Nie hańbi okładka

Średnia Ocena:


Nie hańbi

Podobno praca leży na ulicy. Niejeden z bohaterów tej książki się o nią potknął.    Bezrobocie jest najniższe od nad dwóch dekad, a warunki na rynku pracy dyktują pracownicy. Ponoć. Są wykresy i tabele, które to mają potwierdzać, są analitycy, którzy te słowa powtarzają jak mantrę, są politycy, którzy się tym zdaniem zachłystują. I są ludzie, którzy rynkiem pracy nie potrząsną. Rynek ich połknie i wypluje. Ta książka ebook jest o nich.   O Ilonie Pujanek, która powiesiła się w noworoczny ranek – możliwe, że z powodu mobbingu. Tylko czy polskie prawo definiuje, czym jest mobbing? O przedsiębiorcy budowalnym, który wprawdzie nielegalnie zleca pracę, lecz nie podlega kontroli PIP-u. O zwalnianych pracownicach Almy, które nawet w pustym sklepie musiały przestawiać towar na półkach. O marszach bezrobotnych w czasach dużego kryzysu i o ludziach bezrobotnych osiem dekad później, w kraju, w którym podobno bezrobocia nie ma; o coraz bardziej oswojonych z prekarnością młodych ludziach.   To reporterski rzut oka na polski rynek pracy – historycznie i dziś. Jak bardzo ten rynek się przemienił od czasu, kiedy chałupnicy przeszli z domowych warsztatów do fabrycznych hal? Jak bardzo kryzys wczesnych lat 90. różnił się od kryzysu lat 30., gdy bezrobotni organizowali strajki? I wreszcie - co to znaczy nie pracować w świecie, w którym ponoć nie pracuje tylko ten, kto nie chce?Od wydawcy:   Wstrząsający reportaż o nadwiślańskim kapitalizmie. Ta książka ebook mówi więcej niż badania socjologów i optymistyczne dane GUS-u. Zalecam zwłaszcza tym, którzy chcą zrozumieć, skąd się biorą populiści. Grzegorz Sroczyński   Praca znajduje się pod ochroną Rzeczypospolitej Polskiej (kon-sty-tu-cja). Pracodawca jest obowiązany szanować godność pracownika (kodeks pracy). „Mówię: dziękuję, kluczyki kładę, ja do takiej roboty już nigdy nie jadę... Lecz czło­wiek musi złotówkę przynieść do domu"(Hubert, kierowca). Praca leży na ulicy. Czy po każdą musisz się schylić? Uważaj! Możesz się potknąć. O niej marzą, rozmawiają przy grillu, chcą zapomnieć. Przez nią płaczą. O nich jest ta książka. I o niej: biurowej, fizycznej, najemnej, Syzyfowej. Będzie z tobą średnio osiem godzin dziennie przez czterdzieści lat. Prawda? Fałsz? „Twoja praca to nie ty"- spisał Chuck Palahniuk. Lecz on nie mieszkał w Polsce.   Ludzie sobie radzą. Gdyby było tak, jak mówią wskaźniki, to ludzie z głodu by się słaniali, a tak naprawdę nie jest, element osób wyjeżdża, pracuje tu i tam, pobiera z opieki i innych. Są specjalistami w radzeniu sobie w życiu, chwała im za to. Fragment książki Dobrze, pracują, zarabiają pieniądze. Lecz stwierdzenie, że to jest taka pra­ca jak każda inna, kiedy ktoś jedzie dorywczo pracować za granicę czy zbiera runo leśne, to trochę pokazuje, jak bardzo upadliśmy, myśląc o tym, czym jest praca.

Szczegóły
Tytuł Nie hańbi
Autor: Gitkiewicz Olga
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Fundacja Instytut Reportażu (Dowody na Istnienie)
Rok wydania: 2017
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Nie hańbi w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Nie hańbi PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Marta Gadzina-Kobiela

    Nieźle napisany reportaż o rynku pracy w Polsce na przestrzeni wieku.

  • Księgarka na regale

    Historia zaczyna się od regału. Początek zawsze jest ważny. Każda nitka ma gdzieś własny początek. Regał mieszka w Zamościu. Jest na wysoki połysk. Olgę Gitkiewicz bardziej zaciekawiła jego zawartość. Wysoki połysk skrywał matową zawartość. Jakby regał wypełniony papierami poszarpanymi na krawędziach, pomarszczonymi, suchymi i z przebarwieniami, miał być zwiastunem niepokojącej treści, która w mało którym momencie będzie gładka. Wszystkie te druczki opłat, protokoły, legitymacja związków zawodowych, świadectwo pracy czy książeczka zdrowia zasiały coś w autorce. Coś, co później doprowadziło ją do tego, że odeszła z pracy w korporacji, by oddać się pisaniu tego reportażu. Człowiek czynu, bez wątpienia. Ten regał w nas zostanie, zacznie historię, która od tej pory będzie nosić nazwę „nitki”. Nitki będą plątały się wokół losów rodziny autorki i śledziły dzieje Żyrardowa, do którego autorka też zdecydowała się powrócić. Zanim zajrzymy do regału, dowiemy się, że w 2014 roku portal Bezrobocie.org.pl przemienił nazwę na Rynekpracy.org. I to również jest mocny początek. „Szef ma paszport francuski i krew alzacką, do tego jest estetą. Zmęczony człowiek nazywa się Julian Blachowski. W kieszeni płaszcza ma rewolwer. Boli go brzuch.” Krucjata po polskim rynku pracy rozpoczęła się wraz z antropologicznym spojrzeniem na pewien regał. Otwarta puszka Pandory będzie nas teraz transportowała w czasie. Nitki przeszłości będą się przewijać wraz z opowieściami teraźniejszości. Autorka zaczyna od Żyrardowa, gdzie się urodziła, i zaiste lepszego kontekstu do rozważań na temat bezrobocia znaleźć nie mogła. To tutaj „szumiała przędzalnia bawełny Karola Scheibera.” Tutaj wykluło się miasteczko robotnicze, które uzależniło od siebie pracowników, dając im zaledwie lub aż tyle, by całe życie wiązali własne życie z fabryką, nie szukając i nie pragnąc więcej niż to, co daje im Żyrardów, nie wyściubiając nosa poza granice swojego miasta. „Weg! – cedzi po niemiecku. Ostatnie słowo. I zaraz później dwie kule. W ramię, w tors. (…) Tuż obok Ziemiańskiej jest apteka, tam go przenoszą, próbują ratować. Logiczne, lecz bezskuteczne.” Dzięki perspektywie z przeszłości, dowiemy się, że autorem terminu „bezrobocia” jako przymusowego braku pracy był angielski reporter i ekonomista John Atkinson Hobson. Dopiero u schyłku XIX wieku. Zerkniemy do pierwszego kodeksu pracy, który własne korzenie też ma w Żyrardowie. Tak, będziemy nierzadko wzdrygać się na traktowanie pracownika. Właściwie ten niewygodny temat i obrazy osiadły mi na ramionach od początku lektury i możliwe, że już nigdy ich stamtąd nie strzepie. „Powtarza, że musiał to zrobić. Kiedyś na Pawiaku zniósł tortury i wyrywanie paznokci. Koehlera niemal nie znał, lecz znieść nie mógł. (…)Piszą o nim nawet poeci, pisze o nim nawet Miłosz. (…)Echo wystrzału Blachowskiego może grac długo.” Tak. To jest reportaż, który jest kalejdoskopem krzywd. Nie mieni się pstrokatymi barwami. Sceneria kojarzyła mi się z rozpadem i rdzą. Ponieważ na naszych oczach gnije w ludziach empatiach i pani Gitkiewicz bez osądu trafia w te najczulsze punkty, nie wydając wyroków na sprawców. Wędruje w okresie i przestrzeni. Z dusznych fabryk trafimy oczywiście do korpoświata i korposzczurów. Poznamy terminologię panującą w danych warunkach. Wysłuchamy relacji ciekawie dobranych ludzi. Znajdziemy się we Wronkach, w fabryce Amici. Przewędrujemy od uderzeń i ciosów wymierzanych w pracownika, po feminizację pracę, walkę o etykę, demonstracje z hukiem strzałów aż teraźniejszość zapuka do Szydłowca pod Radomiem, który jest współczesną stolicą bezrobocia w Polsce. W krzywym zwierciadle współczesnego rynku pracy przysłuchamy się dyskusji dziewczyn zastanawiających się ponad tym, co jest odbierane jako kombinatorstwo – czy gdy dzidziuś jest autentycznie chore lepiej wziąć opiekę ponad dzieckiem L4 czy urlop, aby pracodawca nie groził nam zwolnieniem. Poczujemy ciężar rzucany na barki kierowcy – rozwoziciela, któremu jednocześnie rozkazuje się ugniatać ciasto na pizzę, trzeć ser, myc garnki i na końcu rozwozić produkt. Potem „awansuje”. Będzie prowadził ciężarówkę w nocy. W środek lasu. Za Wieluniem. Ze szczurzymi oczami wlepionymi w jego plecy. Następnie będzie woził knury. Dobrym Volvo. Pobieżnie Wam tylko powiem – nigdy już nie spojrzę tak samo na ciężarówkę wiozącą żywe zwierzęta. Pani Gitkiewicz nie bombarduje nas statystykami ani tkliwością. Reportaż chyląc się ku końcowi, wspina się na „wysokości”. Trafiamy do działu „budownictwo”, a tam ludzie spadają. Czasami nikt się ponad nimi nie pochyla. W Jeleniej Górze mieszka nad 87 tysięcy ludzi. Tyle samo uległo wypadkowi w pracy w 2016r. Pisać mogę wiele, a uwierzcie, że i tak do końca nie nakreśli się wszystkiego, co Gitkiewicz zawarła w tym reportażu. Pozornie nie jest obszerny. Temat może się stale wydawać nie wyeksploatowany i możemy mieć poczucie jakiegoś braku. Po paru dniach od lektury rozumiem to uczucie. To nie brak, tylko świadomość, że tyle historii zostało jeszcze nie opowiedzianych.