Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Owiane tajemnicą, nieznane miłosne listy do Haliny Poświatowskiej. Opowieść o miłości i przyjaźni Haliny Poświatowskiej i Ireneusza Morawskiego. Ona – poetka chora na serce. On – niewidomy literat. Poznali się pod koniec 1956 roku. Tak rozpoczął się jeden z najładniejszych romansów w polskiej literaturze XX wieku. Lecz kiedy Haśka wyjechała na operację serca do Stanów Zjednoczonych, zostały im tylko listy. Aż do dzisiaj niepublikowane. Choć sama adresatka przygotowywała je do druku, Ireneusz nie zgodził się na ich wydanie. Dzisiaj czyta się je jak najładniejszą opowiadanie o uczuciu dwojga nadwrażliwców i najczulszy portret genialnej poetki. Miliony fanów Poświatowskiej poznały Ireneusza Morawskiego dzięki "Opowieści dla przyjaciela". Po nad pół wieku spełnia się jedno z największych marzeń Haliny – listy trafiają do czytelników. Zgódź się, żebym je pokazała ludziom, żebym je pokazała wydawcom. Mnie nawet nie zależy tak bardzo, aby były drukowane natychmiast, możesz czekać – możesz czekać i wydrukować je wtedy, kiedy mnie już nie będzie, lecz chcę, koniecznie chcę wiedzieć, że one będą wydrukowane. One są piękne, lepsze, mój drogi, od mojej książki i, daruj, lecz lepsze od Twoich opowiadań; im nie wolno umrzeć. Halina Poświatowska
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Tylko mnie pogłaszcz... Listy do Haliny Poświatowskiej |
Autor: | Morawski Ireneusz, Pryzwan Mariola |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Prószyński Media |
Rok wydania: |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
A jednak potrzeba mi twoich słów i trzeba twojej pamięci. Pamiętaj o mnie, dobrze? Może będę się mniej bała, może będę usypiała spokojniej... Oraz: Są takie noce, przyjacielu, kiedy świat się kończy. Świat odchodzi i zostawia nas z rozszerzonymi źrenicami i bezradnie opuszczonymi rękoma. Tak w wydanej po raz pierwszy w 1967 roku, nakładem krakowskiego WL, „Opowieści dla przyjaciela” zanotowała Poświatowska – filozof, poetka, tłumaczka, autorka paru dramatów i całej masy listów, które z uporem do licznych kolegów pisała przez całe własne krótkie życie. Tym tajemniczym, tytułowym „przyjacielem” jest Ireneusz Morawki – polonista, literat, którego Poświatowska poznała jeszcze w okresie własnego „częstochowskiego” okresu. Ich emocjonalna zażyłość, ostudzona przez pobyt Poświatowskiej w USA i późniejszy wyjazd do Krakowa, nieustanna się przyczynkiem do tego autobiograficznego przekazu. Lecz nie tylko ta pozycja świadczy o uniwersalizmie czy sile ich relacji. Poza nią są jeszcze listy. Cała masa listów – ponieważ Poświatowska z nich „słynęła”. I całkiem niedawno nakładem Prószyńskiego i S-ka ukazał się zestaw listów – „Tylko mnie pogłaszcz…(…)” - jakie przez lata wysyłał do poetki Morawski. Były one nie tylko odpowiedzią na jej wiadomości, lecz są też „dowodem” na „epistolarne inicjatywy” autora „Spotkania z Marią”. W zbiorze tym są listy i długie i krótsze, poważne i o lżejszej tematyce, okraszone aluzjami politycznymi i literackimi (ta jest rozbrajająca: „Szkoda, że nie było Pani na tym zjeździe. Rewelacyjne wiadomości. muzyka skończyła się definitywnie jeszcze w dziewiętnastym wieku. Odnalazł się także pewien optymista, który dość hałaśliwie obwieszczał nieśmiertelność jedynie poezji. Sam starał się być poetą. Idąc dalej, określił on nawet charakter przyszłej twórczości poetyckiej. Mieliśmy ubaw do pasa. Stwierdził on, że domeną w poezji jest pointa, a największe poematy za lat sto czy dwieście to będą tylko trzy pointy: na początku pointa, w środku pointa i na końcu też. Ciekawe? Później ryczał szerokim gardłem: – Ja sobie nie życzę, aby ktokolwiek zrozumiał moje wiersze, ponieważ moje wiersze muszą być mózgowe. – Mój komentarz: Najgorzej, to jak się komu pomiesza mózg z siedzeniem”), są nawiązania do domowego zacisza, pracy zawodowej, akademickiej, a nawet sytuacji zdrowotnej – ponieważ kłopoty z nim są jednym z paru tematów, które połączyły tych literatów. Z tekstów tych wyłania się Morawski-erudyta, sypiący aluzjami literackimi, bawiący się konwencją gatunkową listu, chętnie sięgający po powiedzenia i łacińskie aforyzmy, prowadzący grę słowną (oto jej przykład: „(…) jest taki Polski [sic!], Poświatowski Pazur. Trzy P. Przepraszam Panią. Teraz lepiej, ponieważ pięć”), otwarcie mówiący o własnej pracy literackiej, jak i wypowiadający się na temat sukcesów a także planów Poświatowskiej. Uważny czytelnik z łatwością wychwyci ton szacunku, dyskrecji, koleżeńskiego zaufania; zauważy przejście z formy oficjalnej na intymną i przyjacielską. Z przedmowy można się dowiedzieć, że przez lata Poświatowska – widząc kunszt , artyzm we frazowaniu i w literackości ujmowania w słowa swoich myśli i emocji - namawiała Morawskiego do opublikowania tych tekstów, jednak on uporczywie odmawiał, a wydaną przez poetkę „Opowieść…” potraktował ze sporą rezerwą, co dobitnie świadczy o dużym ochłodzeniu ich relacji. Dlatego niniejsza pozycja mogła ukazać się dopiero po śmierci prozaika, z inicjatywy jego małżonki i Marioli Pryzwan – jednej z ważniejszych polskich biografek. I ja, pasjonatka pióra Poświatowskiej, muszę śmiało przyznać, że dzięki „Tylko mnie pogłaszcz…(…)” mam pełniejszy, jaśniejszy obraz poetki; kilka plam powoli się zapełnia.
„Tylko mnie pogłaszcz” to zbiór listów, które niewidomy literat, Ireneusz Morawski, spisał do chorej na serce poetki, Haliny Poświatowskiej. Wymiana korespondencji pomiędzy nimi trwała kilka lat i w najbardziej intymny i ujmujący sposób pokazywała, w jaki sposób zmieniały się ich uczucia. Wydanie tych listów było jednym z dużych marzeń poetki a także gorzkim rozczarowaniem ze względu na odmowę adresata. Dopiero 50 lat po jej śmierci udało się opublikować te utwory. Nie bez powodu określiłam w ten sposób listy Morawskiego, korespondencja nie należała bowiem do zwyczajnych. Literat pisał przelewając na kolejne strony ogrom emocji, uczuć, refleksji a także obserwacji płynących z obcowania z otaczającym go światem. „Kiedy się ockniesz, będziesz miała ręce zdziwione i włosy, będę Cię szeptem głaskał, nawracał, wszystko, jak lubisz. Odpuść mi moje liryczne winy i wszystkie myśli niewesołe”. Lawirował pomiędzy tematami, wielokrotnie zbaczał z jednego, by już w następnym akapicie zachwycać się czymś innym. Ponieważ on cudownie się zachwycał, pasjonował światem, cieszył życiem. Dzielił momentami pełnymi trosk, wirującymi marzeniami, między wierszami skrywał pasję i wrażliwość. A poczucie humoru i ironia nierzadko zastępowały tęsknotę i melancholię. Listy Morawskiego zrobiły na mnie duże wrażenie. Dawno nie miałam do czynienia z tekstami pisanymi w ten sposób, z taką wyobraźnią i słowotwórstwem. On tą formą okazywał uczucia, lecz również się bawił. Te wyznania czyta się niespiesznie, z zainteresowaniem, lecz również uznaniem. A podczas lektury nasuwa się dużo pytań i jeszcze więcej refleksji. Dlaczego zrezygnowaliśmy z pisania listów? Dlaczego nie mówimy już do siebie tak czule? Dlaczego przyjaźń i miłość schodzą na drugi plan? „Mam piekielnie zdrowe serce. Pragniesz je? Oddam CI całe bez reszty i nawet jeszcze niewybrakowane, tylko aby oni potrafili wymienić”. Zbiór listów Morawskiego bardzo mnie rozczuliła, a jej lektura sprawiła mi olbrzymią przyjemność. To jedna z tych pozycji, w których trudno oceniać co ma większą wartość- treść, czy sposób jej przekazania. Warto dodać, że książka ebook została wydana prześlicznie i z olbrzymią starannością. Nie brakuje w niej zdjęć, oryginalnych elementów listów, skrawków zapisanych wierszami Poświatowskiej. Każda przytoczona w listach nazwa czy wspomniane nazwisko opatrzone zostało przypisami, dokładnie wyjaśnione. Dopełnienie stanowi cudowna okładka, skrywająca magiczną zawartość. Nigdy nie pomyślałabym, że taka publikacja może przypaść mi do gustu, lecz nie mogło byś inaczej. Mocno wyróżnia się wśród wydawanych każdego dnia książek, skłania do refleksji, oddziałuje na czytelnika, a także pozwala nieco więcej dowiedzieć się o ludziach żyjących w innych, lecz niemniej ważnych czasach i na te czasy rzuca nieco światła. „Zapamiętałem, że będę w podróży zielonych świateł, z Tobą w liściach jemioły, na wiotkich skrzydłach powracania, będzie zachwyt Twojego Potem, już niedługo”.
Listy- forma, która współcześnie niemal zupełnie zanikła. Dostajemy paczki, owszem, ale listów? Coraz mniej... Dlatego warto docenić te, które przechowujemy, nierzadko związane wstążką, w którejś z licznych szuflad. Słowa być może z czasem wyblakną, ale o ile jest to piękniejszy przekaz niż krótkie wiadomości tekstowe! Dawniej te przesyłane w kopertach wiadomości były jedynym łącznikiem międzyludzkim. Czekało się na nie tygodniami, czasem dłużej. Lecz trzymanie tej małej, białej koperty w dłoni dawało o dużo więcej szczęścia, niż piknięcie smsa. Nazwisko Poświatowskiej nie jest nikomu obce; wiersze poetki przerabialiśmy przecież w szkole, a dużo osób sięga po jej twórczość z czystą przyjemnością. To dzięki niej mamy okazję przeczytać listy od jej niegdysiejszej miłości, Ireneusza Morawskiego. I poznać ją w maleńkim stopniu. Ta książka ebook była dla mnie niespodzianką. Przybyła w białej, bąbelkowej kopercie z adresem nadawcy. Otwierając, nie wiedziałam, co również czeka na mnie w środku. Przyznam, że nie sięgałam nigdy po twórczość Poświatowskiej, jakoś nie po drodze mi z poezją. Tylko mnie pogłaszcz... jest zestawem listów, adresowanych do wspomnianej już poetki. Nadawcą był Ireneusz Morawski, niewidomy prozaik, zafascynowany Haliną. I z wzajemnością, poniekąd. Interesujący pomysł na wydanie, bo wiadomości od Ireneusza dawały nam lekki zarys tego, kim prywatnie jest Poświatowska, co ją trapi i z czym musi się zmierzyć. Moim zdaniem jednak zabrakło jej odpowiedzi- gdyby umieszczono tam też wiadomości od niej do niego, wyraźniej widzielibyśmy charakter ich znajomości. Muszę przyznać, że niektórych listów faceta normalnie nie zrozumiałam; nie wiem, czy to poalkoholowe bajdurzenie autora wiadomości, czy moja ignorancja tematu. Chwilami było również trudno rozeznać się w łączącej tę dwójkę relacji. Pan Morawski pisał "kocham!", a kilka listów dalej sprawy się komplikowały. Dlatego warto byłoby dołączyć też listy poetki. Reasumując, lektura nie do końca mnie porwała, chyba nie do końca również ją zrozumiałam. Aczkolwiek dla tych, którzy lubują się w takich miłosnych historiach, formie listu i fascynuje ich postać Poświatowskiej, lektura będzie jak najbardziej trafiona.
Myślałam, że to co Haśka dała nam, zakochanym w jej twórczości czytelnikom, to wszystko czym możemy się cieszyć. Świeża książka ebook ujmująca listy Pana Morawieckiego zupełnie nagle daje jeszcze więcej. Emocji, smutków, posmaku głębokiego uczucia, tak bardzo niestety niespełnionego. 50 lat po śmiercie Haliny możemy na nowo i od nieznanej do tej pory tak nieźle strony wrócić do jej życia To doznanie nie do porównania z niczym. "Tylko mnie pogłaszcz' to książka ebook bardzo smutna, choć nie pozbawiona fragmentów humorystycznych. Niestety, jak to w życiu Poświatowskiej bywało, nawet śmiech okupiony jest łzami. Dla fanów jej poezji to następny łyk życia niezwykłości tej postaci. Dla "niewtajemniczonych" w twórczości artystki, książka ebook będzie potężną dawką nauki o emocjach i uczuciu, które nigdy nie miało realnej szansy zaistnieć. Dziękuję Autorce "Tylko mnie pogłaszcz" za podjęty trud zebrania listów Pana Morawieckiego, Z ich treści emanuje wszystko to, co przeżywa zakochany człowiek - radość, nadzieja, niezmierna tęsknota, a niestety także i rezygnacja okupiona bólem realnego braku w życiu człowieka, dla którego się żyje. To nauka niełatwej miłości.
Listy są bardzo prywatną rzeczą. Pisane w jakiejkolwiek formie, czasem długie, czasem krótkie, ledwo muśnięte na chusteczce. Przez lata schowane gdzieś w szufladzie, bywają elementem cudownej literatury. Inspiracją, nie tylko dla tych, którzy je napisali, ale również kolejnych pokoleń… Halina Poświatowska, poetka chora na serce. Ireneusz Morawski, niewidomy literat. Nie połączyły ich wyłącznie kłopoty zdrowotne, lecz przede wszystkim ogromna wrażliwość, cechująca tych intrygujących ludzi. Poznali się pod koniec 1956 roku, od tamtej pory ich znajomość kwitła. Przechodziła wzloty i upadki, wynikające z ogromnej siły uczuć, czasami sprzecznych. Halina wyjechała na operację, aż do Stanów Zjednoczonych. Wtedy pozostała im przede wszystkim korespondencja — kwiecista, będąca znacznym wsparciem w niełatwych chwilach. Poświatowska przygotowała listy do druków, ale Morawski nie chciał zgodzić na publikację intymnych wyznań. W końcu, po latach, udało się doprowadzić do upublicznienia tak cudownych słów. Życzenie poetki zostało spełnione. Mamy szansę jeszcze bliżej poznać Ireneusza, będącego zapalnikiem do stworzenia „Opowieści dla przyjaciela”. Muszę przyznać, że gdy zobaczyłam zapowiedź tej książki, to popadłam w pewnego rodzaju ekscytację. Jak niejednokrotnie wspominałam, uwielbiam Halinę Poświatowską, od strony literackiej i biograficznej. Jej relacja z Ireneuszem Morawskim była przez dłuższy czas przedmiotem mojego zainteresowania. Wiele gdybałam na temat ich ewentualnej przyszłości. Wyobrażałam sobie, co mogłoby się stać, gdyby postanowili być razem. Nie doszłam do żadnych konkretnych rozważań, to zbyt trudne. Na szczęście, możemy sięgać po materiały, które zostawili. Długo marzyłam, żeby ktoś kompetentny zajął się listami Ireneusza do Haliny, poskładał, nadał sens. I chyba nie ma odpowiedniejszej osoby od Marioli Pryzwan. Przeczytałam większość napisanych przez nią biografii, żadna mnie nie rozczarowała. Dlatego od początku byłam spokojna o los publikacji. Pryzwan do własnej działalności podchodzi wyjątkowo starannie, z czułością. Za to cenię tę fantastyczną kobietę — za oddawanie całego serca swoim książkom. Już samo wydanie mnie zauroczyło. Ten odpowiedni dobór zdjęć na okładkę, kolor czcionki, kojarzący mi się z oceanem. Tą wodą, która rozdzieliła dwójkę przyjaciół. To nie koniec moich zachwytów, ponieważ nie spodziewałam się aż tylu powodów do radości. W środku znajdziemy naprawdę dużo fotografii, paru z nich wcześniej nie miałam okazji ujrzeć. Całość w swej formie troszkę przypomina mi listy Osieckiej i Przybory. Wykonanie, lecz również emocje towarzyszące mi podczas lektury. A o tym mogłabym powstać osobna publikacja, mnóstwo myśli kotłuje mi się w głowie. Data wcale nie jest przypadkowa — właśnie mija pięćdziesiąta rocznica śmierci Haśki. Niepotrzebnie wyrobiłam sobie zdanie o Morawskim, gdy jeszcze nie posiadałam informacji o jego intencjach. Złościł mnie ten upór w blokowaniu korespondencji, choć Poświatowska dużo razy podkreślała, iż zależy jej na na pokazaniu światu potęgi miłości. Tak, to duże słowo, lecz nie waham się go użyć. Łączyła ich miłość. Trudna, wyrazista, faceta do kobiety, dziewczyny do człowieka. Pełna pasji. Teraz już rozumiem, że Ireneuszem kierowała troska o żonę, własną drogą, wspaniałą osobę. To dzięki niej możemy zobaczyć to, co miłowała Halina, chociaż nie był to z jej strony czysty romantyzm. Mariola Pryzwan rzeczywiście przyłożyła się do pracy, więc nie zawiodła moich nadziei. Listy doprowadziła do stanu surowego, bez zbędnych poprawek (pomijając kwestie interpunkcyjne, jednak zachowano indywidualny rys autora). Książka ebook sprawiła, że teraz idealnie wiem, co Poświatowska widziała w Ireneuszu. I dlaczego ich znajomość miała na oboje tak wielki wpływ. Morawski w własnych listach prezentuje okrutnie wrażliwą stronę, człowieka emocjonalnego, emanującego wewnętrznym pięknem. Każdy to miniaturowe dzieło sztuki, pisane z olbrzymim pietyzmem. Żałuję, iż dopiero zauważyłam, jaką wartość przedstawiał ten mężczyzna. Odrzucenie przez Haśkę głęboko go zraniło, ale wielce pociesza fakt, że znalazł własne szczęście. Jego życiorys robi wrażenie. Przeczytałam w życiu dużo zbiorów listów, lecz te już dosłownie wrosły w mój umysł. Będę do nich wracała każdej jesieni, gdy finalnie najdzie mnie gorszy nastrój. Zalecam nie tylko fanom twórczości Poświatowskiej. Powinna po nie sięgnąć każda „romantyczna dusza”, potrzebująca bodźca do rozwijania swojej wrażliwości. Jestem zachwycona i przeszczęśliwa, że dotrwałam do momentu, gdy te wszystkie wspaniałe zdania zostały zebrane a także opublikowane.