Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Dziennikarz Tintin i jego pies Miluś wybierają się do afrykańskiego Konga, w owym okresie będącego belgijską kolonią. Bohaterowie przeżywają tam liczne przygody i nieraz wpadają w tarapaty. Tintin zostaje czarownikiem w królestwie Babaoro'm. Musi także stawić czoła gangsterom związanym z Alem Capone, którzy chcą przejąć kontrolę ponad wydobyciem diamentów w Kongo. "Tintin w Kongo" został wydany w 1931 roku w odsłony czarno-białej. W 1946 roku Hergé przerysował go w kolorze, usuwając przy okazji zbyt kolonialne akcenty.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Przygody Tintina. Tom 2. Tintin w Kongo |
Autor: | Herge |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Egmont Polska Sp. z o.o. |
Rok wydania: |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Przyjemnie się czyta i ogląda. Idealny komiks. Na pewno kupię kolejne części!
Tintin na Czarnym Lądzie Drugi tom cyklu o przygodach Tintina przenosi nas wraz z tytułowym bohaterem do Kongo - będącego jeszcze w czasach pisania niniejszego komiksu kolonią belgijską. Postać Tintina, tak można myślę sądzić, w drugim tomie nabiera powoli ostatecznego kształtu; jest to już ten bohater, którego można rozpoznać w każdej z późniejszych części cyklu. Tintin przemierza Czarny Ląd jak zwykle pakując się w różnego rodzaju perypetie. Zostaje pomiędzy innymi szamanem ;) ... A w każdej przygodzie towarzyszy mu nieodłączny towarzysz - pies Miluś. Komiks jest pełen inteligentnego humoru i satyry. Zarzucić mu można (co również lata temu, w momencie ukazania się pierwszych wydań, czyniono) zbyt miejscami stereotypowe i "kolonialne" wręcz podejście do Kongo jako państwie i jego mieszkańców, ale rzeczywistość w chwili powstania komiksu była taka, a nie inna, więc... nie ma prawdopodobnie o co kruszyć kopii (Herge zresztą dokonał korekty treści po ukazaniu się wznowienia w kolorze). Zalecam :) Seria o Tintinie to bardzo fajny, pełen humoru komiks. Wielbiciele szeroko rozumianego komiksu z pewnością tej pozycji nie ominą ;) Dziękuję Egmont Polska za egzemplarz recenzencki! Recenzja znajduje się także na moim blogu: http://cosnapolce.blogspot.com/2017/04/tintin-w-kongo-herge.html Zapraszam!
TINTIN ZYSKUJE SWÓJ KSZTAŁT „Tintin w Kongo”, drugi tom opus magnum Hergé’a, po raz pierwszy ukazał się w roku 1931 w formie czarnobiałego albumu. Kształt, w jakim możemy czytać go dzisiaj, osiągnął dopiero piętnaście lat później, kiedy twórca postanowił dostosować wygląd komiksu do świeżych przygód dzielnego reportera, zmieniając kilka co bardziej kontrowersyjnych elementów, dodając barwy, a także postacie, których wcześniej tam nie było. Na tej odsłony bazuje również najwieższe wznowienie od Egmontu, z którym, jak z resztą tomów „Tintina” warto jest się zapoznać, ponieważ to komiksowa klasyka w najlepszych tego słowa znaczeniu. Tym razem Tintin wraz ze swoim psem Milusiem wyrusza na wyprawę do Konga Belgijskiego. Pupila jednak od początku podróży prześladuje pech, a także pewien pasażer na gapę, którego psiak spotyka jeszcze na pokładzie statku. Mimo trudności, jakie niemalże przypłacają życiem, dziennikarz i Miluś docierają do celu. Dużo czasopism chce zdobyć wyłączność na ich relację, jednak Tintin ma inne zobowiązania. Wyprawa wraz z przewodnikiem w głąb Kongo przybiera jednak zupełnie nieoczekiwaną formę, kiedy na ich drodze staje słynny nam już pasażer na gapę. Teraz mężny dziennikarz i jego pies muszą nie tylko przetrwać kolejne niebezpieczne chwile, lecz także i odkryć kim jest ich przeciwnik i jaki ma cel. Swego czasu temu komiksowi zarzucano przedstawienie naiwnego obrazu Kongo, lecz mimo upływu 86 lat (jeśli liczyć od premiery pierwszej wersji, a także 71 od nowej edycji) wyszedł on z próby czasu obronną ręką, a wspomniana naiwność stanowi jeden z jego plusów. Drugi tom „Tintina” to bowiem śliczna i zabawna historia przygodowa dla wielkich i małych. W odróżnieniu od poprzedzającego go „W państwie Sowietów” posiada lepsze zaplecze konkretnej wiedzy na temat Kongo, lecz i tak traci ono znaczenie w obliczy idealnej rozrywki, jaką proponuje komiks. W tym tomie „Tintin” zyskuje dodatkowo kształt, z jakim jest kojarzony. Wprawdzie nie jest to do końca prawda, ponieważ ten osiągnięty został dopiero wraz z dziesiątym albumem serii opublikowanym w roku 1942, jednak trzymając się chronologii świeżych wydań od przygody w Kongo seria zdobywa własny „właściwy” charakter, a na jej łamach pojawiają się Jawniak i Tajniak. Malunki zmieniają się w bardziej szczegółowe i realizujące założenia „czystej linii”, pojawia kolor i lżejszy klimat. Wobec pierwowzoru zmniejszyła się liczba stron, przybyło natomiast kadrów na planszy. Zostało to, co najlepsze. Fanom Tintina, a tych przecież nie brakuje, „W Kongo” zalecać nie trzeba. Ci, którzy jednak nie poznali jeszcze przygód dzielnego reportera, a cenią dobre, ponadczasowe komiksy bez dwóch zdań powinni poznać ten, jak i pozostałe tomy serii i przekonać się, jak dużo mają do zaoferowania mimo upływu lat.
Herge-to pseudonim znakomitego artysty który blisko 80 lat temu stworzył postać dzielnego reportera Tintina, który wraz ze swoim psem Milusiem przeżywa mnóstwo, nierzadko groźnych przygód. Komiks, w momencie ukazania się, z miejsca zyskał rzesze fanów, a autor, do samej śmierci tworzył nowe awantury ze własnymi bohaterami. "Przygody Tintina.Tintin w Kongo", to jeden z pierwszych zeszytów z przygodami wspomnianego przeze mnie dziennikarza. Tym razem dziennikarz wybiera się statkiem do Konga, ówczesnej kolonii belgijskiej. Już podczas podróży morskiej ma zatarg z pewnym człowiekiem. W okresie własnej podróży po egzotycznym lądzie poluje na egzotyczne zwierzęta, w tym na słonia, spotyka złośliwego czarownika, który pragnie jego zguby, a także odnajduje zagadkowy list, z którego wynika, że pewien człowiek o inicjałach A.C. pragnie jego zguby. Jakby tego było mało, nasz dziennikarz spotyka misjonarzy i uczy murzyńskie dzieci matematyki. Bardzo sympatyczny komiks, pomijając scenę w której Tintin zabija słonia dla jego ciosów. Jednak w tamtych czasach takie wyprawy były na porządku dziennym i nikogo nie dziwiło, a tym bardziej raziło takie zachowanie. Z komiksu wyłania się także zbyt sielankowy obraz Belgijskiego Kongo, co wielokrotnie wytknięto autorowi. Pomijając te mankamenty, całkiem niezły komiks, z naszymi ulubionymi bohaterami, którzy przeżywają zupełnie nowe, zwariowane przygody.