Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Zielony Goblin został sam w Instytucie Ravencroft. Odnajduje go tam lekar Kafka, która postanawia wydobyć z niego prawdę na temat jego relacji z Kindredem. Okazuje się, że łączy ich zaskakująco wiele! Tymczasem Spider-Man zdaje sobie sprawę, że żeby zwyciężyć w tym starciu, będzie potrzebował wszystkich bohaterów ze Spiderversum. Czy Zakon Sieci zdoła pomóc Pająkowi? Sam Spider-Man udaje się natomiast po wsparcie do doktora Strange’a… Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach „Amazing Spider-Man” (2018) #50–55 i „Amazing Spider-Man” (2020) #50.LR–54.LR, a następnie zebrane w tomach „Amazing Spider-Man by Nick Spencer” vol. 11: „Last Remains” a także „Amazing Spider-Man Last Remains Companion”. Scenariusze napisali Nick Spencer i Matthew Rosenberg, a malunki przygotowali pomiędzy innymi Mark Bagley, Patrick Gleason i Federico Vicentini. Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Szczątki. Amazing Spider-Man. Tom 11 |
Autor: | Spencer Nick, Jacinto Kim, Bagley Mark |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Story House Egmont |
Rok wydania: | 2024 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
NAJLEPSI WROGOWIE W końcu jest. Następny pajęczy jubileusz (tym razem pięćdziesięciu numerów nowego volume’u), następny event (z dodatkowymi zeszytami ściśle związanymi z opowieścią) no i „zakończenie” wątku Kindreda. I znów mamy opowiadanie tak, jakby niedokończoną, ponieważ niby tu dostajemy wszystkie zeszyty „Last Remains”, lecz jednak nie epilog całości, który przerzucony zostanie do kolejnego albumu. No tak to w skrócie wygląda. Spencer swoim runem przyjął sobie za punkt honoru odtworzenie wszystkiego co w serii było wcześniej i jednocześnie zapchania kilku dziur, które prawdopodobnie go bolały, a których w serii namnożyło się przez lata. Więc doprowadza to wszystko do końca, po latach dopełniając nawet wątków z powrotem Mysterio zza grobu, które po świetnym, „Diable Stróżu” Smitha pozostawały zapomniane przez dekady, a robi to w klasycznym dla siebie stylu. Czyli bierze coś, co mogło być naprawdę fajne i nie udaje mu się wycisnąć z historii nic nad klasycznego przeciętniaka, jakich wiele. Wiele akcji, wiele bohaterów, niewiele treści. I tak to ciągnie przed siebie i jeszcze ciągnąc będzie przez kolejne sześć tomów, zanim seria trafi w ręce Zeba Wellsa, który doprowadzi ją do kolejnego finału (epicką zrzynką z „Sagi klonów”) i nowego otwarcia, które w USA jako volume 6 trwa do dzisiaj (z nieszczególnie dobrym skutkiem). Lecz na razie jest ta element i jest… no jak było dotąd. Kindred od dłuższego czasu mąci i knuje. Przywraca zza grobu wrogów Spider-Mana, szykując grunt pod ostateczne starcie. A to potyczka zbliża się olbrzymimi krokami. Gdy lekar Kafka stara się zrozumieć prawdę na temat relacji Osborna i Kindreda, Peter szykuje się do wyzwania, któremu może nie podołać. Znów. Znów więc będzie potrzebował pomocy kogo tylko ze Spiderversum się da. I nie tylko, ponieważ i udział Doktora Strange’a nie zaszkodzi. Lecz co wyniknie z tej konfrontacji? Event, jak event. Spider, jak Spider. Spencer, jak Spencer. Miało być epicko i porywająco, zaskakująco i w ogóle, po raz następny tak miało być i po raz następny wyszło, jak zawsze. Wziął Spencer balonik i usiłował go nadmuchać, opowiadając cały czas, jaki to będzie wielki i piękny, lecz flaczał mu cały czas, więc tak siedział, dmuchał, gadał i ostatecznie stwierdził, że tyle wystarczy. Fani serii prawdopodobnie za bardzo już jej nie czytają, więc co się będzie silił na oryginalność, nowi, którzy czytają (albo ci, którzy zostali z tytułem) skoro stale tu są, zbyt dużych wymagań nie mają, więc co on się będzie przemęczał. No i się nie przemacza. Idzie po najmniejszej linii oporu i chociaż tym razem nie kopiuje aż tak mocno żadnej konkretnej fabuły (choć widać, że chciał zrobić własną wersję świetnych „Najlepszych wrogów” DeMatteisa), oryginalności, pomysłowości itp. tutaj nie uświadczycie. Jest za to akcja, akcja, akcja i dużo bohaterów. Lecz ta akcja jakość tak cały czas dąży do dużego bum, a bum nie ma. Wszystko jakby w zawieszeniu. Widowiskowo jest, ponieważ dobrzy rysownicy z Bagleyem w naprawdę dobrej formie na czele naprawdę pokazują tu, co potrafią i jest na co popatrzeć, lecz fabularnie jakoś tak nie do końca to wychodzi. Dobrze, że wątek ciągnięty, jak w starych Pająkach przez dziesiątki numerów, lecz bez tego, co kiedyś talentu, wreszcie dobiega końca. Lecz nie ostatecznego, temat jeszcze wróci – i to nie tylko w kolejnym tomie. Tak czy inaczej jednak pewne domknięcie tu mamy. I mamy całkiem epickie wydarzenie, które jest konsekwencją tego, co snuto w serii już dłuższy czas, z kilkoma fragmentami dla nieustannych fanów. Przeczytać można, całkiem dobrze to wchodzi, lecz jednak Spencer, jak to Spencer, na kolana nikogo tu nie powala. Fajnie za to, że po polsku mamy zbiorczy tom, ponieważ w oryginale zawarte tu zeszyty wyszły w dwóch nawzajem dopełniających się albumach.