10054

Szczegóły
Tytuł 10054
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10054 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10054 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10054 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Danielle Steel PI�TNO Prze�o�y�a Ma�gorzata Pacyna Fragmenty poetyckie z Tennysona i Dantego prze�o�y� Robert Stfller almapress Oficyna Wydawnicze Warszawa 1993 ^ PI�TNO RAYENSLEY Tytu� orygina�u The Ravensley Touch Projekt ok�adki Maciej Sadowski Redaktor Andrzej Naglak Aleksandra �awniczak Redaktor techniczny W�odzimierz Kukawski Korektor El�bieta Wygoda m:^ """' """^M Fis;.- .h �. , .;. - 7 ul P1... ::.^' �^.^JW 53-203 OC�AW Copyright � by Constance Hcaven 1982 Copyright � by Oficyna Wydawnicza Alma-Press 1993 ISBN 83-702(M6fr-0 Mi�o��, co drugich do mi�o�ci zmusza, Tak mnie ponios�a ku jego uciesze, �e wci��, jak widzisz, pragnie go ma dusza. Dante: Piek�o Lord Ayisham TYGRYS Alyne Leigh Justin Rosamund �ona Roberta 1804 Justin m�� Alyne 1832 (+1850) Alessandro Falcone drugi m�� Alyne 1846 Bulwer Rutland Jethro Oliver m�� Ciarissy Fenton Cherry �ona Harry'ego Fentona (fl833) Laurel ^ S Spotkali si� pewnego wiosennego dnia roku 1852, by po��czy� swe losy, nie wiedz�c nic o mrocznej przesz�o�ci, nienawi�ci, nami�tno�ci i �mierci, z kt�rej wyro�li. Jej twarz oczarowa�a go od pierwszego wejrzenia, kiedy to ujrza� j� podczas otwarcia karnawa�u. Po�r�d g�o�nych, wrzaskliwych, dziko podnieconych biesiadnik�w przewijaj�cych si� wzd�u� milowego Corso, wydawa�a si� dziwnie nieobecna z ogromnym, bia�ym psem u nogi, powa�na w�r�d wiruj�cych serpentyn, powodzi s�odko�ci i jaskrawego konfetti. Uwi�ziony w t�umie mia� do�� czasu, by przyjrze� si� jej uroczej postaci, delikatnym policzkom i du�ym, tajemniczym oczom. Gromada rozradowanych m�odzie�c�w popchn�a go do przodu, ale wra�enie pozosta�o wbrew jego woli, nieuchwytne lecz trwa�e. Nazywa� si� Jethro Ayisham, mia� dwadzie�cia osiem lat, by� m�odym, obiecuj�cym lekarzem - chirurgiem. Interesowa�y go wy��cznie sprawy praktyczne, bo nie by� m�czyzn�, kt�ry ulega fantazjom o kobiecie widzianej tylko raz. Wola�by zapomnie� o karnawale i po�wi�ci� wi�cej czasu na zwiedzanie staro�ytnego miasta lub na obserwacj� niezwyk�ych eksperyment�w przeprowadzanych w szpitalu. Ale w Rzymie oddanym ca�kowicie 9 biesiadom i hulankom by�o to niemo�liwe. Tak czy inaczej, nie m�g� odm�wi� odrobiny rado�ci Tomowi, kt�ry cierpliwie towarzyszy� mu podczas w�dr�wki po Szkole Anatomii w Padwie. Siedzia� teraz na balkonie wci�ni�ty mi�dzy gromad� ch�opc�w i dziewcz�t, obserwuj�c procesj� gigantycznych powoz�w, zorganizowan� przez arystokratyczne rody rzymskie, posuwaj�cych si� wolno z turkotem w d� Corso, tu� za barwnymi zaprz�gami koni. Z okien i parapet�w, z dach�w dom�w i palazzos powiewa�y w szalonym ta�cu serpentyny i flagi, l�ni�ce w wiosennym s�o�cu odcieniami szkar�atu, zieleni i b��kitu, bieli, z�ota i srebra. Tu� obok, na balkonie le�a�y torby ze s�odyczami i kosze do bielizny wype�nione po brzegi kwiatami dla ka�dej dziewczyny, kt�ra wpad�aby w oko ich w�a�cicielom. W dole m�czy�ni, kobiety, dzieci, a nawet niemowl�ta ubrane w najbardziej wymy�lne kostiumy, ariekiny i picrroty, Turcy i Arabowie, zakonnice i kardyna�owie, olbrzymy i kar�y przepychali si� przez ulic�, pr/.cmykaj�c mi�dzy ko�ami pojazd�w, z nara�eniem �ycia nurkuj�c pod ko�skimi kopytami. Wielki, lepki cukierek wycelowany z niebywa�� precyzj� z przeciwleg�ego balkonu uderzy� Jethro w oko. Star� go z obrzydzeniem, a Tom parskn�� �miechem. - Nie zwracaj uwagi na J�ta - powiedzia�, obejmuj�c ramieniem �liczn� dziewczyn�. - Wola�by teraz odcina� nog� jakiemu� biedakowi. Wychyli� si� przez parapet. - O, Bo�e, sp�jrz tam w d�. To niebywa�e. Jethro odci�gn�� go do ty�u. - Co robisz, idioto. Chcesz sobie z�ama� kark? Momentalnie jednak zapomnia� o Tomie, koncentruj�c sw� uwag� na tym, co dzia�o si� poni�ej. - 10 Przesuwaj�cy si� w dole pojazd pozostawia� niezapomniane wra�enie, a swym wygl�dem przypomina� miniaturowy zameczek z wie�yczkami i blankami mur�w obronnych. Obok przesuwa�y si� w pl�sach diab�y w przera�aj�cych maskach, machaj�c rozwidlonymi ogonami, potrz�saj�c wid�ami, rycz�c straszliwie; wysoka, szczup�a posta� w czarnej sukni i wiele innych postaci, ale on nie odrywa� wzroku od dziewczyny, kt�r� wypatrzy� ju� wcze�niej, w z�ocistej szacie i wianku z bia�ych r� na ciemnorudych w�osach o odcieniu jesiennego lasu. Jaki� m�ody m�czyzna pochyli� si� w jej stron�; zadumana, garbata posta� w szkar�atnym kostiumie z aksamitu. To �Interno" Dantego, nie ma w�tpliwo�ci, ale kogo gra�a? Kieruj�c si� impulsem, chwyci� gar�� kwiat�w z koszyka i rzuci� je w stron� dziewczyny. Opad�y lekko na jej z�ot� sukni�, a ona z�apa�a kilka; bukiet w kolorze krwi. Podnios�a wzrok, ich spojrzenia spotka�y si�. Za�mia�a si� niskim, czaruj�cym �miechem. Wyda�o mu si�, �e j� pami�ta; przed oczyma przesun�y mu si� obrazy z przesz�o�ci, ale znik�y, zanim zd��y� si� im przyjrze�. - Wspania�a, prawda? - odezwa� si� z podziwem Tom. - Zastanawiam si�, czy to jego c�rka. - Czyja? - Ksi�cia Alessandro Falcone. M�wi�, �e jest dumny jak sam Lucyfer, ale dzi� jego pa�ac jest otwarty dla wszystkich, tak twierdzi Luigi. Wybierzemy si�? Jethro zawaha� si� przez chwil�. - Jutro musimy wyruszy� z samego rana. - Do diab�a z tym. Nie b�d� zrz�d�. Przecie� to ostatni dzie� karnawa�u. Jethro u�miechn�� si�. Tom Fenton mia� dopiero siedemna�cie lat i by� szalonym m�odzie�cem gotowym jak najpe�niej wykorzysta� w�oskie wakacje przed powrotem do rygor�w uniwersyteckiego �ycia. - Dobrze. P�jdziemy - o�wiadczy�. - Je�li sprawi ci to rado��. - Nie zrzucaj wszystkiego na mnie - odparowa� Tom. - Widzia�em, jak po�era�e� wzrokiem signorin� Falcone. Ale z ciebie maruda! - Ju� za p�no na wypo�yczenie jakiego� kostiumu - ostrzeg� Jethro. - Nic nie szkodzi. Luigi twierdzi, �e to nie ma znaczenia. Zawsze mo�emy za�o�y� maski - Tom z determinacj� odrzuca� wszystkie argumenty. Popo�udniowa zabawa trwa�a nadal. O pi�tej Corso w cudowny spos�b opustosza�o, przygotowuj�c si� do wy�cig�w. Na Piazza wprowadzono konie arabskie i ustawiono je pod kolumn� sprowadzon� przez Augustyna z Heliopolis. Obelisk ten przez wieki przygl�da� si� rzymskim igrzyskom i wy�cigom rydwan�w w Cir-cus Maximus. Na um�wiony sygna� konie rzuci�y si� do galopu z Piazza del Popolo, p�dz�c bez je�d�c�w w d� Corso. Bogate ozdoby po�yskiwa�y w ich splecionych grzywach, a ma�e, ci�kie kulki przebite szpikulcami obija�y si� po ich bokach, podrywaj�c do szybszego biegu. Dosz�o do gwa�townej sprzeczki mi�dzy jakim� wra�liwym Anglikiem, kt�ry uwa�a� to za okrucie�stwo, a grup� bardziej praktycznych W�och�w. Konie wpad�y na grube kobierce roz�o�one na drodze, by powstrzyma� ich p�d. Przy burzliwych oklaskach wr�czono nagrody, a Jethro odci�gn�� To-ma zanim mi�dzy nim a jego porywczym przyjacielem Luigi dosz�o do r�koczyn�w. Nim obaj m�odzie�cy przebili si� przez zat�oczone ulice do swego hotelu, oblewa� ich pot, a zm�czenie i g��d dawa�y o sobie zna�. Opu�cili przecie� hotel po bardzo wczesnym �niadaniu i przez ca�y dzie� nie mieli prawie nic w ustach. W zajazdach w�oskich posi�ki serwowano zawsze bardzo wolno, dochodzi�a wi�c dziesi�ta, kiedy wyk�pani i przebrani ruszyli z pelerynami i maskami do Palazzo Falcone. Uliczki nadal pe�ne by�y ta�cz�cych i �piewaj�cych balowicz�w, trudno by�o znale�� doro�k�, wi�c pomaszerowali w stron� Via Giulia. Palazzo okaza� si� mroczn�, ponur� budowl� gotyck�, demonstruj�c� �wiatu sw� odpychaj�c� fasad�. Na pos�pnym dziedzi�cu �arzy�y si� pochodnie. Tu podje�d�a�y powozy, z kt�rych wysypywali si� go�cie w bajecznie kolorowych kostiumach, a wielka sala, roz�wietlona ogromnymi, kryszta�owymi �yrandolami p�ka�a w szwach. Dziwne miejsce, pomy�la� Jethro, rozgl�daj�c si� doko�a. Ka�dy fragment �ciany pokrywa�y sceny z mitologii klasycznej, bogowie i boginie, smoki i jednoro�ce, rogate satyry uganiaj�ce si� za nimfami po�r�d pomara�czowych drzew, niegdy� radosne kolorami, teraz smutnie przygaszone. Z�ocone gzymsy utraci�y dawny splendor, a szkar�atny aksamit na fotelach i sofach �wieci� dziurami. By� mo�e ksi��� Alessandro by� wielkim arystokrat�, ale z pewno�ci� nie narzeka� na nadmiar got�wki. Tom natychmiast wpad� w grup� m�odzie�y i zatopi� si� w ta�cu. Jethro, czuj�c si� niezr�cznie w czarnym smokingu, odnalaz� spotkanego w szpitalu znajomego i wraz z nim ruszy� w stron� obficie zastawionego sto�u. Po drodze wymieni� sztywny uk�on z gospodarzem przyj�cia. Ksi��� Falcone by� imponuj�c� postaci�, wygl�dem przypominaj�c� jednego z rzymskich imperator�w, Wespazjana, a mo�e Tyberiusza. Upa� na sali by� tak intensywny, �e Jethro zakr�ci� si� par� razy na parkiecie, a potem wymkn�� si� bocznym korytarzem i ostro�nie otworzy� jakie� drzwi na jego ko�cu. Wszed� do ma�ego pokoiku wy�o�onego z�ocon� sk�r� hiszpa�sk�, w kt�rym sta�y krzes�a i stoliki do gry 12 w karty. W �rodku nie by�o nikogo. Ma�a lampka o�wietla�a tack� z winem, ale nie mia� ju� ochoty na trunki. Wyci�gn�� z kieszeni cygarniczk� i zapali� kr�tkie, ciemne cygaro. Na bocznym stoliku le�a�a sterta ksi��ek. Kiedy tak przegl�da� je od niechcenia, otworzy�y si� drzwi. Odwr�ci� g�ow�. Dziewczyna w z�otej sukni. Opar�a si� o framug� drzwi. Jej oczy pe�ne by�y przera�enia. W r�ce trzyma�a bezwiednie wianek z r�, jej ciemnorude loki opada�y lu�no na ramiona. Suknia ze z�otego brokatu rozdarta by�a na ramieniu, a na bia�ej sk�rze widnia�a d�uga, krwawi�ca rana. W szoku nie dostrzeg�a jego obecno�ci. Odczeka� chwil� i ruszy� w jej stron�. - Czy co� si� sta�o, signorina? - zapyta� cicho po w�osku. Instynktownie zebra�a podart� sukni�. - Nie, nie. To nic takiego. Ja... Potkn�am si� i upad�am, to wszystko. Chyba zwichn�am sobie kostk�. - Wolno poku�tyka�a do krzes�a. Wyj�� z ust cygaro. - Jestem lekarzem. Mog� pani pom�c. - To nie jest konieczne. - Zobaczymy - powiedzia�, kl�kaj�c na pod�odze. - Kt�ra to stopa? Zawaha�a si� przez chwil�, a potem wyci�gn�a lew� nog�. Wzi�� jej stop� w d�onie, zsun�� z�oty pantofelek i delikatnie �cisn�� w�sk� kostk� w jedwabnej po�czosze. - Boli? - Troch�. Podni�s� wzrok. - Wydaje mi si�, �e to nic gro�nego. Wystarczy zimny kompres i za kilka godzin b�l minie. Nadal jednak nie rozumia�, dlaczego mia�a podart� sukni�, przera�enie w oczach i dlaczego dr�a�a gwa�- 14 l clownie na dotyk jego palc�w. To nie upadek by� powodem jej strachu. Wsta�. - Mimo wszystko pewien jestem, �e prze�y�a pani szok. Polecam odrobin� brandy. Podszed� do stolika, nape�ni� kieliszek i poda� jej alkohol. - Czy musz�? - To pani� uspokoi. Podnios�a kieliszek, poci�gn�a �yk i wykrzywi�a twarz. - Nie smakuje mi. W klasztorze zakonnice podawa�y nam brandy tylko wtedy, gdy by�y�my chore. - A kiedy to by�o? - spyta� z lekk� przekor�. - Ponad rok temu. Nie jestem ju� dzieckiem. - Oczywi�cie, �e nie. Spojrza�a na niego z ciekawo�ci�. Przystojna twarz, oliwkowa cera, grube, g�ste w�osy skr�cone wok� szyi, ch�odne, szare oczy, przenikliwy u�miech. Szybko zmieni�a temat. - Widzia�am pana dzi� po po�udniu podczas karnawa�u. Sta� pan na balkonie z Luigim Manfred! i jakim� m�odzie�cem. Jest pan Anglikiem? - Tak. Podziwiali�my pani scen�. To bardzo �mia�y temat - �Piek�o" Dantego. Wzruszy�a ramionami. - To pomys� Ugo. Uwielbia siebie w �redniowiecznym kostiumie. M�wi�a teraz po angielsku, z delikatnym akcentem, kt�ry tylko dodawa� jej uroku. - No tak, teraz rozumiem. On gra� Malatest�, a pani by�a Francesc� da Rimini. - Zgadza si�. - Niech pomy�l�... Jak to brzmi? �Ci, kt�rzy dryfuj� w przestworzach, lekko unosz�c si� na wietrze" - przypomina� sobie s�owa. Otworzy�a ze zdziwienia oczy. Ciemnofioletowe, otoczone d�ugimi, jedwabistymi rz�sami. - Zna pan Dantego? - zdumia�a si�. - Z czas�w studenckich. - Czy lekarze czytuj� poezj�? - A dlaczego nie? Nasz �wiat to nie tylko chorzy i lekarstwa. - Nie? - wybuchn�a nagle �miechem, tym samym cudownym �miechem, kt�ry zachwyci� go tego popo�udnia. - Musz� ju� i��. B�d� mnie szuka�. Wsta�a, a Jethro otworzy� przed ni� drzwi. Zatrzyma�a si� i wyci�gn�a d�o�. - Dzi�kuj� za pomoc. - Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. Prosz� uwa�a� na kostk�. - B�d� pami�ta�. Delikatnie poca�owa� drobn�, ch�odn� d�o�. - Arrivederci, Signorina. - Arrivederci. Wymkn�a si� przez drzwi, a on odprowadzi� j� wzrokiem. Francesca da Rimini po�lubiona przez okrutnego garbusa Gianciotta zakocha�a si� szale�cz� mi�o�ci� w jego przystojnym bracie Paolo. Kiedy tajemnica zosta�a odkryta, pot�pieni kochankowie zgin�li z r�k zazdrosnego m�a. Przypomnia� sobie zamy�lon� twarz m�czyzny na platformie. Zna� dobrze te w�oskie rody, ociekaj�ce krwi�, pozbawione potomk�w, dekadenckie. Czy taki los czeka� te� t� cudown� dziewczyn�? Z pewno�ci� nie. Ponios�a go tylko wyobra�nia. W tych nowoczesnych czasach nie zmuszano kobiet do nieszcz�liwych ma��e�stw, a zdradzani m�owie nie mordowali swych grzesznych �on. Zatrzasn�� za sob� drzwi i ruszy� na poszukiwanie Toma. By�a ch�odna, wiosenna noc. Kiedy dotarli do hotelu min�a ju� p�noc. Karnawa� dobieg� ko�ca. Zacz�a 16 si� �roda popielcowa, pocz�tek postu, czas na pokut� po rozpu�cie i hulankach. Pierwsi wierni udawali si� na porann� msz�. Za kilka godzin wyrusz� w d�ug� podr� do Anglii, do domu. Nadszed� czas, aby zapomnie� o tajemniczych dziewczynach o z�otoru-dych w�osach i pomy�le� o nominacji na chirurga w Szpitalu �w. Tomasza. Nie przypuszcza� wtedy, �e �ycie potrafi zniweczy� nawet najstaranniej przygotowane plany. Laurel nie powr�ci�a na sal� balow�. Wspi�a si� stromymi, tylnymi schodami do pomieszcze� dla s�u�by i przemkn�a do swojego pokoju. Podobnie jak ca�y pa�ac, prze�adowany by� ozdobami i czasami przygniata� j� sw� masywnowno�ci�. Przygas� nieco blask minionych wiek�w-gobeliny pokrywaj�ce �ciany, bogate, aksamitne kotary przys�aniaj�ce w�skie okno, wspaniale rze�biona podstawa ogromnego �o�a z czarnego d�bu - ale dzi� by�o to raczej schronienie a nie wi�zienie. Z ulg� wesz�a do �rodka i przekr�ci�a klucz w masywnym zamku. W kominku buzowa� ogie�, bo noce wci�� by�y ch�odne, a przed nim wylegiwa� si� wielki bia�y pies, kt�ry zamacha� ogonem, kiedy podesz�a bli�ej. Spotkanie z angielskim lekarzem uspokoi�o j� troch�, cho� miniony wiecz�r wspomina�a z odraz�. Ugo wypi� zbyt du�o, co nie nale�a�o do rzadko�ci, chocia� nigdy przedtem nie by� tak natarczywy. Musia�a wi�c nauczy� go, i� nie mo�e traktowa� jej jak pokoj�wki lub dziewczyny przypadkowo poznanej w mie�cie. To w klasztorze dowiedzia�a si�, w jaki spos�b niekt�rzy m�czy�ni korzystaj� z �ycia. ___ Przez ca�e popo�udnie musia�a^ffioSi&jSgo zaloty na j platformie, gor�cy oddech na ry^zku, bolesny u�cisk w pasie, kiedy tylko o�mieli�a si� rzuci� u�miech m�odzie�com obsypuj�cym j� kwiatami. Unika�a go na sali balowej, ale z�apa� j� mi�dzy jadalni� a hallem. Kiedy odepchn�a go, wpad� w furi�. - Co si� z tob� dzieje? Nie b�d� tak� �wi�toszk�. Za kilka tygodni bierzemy �lub. - A kto tak powiedzia�? - Ojciec i ciotka Elena... - Ale ja si� nie zgadzam! - wybuchn�a z tak� w�ciek�o�ci�, �e w mgnieniu oka straci� nad sob� kontrol�. - Zrobisz jak ci ka��, ty ma�a przyb��do, w przeciwnym razie po�a�ujesz - sykn�� zjadliwie. Przyci�gn�� j� do siebie, ale stawi�a mu op�r, zwijaj�c si� i wykr�caj�c niczym dziki kot, przera�ona, �e mo�e j� skrzywdzi�. Wyrwa�a si� z jego u�cisku i uciek�a przed siebie. Nie pobieg� za ni�. Nie musia�. By� synem ksi�cia Falcone, a Alessandro by� jej opiekunem. Czu�a si� mi�dzy nimi jak bezbronny wi�zie�. Spojrza�a na przygotowane ��ko i kominek, ale nie dostrzeg�a nigdzie Diny, pokoj�wki. Zabawia�a si� prawdopodobnie z jednym z lokaj�w, wi�c Laurel nie wezwa�a jej do siebie. Z trudem rozpi�a ci�k�, z�ocist� , sukni� i zrzuci�a j� na pod�og�. Oboj�tnie spojrza�a na swoje odbicie w d�ugim, stoj�cym lustrze, na p�czkuj�ce piersi pod delikatnymi koronkami satynowej halki, na kr�g�e biodra i d�ugie, szczup�e nogi. Dobrze wiedzia�a, czego pragn�� Ugo; nie chodzi�o o ni�, nawet o jej cia�o - to by�by tylko ma�y dodatek. Mia�a osiemna�cie lat. Najbli�sze tygodnie mia�y uczyni� j� bogat�; spodziewa�a si� du�ej sumy od swego dziadka z Anglii, kt�ry obieca� jeszcze wi�cej po swej �mierci. Bajecznie bogaty handlarz herbat� uwielbia� swoj� wnuczk�, a ksi��� Alessandro Falcone na gwa�t potrzebowa� pieni�dzy. Wiedzia�a, �e planowa� jej ma��e�stwo ze swym synem, nie przypuszcza�a jednak, �e nast�pi to tak szybko. Na sam� my�l zrobi�o jej si� niedobrze. Chwyci�a wisz�cy na umywalce r�cznik, zanurzy�a go w dzbanku z wod� i przemy�a d�ugie zadrapanie, �lad po m�ciwym u�cisku Ugo. Zadr�a�a na wspomnienie bolesnego dotyku. Przypomnia�a sobie d�onie angielskiego lekarza, silne lecz delikatne na st�uczonej kostce. B�l ju� prawie min��. Na�o�y�a nocn� koszul� i podnios�a posrebrzan� szczotk� do w�os�w. Purpurowy bukiet, kt�ry rzuci� jej tego popo�udnia, sta� na stole w wazoniku. Dotkn�a go jednym palcem. To niedorzeczne, aby go zatrzyma�. I tak kwiaty ju� zwi�d�y. W�a�nie rozczesywa�a w�osy, kiedy kto� pokr�ci� klamk�, a potem gwa�townie zastuka� w drzwi. | - Kto tam? - To ja... Elena. Dlaczego zamkn�a� drzwi? - Ju� otwieram. Zawaha�a si� przez moment, od�o�y�a szczotk� i przekr�ci�a klucz. Elena Falcone wpad�a do pokoju. By�a niezam�n� siostr� ksi�cia, pot�n�, urodziw� kobiet� oko�o czterdziestki. Mia�a na sobie przepi�kn�, czarno-srebrn� sukni�, a jej twarz wyra�a�a z�o��. Zatrzasn�a drzwi i zwr�ci�a si� do dziewczyny: - Co znaczy ta ucieczka z sali balowej i zamykanie si� na klucz w pokoju? Co� ci dolega? - Jestem zm�czona. To by� bardzo d�ugi dzie�, a ju� min�a p�noc. - To �adna wym�wka. Alessandro jest oburzony. Doskonale wiesz, �e w ostatnim dniu karnawa�u ca�a rodzina �egna wychodz�cych go�ci. To taki zwyczaj. By�o tu wielu znacz�cych ludzi, ludzi, kt�rzy s� dla nas bardzo wa�ni. 18 19 - Ja nie nale�� do rodziny. Elena zmarszczy�a brwi. - To jeszcze nie pow�d. Wkr�tce b�dziesz. Twoje miejsce by�o przy boku Ugo. - Tak, aby ka�dy uwierzy�, �e jeste�my zar�czeni. To dlatego zmusi�a� mnie do tej farsy na platformie, prawda? - Laurel podnios�a wyzywaj�co g�ow�. - Powiem ci co�. Nie zamierzam po�lubi� Ugo. - Ale� moja droga, nie b�d� g�upia. - Elena wpatrywa�a si� w p�on�c� twarz i dr��ce d�onie dziewczyny. Laurel by�a jak narwany �rebak i wymaga�a delikatnego podej�cia. Nie wolno by�o jej zrani�. Elena zmieni�a taktyk�, �ciszy�a g�os. - Jeste� zm�czona i zdenerwowana. Nie wiesz, co m�wisz, pomy�l tylko o swojej pozycji w rzymskiej elicie, je�li wyjdziesz za Ugo. Powinna� by� wdzi�czna Alessandro, �e wybra� swego syna. To dla ciebie doskona�a partia. - Doskona�a partia dla przyb��dy. To masz na my�li? - Oczy Laurel wyra�a�y pogard�. - Poradz� sobie bez tego. Gardz� Ugo. To brutal i dzikus. Rozsun�a nocn� koszul�. - Sp�jrz, co mi dzi� zrobi�, tylko dlatego �e mu nie uleg�am. - Moje drogie dziecko, nie powinna� m�wi� takich okropno�ci. Jestem pewna, �e Ugo nigdy nie dopu�ci�by si� przemocy. Z pewno�ci� sprowokowa�a� go, a on ma gor�c� krew jak wszyscy Falcone. M�odzi, zakochani m�czy�ni potrafi� si� zapomnie�. - Zakochani! Ugo nawet nie wie, co to znaczy - rzuci�a ze z�o�ci� Laurel. - On jest zakochany w moich pieni�dzach, pieni�dzach, kt�rymi sp�aci swe karciane d�ugi i uratuje upadaj�c� fortun� rodu Falcone. 20 - Czy nie masz �adnego d�ugu wdzi�czno�ci wobec Alessandro? Pami�taj, co dla ciebie uczyni�. Czy przez te wszystkie lata nie traktowa� ci� jak c�rk�? - Nie jestem mu nic d�u�na. M�j dziadek zap�aci� za wszystko. Alessandro trzyma� mnie tu dla w�asnej przyjemno�ci. - Jak �miesz wygadywa� takie nikczemno�ci! Alessandro to wspania�y cz�owiek. - Tak, wiem, �e jest ministrem stanu, dumnym ze �redniowiecznych korzeni swego rodu, ale jest tak�e m�czyzn�. Zadr�a�y jej wargi, odwr�ci�a twarz. - Kiedy po �mierci matki wr�ci�am z klasztoru, sam chcia� si� ze mn� o�eni�, ale Ko�ci� nigdy nie uzna�by tego ma��e�stwa. - Nie wierz� ci. To stek k�amstw - wybuchn�a Elena. - To prawda - zatka�a dziewczyna - i ty dobrze o tym wiesz. Dlatego chcesz mnie wyswata�, prawda? Boisz si�, �e Alessandro m�g�by si� we mnie zakocha�, a wtedy co sta�oby si� z tob�? Wr�ci�aby� do swego ma�ego mieszkanka, �yj�c na jego �asce... - Postrada�a� zmys�y - jednym ruchem Elena uderzy�a j� w twarz. - To ju� histeria. Czas, aby� nabra�a rozumu i przypomnia�a sobie, kim jeste�. Alessandro jest twoim opiekunem. - Tak jak m�j dziadek... - On jest w Anglii, moja droga. To staruszek. Nie my�l nawet, �e b�dziesz mog�a si� mu wy�ali�. Alessandro nigdy by na to nie pozwoli�. Elena skierowa�a si� ku drzwiom. - Przy�l� tu Din�. Lepiej si� po��. Porozmawiamy rano. - Nie potrzebuj� Diny, nie potrzebuj� nikogo - za-Ika�a jak dziecko Laurel. 21 - Dobrze, r�b jak uwa�asz, ale jutro przychodzi notariusz i b�dziemy omawia� kontrakt ma��e�ski. �lub odb�dzie si� zaraz po Wielkanocy. - Nie - zaprotestowa�a rozpaczliwie Laurel. - Nie, nie wyjd� za niego. Nigdy...Nigdy... - Uwa�aj na to, co m�wisz, je�li nie chcesz sta� si� obiektem plotek ze strony s�u�by - nakaza�a ch�odno Elena. - Dobranoc. Pomy�l o tym, co ci powiedzia�am. Poprawi�a z godno�ci� sukni� i opu�ci�a pok�j. Laurel rzuci�a si� na ��ko w powodzi �ez. By�a jeszcze bardzo m�oda, a ju� tak nieszcz�liwa. Nie p�aka�a zbyt d�ugo. Podnios�a si�, a wielki pies usiad� przy niej, wyczuwaj�c co� z�ego i wciskaj�c nos w jej d�o�. Pochyli�a si�, by go poca�owa�. - W porz�dku, Carlo. Ju� mi lepiej. Usiad�a na dywaniku przed kominkiem, obj�a ramieniem psa i wbi�a wzrok w p�on�cy ogie�. Nadszed� czas przemy�le� i rozlicze�, musia�a zastanowi� si� nad swoj� przysz�o�ci�. Czu�a si� tak bezgranicznie samotna. Jej pozycja by�a co najmniej dziwna, stanowi�a cz�� tego domostwa, a jednak nie nale�a�a do rodziny. Gdyby jej dziadek nie wr�ci� do Anglii, gdyby �y�a jej matka...bezsensowne spekulacje, pomy�la�a z rozpa-cz�.Tak naprawd� niewiele ��czy�o j� z matk�. Zachwycaj�co pi�kna wdowa po angielskim oficerze traktowa�a sw� c�rk�'z dystansem, zw�aszcza kiedy Laurel doros�a i sw� urod� zagrozi�a matce. Zawsze jednak by�a praktyczna. Nigdy nie pozwoli�aby, aby ktokolwiek wykorzysta� Laurel. Poczucie mi�o�ci, jakiego pragnie ka�de dziecko, otrzyma�a od swego dziadka, cz�owieka, kt�ry z ub�stwa doszed� do wielkiego maj�tku, ale nigdy nie straci� poczucia rzeczywisto�ci; jego up�r i uczciwo�� zyska�y mu szacunek . kr�lowej Wiktorii i przynios�y tytu� szlachecki. Dziadek rozpieszcza� j� a� do przesady. Laurel urodzi�a si� we W�oszech, w bia�o-r�owej florenckiej willi. Matka nigdy nie m�wi�a o swym �yciu w Anglii, nie odpowiada�a na pytania, jakby ba�a si� otworzy� zapiecz�towan� ksi�g�. Wszystko, czego dowiedzia�a si� Laurel pochodzi�o od jej dziadka. Opowiada� jej czasem o ojcu, kt�rego nigdy nie zna�a, a kt�ry utopi� si�, ratuj�c jej matk� podczas straszliwej powodzi we wschodniej Anglii w roku 1833. Matka, wtedy ju� w ci��y, cudem unikn�a �mierci, a dziadek przywi�z� j� do W�och, by podreperowa�a swe zdrowie. Joshua Rutland sta� si� bohaterem; przystojny, szarmancki, posiada� wszystkie cechy wymarzonego przez dziecko rodzica. Przypomnia�a sobie wspania�e, szcz�liwe dni. Cieszyli si� ka�d� chwil�. Jej matk� zawsze otacza�a gromada adorator�w, ale wszystko zmieni�o si� gwa�townie, gdy pojawi� si� w ich �yciu ksi��� Falcone. By� wspania�ym arystokrat�, a jego zdobycz okaza�a si� prawdziwym triumfem, cho� dziadek z ca�� moc� sprzeciwia� si� temu ma��e�stwu. Laurel doskonale pami�ta�a za�arte k��tnie i to, jak pewnego dnia przyci�gn�� j� do siebie. - A teraz mnie pos�uchaj - nakaza� swym grubym g�osem. - Nie zamierzam wypycha� dziurawych kieszeni tego zuchwa�ego W�ocha moimi ci�ko zarobionymi pieni�dzmi. Wszystko przepisz� na ciebie, moja kruszyno. Twoja matka b�dzie mog�a z nich korzysta�, ale po jej �mierci ca�y maj�tek nale�e� b�dzie do ciebie, nawet ostatni pens. Rozumiesz? - Tak, dziadku - odpowiedzia�a pos�usznie, ale dopiero przed rokiem poj�a znaczenie tej obietnicy, kiedy to ksi��� otwarcie ujawni� swe intencje. Ugo, jego syn z pierwszego ma��e�stwa, starszy by� od niej o siedem lat. Od pierwszej chwili poczu�a do niego wstr�t. Arogancki nie do wytrzymania, 22 z rado�ci� o�miesza� d�ugonog� dwunastolatk� przed swymi eleganckimi przyjaci�mi. Po weselu dziadek powr�ci� do Anglii. Pisa�a do niego bez przerwy, a on czasem odpisywa� jej nieporadnym pismem, kt�rego nauczy� si� w bezp�atnej szkole dla ubogich dzieci. Matka Laurel zdoby�a to, czego zawsze pragn�a - pewn� pozycj� w najwy�szych sferach, a Laurel, niechlubne wspomnienie przesz�o�ci, wys�ana zosta�a do klasztoru w Lozannie. Po pierwszym miesi�cu t�sknoty za domem polubi�a to miejsce. By�o nowe i ekscytuj�ce. Po raz pierwszy w �yciu mia�a przyjaci�ki. By�a tam te� Jane Ashe, wra�liwa, wykszta�cona Angielka, wyk�adaj�ca j�zyk angielski i histori�. Laurel uwa�a�a j� za niezwykle m�dr� osob�, cho� panna Ashe mia�a dopiero trzydzie�ci lat. Polubi�y si� od razu, i to nie tylko dlatego, �e obie uwielbia�y konie. Panna Ashe, jak wiele Angielek, by�a doskona�ym je�d�cem i towarzyszy�a dziewcz�tom podczas porannych przeja�d�ek. Laurel pisa�a do niej d�ugie, rozwlek�e listy, opisuj�c wszystko, co dzia�o si� w wielkim pa�acowym labiryncie, w kt�rym czu�a si� tak bardzo samotna. Przypomnia�a sobie dzie� sprzed osiemnastu miesi�cy, w kt�rym dowiedzia�a si� o �mierci matki. Zgin�a w wypadku, przeje�d�aj�c przez Apeniny. Alessandro uratowa� si�, ale matka umar�a. Jane Ashe nie m�wi�a zbyt wiele. Tego dnia zabra�a j� na wspinaczk� po g�rach. Pokryte �niegiem szczyty i g��bokie doliny przynios�y jej ukojenie i si��. Noc�, kiedy Laurel le�a�a ju� w ��ku, Jane przysz�a do jej pokoju i przytuli�a j� do siebie, pozwalaj�c w �zach zapomnie� o samotno�ci. W kominku dogasa� ogie�, Laurel poderwa�a si� z miejsca. Kto� nadchodzi� korytarzem, skradaj�c si� cichutko na palcach. W panice przypomnia�a sobie, �e po wyj�ciu Eleny nie zamkn�a drzwi. Przebieg�a przez pok�j, widz�c obracaj�c� si� klamk�. Przekr�ci�a ci�ki klucz. Sta�a przez chwil�, dr��c bez oddechu, pewna, �e to Ugo, w�ciek�y i sfrustrowany postanowi� zem�ci� si� za jej op�r. Mia�a ju� tego dosy�. Je�li nie ucieknie teraz, wpadnie w pu�apk� mi�dzy bezlitosnym Alessandro a lubie�nym Ugo. Pa�ac pe�en by� Falcone, wujk�w, ciotek, kuzyn�w wywieraj�cych na ni� presj�. Widzia�a, co dzia�o si� z innymi dziewcz�tami y.muszanymi do ma��e�stwa bez mi�o�ci, szukaj�cymi schronienia w dzieciach i religii. Laurel by�a inna. Po cl/iadku odziedziczy�a up�r. Nie chcia�a, aby st�amszono J4, aby �ywcem zosta�a po�arta przez zach�anne paso�yty. Pojedzie do dziadka w Anglii, znajdzie pomoc u Jane Ashe. Kilkakrotnie podr�owa�a mi�dzy Rzymem u Lozann�. Na pami�� zna�a t� tras�. Mia�a wszystkie dokumenty podr�y, a bankierzy dziadka przes�ali jej w�a�nie wysok� miesi�czn� pensj�. Zadr�a�a z podniecenia. Teraz albo nigdy. Je�li b�dzie czeka�, jej zapa� os�abnie. Alessandro wy�le j� do wiejskiego domu we Frascati i zatrzyma tam tak d�ugo, a� zgodzi si� po�lubi� Ugo. By� do tego zdolny. Nat�y�a s�uch. Cisza. Po szale�stwach karnawa�u wszyscy b�d� spa� do p�nego rana. Rzuci�a wzrokiem na ma�y z�oty zegar na nocnym stoliku. By�a druga trzydzie�ci. Je�li do czwartej ubierze si� i opu�ci dom, zabieraj�c konie ze stajni, b�dzie ju� daleko, zanim odkryj� jej nieobecno��. Nie zastanawia�a si� nad niebezpiecze�stwami czyhaj�cymi na samotnie podr�uj�c� kobiet�. Jaki� rok temu �ci�to publicznie g�ow� bandycie, kt�ry obrabowa� i zamordowa� bawarsk� hrabin� udaj�c� si� z pielgrzymk� do Rzymu. Z uporem powtarza�a sobie, �e jej si� to nie przytrafi, wiedzia�a, jak na siebie uwa�a�. Zacz�a pakowa� ma�y kuferek, w�o�y�a do� bielizn� i kilka innych niezb�dnych rzeczy. Wyj�a z szafy najskromniejszy str�j do konnej ja/,dy. Doskonale wygl�da�a w ciemnoniebieskiej, wojskowej kurtce /. aksamitu, ale nie zale�a�o jej na wygl�d/.ie. Spi�a w�osy pod tr�jk�tnym kapeluszem, a dokumenty podr�ne i pieni�dze wsadzi�a do bocznej kieszeni. Zastanowi�a si� przez chwil�, a potem na kartce papieru zostawi�a wiadomo��, �e uda�a si� na msz� do Klasztoru Naj�wi�tszej Panny, by ca�y dzie� sp�dzi� na modlitwach i medytacjach. Laurel nie zosta�a wychowana w wierze katolickiej, ale w szkole klasztornej uczestniczy�a czasami w mszach. Zaadresowa�a kartk� do Eleny i zostawi�a j� w widocznym miejscu na toaletce. Je�li si� uda, minie kilka godzin, zanim zaczn� jej szuka�. Teraz nadszed� moment najtrudniejszy. Przytuli�a si� do psa, szepn�a mu par� czu�o�ci do ucha, zgasi�a lamp� i chwytaj�c kuferek, przesz�a na palcach po korytarzu, kieruj�c si� ku pomieszczeniom dla s�u�by. D/ied/iniec pogr��ony by� w mroku, wypali�y si� ju� pochodnie, a na ziemi le�a�y zwi�d�e kwiaty, konfetti, serpentyny niczym opuszczone pobojowisko. Skierowa�a si� ku stajniom. O tej porze krz�tali si� tu zazwyczaj stajenni, ale poprzedniej nocy jedli i pili do oporu, wi�c nikt nie zatrzyma� jej, kiedy ostro�nie otworzy�a drzwi do boksu Contessy. Ko� pozna� j� i parskn�� cicho. Nie czyni�c ha�asu, wyprowadzi�a go na podw�rze i osiod�a�a. Chwyci�a za uzd� i ruszy�a w stron� bramy. Na szcz�cie od�wiernego nie by�o na s�u�bie. Przygotowa�a sobie historyjk� o wyprawie do Klasztoru w Tivoli, ale Pi�tro opiwszy si� tanim winem, spad� z platformy podczas parady i teraz j�cza� ze z�aman� nog� w miejskim szpitalu. Jego posterunek sta� wi�c pusty. Z wysi�kiem podnios�a ci�k�, �elazn� sztab�, otworzy�a bram� i wyprowadzi�a Contess� na ulic�. Wdrapa�a si� na jej grzbiet i pok�usowa�a w stron� Via Giulia. 26 � Udaj�cy si� do pracy m�czy�ni dziwili si� na widok elegancko ubranej dziewczyny, jad�cej samotnie o tak wczesnej porze, ale na wp�senni, nie wykazali wi�kszego zainteresowania. Kiedy dotar�a do Via Flaminia i skr�ci�a w drog� wychodz�c� z miasta, niebo na wschodzie ja�nia�o ju� purpur�. W dole rozci�ga�a si� Kampania, naga i opuszczona. Doskwiera� jej g��d, od dawna nie mia�a nic w ustach, �a�owa�a, �e nie wrzuci�a ilo kieszeni kawa�ka czekolady. By�a jednak m�oda, silna, zna�a trudy podr�y w siodle. Zdecydowa�a si� na podr� do Viterbo. Stamt�d ode�le Contess� do pa�acu, a sama wsi�dzie do dyli�ansu jad�cego do Arezzo, a potem do Florencji i Bolonii. Marzenia o wolno�ci poch�on�y j� tak bardzo, �e nie zwr�ci�a uwagi na trzech �o�nierzy pod��aj�cych z ciekawo�ci� jej �ladem. Zjecha�a na bok i pu�ci�a ich przodem. 2 Tego samego ranka Jethro i Tom posprzeczali si� nieco o drog�, w ko�cu zdecydowali si� dotrze� do Viterbo, by zwiedzi� s�ynny Pa�ac Orsini, miejsce, kt�rego nie powinien omin�� �aden podr�ny. Kolejnym etapem by�o Jezioro Bracciano. Wyruszyli po wczesnym �niadaniu. P�dzili w ch�odzie poranka. Oko�o po�udnia dogonili Laurel. Dostrzegli przed sob� K/czup�� posta� w ciemnoniebieskim stroju i zastanawiali si�, dlaczego tak elegancko ubrana, m�oda kobie-tu na wspania�ym koniu podr�uje samotnie po go�cinni. Zdumienie Jethro nie mia�o granic, gdy dogoniwszy JU zda� sobie spraw�, kim by�a. To �mieszne, ale przez 27 chwil� uwierzy� w przeznaczenie. Otrze�wia� natychmiast, u�miechn�� si� uprzejmie i zdj�� kapelusz. - Dzie� dobry, signorina. Nie spodziewa�em si� spotka� pani� tak szybko po karnawale. Czy mog� zapyta�, dok�d pani jedzie? Tom cwa�owa� ju� z drugiej strony. Laurel popatrzy�a na nich nieco przera�ona. Nie spodziewa�a si� tego spotkania, nie mia�a poj�cia, co odpowiedzie�. - Jad� do Viterbo - odpar�a w ko�cu bez przekonania. - Sama? Bez eskorty, bez s�u��cej? - nie dawa� za wygran� Jethro. - Czy to nie dziwne? - Niby dlaczego? Cz�sto podr�uj� sama. - Co� takiego, naprawd�? - wykrzykn�� Tom. - Zuch dziewczyna...chcia�em powiedzie�...c�, niewiele m�odych dam, kt�re znam zdoby�oby si� na taki wyczyn, nie w takim kraju jak ten. Tu spojrza� podejrzliwie na swego towarzysza podr�y. - Nie wiedzia�em, �e tak dobrze si� znacie. - Prawie wcale. Spotkali�my si� zesz�ej nocy. Zaoferowa�em signorinie Falcone sw� pomoc - rzuci� lakonicznie Jethro. - Lepiej si� przedstawmy. Nazywam si� Jethro Ayisham, a to Tom Fenton. - Jestem zaszczycony - Tom pok�oni� si� z przyjaznym u�miechem. - Jak tam st�uczona kostka? - ci�gn�� Jethro. - Ju� lepiej, dzi�kuj�. ,; - Czy ksi��� Falcone wie o pani podr�y? ; - Oczywi�cie, �e tak. Laurel odsun�a si� nieco, pe�na niepokoju, �e mog� odkry� jej prawdziwe zamiary. - Pan wie, �e ksi��� nie jest moim ojcem. Jethro zmarszczy� brwi. - Ale my�la�em... 28 Moja matka by�a jego drug� �on�. Teraz rozumiem. Zmar�a przed rokiem. Pod jego uwa�nym wzrokiem Laurel pl�ta�a si� ' wyja�nieniach. - W Viterbo mam ciotk� - zaimprowizowa�a na poczekaniu. - W�a�nie jad�, by j� odwiedzi�. - Oczywi�cie. Jethro nie mia� w�tpliwo�ci, �e �adnej W�oszce z arystokratycznego rodu nie pozwolonoby podr�owa� samotnie po Kampanii, bez baga�u, jedynie z ma�ym kuferkiem. Najwyra�niej przed czym� ucieka�a, a by�a taka m�oda, prawie dziecko, spi�ta i niespokojna jak narowisty �rebak. Przy najmniejszym dotyku, pomy�la�, zerwie si� do ucieczki. - Dobrze si� sk�ada, bo my tak�e jedziemy do Viterbo - rzuci� swobodnie. - Mo�emy trzyma� si� razem. - Nie chcia�abym pokrzy�owa� pa�skich plan�w. - Ale� sk�d�e, zapewniam pani�. Tom ju� otwiera� usta w prote�cie, lecz zamilk� pod mia�d��cym spojrzeniem. - Mam nadziej�, i� przyjmie pani nasze towarzystwo. - Oczywi�cie. Jechali bok przy boku. Jethro podtrzymywa� rozmow�, Tom rzuca� od czasu do czasu jak�� zabawn� uwag�, dziewczyna odzywa�a si� do�� rzadko. Jethro czu�, �e co� Jest nie w porz�dku, nie wiedzia� jednak co robi�. Istnia�o niewielkie prawdopodobie�stwo, �e dziewczyna naprawd� pragnie odwiedzi� swych krewnych. Po godzinie dotarli do ubogiej wioski i zatrzymali si� przed gospod�. By�a to stacja pocztowa o dobrej s�awie, gdzie dyli�anse cz�sto zmienia�y konie. Jethro zaproponowa� posi�ek i kr�tki odpoczynek. Jego do�wiadczone oko dostrzeg�o wyczerpanie dziewczyny, a Laurel po bezsen-""^ej nocy i d�ugim dniu w siodle zgodzi�a si� z rado�ci�. 29 Zsiedli z koni, oddaj�c je w opiek� stajennego i weszli do gospody. Przed nimi wepchn�o si� brutalnie trzech �o�nierzy. Patrz�c na ich podarte mundury i niechlujny wygl�d Jethro przypuszcza�, �e s� to dezerterzy z jakiej� bandy ch�opskiego wojska. Po nieudanym powstaniu sprzed lat niekt�rzy z nich wci�� jeszcze w��czyli si� po okolicy. Bez pracy i zarobku, siali postrach w�r�d przyzwoitych obywateli przywyk�ych do spokojnego �ycia. W�a�ciciel gospody spojrza� na nich z odraz�. - M�wi� o sobie soldati! - warkn�� i splun��. - Raczej banditti! Trzeba uwa�a� przy nich na sakiewki! Po chwili zmieni� ton, z uk�onem zapraszaj�c nowych go�ci do �rodka. - Prosz� t�dy, signore, t�dy. Czym mog� s�u�y�? By� to czysty, porz�dnie prowadzony zajazd. Laurel zda�a sobie spraw� jak bardzo by�a g�odna, gdy z jej talerza znikn�a porcja ravioli obficie polana sosem. Jethro z ulg� obserwowa� jej apetyt i zar�owione policzki, kiedy poci�gn�a kilka �yk�w wina. Nie chcia�, aby zemdla�a mu w ramionach. Kiedy uprz�tni�to naczynia i podano kaw�, Jethro podj�� decyzj�. Wys�a� Toma do stajni, by sprawdzi�, czy nale�ycie zaj�to si� ko�mi, a sam zasiad� wygodnie w fotelu. Spojrza� na dziewczyn�, z kt�r� najwyra�niej po��czy� go los, czy chcia� tego czy nie; podziwia� jej delikatne rysy i blask prze�licznej twarzy. Bi�a z niej odwaga i zdecydowanie. Nie zna� �adnej dziewczyny, kt�ra podj�aby si� tak �mia�ego zadania. - M�oda damo - zacz�� cicho - prosz� mi powiedzie�, przed czym pani ucieka. Podnios�a g�ow�, spogl�daj�c mu wyzywaj�co w oczy. - Ucieka? Nie wiem, o czym pan m�wi. - My�l�, �e pani wie - odpar� zniecierpliwiony. - Chyba nie oczekuje pani, �e uwierz�, i� uda�a si� pani i tak d�ug� podr� samotnie, tylko po to, by odwiedzi� pw� ciotk�. i Laurel zawaha�a si� przez chwil�. Poprzedniej nocy angielski doktor by� taki uprzejmy. W swej samotno�ci, instynktownie poczu�a do niego zaufanie, ale jednocze�nie m�g� uzna� za sw�j obowi�zek odwiezienie jej do Rzymu. - Niech pani pos�ucha - ci�gn��, dotykaj�c r�k� jej d�oni - nie musi si� pani ba�. Nie jestem potworem. Wiele ju� w �yciu widzia�em. By� mo�e b�d� w stanie pom�c. Nie chcia�a dzia�a� pochopnie, ale postanowi�a zaryzykowa�. - To prawda - szepn�a ostro�nie. - Nie zamierzam zosta� w Viterbo. Jad� do.... Szwajcarii, do klasztoru, gdzie chodzi�am do szko�y. Do Lozanny. - Lozanna! - powt�rzy� zaskoczony Jethro. - Przecie� nie mo�e pani odby� tak przera�aj�cej podr�y w pojedynk�. - A dlaczego nie? - zapyta�a krn�brnie. - Przeby�am l V tras� wielokrotnie. - W powozie ksi�cia i z odpowiedni� eskort�. To 'upe�nie co innego. Nie do pomy�lenia, �e mog�aby pani podr�owa� publicznym dyli�ansem. - Nie jestem g�upia - odparowa�a wynio�le. - Zapewniam pana, �e potrafi� o siebie zadba�. - Czy mog� zapyta�, po co wraca pani do klasztoru? - To ju� nie pa�ska sprawa, ale je�li musi pan wiedzie�, mam tam przyjaci�, kt�rzy pomog� mi si� dosta� do Anglii. W Londynie mieszka m�j dziadek. Mam zamiar do niego wr�ci�. - Oczywi�cie ksi��� Falcone nie mia�by nic przeciwko tej wizycie. - Ale� tak! - wybuchn�a. - Dlaczego? - Wie, �e zosta�abym tam na zawsze, a on... on ma inne plany wzgl�dem mnie. - Jakie plany? Tak bardzo naciska� swymi pytaniami, �e jej napi�cie przerodzi�o si� w gwa�towny wybuch. - Chce, abym po�lubi�a jego syna Ugo.... - Ugo? Czy to ten m�czyzna, kt�ry... - By� ze mn� podczas parady, a potem... Nienawidz� go, czuj� do niego wstr�t. Jest brutalny, to potw�r... - Moje dziecko - odezwa� si� czule Jethro -jest pani taka m�oda. Ma pani du�o czasu. Nikt nie mo�e zmusi� pani do niczego. - By� mo�e tak jest w Anglii, ale nie w Rzymie - wykrzykn�a z w�ciek�o�ci�. - Pan nie zna Falcone, nie wie, do czego s� zdolni. Wszyscy byliby przeciwko mnie. Nie pozwol� na to. - A je�li pani� dogoni? - Nie dogoni - odpar�a z pewno�ci�. - Jeszcze nie wiedz�, �e uciek�am, nie po wiadomo�ci, kt�r� im zostawi�am.... chyba �e pan... ale pan tego nie zrobi, prawda? Prosz� obieca�, �e mnie pan nie powstrzyma. Patrzy�a na niego b�agalnie. - Nie wiem - odpowiedzia� powoli. - Niczego nie obiecuj�. - To niesprawiedliwe - zareagowa�a z w�ciek�o�ci�. - Zmusi� mnie pan do zwierze�, a teraz... - Prosz� si� nie martwi� - u�miechn�� si� - nie odwioz� pani do Rzymu w kneblu i �a�cuchach. - Lubi pan �artowa�, a dla mnie to sprawa �ycia lub �mierci.... - Oczywi�cie, �e tak. Pomy�limy o tym, kiedy dotrzemy do Viterbo, zgoda? - Naprawd�? - Naprawd�. Ogarn�y j� w�tpliwo�ci, podnios�a si� z krzes�a. 32 - W takim razie musimy niebawem wyruszy�. Pan Wybaczy, chcia�abym si� od�wie�y� i przygotowa� do dalszej drogi. Pozwoli� jej odej��, maj�c nieprzyjemne uczucie, �e odwleka jedynie trudn� decyzj�. Przywo�a� gospodarz, by zap�aci� rachunek, kiedy do gospody wpad� jak burza Tom. - Odjecha�a! - wrzasn�� z oburzeniem. - Zupe�nie irgo nie rozumiem? Wyprowadzi�a konia ze stajni i pogalopowa�a drog� jak szalona. 1- Co takiego? - krzykn�� Jethro. - Nie mog�a tego i D bi�. Chyba ci si� przywidzia�o. - Nic podobnego.Widzia�em j� z okna na pi�trze. /uwo�a�em, ale nawet si� nie odwr�ci�a. Bo�e drogi, ale postrzeleniec! Czym j� tak przestraszy�e�? - Niczym. Wiedzia� jednak, �e najmniejsze podejrzenie co do Jego intencji zabrania jej do Rzymu wystarczy�o, by pop�dzi�a na z�amanie karku, B�g jeden wie, dok�d. Fego ju� by�o za wiele. Rzuci� na st� gar�� monet. - Reszty nie trzeba. Chod� ,Tom. Musimy j� dogoni�. Konie gotowe? - Czekaj� na zewn�trz. Ojej, a to ci dopiero. Wskoczyli na konie i pognali go�ci�cem, a gospodarz, ^nrniaj�c pieni�dze, wzruszy� ramionami na wspomnienie dw�ch szale�c�w, wybaczaj�c im to b�aze�-utwo. Nic innego jak sprzeczka kochank�w. Podrzuci� W g�r� monet� i ponownie chwyci� j� w d�onie. �eby 11 k dobry B�g zes�a� mu wi�cej takich ekstrawagan-1< ich pomyle�c�w. * * * < | Laurel dzia�a�a pod wp�ywem impulsu. Nie mia�a Umiaru wraca� z tym nudnym angielskim ko�tunem 33 o wypaczonym poczuciu odpowiedzialno�ci. Kiedy znikn� mu z oczu, przekonywa�a siebie, odetchnie z ulg�. Bezlito�nie pop�dza�a Contess�, a ko� wypocz�ty i nakarmiony gna� miarowym galopem. Jecha�a przez zagajnik, pe�en drzew i krzew�w, a� dotar�a do rozstaj�w. Znak wskazuj�cy drog� le�a� na ziemi z odartym ramieniem. Drugie rami� wskazywa�o rado�nie w niebo. Powstrzyma�a Contess�, kiedy dostrzeg�a opartego o drzewo m�czyzn�. - Czy mo�e mi pan pom�c? - zawo�a�a. - Kt�r�dy do Yiterbo? Podszed� do niej wolnym krokiem. - W prawo, signorina. T�dy. Wyci�gn�� brudn� r�k�, a potem po�o�y� j� na cuglach. By� pot�nym m�czyzn� o niechlujnych, czarnych w�osach i sumiastych w�sach. Wyszczerzy� w u�miechu z�by. - Chyba co� mi si� nale�y? - odezwa� si� zuchwale. Niepewnie wyj�a z wewn�trznej kieszeni sakiewk�, a on chwyci� jej nadgarstek tak, �e sakiewka wyl�dowa�a w jego d�oni. Podrzuci� j� w powietrze. - Patrzcie, amigos - wykrzykn�� ze �miechem -jaka t�usta zdobycz! Zbyt p�no zauwa�y�a dw�ch innych m�czyzn wynurzaj�cych si� z krzak�w i zbli�aj�cych si� w jej kierunku. W przera�eniu zamachn�a si� batem. Trafi�a jednego z nich w twarz, a on zakl�� siarczy�cie. - Basta! Co za diablica! Zaraz si� przekonamy. Chwyci� j� za nog�, pr�buj�c �ci�gn�� z siod�a. Contessa parskn�a i stan�a d�ba. M�czyzna upad� na plecy, ale jego kompan z�apa� dziewczyn� za kostk�. Ko� podskoczy�, a Laurel wypu�ci�a z d�oni bat. W mgnieniu oka znalaz�a si� na ziemi. Olbrzym �cisn�� j� ramionami. Chcia�a si� uwolni�, ale on uderzy� j� w twarz. Bandyci �miali si� g�o�no, spodziewaj�c si� doskona�ej rozrywki z gor�c�, m�od� dziewczyn�. Jeden z nich obr�ci� jej g�ow� i przycisn�� si� do niej Uniami. Kopn�a go z ca�ej si�y, a on pchn�� j� tak mocno, �e upad�a na kolana. Nieoczekiwany wystrza� inskoczy� ich. Zamarli na chwil� w bezruchu. Nagle pojawili si� dwaj galopuj�cy je�d�cy. Jethro, trzymaj�c w d�oniach dymi�cy pistolet, rzuci� par� w�oskich obelg. Byli tylko drobnymi z�odziejaszkami przyzwy-uy.njonymi do �atwych zwyci�stw nad przera�onymi ofiarami. Jego pewna postawa przestraszy�a ich, nie byli przygotowani do walki. Czmychn�li do swoich koni ukrytych w krzakach, pop�dzani przez Toma wymachuj�cego pistoletem, miotaj�cego angielskimi pr/ekle�stwami. Jethro pom�g� Laurel podnie�� si� z ziemi. By�a Nuda i dr��ca. Zgubi�a gdzie� kapelusz, a jej ciemno-i ude w�osy opada�y ci�ko na ramiona. - Jestem panu bardzo wdzi�czna - wymamrota�a, utr/epuj�c kurz z ubrania. - Nie w�tpi�. Po takiej ucieczce - mrukn�� szorstko Jethro. - To nie by�o zbyt m�dre, prawda? Jeszcze uhwila, a by�oby czego �a�owa�. Nie odrywa�a od niego oczu, z�o�� zmaga�a si� X uczuciem ulgi. - My�la�am... My�la�am, �e chce mnie pan po-wrtrzyma�... - Ale myli�a si� pani, czy� nie? Jest pani ranna? - Nie... W tym momencie pojawi� si� Tom �miej�c si� do rozpuku. - Ci dranie dostali nauczk� - oznajmi� weso�o. ^lie zd��yli nawet zabra� swego �upu. Jni�s� w g�r� sakiewk�. - Dzi�kuj� - u�miechn�a si� do niego promiennie. lie wiem, co bym bez was zrobi�a. 34 35 - Nie ma za co. To by� pomys� Jethro, na kt�ry ch�tnie przysta�em. Ratowanie dam z opresji, to co� dla mnie - rzuci� rado�nie Tom. - A co teraz, Jethro? Viterbo czy Rzym? - Yiterbo - nakaza� lakonicznie Jethro. - Dojedziemy do miasta po zmroku. Czy starczy pani si� na konn� jazd�? - Oczywi�cie - obruszy�a si�. - �wietnie. Pom�g� jej zasi��� w siodle i ruszyli. Trzymali j� po�rodku na wypadek, gdyby zn�w zdecydowa�a si� na ucieczk�. Tom zabawia� Laurel swymi opowie�ciami, Jethro nie odzywa� si�, pewny jednego - bez wzgl�du na konsekwencje, nie mo�e zostawi� tej dziewczyny i pozwoli� jej na samotn� podr� przez Itali� do Lozanny. Wychowana w przepychu, nie zdawa�a sobie zapewne sprawy z niebezpiecze�stw zwi�zanych z wynaj�ciem dyli�ansu i wo�nicy czy te� przebywania w przydro�nych zajazdach podczas tysi�cmilowej podr�y. Ca�y ten irytuj�cy incydent grozi� powa�nymi konsekwencjami. D�ugo nie m�g� si� zdecydowa� na jakiekolwiek dzia�anie, ale nast�pnego ranka wszystko rozwi�za�o si� samo w najmniej oczekiwany spos�b. Poj�cia nie mia�, dlaczego post�pi� w ten spos�b, mo�e dlatego, �e nigdy nie znosi� aroganckich tyran�w i to ju� od nieszcz�liwych lat sp�dzonych w szkole prywatnej. W Yiterbo nie by�o zbyt wielu zajazd�w, wybra� najspokojniejszy i ciesz�cy si� dobr� opini�, a jako lekarz zaleci� Laurel d�ugi sen. Wielogodzinna jazda w siodle wyczerpa�a j� ca�kowicie, nie mia�a si� na sprzeczk�. Opowiedzia�a troszk� o sobie i przez moment Jethro nie wywiera� na ni� �adnego nacisku. - To wszystko jest bardzo podejrzane - zauwa�y� Tom p�n� noc�, dziel�c pok�j z Jethro. - Co z tym 36 ^robimy, Jet? Pojedziemy z ni� do Lozanny? Troch� nam nie po drodze, prawda? - Najrozs�dniej by�oby odstawi� j� do Rzymu. - Do diab�a z takim pomys�em! To jest naj�atwiej-WE. - Tom rzuci� si� na ��ko, zrzucaj�c buty. - Galop przez Alpy i po�cig rozjuszonego ojczyma z pistoletem W ka�dej d�oni, to ci dopiero zabawa. - Czarny humor. Nie mam zamiaru dzia�a� tak dramatycznie. - Doprawdy? - Tom rzuci� mu szybkie spojrzenie. No, przyznaj si�. Wpad�a ci w oko ta panna, czy� nie, wujaszku Jethro? - Zamilcz, zuchwalcze. Zwa�aj na to, co m�wisz, albo zobaczysz, co potrafi silny wujaszek. - Nie musisz przede mn� udawa�. Znam ci� na wylot. Ukryty ogie�. - Wstr�tny bachor! Jethro zamierzy� si� w �artach na ch�opaka, kt�ry unikn�� ciosu i pad� na ��ko, zwijaj�c si� ze �miechu. Tom by� synem jego przyrodniej siostry, ale byli bardziej jak bracia ni� wujek i siostrzeniec. Jethro uwielbia� beztroskiego m�odzie�ca. Zdawa�o si�, �e Ch�opak tryska zdrowiem, ale w rzeczywisto�ci mia� bardzo s�abe p�uca. Przed Bo�ym Narodzeniem dosta� IM palenia p�uc, kt�re zostawi�o po sobie ci�g�y kaszel, H C 'lierry ub�aga�a swego brata, by zabra� ze sob� Toma dn ciep�ej i s�onecznej Italii. Tom nienawidzi� swej liwho�ci, uparcie jej zaprzeczaj�c i cho� czu� si� nieco lepiej, nadal by� zbyt w�t�y. By� dopiero marzec, M Jethro nie cierpia� przenikliwego zimna, nie m�wi�c (ir� o �niegu i lodzie, kt�re z pewno�ci� napotkaj� W S/wajcarii, a wszystko to dla m�odej, upartej kobiety, kt�rej prawie nie zna�. Postanowi� ruszy� wybrze�em do Genui, a stamt�d wsi��� na statek p�yn�cy do Marsylii. 37 Nie spa� prawie ca�� noc. Obudzi� si�, opatulaj�c kocami Toma, zwini�tego jak szczeniak z nosem pod poduszk�. Zszed� na podw�rze, by dowiedzie� si� o dyli�ans odje�d�aj�cy do Genui, kiedy przez bram� wjecha� jaki� m�czyzna na wspania�ym, czarnym rumaku. Sz�sty zmys� wzm�g� jego czujno��. Obejrza� si� szybko na zajazd. Ani �ladu Laurel i Toma, a Contessa rado�nie prze�uwa�a owies w odleg�ej stajni. M�czyzna nie zsiad� z konia. Skin�� w wielko-pa�skim ge�cie i Jethro ruszy� w jego stron�. Wprawne doktorskie oko dostrzeg�o zgarbion� posta�, jedno rami� wy�ej od drugiego, szlachetn� twarz zniszczon� rozpust�, w�skie oczy i szyderczo wykrzywione, cienkie usta. Ugo Falcone, m�czyzna, kt�ry siedzia� przy Laurel na platformie; Malatesta. Bez najmniejszego powodu, Jethro znienawidzi� go od pierwszego wejrzenia i natychmiast podj�� decyzj�. * * * Laurel nie mog�a zasn�� w male�kiej sypialni. By�a zdr�twia�a i obola�a, w twardym �o�u czu�a si� bardzo niespokojna. Silna potrzeba ucieczki z Palazzo Falcone zacz�a powoli s�abn��. Nieprzyjemny incydent z �o�dakami nawiedza� jej sny. Podnios�a si�, spryska�a twarz zimn� wod� i nak�adaj�c sukni�, spr�bowa�a otrz�sn�� si� z koszmaru. Us�ysza�a tupot koni na bruku i podbieg�a do okna. Serce stan�o jej w gardle, kiedy rozpozna�a Ugo. Nie spodziewa�a si�, �e dogoni j� tak szybko. Ukryta za kotar�, w �miertelnym przera�eniu dostrzeg�a zbli�aj�cego si� do� Jethro. Co mu m�wi�? Ugo wygl�da� na zdenerwowanego, Jethro wyprostowa� si� gwa�townie, ale po chwili wzruszy� ramionami i ruszy� w stron� stajni. Ugo zawr�ci� konia i pop�dzi� w kierunku bramy. Poczeka�a a� zniknie 'idoku i zbieg�a po schodach, wpadaj�c na Jethro, kt�ry w�a�nie wszed� do �rodka. - Widzia�am go przez okno - zadysza�a. - Czego nhcia�? Co mu pan powiedzia�? - A jak pani my�li? Chwyci� j� za rami� i wyprowadzi� z korytarza do (tulalni. - Sk�d o mnie wiedzia�? - nie dawa�a za wygran�. - Chyba natkn�� si� na tych drani �o�nierzy. Dok�adnie nas opisali. - Co mu pan o mnie powiedzia�? - ci�gn�a. - Powiedzia�em mu, �e o ile wiem, jest pani w drodze do klasztoru w Szwajcarii. To mu pan powiedzia�! - wrzasn�a z oburzeniem = Jak pan m�g�? Co ja teraz zrobi�? Spojrza� na ni� ze zmarszczonymi brwiami. - Czy� nie wspomina�a pani o dziadku w Londynie? - Tak. Mieszka na Ariington Street. - Tak si� sk�ada, �e ja te� mieszkam w Londynie. Wpatrywa�a si� w niego szeroko otwartymi oczami. 10 znaczy... �e mog� jecha� z panem? - Pomy�la�em, �e to niez�y pomys�. Podczas gdy (J go �ciga pani� na drodze do Bolonii i Florencji, my pojedziemy wybrze�em do Genui. Ju� wynaj��em pow�z. Laurel nie mog�a oddycha� z podniecenia. To cudownie... Nigdy nie my�la�am... Nigdy nie (tiiii/y�am... Dzi�kuj� tysi�ckrotnie. /; i rzuci�a mu ramiona na szyj� i poca�owa�a. Instyn-i.iwnie przytuli� j� do siebie, czuj�c na sobie m�ode i�lo, delikatny zapach jedwabiu rudych w�os�w, ciep-i ust, kiedy w drzwiach pojawi� si� Tom. - Co tu si� dzieje? A o mnie zapomnieli�cie? Liiurel odsun�a si� z rumie�cem na twarzy. Jad� z wami do Anglii. Czy to nie wspania�e? - Rzeczywi�cie, wspania�e - mrukn�� ozi�ble Tom. - Co ci� do tego sk�oni�o, Jethro? - Powiedzmy, �e nie podoba�y mi si� maniery Ugo Falcone - stwierdzi� od niechcenia Jethro. - Pewnie tego po�a�uj�. Ale teraz musimy zje�� szybko �niadanie i ruszy� w drog�, na wypadek gdyby co� zw�cha� i zawr�ci�. - Jest pan rozgniewany - zauwa�y�a zaintrygowana Laurel. - Co panu powiedzia� Ugo? - Nic wa�nego - odburkn��. Nie mia� ochoty powtarza� w�oskich szyderstw. Aby chroni� Laurel, musia� udawa� ca�kowit� wobec niej oboj�tno��. W w�skich oczach Ugo dostrzeg� rodz�c� si� pogard�. Ugo zmierzy� go wzrokiem i wycedzi�: �Czy� nie by� pan na balu z Luigi Manfredim i jakim� jeszcze m�odzie�cem?" - By�em tam. - Tak my�la�em - u�miechn�� si� nieprzyjemnie. -Czy wszyscy Anglicy s� tak sztywni jak ty, konowale? Mia� ochot� wcisn�� mu t� obelg� w szydercze u