Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
W świeżym tomie Marcin Sendecki wciąż odsyła czytelnika do przeszłości, do konkretnych osób i miejsc, konstruuje wiersze-historie, wiersze-anegdoty. Z drugiej strony poeta stale problematyzuje zasadność i możliwość autobiograficznej opowieści, w jaką układają się kolejne rozdziały tego dziwacznego poematu.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | W |
Autor: | Sendecki Marcin |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Biuro Literackie |
Rok wydania: | 2017 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Z poezją Marcina Sendeckiego spotkałam się przy okazji jego poprzedniego tomu poetyckiego Lamety; lektura okazała się zarówno intrygująca, jak i frapująca. Lamety okazały się zestawem wierszy niełatwych w odbiorze, silnie intertekstualnych. Stąd również z ciekawością i skrywaną obawą sięgnęłam po W, najwieższy tom w dorobku gdańskiego poety. Chociaż, czy Sendeckiego możemy uznać za gdańskiego twórcę? Choć narodzony w Gdańsku, Sendecki dorastał w Tomaszowie, a większą i tę najbardziej twórczą element życia spędził w Warszawie i to Warszawa (W) stanowi swoiste spoiwo tomiku. Kompozycja całego tomu jest wyjątkowo przemyślana. Dedykacja wskazuje na osobisty charakter zbioru, a autobiograficzny rys uwidacznia się choćby w liczbie wierszy (49), która odpowiada wiekowi autora w chwili powstawania W. Motto, pochodzące ze Smutku tropików Claude’a Lévi-Straussa, co prawdopodobnie oczywiste, nie pojawia się przypadkowo, lecz stanowi niejako klucz do całego tomu. Przez pryzmat tej myśli możemy spoglądać na W jako na całość, dostrzegając pełniejszy obraz poetyckiego świata. Wiersze przypominają urywki z życia, krótkie refleksy pamięci o przeszłości. Trochę to liryka codzienności, choć może bardziej chwil, lecz nie tych najważniejszych. Czytając wiersze Sendeckiego, odniosłam wrażenie, że mam do czynienia z epifanicznością, aczkolwiek moje przeczucie mnie zwodzi. Na pewno wiersze z tego zbioru nie są tak misternie wykonane jak te, które składają się na tom Lamety, choć uważam, że jest to plus tego tomu. Teksty nie mają tytułów, są numerowane, mijają jeden po drugim jak lata lub wspomnienia. W pierwszym wierszu Sendecki dokonuje gestu otwarcia, zaprasza czytelnika do lektury, do wejścia w stworzony przez siebie świat i od początku rozpoczyna grę z odbiorcą; grę, w której na potyczka mamy do wyboru dwoje drzwi (albo okien), przez które będziemy zerkać: Niezła książka ebook może polegać na tym że nie wiadomo o co w niej chodzi Zła książka ebook może polegać na tym że nie wiadomo o co w niej chodzi Popatrzcie Wchodzimy i co? Jakiego wyboru byśmy nie dokonali na wstępie, będziemy chcieli poznać zakończenie historii opowiadanej przez Sendeckiego, historii fragmentarycznej, nieposklejanej, stanowiącej fragmenty układanki. Te poetyckie puzzle według mnie składają się na obraz, w którym można wyróżnić trzy kręgi tytułowego W. Warszawa. To po niej się przechadzamy razem z poetą, jeździmy metrem, tramwajem i autobusem. Zatrzymujemy się na środku ulicy, pijemy ze znajomymi, doznajemy przebłysków pamięci, tracimy czas, żyjemy. Warszawa w tomie po prostu jest i nie potrzebuje specjalnych opisów, stanowi tło, lecz jej obecność pozostaje niezaprzeczalna; poruszamy się po mieście bez skrępowania, jak miejscowi. Wspomnienia. Urywki z młodości, przebłyski ze studiów, z pracy w „brulionie”, ze spotkań; twarze i imiona ludzi, którzy są i którzy byli; życie w skrócie, z uwydatnieniem tego, co najistotniejsze, czyli tego, co na pozór nieistotne. Wiersze. One także są tu ważne, stanowią sens, mogą być dobre albo złe, piszą się albo nie, lecz są obecne pomiędzy jednym piciem a drugim, a nawet w trakcie; objawiają się podczas jazdy komunikacją miejską, mieszczą się w mieście, we wspomnieniach, kryją się w życiu. Do W na pewno jeszcze wrócę, ponieważ czuję, że każda następna lektura będzie dla mnie odkryciem swoich przebłysków przeszłości. Podoba mi się poza tym brak patetycznych fraz w tej, bądź co bądź, nostalgicznej poetyckiej podróży. Zachęcam was do przeczytania najnowszego tomu Marcina Sendeckiego, może również znajdziecie w niej siebie. Popatrzcie.