Nie dalej jak rok temu, w zaprzyjaźnionej bibliotece, wpadło mi w rękę dość obszerne tomiszcze o dziwacznym tytule "Przygody Supermikołaja". Jako, że tematyka była jak najbardziej na czasie, postanowiłem umilić córce kilka wieczorów lekturą tejże właśnie książki. Błąd!Godzina 21.00. Dzidziuś skacze po łóżku, ponieważ właśnie odesłało Piaskowego Dziadka gdzie pieprz rośnie. Ja z kolei leżę na podłodze i próbuję przestać rechotać. Mniej więcej tak wyglądał pierwszy kontakt ze wspomnianym tytułem."Przygody Supermikołaja", to bardzo ciepła (pomimo miejsca zamieszkania głównego bohatera), mądra, lecz przede wszystkim zabawna opowiadanie o Mikołaju i jego ekipie. Gdy Idealna Magiczna Noc dobiegnie końca i wszystkie dzieci na świecie zostaną już obdarowane wymarzonymi podarunkami, Święty M. nie ma dużo do roboty. Pewnego wieczoru, podczas wizyty w stajni poznaje Renka - zapasowego renifera zaprzęgowego, który z uwagi na niewielkie gabaryty, nie może się przebić do "wyjściowego składu". Jednakże wyjątkowo łebski i wygadany z niego okaz. Od razu staje się samozwańczym asystentem Mikołaja i przyrzeka znaleźć swojemu pracodawcy jakieś hobby. Po paru nieudanych sugestiach i próbach (to moja ulubiona element książki) wpadają na pomysł, by w ciągu całego roku pomagać wszystkim potrzebującym dzieciom. Lecz tak incognito, w przebraniu, czyli w masce i obcisłym kostiumie z peleryną. W ten oto sposób rodzi się SUPERMIKOŁAJ! Bohater od (wszelkich) boleści! ;) Jeszcze tylko wypadało by popracować ponad sylwetką (?!), zbudować jakiś pojazd (Fantasanie) i w drogę...Więcej na blogu http://www.zwyklamatka.pl/2016/12/pozycja-obowiazkowa-na-swieta.html