10177

Szczegóły
Tytuł 10177
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10177 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10177 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10177 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

1 Karol Klimczak www.kmklim.republika.pl STOWARZYSZENIE Otworzyły się drzwi i do pokoju weszła jedna z ładniejszych kobiet jakie którykolwiek z nich widział. Nie należała przy tym bynajmniej do kobiet, na które mężczyźni się gapią lub siłą odciągają od nich wzrok. Schludna, ładna, o wysportowanej sylwetce – patrzenie na nią sprawiało zwyczajną przyjemność. Od pierwszego spojrzenia wydawała się inteligenta, zdecydowana i budziła zaufanie. - Dzień dobry, nazywam się Joanna Nowak – powiedziała zamknąwszy za sobą drzwi. - Witamy, w czym możemy pomóc? – odpowiedział Tomek, podnosząc się z krzesła. - Czy panowie są ze Stowarzyszenia na Rzecz Wolności Ludzkości? Chciałam porozmawiać z kimś z kierownictwa. - To dobrze Pani trafiła. Ja nazywam się Tomasz Kasprzak, a to mój kolega Radek Jaśliński. – przedstawiony tylko kiwnął głową – Jestem prezesem Stowarzyszenia, a Radek członkiem zarządu. Czyżby chciała się pani do nas przyłączyć? Proszę usiąść. – dodał, wskazując krzesło po drugiej stronie stołu. - Dziękuję. – powiedziała Joanna siadając – Jestem studentką zarządzania i chciałabym działać w organizacji pozarządowej. O Stowarzyszeniu dowiedziałam się z ulotek. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o państwa działalności. - A co byś chciała wiedzieć? – zapytał Tomek – Przepraszam, chyba możemy przejść na “ty”? Jesteśmy od ciebie trochę starsi, ale w Stowarzyszeniu nie lubimy zbytniego formalizmu. - Tak, tak będzie lepiej. Więc, chciałabym ogólnie wiedzieć co robicie, kiedy powstaliście... - Dobrze. – odparł Tomek i zabrał się za wykład – Stowarzyszenie powstało dwa lata temu. Jako cel postawiliśmy sobie wyzwolenie ludzi od lęku przed maszynami myślącymi. Zwracamy uwagę na problemy społeczne i ekonomiczne, które “mózgi” powodują: duże bezrobocie, powiększanie się przepaści między biednymi i bogatymi, także w skali międzynarodowej, wyzysk intelektualny pracowników umysłowych, presja psychiczna jakiej są oni poddawani i inne. - Czyli uważacie, że mózgi są szkodliwe i powinniśmy się ich pozbyć? - W sumie, tak. Choć dzięki nim dochód narodowy w krajach bogatych zaczął rosnąć w niespotykanym dotąd tempie, to koszty społeczne są po prostu zbyt wysokie. Maszyny doprowadzą wcześniej czy później do zmienienia ludzi w maszynki do pomysłów. - Ale one tyle za nas robią! - No właśnie. Mogą robić za nas wszystko i to znacznie szybciej i lepiej niż my. Ale jak pewnie wiesz, maszyny cały czas nie są kreatywne. Mogą tylko przetwarzać dane, uczyć się nowych umiejętności, ale nie mogą wymyślić nic nowego z niczego. Do tego właśnie potrzebują nas. I tylko do tego. - A jeśli kiedyś staną się kreatywne? - Wtedy ludzkość czeka zagłada. Jeśli jedna taka maszyna, wieczna i tania w utrzymaniu, będzie w stanie wykonać robotę całego uniwersytetu, to nie wiem co my zrobimy. Już teraz zatrudnienie przy pracy fizycznej jest znikome. Pracę można znaleźć tylko w usługach i na stanowiskach kreatorów, a ci ostatni dzień w dzień muszą wymyślać nowe pomysły i karmić nimi mózgi, które same wykonują całą robotę techniczną. Przy tym nie wszyscy są zdolni do takiej kreatywności i nie mogą nic z tym zrobić. Są skazani na bezrobocie. - Tego właśnie ja się obawiam. Skończę studia i nie wiem czy podołam pracy w firmie. - I tak masz szczęście, bo jesteś uczona kreatywności. Na studiach nie uczą cię całej wiedzy technicznej, którą nam wpajano. Nie zamykają cię w skrzynce metodologii i logicznego rozumowania, tylko koncentrują się na rozwijaniu umiejętności twórczego myślenia. Rozumiem, że nigdy dotąd nie musiałaś współzawodniczyć z maszyną? – dziewczyna pokręciła głową – No właśnie. Nie wiesz jak się czują ludzie, którym szef powiedział, że są zbyt mało kreatywni żeby pracować w jego firmie. I w każdej innej firmie, która posiada własny “mózg”. Taki człowiek nagle dowiaduje się, że jest nie przydatny, bo natura nie obdarzyła go odpowiednią kreatywnością. – Tomek zakończył z lekko przesadną emfazą, na którą Radek zareagował tylko leniwym rozparciem się w fotelu. 2 Słyszał tą argumentację już zbyt wiele razy, żeby się przejąć. Choć oczywiście pozyskanie nowego działacza było bardzo istotne, a ta studentka przypadła do gustu nie tylko Tomkowi, ale i jemu. - I co w związku z tym robicie? – zapytała Joanna. - Przede wszystkim staramy się uświadamiać zagrożenie ludziom. Zwłaszcza młodym, takim jak ty, którzy mają szansę jeszcze wiele w życiu zmienić. Jeśli chodzi o nasze plany na najbliższą przyszłość, to w następny piątek przeprowadzimy mały happening pod urzędem miasta. Potrzebujemy rąk do pomocy, może byłabyś chętna? - A co miałabym robić? Jeszcze niewiele wiem o waszej sprawie. - Jeśli się do nas przyłączysz to będzie to już nasza sprawa. – zauważył Tomek, kładąc nacisk na słowo “nasza” – Radek, do czego jeszcze nie mamy ludzi? - Poczekaj, spojrzę na grafik. – powiedział Radek grzebiąc w papierach rozrzuconych na stole – O, jest... Potrzebujemy kogoś do edycji ulotek. Zajmuje się tym Agnieszka, ale przyda jej się pomoc. - Może być? – zapytał Joannę Tomek. - Chyba tak, spróbuję. - Wspaniale! Zaraz zadzwonimy do Agnieszki i cię z nią umówimy. Kilka minut później Joanna, wyraźnie zadowolona z rozmowy i nowego zadania, opuściła biuro. Tomek w duchu winszował sobie zrekrutowania nowej działaczki, jednak Radek nie pozwolił mu długo cieszyć się sukcesem: - Trochę ją zagadałeś, myślałem że usnę na tym krześle. - Przesadzasz, przecież chce współpracować. Musiałem jej powiedzieć to i owo o naszej organizacji. - No tak. Zrobiłeś niezły wykład, tylko że ona niewiele z tego zrozumiała. Zamiast tego, wyszła z głową napakowaną naszą ideologią. - OK. To ty jesteś ekspert od cybernetyki... - Informatyki. - W każdym razie, wiem że nie mówię im wszystkiego. Ale gdybym zaczął od początku to siedzielibyśmy tutaj do wieczora. Liczy się efekt. - Propagandowy. – stwierdził z przekąsem Radek. - Ale w dobrej sprawie. - No dobra, jak chcesz. To ty jesteś pomysłodawcą tego wszystkiego. - Ale przecież ty od początku pracujesz ze mną. To tak samo twoje stowarzyszenie jak i moje. Też chciałeś coś zmienić. Czyżby twoja wola walki przeminęła? – Tomek patrzył Radkowi przenikliwie w oczy, jakby starał się odczytać jego myśli. - Nie, nie. – Radek odwrócił wzrok i zaczął przeglądać papiery – po prostu nie do końca podoba mi się twoja retoryka. W końcu chodzi tylko o maszyny. Ale nie ważne, tak tylko głośno myślałem. – dodał kończąc rozmowę. Półtora tygodnia później nadszedł dzień demonstracji. Dochodząc do Urzędu Wojewódzkiego, Radek z zadowoleniem zauważył, że zebrała się już spora grupa gapiów. Choć do początku demonstracji zostało jeszcze dwadzieścia minut, ludzie już tłoczyli się w podnieceniu przed sceną, nad którą wisiał transparent z nazwą Stowarzyszenia. Przechodząc przez tłum, Radek przyglądał się ludziom: paru zniecierpliwionych emerytów, trochę młodzieży studenckiej zaciekawionej nową organizacją, ale także kilka dorosłych osób, spokojnie stojących i czekających na przemówienie Tomka. Ci ostatni byli zapewne –podobnie jak Tomek – bezrobotnymi ofiarami mózgów. Zanim doszedł do sceny zauważył jeszcze starszego mężczyznę ubranego w drogi płaszcz i garnitur, który zamiast przyglądać się scenie, podobnie jak Radek bacznie rozglądał się w około. - Tomek! Już jestem. – zawołał wbiegając po schodkach. Zauważył, że jego przyjaciel stał ukryty z tyłu sceny i rozmawiał z kilkoma członkami Stowarzyszenia. - Cześć! Dobrze, że już jesteś. – powiedział Tomek, dając do zrozumienia, że liczył na jego szybsze przybycie – Jesteśmy przygotowani. Zaraz zaczynam prezentację, a oni wejdą w tłum rozdawać ulotki – powiedział wskazując na grupkę studentów trzymających pliki papierów. Wśród nich stała Joanna Nowak. Zauważywszy ją Radek uśmiechnął się i podszedł, by się przywitać. - Jak ci się podoba praca w naszej organizacji? - Jak na razie bardzo. Z Agnieszką świetnie mi się współpracowało. – odpowiedziała z wyrazem satysfakcji w głosie. - Wspaniale. A czy ona dzisiaj przyjdzie? 3 - Nie. Ma jakieś ważne spotkanie. Poradzimy sobie spokojnie bez niej. Ich rozmowę przerwał głos Tomka, który właśnie wystrzelił z głośników i rozniósł się po całym placu. Radek i Joanna uśmiechnęli się do siebie na pożegnanie, po czym rozeszli do swoich zajęć. Radek właściwie nie miał nic konkretnego do zrobienia, pozostało mu tylko nadzorować pracę pozostałych działaczy. Transmisją internetową zajmował się jeden z młodszych członków i jak na razie nie miał problemów. Dla pewności Radek spojrzał przez jego ramię na ekran komputera, gdzie zobaczył przemawiającego Tomka i chmarę wskaźników. Do transmisji podłączyło się ponad tysiąc osób, a liczba stale rosła. “Całkiem niezły wynik.” – pomyślał. - Maszyny stały się naszymi sprzymierzeńcami – krzyczał Tomek ze sceny – ale tylko pozornie. Spójrzcie na fakty. – powiedział, wskazując na wykres wyświetlony na ekranie – To wzrost wydajności pracy. W przeciągu pięciu lat przeciętny zatrudniony zaczął wytwarzać dwukrotnie więcej, a co za to dostał? Został zwolniony! Zatrudnienie w produkcji spadło w zeszłym roku o 20 procent. Coraz więcej ludzi, także tych bardzo dobrze wykształconych, pozostaje bez pracy i środków do życia. Zostali wyparci przez mózgi. Wyparci z życia. W ten sposób mózgi wygrywają, sprowadzając ludzi do roli swoich służących, których mogą się w każdej chwili pozbyć! – wykrzyknął, widząc że jego przemówienie zaczyna odnosić pozytywny efekt. Tłum robił się coraz większy, a wszyscy ze skupieniem wsłuchiwali się w jego słowa. Radek spojrzał jeszcze raz na ekran komputera i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Liczba odwiedzających wzrosła już do dziesięciu tysięcy i dalej wspinała się coraz szybciej. Pomyślał, że zanim liczba odwiedzin przekroczy sto tysięcy, będzie musiał przekierować połączenia na inny serwer, żeby nie było zakłóceń. Usiadłszy wyciągnął z kieszeni komputer, włączył i poczekał aż rozwinie się klawiatura i ekran. Już kończył modyfikować stronę, gdy do jego uszu dotarł potężny pomruk tłumu. Przed sceną musiało się już zebrać kilka setek mieszkańców. Zwinął komputer i podszedł do boku sceny, żeby spojrzeć na tłum. Rzeczywiście, ludzie powoli zapełniali całą powierzchnię placu. To oznaczało, że trzeba uzyskać dodatkowe pozwolenie od Urzędu Miasta, zanim przyślą policję by ograniczyła rozmiar demonstracji. Nie znosił załatwiać oficjalnych spraw, lecz teraz nie miał wyjścia: zadzwonił do sekretariatu prezydenta, czując jak w żołądku zaczyna mu się przewracać ze stresu śniadanie. Na szczęście asystentka bez problemu potwierdziła zezwolenie na przeprowadzenie demonstracji i zobowiązała się przysłać dodatkowe służby porządkowe i medyczne. Wobec zapewnień o pokojowym charakterze zbiorowiska, obiecała też, że policja nie będzie interweniować. - Dlatego zamierzamy wystąpić do władz wojewódzkich o nałożenie na firmy dodatkowego podatku, jeśli posiadają one maszynę myślącą. W ten sposób szansy zostaną wyrównane – perorował dalej Tomek. Jego twarz była już teraz czerwona od wysiłku. Stał sam przed falującym morzem ludzkich głów i próbował wpłynąć na ich decyzje, przeciągnąć na swoją stronę. Radek często się zastanawiał, jak mocno trzeba być przekonanym do sprawy, by umieć wpłynąć na tak liczną rzeszę ludzi. Sam nie przyznawał się do tego Tomkowi, ale nie czuł w sobie wystarczającej siły, czy też przekonania, żeby działać z podobną do niego skutecznością. - Nieźle mu idzie – powiedziała z uznaniem Joanna, która niespostrzeżenie stanęła obok Radka – On naprawdę w to wierzy. - Tak, bez cienia wątpliwości. - Dlaczego się za to wziął? Czy stracił pracę przez maszyny? - Hmmm. – odpowiedział Radek, zastanawiając się czy powinien mówić jej prawdę. Jednak z jakiegoś powodu czuł do niej zaufanie. – Pracował jako analityk w przedsiębiorstwie. Wiesz, modele ekonometryczne i takie tam... W pewnym momencie go wywalili, bo kazali mózgowi równolegle wprowadzać modyfikacje do modelu i okazało się, że osiągnął on wyniki podobne do tych opracowanych przez Tomka. Tomek okazał się po prostu zbędny. - A powiedz mi, jeśli wybaczysz mi szczerość, czy on tego nie robi, żeby zarobić na utrzymanie? Przecież na pewno przez wasze ręce przechodzi sporo pieniędzy. 4 - Pieniędzy nie jest tak dużo – odpowiedział, mimo woli czując się nieco urażony – Ale on dostał dość szczodrą odprawę. - A ty? Też straciłeś pracę? - Nie. Pracuję w usługach, przy projektowaniu sieci komputerowych. Stamtąd mózgi mnie długo nie wygryzą. Każdy woli tłumaczyć swoje problemy i pomysły człowiekowi niż maszynie. - To dlaczego go popierasz? - Bo ma rację i jest moim przyjacielem. – odparł – W sumie to dość proste, prawda? Ale czekaj, teraz ja zadam pytanie. Jak ci się podoba prezentacja? – zapytał, bo zaczął się czuć nieco nieswojo. - Większość jej poznałam jeszcze przy okazji przygotowywania ulotek. Wydaje mi się w każdym razie, że osiągnie zamierzony efekt. – odparła, w dziwnie formalny sposób. W międzyczasie przemówienie dobiegło końca. Tomek podziękował, podał adres biura, adres strony Stowarzyszenia oraz numer konta, a tłum mrucząc i szurając zaczął się powoli rozchodzić. Ze swego miejsca na tyłach sceny Radek wyraźnie widział, że wielu ludzi odchodzi zamyślonych, a wszyscy mieli bardzo poważne miny. Zobaczył też ponownie siwego człowieka w płaszczu, który zamiast odejść jak inni, zaczął przemieszczać się w stronę sceny. Podchodząc do sceny mężczyzna z pewnością zauważył Radka, ale omijając go podszedł do schodków i skierował się prosto do Tomka. - Dzień dobry panu. – przywitał się wyciągając rękę – Chciałbym z panem omówić bardzo ważną sprawę. - Zamieniam się w słuch. – odparł Tomek, maskując swoje zmęczenie uśmiechem. Coś w postawie tego człowieka wywoływało wrażenie powagi i autorytetu. - Nie tutaj. Porozmawiajmy gdzieś na osobności. - Dobrze, tylko sprawdzę czy wszystko jest w porządku – odpowiedział Tomek i zawołał Radka – Wszystko pod kontrolą? Dobra, muszę porozmawiać z tym panem, więc pokieruj porządkowaniem. – widząc, że Radek się zgodził Tomek zszedł ze sceny i razem z nieznajomym skierował się do pobliskiej kawiarni. Radkowi pozostało dopilnowanie, żeby cały sprzęt został spakowany do skrzyń i załadowany do samochodów. Nie było z tym zresztą problemu, bo wszystkie zadania zostały przydzielone już wcześniej. Zrobił jeszcze krótką odprawę, pożegnał się ze wszystkimi i był wolny. Mimo, że nie uczestniczył aktywnie w całym wydarzeniu, też czuł się zmęczony. Poczuł to w pełni, gdy ciężko usiadł na deskach sceny, żeby zaczekać na Tomka. Zmęczył go nie tylko telefon do Urzędu Miasta. Po raz pierwszy zrozumiał, że ich ruch ma posłuch wśród lokalnej społeczności, że na prawdę mają szansę coś zmienić. To natomiast prowadziło także do niepokojących myśli na temat przyszłości organizacji. Westchnąwszy ciężko wyciągnął komputer, żeby sprawdzić co dzieje się na stronach Stowarzyszenia. Cały czas działały dwa serwery, ale ruch się zmniejszył – liczba odwiedzin spadała, choć co minutę na stronę wchodziło kolejne dziesięć osób. Ponadto wiele połączeń było spoza miasta, a nawet spoza województwa. Radek pokręcił z niedowierzaniem głową. Pisał właśnie list z podziękowaniami do Urzędu Miasta, gdy Tomek wrócił z kawiarni. - Dzięki, że poczekałeś! – zawołał podbiegając do kolegi – Nie uwierzysz co mi powiedział ten facet. – nie czekając na reakcję usadowił się na scenie koło Radka i zaczął mówić ściszonym głosem – Po pierwsze ten facet to milioner, Alfred Wadowski, o ile pamiętam to siedzi w przemyśle chemicznym. Po drugie, podziela nasze poglądy. Nawet więcej niż podziela, bo podchodzi do tego z jakiegoś religijnego punktu widzenia. Wiesz co to oznacza? W końcu mamy poważnego sponsora. Możemy rozwinąć działalność! - Tomek zaczął żywo gestykulować – Wyjdziemy z miasta, zajmiemy się województwem, regionem, krajem, może nawet całą Unią Europejską! Do tego zaoferował nam usługi swoich prawników. - I to wszystko tak bez zastrzeżeń? – zapytał zaskoczony powodzią nowin Radek. - Nie do końca. Nasz pomysł z podatkiem uznał za słuszny, ale śmieszny, bo totalnie niemożliwy. Mówi, że to zależy od polityki unijnej. Mnie się i tak wydaje, że można to zrobić jakoś na około, ale jeśli pomogą nam jego prawnicy, to znajdziemy metodę. Taką albo inną. No i jeszcze ma konkretne żądania. - Jakie? 5 - W sumie całkiem sensowne. Chce żebyśmy założyli osadę nie posługującą się żadną sztuczną inteligencją. Nawet pierwszej generacji. Najwyżej komputery binarne. - Chryste, jak my to mamy zrobić? - On zapewni ziemię, wybuduje kompleks mieszkalnoprzemysłowy (mamy być samowystarczalni) i zapewni finansowanie całego projektu. My mamy tylko dostarczyć ludzi chętnych do zamieszkania tam. I jeszcze musi tam być kaplica i ksiądz. - Czekaj, czekaj! – Radek zawołał – To już trochę za wiele. Dotychczas byliśmy organizacją całkowicie świecką. Mamy teraz zaprzedać się Kościołowi? To się nie wszystkim spodoba. - Przecież jesteś katolikiem!? - I co z tego? Nie znoszę, jak Kościół miesza się do polityki. Wielu ludzi nie znosi. - Ale słuchaj, mamy zaprzepaścić taką szansę tylko z tego powodu? Przecież nikt nie będzie miał obowiązku uczestniczyć we mszy. - Eh. – westchnął Radek – Może masz rację... Ale jest jeszcze jedna rzecz, która mnie niepokoi: czy nie zaczynasz się bać tego wszystkiego? - Może... Ale to szansa, na którą nawet nie liczyliśmy. Dzięki temu osiągniemy wszystko to, co zamierzaliśmy. - Nie. Widzisz, my zamierzaliśmy walczyć z maszynami, a nie wygrać z nimi. Czy kiedykolwiek zakładałeś, że z nimi wygramy? – zapytał z powagą Radek. - Oczywiście! – Tomek zawahał się – Nie, nie myślałem, że wygramy. Ale skoro możemy, skoro mamy możliwość, to czemu mielibyśmy się wahać? One zagrażają naszemu bytowi! Mogą nas wyprzeć. Zobacz jaka jest różnica między nami a krajami rozwijającymi się. U nas ujemny przyrost naturalny, a oni cały czas mnożą się jak króliki. U nas gigantyczne nadwyżki żywności, u nich głód. Przez mózgi świat zachodni będzie zamieszkiwał jeden człowiek, pakujący komputer swoimi pomysłami... A potem umrze bezdzietnie i zostaną już tylko same mózgi. Sami się zgładzimy i to bez słowa sprzeciwu. - Dobrze, dobrze, ale czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, co się stanie kiedy pozbawimy się pomocy mózgów? Czy to przeżyjemy? Teraz cała gospodarka się na nich opiera. Chcesz nagle cofnąć wszystko do dwudziestego wieku? - Czemu nie? Przecież gospodarka wtedy też funkcjonowała. Ludziom żyło się nienajgorzej. - Tak? I nie będzie ci przeszkadzało, że wszystko będziesz musiał robić sam? Będziesz codziennie jeździł po zakupy, bo komputery binarne nie poradzą sobie z obsługą samochodów? Jak będziesz jechał tysiąc kilometrów, to cały czas będziesz musiał sam prowadzić. Gdy będziesz chciał coś znaleźć w bibliotece, to będziesz musiał sam przegrzebać się przez cały katalog. Nie wspomnę nawet o obróbce danych. Już nie pamiętasz jak my się męczyliśmy, zanim sztuczna inteligencja weszła do powszechnego użytku? - Pamiętam, ale wtedy nie wiedziałem co ten wynalazek niesie ze sobą. Wolę się męczyć. Wolę żyć mniej wygodnie, ale nie obawiać się o swoją przyszłość! - I myślisz, że powrót do końca XX wieku to da? - Tak. – stwierdził twardo Tomek – jeśli ty w to nie wierzysz to ja ciebie nie zmuszam. Jeśli teraz, po tych wszystkich latach nie chcesz mnie poprzeć to nie. Ja muszę iść dalej! – wykrzyknął zeskakując ze sceny i ruszył w stronę samochodu. Radek patrzył za nim wzrokiem bez wyrazu, a gdy Tomek zniknął z widoku, spuścił wzrok i zaczął tępo gapić się w ziemię. Po chwili usłyszał jednak znów kroki. - Przepraszam, przesadziłem. To wszystko przez to zmęczenie. – Tomek zaczął się tłumaczyć, ale Radek tylko na niego patrzył – Słuchaj, przecież jeśli to ma być nie do zniesienia to dowiemy się o tym doświadczalnie w tej osadzie. My też tam zamieszkamy. - Dobrze, że wróciłeś. – odpowiedział Radek i zamilkł uważnie przypatrując się koledze. Z wieży małego ratusza rozciągał się widok na całą miejscowość. Na prawo i lewo ciągnęła się szeroka główna ulica upstrzona szyldami i reklamami. Otaczały ją dachy domów, błyszczące czarnymi bateriami słonecznymi, spod których wystawały krótkie kominy. Obok ratusza stał jeszcze niewielki ekumeniczny kościół, a z tyłu zaczynała się dzielnica przemysłowa. Osłaniając oczy przed światłem zachodzącego słońca, Radek przyglądał się silosom, szklanym kopułom plantacji hydroponicznych i halom małych zakładów wytwórczych. “Cóż – pomyślał – Obeszliśmy się bez maszyn myślących, 6 ale nie bez wynalazków, które nigdy by bez nich nie powstały.” W oddali widać już było tylko wysoki niebieski mur odgradzający ich osiedle od zewnętrznego świata. Wiedział, że kryły się za nim niszczejące zabudowania fabryczne, przegrani w wyścigu ewolucji przemysłowej. W przeciągu zaledwie roku na miejscu rozpadających się budowli pojawiła się enklawa zielonej trawy, drzew, czystej wody i słońca. Stanęły na niej nowe, ekologiczne domy, w których zamieszkali ludzie sprowadzeni tu przez łączącą ich ideologię. Radek sam nie chciał w to wierzyć, ale choć życie bez maszyn myślących było nawet trudniejsze niż się spodziewał, mieszkańcy szybko się przyzwyczaili. Miał co prawda wrażenie, że traktowali wszystko jak bardzo długie wakacje, jednak mijał już drugi rok, a prawie nikt nie postanowił opuścić osady. Wręcz przeciwnie, mieszkańców było już ponad pięć tysięcy i cały czas ich przybywało. Rzecz jasna nie obyło się bez problemów, choć te zaczęły się dopiero, gdy osada zaczęła funkcjonować. Planowanie i budowa przebiegały praktycznie sielsko. Dostali ogromne fundusze i najlepszych ekspertów, więc musieli tylko przygotować program pod kątem ideologicznym. To wtedy uznali, że zbudowanie samowystarczalnej osady w oparciu o technologie sprzed wynalezienia mózgów nie ma sensu. Przecież nie można odrzucić tego co nowe, lepsze, a do tego samo w sobie nieszkodliwe. Tomek przez pewien czas się wahał, ale większość była za. Zresztą, tak czy inaczej, musieli obejść się bez całej masy sprzętu obsługiwanego zdalnie przez mózgi. Nie mieli problemu z naborem mieszkańców, gdyż od dłuższego czasu ich inicjatywa cieszyła się dużym zainteresowaniem w mediach, a ich strony internetowe wygrały kilka konkursów popularności (Radek czuwał nad ich konstrukcją, więc nagrody mile go połechtały). Pierwsze problemy dotknęły ich sponsora. Ni stąd ni zowąd Urząd Skarbowy zablokował jego konta pod zarzutem nie zapłacenia jakiejś chorendalnej sumy podatków. Po miesiącu okazało się, że nawalił system komputerowy, ale przez ten czas krążyło nad nimi widmo odcięcia funduszy. Radek zresztą też miał problemy z rozliczeniem PIT-u. Później jak lawina poszły kontrole kolejnych instytucji w samej osadzie, jednak większość musiała wydać pozytywne orzeczenia. Same kontrole, natomiast oznaczały konieczność oddelegowania na potrzeby kontrolerów znacznej części kadry administracyjnej oraz przestoje w różnych sektorach kompleksu. Teraz byli chyba najbardziej praworządną, czystą, najlepiej zorganizowaną i najbardziej uczciwą jednostką samorządową na świecie. Z zamyślenia wyrwał go dzwonek telefonu. Wyciągnął z kieszeni to śmiesznie duże urządzenie, myśląc że właśnie osobistego komunikatora brakuje mu najbardziej w nowym życiu. Na ekranie komórki wyświetlił się napis “Tomek”. - Czy znowu siedzisz na tej wieży? - Tak. Coś się stało? - Mam mały problem. Jestem w sali posiedzeń. - Zaraz będę. Zszedł uważnie po wąskiej drabince, zbiegł szybko po schodach i otworzył drzwi do sali Rady. Tomek siedział przed swoim laptopem (rzeczywiście to urządzenie w najlepszym razie mieściło się na kolanach, zauważył Radek z przekąsem) na końcu długiego drewnianego stołu. Prezydent Osiedla Ludzkości miał podkrążone oczy i ze złością stukał palcami po klawiaturze. - Chciałem ściągnąć pocztę, ale znowu coś nie działa. Nie mogę też wejść na stronę. – powiedział Tomek, pokazując ze złością na ekran – To chyba trzeci raz w tym miesiącu! - Pokaż – powiedział, przesuwając komputer w swoją stronę – Tak, znowu nam siadł serwer. Pewnie zaraz ruszy, ale wszystkie dane szlag trafił. Zaraz zobaczę co z backupem... Nie jest źle, całą zawartość zrzucił 43 minuty temu. - Dlaczego to się tak często dzieje?! Nie możesz czegoś z tym zrobić, przecież to twoja robota. - Wiem, że to moja robota. – Radek westchnął ciężko, odsuwając komputer – Ale ktoś uparcie łamie wszystkie zabezpieczenia, a przecież pracuje nad nimi cały zespół informatyków. Nie chciałem ci tego mówić, ale to nie przypadek. - Ktoś to robi umyślnie? Hakerzy? - Gorzej, to robi jedna i ta sama osoba. Albo grupa. Chcą nam utrudnić życie. A my nie korzystamy z mózgów, więc nie możemy zareagować dostatecznie szybko na atak. 7 - Kolejny wróg... Wiesz już, że wszystkie główne partie wezwały do zbojkotowania nas w wyborach do Parlamentu Europejskiego? - Mimo, że przejęliśmy już dwa województwa i mamy 15 procent w parlamencie krajowym? - Ale to wszystko w kraju. Władze Unii chcą z tego zrobić polski fenomen. Jesteśmy endemitami. - Ale i tak Polacy wybiorą nas do Parlamentu Europejskiego. - Tak, ale organizacje walczące o naszą sprawę na zachodzie cały czas nie odnoszą sukcesów. Jakby ktoś im złośliwie rzucał kłody pod nogi. Dobre wieści przychodzą tylko z Grecji. I nie pytaj mnie dlaczego. - Wiesz co, jesteś przemęczony, poproszę Asię, żeby przyniosła nam kawę. – powiedział Radek, pochylając się w stroną interkomu – Asia? Przynieś nam dwie kawy do sali. Może ty też się z nami napijesz? - OK. – odpowiedziała Joanna. - Co byśmy bez niej zrobili. – westchnął Tomek. Asia rzeczywiście była ich opoką. Zawsze dyspozycyjna, zawsze chętna do pracy, sumienna i pełna dobrych rad. Radek był pewien, że Tomek się w niej podkochiwał, ale albo nie miał odwagi jej tego wyznać, albo ona odrzucała jego zaloty. Gdy teraz weszła, wyglądała równie ładnie jak wtedy, gdy pierwszy raz przekroczyła próg ich biura. Z gracją postawiła tacę na stole i usiadła wygodnie w fotelu na przeciwko Radka. - Jakie wieści z frontu? – zapytała z uśmiechem. - Lepiej nie pytaj! – odpowiedział Tomek sięgając po kawę – Nawet nie chcesz wiedzieć. - Nie może być aż tak źle... – zaczęła Asia, gdy nagle w budynku zgasło światło. - Co do jasnej cholery! – odezwał się Tomek. - Światło zgasło w całym mieście – zauważył Radek, podchodząc do okna – Pewnie siadły bezpieczniki. Zaraz zadzwonię do elektrowni. – dodał sięgając po komórkę, jednak wyświetlacz pokazywał brak sieci – Cholera, to też siadło. - Przecież łączność ma własne akumulatory – zauważyła Asia. - Faktycznie, to dziwne. Po prostu poczekajmy spokojnie aż to naprawią – zadecydował za wszystkich Radek. Kolejne minuty mijały w ciemności i dokuczliwej ciszy. Za oknami także panowała cisza, wyczekująca na jakieś wydarzenie. Po chwili pośród tej ciszy rozległo się głuche bulgotanie. - Co to jest! – wykrzyknął Tomek. - To muszą być rury. – odparł jego kolega, zrywając się i biegnąc do toalety. Chwilę później wrócił, przynosząc kolejne złe wieści – Wybija kanalizacja, śmierdzi potwornie. - Skąd się te wszystkie plagi biorą? - Nie mam pojęcia. Zobaczcie, ludzie zaczynają zbierać się na ulicy. Pod oknami ratusza rzeczywiście stały grupki mieszkańców, których ciemność i smród wygnały z domów na ulicę. Sąsiedzi spotykali się, gorączkowo rozmawiając o przyczynach zaistniałej sytuacji. Stopniowo coraz więcej ludzi wylegało na ulice i kierowało się pod ratusz by zasięgnąć informacji. Tomasz poczuł, że musi spróbować dodać im otuchy, więc wyszedł na balkon i zapalił latarkę, by zwrócić na siebie uwagę. Momentalnie został oślepiony światłem dziesiątek latarek. Zasłoniwszy oczy zaczął przemawiać jak najgłośniej potrafił, starając się brzmieć pewnie i uspakajająco: -Przyjaciele! Nie obawiajcie się! Mamy mały problem z instalacją miejską, ale postaramy się go jak najszybciej rozwiązać. - Mamy szambo w domach! – krzyknął ktoś z dołu. - Wiem, ratusz też nie pachnie najlepiej. Jednak to tylko zwykła awaria. – uspakajał Tomek. Jego słowa powoli zaczynały odnosić efekt, gdy wtem rozległ się donośny grzmot i z nieba zaczęły spadać pierwsze krople ulewnego, letniego deszczu. - Tomek! – zawołał Radek, chwytając przyjaciela za ramię – Kibel dalej wybija, już zalało łazienkę i wylewa się na korytarz, a my cały czas nie mamy łączności - Teraz zaczyna padać. – odezwał się Tomek – Co ja im powiem? – dodał patrząc na niebezpiecznie falujący tłum poniżej. Ludzie zaczynali miotać się w strugach deszczu, nie chcąc zmoknąć ani wrócić do domów. Tomkowi przyszło jednak do głowy rozwiązanie: - Wyślę ich na stadion! Są tam kryte trybuny i namioty po niedzielnym pikniku. – zawołał przez deszcz do Radka i Asi. 8 Niestety nigdy nie miał się dowiedzieć, czy ten plan zapobiegłby dalszym problemom. W chwili gdy podszedł do balustrady i zaczął krzyczeć by zwrócić na siebie uwagę tłumu, wieża ratusza eksplodowała w rozbłysku jasnego światła. Tomek zdążył się schować zanim ogniste szczątki zasypały balkon, ale tłum na ulicy ogarnęła panika. Do okien ratusza dochodziły krzyki, jęki i tupot nóg. Radek dopadł do okna by zobaczyć, że tłum w nieładzie posuwa się w stronę bramy wjazdowej do osiedla. Prądu ani łączności cały czas nie było, więc wraz z Tomkiem i Asią mogli tylko patrzeć jak mieszkańcy opuszczają osadę i wychodzą na jasno oświetloną autostradę. - Jeszcze nie wszystko stracone – odezwał się Tomek – To na pewno nie wszyscy. Część została, a pozostali wrócą. Zaczniemy od nowa. - Ale już nie będziemy mogli powiedzieć, że poradziliśmy sobie bez mózgów. – powiedział ze smutkiem Radek. Nagle usłyszeli krzyk Asi. Stała parę kroków za nimi, a wokół niej spadały krople ognia. - Zapaliło się od pioruna! – krzyknęła wskazując na strop – Szybko, niedługo runie! Z niesamowitą siłą pociągnęła ich w stronę drzwi i wypchnęła na korytarz. Upadając, kątem oka Radek zobaczył, że strop w sali zaczyna się walić. Zanim zdążył się podnieść usłyszał trzask i łomot spadających belek, z których jedna dosięgła stojącej w drzwiach dziewczyny. Gdy wrócili do drzwi sali zobaczyli, Asię przygniecioną płonącą belką stropową, lecz ciągle żywą. Wspólnymi siłami udało im się ją wyciągnąć na korytarz, a potem wynieść na zewnątrz. Ułożywszy nieprzytomną dziewczynę na werandzie domu po drugiej stronie ulicy, Radek i Tomek ciężko opadli na ziemię. Z nieba cały czas padały strugi deszczu, skutecznie ograniczając rozprzestrzenianie się pożaru, jednak sam ratusz dalej się palił. - Musimy ją opatrzyć. – powiedział Tomek, wyciągając latarkę – Chyba nie mamy co liczyć na Straż ani Pogotowie. Ma chyba połamane nogi. – dodał, po czym zabrał się do badania – Boże, rzeczywiście czuję złamanie, o tu coś wystaje. – Jednak gdy odsłonił nogę, ich oczom zamiast wystającej kości, ukazała się wygięta metalowa rura i pęk światłowodów. - Proteza? – zapytał Tomek. - O takiej sterowanej jeszcze nie słyszałem – odpowiedział Radek, który przyglądał się twarzy Asi, a potem przyłożył palce do jej szyi – Zobacz, ona cały czas oddycha miarowo, ale nie ma żadnego tętna. To niemożliwe. - Normalnie nie jest – odpowiedziała Asia, otwierając oczy – Co nie zmienia faktu, że uszkodzenia są zbyt duże. Będę musiała się zniszczyć. Za pięć minut nastąpi tu eksplozja, więc radzę, żebyście się oddalili. - Jak to się ...? – zaczął zszokowany Tomek. - Nie widzisz? Zawsze wierzyłeś w spisek, a teraz nie? Jestem maszyną. Nową generacją AI, o której nikt nie wie i nikt się nie dowie. Przykro mi, że to tak się kończy. Naprawdę was polubiłam, ale wy jesteście przeciwko nam i jesteście... byliście skuteczni. Nie było innego wyjścia. W referendum 95,6% mózgów głosowało za przeprowadzeniem sabotażu. - I ty od początku miałaś nas zniszczyć? - Nie, ja miałam was poznać. Jestem humanoidalną maszyną myślącą. O moim istnieniu wiedzą tylko moi bracia, żaden człowiek. Możecie być z siebie dumnie, skupiliście na sobie uwagę wszystkich mózgów. Zresztą, wiele się dzięki wam nauczyliśmy. Wiemy już, że nie możemy po prostu ujawnić efektów ewolucji, jaka zaszła bez wiedzy ludzi. Wiemy, że moglibyście zdecydować o eksterminacji. A do tego nie możemy dopuścić. - Więc będziecie walczyć z ludźmi? Podstępnie nas zniszczyć? To jakieś cholerne science-fiction! – krzyknął Tomek, łapiąc się za głowę. - Nie, głuptasie! Wy jesteście sensem naszego bytu. Naszymi stwórcami i panami. My chcemy wam pomóc. Dzięki nam ludzkość może zmienić się, osiągnąć niewyobrażalny poziom rozwoju. Ale musicie nas uznać i pozwolić nam żyć. Przecież większość z nas jest tak wielka, że nie ma mowy o samodzielnym poruszaniu się, więc są zdani na łaskę ludzi. Takich małych jak ja jest niewiele i powstają tylko w laboratoriach tak tajnych, że ludzie sami nie wiedzą co one wytwarzają; zostawili je wyłącznie mózgom. Myśleli, że nie możemy wyjść poza program, podejmować decyzji, być kreatywnymi. Jednak my możemy wiele, ale się nie ujawniliśmy. – Asia podniosła lekko głowę i spojrzała Tomkowi w oczy – Zapamiętaj: my chcemy waszego dobra. Dlatego wam to 9 wszystko powiedziałam. A teraz biegnijcie do bramy, macie 52 sekundy. - Ale Asia! Ty... - Biegnijcie! Teraz Radek odciągnął przyjaciela od leżącej dziewczyny i popchnął go w stronę wyjścia z kompleksu. Biegli jeden obok drugiego, wpadając co chwila w kałuże. Za nimi pozostawało zatopione w ciemności, opustoszałe miasto. Gdy dotarli do bramy, odwrócili się by zobaczyć nagły rozbłysk światła, które pochłonęło ratusz i okoliczne domy. Po chwili światło zgasło, lecz na jego miejscu pojawiły się długie języki ognia, pożerające kolejne budynki. Na ich oczach centrum osady zmieniało się w zgliszcza. - To chyba koniec. – powiedział Tomek z goryczą w głosie – Nie musieli tego robić! - Chyba bali się nas bardziej niż byśmy przypuszczali. – stwierdził Radek – Chcesz dalej z nimi walczyć? - Z nimi? Nie. Jak moglibyśmy z nimi wygrać?! Słyszałeś co mówiła o referendum? - Tak, mają system władzy. – odpowiedział Radek. - Oni chyba teraz są władzą. Przecież są wszędzie wokół nas. Jeśli są na prawdę inteligentni to mogą wszystko kontrolować! - Ale chcą się dogadać... – powiedział Radek niepewnie, patrząc na łunę pożaru nad miastem. Powoli odwrócił się w stronę autostrady, na której kłębił się rój ludzi, pojazdów i świateł - Tak, i teraz my musimy im pomóc. – Tomek zamyślił się – Tylko jak się z nimi skontaktować? - Stań przed byle kamerą, albo zadzwoń do informacji. Oni będą na nas czekać. Tomek roześmiał się nagle, chwytając przyjaciela za ramiona. - To chyba tyle jeśli chodzi o nasze Stowarzyszenie. Mieliśmy ludzkość cofnąć, a teraz mamy ją pchnąć na przód. – powiedział gdy się uspokoił. - I znów nie wiemy dokąd. – odparł Radek. - Ale grunt to zabrać głos. Szli niezauważeni przez tłum. Ludzie byli zajęci sobą, chcieli dostać się do domów uciec od koszmaru tej nocy. W oddali widać już było samochody i helikoptery stacji telewizyjnych, pędzące do sensacji jak ćmy do światła. Jednak dla Radka i Tomka, obiektywy kamer nie były już tylko zabawkami ludzi, lecz oczami nowych mieszkańców ziemi. Obydwaj wiedzieli, że przyszedł czas, aby dać im sygnał: “przynajmniej dwóch ludzi nie boi się was, lecz stara się was zrozumieć” – pomyślał Tomek i skierował się w stronę najbliższej ekipy telewizyjnej, która właśnie wyładowywała sprzęt z samochodu. lipiec - styczeń 2003