Tarantula okładka

Średnia Ocena:


Tarantula

Eksperymentalna proza laureata literackiej Nagrody Nobla z 2016 roku w kongenialnym tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego. Dylan bierze na warsztat amerykańskie mity, wątki z opowieści ulicznych czy doniesień medialnych, przepuszczając je przez strumień świadomości i rozbijając z parodystyczną brawurą, a tłumacz – równie brawurowo – wzbogaca tekst o typowo polskie skojarzenia i aktualności. Wszystko to sprawia, że lektura Tarantuli staje się "jazdą literacką kolejką górską na oślep", porównywalną z najdzikszymi wymysłami dwudziestowiecznej awangardy.

Szczegóły
Tytuł Tarantula
Autor: Dylan Bob
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Biuro Literackie
Rok wydania: 2018
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Tarantula w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Tarantula PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Księgarka na regale

    Ciężko mówić o „Tarantuli” w oderwaniu od historii jej powstania. Na okładkę polskiego przekładu, na który musieliśmy czekać blisko pięćdziesiąt dwa lata, wybrano fotografia Dylana wykonane przez amerykańskiego fotografa Daniela Kramera z 1965 roku. „Tarantula” została ukończona w lipcu 1966 roku, lecz twórca uległ wypadkowi motocyklowemu na kilka dni przed oddaniem książki, po czym publikację odwołano. Ciężko było jednak „Tarantuli” pozostać w szufladzie, bo na rynku pojawiło się jej pirackie wydanie, czyniąc z niej jeden z najbardziej słynnych bootlegów w historii literatury. Ostatecznie książka ebook legalnie weszła do obiegu w 1971 roku nie ustępując niczym pokoleniu bitników, takich jak Kerouac, Burroughs czy Ginsberg. Po znacznym sukcesie antologii tekstów piosenek Dylana „Duszny Kraj”, Biuro Literackie nie mogło lepiej zacząć wydawniczego roku dając nam „Tarantulę” w nakładzie 2000 tysięcy – zatem nie próżnujcie, nabywajcie! „cóż to za następna twarz? & różnica między okresem życia pacanów & dziurami, korpoświniami & żebrakami & krytykami raka studiującymi jogę z podjaranymi drobnymi gangsterami w jednoaktówkach z silnikami na paliwo bezołowiowe powrzucanymi w rzekę & zgrupowanymi w skradzionym lustrze…” Widzicie co Bob Dylan wyrabia w „Tarantuli”? Wyrabia, nie wyprawia. Nie można powiedzieć, by Dylan „bawił się” językiem, bo brzmi to zbyt pretensjonalnie i trywialnie. On szafuje tu kontekstami komponując utwór bez muzyki, tworzy niesłychane sploty słów. Udowadnia, że nie bez powodu jego literacki umysł zawiódł go do otrzymania literackiej Nagrody Nobla za „stworzenie świeżych form poetyckiej ekspresji”, a jeśli ktoś jest zagorzałym przeciwnikiem tej decyzji, to powinien sięgnąć do „Tarantuli”, a może przekona się, że Bob Dylan to nie przypadek, lecz człowiek, czasownik, przymiotnik i rzeczownik w jednej osobie. „wszyscy jesteśmy podobni & układamy porządnie skorpiony w naszych wnętrzach (…) & wyrzucamy homoseksualistów do rynsztoków zjawisk…” „Tarantula” wije się po nas, pęcznieje od licznych aliteracji i rytmiczności. Liczne ukośniki, częste używanie znaku &, niekonwencjonalna ortografia objawiająca się brakiem dużych liter, co by nie sprawić, by cokolwiek albo ktokolwiek wywyższał się nad kimkolwiek. To wszystko sprawia, że tekst nie tylko widzimy, lecz słyszymy wyraźniej. Pozorny rozgardiasz językowy nie mami nas nonsensem i przesytem. Mimo, że porównuje się go do najdzikszej literackiej awangardy XX wieku, dzieło Dylana wymyka się wszelkim kategoryzacjom i staje się samorodną próbką eksperymentalnej prozy, którą fantazja czytelnika w 2018 stale może okiełznać, zachwycić się nią i znaleźć mnóstwo odniesień. Bob Dylan nazywany amerykańskim bardem precyzjyjnie diagnozującym choroby toczące amerykańskie społeczeństwo, dzięki licznym przypisom i trafnym tłumaczeniom Filipa Łobodzińskiego nie nastręcza interpretacyjnych trudności, których pewnie może bać się polski czytelnik nieobeznany w Ameryce lat 60-tych. Dylana ceniłam zawsze za jego rolę swoistego wieszcza, surowego krytyka systemu dającemu głos niesłyszanym obywatelom, jak Delia, czarnoskóra nastolatka zabita przez własnego chłopaka czy homoseksualiści „wyrzucani do rynsztoków zjawisk”. Przedstawia nam również egzotyczne wizje Ameryki, nie stroni od polityku, szuka sensu i wolności, „osłania nas od lojalności względem dużych utworów” i słów-potworów. Nie przemawia do nas jednak moralizatorskim tonem. W dodatkowo zamieszczanych na kartach „Tarantuli” krótkich liścikach drzemie dużo ironii, humorystycznego przekazu, nadających lekkości tej pozornie ciężkiej do przełknięcia prozie. Nie uważam też, by trzeba było być szczególnie rozeznanym w realiach amerykańskiego snu i rzeczywistości, by napawać się tym, co stworzył Dylan. A bierze on na warsztat wszelkie mity, legendy, ballady, opowieści uliczne czy medialne skrawki i przepuszcza je przez własny dziki strumień świadomości, by uderzyć w nas z wymyślnym impetem. Na szczególną uwagę zasługuje to w jaki sposób Filip Łobodziński dokonał tłumaczenia, a raczej wejścia w literacką skórę samego Dylana. Gdy przeprowadzający wywiad, Dawid Mateusz, wspomniał znajomemu, że pan Łobodziński zabrał się za tłumaczenie „Tarantuli”, tenże zareagował mówiąc „ten to ma zdrowie”. „Praca ponad tą książką dobitnie potwierdziła moją intuicję, że przekład literacki to nie to samo, co tłumaczenie literatury". Tak. „Tarantula” to pająk, który obłazi czytelnika swoim językowym rozhuśtaniem. Ten zbitek opowiadań przeplatany niekiedy naprawdę zabawnymi liścikami z zawsze ironicznym podpisem nadawcy, wprawiają czytającego w literacki trans. Na pozornie nieobszernych 167 stronach, Dylan syci nas językową jazdą bez trzymanki, zasiewa w nas namysł ponad pędzącym społeczeństwem, bombardowanym zbyt dużą ilością złych wiadomości, koneksji, ograniczeń, by ostatecznie po lekturze „Tarantuli” poczuć się wolnym i móc do niej wracać, kiedy tylko zechcemy wyjść „z rynsztoków zjawisk”.

  • Paweł Cybulski

    Pełna recenzja: http://przymuzyceoksiazkach.pl/2018/01/bob-dylan-tarantula-recenzja/ Podejrzewam, że większość czytelników książka ebook odstraszy własną formą i wymaganiami, jakie przed nimi stawia. Warto dać jej jednak szansę i przebrnąć przez kilka tekstów – gdy złapie się odpowiedni rytm, reszta idzie lepiej i czerpie się z lektury niebywałą satysfakcję. Ja jestem zachwycony – nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi dane obcować z tym tytułem w polskim przekładzie.