Średnia Ocena:
Ranx
Ranxerox to legendarny antybohater europejskiego komiksowego undergroundu. Bezwzględny cyborg zbudowany z części zepsutych kserokopiarek, torujący sobie drogę przez wyniszczony świat przyszłości przy pomocy pięści i kopniaków. Nie cofnie się przez niczym, by ochronić ukochaną Lubnę.Ranxa stworzyło dwóch włoskich artystów – Stefano Tamburini i Tanino Liberatore – a jego pierwsze przygody ukazały się w roku 1978 we współtworzonym przez nich czasopiśmie „Cannibale”. Publiczność anglojęzyczna poznała go pięć lat później, gdy komiksy z Ranxem zaczęły pojawiać się w słynnym magazynie „Heavy Metal”.Dłużej czekali na niego polscy czytelnicy, ponieważ dopiero w 1994 roku ukazał się zeszyt „Ranxerox w Świeżym Jorku”. Było to pirackie wydanie zaledwie małego fragmentu opowieści o Ranxie. Teraz – po 22 latach – ukazuje się w końcu kompletna edycja tej komiksowej dystopii.Komiks tylko dla dorosłych!Ranxerox to punkowa, futurystyczna odsłona stwora Frankensteina.Richard CorbenWłoch Tanino Liberatore to napędzany kwasem syn Richarda Corbena.Guillermo del Toro
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Ranx |
Autor: | Liberatore Tanino, Tamburini Stefano, Chabat Alain |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Kultura Gniewu |
Rok wydania: | 2016 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
Ranx PDF Ebook podgląd:
Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.
Wgraj PDF
To Twoja książka? Dodaj kilka pierwszych stronswojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu!
Recenzje
W końcu jest. Po niemal czterdziestu latach od własnego debiutu, wówczas jeszcze w czarnobiałej formie, pojawia się na naszym rynku on. Ranx to samiec alfa wszystkich samców alfa. Brutalny. Kochający dziewczyny – a przynajmniej konkretne części ich ciała. Silny. Nieustępliwy. Taki, jak kultowy komiks o jego przygodach, którego wszystkie części zebrano w jednym, konkretnie prezentującym się tomie.Rzym, rok 1988. Podzielone na poziomy miasto nie należy do najprzyjemniejszych miejsc. Poza poziomem trzydziestym rozciąga się tylko pełne zbrodni i chaosu getto – miejsce, które już wkrótce stanie się swoistym domem Ranxa. Kim jest osobnik o tym dziwnym imieniu? Wydawałoby się, że samolubnym degeneratem jakich mało. Wyglądem przypominający nieco małpę, wielbi używki, a w okaleczaniu i zabijaniu znajduje niemało przyjemności. Do tego jego namiętną kochanką jest zaledwie dwunastoletnia (choć nie mniej niż on temperamentna, także pod wobec wulgarności) Lubna, z którą łączą go specyficzne relacje. W rzeczywistości jednak Ranx nie jest człowiekiem, a androidem zbudowanym przez delinkwestudenta poszukiwanego z udział w spisku sprzed dwóch lat. Kiedy więc pewnego dnia jego elektroniczny mózg zostaje uszkodzony, a jego „ojciec” ginie, zanim może go naprawić, a rozstrojony Ranx staje się jeszcze gorszą maszyną do zabijania…„Ranx”, jak widzicie, to komiks pod wieloma względami podobny do kultowego „Lobo”. Jeśli jednak zestawić oba dzieła, różnice widać już na pierwszy rzut oka. Podobieństwo bohaterów i fabuła, która będąc pretekstem do kolejnych szokujących sekwencji zawierających w sobie jednak coś więcej, to właściwie jedyne, co je łączy. Przygody morderczego androida są o dużo brutalniejsze, odważniejsze, skandalizujące, nie brak w nich seksu – i to takiego, który ociera się o pedofilię, zważywszy na wiek „ukochanej” tytułowego antybohatera – ani wulgarnego języka. Wszystko jest zatem mocne, także pod wobec graficznym, lecz wcale nie tak puste, jak można by się było spodziewać. Ponieważ „Ranx”, jak każda niezła opowiadanie cyberpunkowa – a właściwie każda niezła fantastyka – komentuje sprawy społeczne, zmagając się na własny brutalny sposób z normami i nakazami.Co jednak najbardziej zachwyca w przypadku tego albumu to przepiękne rysunki. A właściwie nie tyle rysunki, ile kolor, który został nałożony wręcz po mistrzowsku. To on dodaje im hiperrealizmu i niezwykłego, retrofuturystycznego, brudnego klimatu, znajdującego się na skrzyżowaniu kreski Katsuhiro Otomo i Dona Lawrence’a. I choć czasem poszczególne kadry potrafią być bardzo brutalne, oglądanie całości to wielka przyjemność. Szczególnie, że edytorsko album został wydany po prostu rewelacyjnie. Konkluzja będzie więc oczywista – polecam. Wprawdzie nie każdy czytelnik odnajdzie się w tym nagromadzeniu przemocy, brudu i seksu, lecz warto jest spojrzeć głębiej i przekonać się, co leży pod krwawą powierzchownością. Jeśli nie boicie się podobnych zawartości, sięgnijcie.