnsona, i�to tylko je�li chodzi o�ton. Nikt nie mia� tego ognia i�takiej kondycji jak Joe. Nikt w�jazzie nie stworzy� te� tyle muzyki co on. Prawie wszystko, co mamy obecnie w�muzyce warto�ciowego, zawdzi�czamy jemu. To dlatego dano mu przydomek �King�, na kt�ry w�pe�ni zas�u�y�. Kiedy gra� w��Lincoln Gardens� w�Chicago, ze wszystkich stron �wiata zje�d�ali si� muzycy, aby go pos�ucha�, i�na ka�dym z�nich robi� wielkie wra�enie.
Kiedy zobaczy�em go po raz pierwszy, by�em jeszcze smarkaczem, a�jednak to, co mi wtedy powiedzia�, by�o mi milsze ni� wszystko, cokolwiek us�ysza�em od r�nych osobisto�ci muzycznych.
Oczywi�cie, maj�c pi�� lat, nie gra�em jeszcze na tr�bce, ale by�o co� w�tym instrumencie, co mnie poci�ga�o. Kiedy by�em w�ko�ciele albo gdy jako �drugoliniowy� towarzyszy�em orkiestrom d�tym na paradach, zacz��em dok�adnie przys�uchiwa� si� r�nym instrumentom i�zwraca� uwag� na to, co i�jak na nich grano. W�a�nie tak nauczy�em si� dostrzega� r�nice pomi�dzy Buddy Boldenem, Kin1 �Second line� - dos�. druga linia. Tak nazywano wszystkich towarzysz�cych orkiestrom d�tym w�czasie parad oraz przy innych okazjach. giem Oliverem i�Bunkiem Johnsonem. Z�tych trzech tr�baczy Bunk Johnson mia� najpi�kniejszy ton, najwi�ksz� wyobra�ni� i�najsubtelniejsze wyczucie frazy.
Obecnie wszyscy uwa�aj�, �e to Bunk uczy� mnie gry na tr�bce, bo m�j ton jest troch� podobny do jego tonu. Ale to wszystko, co mamy ze sob� wsp�lnego.
Dla mnie ton Joe Olivera by� wcale nie gorszy od Bunka. A�jak� Oliver mia� skal�, jaki by� tw�rczy!
To w�a�nie on stworzy� wiele spo�r�d najs�ynniejszych obecnie fraz i�wyznaczy� kierunki dalszego rozwoju muzyki. Jak ju� m�wi�em, Bolden by� troch� za szorstki i�jego gra nie mog�a mnie wzruszy�.
Nast�pni po Oliverze i�Bunku byli m�ody Kreol Buddy Petit i�Joe Johnson. Obaj grali na kornecie i�obaj, niestety, poumierali m�odo. Szkoda, �e tak ma�o ludzi ich s�ysza�o.
Mayann zapisa�a mnie do Fisk School na rogu ulic Franklina i�Perdido. By�em poj�tny i�pilny, wi�c nie zabawi�em d�ugo w�przedszkolu i�szybko znalaz�em si� w�drugiej klasie. Potrafi�em ju� czyta� gazet� starszym s�siadom, kt�rzy pomagali mamie w�wychowywaniu mnie. Kiedy troch� podros�em, zacz��em sprzedawa� gazety, aby pom�c matce zwi�za� koniec z�ko�cem. Od starszych ch�opc�w szybko nauczy�em si� sztuki dostawania napiwk�w. Kiedy nie biegali�my z�gazetami, grali�my na drobniaki w�ko�ci, w�oczko lub jak�� inn� gr�. Wkr�tce sta�em si� pierwszorz�dnym graczem i�dawa�em sobie rad� z�innymi ch�opakami. Bywa�o, �e wraca�em wieczorem do domu z�kieszeniami pe�nymi jedno-, pi�cio - i�dziesi�ciocent�wek. Czasem trafia�y si� nawet dwudziestopi�ciocent�wki. Mieli�my wtedy z�matk� i�siostr� pieni�dze na niezb�dne sprawunki.
Par� razy kupi�em nawet matce now� sukienk�, a�sobie kr�tkie spodenki w�sklepie na Rampart Street.
Oczywi�cie, nie mog�em kupi� sobie but�w, ale to nie by�o wa�ne, bo i�tak zawsze chodzili�my na bosaka.
Zamiast koszuli mia�em d�ug� niebiesk� bawe�nian� bluz�, a�pod spodem spodnie na szelkach.
Zanim zazna�em szcz�cia posiadania spodni kupionych w�sklepie, nosi�em spodnie swoich �ojczym�w� zawini�te od do�u, tak �e wygl�da�y jak pumpy. Mayann mia�a tych �ojczym�w� tylu, �e nie narzeka�em na brak spodni. Wystarczy�o, �ebym j� na chwil� spu�ci� z�oka, a�ju� zjawia� si� nowy �tatu��.
Niekt�rzy z�nich byli fajnymi facetami, ale zdarza�y si� te� typy spod ciemnej gwiazdy, jak na przyk�ad Albert. Slim by� niewiele lepszy, ale Albert by� najgorszy ze wszystkich. Pewnego dnia Albert wraz z�moj� matk� siedzieli na brzegu starego kana�u ko�o Galves Street, k��c�c si� o�co�, a�ja bawi�em si� w�pobli�u. Nagle wrzasn�� �Ty czarna suko!�, i�trzasn�� j� pi�ci� w�twarz tak, �e wpad�a do wody.
A potem wsta� i�poszed�, nie obejrzawszy si� nawet za siebie. O�Jezu, co si� wtedy ze mn� dzia�o! Mayann krzycza�a w�wodzie z�twarz� ca�� we krwi, a�ja dar�em si� wniebog�osy o�pomoc. Nadbiegli jacy� ludzie i�wyci�gn�li j�, ale co ja prze�y�em! Nigdy nie przebacz� temu cz�owiekowi i�je�li go kiedykolwiek spotkam, nie ujdzie mi �ywy. Od tamtego czasu bywa�em wiele razy w�Nowym Orleanie, ale nigdy go nie widzia�em. Moi starzy znajomi m�wi�, �e ju� nie �yje.
Najfajniejszym z�moich ojczym�w (pami�tam ich co najmniej sze�ciu) by� Gabe. Nie by� tak wykszta�cony ani tak cwany jak inni, ale mia� zdrowy rozs�dek, a�to w�a�nie wtedy ceni�em. Bardzo go lubi�em. Ojczym Slim te� by� niez�y, ale za du�o pi�.
Potrafi� jednego dnia by� mi�y, a�na drugi dzie� bi� Mayann. Nigdy jednak nie zrobi�by tego przy mnie.
Mia�em ci�gle w�pami�ci t� awantur� z�ojczymem Albertem i�zawsze stan��bym w�obronie matki, gdyby kto� podni�s� na ni� r�k�.
Za czas�w Slima by�em ju� dosy� du�ym ch�opakiem. Wtedy ko�o nas codziennie zdarza�y si� jakie� b�jki; bi�y si� �obuzy, bi�y si� prostytutki, a�nawet dzieci. W�naszej dzielnicy wci�� jakie� domy by�y w�rozbi�rce, wi�c zawsze pod r�k� znalaz�a si� kupa cegie�. Kiedy tylko dwaj faceci o�co� si� poprztykali, p�dzili do najbli�szego rumowiska i�zaczynali rzuca� w�siebie ceg�ami. Przygl�daj�c si� tym bijatykom, my, ch�opcy, szybko zacz�li�my je na�ladowa�.
Kt�rego� ranka o�dziesi�tej pomi�dzy Slimem i�Mayann wybuch�a awantura. B�jka toczy�a si� na Gravier, a�potem na Franklin Street. Slim i�Mayann - ci�gle si� t�uk�c - przetoczyli si� przez ca�� Franklin Street, a� wreszcie dotarli do knajpy Kida Browna, gdzie w�a�nie sprz�tano i�drzwi by�y otwarte. Podczas gdy oni miotali si� po barze, wok� pianina i�po parkiecie, pewien m�j przyjaciel, zwany Cocaine Buddy, przybieg� po mnie; wychodzi�em wtedy na du�� przerw�.
- Szybko, Dipper (to by�o moje przezwisko, skr�� od Dippermouth z�utworu Dippermouth Blues)zawo�a�. - Jaki� facet bije twoj� matk�!
Rzuci�em ksi��ki i�pop�dzi�em. Gdy znalaz�em si� przy barze Kida Browna, tamci wytaczali si� w�a�nie z�powrotem na ulic�.
- Zostaw moj� matk�! Zostaw moj� matk�! - krzykn��em.
Kiedy Slim nie zareagowa�, za�wita�a mi my�l �Ceg�y!� Nie min�a minuta, jak zacz��em obrzuca� go ceg�ami, a�nie zmarnowa�em ani jednej. I�baseballista Satchel Paige nie by�by bardziej celny.
- Uciekaj, bo jak ci� Slim dorwie...! - krzyczeli ludzie.
Ale nic mi ju� nie grozi�o. Jedna ceg�a tak r�bn�a go w�bok, �e a� zgi�� si� we dwoje. Nie w�g�owie mu ju� by�o biec za kimkolwiek. Dosta� bole�ci i�trzeba go by�o zabra� do pobliskiego Szpitala Mi�osierdzia. Nigdy wi�cej nie widzia�em Slima na oczy.
Potrafi� on nie�le gra� bluesa, ale poza tym nie mieli�my z�sob� nic wsp�lnego. W�a�ciwie, to jego styl mi si� specjalnie nie podoba�.
Im stawa�em si� wi�kszy, tym uwa�niej obserwowa�em wszystko i�wszystkich w�okolicy ulic Liberty i�Perdido. Lubi�em bardzo tych wszystkich ludzi i�oni mnie lubili. Zar�wno ci dobrzy, jak i�ci �li uwa�ali, �e Ma�y Louis (tak o�mnie m�wili) jest O.K. Zna�em swoje miejsce, ka�dego uszanowa�em i�nigdy nie by�em niegrzeczny czy arogancki. Tego nauczy�y mnie Mayann i�babka. Oczywi�cie, m�j ojciec nie mia� czasu nauczy� mnie czegokolwiek; zbyt by� zaj�ty uganianiem si� za dziwkami.
M�j rodzony ojciec by� eleganckim, wysokim, przystojnym i�dobrze zbudowanym m�czyzn�. Babki mdla�y na jego widok, gdy jako �wielki marsza�ek przemaszerowywa� w�pochodzie Towarzystwa Maso�skiego. By�em bardzo dumny, widz�c go w�galowym stroju i�cylindrze, przepasanego pi�kn� wst�g�. Tak, z�mojego taty by� kawa� ch�opa! A�przynajmniej tak mi si� wydawa�o w�dzieci�stwie, kiedy patrzy�em, jak kroczy� dumny jak paw na czele defilady.
Ojczym Tom, kiedy �y� z�Mayann, pracowa� w��Hotelu De Soto� na rogu Barrone i�Perdido. Przynosi� stamt�d wiele smacznych k�sk�w, kt�re zostawa�y na obs�ugiwanych przez niego sto�ach. Mayann przygotowywa�a mi z�nich pierwszorz�dne drugie �niadania, kt�re bra�em ze sob� do szko�y, gdy praca zatrzymywa�a j� ca�y dzie� poza domem. Kiedy wyjmowa�em te wspania�o�ci na szkolnym podw�rzu, wszystkie dzieciaki zbiera�y si� wok� mnie jak zg�odnia�e wilki i�nie dawa�y mi spokoju tak d�ugo, dop�ki nie dowiedzia�y si�, co przynios�em i�najlepsze befsztyki, kotlety, kawa�ki kurczaka, jajka czy inne smaczne rzeczy.
Pewnego dnia, kiedy jad�em �niadanie, otaczaj�ce mnie t�umnie dzieciaki nagle si� rozst�pi�y i�rozbieg�y na wszystkie strony. Zdziwiony podnios�em g�ow� i�zobaczy�em Jednookiego Buda na czele jego bandy, tego samego, z�kt�rym mia�em starcie, kiedy mama pos�a�a mnie pierwszy raz do sklepu na Rampart Street. Nie daj�c nic pozna� po sobie, �e si� boj�, czeka�em, a� si� zbli��. My�la�em, �e znajd� si� w�opa�ach, a�tymczasem jeden z�nich powita� mnie grzecznie.
- Cze��, Dipper.
- Cze��, ch�opcy - odpowiedzia�em, ukrywaj�c zdenerwowanie. - Chcecie co� na z�b?
Rzucili si� na moje �niadanie, jakby z�tydzie� nic nie jedli. Nie przejmowa�em si� tym. Cho� to by�y nicponie, by�em zadowolony, �e im zrobi�em przyjemno��. Zostali p�niej moimi dobrymi kolegami i�nigdy wi�cej mnie nie napastowali. Ma�o tego pilnowali, �eby mnie nikt inny nie zaczepia�. A�niez�e z�nich by�y �obuzy. Jeszcze dzi�, kiedy pomy�l�, �e wzi�li mnie za jednego ze swoich, diabelnie chce mi si� �mia�.
Kierowniczk� naszej szko�y by�a poczciwa Mrs.
Martin, kt�ra wraz ze swym m�em �wietnie j� prowadzi�a. Wszyscy w�okolicy bardzo ich lubili. Rodzin� mieli liczn�, a�dwaj ich synowie byli dobrymi i�bardzo popularnymi muzykami. Henry Martin by� perkusist� w�s�ynnym zespole Kida Ory, kt�ry Mrs.
Cole anga�owa�a na swoje zabawy na �wie�ym powietrzu. Urz�dza�a je dwa, trzy razy w�tygodniu i�kiedy gra�a orkiestra Kida Ory, nie mo�na si� by�o tam wcisn��. Kootchy Martin by� �wietnym pianist�, a�jego ojciec gra� pi�knie na skrzypcach. Tego ostatniego nie pami�tam zbyt dobrze, bo znik� z�Nowego Orleanu, kiedy by�em jeszcze ma�y. By� zamieszany w�wielk� afer� wy�cigow� w�East Saint Louis, po kt�rej s�uch o�nim zagin��.
Moim koleg� by� Walter Martin. Pozna�em go bardzo dobrze, kiedy pracowali�my razem w�dobrych starych czasach, gdy kr�lowa�y w�mie�cie knajpki zwane �honky-tonky�. Walter by� fajnym facetem i�mia� najmilsze pod s�o�cem usposobienie.
Mrs. Martin mia�a trzy pi�kne c�rki o�jasnej sk�rze Kreolki Orleani�, Alice i�Wilhelmin�. Dwie starsze wysz�y za m��. Ja kocha�em si� w�Wilhelminie, ale umar�a, biedactwo, zanim odwa�y�em si� jej o�tym powiedzie�. By�a tak dobra i�mi�a, �e mia�a t�um wielbicieli. M�j kompleks ni�szo�ci sprawi�, �e nie czu�em si� jej godny. Odda�bym wszystko, aby m�c j� jeszcze raz zobaczy�. Gdy u�miecha�a si� do mnie, ca�y �wiat si� rozja�nia�. Stara Mrs. Martin jeszcze �yje i�jest bardzo ruchliwa jak na swoje osiemdziesi�t lat. Niech j� B�g ma w�swojej opiece.
Dla ka�dego nieszcz�nika, kt�ry zastuka� do jej drzwi, znajdowa�a s�owa pociechy, a�dla zg�odnia�ego �y�k� strawy.
Naprzeciwko naszego domu by� ko�ci� Ojca Cozy.
Pastor ten by� najpopularniejszym kaznodziej� w�okolicy, a�jego kazania przyci�ga�y r�wnie� ludzi z�innych dzielnic. Pami�tam jeszcze ten wiecz�r, gdy mama wzi�a mnie do jego ko�cio�a. Ojciec Cozy zapala� si� coraz bardziej, a� wreszcie wpad� w�trans.
Wkr�tce ca�y ko�ci� rozko�ysa� si�. Mama w�ekstazie wypchn�a mnie z��awki, zacz�a krzycze� i�kiwa� si� w�prz�d i�w ty�. By�a t�g� kobiet� i�potrzeba by�o sze�ciu najsilniejszych �braci�, �eby j� unieruchomi� i�uspokoi�. By�em wtedy jeszcze dzieckiem i�nic z�tego nie kapowa�em. �mia�em si� g�upio, lecz kiedy wr�cili�my do domu, mama mnie skrzycza�a.
- Ty ma�y g�uptasie! - wo�a�a. - Jak mo�esz si� �mia�, widz�c, �e si� nawracam?
Po tym zaj�ciu mama naprawd� sta�a si� religijna.
Widzia�em jej chrzest w�Missisipi, gdzie zanurzali j� w�wodzie tyle razy, �e ju� si� ba�em, �e si� utopi.
Chrzest zrobi� swoje i�Mayanm do ko�ca �ycia pozosta�a religijna.
Kiedy sprzedawa�em gazety, bra�em je od fajnego bia�ego ch�opaka imieniem Charles, kt�ry by� ze cztery lata starszy ode mnie. Mia� o�mnie dobre mniemanie i�cz�sto rozmawia� ze mn� o��yciu i�dawa� mi praktyczne rady i�wskaz�wki. Powiedzia�em mu o�ulicznym kwartecie, w�kt�rym �piewa�em, i�o tym, ile forsy uzbierali�my nieraz do czapki. By� zmartwiony tym, �e w�moim wieku chodzi�em do dzielnicy �czerwonych �wiate�� �piewa� dla prostytutek i�alfons�w. Wyt�umaczy�em mu, �e mo�na tam by�o wi�cej zarobi� i��e tamtejsi ludzie przepadali za naszym �piewem. To go przekona�o. Gazety do sprzedania bra�em od niego nadal, a� do chwili gdy zosta�em aresztowany w�Nowy Rok za bieganie ze starym pistoletem, kt�ry jeden z�moich ojczym�w mia� schowany w�domu.
Rozdzia� III
W Nowym Orleanie rado�nie obchodzony jest ca�y okres od Bo�ego Narodzenia do Nowego Roku. Urz�dza si� pochody z�pochodniami i�puszcza sztuczne ognie. W�tamtych czasach modna by�a r�wnie� strzelanina; strzelali�my z�czego popad�o - z�pistoletu czy strzelby, aby g�o�niej. Oczywi�cie, oficjalnie nie wolno nam by�o posiada� broni, wi�c musieli�my mie� oko na policj�, �eby nas nie zwin�a za jej noszenie. Taki w�a�nie los spotka� mnie, lecz w�a�ciwie dzi�ki temu nauczy�em si� gra� na tr�bce.
Ten pistolet, kaliber 38, znalaz�em na dnie cedrowego kufra Mayann. Ona naturalnie nic nie wiedzia�a o�tym, �e wzi��em go z�sob� tamtego wieczora, gdy szed�em �piewa�.
Ale najpierw musz� wyja�ni�, co robi� nasz kwartet, aby przyci�gn�� publiczno��. Zaczynali�my swoj� tras� od przej�cia wzd�u� Rampart Street mi�dzy Perdido i�Gravier. Przodem szed� pierwszy g�os i�tenor, a�za nim baryton i�bas. �piewaj�c, co popad�o, w�drowali�my ulicami, dop�ki kto� nas nie zatrzyma�, aby mu za�piewa� par� piosenek. Potem nadstawiali�my czapki, a�pod koniec wieczoru dzielili�my si� tym, co nazbierali�my. Zazwyczaj dla ka�dego przypada�a ca�kiem niez�a, jak na nasze mo�liwo�ci, sumka. Wtedy lecia�em do domu jak na skrzyd�ach i�rzuca�em mamie na kolana swoj� cz��.
Ma�y Mack, pierwszy g�os w�naszym kwartecie, zosta� potem jednym z�najlepszych perkusist�w w�Nowym Orleanie. Wielkonosy Sidney �piewa� basem.
Rudy Happy Bolton by� naszym barytonem. Happy by� te� perkusist� i�najwi�kszym showmanem b�bn�w - wszyscy nowoorlea�scy weterani to potwierdz�. Ja by�em tenorem. �piewaj�c, trzyma�em d�o� za uchem i�porusza�em ustami na boki; pi�knie to brzmia�o. Jako m�ody ch�opiec mia�em wysoki g�os; tak by�o a� do czasu wyj�cia z�poprawczaka, w�kt�rym wkr�tce miano mnie zamkn��.
Szli�my jak zwykle wzd�u� Rampart Street, nie zajmuj�c si� niczym innym opr�cz �piewu, gdy nagle po drugiej stronie ulicy jaki� ch�opak niespodziewanie wyci�gn�� ma�y stary sze�ciostrza�owy pistolet i�wygarn�� z�niego: du-du-du-du-du-du.
- Poka� mu, Dipper! - krzykn�li moi ch�opcy.
Bez namys�u wyci�gn��em rewolwer ojczyma zza pazuchy, podnios�em go w�g�r� i�wystrzeli�em wszystkie naboje. Moja bro� by�a lepsza od tamtej i�moje sze�� strza��w narobi�o znacznie wi�cej ha�asu. Ch�opak po�o�y� uszy po sobie i�umkn�� jak zaj�c. Po�miali�my si� i��piewaj�c poszli�my dalej.
Za chwil�, jeszcze na Rampart Street, na�adowa�em znowu bro� i�zacz��em strzela� w�powietrze ku wielkiej uciesze moich towarzyszy. W�a�nie wystrzeli�em sw�j ostatni �lepy nab�j, kiedy poczu�em na sobie z�ty�u par� silnych ramion. Wiecz�r by� do�� ch�odny, ale na mnie uderzy�y si�dme poty. Koledzy momentalnie zwiali, zostawiaj�c mnie samego.
Obejrza�em si� i�zobaczy�em wysokiego bia�ego tajniaka, kt�ry mnie obserwowa�, jak strzela�em. O�rany! Zacz��em p�aka� i�prosi� na wszelkie sposoby.
- Prosz� pana, niech mnie pan nie aresztuje... Ju� nigdy tego nie zrobi�... Prosz� pana... Niech pan mnie pu�ci do mamy... Ju� nigdy...
Ale nic nie pomog�o. Tajniak mnie nie pu�ci�, tylko odprowadzi� do S�du dla Nieletnich. Tam zamkni�to mnie w�celi, gdzie sp�akany i�zgn�biony zasn��em na twardej pryczy. Rano ogarn�� mnie strach. Co si� ze mn� stanie? Gdzie mnie wsadz�? Nie mia�em poj�cia, co to jest zak�ad poprawczy. Jak d�ugo b�d� musia� tam siedzie�? Czy to powa�ne przest�pstwo - strzela� z�pistoletu na ulicy? O�Bo�e! W�g�owie kr�ci�o mi si� od r�nych my�li i�w �aden spos�b nie mog�em si� uspokoi�. By�em przera�ony, bardziej przera�ony ni� wtedy, gdy Jack Johnson znokautowa� Jima Jeffriesa. Tamtego dnia szed�em po swoj� porcj� gazet do Charliego, kt�ry zatrudnia� opr�cz mnie tak�e wielu innych kolorowych ch�opak�w.
Na Canal Street zobaczy�em t�um kolorowych ch�opc�w, kt�rzy jak zwariowani p�dzili w�moj� stron�.
Zapyta�em jednego z�nich, co si� sta�o.
- Lepiej zwiewaj, bracie! - wysapa� i�poci�gn�� mnie za sob�. - Jack Johnson znokautowa� Jima Jeffriesa! Bia�e ch�opaki s� w�ciek�e i�chc� si� na nas odegra�.
Nie musia� mi tego dwa razy powtarza�. Pop�dzi�em co si� w�nogach i�min��em wszystkich. Umia�em szybko biega�, wi�c gdy gromada uciekaj�cych ch�opc�w dobieg�a do naszej ulicy, ja siedzia�em sobie bezpiecznie w�domu i�wygl�da�em przez okno. Nast�pnego dnia by�o ju� spokojnie.
Ale wr��my do celi, w�kt�rej przesiedzia�em ca�� noc za to strzelanie. O�dziesi�tej rano zazgrzyta� klucz w�zamku i�w drzwiach stan�� jaki� cz�owiek z�p�kiem kluczy.
- Louis Armstrong? - zapyta�.
- Tak, prosz� pana:.
- Chod� ze mn�, p�jdziesz do Zak�adu Poprawczego dla Kolorowych ch�opc�w.
Na podw�rzu czeka� ju� w�z z�bud�, podobny do tych, kt�rymi przewo�ono aresztant�w, zaprz�ony w�dwa dobrze utrzymane konie. Drzwi z�ma�ym zakratowanym okienkiem zatrzasn�y si� i�w�z ruszy�, wioz�c mnie wraz z�gromad� innych ch�opak�w zatrzymanych za to samo co ja.
Zak�ad Poprawczy by� to stary budynek, kt�ry na pewno s�u�y� dawniej do innych cel�w. Znajdowa� si� on za miastem, naprzeciw wielkiej mlecznej farmy, gdzie by�o mn�stwo kr�w, byk�w i�cielak�w, a�tak�e troch� koni. Niekt�re zwierz�ta jad�y, inne bryka�y woko�o, jakby chcia�y pokaza� wszystkim, jak im jest dobrze. Przeci�tny frajer powiedzia�by na pewno, �e te zwierz�ta musia�y powariowa�, skoro tak biegaj�; co do mnie - to my�l�, �e chcia�y w�ten spos�b wyrazi� swoj� rado�� i�zadowolenie.
Kiedy wraz z�innymi ch�opakami wyszed�em z�wozu, pierwsze, co zauwa�y�em, to by� szpaler du�ych drzew przed budynkiem. W�powietrzu unosi� si� pi�kny zapach.
- Co to za kwiaty tak pi�knie pachn�? - zapyta�em.
- Banksje - odpowiedzia� kto�.
Ogromnie polubi�em zapach tych kwiat�w; m�g�bym je w�cha� bez ko�ca.
Mieszka�cy poprawczaka w�a�nie jedli lunch. Przeszli�my d�ugim korytarzem do sali jadalnej, gdzie ch�opcy siedz�cy w�d�ugich rz�dach jedli fasol� z�cynowych talerzy. Powitali mnie formu�k� dla przybysz�w: �Witaj, nowy kolego. Witaj w�nowym domu�. By�em zbyt przygn�biony, aby odpowiedzie�.
Usiad�em na ko�cu sto�u, podsuni�to mi talerz z�fasol�. Kiedy indziej nic by mnie pewnie nie powstrzyma�o od walni�cia tak� fasol� o�ziemi�. Tym razem jednak odsun��em j� tylko od siebie. Tak by�o przez par� dni. Opiekunowie: pa�stwo Jones, Mr. Alexander i�Mr. Peter Davis, widzieli, �e nie jad�em posi�k�w, ale nic nie m�wili. Czwartego dnia by�em tak wyg�odnia�y, �e pierwszy znalaz�em si� przy stole. Mr. Jones i�jego koledzy wybuchn�li �miechem. U�miechn��em si� niewyra�nie. Ich humor wcale mi si� nie udziela�; nie by�o mi do �miechu.
Wszyscy opiekunowie byli kolorowi. Mr. Jones, m�ody cz�owiek, kt�ry do niedawna s�u�y� w�kawalerii, codziennie rano na dziedzi�cu urz�dza� nam �wiczenia. Uczyli�my si� w�ada� broni�, u�ywaj�c drewnianych karabin�w.
Mr. Alexander uczy� ch�opc�w stolarki, ogrodnictwa i�rozpalania obozowych ognisk. Mr. Peter Davis uczy� muzyki i��piewu. Ka�dy ch�opiec mia� prawo wybra� sobie zaj�cie, kt�re go interesowa�o.
Mnie, oczywi�cie, ci�gn�o do Mr. Davisa i�jego muzyki. Muzyk� mia�em we krwi - z�tym si� ju� urodzi�em. Niestety, na pocz�tku stosunki mi�dzy nim a�mn� nie uk�ada�y si� najlepiej, bo Mr. Davisowi nie podoba�a si� okolica, z�kt�rej pochodzi�em. Uwa�a� on, �e najgorsze �obuzy pochodz� w�a�nie z�ulic Liberty i�Perdido, gdzie pe�no by�o podejrzanych knajp, ciemnych typ�w i�prostytutek. Poza tym moja szko�a mia�a z�� reputacj�. Mr. Davis by� zdania, �e skoro wychowywa�em si� w�tak z�ym otoczeniu, sam te� jestem pewnie nic niewart. Od samego pocz�tku traktowa� mnie ostro, trzyma�em si� wi�c od niego z�daleka. Raz, kiedy z�ama�em jaki� b�ahy przepis, dosta�em pi�tna�cie porz�dnych ��ap�. Od tej pory przez d�u�szy czas bardzo si� go ba�em.
Nasze �ycie by�o regulowane sygna�ami tr�bki.
D�wi�k sygna��wki budzi� nas rano, zagania� wieczorem do ��ka i�wo�a� na posi�ki. Ten ostatni sygna� by� dla nas najprzyjemniejszy. Niezale�nie od tego, czy �cinali�my drzewa mil� od domu, czy na dziedzi�cu palili�my ognisko pod wielkim kot�em, aby wygotowa� swoj� brudn� bielizn�, kiedy zabrzmia� sygna� na posi�ek, lecieli�my do sto��wki, jakby ziemia pali�a si� nam pod nogami. Zazdro�ci�em ch�opcu graj�cemu na sygna��wce, bo najcz�ciej ze wszystkich mia� do czynienia z�instrumentem.
Kiedy orkiestra �wiczy�a z�Mr. Davisem, kt�ry by� dobrym instruktorem, przys�uchiwa�em si� pilnie, nie mia�em jednak �mia�o�ci zbli�y� si� do nich, chocia� mnie strasznie ci�gn�o. Ba�em si�, �e Mr. Davis mnie wykrzyczy albo da mi po �apie. By�em przekonany, �e mnie nienawidzi, wi�c siedzia�em gdzie� w�k�cie i�z wielk� przyjemno�ci� przys�uchiwa�em si� orkiestrze.
Ta ma�a d�ta orkiestra by�a bardzo dobra, a�Mr.
Davis nauczy� ch�opak�w gra� po trosze muzyki ka�dego rodzaju. Nigdy nie pr�bowa�em gra� na kornecie, ale zawsze, kiedy tylko przys�uchiwa�em si� temu zespo�owi, przypominali mi si� Joe Oliver, Buddy Bolden i�Bunk Johnson. Mia�em straszn� ochot� nauczy� si� gra� na kornecie, ale Mr. Davis mnie nienawidzi�, a�poza tym nie wiedzia�em, jak d�ugo b�d� mnie trzyma� w�poprawczaku. S�dzia skaza� mnie na czas nieokre�lony, co znaczy�o, �e b�d� musia� siedzie� tak d�ugo, dop�ki on sam mnie nie wypu�ci albo jaka� wa�na bia�a osoba nie por�czy za mnie, moj� matk� i�ojca. Tylko w�taki spos�b m�g�bym si� st�d szybko wydosta�. Mia�em wi�c du�o czasu, aby s�ucha� zespo�u i�marzy� o�grze na kornecie.
Wreszcie dzi�ki Mr. Jonesowi dosta�em si� na nauk� �piewu. Moim pierwszym nauczycielem by�a Miss Spriggins. Potem przeniesiono mnie do Mrs. Vigne, kt�ra uczy�a starsze klasy.
Czas p�yn�� i�nienawi�� Mr. Davisa do mnie zacz�a wygasa�. Od czasu do czasu czu�em na sobie jego spojrzenie. Odwraca�em wtedy wzrok, ale on spogl�da� na mnie znowu z�u�miechem aprobaty, od kt�rego robi�o mi si� ciep�o na sercu. Odt�d kiedy tylko Mr. Davis przem�wi� lub u�miechn�� si� do mnie, czu�em si� szcz�liwy. Bo�e, c� to by�a za rado��! Zaczyna�em przyzwyczaja� si� do poprawczaka i�zdaj�c sobie spraw�, �e pozostan� tam przez d�u�szy czas, czu�em, �e musz� tak�e przystosowa� si� do �ycia w�nim. Tak te� si� sta�o.
Min�o sze�� miesi�cy. Siedzieli�my w�a�nie przy kolacji z�o�onej z�ciemnej melasy i�wielkiej pajdy chleba, kt�ra smakowa�a mi wtedy nie mniej ni� domowy obiad z�kurczaka. Mieli�my ju� wsta� od sto�u, kiedy Mr. Davis zbli�y� si� wolno i�stan�� przy mnie.
- Louisie Armstrongu - powiedzia� - czy chcia�by� gra� w�naszej orkiestrze d�tej?
Oniemia�em; by�em tak zaskoczony, �e nie potrafi�em wykrztusi� s�owa odpowiedzi. Powt�rzy� pytanie, aby si� upewni�, czy zrozumia�em, o�co mu chodzi.
- Louisie Armstrongu, pytam, czy chcia�by� gra� w�naszej orkiestrze d�tej?
- Oczywi�cie, �e chcia�bym, Mr. Davis... Oczywi�cie, �e chcia�bym - wyj�ka�em.
Poklepa� mnie po plecach i�powiedzia�:
- Umyj si� i�przyjd� na pr�b�.
Myj�c si� nie by�em w�stanie my�le� o�niczym innym jak tylko o�szcz�ciu, kt�re mnie spotka�o: nareszcie b�d� mia� okazj� gra� na kornecie. Myd�o dosta�o mi si� do oczu, ale nie zwraca�em na to uwagi. My�la�em o�tym, co powiedz� ch�opaki z�naszej paczki, kiedy zobacz�, jak id� ulic� dmuchaj�c w�kornet. Wyobra�a�em ju� sobie, �e gram r�wnie pot�nie i�jestem r�wnie wytrzyma�y co Bunk, Jo czy Bolden. Sko�czy�em mycie i�pobieg�em na pr�b�.
- Jestem, Mr. Davis!
Ku mojemu zdziwieniu wr�czy� mi tamburyn - t� �mieszn� zabawk� przypominaj�c� miniaturowy b�ben, w�kt�r� uderza si� palcami. A�wi�c tak mia�y si� sko�czy� moje cudowne marzenia! Nie powiedzia�em jednak ani s�owa. Wzi��em tamburyn i�zacz��em wybija� na nim rytm utworu, kt�ry gra�a orkiestra. Mr. Davisowi tak bardzo si� to podoba�o, �e natychmiast przesadzi� mnie do b�bn�w. Musia� si� zorientowa�, �e mia�em to poczucie rytmu, kt�rego szuka�.
Zesp� gra� At the Animals Ball, bardzo wtedy popularn� melodi�, w�kt�rej perkusja mia�a break.
Kiedy przyszed� w�a�ciwy moment, zagra�em t� wstawk� tak zgrabnie, �e ch�opcy krzykn�li: �Brawo, Louis Armstrong!�, a�Mr. Davis skin�� g�ow� z�uznaniem. Niczego wi�cej nie by�o mi potrzeba; dla ka�dego ch�opaka, kt�ry chcia� zosta� muzykiem, jego aprobata by�a najwa�niejsza.
- Bardzo dobrze, Louis - powiedzia�. - Ale ja potrzebuj� alcisty. Mo�e by� spr�bowa�?
- Wszystko, co tylko pan sobie �yczy, Mr. Davis! - odpowiedzia�em z�pe�nym przekonaniem.
Wr�czy� mi alt. �piewa�em kilka lat i�instynkt podpowiedzia� mi, �e alt gra w�orkiestrze tak� sam� rol� jak baryton czy tenor w�kwartecie. Zagra�em wi�c swoj� parti� na alcie bardzo dobrze.
Kiedy pr�ba si� sko�czy�a, sygna��wka wezwa�a nas na spoczynek. Ch�opcy ustawili si� w�rz�dzie i�przy d�wi�kach orkiestry pomaszerowali do sypialni. Tam mogli�my rozmawia� do dziewi�tej, kiedy gaszono �wiat�o i�obowi�zywa�a cisza nocna, a�wszyscy musieli i�� spa�. Mimo to rozmawiali�my sobie dalej szeptem, uwa�aj�c, �eby nie zwr�ci� na siebie uwagi opiekun�w, kt�rzy spali na parterze w�pobli�u pa�stwa Jones. Nielicho by si� nam dosta�o, gdyby nasze g�o�ne gadanie sprowadzi�o kogo� z�nich na g�r�.
Rano, gdy sygna��wka zagra�a pobudk�, wyskakiwali�my z���ek, staraj�c si� ubra� jak najszybciej. Oni wiedzieli, ile na to trzeba czasu, mieli przecie� praktyk�. Je�li kto� si� sp�ni�, musia� mie� odpowiednie usprawiedliwienie, w�przeciwnym razie dostawa� po �apie.
Pr�ba ucieczki z�poprawczaka nie mia�a sensu.
.Wszyscy, kt�rzy pr�bowali, zostali z�apani przed up�ywem tygodnia. Pewnej nocy, kiedy spali�my, jeden ch�opak spu�ci� si� z�okna po kilku zwi�zanych prze�cierad�ach. Wysmarowa� si� ca�y t�uszczem, aby m�c si� przecisn�� przez drewniane sztachety wok� budynku, i�znik�. Nikt z�nas nie rozumia�, jak mu si� to uda�o, i�bali�my si� strasznie, �e dostaniemy baty za rzekom� pomoc w�ucieczce.
Ale nic takiego si� nie sta�o. Jedno, co powiedzieli, to:
- On nied�ugo wr�ci.
I mieli racj�. Z�apano go i�przywieziono przed up�ywem tygodnia. By� strasznie brudny i�zaniedbany, bo spa� po r�nych opuszczonych domach i�w og�le, gdzie popad�o, a��ywi� si� tylko tym, co uda�o mu si� zw�dzi�. Z�apa�a go policja i�trafi� znowu do S�du dla Nieletnich.
Pierwszego dnia po powrocie nikt nie powiedzia� mu ani s�owa. Zastanawiali�my si� wszyscy, co si� z�nim stanie; przypuszczali�my jednak, �e nielicho dadz� mu w�ko��. Kiedy tr�bacz odegra� wieczorny sygna� i�zacz�li�my przygotowywa� si� do spania, wychowawcy odczekali, a� wszyscy si� rozbior� i�b�d� chcieli wk�ada� pi�amy.
W tym momencie Mr. Jones krzykn��.
- Stop, ch�opcy!
Potem spojrza� na uciekiniera.
- Wszyscy wk�ada� pi�amy, opr�cz niego. On uciek� i�musi to odpokutowa�.
Zacz�li�my wszyscy p�aka�, ale na nic si� to nie zda�o. Mr. Jones w