10146
Szczegóły |
Tytuł |
10146 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10146 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10146 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10146 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dena Rhee
Lekcje mi�o�ci
Prze�o�y� Marek Kowajno
1
Wreszcie odkry�a wolne miejsce do parkowania. Maja Reed spojrza�a nerwowo na zegarek. Do dziewi�tej jeszcze pi�� minut! Je�li si� po�pieszy, akurat zd��y.
W��czy�a lewy migacz, �eby da� do zrozumienia pojazdom nadje�d�aj�cym z��przeciwka, �e chce zaj�� jedyne wolne miejsce do parkowania w��pobli�u uniwersytetu. Niecierpliwie b�bni�a palcami po kierownicy czekaj�c, kiedy wreszcie b�dzie mog�a skr�ci�. Musia�a jeszcze przepu�ci� jedno auto - potem droga b�dzie wolna. Kierowcy stoj�cy za ni� zacz�li g�o�no tr�bi�.
- Cz�owieku, po�piesz si� - mrukn�a wpatruj�c si� w��szpanerski kr��ownik szos, kt�ry zbli�a� si� w��wyj�tkowo �limaczym tempie. Ma d�ugo�� budynku i��kosztowa� pewnie fur� pieni�dzy, pomy�la�a patrz�c ponownie na zegarek. Jeszcze trzy minuty! Czy to niebieskie monstrum zniknie jej wreszcie z��oczu?
Auto jednak nie przejecha�o obok, tylko wcisn�o si� akurat w��luk�, na kt�r� tak d�ugo czeka�a!
Wytr�cona z��r�wnowagi, wytrzeszczy�a oczy na szczup�ego, wysokiego m�czyzn�, kt�ry wysiad� z��samochodu i��zamkn�� drzwiczki. Jego garnitur by� wyj�tkowo elegancki i��dobrany kolorystycznie do barwy wozu. W��innej sytuacji z��pewno�ci� uzna�aby m�czyzn� za bardzo atrakcyjnego, lecz by�a zbyt w�ciek�a, �eby m�g� na niej zrobi� wra�enie sw� aparycj�. Spiesznie spu�ci�a szyb� w��bocznym okienku.
- Co pan sobie wyobra�a! - zawo�a�a, a��w jej niebieskich oczach zapali�y si� gniewne b�yski. - Ca�� wieczno�� czekam na to miejsce, �eby zaparkowa�. Na pewno pan to widzia�! Co pan sobie w�a�ciwie my�li, �e kim pan jest?
M�czyzna, zaskoczony, obr�ci� si� gwa�townie. Kiedy spostrzeg� Maj�, po jego twarzy przemkn�� u�miech rozbawienia.
- Ma pani mo�e mnie na my�li?
- Oczywi�cie, kog� by innego? - odpar�a w�ciek�a. - Ukrad� mi pan miejsce do parkowania.
- Naprawd�? - spyta� drwi�co unosz�c brwi. - Nie mia�em poj�cia, �e to prywatne miejsce do parkowania. Jak pani godno��? Zobaczmy, czy jest tu gdzie� wypisane pani nazwisko.
W tym momencie klaksony aut za ni� zabrzmia�y na nowo.
- Jest pan najwi�kszym impertynentem, jakiego kiedykolwiek spotka�am! - rzuci�a mu prosto w��twarz, po czym gwa�townie doda�a gazu i��pojecha�a dalej. W��lusterku wstecznym widzia�a, jak spogl�da za ni� z��rozbawionym u�miechem.
Niech go wszyscy diabli! - pomy�la�a z��gniewem. Akurat dzisiaj musia�o j� co� zatrzyma�. W��ci�gu ostatnich dw�ch tygodni ju� trzy razy sp�ni�a si� na wyk�ady, nara�aj�c si� na niech�� ze strony pani Baggins.
Pani docent wyra�nie prosi�a, �eby tym razem wszyscy zjawili si� punktualnie. Zaprosi�a na go�cinny wyk�ad jakiego� docenta, kt�rego nazwisko na razie zachowa�a w��tajemnicy. Mia� by� podobno s�awnym pisarzem, o��kt�rym wszyscy ju� s�yszeli i��na pewno b�d� nim zachwyceni.
Maja pogardliwie skrzywi�a usta. Prawdopodobnie oka�e si� r�wnie wiekowy i��staro�wiecki jak pani Baggins i��kompletnie nieznany. Daleka by�a od tego, �eby umy�lnie robi� jej na z�o��, ale nie dogadywa�a si� z��ni� tak dobrze jak z��pozosta�ymi wyk�adowcami. Wszyscy byli kolegami jej ojca.
Odk�d pami�ta�a, ojciec by� profesorem sztuki na tym ma�ym uniwersytecie na �rodkowym zachodzie Stan�w. Matka zmar�a wkr�tce po czternastych urodzinach Mai. Od tamtej pory prowadzi�a ojcu dom i��podejmowa�a jego go�ci, przewa�nie docent�w uniwersytetu.
Z wszystkimi dobrze si� rozumia�a, tylko nie z��pani� Baggins. Mo�e bra�o si� to st�d, �e starsza pani �ywi�a do doktora Reeda uczucia, kt�rych on nie odwzajemnia�. By� cichym, skromnym cz�owiekiem, cz�sto roztargnionym i��oderwanym od �ycia.
Maja bardzo go kocha�a i��dba�a o��niego z��czu�o�ci� i��oddaniem, jak wcze�niej czyni�a to matka. Nie�atwo by�o prowadzi� dom i��troszczy� si� o��wszystko. Dlatego zreszt� tak cz�sto si� sp�nia�a.
Rano, kiedy siedzieli przy �niadaniu, ojciec podni�s� nagle wzrok znad gazety.
- Ach, nawiasem m�wi�c, Maju: czy wspomnia�em ci ju�, �e b�dziemy mie� dzisiaj go�cia na kolacji?
- Nie, tatusiu. - Westchn�a w��duchu. - Kto to b�dzie tym razem? - Ojciec zd��y� tymczasem zag��bi� si� ponownie w��lekturze. - Tatusiu? - nalega�a dalej. - Pyta�am ci�, kto przyjdzie dzi� na kolacj�.
- Syn mojego dobrego starego przyjaciela - wyja�ni�, a��w chwil� p�niej czyta� ju� znowu, ca�kowicie skoncentrowany.
Wiedzia�a, �e nie uda jej si� wyci�gn�� z��niego nic wi�cej. Zreszt� nie mia�o znaczenia, kto b�dzie go�ciem ojca. �le tylko, �e w��wielkim po�piechu musia�a poczyni� przygotowania do kolacji przed wyjazdem na uniwersytet. Marnej resztki ciasta czekoladowego nie mog�a przecie� poda� jako deser.
Pr�dko upiek�a jab�ecznik i��wsadzi�a do piekarnika mi�so na piecze�. Urz�dzenie w��czy si� po po�udniu automatycznie.
Czy ojciec musi zawsze zaprasza� go�ci w��pi�tki? Przecie� wie, �e ona, tu� przed egzaminem, nie ma w��ci�gu tygodnia czasu, �eby posprz�ta� dom. Zrobi�a z��grubsza porz�dek, gdy� wiedzia�a, �e po powrocie do domu p�nym popo�udniem, nie zostanie jej wiele czasu.
Co prawda sp�ni�a si� w��ko�cu, ale gdyby ten okropny facet nie sprz�tn�� jej sprzed nosa miejsca do parkowania, na pewno by jeszcze zd��y�a. A��tak wpad�a do sali wyk�adowej zdyszana i��w�ciek�a kwadrans po dziewi�tej.
Pani Baggins powita�a j� lodowatym spojrzeniem. Siedzia�a przy jednym z��ostatnich stolik�w, a��na podium zaj�� miejsce wyk�adowca. Maja nie zwr�ci�a na niego uwagi. Stara�a si� dotrze� w��miar� mo�no�ci bezszelestnie do jedynego wolnego miejsca, przeciskaj�c si� mi�dzy rz�dami krzese� i��omijaj�c wyci�gni�te nogi. W��zdenerwowaniu potkn�a si� o��czyje� nogi, i��jej ksi��ki z��hukiem upad�y na pod�og�. Ona sama szuka�a rozpaczliwie jakiego� oparcia, na szcz�cie w��ostatniej chwili podtrzyma� j� Jamie Fuller.
- Dzi�ki, Jamie - szepn�a rumieni�c si� jak burak.
- Nie ma za co - odpar� r�wnie� szeptem i��u�miechn�� si�. - Je�li o��mnie chodzi, mo�esz mi codziennie rzuca� si� pod nogi, z�otko. - Siedz�cy w��pobli�u koledzy zachichotali rozbawieni.
- Panno Reed - rozleg� si� z��ty�u zimny, nie znosz�cy sprzeciwu g�os pani Baggins - o��wp� do czwartej chcia�abym porozmawia� z��pani� w��moim pokoju!
Jeszcze i��to, pomy�la�a Maja. Akurat dzisiaj, kiedy tak jej si� �pieszy! Tego jej tylko brakowa�o!
- Tak, pani Baggins - wydusi�a, z��trudem t�umi�c gniew.
Obcy wyk�adowca chrz�kn��.
- Gdzie my�my to stan�li, zanim nast�pi�a przerwa na ten wyst�p artystyczny?
Studenci wybuchn�li �miechem. Maja ze z�o�ci� podnios�a g�ow� i��spojrza�a prosto w��iskrz�ce si� weso�o�ci� szare oczy m�czyzny, kt�ry zabra� jej miejsce do parkowania. Wyprowadzona z��r�wnowagi, zaczerwieni�a si� znowu, lecz wytrzyma�a hardo jego spojrzenie. W��jej oczach malowa�a si� wrogo��, ale jemu zdawa�o si� to nie przeszkadza�. Za�mia� si� cicho i��przez chwil� popatrzy� na ni� uwa�nie. Nast�pnie podj�� przerwany wyk�ad.
Do Mai nie dociera�a nawet po�owa tego, co m�wi�. Wszystko si� w��niej gotowa�o. To wy��cznie jego wina, �e si� sp�ni�a! A��kiedy teraz w��dodatku zacz�� z��niej kpi�, by�o tego stanowczo za wiele. Najch�tniej wygarn�aby mu od razu, co o��tym my�li. Z��wolna uspokoi�a si� wreszcie i��pochyli�a ku Jamie�emu Fullerowi.
- Jamie, kto to w��og�le jest? - zapyta�a.
- Sam wielki Stewart Sinclair - brzmia�a zaskakuj�ca odpowied�.
- �artujesz - powiedzia�a cicho.
- Nie. To naprawd� on.
Popatrzy�a do przodu w��kierunku podium.
Naturalnie nazwisko Stewart Sinclair wiele jej m�wi�o. By� autorem r�nych bestseller�w, kt�re po cz�ci zosta�y nawet sfilmowane, sama te� ju� czyta�a jedn� z��jego ksi��ek. Tyle �e nie przypad�a jej raczej do gustu. Wiele w��niej by�o przesady, a��mocne sceny erotyczne wr�cz j� razi�y. Ale co� takiego w��dobie dzisiejszej po prostu dobrze si� sprzedawa�o.
- Co si� sta�o, panno Reed? - spyta� Sinclair z��lekk� drwin� w��g�osie. - Ma pani jakie� pytania?
Maja poczu�a na sobie spojrzenia wszystkich obecnych. Dobrze wie, �e nie mam �adnych pyta�, pomy�la�a poirytowana, chodzi mu wy��cznie o��to, �eby mnie wprawi� w��zak�opotanie. Zawaha�a si� chwil�, po czym spojrza�a na niego wyzywaj�co.
- Owszem, panie Sinclair - odpar�a. - Z��pewno�ci� potrafi mi pan odpowiedzie�, dlaczego wi�kszo�� wsp�czesnych autor�w tak obszernie traktuje temat seksu. Czy co� takiego �atwiej sprzeda�? Czy mo�e tylko pragn� w��ten spos�b ukry� w�asn� przeci�tno��?
Przez kilka sekund panowa�o k�opotliwe milczenie. Stewart Sinclair u�miechn�� si� uprzejmie.
- Przypuszczam, �e to aluzja do niekt�rych fragment�w moich ksi��ek, panno Reed?
- Niekoniecznie, panie Sinclair. Ale musz� przyzna�, �e jedyna pa�ska ksi��ka, jak� czyta�am, wyda�a mi si� troch� gorsz�ca.
- Naprawd�? - spyta� zachowuj�c w��dalszym ci�gu uprzejmo�� - w��takim razie seks jest dla pani czym� gorsz�cym?
Maja zarumieni�a si� gwa�townie.
- Oczywi�cie, �e nie. W��ka�dym razie nie seks jako taki. Nie podoba mi si� tylko spos�b, w��jaki robi si� z��tego gr� towarzysk� i��usi�uje manipulowa� m�odymi niewinnymi czytelnikami. Wydaje si� jednak, �e dla pobudzenia sprzeda�y ka�dy �rodek jest dobry. Wywiera si� wp�yw na czytelnik�w apeluj�c do ich najni�szych instynkt�w.
- Czy moja ksi��ka wp�yn�a na pani� w��jaki� spos�b? - spyta� Sinclair z��zainteresowaniem.
�a�owa�a ju�, �e wda�a si� w��sp�r z��tym cz�owiekiem. Z��pewno�ci� by� ekspertem w��sprawach seksu i��teraz bawi� si� wy�mienicie jej kosztem. Studenci obserwowali ich z��rozbawieniem, a��pani Baggins mia�a min�, jakby chcia�a j� zamordowa�.
- Nie m�wi� o��sobie, tylko o��odczuciach m�odszych i��mniej do�wiadczonych czytelnik�w - odpar�a ze z�o�ci�.
- Ach tak, a��wi�c pani nie zalicza si� do tych - jak pani to wyrazi�a - m�odych, niewinnych i��niedo�wiadczonych ludzi? Pani sama potrafi te rzeczy czyta� oboj�tnie i��one pani nie ra��. Dziwne. A��s�dzi�em, �e akurat pani jest wzorem cnoty i��niewinno�ci. To przynajmniej wyja�nia�oby, dlaczego nie potrafi pani zrozumie� pewnych rzeczy i��skupi� si� na fabule.
G�o�ny �miech wype�ni� pomieszczenie. Zanim Maja zd��y�a zrewan�owa� si� aroganckiemu pisarzowi za jego pod�o��, rozleg� si� dzwonek na przerw�.
Sfrustrowana podnios�a si� z��krzes�a i��ruszy�a za innymi na korytarz. Wychodz�c znalaz�a si� mimo woli w��pobli�u pani Baggins. Stetrycza�a pani docent pos�a�a jej zab�jcze spojrzenie.
- Prosz� nie zapomnie�, panno Reed: o��wp� do czwartej w��moim gabinecie.
Maja opanowa�a si� z��wielkim trudem.
- Naturalnie, pani Baggins.
To rzek�szy, ruszy�a spiesznie korytarzem. Kiedy zamierza�a w�a�nie zej�� po schodach, us�ysza�a, �e kto� wo�a j� po imieniu.
- Hej, Maju! Zaczekaj chwil�.
Zobaczy�a, �e zbli�a si� do niej Jamie Fuller. Zatrzyma�a si� i��u�miechn�a do niego. Znali si� z��Jamie�em od dziecka.
Jego rodzice pracowali na uniwersytecie i��byli blisko zaprzyja�nieni z��rodzicami Mai. Po �mierci jej matki obie rodziny nie spotyka�y si� ju� tak cz�sto, lecz Jamie pozosta� jej zaufanym przyjacielem, i��zreszt� od czasu do czasu wychodzili gdzie� razem, mimo �e nie ��czy�o ich nic powa�nego.
Jamie wzi�� j� pod rami� i��poci�gn�� za sob�.
- Wpadniesz ze mn� do kafeterii? Teraz na pewno masz troch� czasu.
- Czas to dla mnie obce s�owo. Dzi� wiecz�r znowu go��. Ale okay, Jamie. P�niej mam jeszcze co prawda jaki� test i��powinnam si� w�a�ciwie troch� przygotowa�.
- Ja te�. Ale mo�emy to zrobi� przy kawie. - Zeszli po schodach. - Czemu w�a�ciwie �ci�a� si� tak z��tym pisarzem? - chcia� wiedzie� Jamie. - Zna�a� go ju� wcze�niej? Mia�em wra�enie, �e go nie znosisz.
- Ju� dzi� rano mia�am przyjemno�� go pozna�. - Opowiedzia�a Jamie�emu, jak Sinclair sprz�tn�� jej w��ostatniej chwili miejsce do parkowania. - Gotowa by�am go zamordowa� - zako�czy�a swoj� relacj� - ale nie m�wmy ju� o��nim. Mam nadziej�, �e nigdy ju� nie spotkam tego cz�owieka.
Jamie zmieni� temat.
- Powiedzia�a� przed chwil�, �e macie wieczorem go�cia. Jak s�dzisz, czy mimo to m�g�bym zajrze� na chwil�?
- Naturalnie, Jamie, czemu nie? Po kolacji ojciec na pewno przejdzie ze swoim go�ciem do gabinetu. Ale daj mi czas na posprz�tanie ze sto�u i��pozmywanie naczy�. Powiedzmy �sma albo wp� do dziewi�tej?
2
Kiedy Maja wsiad�a do swego wys�u�onego volkswagena i��ruszy�a w��drog� do domu, by�o ju� wp� do pi�tej. Reprymenda pani Baggins nie wypad�a tak �le, jak si� obawia�a.
Jad�c do domu zastanawia�a si�, co musi zrobi� najpierw. Piecze� by�a ju� w��piekarniku. Doda do niej ziemniaki i��marchewk�, a��potem szybko posprz�ta jeszcze troch� dom. Ojciec wraca� zwykle oko�o sz�stej, a��je�li przyjedzie od razu ze swym go�ciem, b�d� mogli w��p� godziny p�niej zasi��� do kolacji.
Odzyska�a wreszcie dobry humor. M�cz�ce zaj�cia si� sko�czy�y, i��mia�a przed sob� wolny weekend. Naturalnie roboty jej nie brakowa�o, ale na pewno wykroi tak�e troch� czasu dla siebie.
Nagle silnik zacz�� si� krztusi�. Przycisn�a peda� gazu. Samoch�d przejecha� jeszcze par� metr�w, by potem definitywnie si� zatrzyma�. Bak by� przypuszczalnie pusty. Musia�a prze��czy� na rezerw�. Ale strza�ka wskazywa�a ju� rezerw�.
- O��nie! - Zacisn�a pi�ci. - Nie wytrzymam tego!
Ojciec u�ywa� wozu poprzedniego dnia i��zapomnia� jej powiedzie�, �e benzyna si� ko�czy. Maja siedzia�a oklapni�ta za kierownic� i��wpatrywa�a si� we wska�nik poziomu paliwa. Trzeba by�o dzi� nie wstawa� z����ka! Nic jej si� nie uk�ada.
Nie pora by�a jednak teraz na takie rozmy�lania. Niech�tnie ruszy�a w��drog� do najbli�szej stacji benzynowej.
Zatrzasn�a za sob� drzwi kuchni i��spojrza�a na zegarek. Jak ten czas leci, ju� kwadrans po pi�tej!
Rzeczywi�cie by� to czarny pi�tek.
B�yskawicznie obra�a ziemniaki i��marchewki i��w�o�y�a je do brytfanny. Mi�so na szcz�cie wygl�da�o ju� ca�kiem nie�le i��troch� przyrumieni�o si� z��wierzchu.
Za drzwiami wychodz�cymi na ty�y budynku us�ysza�a drapanie i��skamlenie, lecz zignorowa�a te odg�osy. By�a to suka Rusty, irlandzki seter. Chcia�a przypomnie� Mai, �e pora na jej kolacj�.
Pies musia� jednak poczeka� jeszcze chwil�. Maja wzi�a �ciereczk� do kurzu oraz spray do czyszczenia mebli i��znikn�a w��jadalni. Nast�pnie przysz�a kolej na salon. Kiedy si� z��tym upora�a, ugotowa�a kalafior i��otworzy�a puszk� kukurydzy.
Rusty w��dalszym ci�gu drapa�a w��drzwi. By�a dopiero za dziesi�� sz�sta. Wygl�da�o na to, �e wszystko p�jdzie jednak g�adko. Teraz wpu�ci psa i��szybko go nakarmi, a��nast�pnie p�jdzie na g�r� i��si� przebierze. Je�li tymczasem zjawi si� ojciec z��go�ciem, nie b�dzie tragedii. Mo�e si� z��nim przywita� p�niej. Najwa�niejsze, �eby wszystko by�o gotowe.
Otworzy�a puszk� pokarmu dla ps�w i��prze�o�y�a zawarto�� do miski Rusty. Suka us�ysza�a znajomy odg�os i��skowycz�c skoczy�a na drzwi. Ledwo Maja je otworzy�a, Rusty rzuci�a si� z��miejsca na swoj� misk�. Maja zamkn�a drzwi i��wr�ci�a do kuchni. W��chwili kiedy dostrzeg�a �lady �ap psa, w��jej nozdrza uderzy� tak�e przenikliwy smr�d.
- O��nie, Rusty! - zawo�a�a przera�ona - prosz�, nie dzisiaj!
Reedowie mieszkali poza miastem w��starym dwupi�trowym budynku. Dr Reed uwielbia� wiejsk� cisz�. A��sama okolica by�a pi�kna. Posiadali ogr�d i��par� drzew owocowych. Poza tym by�y tylko ��ki.
S�siedzi byli farmerami i��Rusty zawar�a blisk� przyja�� z��ich krowami i��ko�mi. Ca�kiem niedawno Maja musia�a sp�dzi� kilka godzin na czyszczeniu psa i��dywanu.
Spiesznie rzuci�a okiem na zegarek. Za pi�� sz�sta!
Wyekspediowa�a Rusty wraz z��misk� na zewn�trz i��zamkn�a w��szopie. Nast�pnie g�bk� i��wod� z��myd�em zacz�a usuwa� �lady �ap psa.
Tu� po sz�stej us�ysza�a na podje�dzie przed domem dwa auta. Pos�a�a do nieba akt strzelisty. Mia�a nadziej�, �e obaj p�jd� od razu do salonu. W��kuchni dalej �mierdzia�o jak w��oborze. Us�ysza�a w��korytarzu g�osy, a��w chwil� p�niej ku jej przera�eniu otwar�y si� drzwi do kuchni.
- Prosz� wej��, Stewart - powiedzia� ojciec - chcia�bym panu przedstawi� moj� c�rk�. Na pewno jest w��kuchni i��przygotowuje kolacj�.
Maja w��dalszym ci�gu kl�cza�a na pod�odze. Przed jej oczyma pojawi�a si� nogawka m�skich spodni. Powoli podnios�a wzrok po niebieskim materiale, a��nast�pnie popatrzy�a prosto w��drwi�co u�miechni�t� twarz m�czyzny, kt�ry zrujnowa� jej ju� ca�y dzie�.
- Halo, panno Reed - pozdrowi� j� uderzaj�co uprzejmie. - A��wi�c spotykamy si� znowu.
Dr Reed spogl�da� zaskoczony to na jedno, to na drugie.
- Ach, znacie si� ju�? Jak to mi�o, �e jeste�cie ju� przyjaci�mi. Co b�dzie na kolacj�? - Ca�kowicie usz�a jego uwagi zszokowana mina c�rki, podobnie jak wyraz rozbawienia na twarzy Stewarta. - Jakie wspania�e zapachy - stwierdzi�. - Nawiasem m�wi�c, Maja jest wy�mienit� kuchark�.
- Wierz� - odpar� Sinclair. Nie stara� si� nawet st�umi� u�miechu i��prowokuj�co zmarszczy� nos. Nast�pnie podszed� do kuchenki gazowej i��wy��czy� palniki pod garnkami.
W tym samym momencie r�wnie� Maja poczu�a sw�d przypalonego kalafiora zmieszany ze smrodem �ajna. Omal nie p�k�a ze z�o�ci. W��ko�cu odzyska�a g�os.
- Tatusiu, nie zechcia�by� zaprowadzi� pana Sinclaira do salonu i��zaproponowa� mu drinka? Kolacja zaraz b�dzie gotowa.
- Oczywi�cie, moja droga. Ale nie ka� nam czeka� zbyt d�ugo. Bardzo si� ju� cieszymy na pyszne jedzenie. Pachnie naprawd� fantastycznie - powt�rzy�.
Us�ysza�a, jak nieproszony go�� zdusi� w��sobie �miech, po czym wyszed� za ojcem z��kuchni. Siedzia�a na pod�odze jak uderzona obuchem w��g�ow�. Czy nie zosta�a ju� dzisiaj dostatecznie ukarana? A��korzeniem wszelkiego z�a by� ten niezno�ny arogancki cz�owiek, kt�rego ojciec musia� na dodatek przywlec do domu. By�a bliska p�aczu �cieraj�c dalej pod�og�, a��nast�pnie ratuj�c co si� da z��kalafiora. Kiedy wreszcie sko�czy�a, posz�a na g�r�, �eby wzi�� prysznic i��si� przebra�. Jako� jeszcze przetrzyma tak�e reszt� dnia. A��potem przypuszczalnie nie spotka nigdy wi�cej Stewarta Sinclaira.
W�o�y�a szykowne czerwone spodnie i��bia�� bluzk� bez r�kaw�w, kt�ra podkre�la�a jej opalone ramiona. Dotychczas rzadko zastanawia�a si� nad w�asnym wygl�dem. Teraz jednak uzna�a, �e maj�c sto siedemdziesi�t jeden centymetr�w wzrostu jest za wysoka, i��nagle by�a r�wnie� niezadowolona ze swych w�os�w. W�osy mia�a w��kolorze blond, w��naturalny spos�b uk�adaj�ce si� w��loki. Jedyn� rzecz�, kt�r� uwa�a�a u��siebie za pi�kn�, by�y promiennie niebieskie oczy ocienione d�ugimi, g�stymi rz�sami. Ca�kiem usatysfakcjonowana by�a tak�e swoj� figur�, posiadaj�c� stosowne okr�g�o�ci w��stosownych miejscach.
Wyszczotkowa�a w�osy i��w�o�y�a na nogi bia�e sanda�y. Nast�pnie zesz�a na d�, by poda� kolacj�.
Pomimo wszelkich wpadek uda�o jej si� poda� kolacj� przed si�dm� i��pomimo wszystko smakowa�a wy�mienicie. Stewart Sinclair jad� z��widocznym apetytem. Po deserze opar� si� z��zadowoleniem o��oparcie krzes�a.
- Doktorze Reed - rzek� - czy� nie m�wi� pan, �e pa�ska c�rka jest wy�mienit� kuchark�? No wi�c nie odpowiada to prawdzie.
- Och? - Dr Reed obrzuci� go�cia zdumionym spojrzeniem. - Nie smakowa�o panu? Mo�e piecze� by�a ma�o soczysta?
- A��mo�e to trzecia porcja mi�sa z��ziemniakami nie spotka�a si� z��pa�sk� aprobat�, panie Sinclair? - wtr�ci�a drwi�co Maja - albo drugi kawa�ek jab�ecznika?
Stewart za�mia� si� cicho.
- Pani ojciec �le mnie zrozumia�. Wyra�aj�c si� w��ten spos�b chcia�em powiedzie�, �e jest pani nie tylko wy�mienit�, ale absolutnie fantastyczn� kuchark�.
Maja spu�ci�a oczy. Z��rozdra�nieniem poczu�a, �e rumieniec ponownie oblewa jej twarz. W��swoim dotychczasowym �yciu nie spotka�a jeszcze m�czyzny, kt�ry potrafi� j� wyprowadza� z��r�wnowagi do tego stopnia co Sinclair. Mia� w��tym wzgl�dzie wybitny talent.
Jamie przyjdzie za p� godziny. Ulotni� si� razem z��nim i��nigdy ju� nie zobacz� wspania�ego pana Sinclaira, pomy�la�a ze z�o�ci�.
- Tato, czemu nie usi�dziesz z��go�ciem w��salonie? - przerwa�a po chwili trwaj�c� w��dalszym ci�gu dyskusj� na temat jej sztuki kulinarnej. - Zrobi� kaw� i��wam przynios�.
Posz�a do kuchni i��ustawi�a na tacy naczynia do kawy, po czym zanios�a wszystko do salonu.
- Nie pije pani z��nami, panno Reed? - zapyta� Stewart ujrzawszy tylko dwie fili�anki.
Maja by�a ju� z��powrotem w��drodze do drzwi.
- Nie, panie Sinclair. - Odwr�ci�a si� na chwil�. - Musz� pozmywa� naczynia. Poza tym oczekuj� wizyty. Je�li mieliby�my si� ju� nie zobaczy�, by�o... - usilnie szuka�a w�a�ciwego s�owa - by�o ciekawie pozna� pana. - To m�wi�c wysz�a.
Obwi�za�a sobie tali� �ciereczk� do naczy� i��napu�ci�a wody do zlewu. Ledwo zacz�a zmywa�, drzwi kuchenne otworzy�y si� i��do �rodka wszed� m�czyzna, kt�rego nie chcia�a nigdy wi�cej widzie�. W��r�ku trzyma� pust� fili�ank�. Spojrza�a na niego niech�tnie.
- �yczy pan sobie jeszcze czego�, panie Sinclair? Mo�e jeszcze kawy?
- Nie, dzi�kuj�, panno Reed - odpar� uprzejmie. Postawi� sw� fili�ank� obok zlewu i��wzi�� z��p�ki �wie�� �ciereczk� do naczy�.
Wpatrywa�a si� w��niego oniemia�a. Stewart wytrzyma� jej spojrzenie. W��k�cikach jego warg igra� zagadkowy u�miech.
- Czy� nie napomkn�a pani, �e bardzo si� pani �pieszy, panno Reed? A��wi�c prosz� zmywa�, a��ja b�d� wyciera�.
Otworzy�a usta i��zaczerpn�a powietrza.
- Ale� nie mo�e pan tego robi�...
- Oczywi�cie, �e mog�, mimo �e nie mam w��tej dziedzinie zbyt wielkiego do�wiadczenia - odrzek� z��rozbawieniem.
Pos�a�a mu rozgniewane spojrzenie.
- Doskonale pan wie, co mia�am na my�li. Na pewno potrafi pan porz�dnie wyciera� naczynia, lecz mimo to nie mo�e pan tego robi�.
Jego weso�o�� wzmog�a si� jeszcze bardziej.
- Ach, rozumiem. Wprawdzie mog�, ale z��drugiej strony jednak nie mog�. To jasne jak s�o�ce. Dzi�kuj� bardzo za wyczerpuj�ce wyja�nienie.
Maja zawsze mia�a trudno�ci z��trzymaniem w��ryzach swego temperamentu. W��obecno�ci tego Stewarta Sinclaira musia�a szczeg�lnie uwa�a�, by nie straci� panowania nad sob�.
- Jest pan go�ciem mojego ojca - powiedzia�a najspokojniej, jak potrafi�a. - Dlatego nie mog� dopu�ci� do tego, �ebym mi pan pomaga� w��zmywaniu naczy�.
- Ja jednak obstaj� przy tym, panno Reed. Ma pani za sob� m�cz�cy dzie�, a��nadto przygotowa�a pani ten obfity i��wykwintny posi�ek. Opr�cz tego jest pani um�wiona. Przypuszczam, �e chodzi o��jakiego� m�odego cz�owieka. Uwa�am zatem, �e b�dzie po prostu fair, je�li pomog� pani teraz. Niech pani wreszcie pozmywa, chyba �e ja mam to zrobi�? - Zdj�� marynark� i��podwin�� r�kawy koszuli.
- Wola�abym, �eby pan tego nie robi� - mrukn�a bezradnie.
Te� tak s�dz� - odpar� spokojnie. - Nasze pierwsze spotkanie dzi� rano nie sta�o raczej pod dobr� gwiazd�. I��pokazuje pani dosy� wyra�nie, �e mnie pani nie znosi.
Poczerwienia�a ze z�o�ci.
- S�dz�, �e z��wzajemno�ci�, i��nie widz� powodu kontynuowania naszej znajomo�ci d�u�ej, ni� to niezb�dnie konieczne.
- Naprawd� tak pani uwa�a? Mo�e przy bli�szym poznaniu mia�aby pani o��mnie lepsze zdanie? Na pewno zna pani powiedzenie: Dopiero kiedy mnie naprawd� poznasz, pokochasz mnie tak�e. - Podst�pnie mrugn�� do niej.
- Oczywi�cie, �e znam to powiedzonko - odrzek�a wrogo. - Ale w��naszym wypadku nie da si� go raczej zastosowa�.
- Sk�d pani wie to tak dok�adnie, skoro nawet pani nie spr�bowa�a? - Stewart odsun�� j� na bok i��zanurzy� d�onie w��gor�cej wodzie do zmywania.
Maja szarpn�a go za rami�.
- Prosz� to zostawi�! - zawo�a�a w�ciek�a.
- Dlaczego? - spyta� z��udawanym zdziwieniem. - S�dzi pani, �e nie potrafi�?
Z trudem zachowywany spok�j Mai ulotni� si� w��jednej chwili.
- Niech pan si� wynosi z��mojej kuchni! - krzykn�a nie panuj�c nad sob�. - Nie chc� i��nie potrzebuj� pa�skiej pomocy!
Stewart przyjrza� si� jej bacznie.
- Zawsze jest pani taka szorstka wobec go�ci ojca, czy tylko ja jestem wyj�tkiem?
Zawstydzi�a si� swego nie kontrolowanego wybuchu. Z��za�enowania jej twarz po raz kolejny powlek�a si� rumie�cem. Pomimo to nie potrafi�a spojrze� Stewartowi prosto w��oczy.
- Przepraszam - powiedzia�a skruszona.
Stewart popatrzy� na ni� w��zamy�leniu, po czym u�miechn�� si�.
- Prosz� o��tym zapomnie�, Maju. Mo�liwe, �e sprowokowa�em pani� i��tego nie zauwa�y�em.
- Mo�liwe? - prychn�a, a��jej skrucha ulotni�a si� w��jednym momencie. - Nie ma �adnego �mo�liwe�, i��doskonale pan o��tym wie.
Roze�mia� si�.
- Okay, uznaj� si� za pokonanego. Uwa�am, �e denerwuje si� pani w��czaruj�cy spos�b. Po prostu nie mog� si� wtedy oprze� pokusie. Ale poprawi� si� na przysz�o��. A��wi�c co z��tym wycieraniem? Chyba �e pani tego nie potrafi?
- Panie Sinclair... - zacz�a mierz�c go z�owr�bnym wzrokiem.
- Ju� dobrze, ju� dobrze. - Podni�s� do g�ry mokre r�ce. - Zawieszenie broni, obiecuj�.
Maja z��miejsca odzyska�a humor. Zawt�rowa�a mu �miechem i��zacz�a wyciera� naczynia. Przez chwil� panowa�o milczenie, po czym Stewart zapyta� mimochodem:
- A��tak na marginesie: by�a pani po po�udniu u��pani Baggins?
- Owszem - odpowiedzia�a lakonicznie.
I co?
- Spodziewa�am si� czego� gorszego po kilku sp�nieniach ostatnimi czasy. I��w�a�nie dzisiaj by�abym pewnie punktualnie, ale ojciec powiedzia� mi dopiero rano, �e b�dziemy mie� go�cia. Musia�am wi�c w��najwi�kszym po�piechu co� przygotowa�. A��potem nie mog�am znale�� miejsca do parkowania... - Urwa�a.
- A��gdy je pani w��ko�cu znalaz�a, sprz�tni�to je pani sprzed nosa - doko�czy� zdanie Stewart. - Uwa�am, �e naprawd� musz� pani� przeprosi�. Najpierw mia�a pani z��mojego powodu wi�cej zaj��, a��potem na dodatek pozbawi�em pani jedynego wolnego miejsca do parkowania w��ca�ej okolicy. Nic dziwnego, �e jest mi pani nie�yczliwa. Strasznie mi przykro, Maju. Nie chcia�em by� taki bezwzgl�dny. Martwi�em si� tylko, co zrobi ze mn� pani Baggins, je�li si� sp�ni�. Naprawd� si� jej ba�em.
Roze�mia�a si�.
- Nie wierz�. Nie wygl�da pan na kogo�, kto prze�y�by ju� kiedy� prawdziwe uczucie strachu.
- Ale prze�y�em - zapewni� z��powag�.
Czy�by? A��przed czym?
- Na razie nie zdradz� pani tego. Mo�e p�niej, kiedy si� lepiej poznamy.
- Nie s�dz�, �eby do tego dosz�o - odpar�a - mam na my�li nasze bli�sze poznanie.
- Nigdy nie mo�na tego powiedzie� z��g�ry. Zdarzy�o si� ju� mn�stwo dziwnych rzeczy. W��jaki spos�b m�g�bym zrekompensowa� pani doznane przykro�ci?
- Ju� pan przecie� pozmywa� naczynia.
- Niestety, nie obesz�o si� wcze�niej bez k��tni. Jak� kar� wyznaczy�a pani pani Baggins?
Stewart wypu�ci� wod� ze zlewu i��zapi�� na powr�t mankiety. Maja patrzy�a z��roztargnieniem na jego m�sk� sylwetk�, a� w��ko�cu pytaj�co uni�s� brew. Nagle drzwi otworzy�y si� i��do kuchni wszed� Jamie.
- Halo, Maju... och, nie wiedzia�em, �e masz go�cia. - Zdziwionym wzrokiem wpatrywa� si� w��Stewarta.
- Halo, Jamie. - Maja czu�a si� troch� skr�powana ca�� sytuacj�. - Panie Sinclair, to m�j przyjaciel Jamie Fuller. Jamie, pan Sinclair jest go�ciem mojego ojca.
Stewart poda� r�k� Jamie�emu.
- Czy nie by� pan przypadkiem rano na wyk�adzie? Widzia�em, jak uchroni� pan Maj� przed l�dowaniem na brzuchu.
- Rzeczywi�cie, sir. - Jamie zmiesza� si� tak samo jak Maja. - Jak si� pan miewa? - doda� uprzejmie.
- Dzi�kuj�, �wietnie. Przede wszystkim dzi�ki wspania�ej kolacji przygotowanej przez Maj�. Jest wyj�tkow� kuchark�.
Profesor Reed wsadzi� g�ow� w��drzwi kuchni.
Ach, tu pan jest, Stewart. Zastanawia�em si� ju�, gdzie si� pan podziewa przez ca�y ten czas. Chod�cie wszyscy do salonu.
Zanim Maja zd��y�a zaprotestowa�, wszyscy byli ju� w��salonie.
- Tato, mam nadziej�, �e nam wybaczysz - powiedzia�a w��ko�cu - Jamie i��ja zamierzamy gdzie� wyj��.
- Koniecznie musicie? - spyta� ojciec z��zawodem w��g�osie. - My�la�em, �e dotrzymacie towarzystwa Stewartowi i��mnie. Jamie, na pewno zainteresujesz si� osob� Stewarta. Wiedz bowiem, �e jest pisarzem. Opublikowa� ju� nawet par� ksi��ek, je�li si� nie myl�.
Stewart zakas�a� t�umi�c u�miech. W��jego oczach zab�ys�y� weso�e ogniki.
- To prawda, sir - odpar� skromnie.
Dr Reed przyj�� z��ulg�, �e jego wieczne roztargnienie nie sp�ata�o mu znowu figla.
- M�wi� mi o��tym wtedy pa�ski ojciec. Musisz wiedzie�, Jamie, �e ojciec Stewarta i��ja byli�my razem na uniwersytecie.
Po tych s�owach dr Reed zacz�� szczeg�owo opowiada� o��wsp�lnych latach studenckich.
Czas mija�. Maja patrzy�a coraz cz�ciej na zegarek i��pr�bowa�a pochwyci� spojrzenie Jamie�ego. Ten niestety nie spojrza� nawet raz w��jej kierunku i��wydawa� si� ca�kowicie poch�oni�ty historiami opowiadanymi przez Stewarta Sinclaira.
Oko�o dziesi�tej wsta�a i��posz�a do kuchni, �eby zrobi� kawy. Kiedy j� podawa�a, �aden z��m�czyzn nie zwr�ci� uwagi na ni� ani na kaw�. Dopiero gdy zegar na kominku wybi� p�noc, Jamie zerwa� si� wystraszony na r�wne nogi.
- O��rety, to ju� tak p�no? - �egnaj�c si� poca�owa� Maj� w��policzek. - Dobranoc. Mo�e zajrz� znowu jutro, okay?
Zirytowa�a j� oczywisto��, z��jak� Jamie j� poca�owa�, w��dodatku w��obecno�ci Stewarta Sinclaira.
- Jeszcze nie wiem, Jamie - odpowiedzia�a z��rezerw�. - Mam mn�stwo roboty. Lepiej zadzwo� wcze�niej.
- W��porz�dku, love, tak zrobi�. - To m�wi�c wyszed�.
Maja przypuszcza�a, �e Stewart r�wnie� si� po�egna. Z��pewno�ci� mieszka� w���Holiday Inn�, jedynym hotelu w��mie�cie, kt�ry m�g� odpowiada� jego wymaganiom. Pozbiera�a puste fili�anki i��posprz�ta�a pok�j. Ojciec i��Stewart stali w��dalszym ci�gu i��rozmawiali. Kiedy chcia�a przej�� obok nich, ojciec odwr�ci� si� i��powiedzia�:
- Kochanie, wypuszcz� jeszcze na dw�r Rusty, a��potem wszystko pozamykam. Poka�esz tymczasem Stewartowi jego pok�j?
Jedna fili�anka wy�lizn�a jej si� z��r�ki i��upad�a na dywan.
- S�ucham... co powiedzia�e� przed chwil�, tato? - wyj�ka�a skonsternowana.
- Powiedzia�em, �e wypuszcz� na dw�r Rusty...
- Nie, chodzi mi o��to, co powiedzia�e� potem - przerwa�a mu w��nadziei, �e si� przes�ysza�a.
- �eby� pokaza�a Stewartowi jego pok�j. - Dr Reed spojrza� w��skonsternowan� twarz c�rki. - M�wi�em ci przecie�, �e pomieszka u��nas przez jaki� czas. Chce zbiera� w��naszej okolicy materia�y do swojej nowej ksi��ki, wi�c go zaprosi�em.
Nagle nogi si� pod ni� ugi�y i��osun�a si� jak gromem ra�ona na sof�.
- Nie - wydusi�a z��trudem. - Nie, tato, nic mi o��tym nie m�wi�e�.
Stewart zorientowa� si� z��miejsca, �e z��pewno�ci� nie jest mile widzianym go�ciem.
- Naturalnie mog� tak�e nocowa� w��hotelu. Jak widz�, pa�ska c�rka nie jest nastawiona na przyjmowanie go�ci z��noclegiem. Nie chcia�bym by� dla nikogo ci�arem...
- Nonsens, m�j ch�opcze - zaprotestowa� energicznie dr Reed. - W��tym domu jest do�� miejsca, i��nie b�dziemy sobie zawadza�. Poza tym zachwyca si� pan przecie� sztuk� kulinarn� Mai. Teraz musz� jednak rozejrze� si� za psem.
I wyszed�. Nikt nic nie m�wi�. Maja w��dalszym ci�gu patrzy�a zaskoczonym wzrokiem na nowego domownika. R�wnie� Stewart spogl�da� na ni� bez s�owa. Potem nagle obydwoje wybuchn�li �miechem. Stewart usiad� obok Mai i��wzi�� j� za r�k�.
- W��zasadzie to wszystko nie jest wcale takie �mieszne, w��ka�dym razie dla pani, Maju. Nie mia�em poj�cia, �e nie wiedzia�a pani o��zaproszeniu, jakie z�o�y� mi pani ojciec. Nie chc� sprawia� pani �adnych k�opot�w. Najlepiej poszukam sobie od razu jakiego� motelu i��zajrz� znowu jutro rano. Wtedy porozmawiam z��pani ojcem.
Nagle Maja u�wiadomi�a sobie, jakie ciep�o przechodzi z��jego d�oni na jej lodowate ze strachu palce. Ich kolana dotyka�y si�. Jego bezpo�rednia blisko�� wprawia�a j� w��zak�opotanie. Za�enowana cofn�a swoj� r�k�.
- Dla nikogo nie b�dzie pan ci�arem. Ostatecznie dom jest naprawd� wystarczaj�co du�y.
- Mo�liwe. O��ile mi jednak wiadomo, to pani jest t� osob�, kt�ra musi si� troszczy� o��ten du�y dom. Go�� bawi�cy przez kilka dni z��pewno�ci� nie u�atwi pani pracy, zw�aszcza gdy chodzi o��kogo�, kogo pani nie znosi.
- Przeprosi�am ju� za swoje zachowanie, panie Sinclair - odpar�a z��rezerw�. - Po�ciel� panu teraz ��ko, prosz� przyj�� na g�r�, kiedy b�dzie pan gotowy. To trzecie drzwi po prawej stronie.
Posz�a na g�r� do pokoju, wykorzystywanego zwykle jako pok�j go�cinny, i��wyj�a z��szafy �wie�� po�ciel. Nast�pnie zacz�a �cieli� ��ko. Materac by� dosy� szeroki, i��kiedy chcia�a powlec prze�cierad�o, straci�a r�wnowag� i��pad�a na ��ko jak d�uga. Przy okazji zgubi�a swoje sanda�y.
W tym samym momencie us�ysza�a st�umiony �miech. Obr�ci�a si� na bok i��ujrza�a w��drzwiach Stewarta Sinclaira, kt�ry w��jednej r�ce trzyma� walizk�, a��w drugiej jej but.
- Ju� wiem, �e nie jestem mile widziany, ale czy z��tego powodu musi pani od razu rzuca� we mnie butami?
Maja patrzy�a na niego bez s�owa. By� bardzo przystojnym m�czyzn� o��wyrazistych rysach twarzy, ciemnych w�osach i��czujnych szarych oczach. Mia� d�ugi prosty nos i��zmys�owe usta, kt�re zdawa�y si� cz�sto �mia�. Sylwetk� mia� wysok� i��atletyczn�, a��wzrostu z��pewno�ci� wi�cej ni� metr osiemdziesi�t pi��, gdy� stoj�c obok niego wydawa�a si� niska. Z��relacji w��czasopismach ilustrowanych wiedzia�a, �e Stewart Sinclair ma trzydzie�ci lat. U�wiadomi�a sobie, �e Stewart gapi si� na ni� i��lustruje j� z��takim samym zainteresowaniem. Czym pr�dzej zerwa�a si� z����ka i��wr�ci�a do powlekania po�cieli.
- Dzi� rano na pewno nawet si� pani nie �ni�o, �e wieczorem b�dzie pani le�e� w��moim ��ku, czy� nie mam racji? - spyta� uszczypliwie.
Maja podarowa�a sobie odpowied� szamocz�c si� z��poszw�.
- Kiedy dzi� z��rana psioczy�a pani na mnie zza kierownicy, te� nie uwa�a�em tego za mo�liwe - m�wi� dalej. - Ale wizja taka wyda�aby mi si� z��pewno�ci� bardzo urocza.
W dalszym ci�gu nie odpowiada�a. Jej wzrok m�wi� jednak wiele. Ze z�o�ci� wyg�adzi�a ko�dr� i��wyprostowa�a si�.
- Pa�skie ��ko gotowe, panie Sinclair. �azienka jest na ko�cu korytarza. Niestety musimy j� dzieli�. - Podesz�a do drzwi, lecz Stewart nie odsun�� si� na bok. Lekko zmru�onymi oczyma obserwowa� ka�dy jej ruch. - Prosz� mnie przepu�ci� - - za��da�a ch�odnym tonem. - Je�li b�dzie pan jeszcze czego� potrzebowa�, m�j pok�j znajduje si� naprzeciwko.
Po jego ustach przebieg� u�miech rozbawienia. Kiedy u�wiadomi�a sobie, co w�a�nie powiedzia�a, jej twarz zala� ciemny rumieniec. Stewart wzi�� j� pod brod� i��mrugn�� znacz�co.
- Dlaczego nagle tak si� pani rumieni? Niczego przecie� nie powiedzia�em - rzek� z��min� niewini�tka.
- Nie by�o to wcale konieczne - prychn�a. - Przypuszczalnie wystarczy�o, co pan sobie pomy�la�.
- Naprawd�? A��co takiego sobie pomy�la�em?
Spojrza�a na niego z��b�yskami gniewu w��oczach.
- My�li pan pewnie, �e jestem ma�� g�upiutk� pensjonark�, z��kt�rej mo�e si� pan nabija�. Ale teraz wychodz�, nawet je�li popsuj� panu w��ten spos�b zabaw�.
Stewart u�miecha� si� w��dalszym ci�gu, lecz w��jego g�osie nie by�o �ladu drwiny, gdy powiedzia�:
- I��oto okazuje si� znowu, �e nie mo�na tak�e ufa� kobiecej intuicji. Naprawd� za� pomy�la�em... - obj�� d�o�mi jej g�ow� i��zacz�� bawi� si� lokami - jaka� s�odka, zm�czona dziecina z��pani. Od dawna powinna pani by� w��swoim ��ku, je�li ju� nie chce pani dzieli� tego ze mn�.
Pochyli� si� i��poca�owa� j� delikatnie w��usta.
By�a totalnie zaskoczona. Os�upia�ym wzrokiem wpatrywa�a si� w��Stewarta, kt�ry w��ko�cu chwyci� j� za ramiona i���agodnie wypchn�� za drzwi.
- Dobranoc, Maju - rzek� mi�kko. - Dzi�kuj�, �e mog� tutaj zosta�. - To m�wi�c, zamkn�� za ni� drzwi.
Le��c w����ku Maja wr�ci�a jeszcze my�l� do wydarze� dnia. Ojciec post�pi� nie fair zapraszaj�c Stewarta Sinclaira bez jej wiedzy. Nie tylko dlatego, �e przyb�dzie jej przez to pracy i��nawet bez tego nie wiedzia�a, jak da sobie rad� z��tym wszystkim tu� przed egzaminem. W��osobliwy spos�b czu�a tak�e zagro�enie ze strony Sinclaira. Wydawa� si� emanowa� z��niego jaki� nieokre�lony niebezpieczny fluid. �ywi�a wielk� nadziej�, �e Stewart nie zostanie d�ugo. Up�yn�o sporo czasu, nim zasn�a wreszcie pogr��ona w��tych rozmy�laniach.
3
Kiedy obudzi�a si� nast�pnego ranka, s�o�ce zagl�da�o do pokoju. Nie nastawi�a budzika, gdy� w��soboty ojciec i��ona lubili pospa� troch� d�u�ej. Przeci�gn�a si� i��rzuci�a okiem na zegarek. Wp� do dziewi�tej.
Czy musz� ju� wstawa�? zastanawia�a si�. Nie mia�a poj�cia, o��jakiej porze wstawa� zwykle ich go��. Z��pewno�ci� nale�a� do bogatych intelektualist�w, kt�rzy pracowali przez p� nocy, a��potem przesypiali nast�pny dzie�. By�o jej to w��zasadzie oboj�tne, dop�ki nie oczekiwa� od niej przygotowywania posi�k�w o��niewyobra�alnych porach dnia lub nocy.
Maja podesz�a do okna i��wpu�ci�a do �rodka �wie�e poranne powietrze. W��kusej koszulce i��ze zmierzwionymi we �nie w�osami rzeczywi�cie wygl�da�a teraz jak ma�a dziewczynka.
W domu nie by�o w�a�ciwie formalnych wymog�w co do stroju, a��przynajmniej nie wczesnym rankiem. Zazwyczaj bieg�a w��koszuli nocnej do �azienki, �eby wzi�� prysznic. Potem narzuca�a na siebie podomk� i��sz�a do kuchni. Dopiero po �niadaniu ubiera�a si� i��szykowa�a do wyj�cia na uniwersytet.
Od lat przywyk�a do tej porannej rutyny, tak wi�c i��tego dnia pobieg�a w��sk�pej koszuli nocnej do �azienki. Kiedy wzi�a prysznic i��chcia�a wr�ci� do swego pokoju, uchyli�y si� drzwi i��stan�� w��nich Stewart Sinclair obserwuj�c j� z��szerokim u�miechem na twarzy. Zmieszana popatrzy�a na niego przez chwil�, lecz zaraz u�wiadomi�a sobie, w��jakim jest stroju. Z��oblan� rumie�cem twarz� rzuci�a si� do ucieczki i��zatrzasn�a za sob� drzwi swojego pokoju. S�ysza�a jeszcze �miech Stewarta.
Za�o�y�a uci�te nad kolanem d�insy i��bia�y t-shirt, po czym zesz�a do kuchni. W��drzwiach uderzy� j� zapach kawy i��sma�onego bekonu. Stewart sta� przy kuchence i��obraca� w�a�nie na patelni plasterki boczku. Ubrany by� podobnie jak Maja. Bia�y t-shirt i��d�insy, tyle �e normalnej d�ugo�ci.
- Dzie� dobry, Maju - powita� j� uprzejmie. - Mam nadziej�, �e nie we�mie mi pani za z�e, �e czuj� si� tutaj zupe�nie jak w��domu. Ale umiera�em ju� z��g�odu. A��kiedy spotkali�my si� w��korytarzu, pomy�la�em sobie, �e na pewno potrwa jeszcze chwil�, nim zejdzie pani na d� i��zrobi �niadanie. Dlatego tymczasem obs�u�y�em si� sam. Jest pani na mnie z�a?
- Nie, oczywi�cie, �e nie... - Irytowa�o j�, �e w��jego obecno�ci ci�gle jest taka spi�ta. - Ja... musz� pana przeprosi� - doda�a.
- A��za co? - spyta� zdziwiony uk�adaj�c boczek na p�misku.
- Za to, �e biega�am p�naga po domu. Ja... zupe�nie o��panu zapomnia�am.
- Och, bardzo mnie to boli! - Stewart skrzywi� si�. - - Co prawda got�w by�em s�dzi�, �e nie zachowa mnie pani w��najlepszej pami�ci. Ale �e ca�kowicie o��mnie zapomni, tego ju� naprawd� za wiele.
- Nie to przecie� mia�am na my�li.
- Tak� mam nadziej�. - U�miechn�� si� widz�c jej zmieszanie. - Rzecz jasna nie musi pani przeprasza� za sw�j �liczny wygl�d. Nie chcia�bym tak�e pani burzy� normalnego porz�dku dnia. Je�li ma pani zwyczaj chodzi� po domu w��sk�pym odzieniu, prosz� nie zwraca� na mnie uwagi.
Poczu�a, jak krew znowu zaczyna w��niej wrze�.
- Czy zawsze musi pan wszystko o�miesza�? - ofukn�a go. - Nie mog� nawet pana przeprosi�, �eby nie narazi� si� od razu na kpiny z��pa�skiej strony.
Stewart postawi� p�misek na stole i��przelotnie poca�owa� j� w��policzek.
- Sorry, kotku, ale jest pani po prostu zbyt s�odka, kiedy si� pani z�o�ci. Usma�y nam pani teraz par� jajek? Ja tymczasem zatroszcz� si� o��kaw�. Ostatecznie nie szukam wcale z��pani� zwady.
W tym momencie wszed� do kuchni doktor Reed.
- Co pan m�wi� przed chwil�, Stewart? - spyta� w��roztargnieniu. - Maja oszuka�a kaw�?
Stewart u�miechn�� si� uspokajaj�co.
- Kawa jest w��porz�dku. Sam j� robi�em.
- Pan? Maju, jak mog�a� dopu�ci� do tego, �eby nasz go�� musia� robi� sam kaw�? - Nie oczekiwa� przypuszczalnie odpowiedzi, gdy� roz�o�y� gazet� i��pogr��y� si� w��lekturze.
Maja wbi�a jaja do patelni i��wsadzi�a do tostera kromki chleba. Stewart nala� kawy i��podsun�� te� fili�ank� doktorowi Reedowi.
Zwykle Maja przed podaniem ojcu kawy dodawa�a najpierw mleka i��cukru. Dr Reed, nie podnosz�c wzroku znad gazety, si�gn�� po fili�ank�. Upiwszy �yk, odstawi� fili�ank� gwa�townym ruchem.
- Mia� pan racj�, Stewart - zauwa�y�. - Maja faktycznie oszuka�a kaw�. Nie wiem, co si� dzieje z��t� dziewczyn�.
Maja skupi�a si� na sma�eniu jaj. W��duchu widzia�a jednak przed sob� Stewarta szczerz�cego z�by w��u�miechu. Gdyby si� teraz odwr�ci�a, przypuszczalnie wybuchn�aby g�o�nym �miechem. Kiedy jaja by�y gotowe, postawi�a je na stole i��pr�dko doda�a do ojcowskiej kawy mleko i��cukier.. Po �niadaniu Maja postanowi�a wyk�pa� Rusty. Nie lubi�a tego robi�, ale od czasu do czasu musia�a.
Wynios�a na taras cynkowan� wanienk�, nape�ni�a j� ciep�� wod� i��doda�a szamponu dla ps�w. Nast�pnie odpi�a Rusty obro�� i��zawlok�a suk� do wanny. Staraj�c si� przytrzyma� w��k�pieli dziko miotaj�cego si� psa przynajmniej tak d�ugo, a� szampon zmi�kczy jako tako brud, sama omal nie wpad�a do wody.
Skamlenie Rusty i��dzikie gro�by Mai s�ycha� by�o z��daleka. Maja by�a przemoczona do suchej nitki. Nagle odnios�a wra�enie, �e kto� j� obserwuje. Odwr�ciwszy si�, spostrzeg�a Stewarta.
- Wygl�da na to, �e zn�w bawi si� pan �wietnie - rzek�a ze z�o�ci�, pr�buj�c rozpaczliwie udaremni� kolejn� pr�b� ucieczki Rusty. - Komiczne przedstawienia, jakie panu daj�, zdaj� si� nie mie� ko�ca.
- Nie ma si� co denerwowa�, kotku. W�a�ciwie to chcia�em zaoferowa� pani swoj� pomoc. Ale kiedy si� tak pani przygl�dam, nie jestem ju� taki pewien, czy powinienem to uczyni�.
Stewart �miej�c si� podszed� bli�ej.
- Niech mi pan przynajmniej poda w�� i��odkr�ci wod� - poprosi�a ju� nieco spokojniejszym tonem. - Musz� jeszcze tylko sp�uka� Rusty.
- Kiedy prosi pani tak grzecznie, nie spos�b odm�wi�.
Odkr�ci� kurek i��podni�s� koniec w�a. Zbli�aj�c si� z��nim do wanny, zauwa�y�, �e w�� si� zap�tli�, wi�c schyli� si�, �eby rozplata� w�ze�.
Maja zamierza�a w�a�nie wyci�gn�� psa z��wanny, kiedy Rusty zobaczy�a nadci�gaj�ce posi�ki w��osobie obcego wysokiego m�czyzny z��w�em w��r�ku. Pot�nym susem odskoczy�a na bezpieczn� odleg�o��, przewracaj�c przy tym wann�. Maja po�lizgn�a si� na namydlonych p�ytach tarasu i��upad�a na Stewarta, kt�ry wskutek tego straci� r�wnowag� i��przewr�ci� si� na ni�.
Rusty szczeka�a podekscytowana i��biega�a dooko�a, ciesz�c si� najwyra�niej z��ba�aganu, jakiego narobi�a. Dziko macha�a ogonem zasypuj�c Maj� i��Stewarta g�stymi p�atami piany.
Obydwoje pozbierali si� z��trudem. Przez chwil� siedzieli na ziemi i��gapili si� na siebie, a��w ko�cu zacz�li si� �mia�.
- Wygl�da pan �miesznie - parskn�a Maja, odzyskawszy mow�.
- Nie�adnie z��pani strony tak na�miewa� si� ze mnie - poskar�y� si� Stewart, ale i��on �mia� si� przy tym. A��potem nagle wzi�� j� w��ramiona i��poca�owa�.
Z pocz�tku jego poca�unek by� bardzo delikatny, lecz potem przycisn�� jej szczup�e mokre cia�o mocniej do siebie i��ca�owa� j� po��dliwie i��nami�tnie. Wszystko trwa�o zaledwie chwil�, ale Mai wyda�a si� ona wieczno�ci�. Kiedy Stewart wreszcie j� wypu�ci�, spojrza�a na niego zaskoczona, po czym zerwa�a si� raptownie i��pobieg�a do domu.
Stewart znikn�� zaraz po lunchu. Doktorowi Reedowi o�wiadczy�, �e chce wreszcie rozpocz�� zbieranie materia��w.
Maja sp�dzi�a popo�udnie na sprz�taniu domu. W��og�le jednak nie potrafi�a si� skupi� na tej czynno�ci i��wszystko robi�a mniej lub bardziej automatycznie. Co rusz musia�a my�le� o��tym, jak Stewart Sinclair j� ca�owa�. Jego wcze�niejsze, przelotne poca�unki nie liczy�y si� ju�. By� tylko ten ostatni poca�unek, kt�ry do tego stopnia wytr�ci� j� z��r�wnowagi. Co prawda cz�sto ju� by�a ca�owana przez ch�opc�w, z��kt�rymi chodzi�a. Ale nigdy nie czu�a przy tym takiego podniecenia.
Weekend min�� szybko. Dr Reed sp�dzi� wi�kszo�� czasu przy sztalugach w��plenerze. Malowanie wydawa�o si� jedyn� czynno�ci�, na kt�rej potrafi� si� ca�kowicie koncentrowa�.
W sobot� wiecz�r Maja um�wi�a si� z��Jamie�em i��wyszli razem, a��w niedziel�, kiedy sko�czy�a prac� w��kuchni, �l�cza�a nad podr�cznikami. Stewarta prawie nie widywa�a, a��kiedy si� spotykali w��przelocie, zawsze by� dla niej uprzejmy.
Bardzo by� poch�oni�ty prac� nad now� ksi��k�. Mimo to w��niedziel� wiecz�r znalaz� czas, �eby pom�c Mai w��kuchni po kolacji. Jednak�e prawie si� przy tym nie odzywa�, tylko patrzy� na ni� bez przerwy.
Pod jego badawczym spojrzeniem czu�a si� niepewnie. Usilnie szuka�a jakiego� tematu do rozmowy, �eby przerwa� to przykre milczenie, lecz nic m�drego nie przychodzi�o jej do g�owy.
Z jednej strony pragn�a, �eby Stewart wkr�tce wyjecha�. Z��drugiej jednak ch�tnie pozna�aby go bli�ej. Mo�na by�o oszale�.
4
R�wnie� nast�pny tydzie� min�� szybko. Maja pogodzi�a si� z��obecno�ci� go�cia w��domu. W��gruncie rzeczy wszystko by�o jak dot�d, poza tym, �e teraz ubiera�a si� przed zej�ciem na d� i���e mia� jej kto pom�c w��kuchni. Stewart upar� si�, �e rano sam b�dzie zmywa� naczynia, poniewa� Maja musia�a by� o��dziewi�tej na uniwersytecie. W��pobli�u niego dalej czu�a si� nieswojo, cho� nie pr�bowa� ju� jej ca�owa�.
Ch�tnie dowiedzia�aby si�, co Stewart porabia� przez ca�y dzie�, gdy nie by�o go w��domu. Ciekawa by�a jego nowej ksi��ki, lecz w��obecno�ci Mai nigdy nie m�wi� o��niej, a��ona sama nie chcia�a wypytywa� o��to ojca. W��ka�dym razie ch�tnie wiedzia�aby co� wi�cej o��Stewarcie Sinclairze i��jego nowej ksi��ce.
Pewnego wieczoru zadzwoni� telefon. Niski, ochryp�y g�os kobiecy pragn�� rozmawia� ze Stewartem. Maja �ci�gn�a go do aparatu i��wr�ci�a do kuchni. Przy okazji us�ysza�a cz�� rozmowy.
- Sylwia, darling - rzek� Stewart. - Jak si� miewasz? Przykro mi, �e nie mog�em przyj�� dzisiaj. - Zrobi� pauz�, po czym m�wi� dalej. - Teraz? Tak, naturalnie. Mog� by� u��ciebie za kwadrans. - A��potem �miej�c si�: - Wiem, kochanie, �e �wietnie gotujesz... oczywi�cie opr�cz innych rzeczy.
Maja gwa�townie zatrzasn�a drzwi. Sama nie potrafi�a sobie tego wyt�umaczy�, lecz nagle poczu�a okropn� w�ciek�o�� na Stewarta. T�uk�c si� garnkami i��patelniami przyst�pi�a do robienia kolacji. Trzy steki wyj�a ju� wcze�niej do rozmro�enia.
W�a�nie postawi�a z��hukiem patelni� na gazie, gdy drzwi otwar�y si� i��do kuchni wszed� Stewart. Zdawa� si� nie zauwa�a�, w��jakim humorze jest Maja.
- Chcia�bym tylko powiedzie� pani, �e nie b�d� dzisiaj na kolacji.
Maja odwr�ci�a si� do niego plecami i��zaj�a p�ukaniem warzyw.. - Maju, s�ysza�a pani? Powiedzia�em...
- Zrozumia�am bardzo dobrze, panie Sinclair - przerwa�a mu b�yskaj�c gniewnie oczami. - Na przysz�o�� prosi�abym jednak, �eby nie umawia� si� pan na randki w��ostatniej chwili. Chcia�abym wcze�niej wiedzie�, czy mam si� liczy� z��pa�sk� obecno�ci� na kolacji, czy nie.
Stewart opar� si� niedbale o��szafk� kuchenn�. Na jego ustach igra� drwi�cy u�miech.
- A��sk�d pani wie, �e um�wi�em si� na randk�?
- Niestety, s�ysza�am cz�� pa�skiej rozmowy przez telefon. Nie wyobra�am sobie, �eby m�wi� pan do ka�dego �kochanie� - odpar�a k��liwie.
Stewart wzi�� sobie kawa�ek selera, kt�ry umy�a przed chwil�.
- To prawda, nie robi� tego - przyzna� - ale nie rozumiem, dlaczego tak si� pani denerwuje z��tego powodu. Mo�na by pomy�le�, �e jest pani zazdrosna.
- Zazdrosna? �miechu warte! - zawo�a�a, a��jej oczy zap�on�y gniewem. - Chodzi mi tylko o��jedzenie. Rozmrozi�am ju� stek dla pana. Jak pan s�dzi, co mam z��nim teraz zrobi�?
Stewart w��spokoju ducha chrupa� dalej kawa�ek selera.
- Prosz� go po prostu usma�y� z��pozosta�ymi. Po powrocie mo�e b�d� znowu g�odny.
- Je�li si� nie myl�, pa�ska przyjaci�ka �wietnie gotuje. A��wi�c na pewno nie b�dzie pan mia� ju� dzisiaj ochoty na stek.
- Owszem, jest fantastyczn� kuchark�. Poza tym posiada tak�e inne przymioty, kt�re ka�� m�czy�nie my�le� nie tylko o��jedzeniu. Z��tego powodu nie musi by� pani zazdrosna, kotku. Gotuje pani przynajmniej r�wnie dobrze. Na pewno zorientowa�a si� ju� pani po moim apetycie.
- Chce pan przez to powiedzie�, �e tylko to we mnie mo�e interesowa� m�czyzn�? - zawo�a�a pop�dliwie.
Stewart roze�mia� si�.
- Widz�, �e naprawd� jest pani zazdrosna.
Maja omal nie p�k�a ze z�o�ci.
- Wcale nie jeste