Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Subtelna proza znad brzegów chłodnego Atlantyku Alistair MacLeod, jeden z najwybitniejszych kanadyjskich prozaików XX wieku, z rzadko spotykanym kunsztem, mądrością i ciepłem omawia życie rybaków i górników z Nowej Szkocji i Nowej Fundlandii. Polscy czytelnicy znajdą w jego prozie to wszystko, za co pokochali powieści jego rodaka Michaela Crummeya: obrazy surowej, olśniewającej przyrody, bohaterów twardych, zawziętych, ale na własny sposób romantycznych, opis cudowna i trudów życia rodzinnego, a także zaskakująco delikatny mikrokosmos odciętych od świata osad rybackich.Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte XX wieku. Wywodzący się z Irlandii i Szkocji mieszkańcy wschodniego wybrzeża Kanady coraz dotkliwiej czują, że ich obyczaje i sposób życia zaczynają rozmijać się z wzorcami i oczekiwaniami „nowoczesności”. Podczas gdy jedni opuszczają domy rodzinne i wyjeżdżają do dużych miast, zachęceni szansą na edukację czy godziwy zarobek, inni z tym większym uporem trwają przy zamierzchłych tradycjach, starając się chronić związane z nimi wartości i kulturę. Na kartach „Utraconego daru słonej krwi” wraz z plejadą górników i rybaków z krwi i kości odnajdziemy z jednej strony radość, bogactwo a także swobodę prostego, surowego życia, z drugiej zaś – smutek powoli wdzierający się w serca ludzi zmuszonych do przemierzania ścieżek nowego, bezdusznego świata, w którym „nie ma już świętego Krzysztofa, który mógłby czuwać ponad podróżującymi”.Zafascynowany kulturą przekazów ustnych a także przebogatym folklorem kanadyjskiego wschodniego wybrzeża, z którego sam pochodzi, MacLeod dokonuje rzeczy niezwykłej. W własnej klasycznej, misternie skonstruowanej prozie uwiecznia rozsiane na brzegach Nowej Szkocji i Nowej Fundlandii wsie i miasteczka z czasów, gdy stanowiły jeszcze świat odrębny, stale osadzony w nadziejach i tęsknotach przywiezionych przed wiekami przez europejskich osadników – świat dziś już miniony. Jednocześnie emocje, konflikty i rozterki targające bohaterami MacLeoda są głęboko ludzkie i na tyle uniwersalne, że jego beletrystyka niejednokrotnie nabiera wymiaru poruszającej, ponadczasowej przypowieści.Jeden z najdoskonalszych mistrzów światowej prozy – „Scotsman”
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Utracony dar słonej krwi |
Autor: | Macleod Alistair |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Wiatr od morza |
Rok wydania: | 2017 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Wyobraźcie sobie, że jest sobotni letni wieczór. Słońce jeszcze walczy o pozostanie na nieboskłonie, lecz za chwilę tę walkę przegra, królem dalszej części wieczora i nocy będzie księżyc. Razem z grupą przyjaciół znajdujecie się w lesie. W oddaleniu od cywilizacji oddajecie się uciechom pierwotnym – ogrzewacie się przy ognisku, pieczecie mięso, tańczycie, śpiewacie, śmiejecie się. Jest bardzo ciepło, wręcz upalnie. W takiej oto scenerii pragnęlibyście posłuchać historii o innym życiu. I właśnie w tym momencie powinniście pomyśleć o człowieku, którego pewnie nie znacie, podobnie jak 99% Polaków. Alister MacLeod, ponieważ o nim mowa, to kanadyjski pisarz żyjący w latach 1936-2014. Pisywał głownie nowele i opowiadania, a miejscem akcji były zazwyczaj okolice Cape Breton – wyspa na Oceanie Atlantyckim, położona u północnych wybrzeży Ameryki Północnej. Jak podpowiada nam wiedza pozyskana na lekcjach rozszerzonej geografii, Cape Breton posiada wielkie złoża węgla kamiennego, co w dużej mierze determinuje obraz życia tamtejszej ludności. Młodzi mieszkańcy wyspy mogą własnego szczęścia zawodowego szukać także przy pracy w porcie, łowiąc ryby, ścinając i obrabiając drzewa, hodując owce czy trzodę chlewną albo uprawiając pola. Trzeba szczerze przyznać, że nie jest to kraina mlekiem i miodem płynąca. Dostępność do kultury czy mody jest bardzo ograniczona, żeby uczyć się na wyższym poziomie należy opuścić wyspę, próżno tu także szukać warunków klimatycznych odpowiednich do rozwoju turystyki na szerszą skalę. Cape Breton jest w znacznej mierze krainą surową, z niewielką liczbą ludności, małymi gospodarstwami rolnymi, egzotyczną przyrodą. Tak również właśnie rysuje nam tę krainę Alister MacLeod w książce pdf „Utracony dar słonej krwi”. To jego pierwsza książka ebook przetłumaczona na mowa polski, mam nadzieję że nie ostatnia. Twórca opowiada nam kilka historii: o sprzedaży konia i związanej z tym traumie dzieci, o zawodzie górnika, o opuszczeniu rodowego gniazda przez pełnoletniego syna, o powrocie w rodzinne strony, o wygrywaniu i jego wpływie na psychikę, o rybakach. To nie są skomplikowane i rozbudowane intrygi, nie ma takiej potrzeby. Życie mieszkańców wyspy jest dla nas, przyzwyczajonych do wysokiego tempa, na tyle egzotyczne, że te łatwe historie, czasem z morałem a czasem i bez niego, trzymają w napięciu bardziej niż niejeden kryminał. Siłą poszczególnych przypowieści jest unikatowy, plastyczny mowa autora, który słowem potrafi oddać to, co najlepszy aparat świata eksponuje na kliszy przy zachowaniu wysokiego poziomu kadrowania, doboru barw, gry świateł i cienia, emocji. MacLeod mógłby być fenomenalnym malarzem. Zarówno krajobrazy, jak i ludzkie charaktery kreuje w sposób tak realny, że wszystko o czym pisze, czytelnik widzi i czuje jak na dłoni. Zagłębiając się w treść książki można wyczuć wiejące spomiędzy stron podmuchy mroźnego wiatru, smród zagrody pełnej zwierzęcych ekskrementów czy ciepło południowego słońca. Powiedzieć jednak że „Utracony dar słonej krwi” to książka ebook przede wszystkim pełna magicznego realizmu, to jak nie powiedzieć nic. Twórca pod powłoką świetnych opisów groźnych wybrzeży, daje czytelnikowi wgląd w niezwykłą panoramę ludzkich charakterów. Świat przedstawiony pełen jest szarości, smutku, pracy, utraconych marzeń. Tu nie ma miejsca na humor, sztuczność. To nie jest lektura rozrywkowa. Można nazwać tę książkę depresyjną, a można po prostu życiową. Ponieważ również mimo odmienności kulturowej, ciężko nie odnaleźć w tych opowieściach uniwersalności. MacLeod maluje nam obcy świat, zadziwiająco podobny do naszego. Jego literacki talent, plastyczny mowa a także sugestywny styl narracji, nacechowanej psychologiczną przenikliwością sprawiają, że bynajmniej nie mamy wrażenia błahości opisanych wydarzeń, wręcz przeciwnie, w trakcie lektury kolejnych opowiadań zyskują one siłę przypowieści, a emocje bohaterów stają się naszymi uczuciami. „Utracony dar słonej krwi” to historia nieustającej potyczki człowieka z naturą. To nauka o odpowiedzialności i też lekcja kontemplacji codzienności, bardzo kluczowa lekcja, obowiązkowa do przetrawienia przez człowieka XXI wieku. Książka ebook Alistera MacLeod’a to bez wątpienia jeden z najlepszych zbiorów opowiadań jakie czytałem w życiu. Zagłębiając się w kolejne opowieści, uważnie śledziłem nie tylko perypetie i emocje bohaterów, lecz również podziwiałem styl narracji, umiejętnie łączący prostotę z wyrafinowaniem, przejrzystość i liryczność, dosadność i magię. Ta proza wymyka się gatunkom i szufladkowaniu, nie jest czymś pomiędzy. Ona trafia w punkt, doskonale nadaje się do opowiadania przy ognisku, w letnie sobotnie wieczory. Stanowi modelowy przykład zamknięcia melancholii codzienności w słowach. Kupujcie, wypożyczajcie, dzielcie się tą lekturą, ponieważ naprawdę warto. Ostrzegam jednak, że po spotkaniu z nią pozostanie niedosyt, że to już koniec i ciągu dalszego nie będzie.
„Z wyroku bogów Syzyf musiał wciąż toczyć pod górę głaz, który, znalazłszy się na szczycie, spadał siłą swojego ciężaru. Bogowie nie bez racji doszli do wniosku, że nie ma straszniejszej kary niż praca bezużyteczna i bez nadziei.” Albert Camus „Utracony dar słonej krwi” to zestaw historii nadzwyczaj prostych i prześlicznie napisanych. Pakiet wyszedl spod pióra, a co tam, narodowego skarbu Kanady, u nas praktycznie nieznanego. Alistair MacLeod, który zmarł w 2014 roku, pozostawił po sobie niewiele tekstów: jedną opowieść i około dwudziestu opowiadań, wszystko na przestrzeni pięćdziesięciu lat, bez użycia komputera, bez brudnopisów. Własne opowieści osadzał na wyspie Cape Breton i w Nowej Szkocji, w środowisku rybaków, farmerów, górników, w restrykcyjnych i ponurych miasteczkach-dziurach. Silni i krzepcy zdobywcy, pogromcy bezwzględnej, szarej od koloru skał krainy. Odważani i pokorni ludzie, żyjący nierzadko w skrajnej biedzie, według nienaruszalnych zasad, w rytmie wystukiwanym przez przyrodę. Czas płynął tam w innym tempie, a słowo kompromis nie istniało. Ludzie funkcjonowali w rodzinach, gdzie jak płyty tektoniczne ścierały się ze sobą pokolenia. Dzieci pragnące z czasem odejść z miejsc ukochanych przez dziadków i zasiedziałych przez rodziców, od ról i schematów przez nich niesionych niczym kamienie, od zadań wykonywanych od lat, od bólu, rutyny i niewygody. Nowe pokolenia czujące ciężar poświęcenia przodków, łaknęły odmiennych doświadczeń, marzeń i ideałów, lecz niedola stale ponad nimi wisiała. Pokrewieństwo i świadomość trudów losu to znaki szczególne kandyjskiej narracji. Tak jak u Crummeya (a także u kumpli zza miedzy: Hardy’ego i Hemingwaya), ten realizm, lokalny koloryt, ta przynależność do miejsca prowadzi wprost do egzystencjalnych rozważań o wolności, o wyobcowaniu, o dojrzewaniu i o wyborach. I o świadomości, ponieważ to ona pozwała decydować o życiu, w które wlepiony jest brutalnie tragizm. W micie o Syzyfie Camus chciał zobaczyć bohatera uśmiechniętego i szczęśliwego, kiedy schodził z góry, podobnie MacLeod, rysował postaci w niewdzięcznych miejscach i rolach, lecz wyzwolonych z pęta codzienności, czujące absurdalność życia, świadomie o nim decydujące, a przede wszystkim nierezygnujące. „Nie ważne, że niektóre rzeczy są trudne. Nikt nie mówił, że życie ma być łatwe. Życie trzeba przeżyć.” Powyższe zdanie, wypowiedziane przez babcię śmiertelnie chorego 26-latka w opowiadaniu „Droga do Rankin's Point” jest dla mnie esencją prozy MacLeoda. Nie wiem, co bardziej porusza prostota, kryjąca przecież oczywistą głębię, ładunek emocji, a może tak swobodnie wypowiedziana puenta. Każde opowieść skupiało się wokół jednego wydarzenia: sprzedaży konia, ruszenia w świat, gry w bilarda, wizyty wnuczka, powrotu syna marnotrawnego. Nie było w nich wartkiej akcji, patetycznych słów, iskrzących się wyników specjalnych, nie było nawet dużych tragedii. Twórca omijał szerokim łukiem modne i słynne zabiegi, serwował cudowne pisanie, pełne emocji. Zadał sobie dużo trudu, aby zbudować atmosferę, wprowadzić nastrój. Stara niezła szkoła pisarska. Historie MacLeoda smakowały solą, ziemią, krwią, lodem, lecz jego styl kompletnie oderwał mnie od ziemi: autentyczny i zniewalający. Do tego mieszanka liryczno-poetycka, nieco melancholijna, z przeciwwagą mrocznego autentyzmu i wyrazistych obrazów. Niebezpiecznie nieznana twórczość, którą trzeba odkryć.