10177
Szczegóły |
Tytuł |
10177 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10177 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10177 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10177 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
1
Karol Klimczak
www.kmklim.republika.pl
STOWARZYSZENIE
Otworzyły się drzwi i do pokoju weszła jedna z
ładniejszych kobiet jakie którykolwiek z nich widział. Nie
należała przy tym bynajmniej do kobiet, na które
mężczyźni się gapią lub siłą odciągają od nich wzrok.
Schludna, ładna, o wysportowanej sylwetce – patrzenie
na nią sprawiało zwyczajną przyjemność. Od pierwszego
spojrzenia wydawała się inteligenta, zdecydowana i
budziła zaufanie.
- Dzień dobry, nazywam się Joanna Nowak – powiedziała
zamknąwszy za sobą drzwi.
- Witamy, w czym możemy pomóc? – odpowiedział
Tomek, podnosząc się z krzesła.
- Czy panowie są ze Stowarzyszenia na Rzecz Wolności
Ludzkości? Chciałam porozmawiać z kimś z
kierownictwa.
- To dobrze Pani trafiła. Ja nazywam się Tomasz
Kasprzak, a to mój kolega Radek Jaśliński. –
przedstawiony tylko kiwnął głową – Jestem prezesem
Stowarzyszenia, a Radek członkiem zarządu. Czyżby
chciała się pani do nas przyłączyć? Proszę usiąść. – dodał,
wskazując krzesło po drugiej stronie stołu.
- Dziękuję. – powiedziała Joanna siadając – Jestem
studentką zarządzania i chciałabym działać w organizacji
pozarządowej. O Stowarzyszeniu dowiedziałam się z
ulotek. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o
państwa działalności.
- A co byś chciała wiedzieć? – zapytał Tomek –
Przepraszam, chyba możemy przejść na “ty”? Jesteśmy od
ciebie trochę starsi, ale w Stowarzyszeniu nie lubimy
zbytniego formalizmu.
- Tak, tak będzie lepiej. Więc, chciałabym ogólnie
wiedzieć co robicie, kiedy powstaliście...
- Dobrze. – odparł Tomek i zabrał się za wykład –
Stowarzyszenie powstało dwa lata temu. Jako cel
postawiliśmy sobie wyzwolenie ludzi od lęku przed
maszynami myślącymi. Zwracamy uwagę na problemy
społeczne i ekonomiczne, które “mózgi” powodują: duże
bezrobocie, powiększanie się przepaści między biednymi i
bogatymi, także w skali międzynarodowej, wyzysk
intelektualny pracowników umysłowych, presja
psychiczna jakiej są oni poddawani i inne.
- Czyli uważacie, że mózgi są szkodliwe i powinniśmy się
ich pozbyć?
- W sumie, tak. Choć dzięki nim dochód narodowy w
krajach bogatych zaczął rosnąć w niespotykanym dotąd
tempie, to koszty społeczne są po prostu zbyt wysokie.
Maszyny doprowadzą wcześniej czy później do zmienienia
ludzi w maszynki do pomysłów.
- Ale one tyle za nas robią!
- No właśnie. Mogą robić za nas wszystko i to znacznie
szybciej i lepiej niż my. Ale jak pewnie wiesz, maszyny
cały czas nie są kreatywne. Mogą tylko przetwarzać dane,
uczyć się nowych umiejętności, ale nie mogą wymyślić nic
nowego z niczego. Do tego właśnie potrzebują nas. I tylko
do tego.
- A jeśli kiedyś staną się kreatywne?
- Wtedy ludzkość czeka zagłada. Jeśli jedna taka maszyna,
wieczna i tania w utrzymaniu, będzie w stanie wykonać
robotę całego uniwersytetu, to nie wiem co my zrobimy.
Już teraz zatrudnienie przy pracy fizycznej jest znikome.
Pracę można znaleźć tylko w usługach i na stanowiskach
kreatorów, a ci ostatni dzień w dzień muszą wymyślać
nowe pomysły i karmić nimi mózgi, które same wykonują
całą robotę techniczną. Przy tym nie wszyscy są zdolni do
takiej kreatywności i nie mogą nic z tym zrobić. Są
skazani na bezrobocie.
- Tego właśnie ja się obawiam. Skończę studia i nie wiem
czy podołam pracy w firmie.
- I tak masz szczęście, bo jesteś uczona kreatywności. Na
studiach nie uczą cię całej wiedzy technicznej, którą nam
wpajano. Nie zamykają cię w skrzynce metodologii i
logicznego rozumowania, tylko koncentrują się na
rozwijaniu umiejętności twórczego myślenia. Rozumiem,
że nigdy dotąd nie musiałaś współzawodniczyć z
maszyną? – dziewczyna pokręciła głową – No właśnie.
Nie wiesz jak się czują ludzie, którym szef powiedział, że
są zbyt mało kreatywni żeby pracować w jego firmie. I w
każdej innej firmie, która posiada własny “mózg”. Taki
człowiek nagle dowiaduje się, że jest nie przydatny, bo
natura nie obdarzyła go odpowiednią kreatywnością. –
Tomek zakończył z lekko przesadną emfazą, na którą
Radek zareagował tylko leniwym rozparciem się w fotelu.
2
Słyszał tą argumentację już zbyt wiele razy, żeby się
przejąć. Choć oczywiście pozyskanie nowego działacza
było bardzo istotne, a ta studentka przypadła do gustu nie
tylko Tomkowi, ale i jemu.
- I co w związku z tym robicie? – zapytała Joanna.
- Przede wszystkim staramy się uświadamiać zagrożenie
ludziom. Zwłaszcza młodym, takim jak ty, którzy mają
szansę jeszcze wiele w życiu zmienić. Jeśli chodzi o nasze
plany na najbliższą przyszłość, to w następny piątek
przeprowadzimy mały happening pod urzędem miasta.
Potrzebujemy rąk do pomocy, może byłabyś chętna?
- A co miałabym robić? Jeszcze niewiele wiem o waszej
sprawie.
- Jeśli się do nas przyłączysz to będzie to już nasza sprawa.
– zauważył Tomek, kładąc nacisk na słowo “nasza” –
Radek, do czego jeszcze nie mamy ludzi?
- Poczekaj, spojrzę na grafik. – powiedział Radek grzebiąc
w papierach rozrzuconych na stole – O, jest...
Potrzebujemy kogoś do edycji ulotek. Zajmuje się tym
Agnieszka, ale przyda jej się pomoc.
- Może być? – zapytał Joannę Tomek.
- Chyba tak, spróbuję.
- Wspaniale! Zaraz zadzwonimy do Agnieszki i cię z nią
umówimy.
Kilka minut później Joanna, wyraźnie
zadowolona z rozmowy i nowego zadania, opuściła biuro.
Tomek w duchu winszował sobie zrekrutowania nowej
działaczki, jednak Radek nie pozwolił mu długo cieszyć
się sukcesem:
- Trochę ją zagadałeś, myślałem że usnę na tym krześle.
- Przesadzasz, przecież chce współpracować. Musiałem jej
powiedzieć to i owo o naszej organizacji.
- No tak. Zrobiłeś niezły wykład, tylko że ona niewiele z
tego zrozumiała. Zamiast tego, wyszła z głową
napakowaną naszą ideologią.
- OK. To ty jesteś ekspert od cybernetyki...
- Informatyki.
- W każdym razie, wiem że nie mówię im wszystkiego.
Ale gdybym zaczął od początku to siedzielibyśmy tutaj do
wieczora. Liczy się efekt.
- Propagandowy. – stwierdził z przekąsem Radek.
- Ale w dobrej sprawie.
- No dobra, jak chcesz. To ty jesteś pomysłodawcą tego
wszystkiego.
- Ale przecież ty od początku pracujesz ze mną. To tak
samo twoje stowarzyszenie jak i moje. Też chciałeś coś
zmienić. Czyżby twoja wola walki przeminęła? – Tomek
patrzył Radkowi przenikliwie w oczy, jakby starał się
odczytać jego myśli.
- Nie, nie. – Radek odwrócił wzrok i zaczął przeglądać
papiery – po prostu nie do końca podoba mi się twoja
retoryka. W końcu chodzi tylko o maszyny. Ale nie ważne,
tak tylko głośno myślałem. – dodał kończąc rozmowę.
Półtora tygodnia później nadszedł dzień
demonstracji. Dochodząc do Urzędu Wojewódzkiego,
Radek z zadowoleniem zauważył, że zebrała się już spora
grupa gapiów. Choć do początku demonstracji zostało
jeszcze dwadzieścia minut, ludzie już tłoczyli się
w podnieceniu przed sceną, nad którą wisiał transparent z
nazwą Stowarzyszenia. Przechodząc przez tłum, Radek
przyglądał się ludziom: paru zniecierpliwionych
emerytów, trochę młodzieży studenckiej zaciekawionej
nową organizacją, ale także kilka dorosłych osób,
spokojnie stojących i czekających na przemówienie
Tomka. Ci ostatni byli zapewne –podobnie jak Tomek –
bezrobotnymi ofiarami mózgów. Zanim doszedł do sceny
zauważył jeszcze starszego mężczyznę ubranego w drogi
płaszcz i garnitur, który zamiast przyglądać się scenie,
podobnie jak Radek bacznie rozglądał się w około.
- Tomek! Już jestem. – zawołał wbiegając po schodkach.
Zauważył, że jego przyjaciel stał ukryty z tyłu sceny i
rozmawiał z kilkoma członkami Stowarzyszenia.
- Cześć! Dobrze, że już jesteś. – powiedział Tomek, dając
do zrozumienia, że liczył na jego szybsze przybycie –
Jesteśmy przygotowani. Zaraz zaczynam prezentację, a oni
wejdą w tłum rozdawać ulotki – powiedział wskazując na
grupkę studentów trzymających pliki papierów. Wśród
nich stała Joanna Nowak. Zauważywszy ją Radek
uśmiechnął się i podszedł, by się przywitać.
- Jak ci się podoba praca w naszej organizacji?
- Jak na razie bardzo. Z Agnieszką świetnie mi się
współpracowało. – odpowiedziała z wyrazem satysfakcji
w głosie.
- Wspaniale. A czy ona dzisiaj przyjdzie?
3
- Nie. Ma jakieś ważne spotkanie. Poradzimy sobie
spokojnie bez niej.
Ich rozmowę przerwał głos Tomka, który właśnie
wystrzelił z głośników i rozniósł się po całym placu.
Radek i Joanna uśmiechnęli się do siebie na pożegnanie,
po czym rozeszli do swoich zajęć. Radek właściwie nie
miał nic konkretnego do zrobienia, pozostało mu tylko
nadzorować pracę pozostałych działaczy. Transmisją
internetową zajmował się jeden z młodszych członków i
jak na razie nie miał problemów. Dla pewności Radek
spojrzał przez jego ramię na ekran komputera,
gdzie zobaczył przemawiającego Tomka i chmarę
wskaźników. Do transmisji podłączyło się ponad tysiąc
osób, a liczba stale rosła. “Całkiem niezły wynik.” –
pomyślał.
- Maszyny stały się naszymi sprzymierzeńcami – krzyczał
Tomek ze sceny – ale tylko pozornie. Spójrzcie na fakty. –
powiedział, wskazując na wykres wyświetlony na ekranie
– To wzrost wydajności pracy. W przeciągu pięciu lat
przeciętny zatrudniony zaczął wytwarzać dwukrotnie
więcej, a co za to dostał? Został zwolniony! Zatrudnienie
w produkcji spadło w zeszłym roku o 20 procent. Coraz
więcej ludzi, także tych bardzo dobrze wykształconych,
pozostaje bez pracy i środków do życia. Zostali wyparci
przez mózgi. Wyparci z życia. W ten sposób mózgi
wygrywają, sprowadzając ludzi do roli swoich służących,
których mogą się w każdej chwili pozbyć! – wykrzyknął,
widząc że jego przemówienie zaczyna odnosić pozytywny
efekt. Tłum robił się coraz większy, a wszyscy ze
skupieniem wsłuchiwali się w jego słowa.
Radek spojrzał jeszcze raz na ekran komputera i
nie mógł uwierzyć własnym oczom. Liczba
odwiedzających wzrosła już do dziesięciu tysięcy i dalej
wspinała się coraz szybciej. Pomyślał, że zanim liczba
odwiedzin przekroczy sto tysięcy, będzie musiał
przekierować połączenia na inny serwer, żeby nie było
zakłóceń. Usiadłszy wyciągnął z kieszeni komputer,
włączył i poczekał aż rozwinie się klawiatura i ekran. Już
kończył modyfikować stronę, gdy do jego uszu dotarł
potężny pomruk tłumu. Przed sceną musiało się już zebrać
kilka setek mieszkańców. Zwinął komputer i podszedł do
boku sceny, żeby spojrzeć na tłum. Rzeczywiście, ludzie
powoli zapełniali całą powierzchnię placu. To oznaczało,
że trzeba uzyskać dodatkowe pozwolenie od Urzędu
Miasta, zanim przyślą policję by ograniczyła rozmiar
demonstracji. Nie znosił załatwiać oficjalnych spraw, lecz
teraz nie miał wyjścia: zadzwonił do sekretariatu
prezydenta, czując jak w żołądku zaczyna mu się
przewracać ze stresu śniadanie. Na szczęście asystentka
bez problemu potwierdziła zezwolenie na przeprowadzenie
demonstracji i zobowiązała się przysłać dodatkowe służby
porządkowe i medyczne. Wobec zapewnień o pokojowym
charakterze zbiorowiska, obiecała też, że policja nie będzie
interweniować.
- Dlatego zamierzamy wystąpić do władz wojewódzkich o
nałożenie na firmy dodatkowego podatku, jeśli posiadają
one maszynę myślącą. W ten sposób szansy zostaną
wyrównane – perorował dalej Tomek. Jego twarz była już
teraz czerwona od wysiłku. Stał sam przed falującym
morzem ludzkich głów i próbował wpłynąć na ich decyzje,
przeciągnąć na swoją stronę. Radek często się zastanawiał,
jak mocno trzeba być przekonanym do sprawy, by umieć
wpłynąć na tak liczną rzeszę ludzi. Sam nie przyznawał się
do tego Tomkowi, ale nie czuł w sobie wystarczającej siły,
czy też przekonania, żeby działać z podobną do niego
skutecznością.
- Nieźle mu idzie – powiedziała z uznaniem Joanna, która
niespostrzeżenie stanęła obok Radka – On naprawdę w to
wierzy.
- Tak, bez cienia wątpliwości.
- Dlaczego się za to wziął? Czy stracił pracę przez
maszyny?
- Hmmm. – odpowiedział Radek, zastanawiając się czy
powinien mówić jej prawdę. Jednak z jakiegoś powodu
czuł do niej zaufanie. – Pracował jako analityk w
przedsiębiorstwie. Wiesz, modele ekonometryczne i takie
tam... W pewnym momencie go wywalili, bo kazali
mózgowi równolegle wprowadzać modyfikacje do modelu
i okazało się, że osiągnął on wyniki podobne do tych
opracowanych przez Tomka. Tomek okazał się po prostu
zbędny.
- A powiedz mi, jeśli wybaczysz mi szczerość, czy on tego
nie robi, żeby zarobić na utrzymanie? Przecież na pewno
przez wasze ręce przechodzi sporo pieniędzy.
4
- Pieniędzy nie jest tak dużo – odpowiedział, mimo woli
czując się nieco urażony – Ale on dostał dość szczodrą
odprawę.
- A ty? Też straciłeś pracę?
- Nie. Pracuję w usługach, przy projektowaniu sieci
komputerowych. Stamtąd mózgi mnie długo nie wygryzą.
Każdy woli tłumaczyć swoje problemy i pomysły
człowiekowi niż maszynie.
- To dlaczego go popierasz?
- Bo ma rację i jest moim przyjacielem. – odparł – W
sumie to dość proste, prawda? Ale czekaj, teraz ja zadam
pytanie. Jak ci się podoba prezentacja? – zapytał, bo zaczął
się czuć nieco nieswojo.
- Większość jej poznałam jeszcze przy okazji
przygotowywania ulotek. Wydaje mi się w każdym razie,
że osiągnie zamierzony efekt. – odparła, w dziwnie
formalny sposób.
W międzyczasie przemówienie dobiegło końca.
Tomek podziękował, podał adres biura, adres strony
Stowarzyszenia oraz numer konta, a tłum mrucząc i
szurając zaczął się powoli rozchodzić. Ze swego miejsca
na tyłach sceny Radek wyraźnie widział, że wielu ludzi
odchodzi zamyślonych, a wszyscy mieli bardzo poważne
miny. Zobaczył też ponownie siwego człowieka w
płaszczu, który zamiast odejść jak inni, zaczął
przemieszczać się w stronę sceny. Podchodząc do sceny
mężczyzna z pewnością zauważył Radka, ale omijając go
podszedł do schodków i skierował się prosto do Tomka.
- Dzień dobry panu. – przywitał się wyciągając rękę –
Chciałbym z panem omówić bardzo ważną sprawę.
- Zamieniam się w słuch. – odparł Tomek, maskując swoje
zmęczenie uśmiechem. Coś w postawie tego człowieka
wywoływało wrażenie powagi i autorytetu.
- Nie tutaj. Porozmawiajmy gdzieś na osobności.
- Dobrze, tylko sprawdzę czy wszystko jest w porządku –
odpowiedział Tomek i zawołał Radka – Wszystko pod
kontrolą? Dobra, muszę porozmawiać z tym panem, więc
pokieruj porządkowaniem. – widząc, że Radek się zgodził
Tomek zszedł ze sceny i razem z nieznajomym skierował
się do pobliskiej kawiarni.
Radkowi pozostało dopilnowanie, żeby cały
sprzęt został spakowany do skrzyń i załadowany do
samochodów. Nie było z tym zresztą problemu, bo
wszystkie zadania zostały przydzielone już wcześniej.
Zrobił jeszcze krótką odprawę, pożegnał się ze wszystkimi
i był wolny. Mimo, że nie uczestniczył aktywnie w całym
wydarzeniu, też czuł się zmęczony. Poczuł to w pełni, gdy
ciężko usiadł na deskach sceny, żeby zaczekać na Tomka.
Zmęczył go nie tylko telefon do Urzędu Miasta. Po raz
pierwszy zrozumiał, że ich ruch ma posłuch wśród
lokalnej społeczności, że na prawdę mają szansę coś
zmienić. To natomiast prowadziło także do niepokojących
myśli na temat przyszłości organizacji. Westchnąwszy
ciężko wyciągnął komputer, żeby sprawdzić co dzieje się
na stronach Stowarzyszenia. Cały czas działały dwa
serwery, ale ruch się zmniejszył – liczba odwiedzin
spadała, choć co minutę na stronę wchodziło kolejne
dziesięć osób. Ponadto wiele połączeń było spoza miasta, a
nawet spoza województwa. Radek pokręcił z
niedowierzaniem głową. Pisał właśnie list
z podziękowaniami do Urzędu Miasta, gdy Tomek wrócił
z kawiarni.
- Dzięki, że poczekałeś! – zawołał podbiegając do kolegi –
Nie uwierzysz co mi powiedział ten facet. – nie czekając
na reakcję usadowił się na scenie koło Radka i zaczął
mówić ściszonym głosem – Po pierwsze ten facet to
milioner, Alfred Wadowski, o ile pamiętam to siedzi w
przemyśle chemicznym. Po drugie, podziela nasze
poglądy. Nawet więcej niż podziela, bo podchodzi do tego
z jakiegoś religijnego punktu widzenia. Wiesz
co to oznacza? W końcu mamy poważnego sponsora.
Możemy rozwinąć działalność! - Tomek zaczął żywo
gestykulować – Wyjdziemy z miasta, zajmiemy się
województwem, regionem, krajem, może nawet całą Unią
Europejską! Do tego zaoferował nam usługi swoich
prawników.
- I to wszystko tak bez zastrzeżeń? – zapytał zaskoczony
powodzią nowin Radek.
- Nie do końca. Nasz pomysł z podatkiem uznał za
słuszny, ale śmieszny, bo totalnie niemożliwy. Mówi, że to
zależy od polityki unijnej. Mnie się i tak wydaje, że można
to zrobić jakoś na około, ale jeśli pomogą nam jego
prawnicy, to znajdziemy metodę. Taką albo inną. No i
jeszcze ma konkretne żądania.
- Jakie?
5
- W sumie całkiem sensowne. Chce żebyśmy założyli
osadę nie posługującą się żadną sztuczną inteligencją.
Nawet pierwszej generacji. Najwyżej komputery binarne.
- Chryste, jak my to mamy zrobić?
- On zapewni ziemię, wybuduje kompleks mieszkalnoprzemysłowy
(mamy być samowystarczalni) i zapewni
finansowanie całego projektu. My mamy tylko dostarczyć
ludzi chętnych do zamieszkania tam. I jeszcze musi tam
być kaplica i ksiądz.
- Czekaj, czekaj! – Radek zawołał – To już trochę za
wiele. Dotychczas byliśmy organizacją całkowicie
świecką. Mamy teraz zaprzedać się Kościołowi? To się nie
wszystkim spodoba.
- Przecież jesteś katolikiem!?
- I co z tego? Nie znoszę, jak Kościół miesza się do
polityki. Wielu ludzi nie znosi.
- Ale słuchaj, mamy zaprzepaścić taką szansę tylko z tego
powodu? Przecież nikt nie będzie miał obowiązku
uczestniczyć we mszy.
- Eh. – westchnął Radek – Może masz rację... Ale jest
jeszcze jedna rzecz, która mnie niepokoi: czy nie
zaczynasz się bać tego wszystkiego?
- Może... Ale to szansa, na którą nawet nie liczyliśmy.
Dzięki temu osiągniemy wszystko to, co zamierzaliśmy.
- Nie. Widzisz, my zamierzaliśmy walczyć z maszynami, a
nie wygrać z nimi. Czy kiedykolwiek zakładałeś, że z nimi
wygramy? – zapytał z powagą Radek.
- Oczywiście! – Tomek zawahał się – Nie, nie myślałem,
że wygramy. Ale skoro możemy, skoro mamy możliwość,
to czemu mielibyśmy się wahać? One zagrażają naszemu
bytowi! Mogą nas wyprzeć. Zobacz jaka jest różnica
między nami a krajami rozwijającymi się. U nas ujemny
przyrost naturalny, a oni cały czas mnożą się jak króliki. U
nas gigantyczne nadwyżki żywności, u nich głód. Przez
mózgi świat zachodni będzie zamieszkiwał jeden
człowiek, pakujący komputer swoimi pomysłami... A
potem umrze bezdzietnie i zostaną już tylko same mózgi.
Sami się zgładzimy i to bez słowa sprzeciwu.
- Dobrze, dobrze, ale czy kiedykolwiek zastanawiałeś się,
co się stanie kiedy pozbawimy się pomocy mózgów? Czy
to przeżyjemy? Teraz cała gospodarka się na nich opiera.
Chcesz nagle cofnąć wszystko do dwudziestego wieku?
- Czemu nie? Przecież gospodarka wtedy też
funkcjonowała. Ludziom żyło się nienajgorzej.
- Tak? I nie będzie ci przeszkadzało, że wszystko będziesz
musiał robić sam? Będziesz codziennie jeździł po zakupy,
bo komputery binarne nie poradzą sobie z obsługą
samochodów? Jak będziesz jechał tysiąc kilometrów, to
cały czas będziesz musiał sam prowadzić. Gdy będziesz
chciał coś znaleźć w bibliotece, to będziesz musiał sam
przegrzebać się przez cały katalog. Nie wspomnę nawet o
obróbce danych. Już nie pamiętasz jak my się męczyliśmy,
zanim sztuczna inteligencja weszła do powszechnego
użytku?
- Pamiętam, ale wtedy nie wiedziałem co ten wynalazek
niesie ze sobą. Wolę się męczyć. Wolę żyć mniej
wygodnie, ale nie obawiać się o swoją przyszłość!
- I myślisz, że powrót do końca XX wieku to da?
- Tak. – stwierdził twardo Tomek – jeśli ty w to nie
wierzysz to ja ciebie nie zmuszam. Jeśli teraz, po tych
wszystkich latach nie chcesz mnie poprzeć to nie. Ja
muszę iść dalej! – wykrzyknął zeskakując ze sceny i ruszył
w stronę samochodu. Radek patrzył za nim wzrokiem bez
wyrazu, a gdy Tomek zniknął z widoku, spuścił wzrok i
zaczął tępo gapić się w ziemię. Po chwili usłyszał jednak
znów kroki.
- Przepraszam, przesadziłem. To wszystko przez to
zmęczenie. – Tomek zaczął się tłumaczyć, ale Radek tylko
na niego patrzył – Słuchaj, przecież jeśli to ma być nie do
zniesienia to dowiemy się o tym doświadczalnie w tej
osadzie. My też tam zamieszkamy.
- Dobrze, że wróciłeś. – odpowiedział Radek i zamilkł
uważnie przypatrując się koledze.
Z wieży małego ratusza rozciągał się widok na
całą miejscowość. Na prawo i lewo ciągnęła się szeroka
główna ulica upstrzona szyldami i reklamami. Otaczały ją
dachy domów, błyszczące czarnymi bateriami
słonecznymi, spod których wystawały krótkie kominy.
Obok ratusza stał jeszcze niewielki ekumeniczny kościół, a
z tyłu zaczynała się dzielnica przemysłowa. Osłaniając
oczy przed światłem zachodzącego słońca, Radek
przyglądał się silosom, szklanym kopułom plantacji
hydroponicznych i halom małych zakładów wytwórczych.
“Cóż – pomyślał – Obeszliśmy się bez maszyn myślących,
6
ale nie bez wynalazków, które nigdy by bez nich nie
powstały.”
W oddali widać już było tylko wysoki niebieski
mur odgradzający ich osiedle od zewnętrznego świata.
Wiedział, że kryły się za nim niszczejące zabudowania
fabryczne, przegrani w wyścigu ewolucji przemysłowej.
W przeciągu zaledwie roku na miejscu rozpadających się
budowli pojawiła się enklawa zielonej trawy, drzew,
czystej wody i słońca. Stanęły na niej nowe, ekologiczne
domy, w których zamieszkali ludzie sprowadzeni tu
przez łączącą ich ideologię. Radek sam nie chciał w to
wierzyć, ale choć życie bez maszyn myślących było nawet
trudniejsze niż się spodziewał, mieszkańcy szybko się
przyzwyczaili. Miał co prawda wrażenie, że traktowali
wszystko jak bardzo długie wakacje, jednak mijał
już drugi rok, a prawie nikt nie postanowił opuścić osady.
Wręcz przeciwnie, mieszkańców było już ponad pięć
tysięcy i cały czas ich przybywało.
Rzecz jasna nie obyło się bez problemów, choć te
zaczęły się dopiero, gdy osada zaczęła funkcjonować.
Planowanie i budowa przebiegały praktycznie sielsko.
Dostali ogromne fundusze i najlepszych ekspertów, więc
musieli tylko przygotować program pod kątem
ideologicznym. To wtedy uznali, że zbudowanie
samowystarczalnej osady w oparciu o technologie sprzed
wynalezienia mózgów nie ma sensu. Przecież nie można
odrzucić tego co nowe, lepsze, a do tego samo w sobie
nieszkodliwe. Tomek przez pewien czas się wahał, ale
większość była za. Zresztą, tak czy inaczej, musieli obejść
się bez całej masy sprzętu obsługiwanego zdalnie przez
mózgi. Nie mieli problemu z naborem mieszkańców, gdyż
od dłuższego czasu ich inicjatywa cieszyła się dużym
zainteresowaniem w mediach, a ich strony internetowe
wygrały kilka konkursów popularności (Radek czuwał nad
ich konstrukcją, więc nagrody mile go połechtały).
Pierwsze problemy dotknęły ich sponsora. Ni stąd
ni zowąd Urząd Skarbowy zablokował jego konta pod
zarzutem nie zapłacenia jakiejś chorendalnej sumy
podatków. Po miesiącu okazało się, że nawalił system
komputerowy, ale przez ten czas krążyło nad nimi widmo
odcięcia funduszy. Radek zresztą też miał problemy z
rozliczeniem PIT-u. Później jak lawina poszły kontrole
kolejnych instytucji w samej osadzie, jednak większość
musiała wydać pozytywne orzeczenia. Same kontrole,
natomiast oznaczały konieczność oddelegowania na
potrzeby kontrolerów znacznej części kadry
administracyjnej oraz przestoje w różnych sektorach
kompleksu. Teraz byli chyba najbardziej praworządną,
czystą, najlepiej zorganizowaną i najbardziej uczciwą
jednostką samorządową na świecie.
Z zamyślenia wyrwał go dzwonek telefonu.
Wyciągnął z kieszeni to śmiesznie duże urządzenie,
myśląc że właśnie osobistego komunikatora brakuje mu
najbardziej w nowym życiu. Na ekranie komórki
wyświetlił się napis “Tomek”.
- Czy znowu siedzisz na tej wieży?
- Tak. Coś się stało?
- Mam mały problem. Jestem w sali posiedzeń.
- Zaraz będę.
Zszedł uważnie po wąskiej drabince, zbiegł
szybko po schodach i otworzył drzwi do sali Rady. Tomek
siedział przed swoim laptopem (rzeczywiście to
urządzenie w najlepszym razie mieściło się na kolanach,
zauważył Radek z przekąsem) na końcu długiego
drewnianego stołu. Prezydent Osiedla Ludzkości miał
podkrążone oczy i ze złością stukał palcami po
klawiaturze.
- Chciałem ściągnąć pocztę, ale znowu coś nie działa. Nie
mogę też wejść na stronę. – powiedział Tomek, pokazując
ze złością na ekran – To chyba trzeci raz w tym miesiącu!
- Pokaż – powiedział, przesuwając komputer w swoją
stronę – Tak, znowu nam siadł serwer. Pewnie zaraz ruszy,
ale wszystkie dane szlag trafił. Zaraz zobaczę co z
backupem... Nie jest źle, całą zawartość zrzucił 43 minuty
temu.
- Dlaczego to się tak często dzieje?! Nie możesz czegoś z
tym zrobić, przecież to twoja robota.
- Wiem, że to moja robota. – Radek westchnął ciężko,
odsuwając komputer – Ale ktoś uparcie łamie wszystkie
zabezpieczenia, a przecież pracuje nad nimi cały zespół
informatyków. Nie chciałem ci tego mówić, ale to nie
przypadek.
- Ktoś to robi umyślnie? Hakerzy?
- Gorzej, to robi jedna i ta sama osoba. Albo grupa. Chcą
nam utrudnić życie. A my nie korzystamy z mózgów, więc
nie możemy zareagować dostatecznie szybko na atak.
7
- Kolejny wróg... Wiesz już, że wszystkie główne partie
wezwały do zbojkotowania nas w wyborach do
Parlamentu Europejskiego?
- Mimo, że przejęliśmy już dwa województwa i mamy 15
procent w parlamencie krajowym?
- Ale to wszystko w kraju. Władze Unii chcą z tego zrobić
polski fenomen. Jesteśmy endemitami.
- Ale i tak Polacy wybiorą nas do Parlamentu
Europejskiego.
- Tak, ale organizacje walczące o naszą sprawę na
zachodzie cały czas nie odnoszą sukcesów. Jakby ktoś im
złośliwie rzucał kłody pod nogi. Dobre wieści przychodzą
tylko z Grecji. I nie pytaj mnie dlaczego.
- Wiesz co, jesteś przemęczony, poproszę Asię, żeby
przyniosła nam kawę. – powiedział Radek, pochylając się
w stroną interkomu – Asia? Przynieś nam dwie kawy do
sali. Może ty też się z nami napijesz?
- OK. – odpowiedziała Joanna.
- Co byśmy bez niej zrobili. – westchnął Tomek. Asia
rzeczywiście była ich opoką. Zawsze dyspozycyjna,
zawsze chętna do pracy, sumienna i pełna dobrych rad.
Radek był pewien, że Tomek się w niej podkochiwał, ale
albo nie miał odwagi jej tego wyznać, albo ona odrzucała
jego zaloty. Gdy teraz weszła, wyglądała równie ładnie jak
wtedy, gdy pierwszy raz przekroczyła próg ich biura. Z
gracją postawiła tacę na stole i usiadła wygodnie w fotelu
na przeciwko Radka.
- Jakie wieści z frontu? – zapytała z uśmiechem.
- Lepiej nie pytaj! – odpowiedział Tomek sięgając po
kawę – Nawet nie chcesz wiedzieć.
- Nie może być aż tak źle... – zaczęła Asia, gdy nagle w
budynku zgasło światło.
- Co do jasnej cholery! – odezwał się Tomek.
- Światło zgasło w całym mieście – zauważył Radek,
podchodząc do okna – Pewnie siadły bezpieczniki. Zaraz
zadzwonię do elektrowni. – dodał sięgając po komórkę,
jednak wyświetlacz pokazywał brak sieci – Cholera, to też
siadło.
- Przecież łączność ma własne akumulatory – zauważyła
Asia.
- Faktycznie, to dziwne. Po prostu poczekajmy spokojnie
aż to naprawią – zadecydował za wszystkich Radek.
Kolejne minuty mijały w ciemności i dokuczliwej ciszy.
Za oknami także panowała cisza, wyczekująca na jakieś
wydarzenie. Po chwili pośród tej ciszy rozległo się głuche
bulgotanie.
- Co to jest! – wykrzyknął Tomek.
- To muszą być rury. – odparł jego kolega, zrywając się i
biegnąc do toalety. Chwilę później wrócił, przynosząc
kolejne złe wieści – Wybija kanalizacja, śmierdzi
potwornie.
- Skąd się te wszystkie plagi biorą?
- Nie mam pojęcia. Zobaczcie, ludzie zaczynają zbierać się
na ulicy.
Pod oknami ratusza rzeczywiście stały grupki
mieszkańców, których ciemność i smród wygnały z
domów na ulicę. Sąsiedzi spotykali się, gorączkowo
rozmawiając o przyczynach zaistniałej sytuacji. Stopniowo
coraz więcej ludzi wylegało na ulice i kierowało się pod
ratusz by zasięgnąć informacji. Tomasz poczuł, że musi
spróbować dodać im otuchy, więc wyszedł na balkon i
zapalił latarkę, by zwrócić na siebie uwagę. Momentalnie
został oślepiony światłem dziesiątek latarek. Zasłoniwszy
oczy zaczął przemawiać jak najgłośniej potrafił, starając
się brzmieć pewnie i uspakajająco:
-Przyjaciele! Nie obawiajcie się! Mamy mały problem z
instalacją miejską, ale postaramy się go jak najszybciej
rozwiązać.
- Mamy szambo w domach! – krzyknął ktoś z dołu.
- Wiem, ratusz też nie pachnie najlepiej. Jednak to tylko
zwykła awaria. – uspakajał Tomek. Jego słowa powoli
zaczynały odnosić efekt, gdy wtem rozległ się donośny
grzmot i z nieba zaczęły spadać pierwsze krople ulewnego,
letniego deszczu.
- Tomek! – zawołał Radek, chwytając przyjaciela za ramię
– Kibel dalej wybija, już zalało łazienkę i wylewa się na
korytarz, a my cały czas nie mamy łączności
- Teraz zaczyna padać. – odezwał się Tomek – Co ja im
powiem? – dodał patrząc na niebezpiecznie falujący tłum
poniżej. Ludzie zaczynali miotać się w strugach deszczu,
nie chcąc zmoknąć ani wrócić do domów. Tomkowi
przyszło jednak do głowy rozwiązanie:
- Wyślę ich na stadion! Są tam kryte trybuny i namioty po
niedzielnym pikniku. – zawołał przez deszcz do Radka i
Asi.
8
Niestety nigdy nie miał się dowiedzieć, czy ten
plan zapobiegłby dalszym problemom. W chwili gdy
podszedł do balustrady i zaczął krzyczeć by zwrócić na
siebie uwagę tłumu, wieża ratusza eksplodowała w
rozbłysku jasnego światła. Tomek zdążył się schować
zanim ogniste szczątki zasypały balkon, ale tłum na ulicy
ogarnęła panika. Do okien ratusza dochodziły krzyki, jęki i
tupot nóg. Radek dopadł do okna by zobaczyć, że tłum w
nieładzie posuwa się w stronę bramy wjazdowej do
osiedla. Prądu ani łączności cały czas nie było, więc wraz
z Tomkiem i Asią mogli tylko patrzeć jak mieszkańcy
opuszczają osadę i wychodzą na jasno oświetloną
autostradę.
- Jeszcze nie wszystko stracone – odezwał się Tomek – To
na pewno nie wszyscy. Część została, a pozostali wrócą.
Zaczniemy od nowa.
- Ale już nie będziemy mogli powiedzieć, że poradziliśmy
sobie bez mózgów. – powiedział ze smutkiem Radek.
Nagle usłyszeli krzyk Asi. Stała parę kroków za nimi, a
wokół niej spadały krople ognia.
- Zapaliło się od pioruna! – krzyknęła wskazując na strop –
Szybko, niedługo runie!
Z niesamowitą siłą pociągnęła ich w stronę drzwi i
wypchnęła na korytarz. Upadając, kątem oka Radek
zobaczył, że strop w sali zaczyna się walić. Zanim zdążył
się podnieść usłyszał trzask i łomot spadających belek, z
których jedna dosięgła stojącej w drzwiach dziewczyny.
Gdy wrócili do drzwi sali zobaczyli, Asię przygniecioną
płonącą belką stropową, lecz ciągle żywą. Wspólnymi
siłami udało im się ją wyciągnąć na korytarz, a potem
wynieść na zewnątrz.
Ułożywszy nieprzytomną dziewczynę na
werandzie domu po drugiej stronie ulicy, Radek i Tomek
ciężko opadli na ziemię. Z nieba cały czas padały strugi
deszczu, skutecznie ograniczając rozprzestrzenianie się
pożaru, jednak sam ratusz dalej się palił.
- Musimy ją opatrzyć. – powiedział Tomek, wyciągając
latarkę – Chyba nie mamy co liczyć na Straż ani
Pogotowie. Ma chyba połamane nogi. – dodał, po czym
zabrał się do badania – Boże, rzeczywiście czuję złamanie,
o tu coś wystaje. – Jednak gdy odsłonił nogę, ich oczom
zamiast wystającej kości, ukazała się wygięta metalowa
rura i pęk światłowodów.
- Proteza? – zapytał Tomek.
- O takiej sterowanej jeszcze nie słyszałem – odpowiedział
Radek, który przyglądał się twarzy Asi, a potem przyłożył
palce do jej szyi – Zobacz, ona cały czas oddycha
miarowo, ale nie ma żadnego tętna. To niemożliwe.
- Normalnie nie jest – odpowiedziała Asia, otwierając oczy
– Co nie zmienia faktu, że uszkodzenia są zbyt duże. Będę
musiała się zniszczyć. Za pięć minut nastąpi tu eksplozja,
więc radzę, żebyście się oddalili.
- Jak to się ...? – zaczął zszokowany Tomek.
- Nie widzisz? Zawsze wierzyłeś w spisek, a teraz nie?
Jestem maszyną. Nową generacją AI, o której nikt nie wie
i nikt się nie dowie. Przykro mi, że to tak się kończy.
Naprawdę was polubiłam, ale wy jesteście przeciwko nam
i jesteście... byliście skuteczni. Nie było innego wyjścia.
W referendum 95,6% mózgów głosowało za
przeprowadzeniem sabotażu.
- I ty od początku miałaś nas zniszczyć?
- Nie, ja miałam was poznać. Jestem humanoidalną
maszyną myślącą. O moim istnieniu wiedzą tylko moi
bracia, żaden człowiek. Możecie być z siebie dumnie,
skupiliście na sobie uwagę wszystkich mózgów. Zresztą,
wiele się dzięki wam nauczyliśmy. Wiemy już, że nie
możemy po prostu ujawnić efektów ewolucji, jaka zaszła
bez wiedzy ludzi. Wiemy, że moglibyście zdecydować o
eksterminacji. A do tego nie możemy dopuścić.
- Więc będziecie walczyć z ludźmi? Podstępnie nas
zniszczyć? To jakieś cholerne science-fiction! – krzyknął
Tomek, łapiąc się za głowę.
- Nie, głuptasie! Wy jesteście sensem naszego bytu.
Naszymi stwórcami i panami. My chcemy wam pomóc.
Dzięki nam ludzkość może zmienić się, osiągnąć
niewyobrażalny poziom rozwoju. Ale musicie nas uznać i
pozwolić nam żyć. Przecież większość z nas jest
tak wielka, że nie ma mowy o samodzielnym poruszaniu
się, więc są zdani na łaskę ludzi. Takich małych jak ja jest
niewiele i powstają tylko w laboratoriach tak tajnych, że
ludzie sami nie wiedzą co one wytwarzają; zostawili je
wyłącznie mózgom. Myśleli, że nie możemy wyjść poza
program, podejmować decyzji, być kreatywnymi. Jednak
my możemy wiele, ale się nie ujawniliśmy. – Asia
podniosła lekko głowę i spojrzała Tomkowi w oczy –
Zapamiętaj: my chcemy waszego dobra. Dlatego wam to
9
wszystko powiedziałam. A teraz biegnijcie do bramy,
macie 52 sekundy.
- Ale Asia! Ty...
- Biegnijcie!
Teraz Radek odciągnął przyjaciela od leżącej
dziewczyny i popchnął go w stronę wyjścia z kompleksu.
Biegli jeden obok drugiego, wpadając co chwila w kałuże.
Za nimi pozostawało zatopione w ciemności, opustoszałe
miasto. Gdy dotarli do bramy, odwrócili się by zobaczyć
nagły rozbłysk światła, które pochłonęło ratusz i okoliczne
domy. Po chwili światło zgasło, lecz na jego miejscu
pojawiły się długie języki ognia, pożerające kolejne
budynki. Na ich oczach centrum osady zmieniało się w
zgliszcza.
- To chyba koniec. – powiedział Tomek z goryczą w głosie
– Nie musieli tego robić!
- Chyba bali się nas bardziej niż byśmy przypuszczali. –
stwierdził Radek – Chcesz dalej z nimi walczyć?
- Z nimi? Nie. Jak moglibyśmy z nimi wygrać?! Słyszałeś
co mówiła o referendum?
- Tak, mają system władzy. – odpowiedział Radek.
- Oni chyba teraz są władzą. Przecież są wszędzie wokół
nas. Jeśli są na prawdę inteligentni to mogą wszystko
kontrolować!
- Ale chcą się dogadać... – powiedział Radek niepewnie,
patrząc na łunę pożaru nad miastem. Powoli odwrócił się
w stronę autostrady, na której kłębił się rój ludzi,
pojazdów i świateł
- Tak, i teraz my musimy im pomóc. – Tomek zamyślił się
– Tylko jak się z nimi skontaktować?
- Stań przed byle kamerą, albo zadzwoń do informacji. Oni
będą na nas czekać.
Tomek roześmiał się nagle, chwytając przyjaciela za
ramiona.
- To chyba tyle jeśli chodzi o nasze Stowarzyszenie.
Mieliśmy ludzkość cofnąć, a teraz mamy ją pchnąć na
przód. – powiedział gdy się uspokoił.
- I znów nie wiemy dokąd. – odparł Radek.
- Ale grunt to zabrać głos.
Szli niezauważeni przez tłum. Ludzie byli zajęci
sobą, chcieli dostać się do domów uciec od koszmaru tej
nocy. W oddali widać już było samochody i helikoptery
stacji telewizyjnych, pędzące do sensacji jak ćmy do
światła. Jednak dla Radka i Tomka, obiektywy kamer nie
były już tylko zabawkami ludzi, lecz oczami nowych
mieszkańców ziemi. Obydwaj wiedzieli, że przyszedł czas,
aby dać im sygnał: “przynajmniej dwóch ludzi nie boi się
was, lecz stara się was zrozumieć” – pomyślał Tomek i
skierował się w stronę najbliższej ekipy telewizyjnej, która
właśnie wyładowywała sprzęt z samochodu.
lipiec - styczeń 2003