10065

Szczegóły
Tytuł 10065
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

10065 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 10065 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 10065 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

10065 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

JANUSZ DOMAGALIK Banda Rudego 4 WIELKA AKCJA Ch�opcy Rudego znale�li si� nagle w �rodku tej nie zako�czonej wojennej sprawy. Postanowili szuka� zaginionego wojskowego sztandaru, kt�ry gdzie� tutaj, w ich mie�cie, by� mo�e zosta� ukryty. W Borzechowie �lad si� urwa�... Porucznik, kt�rego Rudy pozna� w szpitalu, nic wi�cej ju� nie m�g� im wyja�ni�. Cala si�dma c zrozumia�a: wi�c koniec w�adzy klasowych kowboj�w, koniec podzia�u na silnych i s�abych, kt�rych mo�na bezkarnie t�uc! Wajnert wsta�, nikt mu niczego nie podpowiada�, teraz musia� sam decydowa�. Nie! - powiedzia�. - Nie b�dzie zgody! Ale popar� go tylko Edek Furda�a. Zieloni opanowali ju� ca�y Dom Dziecka, coraz bardziej by�o ich wida�, byli coraz silniejsi I lepiej zorganizowani. Michalski zaczyna� mie� przykro�ci, kiedy okaza�o si�, �e nie tylko Rudy i ch�opcy nie chc� przyst�pie do Zielonych, ale jeszcze i Mizera przeszed� od nich do Rudego. Siedmiu ostatnich, kt�rzy znali tajemnic� sztandaru; dzie� po dniu przeprowadza�o swoj� tajn� akcj� przeszukiwania starych kopalnianych ogr�dk�w. I nagle zacz�to si� wokal ch�opc�w Rudego dzia� co�, czego nikt n/e m�g� przewidzie�. Sytuacja stawa�a si� coraz bardziej niebezpieczna. Paj�k zdawa� sobie sptaw�, i�e teraz zale�y od tego spotkania. Mo�e nawet wszystko? Wi�c trzeba zrezygnowa� z poszukiwa� sztandaru? Szed� powoli przez park otaczaj�cy Dom Dziecka, obok niego ma�y Staszek Koza... I nagle podni�s� Paj�k dumnie g�ow�. Us�ysza� g�o�ny meldunek wartownika: Sztab Zielonych got�w do rozm�w z ��cznikiem Rudego! �Gdzie jest sztandar?� Rozdzia� I ALARM BOJOWY Od rozmowy ze Sztabem Zielonych zale�a�o teraz bardzo wiele. ��cznik Rudego mia� trudne zadanie. W sytuacji tak bardzo napi�tej liczy�o si� ka�de s�owo i ka�da minuta mia�a swoj� cen�. Tego dnia prawie r�wnocze�nie dzia�o si� zbyt wiele rzeczy, �eby ktokolwiek m�g� si� w tym od razu zorientowa�. Ka�dy z zainteresowanych dowiadywa� si� o wszystkim z innej strony i widzia� ca�� spraw� w zupe�nie innym �wietle. Ale Paj�k wiedzia� troch� wi�cej... 1. Wiadomo�� o zniszczeniu ogr�dka szkolnej wo�nej szybko si� rozesz�a, bo dzieci wynios�y j� ze szko�y, i ludzie bardzo �atwo po��czyli to sobie ze spraw� rozpowszechnianych od kilku dni kartek - donos�w na jak�� band�, kt�ra grasuje w ogr�dkach. Nikt nie wiedzia� dok�adnie, o co chodzi, ale ch�tnie si� o tym m�wi�o, jak to w ma�ym mie�cie. Dyrektor szko�y zwo�a� nagle rad� pedagogiczn�, nadzwyczajn�, cho� by�o ju� dawno po lekcjach i wielu nauczycieli posz�o do domu. Niewiele to zebranie da�o i sko�czy�o si� w - zupe�nie nieoczekiwany spos�b. Ale zanim si� sko�czy�o, dosz�o na nim do ostrej sprzeczki, ;-i Prawdziwy Teksas zrobi� si� w naszej szkole! - m�wi�a podniesionym g�osem pani Ciszewska. Wprost nieprawdopodobne, co si� tu dzieje., A dlaczego? Przez tych z Domu Dziecka. To jest najgorszy element! Bandziory... kradn�, rozbijaj� si�... - Prosz� jednak troch� spokojniej, kole�anko - przerwa� dyrektor. - Spokojniej i bez takich mocnych s��w. S�uchamy... - Ja nie my�l� tego s�ucha�! Operujmy faktami! -! powiedzia� bardzo zimno pan Kowalik. - Reprezentuj� tu wychowawc�w z Domu Dziecka i nie pozwol�... Wtr�ci� si� historyk, potem jeszcze kto� - i wreszcie poprosi�a o g�os pani Grz�dzielowa, najstarsza nauczycielka w szkole. Wszyscy si� z ni� bardzo liczyli, bo uczy�a tu prawie p� wieku i wielu nauczycieli by�o kiedy� jej uczniami, dyrektor szko�y te�. Zwraca�a si� wi�c do wszystkich po imieniu, a ca�a szko�a: i uczniowie, i wo�na, i nauczyciele i bardzo wielu ludzi w mie�cie m�wi�o o niej po prostu �babcia Grz�dzielowa�. - Wyznaczymy jednego z nas, ale ch�opa, nie bab�, �eby zbada� ca�� spraw� i jutro, nam zaproponowa�, co trzeba postanowi�!;- powiedzia�a babcia Grz�dzielowa i wskaza�a palcem pana Kowalika. - On to najlepiej zrobi! Tak my�l�. - Dlaczego w�a�nie kolega Kowalik? - oburzy�a si� pani Ciszewska. - B�dzie przecie� broni� tych swoich... ju� nie powiem kogo! - Swoje dzieci - podpowiedzia�a jej babcia Grz�dzielowa. - Tak chcia�a� powiedzie�. I dobrze. Niech broni! - Milicj� trzeba wezwa� i ju�! Ja uwa�am... - Cicho, Majka! Bo ci postawi� niedostatecznie... - przerwa�a pani Ciszewskiej stara nauczycielka i doda�a: - Za nerwowa jeste�. Nauczyciel musi mie� tylko g�ow� i serce. Nerwy trzeba zostawi� przed szko��... A najlepiej w og�le ich nie mie�! - �atwo babci m�wi�... - mrukn�� historyk. - W tym zawodzie? - Ale babcia ma racj�! - powiedzia� dyrektor. - Jak zwykle ma racj�. W naszym zawodzie potrzebna jest rzeczywi�cie g�owa i serce. No... z jednym wyj�tkiem. Nauczyciele gimnastyki powinni jeszcze mie� r�ce i nogi. Wszyscy u�miechn�li si�, tylko pani Ciszewska nie ust�powa�a. - Mo�e moja si�dma c to te� nie s� anio�y, ale mam dodatkowy fakt przeciwko tym z Domu Dziecka. Ucze� Furda�a poskar�y� mi, �e pobili go na pauzie jacy� Zieloni, nie wiem, kto pni s�... ale z Domu Dziecka. Co dyrektor na to? - Furda�� pobili? - zdziwi� si� historyk. - Przecie� to jeden z najwi�kszych rozrabiak�w w szkole. Trudno uwierzy�... - Mo�liwe to? - spyta� dyrektor pana Kowalika. Skrzywi� si� pan Kowalik, jakby zjad� cytryn�, i powiedzia�: - Nie znam ani Furda�y, ani sprawy. Ale je�li to rozrabiaka... mo�liwe, �e go pobili. Bardzo mo�liwe, dyrektorze. - No, widzicie! - triumfowa�a pani Ciszewska. - Wi�c ogr�dek wo�nej te� mogli zniszczy�. Po takich �obuzach wszystkiego si� mo�na spodziewa�... Kto� zapuka� do drzwi, potem g�o�niej. I jeszcze raz. - Prosz�! .Wesz�a wo�na i bez s�owa poda�a panu Kowalikowi kartk� z�o�on� we czworo. Szybko przeczyta�, zmarszczy� czo�o i jakby nie m�g� uwierzy� w to, co czyta. Jeszcze raz przebieg� wzrokiem ca�y list. - Czy ch�opiec, kt�ry to przyni�s�, czeka na korytarzu? - On tego wcale nie przyni�s� - powiedzia�a wo�na. - Bardzo chcia� si� z panem widzie�, ale m�wi�, �e nie ma czasu czeka�, a� si� sko�czy zebranie. Wi�c napisa� ten list przy mnie, nawet mu papier da�am... I polecia�! - Nie mog�a pani mnie st�d wywo�a�? To bardzo wa�na sprawa. - Ja mog� powiedzie�, kto to by�! Znam go... - Nie trzeba! - przerwa� pan Kowalik. - On si� tu podpisa�. Ja te� go znam. Dzi�kuj� pani. Wo�na wysz�a, a ca�a rada pedagogiczna wpatrywa�a si� w pana Kowalika, kt�ry dopisa� na otrzymanej kartce kilka s��w i poda� list dyrektorowi szko�y. i - Hm... - mrukn�� dyrektor po chwili i stukn�� par� razy d�ugopisem o biurko. Zawsze to robi�, kiedy si� nad - czym� zastanawia�. I teraz on napisa� par� zda� na odwrocie listu, odda� kartk� panu Kowalikowi i spojrza� na niego. - Tak. Oczywi�cie! - powiedzia� pan Kowalik, chowaj�c list do kieszeni. Dyrektor wsta�. - Ko�czymy zebranie, prosz� koleg�w. Akceptuj� wniosek pani Grz�dzielowej: kolega Kowalik zbada spraw� i jutro nam j� przedstawi. Dzi�kuj�. - Co to za tajemnice przed nami? - denerwowa�a si� pani Ciszewska, ju� w pokoju nauczycielskim, kiedy zbiera�y si� z babci� Grz�dzielow� do wyj�cia.;- Jakie� listy, dopiski, do czego to podobne? - Dyrektor wie, co robi! - uci�a parli Grz�dzielowa. A kiedy wysz�y obie ze szko�y, stara nauczycielka wzi�a pod r�k� swoj� dawn� uczennic�, jakby chcia�a si� na niej wesprze�, i powiedzia�a: - Odprowad� mnie do domu, Majka... Masz troch� czasu? - Ch�tnie odprowadz�. Babcia chce co� powiedzie�? - Tak... niestety. Musz� ci co� powiedzie�... �Czy ty wiesz, �e zmar�a matka jednej z twoich dziewczynek? - Bo�e... - szepn�a pani Ciszewska - Czyja matka? Chyba nie Brygidki? - Wi�c nie wiedzia�a�... Tak, matka Doma�skiej. Dziewcz�ta z twojej si�dmej przysz�y z tym do mnie... - Wiedzia�am, �e jej matka le�y w szpitalu... Do pani przysz�y? A dlaczego nie do mnie2 Przecie�... - W�a�nie. Dlaczego? Pani Ciszewska opu�ci�a g�ow�, sz�y powoli be� s�owa. Dopiero pod swoim domem babcia Grz�dzielowa powiedzia�a cicho: - Jeste� jeszcze bardzo m�oda, Majka. Ale B�dziesz dobr� nauczycielk�, na pewno b�dziesz. Id� ju�, dziecko. I pami�taj o tej ma�ej.. 2. Dyrektor szko�y �chodzi� po swoim gabinecie tam i z powrotem. Czeka�, a� pan Kowalik sko�czy rozmow� przez telefon. - Nie rozumiem... Andrzej nie wr�ci� jeszcze z pracy? Prosz� mi powiedzie�, co tam si� u nas dziej� za historie? No, u nas, w Domu Dziecka. Nie wie pani? To co pani w ko�cu wie? �e jest szum? Tyle to i ja wiem. Ale co to znaczy? - denerwowa� si� pan Kowalik. - Prosz� zawo�a� do telefonu kt�rego� z wychowawc�w, ale szybko... - Z kim pan rozmawia? - pyta� dyrektor. Z ksi�gow�. - No to co ona mo�e wiedzie�? Niepotrzebnie pan na ni� krzyczy... - W Domu Dziecka, tak jak w szkole, nawet ksi�gowe powinny si� zna� na wychowaniu. Tak uwa�am. - Co pan wygaduje? Ech, kolego Kowalik... - westchn�� dyrektor. - Pan jest idealista, romantyk, zapaleniec... Na jakim pan �wiecie �yje? - Na takim, kt�ry trzeba poprawia�! - u�miechn�� si� pan Kowalik, - Poprawia�, �eby by� lepszy! Halo! - krzykn�� w s�uchawk�. - Z kim m�wi�? Aha... �wietnie. No wi�c od pana chyba si� wreszcie dowiem, co tam wyprawiacie? Jest pan wychowawc� najstarszej grupy.. Co? Og�osili alarm bojowy? Sami ch�opcy, bez Andrzeja? Rozumiem, Sztab og�osi�. Ale, co to znaczy alarm bojowy? Przeciwko koniu? S�ucha� pan Kowalik wyja�nie� przez telefon i par� razy; mrukn�� bardziej do siebie ni� do. s�uchawki: �Niezwyk�e, co� podobnego�... A wreszcie powiedzia�: - No tak. Drobnostka. Alarm bojowy przeciwko wszystkim! Panie W�adku, prosz� teraz uwa�a�: we�mie pan zapasowe klucze i otworzy sypialni� numer trzy. Na pierwszym pi�trze. Siedzi tam zamkni�ty Michalski. Sk�d wiem? Niewa�ne. Grunt, �e wiem, a pan nie wiedzia�. Wi�c prosz� ch�opca uwolni� i przyprowadzi� do telefonu... ale biegiem! B�d� czeka�... - Co� nie bardzo wychodzi z tym pa�skim eksperymentem, kolego Kowalik. Prawda? - odezwa� si� dyrektor szko�y. - Widz�, �e zrobi� si� panu gor�cy bigos, tam, w Domu Dziecka. A przy okazji i w szkole. - Przeciwnie, panie dyrektorze. My�l�, �e nam wszystko wychodzi, nawet, szybciej, ni� s�dzili�my... Tylko niezupe�nie tak, jak tego chcia�em... . - Raczej zupe�nie-na opak! Optymista... - mrukn�� dyrektor. - A ja mam powa�ne obawy. Zrobi�a si� jaka� afera. I najgorsze, �e nie wiemy, na czym to naprawd� polega. - R�cz� za ch�opc�w z Domu Dziecka. To nie oni zniszczyli ogr�dek wo�nej. - A wi�c Rudzi�ski ze swoimi, tak? Sam pan mi m�wi�, �e on buszuje po ogr�dkach... Pan Kowalik pokr�ci� g�ow�, pomy�la� chwil�. - Nie. Chyba nie... To wszystko nie jest tak, jak na oko wygl�da. Panie dyrektorze... czy pana nie zastanawia, �e to by by�o zbyt proste? Ja my�l�, �e komu� w�a�nie zale�y na tym, �eby�my wyci�gn�li taki prosty wniosek... - Proste, nie. proste... a mo�e jednak porozumie� si� z milicj�? Cho� g�upio troch�, �e my sami nie potrafimy... - Niech pan mi jeszcze da troch� czasu... Bardzo prosz�! Mo�e ch�opcy sami to potrafi� za�atwi�? Dla mnie jest jasne: komu� zale�y na tym, �eby nasi ch�opcy z Domu Dziecka zacz�li si� t�uc z tymi od Rudzi�skiego. A my �eby�my si� wzi�li za jednych i drugich. I ju� si� to prawie uda�o... chwileczk�! Halo! Tak, s�ucham... Co pan m�wi? Tak. Rozumiem... co? Nic nie rozumiem! Nieprawdopodobna historia... Najdalej za godzin� b�d�! Prosz� nikomu nie pozwala� wychodzi� z Domu Dziecka! S�uchawka pow�drowa�a na wide�ki. Pan Kowalik patrzy� na dyrektora, a dyrektor na niego. - M�w�e pan co�! Co jest z tym Michalskim? - Nie uwierzy dyrektor, bo to si� nie mie�ci w g�owie. Paj�k napisa� nam prawd� w swoim li�cie. Ch�opcy przyznali, �e zamkn�li Michalskiego. Wi�c wychowawca otworzy� sypialni�, przed kt�r� sta�a warta. Otworzy�... ale Michalskiego tam teraz nie ma! - To gdzie jest?. Uciek� oknem? Z pierwszego pi�tra? - Nie. Okna pozamykane. Po prostu znikn��, rozp�yn�� si�, ulotni� jak kamfora cho� drzwi by�y zamkni�te. - Co pan mi za g�upstwa opowiada! - rozz�o�ci� si� dyrektor.;; - No w�a�nie, Rzeczywi�cie g�upstwa m�wi�, ale nic na to nie poradz�. To jest fakt! - Co teraz? - spyta� dyrektor i sam sobie odpowiedzia� � We�mie Pan z dziennika si�dmej c adres Rudzi�skiego i p�jdzie do niego... Albo do Paj�ka. Skoro wiedzia� o zamkni�ciu Michalskiego, mo�e teraz wie, gdzie Michalski jest? - Tak zrobi�! Ale zanim pan Kowalik zd��y� doj�� do drzwi, zadzwoni� telefon. Kto� wydziera� si� tak g�o�no, �e dyrektor musia� odsun�� s�uchawk� od ucha i ka�de s�owo s�ycha� by�o wyra�nie w ca�ym pokoju. - Przepraszam, panie dyrektorze, ale sprawa jest bardzo pilna! Czy ja mog� rozmawia� z panem Kowalikiem? - Mo�esz. Tylko nie wrzeszcz tak! i- powiedzia� dyrektor. - Kto m�wi? - Mizera z si�dmej c. Pan Kowalik rzuci� si� do telefonu. - Mizera? Spad�e� mi z nieba... Musz� natychmiast spotka� si� z Rudym. S�yszysz? Natychmiast! - Nie spad�em z nieba, tylko przewidzieli�my to! - wrzeszcza� Mizera. - Dlatego dzwoni�. Wo�na nie chcia�a pana wywo�a� z zebrania, wi�c telefon by� jedynym sposobem nawi�zania kontaktu. Bo Rudy oddelegowa� mnie do pana dyspozycji. Za trzy minuty b�d� przed szko��! - Dobrze. Powiedz mi jeszcze, czy wy wiecie, co jest z Michalskim? - Oczywi�cie! -- Wi�c m�w: co z nim? - Michalski w tej chwili opracowuje koncepcj� akcji przeciwko tym, kt�rzy zniszczyli ogr�dek naszej wo�nej. Wszystko panu wyja�ni�, ju� lec�! Trzask s�uchawki. To Mizera po�o�y� swoj�. A pan Kowalik sta� jeszcze chwil� bez ruchu, zupe�nie oszo�omiony tym, co us�ysza�. - Szkoda, �e pan si� teraz nie widzi w lustrze! - parskn�� dyrektor, cho� niby wcale nie by�o mu do �miechu. - Co� panu powiem. Albo tu jest dom wariat�w, albo... - Albo to s� wspaniali ch�opcy, panie dyrektorze! - u�miechn�� si� pan Kowalik. - Ci od Rudego. A my�my si� zastanawiali, czy to oni zniszczyli ogr�dek... Lec� do nich! - Zapaleniec... - mrucza� do siebie dyrektor szko�y, kiedy zosta� sam w gabinecie. - Pasuje do tych ch�opak�w... pasuje. Tylko co si� tam w�a�ciwie dzieje? Jak oni to wszystko rozstrzygn�? 3. Po naradzie w starym wapienniku ch�opcy Rudego rozeszli si� do dom�w w ponurym nastroju. Nie mieli �adnego pomys�u, nie wiedzieli, co robi�. Rudy postanowi� przerwa� poszukiwania sztandaru. Nawet pokazywanie si� teraz w starych kopalnianych ogr�dkach by�o zbyt niebezpieczne. Ch�opcy nie mogli si� zorientowa�, kto ich w�a�ciwie zaatakowa�. Kiedy przez kilka dni znajdowali na p�otach kartki pisane zielonym atramentem i podpisane przez Zielonych, wi�kszo�� z nich, chocia� nie wszyscy, sk�onna by�a wierzy�, �e to rzeczywi�cie Zieloni �ledz� ich i usi�uj� przeszkadza�. Dlaczego? Mo�e z zemsty za to, �e odm�wili przyst�pienia do nich? Ale kiedy dzisiaj Staszek Koza przyni�s� wiadomo�� o zniszczeniu ogr�dka wo�nej i o tym, �e na w�asne oczy widzia� podpis Rudego na kartce, kt�r� wo�nej podrzucono w szkole, ch�opcy jakby za�amali si�, przestali cokolwiek rozumie�. Kto� podszywa si� pod nich i w ich imieniu donosi, �e ogr�dek wo�nej zniszczyli Zieloni? Kto i w jakim celu to robi? A do tego wszystkiego jeszcze te plotki na mie�cie o napadaniu na dzieci wracaj�ce ze szko�y. Rudy us�ysza� o tym przy obiedzie od swojej matki, ale ona us�ysza�a od kobiet w sklepie. Wi�c m�wi si� o tym. A je�li to wcale nie s� plotki? Rozeszli si� ch�opcy do dom�w. Michalskiego nie by�o z nimi w wapienniku, nie zdo�ali go zawiadomi� o spotkaniu. Najbardziej martwi� si� tym Staszek Koza. Co b�dzie, je�li Michalski, kt�ry nic nie wie o przerwaniu poszukiwa�, zacznie ich szuka� na terenie ogr�dk�w i wpadnie w jak�� pu�apk�? Gryz�o to Staszka i zdecydowa� si� p�j�� do Domu Dziecka, �eby porozmawia� z Michalskim. Ale brama i furtka by�y zamkni�te, nie wpuszczono go. I wtedy jeszcze bardziej si� przej��. Polecia� do Paj�ka. - Nie wyg�upiaj si�, Niewysoki! Zwariowa�e�? - skrzycza� go Paj�k. - Nie histeryzuj. W jakiej jaskini? Jakiego lwa? Co ty pleciesz? - Michalski zosta� w jaskini lwa! - upiera� si� Koza. - Oddali�my go Zielonym na po�arcie i siedzimy spokojnie... - Siedzimy spokojnie! Dobre sobie... - skrzywi� si� Paj�k. - Taki jestem zdenerwowany tym wszystkim, �e mnie za chwil� g�owa rozboli, zobaczysz. - Wstrzymaj si� z tym b�lem, bo do wieczora daleko. Jeszcze si� twoja g�owa mo�e przyda�. Chocia�... co to za g�owa, je�li nie potrafisz nic m�drego wymy�li�?; Staszek Koza wyszed�, nawet trzasn�� drzwiami. Ale po paru minutach kto� zapuka�, potem drzwi skrzypn�y... Pewno co� nowego mu b�ysn�o i wraca - pomy�la� Paj�k. Nie ruszy� si� od sto�u, rozk�ada� ksi��ki i zeszyty z lekcjami, kt�re by�y zadane na jutro. - No, w�a�! Czemu sterczysz w kuchni, Staszek? - zawo�a�. I urwa�, zaniem�wi� Paj�k. Bo do pokoju wsun�� si� Ciapciak. W�a�nie wsun�� si� w jaki� taki ciapciakowaty spos�b, jakby by� w ka�dym momencie got�w do ucieczki. Stan�� przy stole i nic. Sta� bez s�owa. - To ty? - zapyta� niezbyt m�drze Paj�k. - Czego tu chcesz? - Ja? Niczego nie chc�... Mam ci co� przekaza�. - To m�w. - Michalski aresztowany! Paj�k zerwa� si� gwa�townie, a� przewr�ci� krzes�o. A Ciapciak wystraszony zacz�� si� cofa� do kuchni. - St�j! - krzykn�� na niego Paj�k. - Aresztowany? Przez milicj�? - Nie. Przez Zielonych. Pobili go i zamkn�li na klucz w sypialni. Jakie� p� godziny temu. Prosi�, �ebym da� wam o tym zna�... To ja ju� sobie p�jd�. - Siadaj! - powiedzia� Paj�k. - I m�w dok�adnie wszystko, co wiesz! Ciapciak pos�usznie usiad�. Paj�k te�. Siedzieli tak przez chwil� naprzeciwko siebie i wreszcie Ciapciak przem�wi�. Nawet podni�s� g�os. - Tylko �eby� sobie nie my�la�, �e jestem zdrajca! - Jaki znowu zdrajca? Nic nie my�l�. W g�owie mi si� to wszystko nie mie�ci. Za co go pobili? M�w... - Michalski ko�czy� je�� obiad, kiedy Zieloni wywo�ali go z jadalni - opowiada� Ciapciak. - Wzi�li go do Sztabu. By�em przy tym. Przed chwil� z wartowni numer jeden, czyli z budki przy g��wnej bramie, przyszed� meldunek, kt�ry tak oburzy� Zielonych, �e zaci�gn�li Michalskiego, �eby i on na w�asne uszy wszystkiego wys�ucha�. W�a�nie wr�ci�a ze szko�y grupa ma�ych dzieci z trzeciej i drugiej klasy. Popo�udniowa zmiana. Poskar�yli si� Zielonym, �e na skwerze ko�o kina zaczepili ich jacy� starsi ch�opcy. ��dali od ka�dego po pi�� z�otych... - Przecie� nasze dzieci nie maj� pieni�dzy! - powiedzia� Michalski. - I dawniej zdarza�y si� czasem takie historie, ale nigdy wobec naszych z Domu Dziecka. Co by�o dalej? - i Chcesz wiedzie�? Dobrze! - odpowiedzia� mu patrolowy pierwszego patrolu, najstarszego. - Oczywi�cie, �e nie maj� pieni�dzy, wi�c im nie dali. Wtedy tamci pogonili ich troch� po skwerze, dzieci si� rozbieg�y... Chcesz wiedzie�, co dalej? - Jasne! - Dobrze. Wi�c s�uchaj uwa�nie. Jeden z tych, kt�rzy napadli na dzieci, zawo�a� w pewnym momencie do drugiego: �Rudy�! - Co? - krzykn�� Michalski. - Jak zawo�a�? Rudy? - Tak. To wasza banda Rudego napad�a na nasze dzieci. Nie m�wi�, �e bra�e� w tym udzia�, ale odpowiadasz za swoich! Michalski milcza�. I wtedy odezwa� si� patrolowy trzeciego patrolu. - Co� si� jednak nie zgadza... Bo po wczorajszej napa�ci sprawdzi�em dzisiaj zaraz po lekcjach, czy dzieciaki rozpoznaj� Rudzi�skiego. Pokaza�em go im z bliska, kiedy wychodzi� ze szko�y. Dzieci dobrze mu si� przyjrza�y, bo nawet przystan�� ko�o nas. I stwierdzi�y, �e to nie ten... Wi�c co� si� tutaj nie zgadza! Ale Zieloni tak byli w�ciekli, �e nikt nie zwraca� uwagi na w�tpliwo�ci patrolowego �tr�jki�. - Dzieci s� ma�e, zastraszone, mog�y nie pozna�... Faktem jest, �e i wczoraj, i dzisiaj Rudy bra� udzia� w napa�ci! - To wczoraj tamci te� wo�ali do siebie �Rudy�? - spyta� Michalski i roze�mia� si� nagle. - Tak? I wy naprawd� wierzycie, �e to my napadamy na dzieci? Jeste�cie zwyczajne durnie! - Ty draniu! - krzykn�� na niego patrolowy �jedynki�. - Jeszcze nas obra�asz? Jeszcze si� �miejesz? A do tego wszystkiego pr�bujecie dzi� zwali� na nas ca�� spraw� ogr�dka wo�nej? Odpowiesz nam za swoich bandzior�w! I wtedy Michalski uderzy� go. Raz, potem drugi... A wszyscy Zieloni, kt�rzy byli w Sztabie, solidarnie rzucili si� na Michalskiego... Wys�ucha� Paj�k ca�ej historii, westchn�� ci�ko. - Ty te�? - spyta�. - Ty te�, Ciapciak? - Co ja? - Te� rzuci�e� si� na Michalskiego? - Nie. - Dlaczego? - Bo ja nie wierz�, �e to wy napadli�cie na dzieci. Ja was znam. Michalski nieraz mnie broni� przed Wajnertem... To dobry ch�opiec. I Gruby mnie broni�. Nie wierz� w to wszystko z�e, co m�wi� o was... Uwa�asz mnie, Paj�k, za zdrajc�? My�lisz, �e zdradzi�em Zielonych przychodz�c z tym, do ciebie, tak jak mnie prosi� Michalski? Przecie� w ko�cu... - Co w ko�cu?: - W ko�cu... to m�j kolega. I wy te� koledzy, nie? W ko�cu ja te� jestem z si�dmej c... - W ko�cu jeste�... teraz to widz�! I Paj�k u�miechn�� si� do niego. Wsta�. Ciapciak te�. Popatrzy� Paj�k na Ciapciaka d�ugo, uwa�nie, pomy�la� chwil�. - Ciapciak, wiesz ty co? Z ciebie si� robi cz�owiek. Wcale nie uwa�am, �e zdradzi�e� Zielonych. Ty po prostu nikogo nie zdradzi�e�. Ani Michalskiego, ani naszej si�dmej, ani Zielonych. Jak tak dalej p�jdzie, to przestaniesz by� ciapciak... i trzeba ci b�dzie zmieni� przezwisko! - Naprawd� tak uwa�asz? - ucieszy� si� Ciapciak. - Paj�czek? - Tak. I dopilnujemy w klasie, �eby ci� nie przezywali. Rudy dopilnuje. - Co teraz zrobicie z tym �wszystkim? - spyta� Ciapciak. - Zieloni og�osili alarm bojowy. Ka�demu z was grozi ostre lanie. Najbardziej szykuj� si� na Rudego. Ca�y Dom Dziecka a� huczy przeciwko wam. Co zrobicie? - B�dziemy walczy� - powiedzia� Paj�k. - Nic z�ego nie zrobili�my i b�dziemy walczy�, �eby wszyscy w to uwierzyli. Le� ju� do swoich... Powiedz mi tylko, czy pan Kowalik jest teraz w Domu Dziecka? - Nie. On jeszcze chyba nie wr�ci� ze szko�y.: - W porz�dku, to cze��, Ciapciak. Dzi�kujemy ci! W�a�nie wtedy Paj�k pobieg� do szko�y. A kiedy wo�na nie chcia�a wywo�a� pana Kowalika z zebrania rady pedagogicznej, Paj�k napisa� do niego list. I polecia� do Rudego. Potem, z jego polecenia, do Mizery. To Michalski podda� my�l, �e mo�na prze-. ci� pos�u�y� si� telefonem. Bo kiedy Paj�k wpad� jak bomba do mieszkania Rudego, ze zdumieniem stwierdzi�, �e Michalski ju� tam jest, siedzi przy stole i co� rysuje. 4. Pan Kowalik wybieg� ze szko�y, rozejrza� si�... Przy wej�ciu na dziedziniec czeka� na niego Mizera. - Ju� jeste�? Tak szybko? - Mieszkam par� krok�w st�d... i bardzo nam si� spieszy. Chod�my szybciej! A po drodze mo�e pan mnie pyta�, o co pan chce. Mam odpowiada� na pytania. Tak kaza� Rudy, - I wszystko powiesz? - Nie... Wszystkiego nie mog�. Ale powiem panu troch� wi�cej, ni� mog�. Bo przyj��em wersj� Paj�ka... Pan Kowalik przystan��, zdumiony. - Co przyj��e�? Co to takiego �wersja Paj�ka�? - Nie zatrzymujmy si�, prosz� pana, bo naprawd� wa�na jest ka�da minuta. Ju� prawie czwarta, a �ciemnia si� oko�o dziewi�tej wieczorem. Wi�c mo�emy nie zd��y�... - To ile my kilometr�w mamy przed sob�? - wystraszy� si� pan Kowalik. - Dwadzie�cia? - Nie o to idzie! - roze�mia� si� Mizera. � Ale ja uwa�am, �e Paj�k musi mie� podstawy do swej wersji i dlatego j� przyj��em. On twierdzi, �e w�a�nie pan jest nasz� szans�! - Tak my�li Paj�k? - spyta� pan Kowalik. - Ciesz� si� z tego. Ja te� go lubi�. Ale z jego dzisiejszego listu wynika, �e ma �al i rozczarowa� si� mn�... tak? - To prawda. Uwa�a jednak, �e po prostu co� panu nie wysz�o. Ale �e chce pan dobrze... Drugi raz to dzisiaj s�ysz� - zastanowi� si� pan Kowalik. - Paj�k my�li o mnie to samo, co dyrektor szko�y... - Mizera, dlaczego przyszed�e� od Zielonych do Rudego? I dlaczego Michalski, mimo wszystkich k�opot�w, jakie z tego powodu ma, woli by� z wami ni� z Zielonymi? Nie od razu Mizera odpowiedzia�. - To trudne pytanie... - mrukn��. - Bardzo trudne. Ja my�l�, �e my, ca�a si�demka, lubimy si�... wie pan? Ci�ko nam to przysz�o, by�o kiedy� bardzo �le... wi�c jak ju� co� si� sklei�o, to my si� tego trzymamy. Mo�e to tak jest, nie wiem... - Chcesz powiedzie�, �e si� przyja�nicie. Tak? - Nie wiem... Mo�e Paj�k wie? Albo Michalski? Oni s� ode mnie m�drzejsi. - Zaczynam dochodzi� do wniosku, �e w�r�d was w og�le nie ma g�upich ch�opc�w - powiedzia� pan Kowalik.- Jak my�lisz? - Jak jeste�my razem, to nam si� lepiej my�li, fakt. Ale ka�dy osobno... to r�nie bywa. Jest jeszcze jedna odpowied� na tamto pana pytanie. My ju� teraz musimy by� razem! Bo mamy do za�atwienia spraw�, kt�rej nikt inny, nikt na �wiecie nie za�atwi, opr�cz nas. - Tak... - mrukn�� pan Kowalik, - Oczywi�cie nie mo�esz powiedzie�, jaka to sprawa... - Nie mog�. - To powiedz przynajmniej, co wyprawiali�cie przez te dwa, trzy tygodnie w starych ogr�dkach kopalnianych? Ludzie o tym r�nie m�wi�... Mizera pomy�la� chwil�. - �eby powiedzie� szczerze, to mogli�my tam niechc�cy co� zdepta� albo nawet jak�� ga��� czy desk� uszkodzi�... Ale w innych miejscach naprawili�my par� pod��g w altanach, kilka p�ot�w. Wi�c si� wyr�wnuje... - Wy tam czego� szukacie, prawda? - Tak - odpowiedzia� spokojnie Mizera. - Szukamy. Zgad� pan. - Nie powiesz, czego? - Nie powiem. - Mo�e wam chodzi o jaki� skarb? Zakopane pieni�dze? - Niech b�dzie, �e skarb. Mo�na to tak nazwa�. Ale nie pieni�dze i nic do sprzedania. Po co nam zreszt� pieni�dze? - Mizera wzruszy� ramionami. - Nawet nie mamy czasu chodzi� do kina. Zenek przesta� pali�, wi�c ma oszcz�dno�ci. Potrzebne nam tylko by�y latarki elektryczne... to si� poprosi�o w domu i kupi�o latarki. Nie. Nam niepotrzebne pieni�dze. Wychodzili ju� obaj za ostatnie domy miasteczka. Pan Kowalik, zaj�ty rozmow�, dopiero teraz zda� sobie z tego spraw�. Pocz�tkowo s�dzi�, �e id� do mieszkania kt�rego� z ch�opc�w. Ale teraz rozejrza� si� i zaniepokoi�. - Dok�d ty mnie w�a�ciwie prowadzisz? - zapyta�. - Za miasto? Mizera wskaza� r�k� rozci�gaj�ce si� przed nimi wzg�rza dawnych kamionek. - Tam. Do bazy. Ale mo�emy ju� tutaj si� po�egna�. Bo chyba wykona�em zadanie... - Przecie� musz� zobaczy� si� z Rudym! Musz� zabra� ze sob� Michalskiego i wprowadzi� do Domu Dziecka. To jego dom i on tam wr�ci, czy si� to Zielonym podoba, czy nie! - podnosi� g�os pan Kowalik. - No i wreszcie: co� musimy wsp�lnie postanowi�! Jak znale�� winnych? I jak was pogodzi� z Zielonymi? Musimy razem... Mizera, kt�ry bardzo uwa�nie tego wszystkiego s�ucha�, przerwa� teraz nauczycielowi. - Razem? - Tak. - W porz�dku. O to w�a�nie chodzi�o... Prosz� teraz o chwil� cierpliwo�ci... Odsun�� si� Mizera dwa, trzy kroki i nagle ostro, przeci�gle gwizdn�� na palcach. A potem zagwizda� par� takt�w jakiej� melodii. I znowu przeci�g�y gwizd i melodia... Urwa�, kiedy z pobliskich krzak�w odpowiedzia� mu taki sam sygna�. I po chwili gwizd z krzak�w ucich�, bo przy��czy� si� do niego podobny, ale ju� gdzie� tam z daleka, z kamionek. Pan Kowalik szeroko otworzy� oczy. Mo�e nawet nie fakt, �e ch�opcy Rudego zwo�uj� si� w um�wiony spos�b, tak go zadziwi�, ale samo brzmienie gwizdanego sygna�u. - Mizera... powiedz mi, czy wy wiecie, �e to jest stara melodia, kt�r� kiedy� tr�bacze wojskowi grali do ataku? �Tr�bka do boju wzywa nas...� Dlaczego w�a�nie tym wojskowym sygna�em si� pos�ugujecie? - To tajemnica. Nie mog� odpowiedzie�. Kt�ra jest godzina? - zapyta� Mizera. - Pi�tna�cie po czwartej... Dok�d ty lecisz? - Musz� pana zostawi� samego, ale ch�opcy tu zaraz b�d�! - odkrzykn�� Mizera i pop�dzi� w stron� miasta. Ale po chwili jeszcze raz przystan��: - Do zobaczenia wieczorem, podczas akcji! Nie mia� zbyt wiele czasu pan Kowalik, �eby zastanowi� si�, co znacz� ostatnie s�owa Mizery. Z pobliskich krzak�w podszed� do niego Rudy. A po chwili z dw�ch r�nych stron pojawili si� Zenek Gazda i Michalski. - Ju� wiemy, �e pan zgadza si� na wsp�ln� akcj� dzi� wieczorem! - powiedzia� Rudy. - Mizera mia� zagwizda� sygna� w momencie, kiedy przekona si�, �e pan jest po naszej stronie... Rozsypali�my si� po tych wzg�rzach na wypadek, gdyby Zieloni tu wpadli. - Ch�opcy! Ja niewiele rozumiem - zacz�� pan Kowalik. - Zaskakujecie mnie co chwil� czym� innym. Nie mog� si� po�apa�. Jaka akcja? Co wymy�lili�cie? W czym ja wam mog� pom�c? Ja tylko wiem, �e wam wierz�... - To najwa�niejsze!:- powiedzia� Michalski. - Bo reszta... - Powiedz, jak ty wydosta�e� si� z tego idiotycznego aresztu? - przerwa� mu pan Kowalik. - Bardzo ci� pobili? Michalski skrzywi� si� i machn�� lekcewa��co r�k�. - Nie warto wiele m�wi�, szkoda czasu. Ja te� zasun��em kilku z nich, zreszt� ja pierwszy uderzy�em... nerwy mnie ponios�y. Gdyby Andrzej by�, pewno by do tej awantury nie dosz�o... ale jego widocznie zatrzyma�o co� w robocie, na kopalni. Nie mog� tylko darowa� Zielonym, �e nie potrafi� my�le�! Tak �atwo dali si� napu�ci� na nas... - Komu? - Sytuacji, jaka powsta�a... - mrukn�� Zenek Gazda. - Nie tyle sytuacji, ile temu, kto j� wytworzy�. Nie wiemy jeszcze, kto to jest, ale tutaj do gry w��czy� si� kto� trzeci - powiedzia� Rudy. - Zgadza si� pan z nami? - Tak. Chyba macie racj�... Pan Kowalik zastanowi� si� przez chwil�. I nagle u�wiadomi� sobie, co mu si� w tej rozmowie wydaje dziwne. - Ch�opcy! A gdzie jest reszta waszych? - Wykonuj� swoje zadania - powiedzia� Michalski. - Gruby... pan go nie zna, Gruby nie odst�puje na krok Brygidki. Irka Witwicka te�. To nasze dobre kole�anki. Brygidce zmar�a matka, dziewczyna zosta�a sama, musi kto� z ni� by�, prawda? - Rozumiem... - A Paj�k zosta� wyznaczony jako ��cznik z Zielonymi. Ani ja, ani Michalski nie mogli�my tam i�� - t�umaczy� Rudy. - Zanim otworzyliby�my usta, ju� by nas pobili. Tacy s� w�ciekli! Pan Kowalik powa�nie si� zaniepokoi�. - Przecie� Paj�k te� mo�e oberwa�! - Mo�e. Ryzyko jest, ale mniejsze. Razem z nim p�jdzie Staszek Koza. Sam si� zg�osi�, na ochotnika. Twierdzi�, �e Zieloni jego si� nie wystrasz�, bo ma�y. A zawsze Paj�kowi b�dzie ra�niej... - Po co Paj�k tam poszed�? - Jeszcze nie poszed�. Mizera w�a�nie teraz polecia� da� im obu zna�, �e pan ju� wszystko wie i oni mog� rusza� do akcji. B�d� w Domu Dziecka punktualnie o pi�tej - powiedzia� Rudy. - Paj�k ma przedstawi� Zielonym nasz plan wieczornej operacji. Michalski u�miechn�� si� do pana Kowalika. - To bardzo dobry plan. Chocia� m�j. Ale Rudy go rozwin��. I my od tej chwili b�dziemy we trzech czekali w domu u Rudego na ��cznika od Zielonych. Albo... na pobitego Paj�ka, je�li mu si� nie uda wykona� zadania... - Cze��, panowie! - powiedzia� nagle pan Kowalik. - Sami rozumiecie, �e teraz mnie si� zacz�o bardzo spieszy�. - Do zobaczenia! I szybkim krokiem poszed� w stron� miasta. 5. Paj�k coraz bardziej si� denerwowa�. W Sztabie Zielonych siedzieli ju� ze Staszkiem Koz� kilkana�cie minut i, jak dot�d, nie zanosi�o si� na to, �eby mo�na co� konkretnego z Zielonymi ustali�. Kiedy Paj�k przedstawi� im propozycj� wsp�lnej akcji, dyskutowali gor�co, a w�a�ciwie ka�dy m�wi� r�wnocze�nie, ka�dy co innego, zag�uszali si� nawzajem i Andrzej nie m�g� swojego Sztabu przywo�a� do porz�dku. - Ba�agan. Nie podoba mi si� to, wiesz? - powiedzia� Paj�kowi do ucha Staszek Koza. - Niby tacy dobrze zorganizowani, a sam widzisz, co si� tu u nich dzieje... - Nie zd��ymy z przygotowaniem akcji... - mrukn�� Paj�k. - Musimy wyj�� st�d jak najszybciej. I nasi ch�opcy pewno si� martwi� o nas. Czekaj� na ��cznika Zielonych... Staszek Koza westchn��, zerkn�� na zegarek i szepn��: - Paj�czek! Tylko za bardzo si� nie zdenerwuj... bo ja ci musz� co� powiedzie�. ��cznik Zielonych sam niczego teraz nie za�atwi u Rudego. My musimy wraca�... zdrowi i cali. Rozumiesz? My. - Jak to? Przecie� by�a umowa z Rudym, �e je�li Zieloni godz� si� na wsp�ln� akcj�, natychmiast wysy�aj� ��cznika. A my w tym czasie obja�niamy im tutaj szczeg�y planu. Tak ustalili�my, nie? - Po pierwsze: m�w ciszej. A po drugie: ja podj��em dodatkowe kroki. Niestety... i my tu mo�emy by� w Domu Dziecka najwy�ej do godziny pi�tej czterdzie�ci pi��. Bo potem wybuchnie bomba! - Co? - prawie krzykn�� Paj�k, ale Staszek szybko zakry� mu usta d�oni�. - Cicho... - Co� ty narozrabia�? Na w�asn� r�k�? - Albo jestem twoja obstawa, albo nie? - t�umaczy� si� Staszek Koza. - Przyznaj sam, �e jako obstawa musia�em zapewni� ci bezpiecze�stwo. Sobie zreszt� te�... I dlatego um�wi�em si� z Mizer� dodatkowo, poza waszymi plecami, rozumiesz? - Jak si� um�wi�e�? - Niestety... bardzo dok�adnie. Je�eli nie wr�cimy do godziny osiemnastej, Mizera zadzwoni do swojego ojca, �e nas obu tutaj gdzie� Zieloni zamkn�li. I poprosi go o pomoc... Wi�c je�li nie wyjdziemy st�d najp�niej za dziesi�� sz�sta, to pi�tna�cie po sz�stej b�d� tu mieli milicj� na karku... - O rany! - j�kn�� Paj�k. - Wszystko zepsuli�cie.. - Chcia�em dobrze. Nie j�cz. Zaraz czym� b�ysn�! Staszek Koza nagle zerwa� si� i powiedzia� bardzo g�o�no: - Panowie dyskutanci! Ma�y prosi o g�os! Gwar w piwnicy, gdzie mie�ci� si� Sztab, w jednej chwili ucich�. - Pos�uchajcie, Zieloni! U nas to jest tak: najpierw ka�dy m�wi swoje, potem zapada wsp�lna decyzja i Rudy wydaje polecenia. A wy d�ugo jeszcze tak mo�ecie dyskutowa�? Bo my nie mamy ju� ani chwili czasu. Wy zreszt� te�... - Ten ma�y ma racj�! Ju� mnie zaczynacie z�o�ci�! - powiedzia� Andrzej, wsta� i krzykn��: - Zieloni, baczno��! Co tu jest? Komitet blokowy? Baczno��, powiadam. Ty tam, nie drap si�, kiedy stoisz na baczno��. Ma�y dobrze m�wi... - Tylko nie ma�y! -oburzy� si� Staszek Koza. -Ma�y to ja sam mog� o sobie m�wi�. Dla was jestem Niewysoki! - Niech b�dzie - zgodzi� si� Andrzej. - Uwaga, Sztab g�osuje. Kto jest przeciwko akcji wsp�lnej z ch�opcami Rudego? Tylko patrolowy �jedynki�, tak? Ale ty, ch�opie, zapar�e� si�. Niedobrze... Trudno, na czas dzisiejszej akcji musz� ci odebra� dow�dztwo patrolu. Sam go poprowadz�! Jasne? - Ale przecie�... - zacz�� niepewnie zdegradowany nagle patrolowy. - Ale ja... - �adne �ale�. Ty b�dziesz przy mnie, do specjalnych zada�. Masz mnie na krok nie odst�powa� - komenderowa� Andrzej. - Teraz dw�ch z was skoczy do pokoju lekcyjnego i przy targa tutaj tablic�! - Doigra�e� si�... - powiedzia� Staszek Koza do patrolowego �jedynki�. - Nale�y ci si�, cho�by za ten g�upi pomys� aresztowania Michalskiego. Ale jak si� dzisiaj wyka�esz w akcji, to jutro mo�e si� za tob� wstawimy... - i Staszek odskoczy� b�yskawicznie, �eby nie oberwa� po g�owie. Na tablicy, kt�r� przyniesiono do Sztabu, Paj�k szybko rysowa� Zielonym szkic ca�ego terenu, na kt�rym znajdowa�y si� stare kopalniane ogr�dki. Pos�ugiwa� si� kartk�, wyj�t� z kieszeni. To by�a ta sama kartka, nad kt�r� zasta� Michalskiego u Rudego w domu. Ale Paj�k nie wszystko z niej przerysowa� na tablic�. W zupe�nej ciszy, jaka teraz panowa�a, ��cznik Rudego obja�ni� plan wieczornej akcji. - �eby�my w ciemno�ci nie zacz�li wy�apywa� si� nawzajem, proponujemy ustali� has�a - m�wi� Paj�k. - Nas jest siedmiu. A was ilu? - Cztery patrole po dziesi�ciu plus ja - odpowiedzia� Andrzej. - Ale najm�odszego patrolu nie zabierzemy, bo oni s� za mali. Wi�c b�dzie nas trzydziestu jeden... Do czego ci to potrzebne? - Proponuj� has�o rozpoznawcze: �siedem� i �trzydzie�ci jeden�. Patrzcie uwa�nie na tablic�. Tu, gdzie dwa krzy�yki, ustalamy miejsce �iks�. Nie wolno wam si� pokaza� przed godzin� wp� do dziesi�tej w alejkach mi�dzy tymi dwoma punktami!- przestrzega� Paj�k. - Wchodzicie na teren t�dy, gdzie rysuj� strza�ki. Podzielcie si� jako�. Teraz rysuj� dwa ko�a... - To s� ko�a? - roze�mia� si� kto�. - Jajka jakie� narysowa�e� i to od kwadratowej kury! - To nie lekcja geometrii, tylko plan akcji! - zgasi� go Paj�k. - Powtarzam: dwa ko�a. Wewn�trznego nie wolno wam przekracza� przed godzin� wp� do dziesi�tej, dlatego �e tam b�dziemy wtedy my, ci, kt�rych chcemy wsp�lnie z�apa�, i nasze �robaki�... - Co to s� �robaki�? - Nasza sprawa. Wy macie znajdowa� si� wtedy na kole zewn�trznym. Punkt dziesi�ta zajmujecie ko�o wewn�trzne i zacie�niacie kr�g a� do skutku. Kogo �apiecie, ten wasz! Jasne? - To i wy nam przecie� wpadniecie w r�ce, nie? Paj�k u�miechn�� si� lekko. - Mam nadziej�, �e nie. - A gdzie wy b�dziecie punkt dziesi�ta? - Na kolacji... - mrukn�� Staszek Koza, ale zaraz poprawi� si� g�o�no: - My wtedy b�dziemy dok�adnie tam, gdzie trzeba. O nas si� nie martwcie... Paj�k! O rany! Jest za pi�tna�cie sz�sta... Musimy natychmiast lecie�, bo b�dzie... wiesz, co. Awaria! - Tak! - i Paj�k rzuci� kred�, szybko schowa� sw�j szkic. - Przy�lijcie dok�adnie za godzin� swojego ��cznika do Rudego. Tam ustalimy ostatnie szczeg�y. Cze��, Zieloni! Wybiegli obydwaj z piwnicy, jakby si� pali�o. Ale po paru sekundach Staszek Koza zawr�ci� i krzykn�� od drzwi: - Adres Rudego zna wasz Zielony Ciapciak, czyli Lewandowski. I nie zapomnijcie o naszym warunku wst�pnym! Zieloni popatrzyli po sobie. - Zadzwo� na wartowni� numer jeden, �eby ich wypu�cili! - zarz�dzi� Andrzej. - Tak, ty zadzwo�! - wskaza� palcem patrolowego �jedynki�. - Przecie� m�wi�em, �e jeste� dzisiaj do zada� specjalnych. Im si� widocznie naprawd� bardzo spieszy..: - - Moim zdaniem oni s� zupe�nie zwariowani. Jaka znowu awaria? Ale w dech� s�. I lekcj� to nam dali. Nie geometrii oczywi�cie... - powiedzia� patrolowy �tr�jki�. - Kto ma kolorowy d�ugopis? I du�ymi, drukowanymi literami napisa�, a drugim kolorem podkre�li�: �OG�ASZAMY WSZYSTKIM W DOMU DZIECKA, �E RUDY I JEGO CH�OPCY NIE NAPADALI NA NASZE DZIECI I NIE S� NASZYMI WROGAMI. PRZEPRASZAMY KOLEG� MICHALSKIEGO. SZTAB ZIELONYCH - W porz�dku! - stwierdzi� Andrzej. - Teraz to wywie� na tablicy og�osze�... Odwo�uj� wasz alarm bojowy. Po kolacji zbi�rka wszystkich Zielonych na placu. A ja porozumiem si� z Szefem! - To Szef si� wreszcie ujawni? - Nie wiem. Sam zadecyduje. W tym samym mniej wi�cej czasie Paj�k i Staszek Koza, zdyszani tak, �e nie mogli s�owa powiedzie�, wpadli do mieszkania Mizery. I jak dwa nieme pos�gi stan�li w przedpokoju. - Nie interesuj si� nimi. Przyjmijmy, �e powiedzieli dzie� dobry - wyja�ni� spokojnie Mizera swojej mamie. - Widzisz, oni maj� takie hobby, biegaj� sobie po mie�cie dla zdrowia. Zreszt� my zaraz razem wychodzimy, to na powietrzu odzyskaj� mow�! Ale nap�dzili�cie mi stracha... - doda� szeptem. Za pi�� minut mia�em dzwoni� do ojca. Ju� was widzia�em pobitych przez Zielonych, zwi�zanych �a�cuchami, zakneblowanych i w og�le... Wi�c jak? Alarm czy akcja? - Akcja... - wykrztusi� Paj�k, �api�c wreszcie oddech. Rozdzia� II WIELKA AKCJA Sprawy zacz�y si� teraz toczy� szybko i chocia� mo�e nie w ka�dym szczeg�le zgodnie z planem Michalskiego, to jednak prawie dok�adnie wed�ug zegarka. Ca�y ten dzie� by� niezwyk�y, ale wiecz�r przyni�s� wi�cej, ni� ch�opcy mogli si� spodziewa�. Co� si� ko�czy�o, co� niedobrego. I co� nowego zaczyna�o si� dla wszystkich. Ale r�wnocze�nie wraca�y stare sprawy, te nie za�atwione... A to, co ch�opcy Rudego rozpoczynali tego wieczoru jako swoj� wa�n� akcj�, przerodzi�o si� w akcj� naprawd� wielk� i bardzo wa�n�. Najtrudniejsz�. 1. Zenek Gazda i Michalski urz�dowali w kuchni. A Rudy sta� w drzwiach pokoju i co pewien czas, nie odwracaj�c si�, wykonywa� nog� jaki� dziwny ruch, po kt�rym rozlega� si� wrzask jego ma�ego brata. I nast�powa�a na dwie, trzy minuty cisza. Potem znowu ruch nog�, znowu wrzask... - Co ty mu robisz? - zapyta� Staszek Koza. - Ma�ego to ka�dy maltretuje, wiem to po sobie. Kopiesz go? - Zwariowa�e�? Odpychani nog� kojec, w kt�rym ma�y siedzi. Ale to silny facet. I uparty. Za chwil� znowu ten kojec tu podci�gnie... Chce zobaczy�, co my robimy. - A co robimy? - Farba gotowa! - zameldowa� z kuchni Zenek Gazda. - Co prawda zielona nam nie wysz�a z tej mieszanki, tylko taka stalowo-jaka�... - Bardzo praktyczny kolor - pocieszy� go Michalski. - Wo�na b�dzie zadowolona! - Ale� ty si� upapra� - zawo�a� Mizera. - Zenek te�. Id�cie si� umy�, bo ludzie na ulicy b�d� si� za wami ogl�da�... - To by by�o nawet niez�e. Chcemy przecie� zwraca� na siebie uwag�. Wi�c jak? - zastanawia� si� Zenek. - Myjemy si� czy nie? - Myjecie si�! - zdecydowa� Rudy. - I kuchni� trzeba posprz�ta�... Paj�k! Chod� tu i zajmij si� dzieckiem, to im troch� pomog�. - Dlaczego ja? - Hau, hau! - zawo�a� ma�y na widok Paj�ka i ch�opcy wybuchn�li �miechem. - Sam widzisz, dlaczego. On ci� uzna� za specjalist� od zabawiania dzieci. Zapami�ta�, �e to ty nauczy�e� go szczeka�! Mizera ogl�da� roz�o�ony w przedpokoju sprz�t do dzisiejszej akcji. Wszystkiego dotyka�, coraz bardziej by� przej�ty. - Du�o tego... - mrucza�. - Dwa szpadle, grabie, trzy m�otki, paczka gwo�dzi. Do tego jeszcze latarki... jak my si� zabierzemy? - I kube� z farb� i trzy p�dzle - doda� Staszek Koza. - Przyda�by nam si� ko�. Albo ma�y kucyk. - Wystarczy ma�y Koza... zaraz, chwileczk� - zastanawia� si� Zenek. - Jak o tobie m�wi�? Mo�e ma�a Koza? Staszek nawet nie my�la� si� obra�a�. Wzi�� od Paj�ka plan akcji, przejrza� dok�adnie i powiedzia�: - Rudy, mam poprawk�. Bo jak ju� zaczniemy odskok, to nie damy sobie rady z tym sprz�tem... Trzeba to wszystko gdzie� po drodze zgubi�. Ja proponuj�, �eby sprz�t przerzuci� przez p�ot w ogr�dku numer dwana�cie. Tam rosn� g�ste krzaki malin... Michalski wytar� r�ce, wyj�� z kieszeni d�ugopis i pochyli� si� nad planem. Po chwili dorysowa� niewielki tr�jk�t. - Dobry pomys�. Bo to miejsce zas�aniaj� od strony ogr�dka wo�nej du�e drzewa... A kube� zostawimy gdzie b�d�... cho�by w alejce. To stary grat. - Dlaczego narysowa�e� tr�jk�t? - Bo trzech ludzi b�dzie nios�o sprz�t. Paj�k, ja i Mizera. - Przecie� ja mia�em i�� �na robaka�! - zawo�a� z pokoju Paj�k. - Zmienili�my koncepcj� - powiedzia� Rudy. - Kiedy wy byli�cie u Zielonych, jeszcze raz przegadali�my wszystko. I Michalski doszed� do wniosku, �e �robaki� mog� zosta� napadni�te... wi�c to musz� by� najsilniejsi z nas. Czyli Zenek i ja. Bo Grubego, niestety, nie bierzemy pod uwag�... - Michalski, je�li go umiej�tnie zdenerwowa�, to jest prawie tak silny jak Gruby - zawo�a� Staszek. - Ja to potrafi� zrobi�! - Obejdzie si�. On i tak jest wystarczaj�co silny. Dlatego p�jdzie z Mizer� i Paj�kiem, �eby ich w razie czego broni�. Paj�k! Czy� ty przypadkiem z rozp�du nie narysowa� Zielonym naszego miejsca odskoku? - No wiesz? Za kogo ty mnie masz, Rudy? - oburzy� si� Paj�k. - Nawet im nie zaznaczy�em dziur w p�otach. Niech sami szukaj�. - Ale problem�w to b�dzie! - cieszy� si� nie wiadomo czemu Staszek Koza. - Ciekawe, czy wszystko przewidzieli�my... A je�li nie? W tym momencie zadzwoni� kto� do drzwi. Ch�opcy umilkli. Spojrzeli po sobie. - O, widzicie - powiedzia� Staszek. - Zaczyna si�... - Kto to mo�e by�? Cicho... - szepn�� Rudy. Drugi dzwonek, przeci�g�y. - Mama! - zawo�a�o dziecko, kt�re Paj�k zostawi� na chwil� samo. - Mama! - �eby�, gnojku, nie wym�wi� w z�ym momencie... - mrukn�� Rudy ze z�o�ci�. - Je�li to mama z ojcem, to le�ymy. - Dlaczego? Wszystko ju� sprz�tni�te. Tylko ten sprz�t... - Nawet nie o to chodzi - powiedzia� Rudy. - Tylko wiecie... ja ich wys�a�em na te imieniny do wujka o dwie godziny za wcze�nie. Wujek prosi� na �sm�, a ja powt�rzy�em mamie, �e na osiemnast�... Ale chyba ich nie wyrzucili stamt�d? Trzeci dzwonek. - Otw�rz! - poradzi� Michalski. - M�wi sit? trudno. Do mieszkania wszed� Ciapciak. Wystraszy� si� troch�, �e t�ok w przedpokoju i chcia� si� cofn��, ale Mizera zatrzasn�� drzwi. - Czy ty, ba�wanie, nie masz zegarka? - wrzasn�� na Ciapciaka Staszek Koza. - Mia�e� by� o si�dmej. Czemu nas straszysz? - Przepraszam... - powiedzia� Ciapciak. - A czego si� boicie? Mnie? Nie mia�em ze sob� co zrobi� przez te p� godziny... Ale mog� wyj��, je�li chcecie. Wi�c jak? Michalski zdecydowa� za wszystkich. - Skoro ju� jest, przyspieszymy akcj�... mo�e to nawet lepiej. Bra� sprz�t i wychodzimy! Rudy nas dogoni po drodze, bo musi zanie�� dziecko do s�siadki. - Najpierw jej musz� wm�wi�, �e ona tego bardzo chce. Chod�, braciszku, ubierzemy si�... - Hau, hau! - zawo�a� ma�y wskazuj�c palcem Ciapciaka. I roze�mia� si� w g�os. - Hau, hau! Ciapciak si� speszy�, a Paj�k najwyra�niej poczu� si� ura�ony. - Co� s�abo rozwini�ty ten ma�y Rudzi�ski - powiedzia�. - Wszystko mu si� pokie�basi�o. Bierz, Ciapciak, szpadel i wychod�. Nie gap si� tak, bo dziecko od tego g�upieje! Pomyli� ci� ze mn�. 2. Kiedy Ciapciak wr�ci� do Zielonych, ca�y Dom Dziecka by� ju� dawno po kolacji, dochodzi�a �sma. Na placu apelowym sta�y ju� trzy patrole Zielonych, a po ca�ym parku kr�ci�y si� dziewcz�ta i ma�e dzieci. Nie by�o ju� ani �ladu tego napi�cia, co po po�udniu. Tylko w bramie sta�a wzmocniona warta, ale z�o�ona z ch�opak�w z najm�odszego, czwartego patrolu. - Nie id� na plac, tylko do Andrzeja! - poleci� Ciapciakowi dow�dca warty. - Taki jest rozkaz. Andrzej siedzi w pokoju dyrektora. Pospiesz si�. - A mog� tam wej��? - Musisz. Czekaj� na ciebie. - Kto? - Andrzej i zast�pca naszego dyrektora, pan Kowalik. Bo dyrektor na urlopie. No, le�! Zdziwi� si� Ciapciak: dlaczego nie w Sztabie, dlaczego nie sam Andrzej czeka? Ale co mia� robi�. Poszed� na pi�tro, zapuka�. A kiedy wszed� do pokoju, nie wiedzia�, czy uk�oni� si� nauczycielowi, czy te� zameldowa� si� Andrzejowi, jak to by�o w zwyczaju u Zielonych. Wybra� wi�c to, co zawsze. Stan�� i sta� bez s�owa. - Melduj! - rozkaza� Andrzej. - Z czym przychodzisz od Rudego? - ��cznik Lewandowski z drugiego patrolu melduje si� po wykonaniu zadania! - wrzasn�� Ciapciak i zacz�� opowiada�, co widzia�, w czym bra� udzia� i co Rudy kaza� mu powt�rzy�. S�uchali go bardzo uwa�nie. A kiedy Ciapciak sko�czy�, pan Kowalik powiedzia�: - A teraz siadaj i kontroluj, czy dobrze zrozumia�em. Jasne? Wi�c tak: ch�opcy Rudego naprawiaj� szkody w ogr�dku szkolnej wo�nej, ty im troch� pomaga�e�. Teraz maluj� p�ot, tak? Ile im to czasu zajmie? - Sko�cz� prac� dok�adnie o dziewi�tej. Nawet gdyby nie wszystko zrobili... - Nie bardzo chwytam, dlaczego oni w�a�nie dzi� wzi�li si� za ten ogr�dek wo�nej? - odezwa� si� Andrzej. - Z dobrego serca, czy to jest r�wnie� cz�� planu akcji? - Michalski wymy�li�, �e skoro w powie�ciach i filmach kryminalnych przest�pca wraca zawsze na miejsce przest�pstwa, to wobec tego ci, kt�rzy zniszczyli wczoraj ogr�dek, nie mog� nie zauwa�y�, �e kto� dzisiaj naprawia szkody. Najwa�niejsze jest malowanie p�otu. Ju� teraz ludzie si� tam zatrzymuj� i chwal� ich... To bardzo zwraca uwag�! - Dlaczego by�e� z nimi tak d�ugo? - Troch� malowa�em p�ot. To fajna robota... A potem Staszek Koza pom�g� mi rozpozna� teren. Rudy uwa�a, �e wy... to znaczy, �e my, Zieloni, za s�abo znamy te ogr�dki i mo�emy si� pogubi�, albo niedok�adnie to wewn�trzne ko�o obstawimy... - Co to jest wewn�trzne ko�o? - My ju� wiemy - wyja�ni� panu Kowalikowi Andrzej. - W Sztabie na tablicy Paj�k nam narysowa� szkic... Lewandowski! A co to s� te ich �robaki�? Dowiedzia�e� si�? - Tak. Za pi�tna�cie dziewi�ta od grupy oderwie si� Rudy i Zenek. Ka�dy p�jdzie w inn� stron� i b�d� kluczy� po alejkach, zagl�da� niby do r�nych ogr�dk�w... Id� �na robaka�, to znaczy na wabia. �eby tamtych �ci�gn�� na siebie... - Niby tych, kt�rych chcemy z�apa�, tak? - i Andrzej pokiwa� g�ow�. - Rozumiem. I tak ich doprowadz� w miejsce �iks�. A potem? - Znikn�. - Gdzie? - Nie wiem. Oni znaj� te ogr�dki jak w�asn� kiesze�. Ka�d� dziur� znaj�. Po prostu znikn�. Po dziewi�tej reszta wyruszy z ogr�dka wo�nej... nie wiem gdzie. Te� znikn�. Tak powiedzieli. I wtedy Zieloni mog� zacie�nia� kr�g. Tylko �e... - Co? - Oni mi wyznaczyli zadanie... Niebezpieczne. Nawet chyba bardzo! - O! - zdziwi� si� pan Kowalik. - Dlaczego w�a�nie tobie? - Bo jestem z si�dmej c. Rudy powie

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!