Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Po nieudanej próbie samobójczej Christine Lavant zgłosiła się do kliniki psychiatrycznej w Klagenfurcie, gdzie spędziła sześć tygodni – był rok 1935, przyszła autorka miała dwadzieścia lat. Ów obraz z przeszłości został wywołany i poddany obróbce literackiej jako „Zapiski z domu wariatów” nad dekadę później, aczkolwiek pierwsza niemiecka edycja ukazała się dopiero w 2001 roku.Lavant nie odważyła się wydać tej książki za życia – być może nie tylko ze względów osobistych, lecz i z powodu szerszego kontekstu historycznego, tj. niechlubnego uwikłania Austrii w nazizm. Po II wojnie światowej okazało się bowiem, że w czasach III Rzeszy w szpitalu, w którym kilka lat wcześniej przebywała pisarka, przeprowadzano eksterminację osób chorych umysłowo i upośledzonych. Autorka, pełna również wątpliwości co do opisu postaci mających rozpoznawalne pierwowzory, zniszczyła swój rękopis. Późniejsza publikacja była możliwa dzięki manuskryptowi zachowanemu przez tłumaczkę, która w latach pięćdziesiątych przełożyła element na mowa angielski.„Zapiski” to proza jednocześnie autentyczna i wyrafinowana, osobista i pełna dramatyzmu narracja łączy się w niej z artystyczną dojrzałością i oryginalnością języka.„Jedna z prekursorskich pozycji szerokiego dziś, cenionego i silnie obecnego w literaturze niemieckojęzycznej nurtu beletrystyki zmagającej się z tematem choroby”. Arkadiusz Żychliński „Christine Lavant wyszukuje historie o archaicznym rozmachu, a jednak w pełni współczesne”. Carola Wiemers, Deutschlandradio „Opowieść bez jednoznacznych morałów i scenariuszy, a jednocześnie wyjątkowo zapadająca w pamięć, poruszająca ciekawe aspekty ludzkiej psychiki, cielesności, zniewolenia i relatywnej definicji wolności”. Inez Okulska
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Zapiski z domu wariatów |
Autor: | Lavant Christine |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Ossolineum |
Rok wydania: | 2017 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
„Czy po tygodniach pobytu tutaj będę miała jeszcze ochotę lub odwagę, aby się śmiać? A może właśnie tak? Może w ogóle w takich miejscach należy dopiero nauczyć się śmiechu, aby już na zawsze mieć go w sobie.” Powiada się, że w szaleństwie jest metoda. W szaleństwie jest również pokusa, jakaś niewyjaśniona siła przyciągania, próba odnalezienia samego siebie w rozbijających się o nas falach pozorów normalności. Przyszła pisarka, młoda Christine Lavante podejmuje próbuję samobójczą, po czym dobrowolnie zgłasza się na kurację do austriackiej kliniki psychiatrycznej. O tym informuje nas okładka. Dodaje również, że autorka nie odważyła się wydać tej książki za życia. Ujrzała światło dziennie dopiero w 2001 roku. Christine Lavante prowadzi nas po korytarzach kliniki w formie niemalże lirycznego dziennika, przelewa się przez nas jej strumień świadomości pisany ukradkiem. Stawia niepewne kroki w miejscu, w którym wyczuwa, że panuje wyraźnie nakreślona hierarchia. Stara się nie wychylać, lecz również bacznie obserwuje różnorakie „stopnie szaleństwa”. Uwodzi ją rzucić miską o ścianę podczas posiłku, lecz jednocześnie pragnie też odrobiny człowieczeństwa od personelu. Balansuje pomiędzy poczuciem bycia pacjentką a gościem na oddziale. „I ten wysoki głos, który przypominał śpiew piły, a w bezzębnych ustach brzmiał tak obco, jakby zaraz miało się w nich ukazac małe białe zwierzątko. Lecz zwierzątko pozostawało ukryte, śpiewało tylko wysokim tonem, w uniesieniu, dla kogoś, kto może znajdował się wśród nas, niewidzialny. Autorka wyraża obawy, że składa się z samej nienawiści, zatem może się wydawać jakby sama pragnęła, by ten wysoki głos wydobywał się właśnie z niej. Szaleństwo jako małe, białe zwierzątko, niewidzialny powiernik, ucieleśnienie ukrytego. W głośnych rozważaniach skromnej kobiety czytelnik sam doszukuje się przyczyn dobrowolnego zrzeszenia się „wolności” na sześc tygodni i poświecenie ich na pobyt w klinice psychiatrycznej, tam gdzie „piętrzą się góry udręki”. Dużo jest poetyckości w opisach Lavante. Adam Lipszyc w posłowiu zdradzi nam dodatkowe detale z życia i procesu twórczego autorki, ja nie będę ich Wam obnażać. Nie zabieram nigdy radości odkrywania, po książkę musicie sięgnąć sami, a wiedzcie, że warto. Młodą Chrtistine wypełnia chęć niesienia pomocy, a jednocześnie przystosowania się do panujących warunków. Towarzyszą temu wręcz filozoficzne rozważania natury ludzkiej, to jak lekcja empatii i pokory. Prócz barwnej galerii postaci, którą Lavante nam dawkuje, budując wnikliwy obraz szaleństwa mimo małej objętości książki, rysuje także przed nam pejzaż kobiety budzącej się do bycia pisarką z własnym, silnym głosem. „Taka jej dola” – mówi, a dużo razy po drodze do szanowanej władczyni swoich opowieści, stanie się obiektem protekcjonalnych drwin w męskim świecie. Szpital zaczyna się niespodziewanie jawić jako azyl od wyśmiewania i pokazywania palcami, może być domem dla jej chęci pisania poezji. W nieśmiałym lęku przed zaciśnięciem i kaftanem bezpieczeństwa, rodzi się przed nami przyszła pisarka. Z między kart będzie się nam też wyłaniać zagadkowa historia miłości niemożliwej i rozważania na temat kondycji świata a także chęci bycia w nim kochaną. Nic jednak nie będzie wybrzmiewać tak donośnie jak chęć zrozumienia „szalonego”. Christine jest świadoma, że przypisana jest jej rola podwójnego odmieńca. Poza murami przypnie się jej piętno wariatki, a za murami kliniki jest pacjentką gorszego rodzaju, bo „zaledwie podjęła próbę samobójczą”. Ciągle na rozstaju i pomiędzy, co jednak daje jej okazję bycia głosem ogółu, nieoceniającym świadkiem, wnikliwą pacjentką chorego świata. Zapiski mogą wydawać się formą rozmowy i kuracji. Lavante wyprzedza własne czasy słusznie wnioskując, że pacjentom bardziej przyda się w drodze do zdrowia rozmowa i wniknięcie w ich tok myślenia niż zastrzyki i pętające kaftany. Zrobi to dodatkowo mową wybitnym, skrojonym na miarę pisarki o poetyckim zacięciu. Przeniesie nas jakby na deski teatru, inscenizując wachlarz ciekawych postaci, którzy w swej teatralności wybrzmiewają autentycznością, która może odbić się echem od niejednego współczesnego czytelnika. To nie pogoda skłania Lavante do samobójstwa. Ja też Wam nie zdradzę co. Gdzie jest sedno. I czy w szaleństwie jest zaiste metoda. Powiem Wam jedynie, że ktoś karmiący się rozważaniami na temat normalności, czy to siebie czy świata, będzie nasycony lekturą „Zapisków z domu wariatów”. Z zapisków z potyczki o szaleństwo czy pozorną normalność?