Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Jonathan Hickman (East of West) i Tomm Coker (Undying Love) przedstawiają komiksową serię o potędze brudnych pieniędzy a także o tym, kogo można za nie kupić. The Black Monday to klasyczna, okultystyczna opowieść, w której szkoły magii są w rzeczywistości bankowymi kartelami kontrolującymi całe społeczeństwa. To świat, w którym rosyjskie oligarchiczne wampiry, Czarni Papieże, zaczarowani amerykańscy arystokraci i mordercy z Międzynarodowego Funduszu Walutowego pracują wspólnie ponad tym, byśmy wszyscy znali własne miejsce w zupełnie świeżym układzie sił.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | The Black Monday Murders. Tom 1. Chwała mamonie |
Autor: | Hickman Jonathan |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Non Stop Comics |
Rok wydania: | 2017 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Popularność ma własną cenę. Bogactwo również. Najczęściej mamy na myśli uszczerbek na zdrowiu (i fizycznym, i psychicznym), rozpad rodziny czy w ostateczności śmierć z ręki fanatyka, który przeszedł na ciemną stronę mocy. Wspomnianą cenę traktujemy jednak jako coś metaforycznego lub nieprzyjemne konsekwencje, których czasem da się uniknąć. A co jakby tę ceną potraktować bardzo dosłownie? A co gdyby istniał konkretny sposób, by stać się milionerem, i cennik z rozpiską, co można zdobyć za konkretną ofiarę? Tak, nieźle przeczytaliście – ofiarę, w ludzkiej postaci. Samo słowo „ofiara” idealnie pasuje do świata wykreowanego przez Jonathana Hickmana w komiksie „Black Monday Murders”. Udanie miesza w nim kryminał noir z okultystycznymi klimatami i thrillerem ekonomicznym. Z tym ostatnim może przesadziłem, lecz historia zaczyna się od roku 1929 i dużego krachu na giełdzie. Okazuje się, że wszystko wyglądało inaczej, niż jest nam to przedstawiane, a własne palce macał w tym duży Mammon. W naszych czasach dochodzi do morderstwa. Ginie członek zarządu jednego z największych, najbardziej chciwych banków. I ponownie nie ma w tym nic przypadkowego, co dynamicznie odkrywa detektyw Theo Dumas. Jego przodkowie praktykowali voodoo, lecz czy to wpływa na jego niezwykłą skuteczność? Odpowiedzcie sobie sami, lecz Theo ma na koncie następującą akcję – w biały dzień zastrzelił na ulicy niepozornego cywila, który, jak się potem okazało, w niepozornym mieszkaniu trzymał osiem ludzkich głów. Tak czy inaczej, Theo usiłuje rozwikłać zagadkę, a zabójstwo Daniela Rotshchilda sprawia, że do gry wraca jego siostra Grigoria, która przez lata była skazana na swoiste wygnanie. Hickmann lubi skakać pomiędzy zdarzeniami i różnorakimi planami czasowymi. Trafiamy również do lat osiemdziesiątych w przededniu zburzenia muru berlińskiego. Doskonały moment, by dwie organizacje finansowe (a zarazem dwie swoiste szkoły magii) dokonały fuzji. Wszystko po to, by zyskać jeszcze większą władzę. Zazwyczaj potraktowanie czegoś dosłownie spłyca dany temat. Wszyscy wiemy, że pieniądze równają się władzy. Pokazanie rekinów finansjery jako dokonujących rytuałów szarlatanów jest wyjątkowo satysfakcjonujące. Łatwiej ich znienawidzić i o to bez poczucia małostkowej zazdrości, że oni mają wszystko, a my musimy myśleć o przetrwaniu do pierwszego. Wprowadzenie fragmentów nadprzyrodzonych nie uczyniło tych postaci jednowymiarowymi. Dzięki stali się jeszcze bardziej, nomen omen, diaboliczni, wyrachowani i przerażający. O świecie przedstawionym dowiadujemy się z poszczególnych stron niewiele. Sami musimy poskładać te strzępki informacji o rytuałach, celowości krachów finansowych czy znanych rodach, które nie chcą rozcieńczać własnej krwi. Prócz samych kadrów dostajemy również dodatkowe strony na przykład z elementami przesłuchań czy pamiętników bohaterów. Pojawiają się również drzewa genealogiczne czy opisy hierarchii w poszczególnych szkołach. Dzięki temu udaje się uniknąć ekspozycyjnych dialogów. Co prawda te wszystkie wstawki są trochę zbyt częste i wytrącają z klimatu, lecz jednak urozmaicają formę komiksu i zachęcają do ciągłego główkowania, a czasem cofania się o kilka czy kilkanaście stron, by potwierdzić własne przypuszczenia. „Black Monday Murders” nie robiłoby takiego wrażenia, gdyby nie malunki Tomma Cokera. Poszarpana narracja domagała się równie poszarpanej kreski i szlajających się kolorów. Wszystko tonie w przygaszonych barwach i półcieniach. Świat, w którym jest tyle tajemnic, musi być nieco ukryty przed oczami czytelnika. Cokerowi udało się to doskonale. We wszystkich kadrach czai się niepokój i nawet gdy widzimy profesora prowadzącego wywiad z ekonomii, czujemy nieprzyjemny dreszcz na plecach. „Black Monday Murders” to bardzo pozytywne zaskoczenie. Początkowo oczekiwałem mrocznego kryminału z nadprzyrodzonym wątkiem, lecz historia, którą dostałem, jest nawet ciekawsza. Z przyjemnością zobaczę, jak Hickman dalej rozwija zapoczątkowaną mitologię. Może w kolejnych tomach będzie nieco mniej przekombinowana. Mniej pewnie będzie tajemnic, ponieważ na niewypowiedziane zapytania trzeba wreszcie zacząć odpowiadać, lecz oznacza to więcej akcji, a w wydaniu takich zakochanych w rytuałach bohaterów może to być jeszcze bardziej wciągające.
PIENIĄDZE ŻĄDZĄ ŚWIATEM, PIENIĄDZE KRWAWIĄ Jonathan Hickman, w Polsce kojarzony jest głównie z prowadzenia dwóch serii o Avengers wydawanych w ramach Morvel NOW!. Dlatego również „Black Monday Murders” może być znacznym zaskoczeniem dla czytelników znających go tylko od tej strony. Dlaczego? Ponieważ tym razem zaserwował nam mroczny i brutalny okultystyczny thriller, który zachwyca klimatem i cudowną szatą graficzną. O czym właściwie opowiada ta seria? Długo zastanawiałem się co mam napisać, by nie zdradzić zbyt wiele. Najlepiej w końcu zasiąść do całości z czystym umysłem i bez zbędnych oczekiwań – wiedział o tym wydawca, ponieważ na okładce nie znajdziecie żadnego streszczenia fabuły ani nawet polecanek. Już samo takie podejście intryguje, niemniej warto wspomnieć z czym tu właściwie mamy do czynienia. Rok 1929, czarny czwartek. Cały świat zapamiętał ten dzień z powodu krachu na giełdzie i licznych samobójstw dokonanych przez zrujnowanych finansowo maklerów. Nikt nie ma jednak pojęcia, co rzeczywiście się wtedy wydarzyło. Nikt też, poza wtajemniczonymi, nie wie o tym, co losy się w wewnętrznych strukturach banku inwestycyjnego Caina-Kankrin. O tym jak zarząd odniósł sukces, skąd zdobył tak duże fundusze i co kryje się za pozornie normalną firmą. Bezduszne praktyki, wykańczanie konkurencji, dążenie po trupach do celu – wszystko to, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Pieniądze żądzą światem, pieniądze krwawią, lecz co znajduje się za ich kurtyną? Coś paranormalnego – to oczywiste, skoro mamy do czynienia z komiksem okultystycznym. Lecz co? Na to zapytanie nie jest tak prosto odpowiedzieć. Hickman zabiera nas do świata o ustalonych zasadach. Tu bohaterowie (przynajmniej ci, których to dotyczy) wiedzą idealnie co się dzieje, tkwią w tym wszystkim od dawna i wypełniają własną rolę tak, jak powinni. Bez zbędnego gadania, bez wyjaśniania – czytelnik obserwuje to wszystko, powoli starając się odnaleźć w sytuacji i zrozumieć z czym właściwie ma do czynienia. I takie podejście do tematu podoba mi się o dużo bardziej, niż tłumaczenie zdarzeń na bieżąco. Zagadka wraz z postępem akcji się rozwija, przybywa również bohaterów i wątków. Fascynujące okazują się kulisy finansowego świata, ten brud, to traktowanie człowieka jako niewolnika, ofiarę, którą można poświęcić dla zysku etc. Pierwszy milion można zarobić na wyrzeczeniach i niewyobrażalnie ciężkiej pracy, powielić go już się nie da działając zgodnie z prawem czy jakimikolwiek zasadami moralnymi. Lecz czasem nawet to nie wystarcza. Całość podlano oczywiście zagadką kryminalną w klimatach noir i poprowadzono w naprawdę idealny sposób. I jakże mądrze zilustrowano. Fotorealistyczne rysunki, mroczne, brudne i rewelacyjne dobrane do całości robią duże wrażenie. Idealnie również budują klimat „Black Monday Murders”. Wszystko to wymieszano z aktami spraw, informacjami, listami i wszelką dokumentacją mającą urealnić przedstawioną opowieść. I chociaż do tej serii podchodziłem ze sporymi obawami, Hickman bowiem dużo razy rozczarował mnie poważnie własnymi komiksami o Avengers, to po lekturze mogę powiedzieć, że jestem bardzo, bardzo zadowolony i z czystym sercem polecić Wam ten tytuł.