We Włoszech wszyscy są mężczyznami. Powieść graficzna o internowaniu homoseksualistów w czasach faszyzmu
Średnia Ocena:
We Włoszech wszyscy są mężczyznami. Powieść graficzna o internowaniu homoseksualistów w czasach faszyzmu
Książka ebook opowiada o faszyzmie, hipokryzji, przyjaźni, zapomnianych skandalach, lecz przede wszystkim o dwóch mężczyznach różniących się wiekiem i temperamentem, których spotkanie może pozwoli na pokonanie duchów przeszłości.
Szczegóły
Tytuł
We Włoszech wszyscy są mężczyznami. Powieść graficzna o internowaniu homoseksualistów w czasach faszyzmu
Autor:
Santis Luca,
Colaone Sara
Rozszerzenie:
brak
Język wydania:
polski
Ilość stron:
Wydawnictwo:
Centrala
Rok wydania:
Tytuł
Data Dodania
Rozmiar
Porównaj ceny książki We Włoszech wszyscy są mężczyznami. Powieść graficzna o internowaniu homoseksualistów w czasach faszyzmu w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.
We Włoszech wszyscy są mężczyznami. Powieść graficzna o internowaniu homoseksualistów w czasach faszyzmu PDF - podgląd:
Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.
Podgląd niedostępny.
To twoja książka?
Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.
Recenzje
karolides
Chociaż od zakończenia II wojny światowej minęło już nad 70 lat, to opowieść o tym zdarzeniu stale jest czymś ciężkim i - mówiąc kolokwialnie - niesamowicie śliskim. W historii tego światowego konfliktu stale kryją się tematy, którymi nie stawiliśmy czoła. Jednym z nich jest sytuacja homoseksualistów we Włoszech. Komiks We Włoszech wszyscy są facetami usiłuje sprostać tej kwestii. Czy udanie? Opowieść o zdarzeniach wojennych jest wyjątkowo ciężkim zadaniem. Wciąż, pomimo upływu tak wielu lat, dyskurs II wojny światowej nacechowany jest sporą gamą emocji, wzajemnego oskarżania się, odkupowania grzechów i chęcią uznania jednej, właściwej, prawdy. Jeszcze większe kłopoty sprawia mówienie o losie osób homoseksualnych w trakcie tego dużego konfliktu zbrojnego. Na temat holokaustu a także obozów koncentracyjnych istnieje dużo wypowiedzi - odnośnie eksterminacji gejów i lesbijek, stale powiedziano zbyt mało. Sprawę utrudnia fakt, że - niestety - tematyka LGBT stale pozostaje w niektórych kręgach swoistym tabu, bądź jest powodem stygmatyzacji. Właśnie dlatego tak kluczowe jest, żeby w świadomości społeczeństwa zostały zasiane historie osób homoseksualnych, którzy ucierpieli podczas II wojny światowej. A co jest lepszym metodą na dotarcie do szerokiego grona odbiorców, niż popkultura? Komiks jest medium, który pozwala na większą swobodę, kiedy twórca chce wypowiedzieć się na tematy uznawane jako trudne. Prócz słowa pisanego, dostępna jest też warstwa graficzna, która potrafi przekazać czytelnikowi to, czego niejednokrotnie nie można ubrać w słowa. Doskonałym przykładem takiego rozwiązania jest komiks Rycerze świętego Wita, autorstwa Davida B. Niestety, Luca de Santis a także Sara Coleone nie poradzili sobie z tym wyzwaniem. Początkowy zamysł był udany. Autorzy postanowili podzielić komiks na dwie części: dziejącą się w okresie II wojny światowej a także opisującą wydarzenia współczesne. Główny bohater, Antonio de Ninella, ma udzielić wywiadu dwóm twórcom filmowym. Facet w młodości został zesłany na wyspę San Domino - miejsce internowania włoskich homoseksualnych mężczyzn. Jego rozmowy z filmowcami przeplatane są wspomnieniami z zesłania. Taki zabieg jest bardzo ciekawy, bo pozwala nadać opowiadanej historii lekkości - co w sumie brzmi niedorzecznie, zważywszy, że rozmawiamy o internowaniu przez władze faszystowskie. Jednak, w przypadku przedstawiania zdarzeń z dużą dawką akcji i emocji, bardzo przydatne są chwile wytchnienia dla czytelnika. Ten sposób zwykle pozwala także na lepsze zgłębienie psychiki przedstawianych postaci, co możemy zauważyć na przykład w - kanonicznym już - komiksie Arta Spiegelmana, Maus. Takimi momentami mogłyby być właśnie te elementy komiksu o Włochach, w których autorzy przedstawiają nam spotkanie Antonia z młodymi twórcami filmowymi. W założeniu, obie czasoprzestrzenie powinny się napędzać, jednak We Włoszech wszyscy są facetami ze strony na stronę traci nagromadzenie emocjonalne. Tym samym, kiedy w scenach z San Domino dochodzi do katastrofy, przechodzi ona bez większego echa. Przyznam szczerze, że kiedy dotarłam do tego momentu, musiałam wrócić do tej sceny, bo przerzuciłam strony bez większego zainteresowania i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co się stało. Niepowodzenia w stworzeniu tej historii upatruję w sposobie przedstawienia bohaterów. Moim zdaniem, Luca de Santis nie sprostał pokazaniu złożoności charakterów. Jego postacie są płytkie, a dowiadujemy się o nich tyle, co kot napłakał. Nie sposób utożsamiać się z którymś z bohaterów, współczuć im, bądź przeżywać przedstawione wydarzenia. Jedynym światełkiem wydawać się może relacja Antonia ze strażnikiem, jednak i w tym przypadku, otrzymujemy jedynie zalążek, co pozostawia czytelnikowi jedynie niedosyt. Poza tym, komiks cechuje się dość sporą ilością dialogów, które niekoniecznie są trafne i niekoniecznie wnoszą coś do opowieści. Zanim się obejdziemy, We Włoszech wszyscy są facetami kończy się, a my zostajemy z jednym dużym znakiem zapytania. Sytuacji nie poprawia warstwa graficzna. Mimo że malunki Sary Coleone nie są złe, to powiedzieć o nich można jedynie tyle, że są prawidłowe - chociaż niektórych może razić ich kreskówkowość. Szybkość w nich przedstawiona jest, moim zdaniem, zupełnie nietrafiona. Brakuje tu zabawy światłem, bądź odpowiedniej ekspresji. Mogłabym powiedzieć, że powinniście sięgnąć po ten komiks, chociażby po to, żeby dowiedzieć się czegoś o sytuacji homoseksualistów w trakcie II wojny światowej. Ponieważ tak, to bardzo ważne, żeby o takich rzeczach mówić. Jednak nie starczy po prostu poruszyć tematu. Jeśli już za coś się bierzemy, to powinniśmy zrobić to dobrze. Tym bardziej, jeśli mamy do czynienia z tematyką społeczności LGBT, której dyskurs niejednokrotnie jest pełen nienawiści, uprzedzeń i fałszywości.
Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklam, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym.
Czytaj więcejOK
Recenzje
Chociaż od zakończenia II wojny światowej minęło już nad 70 lat, to opowieść o tym zdarzeniu stale jest czymś ciężkim i - mówiąc kolokwialnie - niesamowicie śliskim. W historii tego światowego konfliktu stale kryją się tematy, którymi nie stawiliśmy czoła. Jednym z nich jest sytuacja homoseksualistów we Włoszech. Komiks We Włoszech wszyscy są facetami usiłuje sprostać tej kwestii. Czy udanie? Opowieść o zdarzeniach wojennych jest wyjątkowo ciężkim zadaniem. Wciąż, pomimo upływu tak wielu lat, dyskurs II wojny światowej nacechowany jest sporą gamą emocji, wzajemnego oskarżania się, odkupowania grzechów i chęcią uznania jednej, właściwej, prawdy. Jeszcze większe kłopoty sprawia mówienie o losie osób homoseksualnych w trakcie tego dużego konfliktu zbrojnego. Na temat holokaustu a także obozów koncentracyjnych istnieje dużo wypowiedzi - odnośnie eksterminacji gejów i lesbijek, stale powiedziano zbyt mało. Sprawę utrudnia fakt, że - niestety - tematyka LGBT stale pozostaje w niektórych kręgach swoistym tabu, bądź jest powodem stygmatyzacji. Właśnie dlatego tak kluczowe jest, żeby w świadomości społeczeństwa zostały zasiane historie osób homoseksualnych, którzy ucierpieli podczas II wojny światowej. A co jest lepszym metodą na dotarcie do szerokiego grona odbiorców, niż popkultura? Komiks jest medium, który pozwala na większą swobodę, kiedy twórca chce wypowiedzieć się na tematy uznawane jako trudne. Prócz słowa pisanego, dostępna jest też warstwa graficzna, która potrafi przekazać czytelnikowi to, czego niejednokrotnie nie można ubrać w słowa. Doskonałym przykładem takiego rozwiązania jest komiks Rycerze świętego Wita, autorstwa Davida B. Niestety, Luca de Santis a także Sara Coleone nie poradzili sobie z tym wyzwaniem. Początkowy zamysł był udany. Autorzy postanowili podzielić komiks na dwie części: dziejącą się w okresie II wojny światowej a także opisującą wydarzenia współczesne. Główny bohater, Antonio de Ninella, ma udzielić wywiadu dwóm twórcom filmowym. Facet w młodości został zesłany na wyspę San Domino - miejsce internowania włoskich homoseksualnych mężczyzn. Jego rozmowy z filmowcami przeplatane są wspomnieniami z zesłania. Taki zabieg jest bardzo ciekawy, bo pozwala nadać opowiadanej historii lekkości - co w sumie brzmi niedorzecznie, zważywszy, że rozmawiamy o internowaniu przez władze faszystowskie. Jednak, w przypadku przedstawiania zdarzeń z dużą dawką akcji i emocji, bardzo przydatne są chwile wytchnienia dla czytelnika. Ten sposób zwykle pozwala także na lepsze zgłębienie psychiki przedstawianych postaci, co możemy zauważyć na przykład w - kanonicznym już - komiksie Arta Spiegelmana, Maus. Takimi momentami mogłyby być właśnie te elementy komiksu o Włochach, w których autorzy przedstawiają nam spotkanie Antonia z młodymi twórcami filmowymi. W założeniu, obie czasoprzestrzenie powinny się napędzać, jednak We Włoszech wszyscy są facetami ze strony na stronę traci nagromadzenie emocjonalne. Tym samym, kiedy w scenach z San Domino dochodzi do katastrofy, przechodzi ona bez większego echa. Przyznam szczerze, że kiedy dotarłam do tego momentu, musiałam wrócić do tej sceny, bo przerzuciłam strony bez większego zainteresowania i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co się stało. Niepowodzenia w stworzeniu tej historii upatruję w sposobie przedstawienia bohaterów. Moim zdaniem, Luca de Santis nie sprostał pokazaniu złożoności charakterów. Jego postacie są płytkie, a dowiadujemy się o nich tyle, co kot napłakał. Nie sposób utożsamiać się z którymś z bohaterów, współczuć im, bądź przeżywać przedstawione wydarzenia. Jedynym światełkiem wydawać się może relacja Antonia ze strażnikiem, jednak i w tym przypadku, otrzymujemy jedynie zalążek, co pozostawia czytelnikowi jedynie niedosyt. Poza tym, komiks cechuje się dość sporą ilością dialogów, które niekoniecznie są trafne i niekoniecznie wnoszą coś do opowieści. Zanim się obejdziemy, We Włoszech wszyscy są facetami kończy się, a my zostajemy z jednym dużym znakiem zapytania. Sytuacji nie poprawia warstwa graficzna. Mimo że malunki Sary Coleone nie są złe, to powiedzieć o nich można jedynie tyle, że są prawidłowe - chociaż niektórych może razić ich kreskówkowość. Szybkość w nich przedstawiona jest, moim zdaniem, zupełnie nietrafiona. Brakuje tu zabawy światłem, bądź odpowiedniej ekspresji. Mogłabym powiedzieć, że powinniście sięgnąć po ten komiks, chociażby po to, żeby dowiedzieć się czegoś o sytuacji homoseksualistów w trakcie II wojny światowej. Ponieważ tak, to bardzo ważne, żeby o takich rzeczach mówić. Jednak nie starczy po prostu poruszyć tematu. Jeśli już za coś się bierzemy, to powinniśmy zrobić to dobrze. Tym bardziej, jeśli mamy do czynienia z tematyką społeczności LGBT, której dyskurs niejednokrotnie jest pełen nienawiści, uprzedzeń i fałszywości.