10006

Szczegóły
Tytuł 10006
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10006 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10006 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10006 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jan Zi�kowski Kawaler Z�otej Ostrogi Konie zapada�y w zaspy. P�ozy z ostrym szelestem dr��y�y kolein� w �niegu roziskrzonym od blasku s�o�ca. Cz�owiek le��cy pod pierzynami na wymoszczonych s�om� .saniach uni�s� g�ow� i zapyta�: � Janie, daleko jeszcze? � Ze staje � odpar� nazwany Janem wo�nica, okutany w ko�uch. Drugi towarzysz le��cego jecha� konno za saniami. Wi�d� lu�nego konia. � Ale �o�dat�w widz� na majdanie karczmy � doda�. Na progu kuczy z grubych bierwion, od strony drogi, sta� ju� karczmarz: snad� dojrza� przybysz�w przez odchuchane z mrozu szyby. � Najpokorniej o cisz� upraszam � szepn�� �a�o�nie � albowiem jego dostojno�� pan hetman ��kiewski raczy go�ci� w domu moim i w�a�nie snu za�ywa po ca�onocnej podr�y. A orszak tak liczny posiada, �e tu na palec miejsca nie masz. � Do czarta z twoim hetmanem! Nie widzisz, �e chorego wiezieni? � hukn�� Jan, cz�ek porywczy, i zamierzy� si� batem. Ale konny towarzysz schwyci� go za r�k� i rzek� z bia�og�owsk� niemal delikatno�ci�: � Pozw�l mi, m�j drogi, pogwarzy� z tym dobrym cz�owiekiem. � Ja bym z nim gada�! O tym! � Jan uderzy� d�oni� w szabl�. Ale jego druh inne mia� sposoby prowadzenia dyskursu. � Wielki honor dla nas us�ysze� dostojne chrapanie pana hetmana, a chyba i jego wielmo�no�� nie zazdrosny o nie... Ca�onocn� zadymk� w polu�my przeszli. Rannego rycerza wiezieni, kt�ren ugodzon wra�� kul� na wojnie w obronie kr�la i ojczyzny. Dla takiego kawalera, mniemam, znajdziesz acan miejsce. � Wsz�dy ludzie pana hetma�scy � rzek� p�aczliwie karczmarz. � A pan Burczak przykazowa� nie wpuszcza� nikogo. Jako� w szopach i pod go�ym niebem, na majdanie i poza budynkami sta�o wiele pojazd�w i sa�. W stajniach i ko�o nich jad�y obrok liczne konie z chrz�stem i parskaniem. We wn�trzu kuczy i innych zabudowa�, jak sprawdzili przybysze zagl�daj�c przez drzwi i szyby, spali pokotem ludzie na pod�ogach i pryczach. Od strony majdanu, pod oknami komnatki zaj�tej przez hetmana, stali na warcie dwaj muszkieterzy. Tu a �wdzie przechadza�y si� miarowo patrole. � Na �niegu jako wilki nie ostaniem! � zawo�a� Jan i odepchn�� karczmarza. �� Stefanie, przeniesieni Marka do izby. Karczmarz zagrodzi� drog�. � Mi�osierdzia! Pan Burczak zakazowa�, ch�ost� grozi�... � Jaki zn�w Burczak? � Ano taki... taki hochmagister1 jego w�elmo�no�ci... taki pan Burczak... � j�kn�� karczmarz. � Z drogi! Bierz, Stefanie! Zatarg wywabi� rzeczonego Burczaka z g��bi domu na pr�g. By� to osobnik ros�y, brodaty, zbrojny w szabl�. � Co si� tu dzieje? � spyta� g�osem podobnym do pomruku lwa i uderzy� przybysz�w swymi stalowymi oczyma. Jan naje�y� si� i poprawi� szabl� na rapciach. Natomiast Stefan uchyli� grzecznie futrzanego ko�paka i rzek� dwornie: � K�aniam uni�enie waszej wielmo�no�ci panu mojemu mi�o�ciwemu, o przebaczenie prosz�c. Ale przyjaciela my, pana Marka Jakimowskiego, wiezieni, rannego w batalii morskiej u Helu, bosmana jego kr�lewskiej mo�ci, i spocz�� nam pilnie trzeba. � Hm, bosmani! Szweda jeno dra�nicie. Turka by�cie pilnowali �� mrukn�� Burczak. � Z kim mam okazj�? � Jestem Stefan Satanowski, a oto m�j przyjaciel, pan Jan Sto�czyna, do us�ug mi�o�ciwemu panu. ochmistrz, intendent, marsza�ek domo1 Hochmagister (niem.-�ac.) wy, zarz�dca domu. Burczak nie przedstawi� si� nawzajem. Oceniwszy spojrzeniem tr�jk� podr�nych i niebogate ich wyposa�enie, rzek� pogardliwie: � Tu miejsca nie b�dzie. � A to czemu � spyta� grzecznie Satanowski, a �agodna jego twarz nabra�a raptem ostrych orlich rys�w. � Tu miejsca nie b�dzie � powt�rzy� z naciskiem Burczak. � Zobaczym, co za ptaszek w tych betach. Mo�e szpieg�w jakich przemycacie albo wa�ne dokumenta... Nachyliwszy si� nad Jakimowskim uczyni� ruch, jakby chcia� odwin�� po�ciel, by zobaczy� jego twarz. Lecz nagle spod pierzyny wyjrza�a go�a stopa i kr�tkim kopni�ciem odepchn�a Burczaka tak silnie, i� zatoczy� si� na �rodek drogi i upad� w �nieg. Zerwa� si� jednak w mgnieniu oka i doby� szabli. � Bij-zabij! �� wyrwa�o mu si�, ale wspomniawszy nakaz ciszy, sam sobie usta zatka� d�oni�, po czym zn�w mimo woli zagrzmia� na zwo�uj�cych si� �o�nierzy, co biegli mu na pomoc. �� Cicho, do stu... Po kilk;i ci�ciach jego szabla furkn�a w powietrzu, wytr�cona m�y�cem Sto�czyny, zaatakowanego przez ��kiewszczyk�w. Satanowski obok �cina� si� z innymi r�baj�ami. Jakimowski usiad� na pos�aniu. Jedn� r�k� trzyma� lejcami konie p�oszone rozruchem, drug� trzyma� w pogotowiu pistolet, kt�ry mia� zawsze pod pierzyn�. Karczmarz czmychn�� za w�gie� domu. Cho� nawyk�y do burd, a� g�b� otworzy� ze zdumienia nad mistrzostwem podr�nych. Szable pada�y raz po raz w �nieg. Ten a �w �o�dat, ugodzony, wycofa� si� z walki. Bro� szcz�ka�a w ciszy i-stopy dudni�y o ubity �nieg. Sko�nooki starzec w p�ko�uszku, w drzwiach stoj�cy od pocz�tku zaj�cia, wezwa� z g��bi domu dwu ulubionych oficer�w hetma�skich: rotmistrza Wrzeszcza i porucznika Z�otop�lskiego. � Sta�! �� zagrzmia� rotmistrz. � Co si� tu dzieje? Na d�wi�k tego w�adczego g�osu walcz�cy zaprzestali bitwy. � W dyby! Szaraki! W��czykije! � sycza� jeszcze Burczak, ale zaraz wyja�ni� Wrzeszczowi sytuacj�. Wtedy rotmistrz zagrozi� podr�nym: � Odpowiecie za burd� pod bokiem dostojnego ministra Korony. Jakimowski schowa� pistolet i odpar� spokojnie: � Zali� wa�pan wys�ucha� i drug� stron�, �e wyrok ferujesz? � Wys�ucham podczas konfesat. � Jeste� wasze pewien, �e nas na konfesaty we�miesz? � Kawalerska u wa�ci�w fantazja � powiedzia� Wrzeszcz. � Potrafi� to uszanowa� i w p�ta was nie wezm�, jeno z wolnej stopy zeznacie, jak by�o. Ucieczki odradzam, bo�cie zewsz�d otoczeni. � Uciekamy jeno przed smutkami � odpowiedzia� za Marka Satanowski. � Kto zechce bra� nas w p�ta, musi wprz�dy zakosztowa� smaku naszych brzeszczot�w, a bezkarnie nikt nas nie zniewa�y. Wyznamy, jak by�o, ale tylko po dobrawoli, jurysdykcja za� hetma�ska zgo�a nam niestraszna. Sto�czyna nie zdzier�y� d�ugiego gadania i paln�� porywczo: � Nie trzymaj�e nas wa�pan na mrozie, je�li masz Boga w sercu! Oto nasz przyjaciel, kt�ren za majestat zdrowie na szanc wystawiwszy, ranny w batalii wywczasu potrzebuje. � O! � zdziwi� si� Wrzeszcz. � A w jakiej potrzebie? � W morskiej, ze Szweda r�ki. Zdziwili si� wszyscy s�uchaj�cy. � No oczywista, musi by� dla� miejsce w izbie � rzek� rotmistrz. � Ale wa�panowie obaj p�jdziecie ze mn� na konfesaty. Przechodz�c ko�o sprawcy tumultu Sto�czyna zgrzytn��: � Widzisz, �burczaku" jeden! Tamten zme�� w ustach przekle�stwo i a� zasapa� ze z�o�ci. Po konfesatach z�o�onych przez uczestnik�w b�jki Wrzeszcz uzna� Burczaka winnym zaj�cia. Przewa�y�y zeznania sko�nookie-go starca, kt�ry sprowadzi� rotmistrza do ugaszenia tumultu. Lubo zaledwie s�uga hetma�ski, cieszy� si� og�lnym zaufaniem. By� to Dymitr, ochrzczony i spolonizowany Tatar. Odprawiwszy w ko�cu wszystkich Wrzeszcz wezwa� Burczaka. � Jeste�, wa�pan, za gorliwy � powiedzia� surowo. � Znasz przecie skromno�� i dobro� pana hetmana. Zali imaginujesz sobie, �e odm�wi�by miejsca rannemu �o�nierzowi? Przypominam, �e wa�cina funkcja to przygotowywanie nocleg�w, paszy, �ywno�ci. � A wa�� nie masz prawa z g�ry mnie traktowa�! � hukn�� � Burczak i wyszed� z izby trzaskaj�c drzwiami. Tymczasem marynarzy zakwaterowano w jednej z izb oficynki ogrzanej kominem, w kt�rym p�on�y szczapy drzewa. Obecni tu ludzie wstawali z pos�a� i wszczynali z nimi rozmowy. Widzieli zaj�cie. � Wilkami bosman�w zowi�, ale i s�usznie � m�wi� kto� z gderliw� �yczliwo�ci�. � Ledwo si� pokazali, ju� k�saj�... �- A� powpadaj� w jakowe wilcze do�y � doda� drugi. � Zwady nie szukamy, drodzy bracia, jeno si� bronim � odpar� z w�a�ciwym sobie wdzi�kiem Satanowski. Sto�czyna ju� si� zakr�ci� i po k�tach szuka� amor�w z dziewkami karczemnymi, tak� bowiem koguci� mia� natur�. Tymczasem porucznik Z�otopolski, tyle wymuskany dworak, co �o�nierz, przyprowadzi� do Marka domowego lekarza ��kiewskich, s�ynnego Stanis�awa Anczowskiego, rodem ze Lwowa. Doktor by� szpakowaty, odziany w czarny str�j uczonego, mia� spiczast� brod�. Za nim pacho�ek wni�s� sk�rzany sepecik z przyborami medycznymi. .� Nie b�dzie chyba przeciw wa�cinej woli, je�li ran� obejrz�. � Dzi�ki! �' odpar� Jakimowski. Rana by�a rozleg�a, poszarpane mi�nie lewej �ydki, ale znacznie podgojona. Sprawny opatrunek przyni�s� rannemu wielk� ulg�. � A kt� to wa�ci zszywa�? �� zagadn�� doktor. � Medycy pana wojewody che�mi�skiego Weyhera, a.-korowali przynale�ni do armady, w Pucku. � Dobra robota. Je�li takich kapitan�w ma armada jako medyk�w, tedy w kozi r�g zagnamy Niderlandy w rzemio�le morskim, h�, h�! � Armada ro�nie, fortalicje nabrze�ne tako� � rzek� Jakimowski. � A pan Weyher co za cz�owiek! Ca�y Puck, armada nim stoj�! Nag�y rozruch zapanowa� w ca�ym zaje�dzie, gdy wyszed� z alkowy hetman. Doktor wnet po�pieszy� 'do niego. Sto�czyna i Satanowski podskoczyli do okna zobaczy� najpot�niejszego obecnie po kr�lu cz�owieka w Rzeczypospolitej, bohatera tylu wojen. � To� to pokurcz! � krzykn�� porywczy Sto�czyna. � I taki dziadyga, grzyb, chce i�� w paragon z panem hetmanem Chod-kiewiczem, od kt�rego g�osu dr�y ziemia? Kiedy druhowie przysun�li rannego z �aw� do okna, wszyscy trzej wydziwiali. Acz pochodzili ze starostwa barskiego, kt�re hetman trzyma�, nigdy go dot�d nie widzieli. A �e wychowani pod wp�ywami Chodkiewicza i Zbaraskich, wrog�w ��kiewskiego, przeto i teraz patrzyli z niech�ci�. Ba! w ca�ej Rzeczypospolitej niezbyt nawidzono tego cz�owieka i wiele niepowodze� ojczyzny �mu przypisywano. Niebawem nadszed� Wrzeszcz po�egna� si� z zawadiakami. �� U nas po wojskowemu: snu na pacierz czasu, �niadamy przez mrugni�cie oka i marrrsz! � m�wi�. � A dobrze, i� rych�o odje�d�amy, bo m�g�by si� pan hetman o burdzie dowiedzie� i �le by z wa�panami i Burczakiem by�o. Nic u jegdostojno�ci nad praworz�dno��... A oto doktor Anczowski przesy�a panu Jakimowskiemu znakomity balsam goj�cy, wynalazku medyka Dziurdzi ze Lwowa... �egnam! Zagra�y tr�by, a wkr�tce orszak przewali� si� sprzed karczmy i znik� w dolinie ciemniej�cej za tutejszymi wzg�rzami. Marynarze przenie�li si� z oficynki do g��wnej kuczy i tam w jednej z izb legli spa� podjad�szy do syta. �� �dziebko odetchniem i w drog�! � rzek� Marek. � Chcia�bym do Jo�tuszkowa jednym tchem! Matula i siostry to nawet nie wiedz�, gdzie Ba�tyk, na kt�rym ich Marek dokazuje. Ninie boj� si�, �em popad� w jasyr podczas ostatniej inskursji tatarskiej. Zachichotali m�odo. Ale w istocie Marek ba� si� o rodzin�. Dlatego tak pili� towarzyszy, by jak naj�pieszniej go wie�li. Tote� po�pieszali, ma�o popasaj�c, cho� ranny gor�czkowa� od niewywczasu, a �niegi, wczesne niniejszego, 1618 roku, zwali�y i szala�y zadymki. Bo Tatarzy znowu ogniem i mieczem nawiedzili po�udniowo-wschod-nie kresy Rzeczypospolitej, zagarniaj�c obfite �upy i jasyr. � Jak�em rad, i� wracam! � ozwa� si� ponownie ranny. � A ja nie! � paln�� Sto�czyna. � Nie mam do kogo ni czego. � I ja nie � wtr�ci� Satanowski. �� Dziadowsk� moj� fortun� zda�em na krewnego, kt�rego notabene nie lubi�. Nie wiem, czy ma z niej jakow� intrat�. Ergo po co mi wraca�? Odprowadziwszy Marka zaci�gniem si� gdzie na s�u�b� i mo�e do Tatar skoczym... � Na s�u�b� macie czas! � zaprzeczy� Jakimowski. � Do Jo�tuszkowa zapraszam, a rodzice b�d� wam radzi. Wykuruj� mnie, to razem wynajdziemy s�u�b� godn� bosman�w jego kr�lewskiej mo�ci. Ta' gotowo�� przyjaciela uciszy�a Sto�czyn� i Satanowskiego. Kochali si� jak bracia. Dziesi�� lat wsp�lnie za�ywali �o�nierki, trud�w, niebezpiecze�stw �� zawsze w trosce jeden o drugiego. Jako szesnastoletni go�ow�s Marek Jakimowski uciek� ze szko�y do hetmana Chodkiewicza, gubernatora Inflant. Marzy� o morzu. Chodkiewicz organizowa� w�a�nie flotyll� na wodach inflanckich dla zwalczania �eglugi szwedzkiej, bo ze Szwecj� toczy�a si� wojna. Potrzebowa� wprawdzie s�u�a�ych matros�w, ale �e mu si� dziarski m�odzian podoba�, odda� go jako jung� w r�ce s�awnego kapitana Szy�a, dow�dcy flotylli. Tam w�r�d jung�w Marek zasta� ju� Jana Sto�czyn�, a w kilka dni potem dobi� do nich Stefan Satanowski, �ak z akademii zamojskiej zbieg�y. Sprz�gli si� z sob� niby ogniwa �a�cucha. Jeden za drugiego poszed�by w piek�o. Zdarzy�o si�, �e gdy Satanowski ra�ony szwedzk� kul� w bitwie pod Sa�is wpad� ze statku do wody, Sto�czyna pod ogniem nieprzyjacielskim skoczy� za nim i uratowa� go. Po zawarciu rozejmu ze Szwecj� trzej przyjaciele dwa lata hulali po morzach na kaperskim statku, zwalczaj�c �eglug� szwedzk� i narod�w ze Szwedem sprzymierzonych. �eglarstwo jednak sprzykrzy�o si� niespokojnym duchom. Przez nast�pne dwa lata wojowali z Chodkiewiczem pod Moskw�, potem w szeregach konfederacji �o�nierskiej awanturowali si� we Lwowie. A� nareszcie przystali do samowolnych �chadzek" kozackich �do Tatar i Turek". Brali udzia� w napa�ci na Krym, na azjatycki brzeg Morza Czarnego, na Sinope, a p�niej, wraz z podobnymi sobie �mia�kami, w samym Carogrodzie �un� po�ar�w za�wiecili w oczy su�tanowi Achm^dowi I i pobili jego flot� po�cigow�. A� ponios�o ich na samowoln� wypraw� ksi�cia Samuela Koreckiego do W�och. Tam, podczas kl�ski, jak� Turcy Koreckiemu zadali, Satanowski odp�aci� Sto�czynie za �w ratunek pod Salis. Gdy bowiem ksi�cia wraz ze Sto�czyna pojmano w niewol�, Satanowski i Marek noc� wkradli si� do obozu tureckiego i wydarli przyjaciela z r�k stra�y, kt�r� wybili do nogi. I w wielu b�ahszych okazjach nadstawiali �ba jeden za drugiego. Po wyprawie wo�oskiej zaci�gn�li si� do armady w Pucku, gdzie wojewoda che�mi�ski Jan Weyher budowa� pot�g� morsk� Rze czypospolitej. Jakimowski zosta� ranny w potyczce morskiej, a jego przyjaciele wyst�pili ze s�u�by. I oto teraz na ��danie Marka ci�gn�li mozolnie do Jo�tuszkowa, gdzie stary Jakimowski w�jtostwo-trzyma�. Obudzi� ich o zmroku ha�as rozbrzmiewaj�cy w jadalni zajazdu. Satanowski i Sto�czyna przenie�li tam przyjaciela owini�tego po pachy koc� z wielb��dziej we�ny. Gwar od razu przycich�, obecni bowiem zwr�cili mimowoln� uwag� na dorodnych dziwu-n�w bez w�s�w, a tylko z brodami kr�tko strzy�onymi na okr�g�o. Bo te� wszyscy trzej byli ch�opami na schwa�, jak to zwyczajnie ludzie morza, zw�aszcza za� bosmani jego kr�lewskiej mo�ci. Jakimowski, rozros�y, .kruczow�osy, �niadolicy i czarnooki, orlich rys�w i w�adczej wymowy, odznacza� si� nadto brwiami zro�ni�tymi nad nosem w jedn� grub� kres�. Sto�czyna, nie mniej ros�y, mia� bystre szare oczy, kasztanowat� czupryn� niesfornie opadaj�c� na czo�o i szerokie szcz�ki o ruchliwych mi�niach. By� gwa�towny, czujny na ka�dy bodziec niby zwierz�. Szlachcic herbu �Z�amane Strzemi�", m�wi� o przehulanych przez ojca w�o�ciach, Satanowski pochodzi� pono� z wielkiego, lecz zubo�a�ego rodu, spowinowaconego z ksi���tami Zbaraskimi. Wygl�d mia� pa�ski co si� zowie: delikatnie rze�biona twarz o ujmuj�cym wyrazie, smuk�a posta� o uk�adnych ruchach. Faluj�ce z�ote w�osy bujn� g�stw� niby peruka spada�y na plecy, a okalaj�c jasne, lekko ogorza�e lica dodawa�y im �agodno�ci. We wzburzeniu twarz ta stawa�a si� gro�na, jakby ostro w diamencie rzezana. Zatrzymali si� w progu d�u�ej i rozejrzeli po �wietlicy tchn�cej woni� mi�s a trunk�w, o�wietlonej �uczywem i �ojowymi �wiecami. � Czo�em! � pozdrowili. � Czo�em! � odpowiedziano. Przy jednym stole siedzia�o kilkunastu szlachty � zuchy rozpanoszone, bu�czuczne. Przy drugim � sze�ciu ch�op�w zastra-chanych obecno�ci� tylu pan�w. Na widok wchodz�cych poderwali si� skwapliwie, cho� miejsca by�o dosy�, i z�o�yli niski uk�on. �eglarze polecili im usi��� z powrotem, sami za� zaj�li miejsca na �awie pod oknem � za sto�em ch�opskim, bo tu by�o bardziej przestronne. Nie wygl�dali jednak na w�o�cian: z pewno�ci siebie, nonszalancji i ubioru �� �osiowe obcis�e kaftany, takie� spodnie z falendyszu, wpuszczane w wysokie buty, or� u boku. Tote� wnet jeden ze szlachty zaprosi� ich do szlacheckiego sto�u. � Dzi�ki waszmo�� panu � odpowiedzia� z u�miechem Satanowski. � Tu wszelako ostaniem, bo miejsca wi�cej, rannemu przeto wygoda � zwr�ci� si� do szlacheckiego sto�u: � K�aniam mo�ciwym panom uni�enie, za �askawa inwitacj� po stokro� dzi�kuj�c. � Milsza kompania ch�op�w nad szlacheck�... � zacz�� tamten z przek�sem. � Mo�e � przerwa� mu zawadiacko Sto�czyna. Szlachcic zaczepiaj�c szabl� o �aw� podszed� do� blisko i wpa-, trzy� si� wyzywaj�co w jego oczy. � Podobam si� acanu? � zapyta� Sto�czyna przez z�by. � Nie � odpar� tamten. � Tedy id� w inne zaloty, bo tu nie w�dk�, ale szabl� cz�stuj�. � Taka podzi�ka za polityczn� inwitacj�! Jan rzuci� si� ku niemu. Ale Marek �elazn� prawic� osadzi� go na miejscu. � Siadaj! � rozkaza�. � W gor�cej� wodzie k�pany, tedy w najbli�szej przer�bli ci� zanurzym... Satanowski za�agodzi� jako� zatarg. Atoli poruszona nim szlachta naje�y�a si� srodze, a dla dodania sobie fantazji j�a snadniej za�ywa� trunk�w i dworowa� sobie z wygl�du matros�w, co ich rozdra�nia�o do �ywego. Przy wieczerzy te� zdrowo podchmielili. Karczmarz z niepokojem �ledzi� oba sto�y. Ba� si� animuszu zawadiak�w, kt�rzy o�mielili si� targn�� nawet na �wit� ministra. Wezwany skinieniem, stan�� przed nimi ze s�u�alcz� min�. � Daleko�my od Lwowa odbili? � spyta� Jakimowski. � B�dzie z pi�� mil � odpar� karczmarz. � A gdzie mamy nast�pny zajazd, je�li ci�gnieni na Tarnopol? � Znowu drugie tyle: przy niniejszym trakcie. Ali�ci musz� wielmo�nych pan�w przestrzec. Pod Tarnopol zap�dzi� si� tatarski zagon kilka niedziel temu, nim spad�y �niegi: znista wsz�dy tam. � Ba! Pod Lwowem nawet spustoszenia widzieli�my! �� Im dalej, tym wi�ksze. � Macie, karczmarzu, szcz�cie, �e was nie naszli poganie. � Ja te� ci�giem Panu Bogu dzi�kuj�. Po odej�ciu karczmarza Marek zagadn�� najbli�szego ch�opa: � Wy tutejsi? �� Nie, ja�nie wielmo�ny panie, my ze starostwa ka�uskiego. �� A ki diabe� was a�e tu przyni�s�? Ch�op zl�k� si� czego�, spojrza� po towarzyszach. �� Me b�j si�, m�w! � zach�ci� szorstko Jakimowski. � Oj, diabo�-diabo�! Zgadli�cie, jasny panie � odwa�y� si� ch�op. � Podstaro�ci nas ci�nie przeciw prawu, bo mamy reskryp-ta i przywileje kr�lewskie, por�czenia pana hetma�skie... A on robocizn� pomna�a nad prawo, ruguje z ziemi co urodzajniejszej, zak�ada jakie� forwarki... Tedy nas do s�du we Lwowie wsie nasze wys�a�y w legacyji (bo�my pi�mienne), a tako� do jego dostojno�ci pana hetmana ��kiewskiego, kt�ren starost� ka�uskim. ��� Wsk�racie co? Pono dziadyga okrutnie zach�anny na dobro. Teraz ch�op z prawdziwym przera�eniem spojrza� na rozm�wc�. � To zacno�ci pan � rzek� cicho. �� Oby wszystkie takie by�y! � Polacy wy, katolicy? Bo z ruska zaci�gacie w mowie... � Trzech nas katolik�w i trzech prawos�awnych, bo nasze wsie ruskie, ali�ci i Polak�w nie brak. Na dworze tymczasem rozszala�a sijg znowu zadymka. Hucza�a, wy�a i trz�s�a kucz�, a �nieg i odpryski lodu tak siek�y szyby, �e karczmarz w obawie o ich ca�o�� pozamyka� czym pr�dzej okiennice. Do drzwi gwa�townie zastukano. Karczmarz skoczy� do sieni otwiera�. Buchn�� na� tuman �niegu i do wn�trza wwali�o si� z rumorem kilkunastu ludzi: szlachty a pacho�k�w. � Prowad�, karczmarzu, i poka� miejsce na zaprz�gi! Karczmarz narzuci� na barki ko�uch i wywi�d� pacho�k�w na dw�r. Przyby�ych benenat�w by�o pi�ciu. Rozejrzeli si� po izbie. Jeden z nich widz�c wstaj�cych ch�op�w hukn��: �� No, czego si�, chamy, gapicie? Precz na dw�r! Ch�opi z ha�asem odsun�li �awy, aby wyj��. Ale drugi z przyby�ych, bardziej ludzki, perswadowa� tamtemu: � Daj pok�j! Psa nie wygna� na tak� aur�. � To ja b�d� sta�, a oni sto�y obsi�da, tak? �.zaperzy� si� �w. � Pomie�cim si� jako� przy dobrej woli. � No, nie b�d� si� ceregieli�! Ch�opy, jazda! � Czelne chamy! Zwlekaj�! � wo�ano przy szlacheckim stole. Sto�czynie purpura ubarwi�a policzki, z nawyku d�o� jego spad�a na jelce szabli. Nawet twarz Satanowskiego zaostrzy�a si�. Jakimowski natomiast zachowa� spok�j. � Hola! Masz acan sumienie wygania� ludzi w zamie�? � rzek� wolno, po czym rozkaza� ch�opom w�adczym tonem: � Siada�! �� Precz! � rykn�� tamten. Ch�opi nie wiedzieli, co pocz��: to siadali, to wstawali. �� Nie! Oni zostan� tu! �� wycedzi� Jakimowski tak szczeg�lnym g�osem, �e si� niekt�rym zimno zrobi�o. � Co� za jeden? Wnet ci nosa utr�! Sto�czyna doby� szabli, Satanowski b�ysn�� rapierem, Jakimowski za� si�gn�� po ukryty pod koc� pistolet. Ta gotowo�� bojowa ostudzi�a przyby�ych. � Trzeba by�o od razu m�wi�, �e to wasi pacho�kowie. � Nasi, nie nasi � odpar� ponuro Jakimowski � a mogli�cie politycznie zagadn�� i miejsce dla wszystkich by si� znalaz�o. Od s�owa do s�owa � jako� si� pogodzili. Nawet pacho�kowie przybysz�w pomie�cili si� snadnie przy dobrej zgodzie. A� i do og�lnej pijatyki dosz�o, do zbratania. Po pijanemu ch�op�w, pacho�k�w i karczmarza dopu�cili benenaci do kompanii, bo �wszystkich ludzi jedna para rodzic�w sp�odzi�a", jak be�kota� Sto�czyna, a za nim niemrawymi j�zykami powtarzali wszyscy. Satanowski wyj�� lir� ze sk�rzanej torby, przewieszonej przez rami�. Oczy mia� wniebowzi�te, gdy tr�ci� palcami o struny, staj�c na �rodku sali. Towarzysze umilkli, wpatrzyli si� we�. Uderzy� w struny � wydar� z nich hejna� �eglarski, a� i wystrza� armatni, wzywaj�cy p�awacz�w na pok�ad. A potem z burzy ton�w wywi�d� melodi� rozlewn� niby morze i za�piewa�: Nie znamy, p�awacze, co mury, granice, Pier� nasza swobodna i weso�e lice. Wolny my lud! Przed nami odm�ty m�rz i �wiat szeroki, Pod nami wodniki, syrenyismoki Na g��biach w��L^�jff*^\?� /'& - \ A� i gor�co zatarga� strunami, a potem o�mi� je smutkiem. �*�- i 2 � Kawaler z�otej ostrogi r Czuj-duch! Hej, bosmani! Wr�g lonty za�ega I z armat czterdziestu daleko od brzega Zaprasza w tan! Pal! ognia po stokro�! � za tany w podzi�ce! Burt wra�ych si� czepi�! Topory wzi�� w r�ce! Bosman to pan! A je�li polegniem, kr�lewscy p�awacze, Kochanka �a�osna u portu zap�acze, Uczyni �lub... Tw�j bosman ju� nigdy nie wr�ci, dziewczyno. We� kwiecie i rozrzu� je ponad g��bin� � Na jego gr�b... Oklaskom i okrzykom nie by�o wprost ko�ca. __ Vivant milites regales maritimi!1 � hucza�o. Nazajutrz o brzasku, cho� g�owy jeszcze mieli ci�kie po trunkach i �nieg popadywa�, ruszyli w dalsz� drog�. Zag��biali si� w kraj coraz bardziej zniszczony przez niedawny napad Tatar�w. Spod ko�ucha �nie�nego tu i tam stercza�y zgliszcza, gdzieniegdzie wiatr odwia� popio�y, trupy ludzi a zwierz�t, kt�rych �ywi nie zd��yli pogrzeba� przed zim�. Wskazany wczoraj przez karczmarza zajazd na szlaku w�dr�wki trzech matros�w by� opustosza�y, w ruinie. Ocala�y tylko dwie izby g��wnej kuczy, reszta sp�on�a. Poniewa� zapad�a ju� wczesna grudniowa noc, mro�na po zamieci i rozgwie�d�ona, wybrali tu nocleg. Sanie nakryli znalezionymi pod �niegiem deskami, konie wprowadzili do jednej izby i zadali im obroki, a sami zamieszkali w drugiej � z kominem. Przez nadw�tlone �ciany wia�o ze wszech stron. Rozpaliwszy ogie� w kominie i �uczywem o�wietliwszy izb�, zgotowali posi�ek ze swoich sk�pych zapas�w. �' Ale dziadyga przywi�d� do znisty! � rzek� Sto�czyna z i�cie chodkiewiczowsk� animozj� do ��kiewskiego. � Pono wojska zacne mia�, jeno ich sprawia� nie chcia� czy nie umia�, grzyb pio-ru�ski. Ca�a Rzeczpospolita go winuje. __ A, co tam gada�! Nie wr�ci si� � mrukn�� Jakimowski zieNiech �yj� kr�lewscy �o�nierze morscy! (�ac.) waj�c. � �akurzym tabaki, co? W karczmie, przy tych zafajda-nych hrekosiejach, nijak by�o, boby nas zakrakali. Satanowski, u�miechn�wszy si� po swojemu, wydziwia�: � Jak to jest, kochani bracia? Na trunki, co we �bie mieszaj�, nikt nie krzyw, a tabak�, kt�ra zbytek wilgotno�ci wyci�ga z g�owy i my�li rozja�nia, nawet ksi�a z ambon wyklinaj�. � Nie wszyscy � zastrzeg� Jakimowski. � Mnisi i ksi�a lubi� z cybucha poci�gn�� nie mniej ni� z g�siora. To u nas. Gorzej Angielczykowie: ich kr�l Jakub ani pali�, ani nosem za�ywa� nie pozwala. Podajcie no stanrbu�ki i kapciuchy z tabak�! Nape�nili p�kate lulki grubo krojonym tytoniem, zapalili i z rozkosz� j�li wci�ga� w siebie dym przez d�ugie, smuk�e cybuchy fajek stambulskich wypuszczaj�c go ustami i nosem. � Tak cz�owiek przywyk� do tabaki przez sze�� lat, �e ani rusz bez niej i... �' zacz�� Jakimowski, ale zaraz przerwa�. Za okiennicami zamkni�tymi na sztaby zabrzmia� t�umiony mi�kko�ci� �niegu tupot krok�w i parskanie konia, a po chwili drzwi si� otwar�y i wszed� brodaty m�� w delii podbitej futrem. � Niech b�dzie pochwalony Jezus Chrystus � powiedzia�. � Na wieki wiek�w, amen. � C� to? � skrzywi� si�. � Wa�panowie cybuchami si� bawi�? Fe, grzechem zalatuje! Ale nie moja sprawa... Pozwolicie, wasze mo�cie, spocz�� �dziebko? � Prosimy. Ra�niej b�dzie � odpar� Satanowski. � Radzi�my waszej mi�o�ci. A karczma do wszystkich, co drog� id�, nale�y. � Tedy usi�d� odetchn��, ale na kr�tko, bo mi pilno w drog�. Ot, ze dwa pacierze � powiedzia� przybysz i patrz�c przenikliwie na bosman�w doda� ostro�nie: � Tatarowie zniszczyli Ukrain� na oczach naszych wielkich wojsk, jakich kr�l jegomo�� za wszystek czas panowania swego nie mia�. Kto� tu walnie zawini�. Ale kto? Sto�czyna wyrwa� si� z odpowiedzi�: �� Wiadomo przecie, kto onymi wojskami naczelnie dowodzi�. � Roztropnie� to wa�pan wykalkulowa�. Rozgadali si� na dobre. A ju� najwi�cej o hetmanie ��kiewskim, na kt�rym psy wieszali bez �adnego umiarkowania. Przybysz odpocz�� i wedle zapowiedzi bra� si� do wyj�cia. � Tak na noc. na mr�z, sam w t� pustyni�? �� Nie straszne mi one, bom �o�nierz � odpar�. 4� Pro me18. 2* � moria : naszej pogaw�dki, ostawi� wa�ciom pewne pouczaj�ce pismo, kt�re ca�a Respublica zna� powinna. Przeczytawszy podajcie je innym. Wr�czy� Satanowskiemu ulotne pismo, kt�re wyj�� z sakwy podr�nej, i po�egna� przygodnych znajomk�w. Po chwili ju� galopowa� w stron� Lwowa. S�uchali czas jaki� cichn�cego t�tentu jego konia. � Dziwny cz�ek. Wygl�da�o, jakby nas szuka� i ci�gn�� potem za j�zyk � stwierdzi� Sto�czyna, a przyjrzawszy si� ulotce wykrzykn�� zdumiony: � I ja mam takowy skrypt! Da� mi go wczoraj �w rudzielec w karczmie, alem dot�d nie czyta�, bom zapomnia�. Wyj�� pomi�te kartelusze z kieszeni � takie same, jak zostawione przez tajemniczego je�d�ca � i g�o�no przeczyta� nag��wek: List do Jego Mo�ci Kr�la Zygmunta III od obywateli ruskiego i podolskiego wojew�dztw, w kt�rym skarg� na hetmana koronnego przek�adaj�. �� Paszkwil � mrukn�� Jakimowski. Paszkwil zarzuca� ��kiewskiemu tch�rzostwo i niedbalstwo w prowadzeniu wojny z poha�cem, ��da� jego degradacji, konfiskaty mienia i oddania w�adzy komu inn,emu, l�y� go. ...Aza� nie mieli�my si� oprze� si� najazdom tatarskim i uskromi� tureck� zapalczywo��, je�li z dwudziestoma tysi�cami wojska niecnotliwy i niebaczny hetman Tatarom wstr�tu uczyni� nie chcia�?... W hetmanie samym cnoty �adnej... O fa�szywy str�u Rzeczypospolitej! O wierutny zdrajco! Puszcza�e� na �up kraje ruskie, sprzeda�e� wiar� i cnot� swoj�, ukrad�e� m�stwo i s�aw� rycerstwa polskiego... Ty, francie, kiedy nieprzyjaciel na karki nasze nast�puje, traktowa� chcesz... Dalej zarzuca� mu zach�anno�� na dobra materialne: ...W mocn� ohyd� s�awy narodu polskiego przywiedli nas. Ty� pierwszy, hetmanie z�y, dobra si� najad�szy, �akn�� pocz��. A im wi�cej masz, tym bardziej tego pragniesz, czego nie masz... � Co tam arkana polityki! Spijmy lepiej � rzek� Sto�czyna. Po chwili zachrapa� na pod�odze wedle buzuj�cego j�drnym p�oPro memoria (�ac.) � dla pami�ci. mieniem komina, za�adowanego smolistymi polanami. Satanowski zgasi� �wiat�o i leg� mi�dzy Janem a Markiem w betach i s�omie, kt�re z sa� byli znie�li. � Ja my�l�, �e paszkwil jakowe� bladesyny uk�ada�y. G�rze by by�o Rzeczypospolitej, gdyby jej najwy�si wodzowie zdrajcami si� okazowali... � rzek� pos�pnie Jakimowski. � Dziadyga jest nie-milec, ale przecie sztandary ze stu bitew rzuca� pod nogi jego kr�lewskiej mo�ci ku chwale kr�lestwa naszego. II Przez grubo mrozem zaci�gni�te szyby okien dobiega�o z dziedzi�ca ujadanie ps�w. Pani Dorota Jakimowska, kt�ra z kuchni wesz�a do �wietlicy, nie zwraca�a zrazu uwagi na ha�as. Mia�a r�ce pe�ne roboty: za dwa dni imieniny m�a, Miko�aja, przygotowywa�a wi�c uczt�, pilnowa�a pieczenia imieninowych ko�aczy, ryb, mi�siwa. Szukaj�c czego� w almarii1 nuci�a weso�o, cho� to postne by�y dni adwentu. Nagle jednak spos�pnia�a. Nie by�o powodu do rado�ci. Ka�de �wi�ta przypominaj� strat�, pomna�aj� b�l dr���cy serce. Ponad dziesi�� lat! Co si� zreszt� trapi� o nieczu�ego hultaja, kt�ry zapomnia� o wszystkich. Gdyby nie ludzko�� �� najpierw pana Chodkiewicza, a potem pana Weyhera, kt�rzy dali zna� z Inflant i Prus ��� nic by nie wiedzia�a o losie niewdzi�cznika... Morze. O Jezu! Podobno woda tak ogromna, �e brzeg�w nie wida�, a g��boka, �e najwy�sze wie�e ko�cielne po kilkakro� by si� w niej schowa�y. Strach my�le�! Ale co tam! Niech go... Jednak�e m�g� polec, uton��! O Jezu-Jezu! Spojrza�a b�agalnie w twarz Matce Boskiej, wymalowanej misternie przez jakiego� w�drownego artyst�. � Pieskowie omal si� z �a�cucha nie urw�. A taki Eliasz ich nie uciszy, no! � podesz�a do okna i �rodkiem szyby, odchucha-nym z mrozu, wyjrza�a na dw�r. � Czy�by go�cie? Drzwi si� raptem rozwar�y, a po chwili trzy ros�e postaci ca�kiem je sob� zas�oni�y. Zamruga�a pr�dko, jakby niedowidzia�a 1 Almaria (z �ac.) � szafa lub skrzynia do przechowywania dokument�w. w p�mroku komnaty: dwaj przybysze trzymali pod pachy trzeciego, opartego kolanem lewej nogi na szczudle. � Wszelki duch Pana Boga chwali! � krzykn�a rozdzieraj�co. � Kto to? O Jezu! Marek! Skoczy� ku niej na prawej nodze, lew� wraz ze szczud�em trzymaj�c w powietrzu. �� Mamo! mamo! � szepta� wzruszony. Tuli�a go i ca�owa�a bez s�owa, �kaj�c cicho, zach�annie przygl�daj�c si� jego ogorza�ej twarzy, rozros�ej postaci. Przez drzwi zerka� coraz kto� z czeladzi, wi�c roznios�a si� wnet nowina po ca�ym dworze, a nawet -dalej. Tote� niebawem dosz�a i do pobliskiej Brygid�wki, ma�ego przysi�ka, gdzie w�a�nie bawi� pan Miko�aj Jakimowski, ojciec Marka. Stary skoczy� na ko� i przygna� do domu, gdzie panowa� nies�ychany rwetes. S�u�ba na wyprz�dki bieg�a wita� m�odego pana. Kuchenne dziewki umizga�y si� do przybysz�w. Pani Dorota szykowa�a posi�ek. � Olgo, duchem ryby! � wo�a�a trac�c g�ow� z wra�enia. �- Urszulko, przynie�cie co rychlej pierogi z grzyb�w! � Eliaszu! Eliaszu, trojniak z piwnicy! � Eliaszu, balsam dla panicza! Stary Jakimowski, widz�c szczud�o, nie czeka� na powitanie, lecz sam podbieg� do siedz�cego na zydlu syna i u�ciska� go. Jaki� czas milcza� ruszaj�c podejrzanie w�sami i nosem. � Wpierw powitanie, mosterdzieju, potem �ajanie �� rzek� wreszcie. � To ty, taki synu, dopiero� sobie, przypomnia�? M�w, mosterdzieju, usprawiedliw si�, bo ci� o�wiczy� ka��, hultaju! Markowi purpura zala�a twarz. Satanowski i Sto�czyna, kt�rzy ju� mieli starego powitalnie podj�� za nogi, pobaranieli. � Odzyskali�my go, dzi�ki Bogu. Miko�aju, poniechaj � szepn�a b�agalnie pani Jakimowska. � Odzyskali�my? Poniechaj? � hucza� pan Miko�aj. � A kogo to�my odzyskali, h�? Do szk� odda�em miedzianka bez skazy, wraca natomiast z w��cz�gi, mosterdzieju, hultaj, kt�ry przest�pi� prawa boskie i ludzkie, zaka�a rodu, kt�ry za nic ma sobie pos�usze�stwo a szacunek dla tych, mosterdzieju, co go sp�odzili... Marek, acz hardy, przem�g� si� i wzburzonym g�osem rzek�: � Panie ojcze, upraszam o przebaczenie. � Co? No, niech b�dzie. Ale a� mnie r�ka �wierzbi, moster-dzieju, by ci� o�wiczy�... No, poka��e si�! O, zm�nia�e�! Pan Miko�aj udobrucha� si� nie na d�ugo. Znowu wpad� we w�ciek�o��, gdy Eliasz spyta�, co robi� z przywiezionym zbo�em. � Ach, taki synu! Mam powtarza� sto razy? Precz, bo rozma�-l�! � zamierzy� si� polanem drzewa, le��cym przy kominku. Pani Dorota omal si� w ziemi� nie zapad�a ze wstydu. I jej si� zaraz od m�a dosta�o �� wydar� na ni� g�b�: � Jeszcze jad�a nie ma? O suchym pysku b�dziem gada�? By� bardzo podobny do syna, tyle �e dwa razy starszy i nie jak on spokojny, lecz gwa�towny niby burza z piorunami. � Co to? � wskaza� kr�tk�, okr�g�� brod� Marka. � Takie brody bosmani naszaj�. � Wieche�, nie broda. Ha�ba, mosterdzieju! A gdzie w�sy? � Nie we zwyczaju p�awacz�w... � Do pioruna! Jak ty si� ludziom poka�esz? Na Podolu nic po bosmanach, �miechy z nich jeno, mosterdzieju. Szczur�w wodnych po m�ynach a� nadmiar mamy. U nas szlachta, mosterdzieju,. w rzemio�le rycerskim �wiczona, o w�asnym koszcie na wyprawy do Turek czy Ordy stawa, a nie jako szczury na cudzych, mosterdzieju, kupczykowskich galerach. Kaczka, nie szlachcic, niechaj po wodzie p�ywa, bo jej Pan Jezus takowe da� przyrodzenie. Satanowskiemu i Sto�czynie nijako by�o, �e ich gro�ny szlach-ciura nie zauwa�a. Kwapili si� go powita�, ale jako� nie wychodzi�o. Dopiero pani Dorota dostrzeg�szy ich zamiary rzek�a: � Ichmo�ciowie pragn� si� pok�oni�... U�cisn�� ich szorstko, gdy pochylili mu si� do kolan. ��� A sk�d�e to a�ciowie, h�? Jak was wabi�? � Jam jest Satanowski. �Korczakiem" my si� piecz�tujem, a wywodzim z Satanowa. � A ja Sto�czyna, herbu �Z�amane Strzemi�". Pan Miko�aj z rycerskim znawstwem patrzy� na tr�jk� chwat�w, pewny, �e na ca�ym Podolu r�wnych im nie ma. ��� Szkoda was, mosterdzieju, na te p�ywaj�ce truny � mrukn��. � �adnie�cie Marka strzegli! W burdzie ugodzon, co? � W batalii morskiej, z r�ki Szweda �� odpar� Satanowski. I potoczyst� wymow� s�awi� przewagi bojowe przyjaciela, co ojciec kwitowa� pow�ci�ganym u�mieszkiem dumy a zadowolenia, matka za� okrzykami � to przera�enia, to szcz�cia. Marek, chc�c przerwa� potok �enuj�cej chwalby, spogl�da� co chwila w okno i m�wi�: � Anieli jako� i Wandy nie wida� z Chodak�w... . � Jeno ich patrze� �� odpowiada�a pani Dorot�^ za czym ponagla�a narrator�w: �� No i co dalej, no i co? Okrutniem ciekawa! Tedy i Sto�czyna rozwija� sw� rubaszn�, gwa�town� wymow�: � Marek go wonczas cap za �eb i do wody. Bum-bum! bum--bum! wal� Szwedowie z armat. My do lont�w. Ba-bach! ba-bach! Pud�o szwedzkie stan�o d�ba ruf� do g�ry. Ale i nas z innych okr�t�w trafili. Idziem do dna. Bum-bum! � wal�. My do �odzi. Szast-prast, wios�ami i do brzegu! Kula rni w �eb, je�li nas, piorunie, dosi�esz! , Starzy Jakimowscy gustowali wielce w takiej gadce. Zr�czny Eliasz, pacho�ek pana Miko�aj�w, z i�cie medyczn� umiej�tno�ci� opatrzy� ran� Marka namaszczaj�c j� �cudownym" balsamem, otrzymanym od samego s�awnego doktora Kampiana ze Lwowa. A� przed ganek zajecha�y dzwoni�c sanie, a po chwili uwiadomione ju� o wszystkim panny Jakimowskie, Aniela i Wanda, wpad�y z piskiem do komnaty i rzuci�y si� na brata z powitaniem. Ale na widok obcych kawaler�w opami�ta�y si� i�na ich g��boki uk�on odpowiedzia�y niezbyt foremnie, zarumienione od zimna i konfuzji. � Witamy uni�enie waszmo�� panny, osobliwe nasze dobrodziejki � m�wi� dwornie Satanowski. � Peany my od Marka 0 wa�pannach s�yszeli, ale to nic wobec �ywego obrazu. To� Diana 1 Wenus mog�yby komnatki u wa�pan�en zamiata�, a jeszcze za honor to sobie uwa�a�. � Jako �ywo! Kula mi w �eb! � hukn�� Sto�czyna. I a� mu rumie�ce ukontentowania zabarwi�y twarz. Zbli�y� si� nawet do ho�ych dziewek i uczyni� mimowolny ruch r�k�, jakby chcia� kt�r� po zadku poklepa�, ale si� w por� opami�ta�. A i pan Miko�aj zgromi� go surowym wzrokiem, przy sposobno�ci za� r�wnie� s�owem: � Zanadto ci si�, kawalerze, w �lepiach pali ��- szepn��. Sto�czyna pokry� zak�opotanie gromkim �miechem. Przy stole dalej krzy�owa�y si� pytania, opowie�ci, pop�akiwanie, u�ciski. Kawalerom po gorza�ce j�zyki si� rozwi�za�y. Panie z rozdziawionymi buziami s�ucha�y przyg�d. To wszystko by�o ponad ich wyobra�enie o �wiecie. Pannom na domiar okrutnie podobali si� przyjaciele brata, kt�rzy robili do nich �pi�kne oczy", a nawet szukali butami ich bucik�w pod sto�em. Zagadywane coraz, wniebowzi�te, p�on�y jak maki. Baczny pan Miko�aj, nierad z przedwczesnej konfidencji m�odych, pod lada pozorem odes�a� c�rki do kuchni. Zabrak�o jako� od razu materii do swobodnej pogaw�dki. Rozmowa wi�c zesz�a na temat najwa�niejszy: ostatniego napadu Tatar�w. � O, wierutny zdrajca! � sykn�� zaraz na wst�pie stary Jaki-mowski. � Przepu�ci� na szyje nasze nieprzyjaciela Krzy�a �wi�tego! A� dziw, mosterdzieju, �e si� �aden �o�dat w obozie oryni�-skim nie trafi�, co by tego fa�szywego hetmana sprz�tn��. Sta� z wielk� armi� i patrzy�, jak pohaniec hula. O, przekl�ty starzec! Miast godzinki, mosterdzieju, �piewa�, w�adzy i bogactwa po��da. Na panach Zbaraskich pomsty szuka� i dlatego Tatarzyna pu�ci� w ich w�o�ci. Ca�y kraj zniszczony! I tu omal nie zaszli. Przebiegli mimo, Jo�tuszk�w otoczywszy wie�cem po�ar�w. Skrzykn��em, mosterdzieju, ludzi do obrony... � Ocaleli�my, bo Bar niedaleko, tam za� twierdza pot�na i za�oga � wtr�ci�a pani Dorota. � A ju�! � prychn��. � Naszej si� fortalicji zl�kli... Ile ludzi zabili, ile wzi�li! Ile dobra z�upili, a ile z dymem posz�o! � Dziadyga pioru�ski! � r�bn�� Sto�czyna. � Gdybym pod Oryninem by�, ju� by �ba na karku nie nosi�. � Mia�e� go pod r�k� w karczmie pod Lwowem � zadrwi� Marek. � Zgapia�em. Ju� by Rzeczpospolita wolna by�a od kuternogi. � O, to podlec! Zaprawiony do krwi szlacheckiej na Zborow-skich, Wi�niowieckich, Koreckich... � hucza� pan Miko�aj. Marek w milczeniu patrzy� na pieni�cego si� ojca. �ywi� do ��kiewskiego z�o�one uczucie: podziwia� go, a zarazem nienawidzi�, jak wi�kszo�� szlachty. Wszyscy trzej przed kilku laty brali udzia� w os�awionej lwowskiej konfederacji �o�nierskiej. Nawet po ukontentowaniu buntownik�w zap�at� �o�du, jeszcze pod komend� s�ynnego infamisa Jana Karwackiego, hul-taili nad Bugiem i Dniestrem. Gdy watahy jego zosta�y rozbite, wielu ich dow�dc�w posz�o pod s�d: jedni zgin�li na palu czy pod toporem, inni j�cz� w wi�zieniach. O, bezlitosny jest ��kiewski dla kawaler�w wielkiej fantazji! On to pogromi� kupy konfede-rackie. Markowi i jego druhom uda�o si� zbiec. Atoli dot�d ko�-demnaty na nich ci���, bo ich �w przekl�ty sejm pi�tnastego roku od czci ods�dzi�, a tak�e s�dy hetma�skie, kt�rych wyroki z czas�w wojny starostwie egzekwuj�. � A wiecie � g�osowa� pan Miko�aj �� �e on jeszcze szuka owych wojskowych.konfederat�w lwowskich, co na infami� skazani? I kogo najdzie, do lochu wtr�ca, �akomiec na krew ludzk�! Przyjaciele wymienili spojrzenia. Dot�d jako� nie my�leli o po�cigu. Bo i w armadzie przesz�o�ci ich nie dochodzono, bacz�c jeno na s�u�b�, i m�odzie�cza niefrasobliwo�� oddala�a trosk� o minione sprawy. Teraz jednak tutaj, w starostwie barskim, sprawowanym przez ��kiewskiego, kondemnata stawa�a si� gro�na. Zaspokoiwszy pierwszy g��d synowskiego towarzystwa, pani Dorota w trosce o sprawno�� imieninowych przygotowa� po�pieszy�a do kuchni komenderowa� kucharkami, kt�re podczas jej nieobecno�ci gzi�y si� u boku ja�nie# panienek i obgadywa�y przybysz�w. Zamy�lony wci�� o Tatarach pan Miko�aj kiwa� g�ow� i m�wi�: � Jaka znista! Ile ofiar! Ile jasyru! A on nic! Marek utkwi� wyzywaj�ce spojrzenie w oczach ojca. � Dobra nauka �w jasyr ci�ki: za nielito�ciwe ciemi�enie kmiotk�w � rzek� ponuro. � Zmi�k� w wi�zach ka�dy okrutnik, co bez mi�osierdzia trapi� poddanych. W jasyrze wszyscy r�wni. � Co? co? jak? Co�e ty bredzisz? ��� Przecie wiem, jako jest. Niejedhom w �wiecie poj��. Pan Miko�aj oniemia� na chwil� ze zdumienia, nim krzykn��: � Zawsze, mosterdz�eju, by�e� g�upi! Ale na tym morzu do cna ci ryby rozum zjad�y. Przed dziesi�ciu laty, pomn�, chcia�e� �eni� si� z Marf�. Cha-cha-cha! �a�ujesz, �eni was rozp�dzi�? Marek nic nie odrzek�, chocia� d�wi�k wypowiedzianego imienia uk�u� go. Nie chcia� od razu na wst�pie odnawia� zatarg�w z ojcem, nie chcia� k��tni, ale nie m�g� te� przez wrodzone zawadiactwo powstrzyma� si� od wyra�enia pogl�d�w, kt�re go nurtowa�y. � Widz�, �e mnie, ojcze, po dawnemu traktujesz � rzek�. � A przecie mi ju� dwudziesty si�dmy rok idzie. , � Jeszcze ci� mog�, mosterdzieju, do s�upa uwi�za� i wy ch�osta�, albowiem w�adza ojcowska tak prawomocna, jak szlachecka nad poddanymi � odpar� stary z ponur� rubaszho�ci�. � Odwyk�em od obu. � Na nowo ci�, mosterdzieju, przyzwyczaj�, je�li mi si� przeci-wisz, i o�wicz�, dalipan, o�wicz�. Marek nie udawa� nawet weso�o�ci. Gdyby nie matka i siostry, mo�e by wcale o Jo�tuszk�w nie.zawadzi�. Ojciec, ci�ki, niby g�ra, gni�t� sob� ca�e otoczenie: domownik�w, poddanych, s�siad�w. � A mo�e chcesz popr�bowa� plag, h�? � dra�ni� si� ojciec. � Nie, nie chc�! � odpar� syn dobitnie. �� Ale chc� wyzna�, �e na okr�cie nie masz ani szlachty, ani plebej�w, jeno bosmani, r�ni miedzy sob� jedynie szar��, i �e zar�wno wszyscy id� na dno, kiedy kule ich tam wy�l�. Kapitanowie cz�sto z posp�lstwa wychodz�, ale nikomu nawet nie za�wita w g�owie, by ich woli nie spe�nia�. ��� Byle kogo s�ucha�? Tfu! Do diaska z tak� s�u�b�! Ale� promocj�, mosterdzieju, zyska� w �wiecie! Na pana� wyszed�, nie ma co. To i przed Eliaszem kolano zegnij, psiama�! � Je�li go kr�l wyznaczy kapitanem okr�tu, to zegn�. Na panam wprawdzie nie wyszed�, ale niewolnictwa, czyjego czy w�asnego, �cierpie� nie mog�. � Ch�opi nie za�ywaj� wolno�ci, ale te� jej onym nie potrzeba, bo by�aby ku ich skazie. Kto duszy swej u�ywa� nie umie, tedy lepiej, �eby by� niewolnikiem ni� wolnym cz�owiekiem. � Przecie to tako� membra spo�eczno�ci, bez kt�rych by �y� nie mog�a! � zakrzykn�� wzburzony Marek. �� Tylko kr�l z rad� i rycerstwo stanowi� nar�d � wywodzi� pan Miko�aj z powag� � oracze za�, rzemie�lnicy, kupcy nie s� istotnymi cz�onkami Rzeczypospolitej, bo wolnymi nigdzie nie s�. Ma szcz�cie wr�ci�a z kuchni pani Dorota i wyprawi�a Marka wraz z przyjaci�mi na spoczynek do wielkiego pi�ciookiennego erkieru 1. Tak za�egna�a, grubsz� zwad�. Tutaj zaraz fajki sobie zakurzyli, co u�mierzy�o rozdra�nienie wyniesione z rozmowy w jadalni. Chmura dymu wype�ni�a izb�. 1 Erkier (niem.) � balkon na pi�trze, obmurowany, opatrzony oknami. � Skoro nas hetman �ciga, nied�ugo tu popasiem � rzek� Marek'. � Po Godach hajda! � W zadku mam wyroki! � warkn�� Sto�czyna. � Ale ojczulek gorszy instygatora *. Jan za�mia� si� na znak, �e nie zaprzecza. � Ja tak uczyni�, jak wy, mili bracia � oznajmi� Satanowski. Opanowany sentymentem, wygl�da� przez zamro�one okno, odchuchawszy w- nim okr�g�y wyzier na �wiat: na obronny dworzec, na wzg�rza... A� i wyrecytowa� znany wiersz Zbylitowskiego, trawestuj�c tak, by pasowa� do przywalonego �niegiem Jo�tusz-kowa: ...Je�li za� moje oczy wejrzeniem weso�ena Ucieszy� kiedy zechc�, ujrz�: ano ko�em Wzg�rza, doliny, jary w oddal rozci�gnione I bory ga��ziste, i sady szczepione, I rzeka tu� pod g�r�, na kt�rej dw�r le�y... �te T�sknota nim ow�adn�a. Wydoby� lir� i zagra� a zanuci�. Zaraz od owej muzyki Sto�czyna sta� si� senny i chrapn�� zdrowo na wymoszczonej pierzynami pryczy. Jakimowski nie m�g� zasn��, nawet w�wczas, gdy Satanowski ucich� i po�o�y� si� spa�. Marfa Kozaczka. Ch�opi�ce kochanie Marka. Spotykali si� w zagajniku. Tam ich zdyba� stary Jakimowski. Synowi w�asnor�cznie wymierzy� kar�: dwadzie�cia kij�w. Marf� skaza� na tyle� samo miote�ek. A �e bardzo na� pomstowa�a przy ka�dej sposobno�ci, powiadomiony przez us�u�nych donosicieli, zaaplikowa� buntownicy dalsze dziesi�� plag �ku pami�ci i nauce, jak trzeba przyrodzon� zwierzchno�� szanowa�, kt�ra �adu spo�ecznego fundament stanowi". Dla Marka ch�osta by�a ostatni� kropi�, kt�ra przepe�ni�a miar� zatarg�w z ojcem. Po wakacjach czmychn�� ze szko�y do armady hetmana Chodk�ewicza. Wtedy pod wp�ywem j�drnego m�odzie�czego b�lu uwierzy� w s�owa jednego z profesor�w w szkole: �Jakie� z�e prawo, kt�rym szlachta poddanych w niewolnik�w zmieni�a, okrucie�stwa im niezno�ne zadaj�c! A przecie to ludzie lepsi nieraz od swych ciemi�ycie!!". Taka Marfa: zakasuje wiele szlachcianek. A kapitan Szy�? A kapitan 1 Instygator (�ac.) � oskar�yciel, w dawnej Polsce prokurator. Mora? Ej, kto z tych, co �yk�w za nic maj�, dor�wnuje im w m�stwie,'rozumie, dworno�ci! � Spisz, Stefanie? � zapyta� cicho Marek. � Jaszcze nie, bracie. � Ty�e� mi prawi� o arianach, �Braciach polskich". We �bach nam przewraca�e�, zachwala�e� ich, do Rakowa, Kisielina, D��wy nas ci�gn��e�. A dlaczego� sam do onych �Braci" nie poszed�? � Ju�em ci to m�wi�, kochany, ale powt�rz�. �Bracia", widzisz, nie pozwalaj� wojowa�, ba! nawet or�a nosi�, nawet ku w�asnej obronie, nawet na z�oczy�c�w! To nie dla mnie. Bez szpady i wojaczki �y� nie mog�. A ju� kiedy sobie morze wspomn�, to mi brzydnie ca�y suchy �wiat i pe�zaj�ce po nim �szczury l�dowe". Hej! �Nie znamy, p�awacze, co mury, granice, pier� nasza swobodna..." � Czy naprawd� oni g�osz�, �e wszyscy ludzie r�wni? � Kto? �Bracia"? Oczywista. �� Brednie! Zalim ja r�wny kr�lowi, przed kt�rym bi� musz� czo�em, czy magnatowi, kt�remu mam s�u�y�? Albo mnie r�wny Eliasz, co mi buty czy�ci? Eh! szkoda g�owy! ,� Mo�e i szkoda � zgodzi� si� Satanowski. � Spijmy lepiej. Marek ch�tnie by wsta� i zwiedzi� dworzec, ale mu przy chodzeniu okrutnie dokucza�o szczud�o �le dorobione przez cyrulika i cie�l� w Tarnopolu. Chcia� jeszcze pogaw�dzi� z Satanowskim, ten jednak ju� spa�. Z dalekiej kuchni dobiega�y t�umione odleg�o�ci� pog�osy. W innych izbach domu panowa�a cisza. Zabrzmia�o pukanie i do alkierza wszed� Eliasz, rudy Rusin o weso�ej g�bie, w wieku Marka. Ujrzawszy dym tytoniowy, szepn��: � Gore! � E-tam! Nie s�ysza�e� o fajce? � odpar� Marek opryskliwie. � S�ysze� s�ysza�em, ali�ci mi to ninie do g�owy nie przysz�o, bom nigdy nie widzia�. Eliasz m�wi� biegle po polsku, tylko z ruskim akcentem. Z ciekawo�ci� ogl�da� przyrz�dy do fajczenia. Marek nabi� fajk�, przypali� od g�owni z kominka i poda� pacho�kowi. � Masz, spr�buj � poleci�. � Ci�gnij mocno! W siebie! Eliasz zakrztusi� si� dymem i zakaszla�. Przera�ony odrzuci� fajk�, a r�kawem otar� �zy z oczu. � Spasi, Chryste! Jako� si� tym bawi� mo�na! � Ano mo�na, jak widzisz � za�mia� si� Jakimowski Burz�c fajk�. � Pochodzi�bym, ale mi szczud�o doskwiera. �� O! � zawo�a� Eliasz. � Mam dwa szczud�a wysokie dp pach, z poduszeczkami u g�ry, kt�re nosi� m�j ojciec po Muszy�skiej potrzebie. Podobno wygodnie ich za�y�. Niebawem dostarczy� rzeczonych szczude�. Chodzi�o si� ia nich cicho, bez stukotu, bo ko�ce mia�y obite sk�r�. Marek ubra� si� i Tuszy� na dw�r, wraz z Eliaszem. Zagl�dali tu w r�ne zakamarki. Warowna siedziba! Tkwi�a u kra�ca po�o�onej na wzg�rzu mie�ciny, nad rzek� Ladaw�, przyparta do samego brzegu, do�� tu wysokiego i stromego. By�a to drewniana fortalicja o trzech podmurowanych bojnicach i pi�trowej bramie ze strzelnicami, f-ortalicja, jakich mnogo na po�udniowo-wschodnich kresach Rzeczypospolitej, zagro�onych napadami Tatar�w lub awanturami magnat�w czy hultajstwa. Dw�r i dziedziniec obwiedzione ostro-ko�em, za kt�rym rozci�ga�o si� gumno i sad, otoczone wysokim tynem. Ca�o�� opasywa� poka�ny wa� ziemny i szeroka fosa, przed�u�ona z jednej strony Ladaw�, zasilana wod� tej rzeki. D�bowy, pot�nie okuty �elazem zw�d, opuszczony teraz na fos�, wci�gano pod wiecz�r na wrzeci�dzach. Okna domu mieszkalnego chroni�a gruba krata �elazna, drzwi d�bowe by�y g�sto metalowymi �wiekami nabijane i wzmocnione sztabami. Werbowani z poddanych w�o�cian stra�nicy d�li co pewien czas w piszcza�ki przez okienka w bojnicach na znak czujno�ci. Marek, lubo nie takie twierdze widywa�, z dum� patrzy� na rodzinn� warowni�, kt�rej baszty oceni� na sze�� s��ni wysoko�ci. Nale�a�a wprawdzie do starostwa barskiego, a wi�c aktualnie do hetmana ��kiewskiego, kt�ry to starostwo dzier�y�, ale poniewa� w�jtostwo jo�tuszkowskie od kilkudziesi�ciu lat piastowali Jaki-mowscy, przywyk� je uwa�a� za rodowe, w�asne. Tym wi�cej �e jego dziad i ojciec wiele kosztu a trudu w�o�yli w rozbudow� warowni, jak r�wnie� ca�ej w�o�ci jo�tuszkowskiej. W ko�cu wyszli poza fos� dworu, na �cie�k� przetart� w �niegu: wzd�u� warowni i dalej �� brzegu Ladawy. � Opowiedz mi o ostatnim naj�ciu Tatar�w. � O, �uny by�y na p� nieba! �\ A to? � spyta� Jakimowski, z dala wskazuj�c osmalony r�g jednej baszty i nadpalon� miejscami palisad�. � Zaraz opowiem... I ninie, i zesz�ego roku Tatarowie zniszczyli dobra pod Snitkowem. Pan nasz wielkie szkody tam poni�s�: ch�op�w si�a w jasyr posz�o, wsie z�eg�y, folwarki, kt�re erygowa�, tako�. Musia� tedy z reszty poddanych wydusi� wi�ksze podatki, daniny] powinno�ci, bo ju� niedostatek do dworu zajrza�. �� Jak to, je�� nie mieli�cie co? � zdziwi� si� Marek. �� No nie! Ale szkody pan poni�s� tak wielkie, �e intrata do dziesi�tej cz�ci spad�a. Trza by�o na gwa�t ratowa� w�o�ci. Ch�opy jak to ch�opy: podnie�li lament, j�li pyskowa� po k�tach.. Podjudza� ich niejaki G�ra, Mazur zbieg�y tu przed laty. Samem na w�asne uszy s�ysza�, jak m�wi� do ch�op�w: �Id�cie do dwora prosi� p/ana, by pofolgowa�, nie czyni� wam gwa�tu ni krzywdy. Gdyby i;o nie pomog�o, wiecie, co robi�..." Pan nasz, wiadomo, cz�ek stanowczy. Jedn� legacj� psami wyszczu�, drug� w dyby osadzi�. A gdy popy katolickie i prawos�awne j�y po ko�cio�ach i cerkwiach imiennie wyklina� buntownik�w, niekt�rzy ch�opi przycichli, inni na Dzikie Pola zbiegli. Jeszcze inni pod wodz� onego G�ry pr�bowali nasz dw�r wzi�� szturmem. Rozgromieni pierzchli, a G�ra, ranny, w fos� wpad�... Pan kaza� go na pal wbi�... �� Rannego? � Tak. Pr�bowali wtedy podpali�: dlatego tak osmalone. �Stary si� jeszcze doczeka..." �� pomy�la� Jakimowski. A po chwili milczenia, chc�c przeprowadzi� wywiad o Marfie, dla niepoznaki wypytywa� o wiele os�b, nim zagadn�� o jej rodzin�. � O! to pierwsze buntowszczyki! � oceni� Eliasz ob�udnie. � I Bondare�ki, i Prokopiuki dopiero niedawno wr�cili z uchodu na zimowniki do Jo�tuszkowa. � Co za Prokopiuki? � Marfa Bondare�ko wysz�a za Iwana Prokopiuka, Kozaka z Baru, kt�ren tu osiad�, kiedy go z rejestru wygnali (pono wojska kozackiego ma osta� jeno dwa pu�k