Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
„Paper Girls. Tom 2” to unikatowa mieszanka kultowego dramatu Roba Reinera, „Stań przy mnie” z „Wojną światów” H.G. Wellsa, której bohaterkami są cztery nastoletnie roznosicielki gazet. Brian K. Vaughan (Saga, Lost: Zagubieni) spisał wciągającą, nostalgiczną opowiadanie zakorzenioną w latach 80., traktującą o trudach dorastania i ostatnich dniach prawdziwego dzieciństwa, a narysował ją Cliff Chiang, który nadał jej unikalnego uroku.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Paper Girls. Tom 2 |
Autor: | Vaughan Brian K. |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Non Stop Comics |
Rok wydania: |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
„Paper Girls” notoryczne porównywane jest do „Stranger Things”. To tak łatwe, że aż ciężko się oprzeć. W końcu pozornie to podobne opowieści – lata osiemdziesiąte, nastolatkowie na rowerach (chociaż w przypadku komiksu same dziewczyny), małe miasteczko i zagadkowe zjawiska. Tylko że już pod koniec pierwszego tomu „Paper Girls” bohaterki przenoszą się do teraźniejszości, a to dopiero początek zabaw z czasem. Obie produkcje bezwstydnie wykorzystują wynik nostalgii, lecz dla „Paper Girls” to tylko setting. A serial Netflixa na nostalgii żeruje (ale i tak obejrzałem sezon w dwa dni). Drugi tom komiksu Briana K. Vaughana wykorzystuje dość popularny, lecz stale interesujący motyw – co by się stało, gdybyśmy poznali własną przyszłość. Czy gdybyśmy, będąc nastolatkami, dowiedzieli się, że w wieku dwudziestu lat umrzemy na białaczkę, zmotywowałoby to nas do działania, życia pełnią życia i upartego szukania lekarstwa, czy wręcz przeciwnie – popadlibyśmy w depresję? Scenarzysta nie koncentruje się na tym motywie, za ważniejsze uważa stałe popychanie akcji do przodu, lecz ciężko nie pochylić się ponad rozważaniami nastolatek rzuconych w inne czasy. Nie brakuje również ich reakcji na nieznaną im rzeczywistość przyszłości – samochody, urządzenia, architekturę. To też mało odkrywczy wątek, lecz przypomina, jak nierzadko mylimy się w własnych wyobrażeniach na temat cywilizacyjnego postępu. W końcu prosto zapomnieć, że oryginalny „Blade Runner” rozgrywał się w 2019 roku. Zarówno „Stranger Things”, jak i „Paper Girls” stawiają na suspens. Starają się mówić nam jak najmniej – tak budują napięcie, niedomówieniami wciągają nas w fabułę. Tyle że w ST długo balansujemy na granicy, zastanawiamy się, czy naprawdę mamy do czynienia z czymś nadprzyrodzonym, a dorośli to negują. Natomiast w „Paper Girls” dynamicznie pojawiają się przybysze z innego wymiaru/czasu (to już musicie sobie doczytać), trup ściele się gęsto, a niebo rozrywa skrzek pterodaktyli. To jazda bez trzymanki, w której nie ma miejsca na chwilę oddechu. Jak wspomniałem, drugi tom koncentruje się przygodach Erin, Tiff i Mac w teraźniejszości. Próbują zrozumieć, co w zasadzie się stało, dlaczego przeniosły się w czasie. Sprzymierzają się z dorosłą Erin i szukają zaginionej w czasoprzestrzeni KJ. Wizualnie ponownie jest odurzająco. Niby w kinie mamy modę na neonowe kolory, lecz w tym przypadku nie ma mowy o neonach, retro blasku i psychotropowych cukierkach. Chociaż te ostatnie, znalezione gdzieś w piwnicy, pokryte warstwą kurzu jakoś w naturalny sposób pasują do „Paper Girls”. Niby oldskulowo, a jednak świeżo.
POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI Kiedy recenzowałem pierwszy tom „Paper Girls” nie szalałem (łagodnie rzecz ujmując) z porównaniami serii do „Stranger Things”. Powód był prozaiczny: w tamtym okresie Netflixowego serialu po prostu jeszcze nie miałem okazji zobaczyć i dopiero jakiś czas temu, zachęcony wszędobylskimi reklamami drugiego sezonu, skusiłem się na seans. Bo jednak produkcja była przede wszystkim kompilacją najróżniejszych pomysłów słynnych z ebooków Stephena Kinga, wrażenie, że „Paper Girls” to takie połączenie dzieł Króla z klasyką fantastyki pozostało. Lecz jak w przypadku „Strangers Things”, tak i tu mamy do czynienia z rewelacyjną historią, stanowiącą hołd dla licznych tworów popkulturowych i dostarczającą idealnej rozrywki także tym, którzy ich nie znają. Noc roku 1988 okazała się najniezwyklejszą chwilą w krótkim, ponieważ ledwie dwunastoletnim życiu czterech kobiet zajmujących się rozwożeniem gazety. Kiedy na spokojnych przedmieściach mieściny Stony Steam w Cleveland zaczęły dziać się dziwne rzeczy, nastolatki znalazły się w samym centrum wydarzeń, jakich nie potrafiły ogarnąć. Teraz jedna z nich, KJ, zniknęła, a pozostałe kobiety – Erin, Mac i Tiffany odkrywają, że same również się zgubiły. Nie w przestrzeni, a… czasie! Przeniesione do roku 2016, natykają się na czterdziestoletnią Erin, a spotkanie to przede wszystkim wstrząsa najmłodszą z nich. Nie samym faktem, że możliwe są podróże w czasie, a tym jak bardzo ona sama zmieni się za niespełna trzy dekady. Prawdopodobnie jak dorosnę, będę chora umysłowo. Są jednak ważniejsze rzeczy, którymi kobiety muszą się zająć. Przede wszystkim chcą odnaleźć KJ, może im w tym pomóc zagadkowe urządzenie, lecz większą ich uwagę zwracają medialne doniesienia o zagadkowej burzy w śródmieściu – takiej samej, jak wtedy, gdy były świadkami pojawienia się dinozaurów. Tym razem jednak, wraz z awarią prądu, zjawiają się rzeczy dziwniejsze i bardziej niebezpieczne niż przedwieczne gady. A także… następna Erin. I, jak się można domyślić, to dopiero początek… Przygody Papierówek to zdecydowanie jedna z najlepszych serii, jakie ma do zaoferowania Non Stop Comics (zaraz obok „Odrodzenia” i „Giant Days”). I nie ma w tym nic dziwnego, skoro za fabułę wziął się Brian K. Vaughan („Saga”, „Y”), który po raz następny udowodnił, że nawet z najbardziej ogranych schematów potrafi wycisnąć coś znakomitego. Ponieważ co niby oryginalnego jest w „Paper Girls”? Małe miasteczko, grupa dzieciaków, nieznane zło – brzmi, jak schemat z powieści Stephena Kinga, prawda? Podróże w czasie? Mieszanie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości? Konfrontowanie się z przemianami, jakie zaszły na świecie i tym, co bohaterki spotka w przyszłości/jak bardzo same się zmienią? Trochę rozmarzenia się ponad możliwościami technicznymi przyszłości? Na tym opiera się Science Fiction od początków istnienia gatunku. Wrzucenie w to wszystko historii o dojrzewaniu poprzez drogę/przygodę i refleksji ponad naszym dniem dzisiejszym również nie jest żadnym novum. A jednak Vaughan zrobił z tego naprawdę świetną opowieść. Klimatyczną, ciekawą, idealnie bawiącą się tymi zgranymi schematami i stanowiącą dzieło będące efektem spełnienia chłopięcych wyobraźni scenarzysty. Świat jest tu ciekawy, jego postęp (w tym językowy – tu trzeba docenić tłumacza za jego pracę) także, przekonujące bohaterki, które zamiast zachwycać się przyszłością, są nią przede wszystkim rozczarowane, nie dają się nie lubić, a i sama fabuła autentycznie wciąga. Do tego mamy również świetną szatę graficzną, kojarzącą się nieco z pracami Terry’ego Moore’a, doskonały w swej prostocie kolor i świetne wydanie. Wniosek jest prosty, jeśli jeszcze nie znacie tej serii, poznajcie koniecznie. Fani Kinga, „Stranger Things” i dobrej fantastyki będą bardziej, niż zadowoleni.