Najszczęśliwsze dzieci na świecie okładka

Średnia Ocena:


Najszczęśliwsze dzieci na świecie

Dlaczego: holenderskie dzieci są takie zadowolone z życia i tak nieźle śpią? holenderscy rodzice pozwalają swoim dzieciakom bawić się na dworze bez opieki? holenderskie dzieci mogą same jeździć do szkoły na rowerze? w holenderskich podstawówkach nie zadaje się prac domowych? holenderskie nastolatki się nie buntują? Na czym polega tajemnica wychowywania najszczęśliwszych dzieci na świecie? "Otwierająca oczy i piekielnie niezbędna dawka perspektywy. W swoim następnym życiu chcę być Holenderką!" Pamela Druckerman, autorka "W Paryżu dzieci nie grymaszą""Fascynująca książka ebook – żałuję, że nie przeczytałam jej wcześniej! Szczerze mówiąc, coraz bardziej uwodzi mnie przeprowadzka z całą rodziną do Holandii…" Sarah Turner, autorka "The Unmumsy Mum"

Szczegóły
Tytuł Najszczęśliwsze dzieci na świecie
Autor: Mae Acosta Rina, Hutchison Michele
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2017
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Najszczęśliwsze dzieci na świecie w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Najszczęśliwsze dzieci na świecie PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Diana

    Holandia ma opinię państwie liberalnego, w którym toleruje się różnorakie używki i związki partnerskie. W rzeczywistości Holendrzy są narodem dość konserwatywnym, a w sercu holenderskiej kultury kryje się społeczeństwo domatorów, którzy stawiają rodzinę na pierwszym miejscu. Tak przynajmniej twierdzą autorki tej książki. Rina Acosta to Amerykanka o azjatyckich korzeniach, która wyszła za mąż za Holendra. I z San Francisco przeniosła się na niderlandzką wieś. Michele Hutchison to Brytyjka, która wychodząc za maż za Holendra, opuściła zimny Londyn i zamieszkała w Amsterdamie. Już po kilku miesiącach pobytu w innym państwie obie panie stwierdziły zgodnie, że podejście do życia, mentalność a także codzienne życie znacznie różni się od tego, którego doświadczyły w własnych rodzinnych krajach. I właśnie tymi spostrzeżeniami postanowiły się podzielić z czytelnikami. Szok kulturowy był dla nich olbrzymi i bezlitosny. W Holandii jest wiecznie ciemno, deszczowo i pochmurnie. Gęstość zaludnienia również była przytłaczająca. Mimo tego przebywając tu już paręnaście lat są pełne podziwu dla holenderskiego sposobu wychowania dzieci. Po pierwsze brytyjscy i amerykańscy rodzice czują się wiecznie sfrustrowani własnymi nierealnymi oczekiwaniami i opiniami innych. Święcie wierzą, że dzieci potrzebują całego czasu, pieniędzy i uwagi, jakiej rodzic może (nadludzkim wysiłkiem) im dać, by miały zapewniony lepszy start. Holendrzy natomiast rozumieją, że sukcesy dzieci nie muszą prowadzić do szczęścia, za to szczęście może sprzyjać sukcesom. Bycie najlepszym uczniem w klasie, świadectwo z czerwonym paskiem, granie na instrumentach, różnorodne zajęcia pozalekcyjne - taniec, basen, dodatkowe zajęcia językowe. Brzmi znajomo, prawda? To nie tylko amerykański i brytyjski sposób myślenia, lecz również polski. Przykręcanie śruby własnemu dzidziusiowi (już od przedszkola), zachęcanie go do coraz większego wysiłku, ponieważ to ma zapewnić bezpieczną i dostatnią przyszłość. Czyżby? Holendrzy natomiast trzymają na wodzy wszelkie niepokoje, stresy i oczekiwania, nadając nową definicję sukcesowi i dobremu samopoczuciu. Dla nich sukces zaczyna się od szczęścia - dzieci i rodziców. Po drugie brytyjscy i amerykańscy rodzice w znacznie większym stopniu kontrolują życie własnych dzieci i poświęcają zbyt wiele czasu na wożenie ich wszędzie, gdzie tylko się da. Tym samym ci rodzice wpadają w błędne koło perfekcjonizmu. Natomiast holenderskich dzieci nikt do szkoły nie wozi, tu na lekcje dojeżdża się rowerami (i to bez kasku). Fakt, że w Holandii są bardzo rozbudowanie ścieżki rowerowe w miastach i stale wytaczane są nowe trasy. A to sprzyja takim praktykom. Lecz żadnemu rodzicowi nie przyjdzie tu do głowy, aby zawieźć dzidziuś do szkoły. Nawet, gdy pada deszcz i wieje wiatr. Dzieci wówczas mają specjalne płaszcze albo używają parasolek! Nie do pomyślenia w naszym kraju, wydaje się to okrutne i bezduszne. A jednak w Holandii działa. Poza tym dzieci w wieku przedszkolnym, już od 4 lat, mogą same bawić się na placach zabaw. Dla odmiany autorki podają przykłady amerykańskich realiów, gdzie sąsiad sąsiada pozywa od sądu o to, że ten zostawił siedmioletnie dzidziuś bez opieki na swóim ogrodzie. Holenderskim dzieciakom sprzyja też system edukacji. Nie ma tu klasycznego i tak powszechnego „wyścigu szczurów”. Trzeba przecież dostać się do wymarzonej szkoły, a wcześniej zdać nieźle egzaminy. W państwie tulipanów dzieci również zdają egzaminy po szkole podstawowej, lecz efekty nie są przeliczane na punkty. Nie ma rankingów szkół! Egzamin ma na celu sprawdzenie umiejętności i predyspozycji, żeby ukierunkować danego ucznia na dalszej drodze edukacji, czyli mówiąc prościej - do jakiej szkoły się nadaje. Czy do liceum teatralnego, czy technikum turystycznego, czy szkoły dla mechaników. Bardzo zdrowe podejście, gdyż dzieci nie stresują się efektami egzaminów, nie są poddawane presji, a co za tym idzie - nie boją się źle wypaść na testach. Co zatem składa się na ten sukces Holendrów? Autorki podają tu mnóstwo innych przykładów, a raczej aspektów codziennego życia, które, według ich, są drogą do sukcesu. Czy zatem sekret tkwi w tym, że Holenderki rodzą w dzieci w domach, w przytulnym i znajomym otoczeniu. A może tajemnica leży w holenderskim śniadaniu i w czekoladowej posypce na kanapki hagelslag. A może w gezellig - odpowiedniku duńskiego hygge, czyli wywołaniu wrażenia przytulności, ciepła, przynależności, miłości, bezpieczeństwa, zadowolenia i wspólnoty. A może wszystko po trochu. Lektura obowiązkowa dla każdego rodzica. Pozwala na świeże i szalenie przydatne podejście do wychowania. Nie trzeba się jednak z tymi sposobami zgadzać albo ślepo naśladować. Wiadomo, że Polska nie stanie niespodziewanie się drugą Holandią i nie będzie się szczyciła tym, że ma najszczęśliwsze dzieci na świecie. My mamy inne zwyczaje i inny model rodziny. Jeżdżenie rowerami po naszych ulicach stale wydaje się nierozsądnie i niebezpieczne. Polscy doktorzy pierwsi będą się też sprzeciwiać porodom domowym, co w Holandii jest normą. Nasz system pracy