10083
Szczegóły |
Tytuł |
10083 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10083 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10083 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10083 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eugeniusz D�bski
Nic, tylko piasek...
Nie musia� patrze� na szklank� z sokiem, by przekona� si� o coraz to silniejszym dr�eniu statku. Wszystko w porz�dku, prognozy sprawdza�y si�. Mia� nadziej�, �e sprawdz� si� w stu procentach. Bo na razie statek �tylko� dr�a�, mimo ca�ego systemu kotwic g��binowych i g�stej sieci lin z w��kna krzemowego. A jeszcze dwa dni temu trzeba by�o powi�ksza� obraz wska�nika aby dostrzec odchylenie statku od pionu. Dzisiaj nawet tak niedoskona�a aparatura, jak zmys�y przeci�tnego cz�owieka, kt�ry w por�wnaniu z eksplorerem jest �lepy jak kret, powolny jak ��w i g�uchy jak pie�, dzisiaj, nawet te niedoskona�e zmys�y poinformowa�yby o szalej�cej na planecie wichurze.
Pi�ty tydzie�. Jak na razie - w normie. Tak mia�o by�, to przynajmniej by�o pewne. Pi�� tygodni wichury, w ostatnim tygodniu huragan o sile czterech ziemskich - i spok�j.
Spok�j na dwadzie�cia dni. I w tym czasie musi zbada� planet�. Nie jest to du�o czasu, ale te� nie potrzeba chyba wi�cej. Najmniejsza planeta w tym pustym Uk�adzie, jak i on pusta i piaszczysta. To ju� prawie wszystkie informacje przekazane mu przez Baz�. Wi�cej mia� zdoby� on sam.
Na razie jednak siedzia� w UNICU, nudzi� si� i kl�� na specjalist�w z Bazy. Pi�knie to wszystko wyliczyli, nie ma co! Mia� wyl�dowa� zaraz po huraganie i w szybkim tempie rozpocz�� badania MID-AN-Q16. Uwierzy� prognozie i nie marnowa� czasu na rozpoznanie z orbity - planeta by�a tak ma�a, �e z �atwo�ci� zbada j� w ci�gu trzech dni i to nie marnuj�c paliwa UNICA. Kto wie, co si� mo�e zdarzy� w drodze powrotnej. Plan by� dobry, ale...
Gdy UNIC stan�� ju� na swoich o�miu �apach wys�a� roboty by zakotwiczy�y statek. Na szcz�cie...Gdyby uzna�, �e ju� po wszystkim i, �e zd��y przed nast�pnym... Te ma�e ob�oczki py�u wygl�da�y jak resztki huraganu i nawet zacz�� podziwia� meteorolog�w: ale� wyliczyli, bestie! Ca�e szcz�cie, �e musia� zmarnowa� troch� czasu na standardowe procedury. Id�c po skafander i bro� (po co komu bro� na pustej planecie?), zboczy� do kabiny nawigacyjnej i zobaczy� na ekranie pot�ny wa� piasku p�dz�cy w jego stron�. Mia� tylko tyle czasu, by sprawdzi� czy wszystkie roboty ju� wr�ci�y i zamkn�� w�az. Zrobi� to, mimo �e jeden z metalowych �uk�w pe�za� jeszcze po paj�czynie lin, biegn�cych od umocowanych na g��boko�ci czterdziestu metr�w kotwic do specjalnych pazur�w na pancerzu UNICA. Robot by� stracony, je�eli oczywi�cie prognostycy nie pomylili si� co si�y wiatr�w na MID-AN-Q16. Ale nie pomylili si�. Ca�e szcz�cie, �e musia� zmarnowa� troch� czasu na procedury. Par� minut p�niej na zewn�trz rozp�ta�o si� piek�o. Gdyby nie te procedury...
Nie m�g� nawet obserwowa� powierzchni planety. Ju� po godzinie piasek niesiony przez wiatr porysowa� doszcz�tnie soczewki kamer. Zreszt� i tak nic nie by�o wida� w tej niesamowitej kurzawie. A poza tym mia� inne zaj�cie, bo okaza�o si�, �e powsta�y jakie� luzy w misternej sieci lin i pierwsze godziny na MID-AN-Q16 Rob sp�dzi) wybieraj�c je za pomoc� specjalnego wysi�gnika. Operuj�c po omacku o ma�o nie pozrywa� kilku lin, ale na szcz�cie wszystko sko�czy�o si� dobrze. Dobrze o tyle, �e UNIC sta� i. przynajmniej na razie, nie wykazywa� tendencji do upadku. Ale pi�� tygodni w odci�tym od ��wiata� statku... Przez pierwsze cztery dni nudzi� si� straszliwie. By� co prawda przyzwyczajony do samotno�ci, ale co innego lot, a co innego samotno�� na obcej planecie, kt�rej nawet dobrze nie obejrza�.
Pi�tego dnia rozpocz�� walk� z nud�. Najpierw sprawdzi� funkcjonowanie wszystkich przyrz�d�w pok�adowych. By�y w jak najlepszym stanie. Nawet nie brakowa�o ju� robota; jego bracia-bli�niacy zd��yli go odtworzy� z matryc przechowywanych w magazynie. Nie by�o sensu oszukiwa� si� - na statku nie by�o nic, albo prawie nic do roboty. I w perspektywie pi�� tygodni bezczynno�ci. Wprawdzie tak do�wiadczony eksplorer zawsze znajdzie dla siebie jakie� zaj�cie, ale co to za przyjemno�� robi� co� na si��.
Potem zacz�� jeszcze raz przegl�da� materia�y dotycz�ce planety, kt�ra nie da�a mu mo�liwo�ci bli�szego kontaktu ze sob�. Kt�ry� raz z kolei stwierdzi�, �e jest tego bardzo ma�o i w dodatku nic specjalnie ciekawego.
Najbardziej niezwyk�y by� fakt, �e MID-AN-Q16 posiada�a dwa s�o�ca. Kilka wiek�w temu niejaki Lagrange wyliczy� parametry takiego w�a�nie uk�adu - male�stwo kr���ce mi�dzy i wraz z dwoma s�o�cami. Razem tworz� uk�ad bardzo niestabilny i Rob nawet obawia� si� czy aby kopni�cie UNICA przy l�dowaniu, a zw�aszcza przy starcie, nie zepchnie planety z orbity.
O�wietlana dwoma s�o�cami, a wi�c przez ca�� dob�, raz mocniej, raz troch� s�abiej - w zale�no�ci od tego, kt�re s�o�ce aktualnie �wieci, bez jezior, rzek, g�r, dolin. Bez jakiegokolwiek �ycia na swojej powierzchni. Jedyne co mia�a, i to w nadmiarze, to piasek. Jaskrawopomara�czowy, suchy i gor�cy. Zajmowa� ca�� jej powierzchni�. Z pewnej wysoko�ci wygl�da�a jak mokra pi�ka posypana piaskiem. Tylko, �e ten nie osypywa� si� z pi�ki. M�g� si� tylko przemieszcza� i robi� to bardzo cz�sto. Przez sze�� miesi�cy wia�y tu potworne wichury. Najwi�ksza przerwa mi�dzy nimi to w�a�nie te trzy tygodnie jakimi dysponowa� Rob, a rok w og�le trwa� tu niespe�na osiem ziemskich miesi�cy. Brak tlenu, temperatura oko�o sze��dziesi�ciu stopni - to wszystko, co przekaza�a bezza�ogowa sonda kr���ca tu kiedy� przez rok na orbicie wok� MID-AN-Q16. Tyle danych posiada� i wydawa�y mu si� wystarczaj�ce, by nie traci� czasu na ich rozszerzanie. Baza jednak postanowi�a inaczej - ciekawostka matematyczna! Niech b�dzie. R�wnie dobrze mo�e siedzie� tu, jak i gdzie indziej. D�ugie lata bezskutecznych poszukiwa� �ycia na innych planetach nastawi�y go sceptycznie co do mo�liwo�ci kontaktu z przedstawicielami innych cywilizacji. Nie ma �ycia w kosmosie, a Ziemia.. Ziemia mo�e by� wyj�tkiem. Je�eli jednak jest gdzie� �ycie to mo�e by� r�wnie dobrze tu, na MID-AN-Q16, jak i gdzie indziej.
Trzeci� rzecz� jak� zrobi� by�o przechrzczenie planety. Nie m�g� przecie� ci�gle my�le� o niej �ta MID-AN-Q16�. Wymy�lenie nowego imienia zaj�o mu troch� czasu, ale przecie� mi�dzy innymi o to chodzi�o. Nazwa� j� Midana. Imi� wymy�li� do�� szybko i zirytowa�o go to troch� - nie o to sz�o, by po pi�ciu minutach zdecydowa� w tak wa�nej sprawie, dlatego te� oszukiwa� sam siebie, udawa�, �e si� jeszcze namy�la, wybrzydza�, a� w ko�cu uzna�, �e trwa to ju� wystarczaj�co d�ugo. Powiedzia� g�o�no: �Midana�. Dobre. Chocia� bardziej pasowa�oby dla jakiej� innej planety, jakiego� zielonego raju. No, trudno. W��czy� nag�o�nienie zewn�trzne, chocia� �wietnie wiedzia�, �e zatkane piachem g�o�niki nie przeka�� nic na powierzchni� kulistej pustyni, przybra� odpowiedni wyraz twarzy i uroczy�cie powiedzia�:
- W imieniu w�asnym, nie dbaj�c o atlasy, katalogi i gwiezdne mapy. ty, MID-AN-Q16, b�dziesz od dzi� zwa�a si� Midan�. A jak ci si� nie podoba, to poca�uj si� w nos - doda� ju� mniej oficjalnym tonem.
I znowu nie mia� nic do roboty. A w�a�ciwie mia�. Dawno temu wpad� na pomys�, �eby zmieni� osobowo�� pok�adowego komputera, mo�e nie tyle zmieni�, co nada� mu j�. Opracowa� sobie plan dzia�ania i czeka� na odpowiedni moment, to znaczy na odpowiedni� nud�, by zrealizowa� pomys�. Oszcz�dza� t� swoj� ide�, trz�s� si� nad ni� jak sk�piec nad skrzyni� z�ota. M�wi� sobie: "Jeszcze nie czas, mo�e by� gorzej�. Teraz postanowi� zrobi� to wreszcie. Najpierw zaj�� si� techniczn� stron� zagadnienia. W trzy tygodnie wykona� ogromn� prac�, przer�bki w komputerze by�y znaczne, ale by� na szcz�cie dobrze przygotowany do tego przedsi�wzi�cia. Jednocze�nie m�wi� do komputera, czyta� wszystko, co mu wpad�o w r�ce, �mia� si�, kicha�, kaszla�, posun�� si� nawet do za�ycia kompozycji lek�w, by komputer m�g� pos�ucha� jego majacze�. W ostatnim dniu wichury uzna�, �e dzie�o zosta�o uko�czone.
Uczci� to szklank� kondensatu owocowego, a resztk� pozosta�� w szklance wyla� na soczewk� kamery - oko m�zgu.
- Odwal si�, g�upi dowcip - powiedzia� komputer g�osem Roba.
- To nie dowcip, to tradycja - powiedzia� Rob takim samym g�osem. - I, przy okazji, nazywasz si� Greg. Ha, to ju� moje drugie chrzciny w ci�gu miesi�ca, mo�na pomy�le�, �e nie robi� nic innego tylko biegam i szukam kolejnych kandydat�w do chrzczenia.
Greg milcza�. My�la� nad swoim imieniem. W ko�cu powiedzia�:
- Nie powiem, �ebym by� zachwycony, ale ciebie na nic oryginalniejszego nie sta�. Niech b�dzie.
- No, no, tylko nie r�b mi �aski. Jak zechc� b�dziesz si� nazywa� Siedemna�cie miliard�w trzysta pi��dziesi�t dziewi�� milion�w czterysta osiemna�cie tysi�cy dwie�cie dwadzie�cia sze�� i siedem dziewi�tych. I b�dziesz musia� przedstawia� si� za ka�dym razem, gdy otworzysz sw�j... zawaha� si� - no, ten... powiedzmy, g�o�nik.
- Mnie to nie sprawi �adnego k�opotu. Ale pomy�l o sobie. - Greg nagle zarechota�. Rob pomy�la�, �e troch� nie pasuje w tym momencie �miech szale�ca. Tu raczej przyda�by si� ironiczny �mieszek, jaki� chichot. Widocznie komputer jeszcze niezupe�nie opanowa� pos�ugiwanie si� jego w�asnym g�osem.
- W ko�cu mia�em stosunkowo ma�o czasu, albo te przer�bki okaza�y si� niewystarczaj�ce... - mrukn�� do siebie.
- Pewnie, �e niewystarczaj�ce. Ale niewiele wi�cej mo�esz tu zrobi�, zreszt� te drobiazgi, mo�liwe jeszcze do zrobienia, mog� sam poprawi�.
- S�uchaj, male�stwo. Wiem, �e posiadasz �wietny s�uch, ale skoro masz udawa� cz�owieka, to musisz to robi� troch� lepiej. Cz�owiek nie us�ysza�by tego, co powiedzia�em przed chwil�. Najwy�ej zapyta�by - �Co powiedzia�e�� - Rozumiesz? - doda� du�o ciszej.
- Jas... - Greg urwa� w p� s�owa. - Co powiedzia�e�?
- No, ju� lepiej - pochwali� Rob komputer. - Na razie do�� tej zabawy. Chyba wiatr si� ko�czy. Sprawd� czy wszystko gotowe do wyj�cia na Midan�.
- Ju� sprawdza�em, ale mog� jeszcze raz, co mi tam...
Rob wyci�gn�� si� wygodniej w fotelu. Przysz�o mu do g�owy, �e kto�, kto nie wiedzia�by o modyfikacji Grega i nie widzia�by ich obu w trakcie rozmowy pomy�la�by, �e Rob zwariowa� - przecie� rozmawia sam ze sob�. Natomiast on sam nie poznawa� swojego g�osu w g�osie Grega. I ten �miech szale�ca! To przecie� jego w�asny �miech! Pewnie �mia� si� tak pod wp�ywem tych narkotyk�w. Trzeba wyt�umaczy� Gregowi kiedy mo�e tak w�a�nie si� �mia�. Chocia�... skoro to �miech szale�ca, to lepiej, �eby Greg nie musia� si�ga� do a� tak skrajnego sposobu wyra�ania uczu�. �Szaleniec-komputer� - nie�le brzmi.
- Rob!
- No?
- Sprawdzi�em wszystko. Mo�na wychodzi�, ale wichura jeszcze trwa. Powinna si� sko�czy� za jakie� trzyna�cie godzin.
Rob by� pewien, �e Greg ju� dawno sko�czy� test urz�dze�, ale czeka� a� on ocknie si� z zamy�lenia. No c�, mi�y �facet� ten jego komputer.
- Mo�esz i�� spa�. Ja obejm� wacht� - w g�osie wydobywaj�cym si� z g�o�nika zabrzmia�y nutki �miechu.
- �wietnie! Zaczynasz sobie nie�le radzi� z modulacj� g�osu. Jestem, jako tw�rca i ojciec chrzestny, dumny z ciebie, Greg!
- Dobra, dobra. Nie gadaj tyle, jedz kolacj� i id� spa�.
Niee, niech to licho! On si� wyra�nie zawstydzi�! Mo�e te zmiany w psychice komputera s� za du�e? �eby, psiakrew, nie przesadzi�! Maszyna z uczuciowo�ci� cz�owieka mo�e by� nawet niebezpieczna.
- Do jutra.
- Przyjemnych sn�w.
Sny nie by�y chyba przyjemne, bo uczucie zm�czenia i jakiego� niepokoju nie opuszcza�o Roba jeszcze przez par� godzin po obudzeniu. Dopiero przygotowania do wyj�cia odsun�y te odczucia na dalszy plan.
- Greg. Sonda na sta�� orbit�, bior� Dromadera i dwa �uki, ��czno�� przez ca�y czas, itd. Wiesz, co masz robi�. Wracam za cztery godziny. Przygotuj jaki� obiad, co�, co lubi�. I trzymaj kciuki.
- Zasuwaj �mia�o. Wszystko gotowe, sprawdzone i wypr�bowane. Tylko ja bym wypu�ci� jeszcze par� �uk�w w inn� stron�. Mo�e co� znajd�, no i niech one te� rozprostuj� ko�ci.
- Nic tu nie ma do znajdowania. A je�li nawet jest, to chc� to sam znale��.
- Twoja sprawa. Ale czasu mamy niedu�o.
- Wystarczy. B�d� spokojny. Zreszt� by� mo�e odechce mi si� spacer�w po tym raju. Wtedy po�lesz s�ugi swoje, �eby, hm, rozprostowa�y ko�ci.
- Akurat ci wierz�. No, wychod�.
Rob podszed� do wn�ki ze skafandrami, w�o�y� jeden z nich, wyj�� he�m i skierowa� si� do �luzy. Id�c w�o�y� przezroczyst� kul� na g�ow�, przystan�� na chwil�, by przejecha� po szparze zszywaczem i wszed� do komory powietrznej. Drzwi zamkn�y si�, chwil� jeszcze czujniki bada�y szczelno�� skafandra, zapali�o si� zielone �wiate�ko i w s�uchawkach zabrzmia� g�os Grega:
- OK. Otwieram drzwi.
Rob nawet nie pr�bowa� wm�wi� sobie, �e jest spokojny, �e to wszystko ma�o go obchodzi, co tam taka ma�a zapiaszczona planetka. By� podniecony tak samo jak podczas swojego pierwszego wyj�cia. A min�o ju� przecie� troch� czasu i nieraz ju� wychodzi� przez podobn� �luz�.
Przez poszerzaj�c� si� szpar� w drzwiach wpad� do statku pierwszy promie� obcego s�o�ca. Smuga �wiat�a na �cianie powi�ksza�a si�, a� ca�a powierzchnia naprzeciwko drzwi rozb�ys�a pomara�czowym blaskiem. Rob zrobi� dwa kroki, zatrzyma� si� w progu, odruchowo rzuci� szybkie spojrzenie w prawo i w lewo. Nic, g�adka, gigantyczna pomara�cza. Nic, na czym mo�na by zatrzyma� spojrzenie, mimo to d�ug� chwil� patrzy� przed siebie.
- No i jak? Podoba ci si� twoja Midana?
- Jest prze�liczna. O takiej w�a�nie planecie na staro�� marzy�em. B�d� tu uprawia� poziomki, a m�j wierny, zbzikowany ju� mocno komputer, b�dzie mi czyta� listy, jakimi b�dzie mnie zasypywa� �e�ska po�owa ludzko�ci.
- Pi�kne marzenie. Nie mog� si� doczeka� tej chwili, gdy ju� mocno zbzikowany, b�d� umila� ci staro�� czytaj�c listy pisane do samego siebie.
Riposta Grega zasta�a Roba ju� na platformie zje�d�aj�cej na poziom gruntu Midany. Odszed� kilkana�cie krok�w od statku. Rozejrza� si� dooko�a. Nic. Piasek, piasek, piasek...
Z transportowego luku wy�oni� si� Dromader, a za nim dwa �uki. Dromader, olbrzymi opancerzony transporter z kopu�� obserwacyjn�, kt�rej zawdzi�cza� nazw�, przyjecha� par�na�cie metr�w i zatrzyma� si� przed Robem. Na g�adkim pancerzu pojawi�a si� rysa i po chwili, przez powsta�y w boku Dromadera luk, Rob przedosta� si� do wn�trza. Klapa wr�ci�a na swoje miejsce zespajaj�c si� z pancerzem.
Procedura, przewidziana w takich wypadkach, wymaga�a sprawdzenia przez cz�owieka sprawno�ci dzia�ania aparatury Dromadera. M�g� j� zlekcewa�y�. Greg na pewno wszystko dok�adnie zbada�, ale nie m�g� sobie pozwoli� na najmniejszy objaw niezdyscyplinowania. Czasami mniejsze drobiazgi decydowa�y o �yciu lub �mierci. Popatrzy� uwa�nie na wszystkie wska�niki, rzuci� okiem na ekran g��wnego monitora. Pe�na gotowo��. Mo�e tu sp�dzi� nawet p� roku. Zdj�� he�m, przypi�� pasy i przesun�� d�wigni� obok lewej r�ki. Fotel cofn�� si� do ty�u a potem pojecha� do g�ry. Rob siedzia� teraz przy pulpicie obserwacyjnym, nieco mniejszym ni� ten na dole, ale za to m�g� obserwowa� bezpo�rednio przestrze� przed sob�. Tylko w razie niebezpiecze�stwa prowadz�cy zje�d�a� przed g��wny pulpit, a kopu�a nakrywana by�a dodatkowym pancerzem.
Lekko nacisn�� peda� akceleratora. Dromader pos�usznie ruszy� do przodu. Wykona� jeszcze kilka manewr�w w bezpo�rednim s�siedztwie UNICA, potem, zgodnie z wcze�niejszym planem, ruszy� na po�udnie. Za nim, pos�usznie jak dwa ma�e szczeniaki za du�ym psem, ruszy�y �uki.
- Rob. Instrukcja przewiduje, �e roboty id� przodem, a za nimi cz�owiek.
- Co ty powiesz? Naprawd�? Chyba masz racj�, co do instrukcji, oczywi�cie. Bo w og�le - to mylisz si�. �uki s� z przodu. tylko my poruszamy si� ty�em. One broni� mnie przed niespodziewanym atakiem ze strony pewnego zarozumia�ego komputera. A z ty�u nic mi nie grozi. Poza tym prosz� o absolutn� cisz� w eterze. Czekam na wa�ny meldunek. Jak b�dziesz potrzebny to ci� zawo�am. Pa!
- Rob, poczekaj. Jeszcze jedno...
- Do us�yszenia. Wy��cz si�.
�Pewnie si� obrazi�. Przeczulony jaki�. Niech si� lepiej zajmie wymian� soczewek kamer. Trzeba te� zlikwidowa� luzy, je�li jeszcze s�, i w og�le przygotowa� statek do natychmiastowego startu. Mia� co robi�.�
Przed oczyma Roba nic si� nie zmieni�o. Tak samo wygl�da�a pustynia tu� obok UNICA. Gdyby nie licznik, wyzerowany przed rozpocz�ciem jazdy i wskazuj�cy obecnie trzy i p� kilometra, mo�na by s�dzi�, �e Dromader ci�gle stoi w miejscu. Rob obr�ci� fotel o sto osiemdziesi�t stopni. Za nim ci�gn�� si� szeroki �lad na pomara�czowym piasku. Troch� dalej do tego szerokiego pasa przy��cza�y si� dwa o wiele w�sze �lady �uk�w. Nagle wpad� mu do g�owy pewien pomys�. Odwr�ci� si� do pulpitu, zablokowa� niezale�ne programy robot�w, prze��czy� je na dublowanie ruch�w Dromadera i zacz�� robi� p�tle; �semki, zygzaki. Rzuca� przez chwil� transporterem na wszystkie mo�liwe strony. Potem zatrzyma� pojazdy i obejrza� si� do ty�u.
- Nooo... ca�kiem �adnie wysz�o! - pochwali� sam siebie. Dromader i �uki wypisa�y na g�adkiej powierzchni pustyni fantastyczne zygzaki. Wygl�da�o to troch� jak haft na bluzce modnisi. Chwil� rozkoszowa� si� tym widokiem, potem rozkaza� �ukom zaj�� miejsce przed Dromaderem i ma�y konw�j znowu ruszy� przed siebie. Po p� godzinie znowu post�pi� wbrew instrukcji - po pierwsze, przesta� patrze� na drog�, u�o�y� si� wygodniej w fotelu i zamkn�� oczy, po drugie, nie w��czy� autosteru. Wprawdzie Dromader nie m�g� zboczy� nigdzie dop�ki jecha� po tym stole, ale instrukcja...
�Jaka forma �ycia by�aby mo�liwa na takiej planecie? Brak tlenu, upa�, nie ma mo�liwo�ci wykopania nawet nory. Wszystko zniszczy huragan w najlepszym wypadku za trzy tygodnie. Czy mo�liwy jest trzytygodniowy cykl �ycia? Mo�e i tak, ale na pewno nikt nie potrafi�by zbudowa� rozwini�tej formy cywilizacji w oparciu o parotygodniowe �ycie jednostek. A mo�e jakie� my�l�ce ob�oki gazu rozpraszaj�cego si� podczas wichury i skupiaj�cego si� ponownie w okresie ciszy? Taki rozum nie potrzebuje dom�w, most�w, dr�g i tego wszystkiego, co jest w naszym poj�ciu oznak� �ycia.
Nagle poczu� jaki� niepok�j. Powstrzyma� si� od gwa�townego zerwania z fotela. Stara� si� szybko zanalizowa� uczucie jakie go ogarn�o, sk�d to napi�cie mi�ni? Aaa... Po prostu nie patrzy� dok�d jedzie. Cz�owiek z trudem porusza si� nie widz�c drogi przed sob�. Nawet po g�adkiej powierzchni niewielu ludzi mo�e przej�� wi�ksz� odleg�o�� z zamkni�tymi oczami. Nogi zaczynaj� niechc�cy robi� coraz to mniejsze kroki, trzeba wysi�kiem woli powstrzymywa� si� by nie wyci�gn�� r�k przed siebie, wyst�puje zachwianie r�wnowagi. Podobnie czu� si� w tej chwili Rob. Na z�o�� sobie pole�a� jeszcze chwil�, podni�s� si�. Oczywi�cie. Dalej nic si� nie zmieni�o w krajobrazie. Przyspieszy� nieco. Min�a pierwsza godzina jazdy. W��czy� autoster i po�o�y� si� znowu wygodnie. Wr�ci� do poprzednich rozmy�la�.
�Mo�e jeszcze by� tak, �e ca�a pow�oka gazowa wok� Midany jest jednym wielkim organizmem. Te okresy burz i ciszy mog� odpowiada� ludzkim okresom snu i czuwania. Albo pracy i wypoczynku. Albo ten gaz musi si� co jaki� czas przemieszcza� by my�le�. �y�. Rozwija� si�.
Przewr�ci� si� na drugi bok. J�kn�a spr�yna w fotelu. Gwa�townie zerwa� si�. W fotelu nie by�o �adnych spr�yn. To pisn�� jeden z czujnik�w. Czujnik metali. Dromader sta� ju� w miejscu. �uki te�. Teraz decyzja nale�a�a do cz�owieka. A cz�owiek odczytywa� dane z analizatora. �elazo, aluminium, metale szlachetne, jakie� tworzywa sztuczne. Na razie tyle. Wi�cej danych otrzyma gdy �uk podejdzie bli�ej do obiektu. O ile obiekt pozwoli na zbli�enie. Rob si�gn�� za fotel, wyci�gn�� he�m z uchwytu, w�o�y� na g�ow�, przejecha� po szwie zszywaczem. Zwi�kszy� na chwil� dawk� tlenu. �Tak bardzo chcia�em znale�� to co�. Ja, a nie roboty. No i nie wysz�o� - przemkn�o mu przez my�l. Unormowa� dop�yw tlenu. Prze��czy� �uki na r�czne sterowanie, zareagowa�y obr�ceniem anten w stron� Dromadera. Ten z lewej by� nieco bli�ej ledwo widocznej nier�wno�ci, pod kt�r� kry�o si� to tajemnicze CO�. Nie by�o �adnych w�tpliwo�ci, �e to nagromadzenie pierwiastk�w musi by� sztucznego pochodzenia. Lewy �uk ruszy� powoli w stron� wybrzuszenia. Po paru metrach Rob zatrzyma� robota. Nic. �adnej reakcji. Czu�, �e zaczyna si� poci�, obni�y� temperatur� wewn�trz skafandra, dopiero teraz odblokowa� miotacz. Wszystkich tych manipulacji dokona� nie odrywaj�c oczu od miejsca, gdzie spoczywa� robot. By� w�ciek�y na siebie - dopiero teraz pomy�le� o miotaczu! Za to mo�na wylecie� ze S�u�by Eksploracji. Albo nie do�y� wym�wienia.
Dobra. Teraz nie ma sensu o tym my�le�, potem trzeba b�dzie pomanipulowa� przy ta�mie z zapisem sytuacji, by skasowa� ten b��d. O ile b�dzie jakie� �potem�. Poprawi� si� w fotelu. Ostro�nie pchn�� �uka do przodu, jeszcze troch�, jeszcze. Zerkn�� na wyniki analizy pojawiaj�ce si� na prawym ekranie: krzem, german, tytan, mangan, platyna. Robot, to pewne. �uk by� o jakie� osiem metr�w od pag�rka.
M�g� wiedzie�, co do centymetra, jaka odleg�o�� dzieli dwa roboty, produkty obcych cywilizacji. Tylko po co? Nie potrzebowa�, przynajmniej na razie, dok�adniejszych danych. Osiem metr�w, wystarczy. Wcisn�� jeden z klawiszy na pulpicie, z p�yty czo�owej robota wysun�a si� kr�tka lufa, wycelowa�a w pag�rek. Zawaha� si�, czy nie w��czy� ju� teraz pola si�owego, ale odrzuci� t� my�l. M�g�by wtedy obserwowa� wydarzenia tylko za po�rednictwem ekranu monitora, a p�aski, bezwymiarowy obraz nie wystarcza� mu w tego rodzaju sytuacji. Postanowi� zaryzykowa�. Nacisn�� spust. W tej samej chwili z lufy armatki wytrysn�� mocny strumie� powietrza. Ob�ok kurzu na chwil� przes�oni� obraz. Rob zacisn�� palce na spu�cie miotacza. Druga r�ka dr�a�a na d�wigni uruchamiaj�cej pole si�owe. By� got�w w sekundzie odda� strza� i skry� si� za polem, inna sprawa, czy sekunda nie trwa�aby du�o za d�ugo. Ale nie - nic si� nie sta�o. Piasek opad�, py� wirowa� jeszcze w powietrzu, ale ju� mo�na by�o poprzez t� delikatn� mgie�k� zobaczy� zarysy tego, co skrywa�o si� dotychczas pod warstw� piasku. Rob jeszcze przez chwil� przygl�da� si� coraz lepiej widocznej kupie �elaza. Potem nie mia� ju� w�tpliwo�ci. Wykona� kilka szybkich ruch�w, �uk odskoczy� do ty�u i w tej samej sekundzie Rob strzeli� z miotacza. W miejscu, gdzie przed chwil� jeszcze wirowa� piasek rozkwit� ��toczerwony kwiat ognia. Prawie natychmiast zgas� i mo�na by�o zobaczy� g��boki, nieregularny lej o g�adkich, ze stopionego kwarcu, brzegach.
Rob opar� si� wygodnie o oparcie, czu�, �e mimo obni�onej w skafandrze temperatury stru�ki potu sp�ywaj� mu po plecach. Z ulg� zdar� he�m z g�owy. Chyba nie b�dzie musia� grzeba� w rejestratorze, za du�o trzeba by zmienia�. W�a�ciwie wszystko. Od wyjazdu na Dromaderze, a nawet wcze�niej. Za du�o b��d�w jak na do�wiadczonego eksplorera, w sam raz na faceta, kt�ry powinien odej�� na emerytur�. Skleroza, lekkomy�lno��, ryzykanctwo, niesubordynacja. To chyba jego ostatnie samodzielne zadanie. �Obcy robot! Nie ma w�tpliwo�ci!�, - przedrze�nia� sam siebie. Jak m�g� zapomnie� w��czy� pami�� �uk�w! Nie mia�y informacji o porwanym przez huragan robocie. Nic dziwnego, �e wzi�y go za obce cia�o. Cholera! Taka seria b��d�w! To koniec, sam ju� nie b�dzie wierzy� sobie. I nie potrafi� zapanowa� nad emocjami. Po co ten strza�? Zemsta? Na kim i za co?
- No, trzeba tu posprz�ta�. Nie chcia�by, �eby lej przypomina� mu, ilekro� b�dzie t�dy przeje�d�a�, o tym fatalnym incydencie. �uki upora�y si� z zasypaniem dziury i wyr�wna�y piasek. Cichy �wiergot zegara przypomnia�, �e min�a druga godzina podr�y. Postanowi� wraca� do UNICA. Do�� emocji na dzisiaj.
P�dzi� z du�� pr�dko�ci� przez pustyni�, �uki sun�y po bokach. Za nimi ci�gn�� si� d�ugi, jaskrawy w ostrym s�o�cu, warkocz piasku. Py� osiada� i tylko drobne nier�wno�ci pozwala�y wskaza� miejsce, po kt�rym przed chwil� przejecha� wielotonowy czo�g w asy�cie dw�ch ma�ych tankietek. Rob nagle przypomnia� sobie, �e Greg usi�owa� co� powiedzie� zanim kaza� mu si� wy��czy�. No jasne, przecie� on nie m�g� zapomnie� o takim drobiazgu jak aktualizacja informacji w m�zgach �uk�w!
Przeje�d�a� w�a�nie miejsce, gdzie przed godzin� ta�czy� rysuj�c esy-floresy. �Walc na Dromadera i dwa �uki�. Jecha� jeszcze przez chwil�, nagle tkn�a go jaka� my�l. Zatrzyma� transporter, w�o�y� he�m.
- Greg.
- Tak.
- Co z obiadem?
- W porz�dku. Chyba b�dzie ci smakowa�.
- Dobra, zaraz tam b�d�.
Wszed� do �luzy. Po chwili by� ju� na zewn�trz. Opu�ci� przes�on� w he�mie - blask razi� oczy. Nawet lepiej. Nikt. nawet Greg, nie zobaczy, �e cz�owiek idzie przez pustyni� z zamkni�tymi oczami. Wyznaczy� sobie pi��set krok�w i przeszed� je. Wprawdzie, gdy w ko�cu otworzy� oczy i obejrza� si� za siebie, zobaczy�, �e nie szed� bynajmniej po linii prostej i kroki na ko�cu stawia� mniejsze ni� na pocz�tku, ale przeszed� te prawie p� kilometra i nie sprawi�o mu to wi�kszego k�opotu. Nieprzyjemne i tyle. Mo�e jeszcze za wcze�nie na z�omowisko?
Przywo�a� Dromadera i �uki, ale nie wsiada� ju� do transportera. Chwyci� za uchwyt na korpusie �uka i bieg� za nim a� do UNICA. Nie, nie jest z nim a� tak �le. Ka�dy mo�e pope�ni� b��d, rzecz w tym, �eby go nie powt�rzy�. Nie powt�rzy�!
Obiad by� ju� na stole. Jad� i my�la� co s�dzi o tej ca�ej historii Greg. Mia� nadziej�, �e przer�bki nie zmieni�y a� tak bardzo psychiki komputera by m�g� wy�miewa� b��dy cz�owieka. Nadzieja nadziej�, a co b�dzie je�eli Greg zacznie dowcipkowa�? Wr�ci� do ch�odnego komputera pok�adowego? Skasowa� to, co z takim trudem wprowadza� do pami�ci? Na nic. I tak do ko�ca �ycia b�dzie uwa�a�, �e Greg pami�ta, co zasz�o na Midanie. Tylko nie chce o tym m�wi�.
- No i co powiesz na dzisiejszy rekonesans?
- Dobry sprawdzian. Wiemy, �e sprz�t nie zawiedzie.
- Niech ci� diabli! - Rob szurn�� fotelem i odwr�ci� si� od sto�u. - Nie musisz mi dawa� do zrozumienia, �e to ja, ja! zawali�em spraw�! I zmniejsz o par�na�cie procent wsp�czucie w tym swoim krety�skim g�osie!
- OK. Redukuj� wsp�czucie do czterech promili - zadrwi� Greg. - A g�os jest tw�j, nie wiem, czy jeszcze to pami�tasz - zjadliwo�� zdominowa�a wsp�czucie. - I jeszcze jedno, na ta�mie kontrolnej nie ma �adnej akcji zaczepno-obronnej. Odby� si� zwyk�y patrol zako�czony odnalezieniem rozbitego �uka.
Rob po raz drugi tego dnia poczu� zimny pot na plecach. To szale�stwo obdarza� komputer ludzk� osobowo�ci�! Wali si� ca�y system wypr�bowanych dzia�a� w kosmosie. Komputer nie mo�e kierowa� si� emocjami, jego si�a tkwi w obiektywizmie, ch�odnej kalkulacji. Si�a, a mo�e i s�abo��. Ale nigdy jeszcze m�zg elektronowy nie fa�szowa� �WIADOMIE rzeczywisto�ci! To si� mo�e �le sko�czy�.
- Hm... no, dzi�kuj�, chocia�... nie wiem, czy to potrzebne. Chyba wycofam si� po tym locie.
- Zrobisz, jak zechcesz, ale my�la�em, �e nie zrezygnujesz, szczeg�lnie po tym marszu na �lepo.
�Jasne! Przecie� czujniki medyczne przekaza�y mu, �e co� nie jest ze mn� w porz�dku. Przeanalizowa� dane i musia� doj�� do prawid�owego wniosku�.
- Zobaczymy. Na razie dosy� o tym. Roze�lij �uki po planecie. Wszystkie nierozpoznane obiekty maj� pozosta� nietkni�te. W razie czego natychmiast budzi�. Jak statek?
- Got�w do startu. Zmieni�em trzy liny, wymieni�em soczewki i g�o�niki. To wszystko.
- Id� spa�.
Ruszy� do wyj�cia, w progu zatrzyma� si�.
- Wprawdzie czuj� si� jakbym chwali� sam siebie, ale musz� ci powiedzie�, �e r�wny z ciebie facet.
�Co nie przeszkadza, �e zaczynam my�le� o twoim unieszkodliwieniu� - doda� ju� w my�lach.
Obudzi�o go uderzenie w rami�. Poderwa� si�. Na statku nie by�o nikogo, kto m�g�by go w ten spos�b budzi�. Kto, u licha...
- Rob, jeden z �uk�w trafi� na jaki� nierozpoznany obiekt. Jeden olbrzymi pier�cie� z metalu i cztery mniejsze. Po��czone jak�� sztuczn� substancj�. Zatrzyma�em roboty. Obiekt jest martwy. Da� ci tu obraz?.
- Nie, ju� id� do sterowni.
Wci�gaj�c kombinezon uprzytomni� sobie kto m�g� go potrz�sa� za rami�. To Greg pu�ci� w niego silny strumie� powietrza z klimatyzatora. �Jaki delikatny - nie powiedzia�, �e nie m�g� si� mnie dobudzi�. Nie podoba mi si� to. Nie-po-do-ba!�
Obraz przes�any przez �uka niewiele wyja�nia�.
- Teraz zobacz, jak to wygl�da pod piaskiem.
Wida� by�o wyra�nie jeden ogromny pier�cie� i cztery mniejsze. Jeden z tych mniejszych znajdowa� si� na samej g�rze ekranu, drugi przecina� du�y okr�g, dwa pozosta�e troch� z boku.
- Parametry: du�y okr�g - waga 1600 kg, �rednica - 4,5 metra, grubo�� - 60 cm. Wszystkie mniejsze obr�cze maj� identyczne wymiary. Odpowiednio: 430 kg, 1,8 m, 22 cm. Jaki� bardzo trwa�y stop, na Ziemi nieznany. Te obr�cze to wyloty do jakiego� tunelu. �Tunel� nie jest zasypany na ca�ej d�ugo�ci. Piasek mo�na wybra�. Na razie tyle.
- Na jakiej g��boko�ci jest du�y kr�g?
- Nieca�e trzy metry. Wej�cie oczy�cimy w ci�gu dw�ch godzin je�li b�d� pracowa�y ci�kie roboty.
- Wy�lij je tam.
�Mam p�torej godziny czasu, Kraby wlok� si� niemi�osiernie. Co jeszcze mo�na zrobi�?�
- Niech �uki utworz� pier�cie� wok� obiektu. Dromader w gotowo�ci. Dla mnie co� do jedzenia, potem os�ona z g�ry.
Nie bardzo wiedzia�, co Greg da� mu na to bardzo wczesne �niadanie, prze�kn�� par� k�s�w, �ykn�� jaki� sok. �Dziwny smak? Pewnie Greg doda� co� na wzmocnienie. Albo na uspokojenie�. Udawa� sam przed sob� spokojnego faceta, gdy powoli, pedantycznie sprawdza� wszystkie elementy wyposa�enia skafandra. Tak w�a�nie powinien by� post�powa� zawsze, a szczeg�lnie dzisiaj. R�wnie dok�adnie sprawdzi� Dromadera. Wszystko w jak najlepszym porz�dku. Wcisn�� przycisk, klapa stopi�a si� z pancerzem. Gdy na pulpicie zap�on�o r�wne, spokojne �wiate�ko zdj�� he�m - mia� jeszcze sporo czasu.
�Co to mo�e by�? Tunel? Ale dok�d? Mo�e jaki� schron, albo pusta hala produkcyjna? Zaraz, co by to nie by�o, musi by� na Midanie jeszcze co� w tym stylu�.
- Greg.
- S�ucham.
- Jeszcze jedn� sond�, niech szuka dalej. I par� �uk�w.
- Dobra.
Patrzy na g�adk� powierzchni� planety. St�. Tylko troch� z lewej �cie�ka, kt�r� zostawi� jeden z �uk�w. �Nie mo�e istnie� na planecie jaki�-tam-tunel. Donik�d. Albo jeden jedyny schron. Musz� by� jeszcze inne �lady pozostawione przez... No w�a�nie. przez kogo? Nie wa�ne. Na pewno nie przez Ziemian. �lady, musz� by� inne �lady.
I nagle wszystko sta�o si� jasne. Takie proste! Ciekawe, czy Greg te� si� domy�li�?
- Halo, Greg!
- Jestem.
- S�uchaj uwa�nie. Na ca�ej planecie jest jeden, rozumiesz. jeden budynek czy co� w tym rodzaju. Jeden! Co to mo�e by�? No?
- Mo�liwo�ci jest sporo. Najprawdopodobniejsza to ta, �e jest to jakie� obserwatorium, stacja badawcza albo baza towarowa czy prze�adunkowa. Osobi�cie stawiam na baz�. To t�umaczy�oby brak jakiejkolwiek aparatury na planecie. Wok� magazynu niepotrzebne s� czujniki.
- Niech ci�!... Od kiedy to wiesz?
- Mniej wi�cej od godziny. Ale nie przejmuj si�, mia�em wi�cej czasu ni� ty. Spa�e� jeszcze, gdy ja ju� mia�em te dane.
- Wy��cz si�, ty cwaniaczku.
�Chcia�e� si� zmierzy� z komputerem? No to masz! Niech mu tam. Baza... Mo�e by� baza, chyba ma racj�. Taki du�y hangar, jedno wej�cie g��wne, cztery awaryjne, dodatkowe. A utrzymanie aparatury w mida�skich warunkach rzeczywi�cie jest dosy� trudne. �atwiej by�o zna� dok�adne wsp�rz�dne i odkopywa� za ka�dym razem�.
- Greg, hangar jest pusty? Zupe�nie pusty?
- Pusty. Tylko przy wylotach piasek.
- Szkoda. Ile� mo�na by si� dowiedzie� z takiego sk�adu towar�w! Mo�e co� jednak zosta�o? Jakie� notatki, puste opakowania po gumie do �ucia, zdj�cia �adnych dziewczyn?
- �adnych, to znaczy jakich? Czerwone oczy, ucho na gi�tkiej witce i trzy nogi do samej szyi?
- Dowcip to ty masz jednak przyci�ki.
- Zgadnij po kim to?
Rob zaczerwieni� si�. Zaczyna� powoli rozumie� dlaczego m�zgi elektronowe obdarzono tylko ch�odn� inteligencj� maszyny. Cz�owiek mia� w tym uk�adzie przewag�, mia� intuicj�, poczucie humoru i par� innych rzeczy, kt�rych brak by�o komputerowi. Niew�tpliwie Greg by� ciekawszym interlokutorem jako Greg ni� jako m�zg pok�adowy, ale czy by� bezpieczniejszy? Kto zagwarantuje, �e cz�owiek rozw�cieczony przez dowcipny komputer nie wygarnie do niego z miotacza?
Na ekranie pojawi� si� pierwszy �uk. Rob zwolni�, zobaczy�, �e Kraby s� ju� na miejscu. �Musia� je nie�le pogoni�, - pomy�la� przelotnie i od razu zapomnia� o Gregu. Trzasn�� w klawisz ��czno�ci z sond�. Na ekranie pojawi� si� obraz widziany z g�ry, poczeka� a� ustali si� ostro��. Tych pi�� kresek to obr�cze, te ma�e prostok�ty-�uki, te Dromader, a to Kraby. Wy��czy� sond�, prze��czy� Kraby na sterowanie r�czne, ostro�nie podprowadzi� je do miejsca, gdzie pod trzymetrow� warstw� piasku zaczyna� si� wlot do tunelu. Zatrzyma� je.
�Lepiej niech Greg nimi steruje. R�ce mog� by� przydatne do innych cel�w�. Nie wiedzia� wprawdzie jeszcze do czego, skoro hangar by� pusty, ale tak chyba b�dzie lepiej.
- Niech kopi�, tylko ostro�nie.
Przygotowa� si� do natychmiastowego w��czenia pola si�owego i patrzy� na Kraby. Ostro�nie, jakby si� ba�y obudzi� Midan�, wysun�y czerpaki i zacz�y wybiera� piasek przed sob�. Nic si� nie dzia�o. P�yn�y sekundy, minuty, kwadranse. Min�a godzina. D� by� coraz wi�kszy. W pewnej chwili czerpaki cofn�y si�. Teraz dmuchawy.
Kraby cofn�y si�, jeden zatoczy� p�kole, drugi wycofa� si� i stan�� obok jednego z �uk�w. Rob przesta� widzie� cokolwiek, gdy pierwszy Krab w��czy� dmuchaw�. Tumany piachu przes�oni�y obraz. Nim zd��y� zareagowa�, Greg prze��czy� monitor na obraz z radaru. Seledynowy okr�g znajdowa� si� prawie na wprost Dromadera, troch� wy�ej i na prawo �wieci� Krab. Rob przesun�� transporter tak, by sta� z boku i czeka�. Po dziesi�ciu minutach robot wjecha� w lej i zacz�� dla odmiany wsysa� piasek z wej�cia do �bazy�. Pyt ju� osiad�, tym razem Greg pozwoli� Robowi samemu prze��czy� si� na kamer� telewizyjn�.
Pier�cie� by� rzeczywi�cie du�y, ale nie tak du�y by m�g� tam wjecha� Dromader. Trzeba b�dzie poczeka� troch� na wyniki zwiadu. Dwa �uki ruszy�y w stron� wykopu, zsun�y si� na jego dno i pope�z�y w ciemne wn�trze. Zreszt� tylko przez chwil� by�o ciemne. �uki w��czy�y mocne reflektory, Rob powi�kszy� obraz i wpi� si� oczami w ekran. Zaraz za, jak go w my�lach nazywa�, wej�ciem, tunel rozszerza� si�, tworz�c du�� hal�. Dziwne by�o to, �e ani pod�oga, ani sufit, ani �ciany nie by�y p�aszczyznami prostymi. Pod�oga by�a przy �cianach lekko zgi�ta ku g�rze, sufit z kolei, w kierunku pod�ogi. �ciany natomiast w miejscu po��czenia z sufitem i pod�og� wygina�y si� do siebie. W sumie wygl�da�o to na prostok�t z czterema zaokr�glonymi rogami. �ciany by�y koloru szarego, prawie czarnego, g�adkie. I tylko tyle mo�na by�o zobaczy�. Jak daleko si�ga�o �wiat�o wida� by�o to samo - dziwnie zaokr�glone ciemne �ciany zlewaj�ce si� dalej z czerni� tunelu. �uki posuwa�y si� w g��b o�wietlaj�c coraz to nowe fragmenty budowli, ale nic nie zmienia�o si� na ekranie. Nagle zatrzyma�y si�. Od g��wnej hali odchodzi�y dwa korytarze - jeden na prawo, drugi na lewo. Jeden �uk zosta� na miejscu, jego bli�niak ruszy� w prawy korytarz. Na drugim ekranie pojawi� si� obraz przekazywany przez robota. Okr�g�a kiszka o �rednicy nieco mniej ni� dwa metry, czarne �ciany. I nic wi�cej. Korytarz skr�ci� w pewnej chwili w lewo i po paru metrach sko�czy� si�. Dalej by� tylko piasek. Wsypywa� si� do korytarza tak samo jak i do wej�cia g��wnego. �uk zacz�� si� wycofywa� ty�em, zreszt� by�o mu wszystko jedno - prz�d czy ty�. Po powrocie do miejsca sk�d ruszy� - stan��. Teraz z kolei drugi �uk ruszy� na zwiady w lewy korytarz. By� identyczny jak i prawy, z t� tylko r�nic�, �e lewy korytarz skr�ca� w prawo. Koniec te� by� taki sam - piasek. Min�o par�na�cie sekund i oba �uki kontynuowa�y marsz po g��wnej sali. To te� nie trwa�o zbyt d�ugo. Po trzydziestu metrach hala rozdzieli�a si� na dwie cz�ci. W�a�ciwie nie tyle podzieli�a si�, co ci�gn�a si� dalej, ale ju� w formie dw�ch r�kaw�w niemal identycznych jak te wcze�niejsze, troch� tylko szerszych. �Koniec pewnie jest te� taki sam� - pomy�la� Rob. I nie myli� si�. Dalsze r�kawy r�ni�y si� od bli�szych tylko szeroko�ci� i d�ugo�ci� - by�y prawie trzy razy d�u�sze.
- Greg. Masz ju� analiz� metalu i tego czego�, z czego zrobione s� �ciany?
- Prawie gotowe. Nic ziemskiego. To znaczy niekt�re sk�adowe stopu pier�cieni znane s� i u nas - mangan, chrom, tytan i par� innych. Podobnie ma si� sprawa ze �cianami. To jakie� tworzywo sztuczne. Ma fantastyczne dane wytrzyma�o�ciowe. Z pr�bkami chyba mo�na jeszcze poczeka�.
- Poczekaj, poczekaj. Najpierw ja sam to obejrz�.
- Pospiesz si�.
- Na razie nie ma gdzie si� spieszy�.
Ogl�dziny nie wnios�y nic nowego. �Pod�oga� by�a twarda jak ska�a, Rob spr�bowa� j� porysowa� czubkiem buta. Bez skutku. N� r�wnie� nie wchodzi� w �cian�.
Zwiedzi� wszystkie korytarze, posiedzia� pod jedn� ze �cian. Nic m�drego nie przychodzi�o mu do g�owy. �Mo�na zapyta� Grega co on o tym s�dzi. Pewnie ma ju� jak�� koncepcj�. W ko�cu to m�zg elektronowy, a nie jaka� kilogramowa ba�ka szarych kom�rek. Zapytam go, niech jeszcze raz udowodni, �e jest pod ka�dym prawie wzgl�dem lepszy�. Wiedzia�, �e nie zapyta. Przynajmniej na razie. To nie by� ju� oboj�tny komputer-s�uga, kt�remu by�o wszystko jedno czy jest lepszy od cz�owieka, czy nie. Greg by� czym� zupe�nie innym. Na razie sam pom�zguje troch�. Czasu raczej jest sporo. I tu nast�pi�o co�, na wspomnienie czego Rob zawsze si� wzdryga� - Greg odczyta� jego my�li!!!
Du�o p�niej sprawa si� wyja�ni�a. Nie by�o mowy o czytaniu w my�lach. Przypadek. Greg powiedzia� wtedy:
- Rob. Chyba nie mamy jednak zbyt wiele czasu.
Jakby przeprasza� za t� informacj�.
- Jak to �nie mamy czasu!� A te trzy tygodnie? Chyba si� wyg�upiasz!
- Tym razem bez �art�w. Prognoza nie jest zbyt �cis�a, albo z tymi cyklami ciszy i huraganu nie jest tak, jak my�leli�my. Mo�e rok to za ma�o na poznanie rytmu Midany. W ka�dym razie, przewiduj� huragan troch� tylko s�abszy od tego z pi�tego tygodnia. I nie myl� si�. Chyba musimy opu�ci� planet�.
- Zwariowa�e�?! Po tym, co tu znale�li�my?
- Mo�emy nie przetrzyma� huraganu, je�eli b�dzie trwa� d�u�ej ni� dwa miesi�ce. A to wcale nie jest nieprawdopodobne. Poza tym nie ma mowy o �adnych badaniach w czasie wichury. Ani �uki, ani Dromader, ju� nie m�wi�c o tobie, nie utrzymaj� si� na powierzchni. A je�li nawet przetrzymamy wiatr to nie wiadomo ile b�dzie trwa�a cisza. Mo�e tylko par� godzin? Mo�emy tak czeka� p� roku i wi�cej.
�Ma racj�. Znowu ma racj�. Gor�czkowo szuka� jakiego� wyj�cia. A wyj�cia chyba nie by�o.
- Mo�emy wystartowa� i p�niej wr�ci�?
Wiedzia�, �e to pytanie nie ma sensu.
- Wystarczy na start i l�dowanie. I jeszcze troch� zostanie. Ale tego �troch� nie wystarczy na powr�t. Nawet nie wejdziemy w stref� ��czno�ci. A raczej wejdziemy, tylko nie za twego �ywota.
- Ty oczywi�cie do�yjesz?
�Po co ta zjadliwo��? To nie jego wina. W�ciekasz si�, bo wreszcie trafi�e� na planet� gdzie jest albo by�o �ycie i musisz j� opu�ci�.
- Ja do�yj�. Oczywi�cie, �e do�yj�. A ty mo�esz po�wi�ci� si� dla ludzko�ci, ale to nie ma sensu. Nie dowiemy si� niczego wi�cej ponad to, co ju� wiemy. Na Midanie nie ma ju� �adnych innych podobnych obiekt�w. Czasu wystarczy na pobranie pr�bek i reszt� bada�, zdj�cia, analizy itd. Nic tu wi�cej nie zrobimy. A rozmy�la� mo�esz w drodze powrotnej.
- Chyba masz racj�. Jak zwykle... Wracamy do domu. Niech inni si� martwi�.
- Zaczynam przygotowania do startu. Mo�esz powoli wraca�.
Nie odpowiedzia�. Sta� przy wyj�ciu z tunelu nie - tunelu, hali nie-hali. Pier�cie� mia� jakie� rowki na swojej powierzchni, jakie� wyst�py - gwint, czy co? Niewa�ne. Ma du�o czasu na rozmy�lania. W razie potrzeby ka�e wykona� model pier�cieni. Nawet w skali 1:1. Zrobi sobie ca�y �a�cuszek z tych k�ek. I obr�czk�, i wisiorek, i kup� jeszcze innych rzeczy. Mo�e to pomo�e rozwi�za� zagadk�.
Do wykopu zje�d�a�y nowe �uki. Nic tu po nim. Wsiad� do Dromadera, w��czy� autoster. Po powrocie na statek i wyj�ciu z komory zrzuci� skafander, zostawi� go na pod�odze i poszed� pod prysznic. Sta� pod strumieniem ciep�ego powietrza, po biczowaniu si� zimn� wod�, gdy w g�o�nikach odezwa� si� g�os Grega:
- Za trzyna�cie minut startujemy. Wiatr coraz silniejszy. Chcesz spojrze� jeszcze raz na swoj� c�rk� chrzestn�?
- Ju� id�, synku.
Mia� nadziej�, �e jego g�os nie zdradzi� w jakim znajduje si� stanie. Taka szansa i trzeba z niej zrezygnowa�! Pech. Najwi�kszy �yciowy pech.
Przeszed� do sterowni. Rzeczywi�cie wiatr by� coraz silniejszy. Tumany piasku chwilami przes�ania�y obraz z kamer na pancerzu.
- Schowaj kamery. Nie ma na co patrze�. Startujemy.
Gdy Midana by�a ju� drobn� �wiec�c� plamk�, nie. wytrzyma�.
- Co to by�o twoim zdaniem?
- Zobacz.
Na ekranie pojawi� si� znajomy ju� obraz. Jeden du�y kr�g i cztery mniejsze. Pi�� zielonkawych k�ek. Rozerwany �a�cuszek. Zaraz... no tak! Sfotografowane pod innym k�tem. Tamto uj�cie by�o inne.
- Z innego miejsca, co? My�l� i my�...
Urwa�. Nie, to chyba niemo�liwe!
- Greg! Co to jest, u Boga Ojca?!
- To? To jest rentgenowskie zdj�cie twojego skafandra.