10012
Szczegóły |
Tytuł |
10012 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10012 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10012 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10012 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andriej Ba�abucha
Syndrom Jansena
W iluminatorze mi�dzyorbitalnego promu pojawi� si� nagle, a�potem, zas�aniaj�c Ziemi�, odp�yn�� w�d� dysk baterii stacji s�onecznej i�tu� obok znalaz�a si� pasiasta burta jej korpusu o�wietlona silnym reflektorem statku kosmicznego. Da�a o�sobie zna� niewa�ko��. Ganszyn i�Julka pop�yn�li do komory pr�niowej, gdzie pot�nie zbudowany, stale u�miechni�ty od ucha do ucha mechanik pok�adowy pom�g� im na�o�y� skafandry, sprawdzi�, czy s� w�porz�dku, i�z rozmachem klepn�� ich w�plecy. Julka odlecia�a pod �cian� i�pisn�a ze strachu. A�mechanik zmiesza� si� i�niezwykle szybko jak na swoj� tusz� znik� w�g��bi, nie powiedziawszy im nawet na po�egnanie tradycyjnego �hop!�
Stacja, znajduj�ca si� na dobowej orbicie, wisia�a nad Wyspami Seszelskimi, ot, taki paj�czek z�male�kim tu�owiem i�dwukilometrowymi n�kami.
Z brzuszka paj�ka stercza�a paraboidalna antena nadawcza, a�b�onka naci�gni�ta na a�urowych kratownicach n�ek przekszta�ca�a �wiat�o s�oneczne w�pi�tna�cie tysi�cy megawat�w bezp�atnej energii, nieprzerwanym strumieniem mikrofalowego promieniowania p�yn�cej w�d�, w�paszcz� odbiornika energii na Seszelach. Oczywi�cie to zewn�trzne podobie�stwo by�o bardzo dalekie i, �eby je uchwyci�, nale�a�o mie� fantazj� dawnych astrolog�w, kt�rzy w�Wozie dopatrzyli si� sylwetki... Wielkiej Nied�wiedzicy.
Orbitalne elektrownie s�oneczne �Arabella� i��Anita� zosta�y zbudowane w�ramach programu Mi�dzynarodowego Roku Kraj�w Rozwijaj�cych si�. Te w�pe�ni zautomatyzowane stacje tylko raz na dwa lata wymaga�y profilaktycznego przegl�du i�wymiany zu�ytych baterii s�onecznych, je�li liczba zniszczonych ogniw przewy�sza�a sze�� procent. Na taki w�a�nie przegl�d, pi�ty w��yciu �Arabelli�, przylecieli tu Ganszyn i�Julka, bardziej znana w�Zarz�dzie jako �pierwsza naiwna�.
Taki przegl�d to prawdziwe wczasy. Dzie� pracy wynosi siedemdziesi�t dwie minuty na dob�, bo tyle stacja znajduje si� w�cieniu Ziemi. Pozosta�y czas ka�dy wykorzystuje wed�ug w�asnego uznania. Ganszynowi, kt�remu ju� nieraz zdarza�o si� bywa� w�strefie wok�ziemskiej, w�wyniku natchnionych poszukiwa� uda�o si� znale�� w�asn� metod� na skracanie czasu, i�tym razem zacz�� od tego, �e d�ugo m�czy� komputer astronawigacji pytaniami o�orbity najbli�szych sputnik�w, chc�c obliczy� moment najwi�kszego zbli�enia. W�r�d satelit�w, kt�re przez czas jaki� mia�y si� znajdowa� w�odleg�o�ci osi�galnej za pomoc� male�kiego dwumiejscowego skutera �Arabelli�, by�o Obserwatorium - orbitalna filia Obserwatorium Pamirskiego. i�ju� na drugi dzie� (czas w�strefie wok�ziemskiej liczono tak jak na Ziemi) Ganszyn i�Julka udali si� tam z�wizyt�.
Obiboki w�strefie wok�ziemskiej by�y nie tyle rzadko�ci�, co zjawiskiem wprost unikalnym, i�dlatego te� nieoczekiwani go�cie wprawili astronom�w w�istny pop�och. Ale na orbicie nawet miesi�czna wachta to okres niezmiernie d�ugi i�ka�dy przybysz traktowany jest jak cz�onek najbli�szej rodziny, t�sknie wyczekiwany. Dlatego te� rado�� gospodarzy nie mia�a granic, tym bardziej �e od och�w i�ach�w Julki topnia�y ich serca, podczas gdy Ganszyn wraz z�dwoma in�ynierami z�obs�ugi technicznej rozgrywa� w�mesie �pulk�. Ze zdania wypowiedzianego mimochodem Ganszyn dowiedzia� si�, �e na �SOS - 3�, tu� obok, w�odleg�o�ci jakich� stu kilometr�w, jest dow�dc�... - kto by pomy�la�? - Aszotik Antarian we w�asnej osobie. M�j ty Bo�e, Aszotik, siedem lat w�jednej �awce, noga z�amana na zachodnim zboczu Achanary, a�gdy mieli lat dziewi�tna�cie - sp�yw tratw� po rzece Urcie... To ci heca: na Ziemi, cho� mieszkali w�jednym mie�cie, miesi�cami, latami nie znajdowali czasu na spotkanie, a�wystarczy�o znale�� si� na orbicie - zachod�, drogi s�siedzie, w�go�ci. Tak w�a�nie powiedzia� nazajutrz Aszot, gdy Ganszyn rozmawia� z�nim przez radio.
Za kwadrans sz�sta czasu �rodkowoeuropejskiego Ganszyn dosiad� skutera i�na wszelki wypadek przywi�zawszy Julk� kr�tk� link� poprowadzi� go, kieruj�c si� wskaz�wkami astronawigacyjnego komputera, w�to miejsce, gdzie za pi�tna�cie minut powinien by� znale�� si� �SOS - 3�.
Wed�ug wszelkich prawide� orbitalnej go�cinno�ci w��luzie przywita� ich Aszot i�powi�d� do swej kabiny. Jednak�e dwaj m�odzie�cy natychmiast porwali Julk� i�zacz�li jej pokazywa� wszystko, gdzie tylko mog�a wsun�� sw�j zadarty nosek. Ju� taki mia�a talent - gdyby tylko zechcia�a, zdj�liby p�aszcz ochronny z�reaktora, �eby pokaza�, co jest wewn�trz...
Ganszyn tymczasem siedzia� w�ciasnej kabinie, kt�r� Aszot dzieli� ze swym zast�pc�, doktorem Jansenem z�Centrum Do�wiadczalnego NASA im. Amesa. Na ekranie, zast�puj�cym tutaj iluminator, k��bi�a si� w�koordynacyjnej siatce Ziemia, to jest oczywi�cie nie ca�a Ziemia, lecz kawa�ek po�udniowego Atlantyku zakryty grub� warstw� ob�ok�w. Obraz by� znacznie powi�kszony, co zreszt� wcale nie zdziwi�o Canszyna: �SOS - 3�, jak i�dwa pozosta�e sputniki S�u�by Ochrony �rodowiska ONZ, zajmowa� si� obserwacj� powierzchni Ziemi. Pojawienie si� orbitalnych stacji s�onecznych, kt�re emituj�c strumienie mikrofalowego promieniowania, znacznie utrudni�y astronawigacj�, zmusi�o do podwy�szenia orbit za�ogowych sputnik�w prawie do poziomu satelit�w stacjonarnych i�dlatego obserwacje przeprowadzano nie tyle wizualnie, co za pomoc� przyrz�d�w. W�dodatku ni�sze warstwy by�y bardzo za�miecone starymi sputnikami, kt�re ju� ods�u�y�y swoje, rakietami no�nymi i�ich cz�ciami, kt�re obecnie patrole niedawno utworzonej S�u�by Oczyszczania, zwane powszechnie �mieciarzami, �ci�ga�y do punkt�w Lagrange�a, pierwszych w�historii pozaziemskich �mietnik�w.
Ganszyn z�Aszotem przegadali z�p�torej godziny, a� w�drzwiach ukaza�a si� czyja� k�apoucha g�owa i�obwie�ci�a: �Panowie, kolacja podana!� Pop�yn�li do salonu, jak zwano tu mes�, gdzie sta� ju� nakryty st�, przy kt�rym zebrali si� wszyscy cz�onkowie za�ogi wolni od wachty. W�centrum uwagi - no bo jak�e inaczej? - znajdowa�a si� Julka, spogl�daj�ca na wszystkich z�trzepotem rz�s. Ganszynowi zrobi�o si� nieco markotnie, bo na niego nigdy tak nie patrzy�a.
Aszot przedstawi� wszystkich Ganszynowi. W�a�cicielem k�apouchej g�owy okaza� si� starszy operator zespo�u EREP, doktor Ryszard Wilk z�pozna�skiego instytutu ekologii, a�ten chudy dryblas siedz�cy dostojnie przy stole to ni mniej, ni wi�cej tylko sir Robert Charles Randall, siedemnasty hrabia Crowford, earl Southbridge. R�a� ze �miechu, gdy Aszot z�kamienn� fizjonomi� wymienia� jego ci�kostrawn� tytulatur�. Zreszt� �w sir i�earl, do kt�rego na co dzie� zwracano si� w�znacznie banalniejszej formie �doktor Randall�, okaza� si� cz�owiekiem towarzyskim i�ca�kiem do rzeczy.
O trzecim, doktorze Jansenie, Aszot zd��y� ju� co� nieco� opowiedzie�. W�S�u�bie Ochrony �rodowiska by� on postaci� legendarn�. Jorge Jansen, p� Hiszpan, p� Du�czyk, obywatel ameryka�ski, uko�czy� Uniwersytet Columbia, otrzyma� stypendium pa�stwowe i�odby� trzyletni sta� u�Mrniawczewicza w�Dubrowniku. Potem �ci�gni�to go do Centrum im. Amesa, sk�d zosta� oddelegowany do S�u�by Ochrony �rodowiska ONZ. Przez pierwsze dwa lata pracowa� jak wszyscy, trzy razy odbywa� miesi�czne wachty na sputnikach - by� to w�a�nie Mi�dzynarodowy Rok Ochrony �rodowiska. A�potem zacz�y si� dzia� dziwne rzeczy. W�jaki spos�b Jansen tego dopi��, pozosta�o tajemnic�, kt�r� m�g�by wyja�ni� tylko on sam i�mo�e jeszcze stary Eberwald. Faktem by�o, �e ju� od trzech lat Jansen nie wraca� na Ziemi�, nie licz�c kr�tkich pobyt�w w�celu przeprowadzenia bada� lekarskich. W�sputnikach S�u�by, gdzie ka�dy z�cz�onk�w za�ogi sp�dza� w�kosmosie nie wi�cej ni� miesi�c, a�wielu oczekiwa�o swojej kolei, by� to istny cud.
Ganszynowi Jansen nie przypad� do gustu. W�sposobie m�wienia, w�ca�ej jego powierzchowno�ci, w�postawie by�o co� takiego, �e Ganszyn a� si� wzdryga�. Dziwi� si� Antarianowi, kt�ry nie tylko m�g� wsp�y� z�tym typem, ale nawet traktowa� go z�wyra�nym szacunkiem.
- To znakomity fachowiec, Kola - powiedzia� Aszot. - Znakomity. No a�charakter... Nikt u�nas tutaj nie jest anio�em. Ostatecznie nie bez powodu mnie, psychologa, zatrudniono w�S�u�bie. No i�jako� wsp�yjemy ze sob�. i�mo�esz wierzy�, �e jest nam tu ca�kiem nie�le.
K��tnia wybuch�a ca�kiem niespodzianie i�Ganszyn, zaj�ty rozmow� z�Aszotem i�degustacj� sa�atki z�krab�w (naturalnych, nie syntetycznych), nawet nie zorientowa� si�, o�co chodzi. S�ysza� co prawda mimochodem, jak Julka wyci�ga�a jakie� informacje od doktora Wilka, kt�rego nazywa�a ju� po prostu Ry�kiem. Wilk, spragniony damskiego towarzystwa i�zachwycony Julk�, kt�ra tak interesowa�a si� ich prac�, opowiada� jej o���ysieniu autostrad�, bo w�a�nie zajmowa� si� obserwacj� tego zjawiska. A�Julka, spryciara, wytrzeszcza�a oczy, ca�a zamieniona w�s�uch, nawet odrobin� wysun�a j�zyk, jak uczennica poch�oni�ta �ci�ganiem.
W�a�nie w�wczas Jansen wtr�ci� si� do rozmowy, i�to od razu podniesionym g�osem, jakby kontynuowa� dawny sp�r.
No i�co z�tego? Po co te j�ki? On, Jansen, zupe�nie nie pojmuje, czym si� tu podnieca�. No, owszem, autostrady �ysiej�. Las ginie... i�co z�tego? To rzecz naturalna. Od pierwszej chwili, gdy cz�owiek sta� si� cz�owiekiem, zacz�� tworzy� wok� siebie nowe �rodowisko, i�od tej�e chwili przyroda skazana by�a na zag�ad�. Jest to podyktowane prawami rozwoju naszej cywilizacji, tak samo obiektywnymi jak prawa Newtona. Bo nasza cywilizacja jest cywilizacj� techniczn�.
Agonia przyrody? i�co z�tego? Przecie� na jej miejsce pojawi si� inna, kt�ra b�dzie jedynym naturalnym �rodowiskiem cz�owieka. We�my na przyk�ad sputnik. Gdzie tu przyroda? Nie ma jej. A�on, Jansen, �yje tu ju� trzy lata i�jak dot�d nie uskar�a si� na to.
Julka usi�owa�a zaprotestowa�, popar� j� �w sir earl i�jeszcze jeden ze �wiadk�w rozmowy, kt�rego nazwiska Ganszyn nie zapami�ta�. Ale Jansen upiera� si� przy swoim i�trudno by�o zaprzeczy� logice jego wywod�w, chocia� zawzi�to��, z�o��, z�jak� m�wi�, mimowolnie budzi�a niech��, bo by�a trudna do wyt�umaczenia, jak gdyby �w abstrakcyjny sp�r poruszy� jakie� g��boko osobiste, intymne, bolesne uczucia Jansena.
I kiedy Jansen zacz�� podniesionym g�osem barwnie opisywa� wspania�� przysz�o�� ludzko�ci, liryczn� scenk� z��ycia dwudziestego drugiego wieku, mi�osn� schadzk� pary odzianej w�eleganckie skafandry, le��cej na polietylenowym wzg�rzu nad brzegiem t�czowego, naftowego oceanu, Ganszyn poczu�, �e d�u�ej nie mo�e tego s�ucha�. Zbiera�o mu si� na wymioty. Wsta� i�razem z�Aszotem wr�cili do kabiny. Straci� z�oczu Julk�, kt�ra zn�w znik�a z�kim�, �eby zaspokoi� sw� nienasycon� ciekawo��.
Na pok�ad �Arabelli� wr�cili dopiero na p� godziny przed rozpocz�ciem swego siedemdziesi�ciominutowego dnia roboczego.
Przez nast�pne trzy doby musieli jednak powa�nie przy�o�y� si� do pracy, bo opr�cz wymiany uszkodzonych ogniw baterii s�onecznych - kwadratowych, dziesi�� na dziesi�� metr�w, p��cien pokrytych arsenkiem galu - trzeba by�o jeszcze przygotowa� stacj� do kolejnego przegl�du. Zm�czyli si� niezgorzej, a�w dodatku Ganszyn czu� si� dotkni�ty zupe�n� oboj�tno�ci� Julki. W�a�ciwie mia� to w�nosie, ale jego ambicja zosta�a nieco ura�ona.
W sobot� wieczorem - Julka nagle zamkn�a si� sama w�kabinie, a�gdy po godzinie wysz�a, Ganszyn a� j�kn��: gdzie podzia�a si� jego �pierwsza naiwna�? Zamiast niej pojawi�a si� m�odziutka ksi�niczka, przed kt�r� cz�owiek mimo woli chcia� przykl�kn��, zasalutowa� szpad�... Jak uda�o jej si� zabra� ze sob� tak� sukienk� i�jeszcze przyczepi� namagnesowane podk�wki do srebrzystych pantofelk�w z�jakimi� niezwyk�ymi, b�yszcz�cymi klamerkami? Co robi�a kontrola na kosmodromie?
Okazuje si�, �e to niewinne stworzenie um�wi�o si� z�Jansenem, �e za godzin� zjawi si� u�nich z�rewizyt�. Znakomicie! Szczeg�lnie, je�li wzi�� pod uwag�, �e Ganszyn, jej bezpo�redni zwierzchnik, nic o�tym wszystkim nie wiedzia�.
- A�czy pani in�ynier s�ysza�a o�czym� takim jak dyscyplina?
Zirytowany Ganszyn na�o�y� skafander i�wszed� do �luzy. Ju� wczoraj popsu� si� mechanizm zewn�trznych drzwi. Mo�e zreszt� tylko tak si� wydawa�o, ale Ganszyn postanowi� dla uspokojenia w�asnego sumienia wszystko dok�adnie sprawdzi�. D�uba� w�tym mechanizmie jakie� p� godziny, znalaz� defekt, ale nagle - B�g wie, w�jaki spos�b - wypad� mu z�r�k uniwersalny �rubokr�t i�w dodatku zabezpieczaj�ca linka ze�lizgn�a si� z�karabi�czyka. �rubokr�t, jak male�ka srebrzysta rybka, ulecia� gdzie� w�kosmos, i�nie by�o wi�kszego sensu go �apa�, tak jak i�z�o�ci� si� na Julk�. Ganszyna o�ma�o szlag nie trafi�. Przecie� o�tym g�upstwie trzeba teraz wszystkim zameldowa�, bo jest to �wypadek si�dmej kategorii� i�komputer s�u�by astronawigacyjnej, bior�c pod uwag� si�� i�kierunek, w�jakim zosta� rzucony �rubokr�t, okre�li hipotetyczn� orbit� tego nieszcz�snego przedmiotu i�zarejestruje go w�Katalogu Genewskim pod numerem, powiedzmy, 11788493, gdzie b�dzie figurowa� do tego czasu, a� dostanie si� w�tra� S�u�by Oczyszczania i�sortuj�cy �mieci pracownik zamelduje, gdzie trzeba, �e uniwersalny �rubokr�t ze znakiem takiej to a�takiej fabryki oddany zosta� na wysypisko �mieci �Lagrange - 2�... Ganszyn zamkn�� klap� mechanizmu drzwi i�usiad� na luku zwieszaj�c nogi na zewn�trz. Taka poza wydawa�a mu si� bardziej naturalna, niewymuszona.
Siedzia� wi�c tak, patrz�c, jak daleko w�dole wolno pe�zn� �wiat�a ni to mi�dzyorbitalnego holownika, ni to �mieciarki - w�takich subtelno�ciach kiepsko si� orientowa�. Potem spojrza� na zegarek: ju� by� czas, �eby pojawi� si� Jansen. i�w tym�e momencie zobaczy� trzy �wiate�ka, czerwone, zielone i�pulsuj�ce bia�e, kt�re mkn�y w�jego kierunku. Jansen rzeczywi�cie by� asem ma�ego pilota�u, jego skuter zbli�a� si� prosto do otwartego luku kesonu. Tylko dlaczego nie zmniejsza szybko�ci? Hamuj, hamuj, ba�wanie! Chcesz nam zaimponowa� takim podej�ciem?
Ganszyn nie wiedzia�, kiedy dotar�o do jego �wiadomo�ci, �e Jansen nie zd��y ju� zahamowa�. Albo co� sta�o si� z�silnikiem, albo... Ganszyn da� maksymalny impuls, uskoczy� w�bok, potem nast�pi�o zderzenie, zakr�ci�o nim, ponios�o, obiema r�kami wczepi� si� w�ram� skutera i�tylko naciska�, naciska� klawisz swego silniczka umieszczonego w�tornistrze na plecach. Chwil� p�niej zrozumia�, �e uda�o si�, �e burta �Arabelli� wy�lizguje si� spod nich, a�wi�c jednak unikn�li najgorszego. Zapewne na par� sekund straci� przytomno��, bo ujrza� nagle �wiat�a pozycyjne stacji hen daleko. B�l nieco ust�pi� i�Ganszyn zdo�a� przedosta� si� do pulpitu sterowniczego skutera. Silnik pracowa�. Ale Jansen by� nieprzytomny.
Ganszyn przycupn�� z�boku na ramie skutera i�skierowa� go w�stron� stacji, przy okazji b�ogos�awi�c los, �e w�czasie tej jazdy z�przeszkodami nie zosta�y zerwane baterie s�oneczne. To by dopiero by�a robota! Potem przetransportowa� Jansena do �luzy, jako� �ci�gn�� z�niego skafander i�dopiero wtedy zrozumia� nagle, �e Jansen nie �yje.
Postawiono wszystkich na nogi, bo �mier� to �wypadek pierwszej kategorii�. Po czterdziestu minutach przyby� Aszot, potem zjawi� si� ze sputnika - bazy lekarz, kt�ry skonstatowa� jedynie to, co i�tak by�o oczywiste. Nie mo�na by�o przeprowadzi� sekcji zw�ok na �Arabelli� i�cia�o (teraz ju� po prostu cia�o) zabrane zosta�o na sputnika - baz�, sk�d najbli�szy prom powinien by� zabra� je na Ziemi�. Julka w�jakiej� nienaturalnej pozie zastyg�a w�k�cie kabiny. Patrzy�a przed siebie niewidz�cymi oczyma i�Ganszyn nie zdecydowa� si� podej�� do niej. A�kiedy Aszot spr�bowa� si� do niej odezwa�, niezbyt g�o�no, lecz bardzo wyra�nie powiedzia�a:
- A�wi�c jednak ona go zniszczy�a...
- Kto - ona?
- Niewa�ne. Teraz ju� niewa�ne. A�wy, wy r�wnie�...
Julka nagle zerwa�a si� na r�wne nogi - m�j Bo�e, jak�e nie na miejscu by�a teraz ta jej sukienka i�te pantofelki z�b�yszcz�cymi klamerkami! - przytuli�a si� do Aszota i�zap�aka�a, zupe�nie jak ma�a dziewczynka, chlipi�c i�si�kaj�c nosem, i�Ganszynowi sta�o si� jako� l�ej na duszy.
- Aszot - szepta�a Julka - przecie� pan jest psychologiem, Aszot, jak pan m�g�... Przecie� on... by� za�amany. A�pan... pan powinien go by�... na Ziemi�. Ju� dawno... na Ziemi�... A�teraz...
Potem jako� uspokoi�a si�, wypi�a jakie� lekarstwo, kt�re poda� jej lekarz ze sputnika - bazy, i�Ganszyn u�o�y� j� w�hamaku w�kabinie, gdzie zasn�a w�tej swojej sukni z�wysokim, stoj�cym ko�nierzem.
Musieli jeszcze dwa dni zatrzyma� si� na �Arabelli�, bo nazajutrz przyby� z�Ziemi starszy inspektor kosmicznego oddzia�u Interpolu, szalenie ugrzeczniony i�towarzyski, ni to Hindus, ni to Nepalczyk, o�nazwisku Rahis Badhidarma. Przys�ano go dlatego, �e Jansen, jak wykaza�a sekcja zw�ok, umar� na asfiksj�, mimo i� zbiornik by� nie uszkodzony i�pe�en tlenu. Inspektor przes�uchiwa� Ganszyna, kt�ry potem swoje zeznanie musia� powt�rzy� na Ziemi. Up�yn�o wiele czasu, zanim Ganszyn zrozumia�, �e ca�a sprawa polega�a na wskazaniach manometru. Male�ki mikrometeoryt, kt�remu starczy�o si�y jedynie na przebicie obudowy manometru i�zablokowanie kana�u, ten mikrometeoryt zabi� Jansena, dlatego �e manometr pokazywa� zero przy pe�nym zbiorniku, a�Jansen nie m�g� nie uwierzy� przyrz�dowi, obiektywnemu rejestratorowi drugiej przyrody, i�wypadek ten opisany teraz b�dzie we wszystkich podr�cznikach kosmopsychologii i�kosmomedycyny, gdzie zarejestruje si� go jako �syndrom Jansena� lub co� w�tym rodzaju.
Stopniowo Ganszyn zacz�� zapomina� o�tej historii, o�cz�owieku tak wierz�cym w�drug� przyrod�, �e przyp�aci� to �yciem, i�tylko czasami m�czy�o go pytanie: kogo, co mia�a w�wczas na my�li Julka? �A wi�c jednak ona go zniszczy�a...� Kto - ona? Druga przyroda? Czy fanatyczna wiara w�ni�? Ale chocia� niekiedy spotyka� Julk� w�Zarz�dzie, nigdy nie zdecydowa� si� o�to zapyta�.
Prze�o�y�;Eugeniusz Piotr Melech