Torpedo 1972 okładka

Średnia Ocena:


Torpedo 1972

Po siedemnastu latach przerwy scenarzysta Enrique Sánchez Abulí powraca do własnej sztandarowej serii, czyli Torpedo. Album zatytułowany "Torpedo 1972" zostanie w całości narysowany przez Eduardo Risso, rysownika słynnego z takich tytułów jak "100 naboi" i "Moonshine".

Szczegóły
Tytuł Torpedo 1972
Autor: Sanchez Abuli Enrique
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Rok wydania:
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Torpedo 1972 w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Torpedo 1972 PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Wkp

    TORPEDO W ERZE OJCA CHRZESTNEGO Po osiemnastu latach od skończenia serii, Enrique Sanchez Abuli powraca do własnego bohatera, cyngla z okresu Dużego Kryzysu. Lecz nie jest to już ten sam płatny morderca, czasy się zmieniły, przemienił się świat, on sam postarzał się o 36 lat. Jest już legendą – tak w świecie komiksowym, jak i tym prawdziwym – lecz nadszedł czas by raz jeszcze przypomniał o sobie. I choć „Torpedo 1972” przemienił się bardzo, album jest ciekawym i sentymentalnym powrotem do opowieści, którą pokochali czytelnicy. Kiedy jesteś płatnym mordercą, niełatwo jest dożyć starości. Niektórym to się jednak udaje. Przepis na przetrwanie jest prosty: pozbyć się wrogów, nie mieć przyjaciół, nikomu nie ufać. Jest rok 1972, rok, kiedy w kinach króluje wyidealizowany obraz gangsterskiego życia, „Ojciec chrzestny”, a świat wprawdzie przemienił się przez ostatnie 36 lat i to bardzo, lecz stale jest brudny, pełen seksu i przemocy. Młody reporter z „Wall Street Journal” pisze artykuł o sławnym mafiosie z lat 30., Piero Caputo. Od jego trzech synów dowiedział się, że wprawdzie nikt nie wie, kto naprawdę zabił ich ojca, lecz wszystko wskazuje na to, że zrobił to niejaki Torpedo. Jedni sądzą, że ów cyngiel już dawno nie żyje, inni, że ma się nieźle – a przynajmniej na tyle dobrze, na ile pozwala mu choroba, ponieważ rozpacza na Parkinsona. Reporter chce dowidzieć się prawdy o nim, udaje mu się zaaranżować spotkanie z Torpedo, a do pomocy angażuje własną dziewczynę, fotografkę. Ma nadzieję, że temat zapewni mu Pulitzera. Zbrodnia sprzed trzydziestu lat na pewno nieźle się sprzeda. Żadne z nich nie ma pojęcia czym skończy się spotkanie ze starym, lecz stale dystyngowanym płatnym zabójcą, któremu czas może nie pomógł, lecz stale nie zapomniał jak wykonywać stary fach i stale ciągnie go do cudownych kobiet, nawet jeśli i na tym polu nie zawsze jest już sprawny… „Torpedo 1972” to już nie „Torpedo 1936”, lecz czy to źle? Absolutnie nie. Czasy się zmieniły, przemienił się bohater, tak samo nastrój opowieści, w której wprawdzie stale nie brakuje humoru, lecz całość zachowuje powagę, niemniej zabawa stale jest znakomita. Przyjemnie było wrócić do tego świata, choć na krótko. Szczególnie, że to naprawdę nieźle napisana historia (tym razem tylko jedna), sentymentalna, na szczęście nie przesadnie. I w interesujący sposób korespondująca z czasami, kiedy to zainteresowanie opowieściami gangsterskimi zaczęło się odradzać. Największej zmianie uległa szata graficzna. Czarnobiałe, brudne, klasyczne malunki Jordiego Berneta, zastąpione zostały przez bardziej współczesne, lecz znakomite prace Eduardo Risso („100 naboi”, „Aliens: Widmo”, „Dark Knight III: Master Race”). Ten rysownik, operujący stylem przypominającym nieco prace Franka Millera, od lat należy do czołówki moich ulubionych artystów komiksowych. Nie zawiódł również i tym razem, a proste, lecz idealnie dobre kolory idealnie uzupełniają całość. Jeśli więc podobał Wam się „Torpedo 1936”, powinniście sięgnąć po jego kontynuację. To niby tylko jeden album, dość cienki w stosunku do zbiorczego wydania starych epizodów, lecz wart poznania. Jednym spodoba się bardziej niż poprzednie części, innym mniej, ja jestem zadowolony.

  • Łukasz Wasilewski

    Sięgając po „Torpedo 1972”, spodziewałem się mafijnego akcyjniaka, a dostałem czarną komedię ze zdziadzieniem w tle. Czy to źle? Wbrew pozorom – niekoniecznie. Ta krótka historia ma nieco geriatryczny charakter, lecz jednocześnie tryska energią i wciąga się ją szybciej niż Keith Richards wciągał kreski u szczytu formy. Tytułowy Torpedo do mafijny cyngiel, które najlepsza lata ma ze sobą (stuknęła mu sześćdziesiątka), lecz nie do końca umie się z tym pogodzić. W komiksie poznajemy go za sprawą Jamesa Hallidaya, dziennikarza Wall Street Journal, który pisze artykuł o Piero Caputo – słynnym mafiozie z lat trzydziestych. Synowie ówczesnego bossa stale nie wiedzą, kto zamordował ich ojca. Mówi się, że był to Torpedo, więc James postanawia go wytropić i przeprowadzić z nim wywiad. Jak możecie się domyślać, nie wychodzi z tego nic dobrego. Tym bardziej, że i bracia Caputo nie zamierzają być bezczynni. Torpedo nie jest błyskotliwym, stale sprawnym dżentelmenem z mnóstwem kontaktów i olbrzymim szacunkiem ludzi ulicy. Przypomina starego dziada, który ledwo wiąże koniec z końcem, a sznurówek sobie nie zawiąże przez Parkinsona. Widział wszystko, przeżył wszystko. I wszystko mu wolno – tak przynajmniej uważa. Generalnie wszystko mu wisi, za nic ma konwenanse. To częsta przypadłość ludzi starszych – dlaczego mają się krygować, gdy być może zostało im kilka lat życia? „Torpedo 1972” to poniekąd opowiadanie o radzeniu sobie ze starością czy raczej trudach związanych z jej akceptacją. Bohaterowie zarysowani są wyraziście, choć nieco pobieżnie. Dla wygody czytelnika opierają się głównie na stereotypach – pomagier Torpedo jest fajtłapowaty, lecz wierny, dziennikarzyna usiłuje zaimponować kobiecie pikantnym tematem, a bracia Caputo też się tak bardzo inni, że nikt nie wziąłby ich za braci (ale za to prosto ich rozróżnić). Komiks jest krótki, więc na pogłębienie tych charakterystyk nie starczyło miejsca. Akcja rozwija się błyskawicznie. Trochę miejsca zostało poświęconego bohaterom, trochę zrzędzeniu Torpedo, a trochę strzelaninom. Miejsca na refleksję zabrało – czas na nią musi wygospodarować czytelnik po lekturze. Nieduża objętość jest nieco odczuwalna, ponieważ element wątków potraktowano po macoszemu. W pewnym momencie jesteśmy świadkami gwałtu, który na ofierze wywiera nie większe wrażenie niż horror w kinie. Rozumiem skróty, lecz zawsze warto zadbać o wiarygodne zachowanie bohaterów. Za warstwę wizualną odpowiedzialny jest Eduardo Risso, który bardzo nieźle czuje się w gangsterskich klimat, co ostatnio udowodnił chociaż w „Moonshine” (link do recki). Na poszczególnych stronach jest tyle kresek, ile trzeba, też kolorami zbytnio nie szafuje. Niektórym może nie spodobać się taki oszczędny styl, lecz do szorstkiego Torpedo pasuje idealnie. Co ważne, ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, że akcja rozgrywa się w latach siedemdziesiątych. „Torpedo 1972” to nie do końca doskonały wybór dla wielbicieli mafijnych klimatów. Znaczy im również ta krótka opowiadanie powinna się spodobać, ponieważ daleko jej do wyidealizowanego świata z „Ojca chrzestnego” (na którego seans wybierają się zresztą bohaterowie komiksu). Jednak przede wszystkim Enrique Sanchez Abulí przypomina, że niełatwo zestarzeć się z godnością. Temat pozornie mało dynamiczny, lecz dzięki komiksowej formie nabiera prędkości z każdą przeczytaną stroną.

  • a

    Kontynuacja kultowej serii Torpedo. Ciągle brutalny i cyniczny bohater.