Średnia Ocena:
Złamane emocje
Drugi tom nowej serii autorki znanych „Złączonych”!
Nino Falcone jest człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek emocji. To doskonała cecha dla brata a także prawej ręki capo Camorry. W jego świecie bezduszność zdecydowanie jest błogosławieństwem, a nie przekleństwem.
Kiara Vitiello, kuzynka Luki, musi poślubić Nino, aby zapobiec rozlewowi krwi pomiędzy rodzinami. To, co słyszała o mafii z Las Vegas, naprawa ją niepokojem i przerażeniem. Lecz kobieta nie ma wyboru.
Po tym, jak jej ojciec zdradził własnego capo i zapłacił za to życiem, jej rodzina sądzi, że małżeństwo Kiary to jedyna szansa na odzyskanie honoru. Jednak tylko Kiara wie, że nie jest tak cenna, jak wszyscy myślą. Nie jest tak czysta, jak wszyscy by chcieli. Nawet ona.
Kiedy dojdzie do nocy poślubnej, nie będzie dowodu jej niewinności. Jej czystość dawno temu została odebrana siłą. I mimo że Kiara słyszała o Nino dużo złego, zdaje sobie sprawę, że bez względu na to, co facet z nią zrobi, nie uda mu się jej skrzywdzić tak, jak już została skrzywdzona.
Mafia z Las Vegas poczuje się oszukana, a to może oznaczać tylko jedno – wojnę.
Szczegóły
Tytuł
Złamane emocje
Autor:
Reilly Cora
Rozszerzenie:
brak
Język wydania:
polski
Ilość stron:
Wydawnictwo:
Wydawnictwo NieZwykłe
Rok wydania:
2021
Tytuł
Data Dodania
Rozmiar
Porównaj ceny książki Złamane emocje w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.
Złamane emocje PDF - podgląd:
Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.
Pobierz PDF
Nazwa pliku: Save you - Mona Kasten.pdf - Rozmiar: 2.21 MB
Głosy:
0
Pobierz
To twoja książka?
Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.
Złamane emocje PDF transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Tytuł oryginału: Save you
Redakcja: Karolina Wąsowska
Korekta: Renata Kuk
Skład i łamanie: Robert Majcher
Projekt okładki: Sandra Taufer, München
Tło: © Shutterstock/Shebeko
Opracowanie graficzne polskiej okładki: Magdalena Zawadzka/Aureusart
Copyright © 2018 by Bastei Lübbe AG, Köln
Copyright for the Polish edition © 2019 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.
ISBN 978-83-7686-803-5
Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2019
Adres do korespondencji:
Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.
ul. Ludwika Mierosławskiego 11a
01-527 Warszawa
www.wydawnictwo-jaguar.pl
instagram.com/wydawnictwojaguar
facebook.com/wydawnictwojaguar
Wydanie pierwsze w wersji e-book
Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2019
Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta
konwersja.virtualo.pl
Strona 4
Spis treści
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
Strona 5
23
24
25
26
27
28
29
30
Epilog
Strona 6
Dla Kim
Strona 7
All the promises that we made,
it means nothing.
GERSEY, IT MEANS NOTHING
Strona 8
1
Lydia
James jest pijany. Albo naćpany. Albo jedno i drugie.
Od trzech dni właściwie nie ma z nim kontaktu. Od trzech dni niemal bez przerwy baluje
w salonie, opróżnia kolejne butelki alkoholu i udaje, że nic się nie stało. Nie rozumiem, jak tak
może. Najwyraźniej nic go nie interesuje, ma w nosie to, że nasza rodzina ostatecznie się
rozpadła.
– Chyba w ten sposób radzi sobie z rozpaczą.
Zerkam z ukosa na Cyrila. Tylko on wie, co się stało. Powiedziałam mu tamtego
wieczoru, gdy na jego imprezie James, kompletnie naćpany, na oczach Ruby całował się
z Elaine. Ktoś musiał mi pomóc zawieźć go do domu, nie zwracając przy tym uwagi ojca ani
Percy’ego. Nie chciałam, żeby widzieli go w takim stanie. Ponieważ nasze rodziny znają się od
lat, przyjaźnimy się z Cyrilem od dzieciństwa. I choć ojciec wymusił na mnie obietnicę, że póki
nie ukaże się oficjalna informacja prasowa o śmierci mamy, nikomu o tym nie powiem, czuję, że
mogę na nim polegać, że zachowa tajemnicę dla siebie. Nie zdradzi jej nawet Wrenowi,
Keshavowi ani Alistairowi.
Bez jego pomocy nie przetrwałabym ostatnich dni. Przekonał naszego ojca, żeby na jakiś
czas zostawił Jamesa spokoju, a pozostałym chłopakom dał do zrozumienia, że na razie lepiej
o nic nie pytać. Trzymają się tego, chociaż mam wrażenie, że z każdym dniem trudniej im
przychodzi bezradne obserwowanie, jak James się wykańcza.
Podczas gdy mój brat robi wszystko, co w jego mocy, żeby się odurzyć, ja myślę tylko
o jednym. Co dalej ze mną? Moja mama nie żyje. Matka Grahama umarła siedem lat temu.
Rosnące we mnie dziecko nie będzie miało babci.
Powaga. To jedyne, co cały czas chodzi mi po głowie. Zamiast płakać, rozmyślam tylko
o tym, że moje dziecko nigdy nie zazna czułych babcinych objęć. Co jest ze mną nie tak?
Nic na to nie poradzę. Myśli w mojej głowie żyją własnym życiem, prześcigają się, aż
zatracam się w makabrycznych scenariuszach i do tego stopnia boję się przyszłości, że nie jestem
w stanie myśleć o niczym innym. Jakbym od trzech dni była w szoku. Prawdopodobnie i w moim
bracie, i we mnie coś bezpowrotnie pękło, kiedy ojciec powiedział, co się stało.
– Nie wiem, jak mu pomóc – szepczę wpatrzona w Jamesa, który znowu odrzuca głowę
do tyłu i opróżnia kolejną szklankę. Serce mi pęka, gdy widzę jego rozpacz. Tak dalej być nie
może. Wcześniej czy później będzie musiał zmierzyć się z rzeczywistością. A według mnie jest
na świecie tylko jedna osoba, która może mu w tym pomóc.
Po raz kolejny sięgam do kieszeni i wybieram numer Ruby, ona jednak znowu nie
odbiera. Chciałabym się na nią złościć, ale nie mogę. Gdybym przyłapała Grahama z inną, też nie
chciałabym mieć nic wspólnego ani z nim, ani z ludźmi z jego otoczenia.
– Znowu do niej dzwonisz? – Cyril podejrzliwie patrzy na mój telefon, a kiedy
potwierdzam ruchem głowy, gniewnie marszczy czoło. Nie dziwi mnie jego reakcja. Cyril
uważa, że Ruby zależy tylko na pieniądzach Jamesa, że interesuje ją tylko jego majątek. Wiem,
że to nieprawda, ale kiedy raz wbije sobie coś do głowy, nie sposób przekonać go, że jest inaczej.
I chociaż bardzo mnie to wkurza, nie mam mu tego za złe. W ten sposób troszczy się
o przyjaciół.
Strona 9
– Z nami nie chce rozmawiać. Może ona sprawi, że się opamięta. – Nie poznaję własnego
głosu. Taki spokojny i beznamiętny, a przecież buzują we mnie emocje.
Z rozpaczy z trudem trzymam się na nogach. Czuję się, jakby mnie skrępowano, więzy
boleśnie wrzynają się w ciało. Myśli wirują jak na karuzeli, która nie chce się zatrzymać, z której
nie mogę zeskoczyć. Nic nie ma sensu, a im bardziej staram się stawić czoło wszechogarniającej
bezradności, tym bardziej mnie pochłania.
Straciłam jedną z najważniejszych osób w życiu. Nie wiem, jak się z tym uporać.
Potrzebuję swojego brata. James tymczasem ucieka w otępienie i niszczy wszystko, co stanie mu
na drodze. Ojca po raz ostatni widziałam w środę. Jest w podróży, spotyka się z prawnikami
i doradcami, żeby zdecydować o przyszłości firmy. Nie ma czasu na zorganizowanie pogrzebu
mamy – w tym celu zatrudnił organizatorkę eventów o imieniu Julia, która kręci się po naszym
domu, jakby należała do rodziny.
Na myśl o pogrzebie mamy gardło ściska mi się boleśnie. Nie mogę oddychać, czuję
pieczenie pod powiekami. Odwracam się szybko, ale Cyril zauważa, że się rozklejam.
– Lydia – szepcze cicho i chwyta mnie za rękę.
Odsuwam się od niego i bez słowa wychodzę. Nie chcę, żeby chłopcy widzieli moje łzy.
Wcześniej czy później oni także nie wytrzymają i mimo próśb Cyrila zaczną zadawać pytania.
Żaden z nich nie jest głupi. James jeszcze nigdy tak się nie zachowywał. Choć nieraz zdarzało
mu się przekraczać granicę, zawsze wiedział, kiedy się zatrzymać. Teraz jest inaczej, i wszyscy
to widzą. Najlepiej świadczy o tym fakt, że Keshav dyskretnie usuwa z barku kolejne butelki
wódki, a Alistair niechcący spuścił w toalecie kilka gramów kokainy Jamesa.
Nie mogę się doczekać końca całej tej maskarady. Za kilka minut, dokładnie o piętnastej,
o śmierci mamy dowiedzą się nie tylko chłopcy, lecz także cały świat. Oczami wyobraźni już
widzę nagłówki w gazetach i dziennikarzy pod naszymi drzwiami, przed szkołą. Robi mi się
niedobrze, biegnę korytarzem, aż docieram do biblioteki.
Blade światło lamp pada na niezliczone regały, na których piętrzą się stare książki
oprawione w skórę. Opierając się o półki, na drżących nogach wchodzę do pomieszczenia.
W najdalszym krańcu, przy oknie, stoi fotel obity ciemnoczerwonym zamszem. Od dzieciństwa
był to mój ulubiony zakątek w całym domu. Tutaj uciekałam, gdy potrzebowałam spokoju, od
chłopaków, od ojca, od oczekiwań, które niesie ze sobą nazwisko Beaufort.
Na widok przytulnego kącika łzy płyną jeszcze obficiej. Opadam na fotel, przyciągam
kolana do piersi, obejmuję nogi ramionami, opuszczam głowę i cicho płaczę.
To wszystko wydaje mi się bardzo nierzeczywiste. Jak zły sen, z którego się obudzę,
jeżeli tylko wystarczająco się postaram. Chciałabym cofnąć czas do tamtego lata, półtora roku
temu, do świata, w którym mama żyła, a Graham przytulał mnie, ilekroć było mi źle.
Jedną ręką ocieram zapłakane oczy, drugą sięgam do kieszeni spodni po komórkę. Kiedy
odblokowuję wyświetlacz, dostrzegam na grzbiecie dłoni czarne zacieki tuszu.
Otwieram listę kontaktów. Graham nadal jest na drugim miejscu, zaraz za Jamesem,
chociaż nie rozmawiałam z nim od miesięcy. Nie ma pojęcia o naszym dziecku, a tym bardziej
o tym, że umarła moja mama. Spełniłam jego prośbę i nie dzwoniłam do niego. To była
najtrudniejsza rzecz w moim życiu. Przez dwa lata rozmawialiśmy właściwie codziennie,
a potem musieliśmy przestać, z dnia na dzień. Czułam się jak na odwyku.
A teraz… Teraz wracam do nałogu. Odruchowo wybieram jego numer i słucham ze
wstrzymanym oddechem. Najpierw sygnał, potem cisza. Zamykam oczy i usiłuję zorientować
się, czy odebrał, czy odrzucił połączenie. W tej chwili mam wrażenie, że dławią mnie samotność
i bezradność.
– Żadnych telefonów. Tak się umówiliśmy – mówi cicho. Jego miękki, ochrypły głos to
Strona 10
ostatnia kropla, która przelewa czarę. Moim ciałem wstrząsa gwałtowny szloch. Zasłaniam usta
dłonią, żeby tego nie słyszał.
Za późno.
– Lydia?
Słyszę panikę w jego głosie, ale nie jestem w stanie wydusić słowa, tylko kręcę głową.
Oddycham szybko, nerwowo.
Graham się nie rozłącza. Wydaje ciche, kojące dźwięki. Poruszają mnie do głębi, ale
z drugiej strony są tak cudownie znajome, że z całej siły przyciskam telefon do ucha. Jego głos
był jednym z powodów, dla których się w nim zakochałam, na długo zanim zobaczyliśmy się po
raz pierwszy. Przypominają mi się wielogodzinne rozmowy, moje rozpalone, obolałe ucho,
chwile, gdy się budziłam, a on cały czas był po drugiej stronie. Jego głos, miękki, cichy, głęboki
i co najmniej tak przenikliwy, jak złotobrązowe oczy.
Przy Grahamie zawsze czułam się bezpieczna. Przez długi czas był moją opoką. Dzięki
niemu doszłam do siebie po Greggu i byłam w stanie z optymizmem patrzeć w przyszłość.
I choć jestem w proszku, to poczucie bliskości budzi się ponownie. Wystarczy jego głos,
bym odrobinę wzięła się w garść. Nie wiem, jak długo tak siedzę, ale w końcu łzy przestają
płynąć.
– Co się dzieje? – pyta w końcu.
Nie mogę powiedzieć. Mogę tylko jęknąć bezradnie.
W pierwszej chwili milczy. Słyszę, jak kilka razy nabiera tchu, jakby chciał coś
powiedzieć, ale w ostatniej chwili gryzł się w język. Kiedy w końcu się odzywa, mówi cicho,
z wyczuwalnym bólem:
– Najbardziej na świecie chciałbym w tej chwili być przy tobie i ci pomóc.
Zamykam oczy i wyobrażam go sobie w jego małym mieszkanku, przy starym biurku,
które wygląda, jakby lada chwila miało rozpaść się na kawałki. Graham twierdzi, że to antyk,
choć tak naprawdę wynalazł je na śmietniku i pomalował.
– Wiem – odpowiadam.
– Ale wiesz też, że nie mogę tego zrobić, prawda?
W salonie coś się stłukło. Słyszę brzęk szkła i głośny krzyk. Nie wiem, rozbawienia czy
rozpaczy, ale i tak natychmiast się prostuję. Nie mogę pozwolić, by James zrobił sobie fizyczną
krzywdę.
– Przepraszam, że zadzwoniłam – mówię cicho i rozłączam się.
Z bólem w sercu wstaję, opuszczam przytulny zakątek i idę zaopiekować się bratem.
Ember
Moja siostra jest chora.
W innych okolicznościach powiedziałabym, że to nic takiego – jakkolwiek by było, jest
grudzień, na dworze temperatura poniżej zera i gdzie się pójdzie, wszyscy kichają i smarkają. To
tylko kwestia czasu, zanim człowiek się zarazi.
Tylko że moja siostra nigdy nie choruje. Naprawdę nigdy.
Kiedy trzy dni temu Ruby wróciła do domu późnym wieczorem i bez słowa poszła do
łóżka, niczego nie podejrzewałam. Przecież dopiero co wróciła z egzaminacyjnego maratonu
w Oksfordzie, który na pewno kosztował ją mnóstwo sił, zarówno fizycznych, jak
i psychicznych. Kiedy jednak następnego dnia twierdziła, że się przeziębiła i nie może iść do
szkoły, wydało mi się to co najmniej dziwne. Bo kto zna Ruby, ten wie, że nawet z gorączką
poszłaby na lekcje ze strachu, że umknie jej coś ważnego.
Strona 11
Dzisiaj jest sobota i zaczynam naprawdę się o nią martwić. Ruby właściwie nie wychodzi
ze swojego pokoju. Leży, czyta książkę za książką i udaje, że jej czerwone, zapuchnięte oczy to
z powodu kataru. Mnie jednak nie oszuka. Stało się coś złego i doprowadza mnie do szału
świadomość, że nie chce mi o tym powiedzieć.
W tej chwili obserwuję, jak bez apetytu miesza łyżką w talerzu, nie jedząc ani odrobiny.
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widziała ją w takim stanie. Jest blada, ma cienie
pod oczami, każdego dnia coraz ciemniejsze. Tłuste włosy zwisają smętnie wokół twarzy, a poza
tym cały czas siedzi w tych samych starych, powyciąganych ciuchach. Zazwyczaj Ruby to
uosobienie porządku i zorganizowania. Nie tylko jeżeli chodzi o szkołę i planowanie, lecz także
w kwestii odpowiedniego prezentowania się. Nie miałam pojęcia, że ma takie niechlujne
domowe ciuchy.
– Przestań się czaić pod moimi drzwiami – mówi nagle. Przyłapana na gorącym uczynku,
drgam nerwowo. Udaję, że właśnie miałam do niej wejść, i zaglądam do pokoju.
Przygląda mi się spod uniesionych brwi i odstawia talerz z zupą na stolik. Tłumię
westchnienie.
– Słuchaj, jeżeli ty jej nie zjesz, ja to zrobię – proponuję żartobliwie, co jednak nie
wywołuje zamierzonego efektu. Ruby tylko macha ręką.
– Daruj sobie.
Sapię głośno i przysiadam na skraju łóżka.
– Do tej pory dawałam ci spokój, bo widziałam, że nie bardzo chcesz gadać, ale… Ja się
naprawdę o ciebie martwię.
Ruby naciąga kołdrę pod brodę, tak że wystaje tylko czubek jej głowy. Ma ponury wzrok,
jakby cały czas przeżywała to, co doprowadziło ją do takiego stanu. Zaraz jednak mruga i wraca
na ziemię, a przynajmniej udaje. Od środy w jej oczach maluje się specyficzny wyraz. Jakby była
tu tylko fizycznie, myślami natomiast ciągle zupełnie gdzie indziej.
– To tylko przeziębienie. Wkrótce będzie mi lepiej – mówi cicho i brzmi przy tym jak
automat na infolinii.
Odwraca się twarzą do ściany i podciąga kołdrę jeszcze wyżej, jasno dając mi do
zrozumienia, że rozmowa dobiegła końca. Wzdycham głośno i chcę wstać, gdy moją uwagę
przykuwa rozświetlony ekran jej telefonu. Pochylam się nad nim.
– Dzwoni Lin – szepczę cicho.
– Wszystko mi jedno – słyszę w odpowiedzi.
Spod zmarszczonych brwi obserwuję, jak wciska czerwoną słuchawkę, i wtedy na
wyświetlaczu pojawia się liczba odrzuconych połączeń. Dwucyfrowa.
– Dzwoniła do ciebie już kilkanaście razy. Nie możesz się bez końca ukrywać.
Moja siostra mruczy coś tylko niezrozumiale.
Mama powtarza, że musimy dać jej czas, ja jednak nie mogę dłużej patrzeć, jak cierpi.
Nie trzeba być geniuszem, żeby dodać dwa do dwóch i dojść do wniosku, że to wszystko ma coś
wspólnego z Jamesem Beaufortem i jego durnymi przyjaciółmi.
Tylko że myślałam, że Ruby już dawno z nim skończyła. Co się stało? I kiedy?
Usiłowałam przeanalizować sytuację tak, jak ona zrobiłaby na moim miejscu,
i w myślach sporządziłam listę:
1. Ruby pojechała do Oksfordu na egzaminy wstępne.
2. Po powrocie jeszcze wszystko było w porządku.
3. Wieczorem przyjechała po nią Lydia Beaufort i gdzieś razem zniknęły.
4. Wtedy wszystko się zmieniło: Ruby zamknęła się w sobie i od tego czasu właściwie się
do nas nie odzywa.
Strona 12
5. Dlaczego?
No dobra, zapewne jej lista byłaby mniej chaotyczna, ale i tak udało mi się ułożyć
wydarzenia w kolejności chronologicznej, dzięki czemu wiem jedno: cokolwiek się stało, miało
miejsce w środowy wieczór.
Więc dokąd zabrała ją Lydia?
Wodzę wzrokiem między Ruby, a raczej czubkiem jej głowy widocznym spod kołdry,
a komórką. Nie zauważy jej braku, tego jestem pewna.
– Jakbyś czegoś potrzebowała, będę obok – mówię, choć wiem, że z tego nie skorzysta.
A potem wstaję z teatralnie głośnym westchnieniem i błyskawicznie chwytam jej komórkę.
Wsuwam ją do rękawa luźnego wełnianego swetra i na paluszkach wracam do siebie.
Starannie zamykam drzwi. Jednocześnie oddycham z ulgą i czuję przypływ wyrzutów
sumienia. Odruchowo zerkam na ścianę, jakby Ruby widziała mnie ze swojego łóżka. Zapewne
nigdy więcej się do mnie nie odezwie, jeśli się dowie, że naruszyłam jej prywatność. Z drugiej
strony moim obowiązkiem jako siostry jest ustalić, jak mogę jej pomóc, prawda?
Podchodzę do biurka, siadam na trzeszczącym krześle i wyjmuję telefon z rękawa swetra.
Moja siostra robi wielką tajemnicę ze wszystkiego, co się dzieje w jej szkole, ja jednak wiem
doskonale, kim są uczniowie Maxton Hall: to dzieci arystokratów, aktorów, polityków,
przedsiębiorców i innych wpływowych osób, o których często mówi się w wiadomościach. Część
z nich od dawna obserwuję na Instagramie, stąd wiem też, co się o nich mówi. Na samą myśl, co
mogli zrobić mojej siostrze, robi mi się niedobrze.
Waham się tylko chwilę, a potem odblokowuję jej telefon i przeglądam listę połączeń.
Nie tylko Lin usiłowała się z nią skontaktować, widzę także nieznany numer. Pojawia się
wielokrotnie. Bez namysłu dzwonię do Lin – jakkolwiek by było, to jedyna osoba z jej szkoły,
którą znam osobiście. Nieśmiało unoszę telefon do ucha. Lin odbiera po jednym sygnale.
– Ruby – woła zdyszana. – Wreszcie. Jak się czujesz?
– Lin? To ja, Ember – wpadam jej w słowo.
– Ember? Dlaczego…
– Ruby nie czuje się najlepiej.
Lin milknie na chwilę. A potem mówi powoli:
– To zrozumiałe wobec tego, co się stało.
– A co się właściwie stało? – pytam. – Co się stało, Lin? Ruby ze mną nie rozmawia, a ja
umieram ze zmartwienia. Beaufort coś jej zrobił? Jeśli tak, osobiście go…
– Ember. – Teraz to ona nie daje mi dokończyć. – O czym ty mówisz?
Marszczę brwi.
– A ty?
– Ja? O tym, że Ruby napisała mi w środę, że pogodziła się z Jamesem, a dzisiaj
dowiaduję się, że w poniedziałek zmarła jego matka.
Strona 13
2
Ruby
Ember po raz kolejny puka do moich drzwi.
Nie mam siły kazać jej odejść. Rozumiem, że się o mnie martwi, ale po prostu nie jestem
w stanie wziąć się w garść, nie mam też ochoty z kimkolwiek rozmawiać. Nawet jeżeli tym kimś
jest moja siostra.
– Ruby, dzwoni Lin.
Marszczę czoło, odsuwam kołdrę od twarzy i przewracam się na drugi bok. Ember stoi
przy moim łóżku i wyciąga w moją stronę dłoń z telefonem. Podejrzliwie mrużę oczy. Z moim
telefonem. A na wyświetlaczu widnieje imię Lin.
– Wzięłaś moją komórkę? – pytam z niedowierzaniem. Czuję, że gdzieś w głębi mnie
wzbiera oburzenie, ale znika równie szybko, jak się pojawiło. Ostatnio moje ciało jest jak czarna
dziura, która pochłania wszelkie emocje, zanim w ogóle zdołają przebić się na powierzchnię.
Nic tak naprawdę do mnie nie dociera, nie mam na nic ochoty. Wstanie z łóżka wymaga
tyle samo wysiłku, co przebiegnięcie maratonu. Od trzech dni nie zeszłam na parter. Odkąd
dostałam się do liceum Maxton Hall, nie opuściłam ani jednego dnia lekcji, ale teraz sama myśl,
że miałabym wziąć prysznic, ubrać się i spędzić wśród ludzi sześć do dziesięciu godzin, mnie
przytłacza. Że już nie wspomnę o tym, że nie zniosłabym widoku Jamesa. Gdybym stanęła z nim
twarzą w twarz, zapadłabym się w sobie jak zwiędnięty kwiat. Albo zalała się łzami.
– Powiedz jej, że oddzwonię – mamroczę. Chciałabym mieć choć trochę czasu, żeby
ponownie wziąć się w garść. Trzy dni to za mało, żeby stawić czoło Lin i jej pytaniom. W środę
wysłałam jej tylko krótką wiadomość. Nie wie, co dokładnie zaszło między mną a Jamesem
w Oksfordzie, a w tej chwili nie mam siły jej tego opowiadać. Nie wie też, co się stało później.
Najchętniej zapomniałabym o całym zeszłym tygodniu i udawała, że wszystko jest jak dawniej.
Niestety to niemożliwe, zwłaszcza że nie jestem w stanie nawet wstać z łóżka.
– Proszę cię, Ruby – mówi Ember i przygląda mi się znacząco. – Nie wiem, dlaczego
jesteś taka nieszczęśliwa i nie chcesz mi tego powiedzieć… Ale usłyszałam od Lin coś ważnego.
I naprawdę uważam, że powinnaś z nią pogadać.
Mierzę siostrę surowym spojrzeniem, ale widząc nieustępliwy wyraz jej twarzy, wiem, że
przegrałam. Nie wyjdzie, póki nie pogadam z Lin. Pod pewnymi względami jesteśmy do siebie
bardzo podobne, a upór z pewnością jest naszą wspólną cechą.
Zrezygnowana wyciągam rękę i biorę od niej telefon.
– Lin?
– Ruby, skarbie, musimy pogadać.
Ton jej głosu zdradza, że wie.
Wie, co zrobił James.
Wie, że dwiema rękami wyrwał mi serce z piersi, cisnął na ziemię i podeptał.
A skoro wie Lin, zapewne wiedzą wszyscy w szkole.
– Nie chcę rozmawiać o Jamesie – mówię ochryple. – Nigdy więcej, rozumiemy się?
W pierwszej chwili Lin milczy, a potem głęboko nabiera tchu.
– Ember mówiła, że w środę wieczorem pojechałaś gdzieś z Lydią.
Milczę, drugą ręką bawię się machinalnie skrajem kołdry.
Strona 14
– Wtedy się dowiedziałaś?
Śmieję się gorzko.
– Niby czego? Jaki z niego dupek?
Lin wzdycha głośno.
– Lydia ci nie powiedziała?
– A co niby miała mi powiedzieć? – pytam niespokojnie.
– Ruby… Czy ty w ogóle przeczytałaś moją wcześniejszą wiadomość?
Lin mówi tak ostrożnie, tak zachowawczo, że nagle robi mi się jednocześnie zimno
i gorąco. Z trudem przełykam ślinę.
– Nie… Od środy w ogóle nie sprawdzałam swojego telefonu.
Lin głośno nabiera tchu.
– Więc naprawdę nic nie wiesz.
– Czego niby nie wiem?
– Siedzisz teraz?
Podnoszę się gwałtownie.
Takie pytanie zadaje się tylko wtedy, gdy wydarzyło się coś naprawdę strasznego. I nagle
widok Jamesa z Elaine, naćpanego, w basenie, zastępuje wizja o wiele bardziej przerażająca:
Jamesa, który spowodował wypadek i jest ranny. Jamesa w szpitalu.
– Co się stało? – pytam ochryple.
– W zeszły poniedziałek zmarła Cordelia Beaufort.
Chwilę trwa, zanim docierają do mnie słowa Lin.
W zeszły poniedziałek umarła Cordelia Beaufort.
Między nami narasta cisza. Staje się nie do wytrzymania.
Matka Jamesa nie żyje. Od poniedziałku.
Przypominam sobie nasze pocałunki, jego dłonie na moim nagim ciele
i wszechogarniającą falę uczuć, gdy był we mnie.
Niemożliwe, że tamtego wieczoru, tamtej nocy, już wiedział. Nawet on nie umie tak
dobrze grać. Nie, i on, i Lydia dowiedzieli się zapewne dopiero w środę.
Słyszę, że Lin coś mówi, ale nie mogę się skupić na jej słowach. W tej chwili myślę tylko
o jednym: czy to naprawdę możliwe, że Mortimer Beaufort przez dwa dni ukrywał przed
własnymi dziećmi fakt, że ich matka nie żyje? A jeżeli tak było, jak fatalnie James i Lydia
musieli się czuć, gdy w środę wrócili do domu i poznali prawdę.
Przypominam sobie zapuchnięte, czerwone oczy Lydii, gdy stała na naszym progu
i pytała, czy James jest u mnie. Puste, pozbawione emocji spojrzenie, które mi posłał. I tamtą
chwilę, gdy wskoczył do basenu i zepsuł wszystko, co poprzedniej nocy narodziło się między
nami.
Odczuwam ból w całym ciele. Odrywam telefon od ucha i przełączam na tryb
głośnomówiący. A potem przeglądam wiadomości. Zaczynam od tej wysłanej z nieznanego
numeru. Konkretnie mówiąc, są to trzy wiadomości:
Ruby, bardzo mi przykro. Wszystko ci wytłumaczę.
Błagam cię, wróć do Cyrila albo powiedz mi, gdzie jesteś, a Percy po ciebie przyjedzie.
Nasza mama nie żyje. James jest w totalnej rozsypce. Nie mam pojęcia, co robić.
– Lin, to prawda? – pytam szeptem.
– Tak – odpowiada równie cicho. – Właśnie opublikowano informację prasową.
Podchwyciły ją już wszystkie media.
Obie milkniemy. W mojej głowie trwa gonitwa myśli. Nic już nie trzyma się kupy. Nic
Strona 15
poza jednym uczuciem, który ogarnia mnie z taką siłą, że kolejne słowa padają właściwe
niezależnie ode mnie.
– Muszę się z nim zobaczyć.
Po raz pierwszy widzę szary mur, który otacza posiadłość Beaufortów. Wjazdu broni
masywna brama z kutego żelaza, a przed nią kłębi się tłum dziennikarzy z kamerami
i mikrofonami w dłoniach.
– Co za szczury – mamrocze Lin pod nosem i zatrzymuje samochód kilka metrów od
nich. Odwracają się błyskawicznie i biegną w naszą stronę.
Lin wciska guzik, automatycznie blokując wszystkie drzwi samochodu.
– Zadzwoń do Lydii, żeby otworzyli nam bramę.
Dziękuję losowi, że w takiej chwili jest u mego boku i cały czas myśli logicznie. Bez
chwili wahania zapytała, czy ma mnie zawieźć do Jamesa, i niecałe pół godziny później stawiła
się pod naszym domem. W tamtym momencie rozwiały się wszelkie wątpliwości, jakie miałam
na temat naszej przyjaźni.
Sięgam po telefon i wybieram numer, z którego w ciągu minionych dni wielokrotnie
próbowano się ze mną skontaktować.
Lydia odbiera po dłuższej chwili.
– Halo? – Ma taki sam głos jak w środę wieczorem, gdy razem jechaliśmy do Cyrila.
– Stoimy pod waszym domem. Możecie otworzyć bramę? – proszę i jednocześnie staram
się ręką zakryć twarz. Nie wiem, czy to przynosi zamierzony skutek. Dziennikarze otaczają
samochód Lin i wykrzykują pod naszym adresem pytania, których nie rozumiem.
– Ruby? Co…?
Ktoś stuka w szybę od mojej strony. Obie podskakujemy nerwowo.
– I to jak najszybciej?
– Poczekaj. – Lydia się rozłącza.
Mija jeszcze pół minuty, zanim brama się otwiera. Ktoś idzie w stronę naszego
samochodu. Po chwili go rozpoznaję.
Percy.
Na widok szofera Beaufortów serce staje mi w gardle. Nagle powracają wspomnienia.
Wspomnienia tamtego dnia w Londynie, który zaczął się pięknie, ale skończył okropnie.
Wspomnienia tamtej nocy, gdy James tak czule się mną opiekował, bo jego przyjaciele zachowali
się jak idioci i wepchnęli mnie do basenu.
Percy przeciska się przez tłum dziennikarzy i daje Lin znak, żeby uchyliła okno.
– Proszę jechać pod sam dom. Dziennikarze złamią prawo, jeżeli wejdą na teren
posiadłości. Nie mogą was gonić.
Lin kiwa głową. Percy usuwa się na bok, a moja przyjaciółka wjeżdża samochodem na
teren Beaufortów. Podjazd przypomina raczej wiejską drogę, jeśli wziąć pod uwagę jego
szerokość i długość. Jedziemy przez ogromny park, na trawniku mieni się szron. W oddali
dostrzegam potężny gmach. Prostokątna bryła, dwa piętra i liczne wykusze. Szary spadzisty dach
jest równie posępny jak cała fasada, zbudowana z cegieł, z czasem pokryta granitem. Mimo
ponurego wyglądu dom zdradza już na pierwszy rzut oka, że mieszkają tu bogaci ludzie. Moim
zdaniem pasuje do Mortimera Beauforta, jest równie zimny i bezosobowy. Nie bardzo natomiast
wyobrażam w nim sobie Lydię i Jamesa.
Lin parkuje za czarnym sportowym wozem przy wjeździe do garażu.
– Mam wejść z tobą? – pyta. Potwierdzam ruchem głowy.
Powietrze jest lodowate. Wysiadamy i szybkim krokiem zmierzamy do schodów. Zanim
na nie wejdziemy, chwytam Lin za ramię. Przyjaciółka odwraca się i mierzy mnie badawczym
Strona 16
spojrzeniem.
– Dzięki, że mnie tu przywiozłaś – wyrzucam z siebie bez tchu. Nie wiem, co mnie czeka
w tym domu, ale fakt, że Lin jest u mego boku, łagodzi strach i poprawia nastrój. Kilka miesięcy
temu byłoby to nie do pomyślenia; wtedy bardzo starannie rozdzielałam życie prywatnego od
szkolnego i Lin właściwie niczego o mnie nie wiedziała. Ale to się zmieniło. Przede wszystkim
za sprawą Jamesa.
– Przecież to oczywiste. – Bierze mnie za rękę i ściska ją z otuchą.
– Dzięki – powtarzam.
Lin kiwa głową, a potem razem pokonujemy schody. Lydia otwiera je, zanim zdążymy
dotknąć dzwonka. Wygląda równie źle, jak trzy dni temu. Tylko że teraz już wiem dlaczego.
– Tak mi przykro, Lydio – szepczę.
Zagryza dolną wargę i wbija wzrok w ziemię. W tej chwili nieważne, że właściwie wcale
się nie znamy i nie jesteśmy ze sobą blisko. Pokonuję ostatni stopień i obejmuję ją. Zaczyna
drżeć na całym ciele, ledwie zamykam ją w ramionach i natychmiast przypomina mi się środa.
Gdybym wtedy wiedziała, co się stało i w jakim jest stanie, nie zostawiłabym jej samej.
– Tak mi przykro – szepczę ponownie.
Lydia wplata palce w mój sweter i ukrywa twarz na moim ramieniu. Obejmuję ją z całej
siły i głaszczę po plecach, i jednocześnie czuję, jak jej łzy wsiąkają w moje ubranie. Nie
wyobrażam sobie nawet, co w tej chwili przeżywa. Gdyby to moja mama umarła… Nie wiem,
jak bym sobie z tym poradziła.
Lin tymczasem cicho zamyka drzwi. Odnajduje mój wzrok. Stoi kilka metrów od nas.
Wydaje się równie przejęta jak ja.
W końcu Lydia odrywa się ode mnie. Na twarzy ma czerwone plamy, jej oczy mienią się
szkliście. Podnoszę rękę i odgarniam jej z policzka wilgotny kosmyk.
– Mogę ci jakoś pomóc? – pytam ostrożnie.
Zaprzecza ruchem głowy.
– Spraw, żeby mój brat znowu był sobą. Jest w fatalnym stanie. Ja… – Głos jej się łamie.
Nic dziwnego, tyle płakała. Odchrząka i mówi dalej: – Słuchaj, jeszcze nigdy nie widziałam go
w takim stanie. Wykańcza się. Nie wiem, jak mu pomóc.
Słucham jej i serce ściska mi się boleśnie. Czuję, że muszę go przytulić tak jak Lydię,
choć jednocześnie panicznie boję się naszego spotkania.
– Gdzie on jest?
– Zaprowadziliśmy go z Cyrilem do pokoju. Zemdlał.
Wzdrygam się, słysząc te słowa.
– Mogę cię do niego zaprowadzić – dodaje i zerka na spiralne schody prowadzące na
górną kondygnację. Odwracam się do Lin, jednak moja przyjaciółka kręci przecząco głową.
– Poczekam tutaj. Idź.
– Chłopcy są w salonie, jakbyś chciała z nimi pogadać. Wkrótce do was dołączę – mówi
Lydia i wskazuje przeciwległą stronę holu, skąd korytarz prowadzi do dalszej części domu.
Dopiero teraz dociera do mnie cicha muzyka z tamtej strony. Lin kiwa głową po chwili wahania.
We dwie z Lydią wchodzimy na górę schodami z ciemnobrązowego drewna.
Mimochodem zauważam, że od wewnątrz dom Beaufortów jest bardziej przytulny niż od
zewnątrz. Hol jest jasny i przestronny. Co prawda nie ma tu, jak u nas na ścianach, rodzinnych
fotografii, ale nie wiszą też olejne portrety przodków nieżyjących od setek lat, jak u państwa
Vega. Tutaj ściany zdobią kolorowe pogodne obrazy i choć nie są osobiste, tworzą przyjemną
atmosferę.
Na piętrze skręcamy w korytarz, tak długi i ciemny, że odruchowo zastanawiam się, co
Strona 17
właściwie kryje się za tymi wszystkimi drzwiami, które mijamy. Jak to możliwe, że mieszka tutaj
tylko jedna rodzina?
– Jesteśmy na miejscu – szepcze Lydia i zatrzymuje się przed drzwiami. Przez chwilę
obie na nie patrzymy, a potem odwraca się do mnie. – Zdaję sobie sprawę, że proszę cię o bardzo
dużo, ale wydaje mi się, że w tej chwili bardzo cię potrzebuje.
Gubię się we własnych myślach i uczuciach. Moje ciało zdaje się wiedzieć, że James jest
za tymi drzwiami, jakby przyciągał mnie jak magnes. I choć sama nie wiem, czy jestem w stanie
pomóc mu w takim stopniu, jak na to liczy Lydia, chcę być u jego boku.
Dotyka mojego barku.
– Ruby… Między Jamesem i Elaine nie wydarzyło się nic poza tamtym pocałunkiem.
Sztywnieję.
– Natychmiast wyszedł z basenu i osunął się na fotel. Zdaję sobie sprawę, że potrafi być
okrutny, ale…
– Lydia… – wpadam jej w słowo.
– …ale on wtedy nie był sobą.
Potrząsam głową.
– Nie dlatego tu przyjechałam.
W tej chwili nie mogę o tym myśleć. Jeżeli to zrobię, jeżeli pozwolę sobie na
wspomnienie Jamesa i Elaine, powrócą wściekłość i rozczarowanie, a wtedy nie będę w stanie
wejść do tego pokoju.
– Teraz nie mogę tego słuchać.
Lydia ma taką minę, jakby chciała zaprotestować, ale ostatecznie tylko głośno wzdycha.
– Po prostu chciałam, żebyś o tym wiedziała.
A potem odwraca się i idzie długim korytarzem z powrotem do schodów. Odprowadzam
ją wzrokiem, aż do nich dochodzi. Staje w plamie światła kładącej się na drogim dywanie. Kiedy
w końcu znika mi z oczu, wracam spojrzeniem do drzwi.
Chyba nic w życiu nie przyszło mi z takim trudem, jak położyć dłoń na klamce. Jest
zimna. Przeszywa mnie dreszcz, gdy po chwili wahania naciskam ją i otwieram drzwi.
Wstrzymuję oddech. Stoję na progu pokoju Jamesa.
Widzę sklepienia, tak wysokie, że zmieściłby się tu zapewne cały nasz szeregowiec. Po
mojej prawej stronie dostrzegam biurko i brązowy skórzany fotel. Po lewej – regały, których
półki uginają się pod książkami i notesami, widzę też kilka rzeźb, podobnych do tych, które
widziałam tamtego dnia w siedzibie firmy. Poza drzwiami, przez które weszłam, dostrzegam
jeszcze dwoje innych, po dwóch stronach pokoju. Wykonano je z litego drewna. Domyślam się,
że jedne prowadzą do łazienki, a drugie, odrobinę mniejsze, do garderoby Jamesa. Na środku
pomieszczenia znajduje się kącik wypoczynkowy: kanapa, niski stolik, perski dywan i fotel
uszak.
Nieśmiało wchodzę do pokoju. Po przeciwnej stronie znajduje się ogromne łóżko. Stoi
między dwoma oknami, przez które do środka wpadają tylko wąskie promienie światła, bo
starannie zaciągnięto zasłony.
Od razu dostrzegam Jamesa.
Leży na łóżku, pod ciemnoszarą kołdrą, która zakrywa większą część jego ciała.
Pochylam się nad nim ostrożnie, aż dostrzegam jego twarz.
Przerażona, gwałtownie nabieram tchu.
Sądziłam, że James śpi… On jednak ma otwarte oczy. A jego spojrzenie przyprawia mnie
o lodowaty dreszcz.
Bo jego wzrok, zazwyczaj pełen wyrazu, jest pusty. Podobnie jak jego twarz.
Strona 18
Zbliżam się o kolejny krok. Nie reaguje, w żaden sposób nie daje po sobie poznać, że
zauważył moją obecność. Patrzy przeze mnie na wskroś. Ma nienaturalnie szerokie źrenice,
powietrze przesyca zapach alkoholu. Odruchowo wracam wspomnieniem do środowego
wieczora, zaraz jednak odpycham je od siebie. Nie przyszłam tu, żeby rozmyślać o zranionych
uczuciach. Przyszłam, bo James stracił mamę. Nikt nie powinien mierzyć się z czymś takim sam.
A już na pewno nie ktoś, na kim mi, mimo wszystko, tak bardzo zależy.
Bez chwili namysłu pokonuję dzielący nas dystans i siadam na skraju łóżka.
– Cześć, James – szepczę.
Wzdryga się, jakby spał, a mój głos boleśnie ściągnął go na ziemię. Chwilę później
odwraca głowę w moją stronę. Widzę cienie pod jego oczami. Włosy bezładnie opadają na czoło,
ma wyschnięte, popękane wargi. Wygląda, jakby od trzech dni odżywiał się wyłącznie
alkoholem.
Kiedy pocałował Elaine, życzyłam mu wszystkiego najgorszego. Życzyłam mu, żeby ktoś
go zranił równie boleśnie, jak on mnie. Chciałam, żeby ktoś pomścił moje złamane serce. Jednak
teraz, kiedy widzę go w takim stanie, nie odczuwam satysfakcji, na jaką wtedy liczyłam. Jest
dokładnie odwrotnie. Mam wrażenie, że jego ból dotyka także mnie, że wciąga mnie w mrok.
Ogarnia mnie rozpacz, bo nie wiem, jak mu pomóc. Wszystkie słowa, które w tej chwili
przychodzą mi do głowy, wydają się bez znaczenia.
Unoszę rękę i odgarniam mu rudoblond kosmyki z czoła. Przesuwam opuszkami palców
po jego policzku, dotykam jego lodowatej twarzy. Mam wrażenie, że trzymam w dłoni coś
niebywale kruchego.
Zbieram się na odwagę, pochylam nad nim i muskam wargami jego czoło.
Głośno nabiera tchu. Przez chwilę trwamy w tej pozycji, bo oboje boimy się poruszyć.
A potem odsuwam się i cofam dłoń.
Sekundę później James chwyta mnie za biodra. Wbija w nie palce i dosłownie rzuca się
na mnie. Jestem tak przerażona jego nagłą reakcją, że nie wiem, co robić. James obejmuje mnie
i wtula twarz moją szyję. Jego ciałem wstrząsa szloch.
Obejmuję go i tulę do siebie. W tej chwili nie ma słów, które mogłabym wypowiedzieć.
Wiem, co w tej chwili czuję, i nie chcę nawet udawać, że jest inaczej.
W takim momencie mogę tylko przy nim być. Mogę głaskać go po plecach i dzielić z nim
rozpacz. Mogę zatracić się w jego uczuciach i dać mu do zrozumienia, że nie jest z tym
wszystkim sam, bez względu na to, co się między nami wydarzyło.
A kiedy James szlocha w moich ramionach, dociera do mnie, jak bardzo się myliłam
w osądzie sytuacji.
Myślałam, że po tym, co mi zrobił, będę w stanie najnormalniej w świecie wykreślić go
z mojego życia. Miałam nadzieję, że szybko o nim zapomnę. Teraz jednak, gdy czuję, jak na
mnie działa jego ból, muszę się pogodzić z faktem, że nie nastąpi to w najbliższym czasie.
Strona 19
3
James
Ściany wirują. Nie wiem, gdzie jest podłoga, a gdzie sufit. Czuję na sobie dłonie Ruby
i tylko dzięki nim mam jeszcze kontakt z rzeczywistością. Siedzi na moim łóżku, oparta
o wezgłowie, a ja leżę z głową na jej kolanach. Obejmuje mnie mocno, głaszcze po włosach.
Koncentruję się tylko na jej cieple, na jej równomiernym oddechu i dotyku.
Nie mam pojęcia, ile czasu minęło. Ilekroć usiłuję sobie coś przypomnieć, mój umysł
zasnuwa mgła. Tylko dwie myśli powracają w krótkich momentach przytomności.
Po pierwsze: mama nie żyje.
Po drugie: całowałem się z inną dziewczyną na oczach Ruby.
Nieważne, ile wlewam w siebie w alkoholu, jakie prochy zażywam, do końca życia nie
zapomnę miny Ruby w tamtej chwili. Nie zapomnę jej niedowierzania i rozpaczy. Jakbym
zniszczył jej cały świat.
Wtulam twarz w jej brzuch. Trochę dlatego, że obawiam się, że zaraz wstanie i wyjdzie,
a trochę dlatego, że boję się, że lada chwila powrócą łzy. Niepotrzebnie, nie dzieje się ani jedno,
ani drugie. Ruby zostaje, a we mnie nie ma już chyba ani jednej zbędnej kropli wilgoci.
Mam wrażenie, że w ogóle ze mnie nic nie zostało. Może moja dusza umarła razem
z matką. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że zrobiłem Ruby coś takiego?
Jak mogłem jej to zrobić?
Co jest ze mną nie tak?
Co, do jasnej cholery, jest ze mną nie tak?!
– James? Musisz oddychać – szepcze Ruby.
Jej słowa uświadamiają mi, że rzeczywiście przestałem oddychać. Nie wiem nawet kiedy.
Nabieram głęboko tchu i zaraz ponownie wypuszczam powietrze z płuc. To wcale nie jest
takie trudne.
– Co się ze mną dzieje? – wypowiadam te słowa szeptem, ale kosztuje mnie to tyle
wysiłku, jakbym je wykrzyczał.
Dłoń Ruby nieruchomieje.
– Przeżywasz żałobę – odpowiada równie cicho.
– Ale dlaczego?
Przed chwilą w ogóle nie oddychałem, teraz robię to zdecydowanie za szybko. Siadam
gwałtownie. Odczuwam ból w klatce piersiowej, we wszystkich członkach, jakbym przesadził na
treningu. A przecież w ciągu ostatnich dni koncentrowałem się tylko na tym, by zapomnieć, co
obecnie dzieje się w moim życiu.
– Dlaczego co? – Patrzy na mnie ciepło. Nie pojmuję, jak może znieść mój widok.
– Dlaczego ją opłakuję. Powiedzmy sobie szczerze, tak naprawdę wcale za nią nie
przepadałem.
Przerażają mnie słowa, które w tej chwili padają z moich ust. Naprawdę to powiedziałem?
Ruby odnajduje moją dłoń i ściska z całej siły.
– Straciłeś mamę. To normalne, że jesteś w rozsypce, kiedy umiera jedna z najbliższych
ci osób.
Nie wydaje się równie pewna siebie i przekonana jak zazwyczaj. Chyba nawet Ruby nie
Strona 20
ma pojęcia, jak człowiek się czuje w takiej sytuacji. Jednak sam fakt, że tu jest i stara się mnie
pocieszyć, wydaje mi się snem.
Bo może to naprawdę sen.
– Co to jest? – szepcze nagle i unosi moją prawą dłoń.
Podążam za jej wzrokiem. Moje kłykcie są ciągle zakrwawione, skórę pokrywają
czerwonosine plamy.
Więc może to jednak nie sen. A jeżeli nawet, to bardzo realistyczny.
– Uderzyłem ojca. – Wypowiadam te słowa bez żadnych emocji. Niczego nie czuję, gdy
to mówię. Kolejna rzecz, która jest ze mną nie tak. W końcu każdy w miarę normalny człowiek
wie, że na rodziców nie podnosi się ręki. Ale gdy ojciec powiedział nam o śmierci mamy takim
zimnym, bezosobowym głosem, poczułem, że dłużej nie wytrzymam.
Ruby unosi moją dłoń i przywiera do niej ustami. Serce bije mi coraz szybciej, przeszywa
mnie dreszcz. Jej dotyk dobrze mi robi, choć jej czułość mnie wykańcza. To wszystko wydaje mi
się totalnie niewłaściwe i zarazem idealne.
Rodzice od dziecka wbijali mi do głowy, że nie powinienem okazywać po sobie emocji.
Bo kiedy człowiek to robi, inni mogą go poznać i wyczuć słaby punkt. A kiedy masz słabości,
stajesz się łatwym celem ataku, na co nie może sobie pozwolić ktoś stojący na czele ogromnej
firmy. Nie przygotowali mnie jednak na taką sytuację. Co robić, kiedy człowiek ma osiemnaście
lat i traci matkę? Dla mnie istniała tylko jedna odpowiedź: trzeba zagłuszyć prawdę alkoholem
i narkotykami i udawać, że nic się nie stało.
Teraz jednak, gdy jest przy mnie Ruby, nie wiem, czy dam radę dłużej udawać. Wędruję
wzrokiem po jej twarzy: patrzę na zmierzwione włosy, przesuwam spojrzenie na szyję.
Doskonale pamiętam, co czułem, przywierając wargami do jej miękkiej skóry. Jak cudownie było
mieć ją przy sobie. Być w niej.
W tej chwili wygląda tak smutno, jak ja się czuję. Nie wiem, czy myśli tylko o mojej
mamie, czy także o tym, jak bardzo ją skrzywdziłem.
Jednego jestem pewien: Ruby nie zasłużyła na takie traktowanie. Przy niej zawsze
czułem, że mogę wszystko. Bez względu na to, co się wydarzyło… Nie powinienem był
pozwolić, żeby Elaine mnie pocałowała, tylko po to, żeby samemu sobie i wszystkim wokół
udowodnić, że jestem zimnym draniem pozbawionym uczuć, którego nic nie jest w stanie
dotknąć, nawet śmierć własnej matki. Zachowałem się jak tchórz, w ten sposób odpychając
Ruby. I to był największy błąd mojego życia.
– Bardzo mi przykro – mówię ochryple. Moje gardło jest jak zardzewiałe, każde słowo
kosztuje mnie mnóstwo wysiłku. – Przepraszam za to, co zrobiłem.
Ruby spina się na całym ciele. Mijają minuty, a ona się nie rusza. Wydaje mi się, że teraz
ona przestała oddychać.
– Ruby…
Potrząsa głową.
– Nie. Nie dlatego to przyjechałam.
– Zdaję sobie sprawę, że popełniłem błąd, ja…
– James, przestań – szepcze błagalnie.
– Wiem, że nie masz powodu, żeby mi wybaczyć, ale…
Ruby wysuwa drżącą dłoń z mojej. A potem wstaje, wygładza na sobie sweterek
i poprawia kucyk. Sprawia wrażenie, jakby chciała odzyskać idealny wizerunek, za sprawą
którego przez dwa lata w ogóle jej nie zauważałem. Ale przecież między nami zaszło zbyt wiele.
Nic nie jest w stanie sprawić, by ponownie stała się dla mnie niewidzialna.
– Nie mogę teraz, James – mówi cicho. – Przykro mi.
Recenzje
Idealna książka, jedna z moich ulubionych. Czyżby w następnej części przyszła kolej na Remo i porwaną pannę? To mógłby być interesujący wątek 🙂
Świetna. Uwielbiam całą serię.
jak zwykle świetna!
Rewelacja. zalecam
Mega