0455. Browning Dixie - Spotkanie na lotnisku
Szczegóły |
Tytuł |
0455. Browning Dixie - Spotkanie na lotnisku |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
0455. Browning Dixie - Spotkanie na lotnisku PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 0455. Browning Dixie - Spotkanie na lotnisku PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
0455. Browning Dixie - Spotkanie na lotnisku - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Browning Dixie
Spotkanie na lotnisku
Kiedy takich dwoje się spotka, nie przejdą obok siebie obojętnie. Uwięzieni w środku zimy na
lotnisku od razu odnaleźli się w tłumie. Jackson zaledwie kilka dni temu dowiedział się, że
jest ojcem i leciał teraz do domu z maleńką córeczką. Nie miał jednak pojęcia, jak należy nią
się opiekować. Hetty nie zdążyła na zaplanowany rejs i w dodatku nie miała dokąd wracać.
Pasierbica oraz jej mąż pozbawili ją domu. Na szczęście dla Jacksona okazało się, że
doskonale radzi sobie z małym dzieckiem. Poprosił ją więc, by w dalszą drogę udali się
razem. Czy naprawdę tylko dlatego, że potrzebował niańki?
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jackson wiedział, że wszystko robi nie tak, jak należy. Nawet nie umiał odpowiednio trzymać
dziecka. Mała zaczęła płakać i kopnęła go w brzuch.
Parę osób spojrzało w jego stronę, większość jednak nawet nie przerwała rozmowy.
- ...muszę się stąd wydostać. Jeśli jutro o dziewiątej nie będę w Waszyngtonie...
- Nic z tego. Stoję tu już od trzech godzin i ta cholerna kolejka nawet nie drgnęła.
- Ale tu smród! Rzygać mi się chce! I to bynajmniej nie w przenośni. Już nigdy nie wybiorę się w
podróż o tej porze roku. Ej, po co się tak pchacie?
Dwaj chłopcy przepchnęli się przez kolejkę, wrzeszcząc, jakby ktoś obdzierał ich ze skóry. Jakaś
kobieta w średnim wieku, w dresie i futrze, postawiła podręczny bagaż na podłodze, usiadła na nim i
zaczęła kląć, na czym świat stoi.
A co mam powiedzieć ja? pomyślał Jackson. Utknąłem tu z córką, którą poznałem dopiero kilka
godzin temu, i nawet nie mam pojęcia, jak się z nią porozumieć. I w dodatku aż za dobrze wiem,
skąd ten smród.
Ściskał w ramionach mokre, płaczące wniebogłosy nie-
Strona 3
mowlę i szeptał mu coś do ucha. Miało je to uspokoić, ale nic z tego. Dziewczynka nie przestawała
płakać. Szkoda, że do takich maluchów nie dołączają instrukcji obsługi.
Ktoś wpadł na niego i pod nosem wymamrotał przeprosiny. Oczekujący zaczynali mieć już dość.
- Co to znaczy, że lot jest opóźniony? Muszę się stąd wydostać, do jasnej cholery! - krzyczał stojący
przed Jacksonem mężczyzna. - Czy nikt tu nie umie pilotować samolotu? Banda kretynów!
Kolejki do obu lotów odprawianych w tym okienku przeobraziły się w bezładny tłum. Ciągle ktoś
popychał nieszczęsnego ojca.
Czyjeś ciche westchnienie za jego plecami było w tym ogólnym harmidrze prawie niesłyszalne.
Jackson chciał się odwrócić i powiedzieć tej osobie coś do słuchu, ale z wyrywającą mu się z ramion
Sunny, teczką, torbą z pieluchami i wózkiem było to niemożliwe. Musiał trzymać małą na rękach,
bo w wózku zachowywała się jeszcze gorzej.
- Cicho, malutka! Wiem, że cierpisz. Nie martw się, już niedługo to potrwa... - próbował jakoś
uciszyć córeczkę. W tej chwili gotów był wsiąść do pierwszego lepszego samolotu.
- Przepraszam... - Głos za jego plecami był cichy i nieśmiały.
- Do mnie pani mówi? - Jackson jednak jakoś zdołał się odwrócić i spojrzał na stojącą za nim
kobietę.
- Zastanawiałam się... To znaczy... Pomyślałam sobie, że może pańskie dziecko trzeba by przewinąć.
- No i co z tego? - Jackson zazwyczaj nie bywał taki
Strona 4
niegrzeczny, ale była to przecież sytuacja wyjątkowa. -Przepraszam. Tak, chyba ma pani rację.
Kobieta rozejrzała się dokoła, jakby szukała obok niego kogoś, kto wyglądałby na żonę i matkę.
Owszem, jeśli chodzi o wiek, kandydatek było wiele, tyle tylko, że żadna z nich nie miała nic
wspólnego z Jacksonem i Sunny.
- Zatem... Może zajmę panu miejsce w kolejce... a pan tymczasem... No, wie pan...
- Zmienię jej pieluchę? Tutaj?
- Chyba widziałam w damskiej toalecie taki specjalny stół do przewijania.
- W damskiej toalecie. No, tak! Że też mi to wcześniej nie wpadło do głowy - mruknął ironicznie,
ale zaraz zrobiło mu się głupio. Ta drobna kobieta, wpatrująca się w niego ze współczuciem
ogromnymi, srebrnoszarymi oczami, na pewno na to nie zasługiwała.
Te oczy były pierwszą rzeczą, jaką w niej zauważył. Dopiero potem przyjrzał jej się uważniej.
Wyglądała co najmniej dziwnie, ubrana w środku zimy w długą, kolorową, powłóczystą szatę.
- Naprawdę panią przepraszam. Wiem, że stara mi się pani pomóc, ale...
Nagle Sunny omal nie wyśliznęła mu się z rąk. Kobieta instynktownie wyciągnęła ręce, jakby
chciała złapać dziecko.
- I w dodatku chyba jest głodna - mruknął zrezygnowany Jaks. - Dawałem jej butelkę, ale nie była
nią zainteresowana. - Próbował wygodniej ułożyć sobie córeczkę na ramieniu, ale, niestety,
spowodował tym tylko jeszcze głośniejszy płacz dziewczynki.
Strona 5
Gdzie, do cholery, jest moja sekretarka?
Gdzie, do cholery, jest matka Sunny?
Albo jakakolwiek kobieta, która mogłaby pomóc mu w tej beznadziejnej sytuacji? Przez cztery
dziesiątki lat swojego życia zdążył się już nauczyć, że kobiety są równie nieprzewidywalne jak
pogodą.
- Jeśli ten cholerny lód zrobi się jeszcze grubszy, to nie wydostaniemy się stąd do czwartego lipca -
mruknął jakiś stojący przed nim mężczyzna. - I to ma być ten efekt cieplarniany?
Jackson Powers, zwany Jaksem, J.M. lub panem Powersem, zaczynał już żałować impulsu, który
kazał mu natychmiast opuścić biuro, udać się na międzynarodowe lotnisko w Norfolk i wsiąść w
pierwszy samolot lecący na zachód. Na szczęście w biurku zawsze trzymał zapasową szczoteczkę do
zębów i maszynkę do golenia. Razem z papierami, nad którymi akurat pracował, wepchnął je do
teczki.
Kiedy zadzwoniła do niego Carolyn Tribble, z którą przed półtora rokiem w San Diego miał miły,
krótki romans, zajmował się akurat sprawą pewnego panamskiego tankowca. Jednostka zatonęła u
wybrzeży Jersey i groził ogromny wyciek ropy. W pierwszej chwili Jackson nawet nie był pewien, z
kim rozmawia. Nie mógł sobie przypomnieć tej kobiety.
- Jackson, wiem, że cię to zaskoczy, ale masz sześciomiesięczną córeczkę - powiedziała.
Zaskoczy? To było zdecydowanie za mało powiedziane. Przecież w sprawach seksu był zawsze taki
przewidujący...
Strona 6
- Skąd wiesz, że to moje dziecko? - spytał ostrożnie.
- No, wiesz, przede wszystkim zgadzają się terminy. Byłeś jedynym mężczyzną, z którym spałam,
od kiedy złożyłam pozew o rozwód. Bardzo uważałam, bo Stu kazał mnie śledzić. A zaraz po twoim
wyjeździe dostałam takiej grypy, że seks był ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę. Zatem sam
widzisz, że mała musi być twoja. Dlatego w metryce dziecka figuruje twoje nazwisko. Zresztą ma
twoje czoło i te gęste, czarne włosy, a ja, jeśli pamiętasz, jestem naturalną blondynką.
Rozmawialiśmy o tym tamtej nocy, kiedy...
- Chwileczkę, naprawdę jesteś pewna? Ja zawsze się zabezpieczam.
- Pamiętasz tę noc w wannie, kiedy skaleczyłeś się w...
- No, dobrze, może rzeczywiście raz byliśmy nieostrożni, ale...
- Dokładnie dwa razy, słoneczko, chyba że zapomniałeś, co zaszło o poranku. Wtedy zauważyliśmy
to twoje skaleczenie.
Jackson zamilkł i przez długą chwilę próbował sobie przypomnieć owo wydarzenie.
- Mam córkę, mówisz... Carolyn, jesteś tam jeszcze? Może więc się pobierzemy? Wiem, że to trochę
późno, ale...
- Och, Jackson, jesteś słodki! Dzięki, ale nie ma sprawy. Oczywiście mogłam się tego po tobie
spodziewać. Jesteś prawdziwym dżentelmenem. Pomyślałam sobie, że może masz już żonę, no i
wiesz... że moglibyście ją adoptować. Sunny jest także moim dzieckiem i chcę dla niej wszystkiego,
co najlepsze.
Strona 7
- Córka! Mam córkę! - powtarzał jak w transie.
Carolyn opowiedziała mu w skrócie, dlaczego nie zdecydowała się na aborcję i że naprawdę chciała
być dobrą matką, ale to było, zanim poznała tego wspaniałego faceta z Departamentu Stanu.
- Więc sam rozumiesz, przez najbliższe parę lat będę podróżować po całej Europie. No, wiesz, życie
towarzyskie i tak dalej. To nie są dobre warunki dla małego dziecka. Sunny potrzebuje dwojga
kochających rodziców i prawdziwego domu. Jaks, to naprawdę jedyny powód, dla którego
zdecydowałam się oddać ją do adopcji. To bardzo słodka laleczka. Będziesz ją uwielbiał. Jak
wszyscy.
Jackson chciał coś powiedzieć, ale Carolyn jeszcze nie skończyła.
- Więc pomyślałam, że najpierw dam szansę tobie, ale jeśli nie możesz zająć się małą, to bez
problemu znajdę kogoś, kto ją weźmie. Wtedy będzie potrzebny mi twój podpis.
Cała Carolyn! Niesamowicie atrakcyjna, ogromnie inteligentna, stuprocentowo samolubna.
Małżeństwo z nią byłoby piekłem, ale dla dobra dziecka gotów był nawet się na to zdecydować.
No i teraz tkwi tu na tym zasypanym śniegiem chicagowskim lotnisku z niemowlęciem, które ma
jego czoło i jego gęste czarne włosy.
Włosy Jaksa były proste i przyprószone siwizną, kosmyki Sunny miękkie i kręcone, ale wystarczyło
jedno spojrzenie na jej maleńką, różową twarzyczkę, by przestał mieć jakiekolwiek wątpliwości.
Była to jego córka - ten
Strona 8
uśmiech, pucołowate policzki, ciemnoniebieskie oczy i cała reszta. Jego córka...
- Mogłabym się nią zająć.
- Co takiego?
- Mogłabym ją wziąć do damskiej toalety i zmienić jej pieluszkę. Pan zaś mógłby stanąć przy
drzwiach, jeśli się pan boi. Nie obrażę się, naprawdę. Tyle się ostatnio czyta
o porwaniach dzieci i w ogóle. Nie zna mnie pan, więc to normalne. Ostrożność nie zawadzi.
Przez chwilę ostrożność walczyła w nim z bezradnością. Bezradność zwyciężyła.
- Cicho, Sunny, wszystko będzie dobrze.
Po zaledwie chwili wahania podał córkę kobiecie w długiej, kwiecistej spódnicy, bezkształtnym
swetrze
i sandałach na obcasach. Nie znał się na damskiej modzie. Kobiety, z którymi miał do czynienia
zawodowo, nosiły kostiumy, te, z którymi chodził na kolację, do teatru i czasami do łóżka, zawsze
wyglądały ładnie, ale specjalnie nie analizował ich stroju.
- Zgoda, jeśli pani jest taka miła, to jej na pewno się to przyda. Tu są pieluszki, talk i inne rzeczy. -
Podał jej różową, plastikową torbę i nosidełko. - Na imię ma Sunny - zawołał, kiedy już odchodziły.
Miał nadzieję, że dobrze robi. Sam przecież nie miał pojęcia o pielęgnacji niemowląt.
Jego córka! Ta hałaśliwa istotka o czerwonej twarzy to jego własna krew. Jedyna osoba, która
należy do jego rodziny. Oprócz dalekiego wujka, którego trzydzieści pięć lat temu odnalazł
pracownik opieki społecznej i zmusił,
Strona 9
by opłacił szkołę Jacksona. Od szóstego roku życia był na świecie sam jak palec.
Kiedy Hetty odeszła od tego przystojnego mężczyzny
o surowej twarzy i poważnym spojrzeniu, z czułością spojrzała na trzymane w ramionach niemowlę.
- Tak, maleńka, tatuś na nas zaczeka - szepnęła i wargami musnęła ciemną główkę dziewczynki.
Nie ufał jej tak do końca, to było zrozumiałe, ale czy miał jakiś wybór? Gdyby nie dostrzegła w nim
tej odrobiny desperacji, pewnie nie ośmieliłaby się mu tego zaproponować. Pewnie w ogóle by się
do niego nie odezwała. Był taki poważny i groźny. Ale wyraźnie kochał tę małą, co już przemawiało
na jego korzyść.
Przedarłszy się przez tłumek pań, stanęła w wolno posuwającej się kolejce do jednego ze stołów do
przewijania niemowląt. Kołysała w ramionach popłakującą Sunny
i zastanawiała się, po co wpakowała się w takie kłopoty. Własnych miała przecież aż nadto.
Kiedy przyszła jej kolej, z ulgą położyła przemoczony, wrzeszczący pakunek na stole. Szybko
rozpięła kombinezon i wyswobodziła małą ze śpioszków.
- Tak, maleńka, miałaś prawo płakać. Biedna pupka...
W torbie, oprócz wilgotnych chusteczek, znalazła znajomo wyglądającą tubkę. Tej samej maści
używała, kiedy Robertowi zaczynała się odparzać pupa.
- Mam nadzieję, że znajdziemy tu gdzieś jakiś gryzaczek, bo inaczej pogryziesz sobie paluszki -
szepnęła.
Za nią stało już kilka zniecierpliwionych kobiet, czekających na swoją kolejkę. Ktoś wołał, że w
jego kabinie
Strona 10
skończył się papier. Istne pandemonium. A ona myślała, że ta podróż będzie jednym pasmem
cudownych przeżyć. Przyjaciółka z agencji turystycznej uprzedzała, że tak niska cena biletu oznacza
możliwość zupełnie nielogicznych przesiadek, ale Hetty wcale to nie zniechęciło. Kiedy już zrobiła
pierwszy krok, nie oglądała się za siebie.
Teraz prawie zaczynała tego żałować. Wciąż jednak wierzyła, że za parę godzin rozpocznie swój
pierwszy w życiu rejs.
- Mam nadzieję, że nie będę musiała zmieniać statku gdzieś pomiędzy wyspami - mruknęła pod
nosem.
W swoim dotychczasowym życiu ani przez moment nie wpadło jej do głowy zrobienie czegoś tak
idiotycznie niepraktycznego, za co w dodatku musiała tak drogo zapłacić. Ale kiedy koleżanka,
która wiedziała o sytuacji Hetty, a pracowała w jednej z agencji turystycznych w Oklahomie,
powiedziała jej, że ktoś właśnie w ostatniej chwili zrezygnował z wycieczki, postanowiła skorzystać
z okazji. Teraz za późno było, by żałować.
- No, malutka, gotowe. A teraz zobaczymy, czy tata ma dla ciebie coś do jedzenia.
- Czy mogłaby pani wreszcie zwolnić ten stół? - usłyszała za sobą poirytowany głos jakiejś kobiety.
- Nie widzi pani kolejki?
Hetty uśmiechnęła się przepraszająco.
- Właśnie skończyłyśmy. Przepraszam, że musiała pani czekać.
Przytuliła do siebie dziewczynkę i poczuła znany z dawnych czasów zapach niemowlęcia. Choć było
to wspomnienie bolesne, postanowiła, że zaraz po zakończę-
Strona 11
niu rejsu znajdzie pracę i mieszkanie i zajmie się naprawianiem spalonych mostów. Rodzina -
jakakolwiek by była - jest wartością zbyt cenną, by ją tracić.
Świadoma, że w kolejce czeka wiele kobiet, rzuciła tylko szybkie spojrzenie w lustro. Zaskoczyło ją
jej nowe uczesanie i ubranie. Gdyby wiedziała, że zamiast w gorącym Miami znajdzie się w skutym
lodem Chicago, na pewno ubrałaby się inaczej. A w każdym razie włożyłaby coś cieplejszego niż ta
jedwabna tunika, za duża koszula i szal, który wmusił jej sprzedawca, twierdząc, że wyjątkowo
pasuje do najnowszego modelu długiej, powłóczystej spódnicy.
Skąd jednak mogła wiedzieć, że arktyczne powietrze zetrze się z gorącym prądem akurat pośrodku
Atlantyku?
Odwołano lub skierowano w innym kierunku setki lotów i zamykano kolejne lotniska na północ od
Atlanty. Wyglądało na to, że ona i tak nie jest w najgorszej sytuacji. Podobno wiele samolotów, już
z pasażerami na pokładzie, utknęło na pasach startowych, bez możliwości jakiegokolwiek manewru.
Od tej pory będzie się wybierać w podróż wyłącznie autokarem.
Obładowana torbą z pieluchami, składanym nosidełkiem i własnym podręcznym bagażem jakoś
zmieściła w ramionach Sunny.
- Idziemy, słonko, bo tatuś zaraz zarządzi poszukiwania. - Uśmiechnęła się do dziecka, zapamiętale
ssącego frędzle jej żółtego szala.
Tatuś rzeczywiście stał zły jak chmura gradowa przy
Strona 12
samych drzwiach do toalety. Wyraźnie nie zdawał sobie sprawy z tych wszystkich gapiących się ria
niego z zachwytem kobiet. Pewnie był do tego przyzwyczajony. Taki podobny do George'a
Clooneya, tylko trochę szerszy w ramionach i węższy w biodrach.
- No, jesteście wreszcie. Zaczynałem się już bardzo niepokoić.
Tłum wydawał się jeszcze gęstszy i jeszcze bardziej zirytowany.
- Przepraszam, ale to musiało trochę potrwać. Pana córeczka ma odparzoną pupkę i jest albo głodna,
albo ząbkuje, ale w każdym razie ma teraz sucho.
Podała dziecko ojcu, ze smutkiem myśląc o innym maleństwie zostawionym w domu. Miała
nadzieję, że przez ten czas pogoda jakimś cudem się poprawiła, ale nic z tego. Na szczęście miała
jeszcze czas, by w porę dotrzeć do Miami.
- Gdyby pracownicy biur podróży mówili prawdę, nigdy bym się na to nie zdecydowała.
- Na co?
- Na lot.
Sunny wtuliła się w ramiona ojca i zaczęła ssać kołnierzyk jego koszuli. Tatuś małej wyglądał
nieszczególnie - kosztowna zamszowa marynarka przerzucona przez ramię, rozluźniony krawat,
rozpięte dwa guziki od koszuli. Mimo to Hetty musiała przyznać, że dotąd nie spotkała kogoś tak
atrakcyjnego.
- To znaczy, że nigdy nie leciała pani samolotem?
- Nigdy nie musiałam jechać dalej niż do Oklahoma City.
Strona 13
- No to kiepską porę wybrała sobie pani na tę dziewiczą podróż.
- Zaczynam...
Ktoś nagle mocno szturchnął ją w plecy, wpadła więc na Jacksona i małą. Podtrzymał ją wolną ręką,
torba z pieluchami i wózek uderzyły ją w plecy, poczuła zapach skóry i piżma.
Czy to dlatego, że po raz pierwszy w życiu była panią własnego czasu, nagle zapragnęła przeżyć z
nim miłą, romantyczną przygodę...
Obiekt jej westchnień chwycił ją za ramię i szepnął do ucha:
- Uciekajmy z tego tłumu.
Zaskoczona Hetfy rozejrzała się dokoła. Jeśli jest tu gdzieś jakieś wolne miejsce, to na pewno
stanowi ściśle strzeżoną tajemnicę. Znudzone dzieci bawiły się w berka lub marudziły, ciągnąc
rodziców za ubranie. Niemowlęta płakały. Zmęczeni podróżni, pilnujący bagażu i dzieci, zaczynali
tracić cierpliwość. Nad tym całym rejwachem dominowały wygłaszane przez głośniki komunikaty o
pogodzie.
Spojrzenie Jacksona było tak stanowcze i zdecydowane, że Hetty pozwoliła mu się poprowadzić
przez tłum ku stosunkowo mało zatłoczonemu kącikowi za pustym kontuarem.
- Może ją pani chwilę potrzymać?
Mężczyzna szybko poprzestawiał jakieś tabliczki na ladzie i zablokował wejście pozostawionym
przez kogoś inwahdzkim wózkiem.
- Nie będzie pan miał nieprzyjemności?
Strona 14
Ja? Skądże! Tak odpowiedziało Hetty jego spojrzenie. Czy jest tu ktoś, kto odważy się zwrócić mi
uwagę?
Hetty westchnęła. Może i wygląda jak doświadczona podróżniczka w nowym, najmodniejszym
stroju ze sklepu z tandetą, ale w głębi duszy jest wciąż tą samą, zwyczajną Henriettą Reynolds,
trzydziestosiedmioletnią wdową, która nigdy do tej pory nie oddaliła się od domu dalej niż
o sto kilometrów.
- Chyba powinniśmy się poznać. Jaks Powers - przedstawił się ojciec dziecka, wyciągając dłoń. W
jego ciemnoniebieskich oczach wciąż była niepewność, czy dobrze robi, nawiązując bliższą
znajomość z tą obcą mu przecież kobietą.
Hetty przełożyła małą na drugie ramię.
- Hetty Reynolds. Będzie prościej, jeśli zaczniemy sobie mówić po imieniu. A twoja córka... bo
chyba wspomniałeś, że to twoja córka... zdaje się, że nazywa się Sonny.
- Owszem, to moja córka. Mówi się na nią Sunny, przez u. Panna Marilyn Carolyn Powers.
Hetty zrobiła zdziwioną minę.
- Tak, wiem. - Jacks wzruszył ramionami. - Powiedziano mi, że reaguje na imię Sunny. Na razie to
musi wystarczyć. - Zanim Hetty zdążyła się odezwać, zmienił temat. - Nie wiem jak ty, ale ja
zaczynam być głodny. Mógłbym was tu zostawić i poszukać baru lub kawiarni
i kupić coś do zjedzenia?
- Jedzenie. Jezu, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nic nie jadłam od wyjścia z domu! Jeśli nie
liczyć paru precelków.
Strona 15
- Nie ruszaj się stąd. Zaraz wracam.
Czy mogła się na to odważyć? Za stworzoną przez Jacksona barierką z wózka nie było niczego, na
czym można by usiąść. Hetty usiadła więc na podłodze, trzymając małą na kolanach. W torbie pod
pieluchami znalazła paczkę pokruszonych biszkoptów, dwa słoiczki przecieru z gruszek, buteleczkę
soczku, cztery puszki z mieszanką dla niemowląt i dwie butelki ze smoczkami.
- Przynajmniej ty z głodu nie umrzesz, słoneczko.
Bezpieczna w swojej małej fortecy, podśpiewywała cicho jakąś starą kołysankę i obserwowała
kłębiący się tłum. Mimo tego niespodziewanego opóźnienia wciąż była podekscytowana otwierającą
się przed nią szansą przeżycia ciekawej przygody.
Od czasu do czasu spoglądała na zegarek, zdecydowanie odsuwając na bok ewentualne wątpliwości.
Do tej pory była zbyt zajęta, by pozwolić sobie na marzenia. Dopiero niedawno odkryła, że zupełnie
dobrze jej to idzie. Bez problemu, na przykład, wyobraziła sobie siebie tańczącą w tropikach w
świetle księżyca. Jedzącą kolację, której nie musiała przygotować ani podawać, na talerzach, których
nie będzie musiała zmywać, w otoczeniu pięknych, dobrze ubranych ludzi, którzy na nic się nie
skarżą i niczego nie żądają.
Niebo! Czeka ją całych siedem dni w niebie.
Minęła prawie godzina, zanim wrócił Jaks z dwoma plastikowymi kubeczkami i papierową torbą.
- Sytuacja nie jest jeszcze beznadziejna, ale dopóki pogoda się nie poprawi, nie ma na co liczyć na
coś lepsze-
Strona 16
go. Ostatni komunikat zapewnia, że za sześć godzin będziemy w powietrzu.
Na twarzy Hetty pojawił się szeroki uśmiech. Ani przez chwilę nie pozwoliła sobie myśleć o tym, że
miałaby nie zdążyć w porę do Miami, ale, jako nowicjuszka, przez cały czas czuła lekki niepokój.
- Mam nadzieję, że pijesz kawę ze śmietanką i lubisz hot dogi z papryką i cebulą. Wziąłem dla nas
po dwa, bo nie wiadomo, na jak długo będą nam musiały wystarczyć.
Hetty sięgnęła po portmonetkę, ale widząc minę Jacksona, wymamrotała słowo podziękowania i
wsadziła Sunny do nosidełka.
Siedząc z Jacksonem ramię przy ramieniu na podłodze, jedząc hot doga i popijając go słabą, letnią
kawą, czuła się dobrze i bezpiecznie. Sunny to drzemała, to ssała biszkop-cik, obsypując mokrymi
okruszkami jej spódnicę i marynarkę ojca.
Nie rozmawiali wiele. Hetty była z tego nawet zadowolona. Jeśli kiedykolwiek miała jakieś
towarzyskie zalety, to dawno już je straciła.
- Myślisz, że jeśli pójdę się obmyć, to trafię tu z powrotem? - spytała, kiedy po hot dogu i kawie nie
został nawet najmniejszy ślad.
- Znacz drogę okruszkami - zaproponował z uśmiechem Jackson.
Znów zauważyła, jak bardzo jest przystojny. I pomyśleć, że ona, zwyczajna Hetty Reynolds, spędza
z nim czas, dzieli miejsce i prowadzi rozmowę. Można by nawet powiedzieć, że zjadła z nim
kolację.
- Idź w prawo przez jakieś piętnaście metrów, przejdź
Strona 17
na drugą stronę i znajdziesz się przed łazienką. Wracając, rób wszystko w odwrotnej kolejności. -
Łatwo ci mówić.
Hetty wzięła torebkę i odważnie ruszyła naprzód, ignorując strach, że albo jednak nie trafi z
powrotem, albo, co gorsza, kiedy wróci, nie zastanie tam już tego wspaniałego mężczyzny oraz jego
dziecka.
Jaks patrzył, jak jego nowa znajoma z gracją modelki idzie przez tłum, mijając rozłożone bagaże i
śpiących na podłodze co młodszych pasażerów.
Nie był, co prawda, znawcą modelek, bo panie, z którymi się spotykał, były albo prawniczkami, albo
kobietami interesu. I żadna nie miała ochoty związać się z nim na dłużej.
Na szczęście.
Hetty. Nie bardzo wiedział, co o niej myśleć. Uznał, że lepiej będzie nie myśleć o tej kobiecie w
ogóle. I bez tego miał dość kłopotów.
Strona 18
ROZDZIAŁ DRUGI
Hetty ziewnęła. Najwyraźniej zasnęła i teraz obudziła się z głową na ramieniu Jaksa.
- Bardzo cię przepraszam - mruknęła. - Na pewno cały zdrętwiałeś. Trzeba było mnie obudzić.
- Nie ma sprawy.
Hetty z udawaną nonszalancją wygładziła spódnicę. Có się z nią dzieje? Przecież ma za sobą
jedenastoletnie małżeństwo i zna się trochę na mężczyznach.
Jaks wrócił do czytania wczorajszego „New York H-mesa", Sunny posapywała przez sen, zaś Hetty,
żeby pokryć jakoś zakłopotanie, otuliła ją szczelniej kocykiem.
- To bardzo pogodne dziecko - zauważyła.
- Słucham?
- Mówię o Sunny. Odparzenie już chyba jej nie dokucza. Kiedy ma suchą pupę i pełny żołądek, jest
spokojna i wesoła.
- Miejmy nadzieję, że zanim skończy się jej jedzenie i pieluchy, uda się nam stąd wydostać.
Jaks zajął się lekturą gazety, a Hetty uważnie spojrzała na zegarek. Musiała sprawdzić, czy jego
wskazówki naprawdę się posuwają.
Okazało się, że tak. Jednak ruszały się tylko one. Wszystko oprócz nich tkwiło w beznadziejnym
bezruchu.
Strona 19
Zrezygnowani pasażerowie poukładali się, jak kto mógł, i drzemali, jakiś starszy mężczyzna
domagał się rozmowy z kierownictwem lotniska, żona uspokajała go, mówiąc, że wszystko będzie
dobrze, bo przed wyjazdem sprawdziła ich horoskop.
Hetty zastanawiała się, co też wyczytałaby w swoim horoskopie. Czy wspomniałby o spotkaniu z
wysokim, ciemnowłosym, bardzo przystojnym nieznajomym? Gdyby nie Jaks, pewnie już
zaczynałaby się niepokoić, ale uzewnętrznianie strachu było luksusem, na który nigdy nie mogła
sobie pozwolić.
Nie wpadła w panikę w tych ciężkich dniach po śmierci matki, kiedy pijaństwo ojca jeszcze się
pogłębiło. Ani parę lat później, kiedy przestała już wierzyć, że ojciec nadal jest w żałobie, że w
gruncie rzeczy bardzo ją kocha i żałuje swych wybuchów gniewu, coraz częstszych i gwał-
towniejszych.
Zamiast tego zaraz po szkole zaczęła snuć plany wyjazdu do Oklahoma City, by tam znaleźć pracę i
zamieszkać.
Nie straciła głowy także wówczas, kiedy pewnego dnia stanęła przed urzędnikiem stanu cywilnego i
oddała swoje życie w ręce mężczyzny dwa razy starszego od niej i praktycznie zupełnie jej obcego.
Znali się tylko tak, jak znają się ludzie mieszkający w tym samym niewielkim miasteczku.
Małżeństwo z Gusem było alternatywą dla ucieczki do Oklahomy - bez pieniędzy, pracy i przyjaciół.
Za to do końca życia będzie mu wdzięczna.
Nie przeraziła się, kiedy jedenaście lat później Gus zaczepił swoim samolotem o linię wysokiego
napięcia
Strona 20
i zginął, ani kiedy jej teściowa przeszła pierwszy z serii wylewów, a Jeannie, nastoletnia córka Gusa,
„pożyczyła" sobie jej kartę kredytową, zrobiła ogromny debet, porzuciła szkołę i zniknęła.
Zachowała spokój, kiedy pięć miesięcy temu dziewczyna wróciła, w zasadzie tylko po to, by
podrzucić jej swoje nowo narodzone dziecko.
Hetty ze wszystkim tym dała sobie radę. Nigdy nie była szczególnie pobudliwa.
Albo raczej - nigdy nie mogła sobie na to pozwolić, by rządziły nią emocje.
W każdym razie Jaks pojawił się, zanim dotarło do niej, jak fatalna jest pogoda. Dzięki Bogu. Dzięki
za jego uprzejmość, delikatność, wiedzę.
I za to coś dziwnego, co powodowało, że kiedy jej dotknął czy nawet tylko na nią spojrzał, czuła
dziwne skurcze żołądka.
No, cóż. Im mniej będzie się nad tym zastanawiać, tym lepiej. Na marzenia pozwoli sobie dopiero na
statku.
Najpierw jednak musi się dostać do Miami.
Nie tracąc optymizmu, wyjęła z torby sfatygowaną broszurę, którą przysłała jej koleżanka z biura
turystycznego. Patrzyła na kolorowe fotografie i czytała słowa, które znała już na pamięć.
„Kolacja pod gwiazdami... tańce przy blasku księżyca... muzyka na żywo. Szampan. Przygoda
życia".
Owszem, ale najpierw musi tam dotrzeć. Kiedy tylko pogoda się poprawi, oczyszczenie pasów
startowych i odprawa samolotów nie powinny długo potrwać. Wiedziała o tym, bo przeczytała w
miejscowej bibliotece praktycznie każdą publikację na temat lotów. Przynajmniej raz.