10084
Szczegóły |
Tytuł |
10084 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10084 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10084 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10084 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eugeniusz D�bski
Paso�yt
Oporna kuleczka za �adne skarby nie chcia�a wtoczy� si� do �rodka labiryntu, co, w my�l umowy pomi�dzy Kitem, Martinsonem i Babuschka, r�wna�o si� zwolnieniu z przyrz�dzania posi�k�w dla za�ogi. Niestety po raz osiemnasty rozleg�a si� syrena, �ciany labiryntu wsi�k�y w podstaw�, by po chwili ukaza� si� w zupe�nie innym ju� uk�adzie. Babuschka westchn�� i postanowi� spr�bowa� jeszcze dwa razy. Do pe�nej dwudziestki.
Tym razem zastosowa� inn� taktyk�. Pchn�� kulk� do przodu, a nast�pnie pu�ci� bez�adn� seri� uderze� z prawej i lewej. Licznik b��d�w rado�nie zapulsowa� przekroczonym limitem, a kulka i �cianki rozp�yn�y si�. Babuschka pokaza� wrednej maszynie j�zyk i ju� mia� zacz�� ostatni� gr�, gdy drzwi otworzy�y si� i do sali relaksu wszed� Kit.
Babuschka szybko odsun�� si� od manipulatora w stron� rega�u z literatur�, odci�gaj�c niejako komandora od Labiryntu i zjadliwie pomara�czowej cyferki �19� w okienku licznika gier. Manewr prawie si� uda�, Kit, nie patrz�c na tablo, przysiad� na p�ycie.
- Odbieramy bomb�.
- O? O co chodzi? - Babuschka gor�czkowo kombinowa� jak �ci�gn�� dow�dc� na siebie.
- Jeszcze nie wiadomo. Zagramy? - Kit postuka� palcem w skrzyni� automatu, na kt�rym siedzia�.
Babuschka zebra� ca�y sw�j zapas woli i s�abo zaprzeczy�.
- Ale na innych warunkach - kusi� Kit.
- Nieee... Nie! - stanowczo ju� zaprzeczy� Babuschka. - Na jakich?
- Za trafienie - podw�jna stawka. Znaczy - podwajamy stan aktualny. Pi�� sekund na wjazd do �rodka labiryntu. No?
�Pi�� sekund? Chyba zwariowa�!� - przemkn�o Babuschce przez g�ow�.
- A je�eli nie wyrobisz si�?
- Noo, te� dwukrotnie... B�d� ci winien..1. Ile tam? Dziesi��. I jak?
- Wal - Babuschka przysun�� si� bli�ej.
Kit odwr�ci� si� do manipoola. Odblokowa� start, zatar� r�ce i wyprowadzi� kuleczk� z lejka. Przez sekund� utrzymywa� j� nieruchomo, a potem pchn�� do przodu. Gdy wydawa�o si�, �e kulka stuknie w �ciank� uderzy� mocno kolanem w skrzyni�. Pos�uszna kulka przelecia�a nad �ciankami l�duj�c w centrum labiryntu. Ca�a operacja trwa�a nieca�e trzy sekundy. Kit triumfalnie uni�s� brwi i roz�o�y� r�ce, jakby pokazuj�c, �e nie mia� drugiej kulki w r�kawie. Potem pokaza� Babuschce pi�� palc�w i wyszed�.
Babuschka run�� do maszyny. Trz�s�cymi si� r�kami wyprowadzi� kulk�, dr�a�a lekko, ale sta�a w miejscu. Obliza� wargi i waln�� kolanem w skrzyni�. Przeszywaj�cy b�l rzuci� go na pod�og�, j�cza� i masowa� zdr�twia�� nog�, gdy nagle zauwa�y�, �e Kit przed wyj�ciem zd��y� zablokowa� amortyzatory manipoola.
- Idziesz do sterowni czy pole�ysz jeszcze chwilk�? - g�os Martinsona poderwa� Babuschk� z pod�ogi. Stali, Kit z Martinsonem, w drzwiach. Powa�ni.
- Id�, id� - Babuschka wyprostowa� si� i prawie nie kulej�c pod��y� za kolegami.
Spokojna zielona linia na jednym z ekran�w pulpitu ��czno�ci wskazywa�a, �e trwa w�a�nie odbi�r skondensowanej podstawowej informacji, a wska�nik obok informowa� o przyj�ciu ju� danych, niezb�dnych do podj�cia pierwszych dzia�a�, zanim ca�y przekaz zostanie �rozci�gni�ty� i zdeszyfrowany.
Martinson i Babuschka usiedli w fotelach, Kit wys�ucha� tekstu oparty o st�.
- Do wszystkich statk�w znajduj�cych si� w odleg�o�ci trzech jednostek od regionu Comoensa o ogranicznikach 17 i 264. Dotyczy statk�w: SP-122, SP-971, SP-886 i SP-349. Stopie� ograniczenia informacji: dwa - zabrzmia�o w g�o�nikach.
Babuschka gwizdn�� cichutko - nie odbiera� dotychczas informacji o tym stopniu ograniczenia. �e sprawa jest powa�na - to wiadomo. Nie przysy�a si� bomby ot, tak sobie! Ale stopie� dwa!?
- Szesna�cie godzin temu zagin�� SP-64. Okoliczno�ci zagini�cia identyczne jak w przypadku SP-187. Rozwini�cie danych - w informacji podstawowej. Zachowa� szczeg�ln� ostro�no��. - g�os umilk�.
- No i co? - Kit usiad� naprzeciwko Martinsona i Babuschki.
- Co �no i co?�. Nic. Lecimy tam i rozejrzymy si� na miejscu.
- Co to za sprawa z zagini�ciem SP-187? - Babuschka nie zna� tej historii.
- Niewiele wiadomo. Zameldowali, �e maj� co� na kontaktowej. Potem to co� zacz�o ucieka�. Zacz�li to goni�, weszli w tunel i... cisza do dzisiaj.
- Kiedy to by�o?
- Ze dwa lata temu. Przes�uchasz bomb�, to si� dowiesz - Kit poinformowa� w ten spos�b pilota o czekaj�cej go pracy. - Na pewno b�dzie tam komplet informacji o obu zagini�ciach. Martin, my poprowadzimy statek do Comoensa.
Z jednej strony by�o to niesprawiedliwe, poniewa� to Babuschka by� pilotem i to on powinien wprowadzi� statek w tunel. Z drugiej jednak - wiedzia� najmniej o tych zaginionych statkach, potulnie poczeka� wi�c na zako�czenie seansu i zabra� si� do czytania raport�w. Mniej wi�cej po godzinie do��czyli do niego pozostali, ale obaj wertowali tylko raport, koncentruj�c si� na wybranych jego fragmentach.
Po trzech godzinach Babuschka przetar� oczy, zgarn�� notatki i wsta� od sto�u.
- Sko�czy�e�? - Kit od d�u�szej ju� chwili kr��y� po pomieszczenju. Martinsona nie by�o.
- Tak. Wynotowa�em tu par� moment�w. Gdzie Martin?
- Przegl�da nasze uzbrojenie. Zaraz sko�czy to pogadamy.
- To ja zrobi� co� do jedzenia.
- Byle szybko. I my�l. Ca�y czas my�l.
- My�l�, my�l� - Babuschka pobieg� do jadalni.
Par� minut p�niej siedzieli w komplecie przy stole.
- Zaczynaj - Kit �ykn�� ze szklanki.
- No wi�c tak. SP-187 zagin�� dwa i p� roku temu... A mo�e nie m�wi� o tym? Znacie t� spraw�... - Babuschka spojrza� na przyjaci�.
- M�w. Mo�e co� si� skojarzy, przypomni...
- No dobrze. Trzyosobowa za�oga, standardowy patrol. Spotkali co�, co nie da�o si� zbli�y� do siebie, ucieka�o a� weszli w tunel i urwa�a si� ��czno��. �adnych �lad�w awarii, nic nie wskazuje na chorob�, halucynacje... Po prostu znikn�li - Babuschka wzruszy� ramionami.
- Albo gdzie� p�dz�... - mrukn�� Kit.
- No tak. Albo gdzie� p�dz� - zgodzi� si� Babuschka.
- Dalej - pogoni� Kit.
- Teraz ten SP-64. Tu jest troch� nietypowo. Za�oga jednoosobowa - tylko pilot Kalet - Martinson zacisn�� pi�ci. Babuschka spojrza� na niego zdumiony.
- No? - Kit wyprostowa� si� w fotelu.
- Nawigator odwozi� patroletk� komandora do bazy. By� ranny po przypadkowym wybuchu zbiornika tlenowego robota-spawacza. I mia� wr�ci� za trzy dni z zast�pc�. W tym czasie osamotniony Kalet zameldowa�, �e ma na optycznej go�cia. Takiego samego jak w przypadku SP-187. Nada� seri� sygna��w, ale pozosta�y bez odpowiedzi. Spr�bowa� si� zbli�y�, to co� ucieka�o. Zameldowa�, �e b�dzie to goni� jaki� czas, potem wy��czy� ��czno�� i znikn��. Wiemy jeszcze, �e rozp�dza� statek a� do pod�wietlnej i �e wszed� w tunel. Tak samo jak tamci. I od tego czasu cisza - Babuschka �ykn�� soku. Przygotowanego napr�dce obiadu nikt nie ruszy�.
- Taaak... - Martinson uni�s� g�ow� i popatrzy� na koleg�w. - Mamy go�ci...
- Stosuj� sta�� taktyk� - po�pieszy� si� wtr�ci� Babuschka. - Wabi� statki iii... pyk! - strzeli� Palcami.
- Co: �Iii!� - rzuci� si� Martinson. - Na razie nic konkretnego nie wiemy. Polecieli za nimi, a to jeszcze nie znaczy, �e nie wr�c� - wsta� od sto�u.
- Id� spa�. Wam te� radz�. S�dz�, �e mamy par� godzin czasu.
Myli� si�. Wyszli z tunelu po osiemdziesi�ciu minutach i rozpocz�li hamowanie. Jeszcze dwadzie�cia minut na statku panowa�a cisza. A potem...
Sygna� alarmu uruchomi� Kit. Gdy Babuschka wpad� do ster�wki Martinson by� ju� tam r�wnie�. Obaj przykleili si� do radaru dalekiego zasi�gu. To co� by�o jeszcze za daleko, by inne automaty mog�y je zauwa�y�.
Babuschka zajrza� Martinsonowi przez rami�.
- Jaka odleg�o��?
- Masz... - Martin poda� pilotowi dane, a sam podszed� do swego pulpitu i zacz�� co� oblicza�. Babuschka nie zd��y� nawet sko�czy� odczytywania, gdy us�yszeli g�os Kita:
- Na miejsca.
Babuschka jednym susem dopad� swego fotela.
- Babuschka, podchodzimy do niego tak, �eby za trzy godziny mie� go na optycznej. A gdyby ucieka�... - zacisn�� szcz�ki - ... goni�.
- Rozkaz. - Babuschka da� wytyczne komputerowi i wlepi� wzrok w ma�� seledynow� plamk� na ekranie.
To co� by�o romboidem. Widzieli go wyra�nie, gdy zbli�yli si� na odleg�o�� sze�ciu kilometr�w. Zastopowali.
- Martin, polecisz patroletk�. Bardzo ostro�nie, rozumiesz? Bar-dzo! Babuschka, noga na gazie. Wszystko jasne?
- Tak - mrukn�� nawigator i wyszed�. Babuschka skin�� tylko g�ow�.
Po paru minutach Martinson pojawi� si� na ekranach. Odbi� od statku i najpierw odszed� troch� w bok, a dopiero potem skierowa� si� w stron� obcego.
�Schodzi z linii ognia� - zrozumia� Babuschka i chyba dopiero teraz odczu� powag� sytuacji. Rzuci� okiem na Kita. Tamten, pozornie spokojny, �ciska� w d�oni spust miotacza. W g�o�niku rozleg� si� spokojny g�os Martinsona:
- Troch� ponad dwa kilometry od obiektu. Wisi nieruchomo. Na pewno jaki� metal, wyniki analizy za chwil� - pauza. - Dwa kilometry... Tysi�c dziewi��set...
- Zatrzymaj si� na chwil� i nadaj... - Kit nie doko�czy� zdania.
- Ruszy� do przodu! Ucieka. Pr�dko�ci mamy identyczne. Mo�e przyspieszy�?
- Przyci�nij troch�. Jakby ucieka� dogonimy ci� i we�miemy na pok�ad.
- Dobra.
Babuschka, trzymaj�c w r�ku d�wigni� przyspiesznika, spojrza� na boczny ekran. Odleg�o�� - mi�dzy patroletk� i obcym obiektem pozostawa�a niezmieniona - tysi�c osiemset sze��dziesi�t siedem metr�w i czterdzie�ci dwa centymetry.
- Niesamowite - mrukn�� Kit.
- Co? - Babuschka nie dos�ysza�.
- M�wi�, niesamowite. Niewa�ne. Martin!
- Jestem.
- Spr�buj gwa�townie przyspieszy�. My ruszamy za tob� - Kit spojrza� na Babuschk� i skin�� g�ow�.
Babuschka tr�ci� delikatnie d�wigni�, statek p�ynnie ruszy� za uciekaj�cym obcym i goni�cym go Martinsonem.
- Kit! Damy pe�ny ci�g, co? Bo tak to na nic. Odleg�o�� bez zmian.
- Wracaj na statek. Zabraniam! S�yszysz? - Babuschk� zdziwi�a gwa�towno��, z jak� zareagowa� Kil na propozycj� nawigatora.
- Wracam - ponuro mrukn�� Martinson.
Kit pstrykn�� w klawisz ��czno�ci i odwr�ci� si� do pilota.
- Kalet to stary przyjaciel Martina. Jeszcze z Akademii - powiedzia� i przywr�ci� ��czno��.
W sterowni zapad�a cisza, kt�r� przerwa�o dopiero wej�cie Martina.
- �eby go diabli! - trzasn�� w st�. - Ja - gaz, on te�. Ja staj� i on staje. Jakie ma op�nienie manewru w stosunku do mnie? - obejrza� si� na Babuschk�.
- Prawie �adne. Sze�� stomilionowych sekundy.
- Phy! To lepiej, ni� by da� nasz komputer. - Kit usiad� w fotelu i wyci�gn�� nogi. - Co proponujecie?
- Ja! - Martinson podni�s� r�k�. - To jest na tyle ma�e, �e nie mo�e mie� silnika a mocy r�wnej naszemu. Musimy zbli�y� si� na odleg�o�� mniejsz�, ni� te tysi�c dziewi��dziesi�t metr�w. Wtedy �to� b�dzie musia�o jako� zareagowa�. Bo patroletk� nie dogonimy.
- Babuschka? - komandor przeni�s� wzrok na pilota.
Babuschka chcia� co� powiedzie�, ale powstrzyma� si�. Wzruszy� ramionami.
- Chcia�e� co� powiedzie�? - Kit zauwa�y� wahanie kolegi.
Na razie spr�bujmy dopa�� tego cwaniaczka, gdy� mo�e si� myl�. A jak nie wyjdzie, to powiem co mi chodzi po g�owie.
- No to �dopadaj�. Ale wiesz, bez przesady.
Babuschka odwr�ci� si� do pulpitu, poczeka� a� pozostali zajm� miejsca w fotelach. I skoczy�. Na chwil� pociemnia�o mu w oczach, ale zd��y� zauwa�y�, �e Kit po�o�y� d�o� na ograniczniku ci�gu. Przyspieszy� jeszcze.
Gnali teraz jak przywi�zani. SP-122 i obcy. Wbrew przewidywaniom nawigatora ani razu nie uda�o im si� przekroczy� granicy tysi�ca o�miuset sze��dziesi�ciu siedmiu metr�w. Co gorsza �obcy� przyklei� si� do statku Babuschki i, mimo chytrych manewr�w pilota, raptownych przyspiesze� i gwa�townych hamowa� nie uda�o si� str�ci� przybysza z kursu.
- Babuschka, to nie ma sensu. I zrobi�o si� jeszcze dziwniej. Mia�e� co� powiedzie� - Martinson wsta� z fotela i podszed� do pulpitu sterowniczego.
- Najpierw musz� to sprawdzi� - Babuschka spojrza� na dow�dc�.
- Sprawdzaj. Ile chcesz czasu?
- Godzina na pewno wystarczy - zerwa� si� i podskoczy� do klawiatury komputera.
Wystarczy�o dziesi�� minut. Babuschka wsta� z fotela i odwr�ci� si� do Kita i Martinsona. Wskaza� im fotele.
- Siadajcie - to by�a chwila jego triumfu. Sam usiad� naprzeciw. - On si� od nas odpycha.
- Jak? - Kit wydawa� si� by� mniej zdziwiony ni� si� Babuschka spodziewa�.
- Od energii. Od otaczaj�cego nas w promieniu dw�ch kilometr�w pola energetycznego.
- Cooo? - Martinson nie by� tak opanowany jak dow�dca.
- A gdzie jest ten tw�j silnik, co to mia� by� s�abszy od naszego? - zapad�a chwila ciszy. - To jest tak - Babuschka przysun�� si� do sto�u. - Wyobra�cie sobie much� w ba�ce mydlanej. Mucha fruwaj�c nosi t� ba�k� na sobie. A na ba�ce siedzi druga mucha. I w ten spos�b te muchy nigdy... no? Nie - zet-kn�-si�! - wysylabizowa�.
- Te dziesi�� minut to ci chyba by�o potrzebne do wymy�lenia tej wyrafinowanej paraleli. - Kit wsta� i podszed� do komputera - To dow�d? - wskaza� na pulpit.
- Tak. Zu�ywamy wi�cej mocy, ni� bez tego... paso�yta. Niewiele, ale zawsze...
- Taaak... - Kit potar� podbr�dek. - Ci�gnie z nas... I mo�na by� pewnym, �e tak �atwo si� nie odczepi.
- Ludzie! O czym wy? Przecie� to jest kontakt. Kontakt! I ten jego nap�d! Cudo! A wy? Jak by tu uciec...
- Nie przesadzaj - Babuschka uni�s� si� honorem. - To...
- Cisza! - przerwa� Kit. - Martin ma sporo racji. Zrobimy tak. Spr�bujemy z�apa� ptaszka...
Po dwudziestu minutach plan wykrystalizowa� si�, a jeszcze po p� godzinie osiem sterowanych przez komputer robot�w wyp�yn�o w przestrze� kosmiczn�. Rozpierzch�y si� na poz�r bez�adnie, ale po paru minutach osi�gn�y pozycje przewidziane przez komputer i na jego sygna� zacz�y ze wszystkich stron zbli�a� si� do obcego.
Trzy pary oczu biega�o od ekranu z dziewi�cioma b�yszcz�cymi kropkami do wska�nika odleg�o�ci pomi�dzy robotami a obiektem. Trzy tysi�ce... dwa sze��set... dwa sto... Dwa! Babuschka przygryz� wargi. Tysi�c dziewi��set... tysi�c osiemset dziewi��dziesi�t... osiemdziesi�t... siedemdziesi�t... sze��dziesi�t osiem... siedem...
Obcy szarpn�� si� konwulsyjnie, rzuci� w jedn� stron�, w drug�. Tysi�c osiemset dwadzie�cia... Tysi�c siedemset pi��dziesi�t. Nieznany statek dr�a� wyra�nie. Wpad� we w�asne sid�a - odpychaj�c si� od p�l wszystkich robot�w pozostawa� w miejscu. Nagle rzuci� si� jeszcze raz w bok, odbi� od niewidzialnej �ciany, zata�czy� jak kuleczka mi�dzy �ciankami labiryntu manippola i wyprysn�� spomi�dzy robot�w. Odskoczy� od nich i zamar�.
Martinson da� komputerowi rozkaz powt�rzenia operacji. Potem jeszcze raz. I jeszcze. Potem za�oga usiad�a znowu przy stole.
- Jak mokre myd�o... - Kit spojrza� po kolei na pilota i nawigatora.
- Roboty maj� nier�wne pola. I jest ich za ma�o... To si� nie mog�o uda�. - Babuschka by� niepocieszony.
- To wiadomo. Tylko co dalej?
Martinson chrz�kn��.
- To zale�y od tego, co to jest. Bo jak jaki� energetyczny paso�yt, to nie mo�emy go �ci�ga� na Ziemi�. Ale mo�e by� r�wnie� co� innego...
- Ryba-pilot - mrukn�� Babuschka.
- Co m�wisz?
- Ryba-pilot. Przewodnik. Ma nas gdzie� zaprowadzi�.
- To ciekawe, ale chyba nie masz racji. Ten tw�r, albo stw�r, nie kieruje nami. On leci tam gdzie my. Tyle, �e naszym kosztem.
- No to zostaje paso�yt - Babuschka zrezygnowa� z bronienia hipotezy.
- I to w�a�nie przeka�emy Centrali jako przyczyn� zagini��. - Babuschka zmarszczy� brwi, nie nad��y� za tokiem rozumowania Kita.
- SP-187 pogna� za tym paso�ytem, nie wiedz�c tego, co my ju� wiemy. I mog�o im si� przydarzy� wiele rzeczy. Zreszt� ten dra� musi by� bezbronny. A Kalet... To zupe�nie inna historia...
Zaleg�a cisza, a potem Kit z�o�y� wyczerpuj�cy meldunek Centrali. Na odpowied� czekali kilka godzin i ca�y ten czas na ekranie widnia� czyhaj�cy w odleg�o�ci nieca�ych dwu kilometr�w obcy.
A potem Kit odebra� odpowied�.
- Pozbywamy si� go�cia - podsumowa�.
- Po�wi�cimy patroletk�? - stwierdzi� raczej ni� zapyta� Babuschka.
Kit skin�� g�ow�.
Po godzinie p�dz�ca przed siebie patroletka i mkn�cy przed ni� rado�nie obcy byli ju� daleko.
Martinson zosta� w sterowni. Kit wym�wi� si� senno�ci�. Babuschka powl�k� si� do sali relaksu. Odruchowo odblokowa� manipool i wyprowadzi� kuleczk� z lejka. Min�o dwana�cie sekund i le�a�a w samym �rodeczku labiryntu. Jako� zupe�nie ten sukces Babuschki nie ucieszy�. Patrzy� w pulsuj�cy zwyci�sko sygna� trafienia i my�la� o Kalecie.
Kalet nie mia� patroletki. Kalet nie chcia� �ci�ga� obcego na Ziemi�. Nie mia� du�ego wyboru. Wi�c wybra� to, co m�g�.