Czytaj więcej:
Zobacz podgląd Mord na gościńcu pdf poniżej lub w przypadku gdy jesteś jej autorem, wgraj własną skróconą wersję książki w celach promocyjnych, aby zachęcić do zakupu online w sklepie empik.com. Mord na gościńcu Ebook
podgląd online w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki nie posiadają jeszcze opcji podglądu, a inne są ściśle chronione prawem autorskim
i rozpowszechnianie ich jakiejkolwiek treści jest zakazane, więc w takich wypadkach zamiast przeczytania wstępu możesz jedynie zobaczyć opis książki, szczegóły,
sprawdzić zdjęcie okładki oraz recenzje.
swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu!
Średnia Ocena:
Mord na gościńcu
Historyczny kryminał oparty na prawdziwych wydarzeniach. W czerwcu 1739 roku, przy trakcie do Nowogrodu, odnaleziono zmasakrowane ciało szwedzkiego dyplomaty, barona Malcolma Sinclaira, powracającego ze Stambułu. Kto przyczynił się do śmierci posła? I dlaczego pozostawiono przy zwłokach złoto i klejnoty, a zabrano tylko plik listów i dokumentów? Hermann Grasse, śledczy przysłany z niedalekiego Grünbergu, zaczyna podejrzewać, że nie ze zwykłymi rabusiami przyjdzie mu się zmierzyć.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Mord na gościńcu |
Autor: | Igor Myszkiewicz |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Igor Myszkiewicz |
Rok wydania: | 2023 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
Mord na gościńcu PDF Ebook podgląd:
Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.
Pobierz PDF
Wgraj PDF
To Twoja książka? Dodaj kilka pierwszych stronswojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu!
Mord na gościńcu PDF transkrypt - 20 pierwszych stron:
Strona 1
Igor Myszkiewicz
Mord na gościńcu
Strona 2
Copyright © Igor Myszkiewicz, 2023
Redakcja i korekta: Aleksandra Mrówka Łobodzińska
Skład i łamanie: Igor Myszkiewicz
Projekt okładki: Igor Myszkiewicz
Wydanie I
Zielona Góra 2023
ISBN 978-83-969084-2-1
Strona 3
2018
… Po ataku bronią chemiczną w brytyjskim
Salisbury, były rosyjski agent wywiadu Siergiej
Skripal oraz towarzysząca mu córka Julia wciąż
znajdują się w szpitalu w stanie krytycznym.
Premier Theresa May oznajmiła, że winę za ten
zuchwały atak ponosi Rosja. Prezydent Putin
zdecydowanie odrzuca wszelkie zarzuty.
Nasuwające się analogie ze sprawą śmierci
byłego agenta Aleksandra Litwinienki...
– Ej, przełącz na jakiś sport! Rzygam już tą
polityką! – Arkan Rat postukał literatką o blat.
Ruda barmanka wzruszyła ramionami i sięgnęła po
pilota.
… faworytem w tegorocznych mistrzostwach
curlingu seniorów wydaje się być...
– Lepiej?
– Dużo lepiej.
Paproch zamówił gestem następną kolejkę.
5
Strona 4
– Pewne rzeczy się nie zmieniają – westchnął.
Wypili. Rat sięgnął po piwo.
– Masz na myśli curling?
– Też – uśmiechnął się Paproch. – Ale nie tylko...
Czasem myślimy sobie, że wielkie sprawy, historia i
polityka toczą się gdzieś daleko, w jakiejś telewizyjnej
Nibylandii, lata świetlne od naszego małego
miasteczka...
– Ej, Zielona Góra jest teraz większa od Poznania!
– obruszył się Rat. Barmanka przewróciła oczami.
– I za to wypiję. Ale wiesz o co mi chodzi. – Paproch
spoważniał. – To nigdy nie dzieje się wystarczająco
daleko.
1739, czerwiec
Trup leży w krzakach, kilkanaście kroków od
traktu.
– Rapier?
– Szabla. Pięć... nie, sześć cięć. – Grasse kuca,
podnosi dłoń zabitego, rozgląda się za brakującymi
6
Strona 5
palcami, ale trawa jest tu wysoka i gęsta. – Tu było
pierwsze, potem już się nie osłaniał.
Wstaje, poprawia brudną perukę; dzień znowu
upalny, bzyczą muchy.
– Czyli po prostu go zarąbali? – pyta Schwartz,
ołowiany rysik wisi nad plikiem kartek.
– Może... – Grasse znów kuca przy zwłokach,
muchy podrywają się czarno-złotą chmurą. – Tu jest
też postrzał. Z bliska, zostały ślady prochu na
halsztuku.
– No, to sobie pan baron powojażował.
Chwilę jeszcze stoją nad trupem. Grasse patrzy w
zamyśleniu na drugą dłoń nieboszczyka, wielki złoty
pierścień lśni od porannej rosy. Złoty pierścień, złota
klamra u pasa, złote muchy...
– Nie ma jego szpady.
– Co? – Faktycznie to przeoczył, zdobiona
motywem trzech koron pochwa jest pusta. Grasse
klnie w duchu, wstaje, podchodzi do powozu,
drzwiczki pojazdu stoją otworem, podłogę zaścielają
rzeczy pasażerów, kłąb ubrań, jakieś flaszki,
podróżny kufer. Grasse podnosi wieko.
7
Strona 6
– Pióra, kałamarz, chusty, książka – mruży oczy –
«Prodromus philosophiae ratiocinantis de infinito et
causa...», zapisz, że jakaś lektura podróżna – sięga
głębiej – i pieniądze.
Schwartz patrzy na ciężką sakiewkę ze
zdumieniem.
– Doprawdy...
– Pisz dalej. – Grasse drapie się pod peruką,
cholerne wszy, chyba rozdrażnił je upał. – Nie ma
koni, musieli zabrać je napastnicy. Zniknął woźnica.
I broń, oczywiście. Pan baron leży tu już trochę... Pod
Grünbergiem widzieliśmy go pięć dni temu i raczej
nie chodził już dużo dłużej po tym łez padole. Drugi
pasażer zniknął, może był w zmowie, a może lepiej
ukryli trupa. Dobra, zbieramy się, tu już wystarczy.
Schwartz zamyka sztambuch, przyzywa gestem
stojących do tej pory na uboczu pachołków. Kiedy
podnoszą zwłoki muchy protestują wściekłym
brzękiem. Hermann Grasse, śledczy z Domu Kijów
Grünbergu, uderza pięścią w otwartą dłoń.
– To się przecież, kurwa, zwyczajnie nie trzyma
kupy.
8
Strona 7
* * *
– A właściwie dlaczego się nie trzyma, mój dobry
Grasse? Niebezpieczne są nasze gościńce, a już trakt
na Naumburg... To zresztą już chyba ziemie
Lobkowitzów... – Leopold Dawid Breitenfeld,
burmistrz miasta Grünberg, szmaragdu Śląska jak
piszą poeci, nie podnosi nawet głowy znad
zaścielających biurko papierów. Starcze dłonie
przesuwają po blacie arkusze, Grasse ze swojego
miejsca widzi, że to jakieś rysunki, szkice, dostrzega
kilka ujęć postaci świętego w aureoli z gwiazd.
– Co to za napad, w którym pogardzono złotem?
Poza tym... tylko morderstwo dokonało się w tym
miejscu...
– O? – Burmistrz nieruchomieje, w wielkiej,
ciężkiej peruce wygląda jak pomarszczony żółw
wyglądający ze swej skorupy.
9
Strona 8
– Chłopi widzieli pogoń za powozem już pod
Güntersdorf, więc najpierw było porwanie, potem
mord.
– Czyli jednak to nasza sprawa? Niedobrze...
Niebezpieczne są nasze gościńce, oj tak...
– No i sam nieboszczyk, burmistrzu. Mamy
uwierzyć, że baron Malcolm Sinclair, poseł w służbie
króla Szwecji, wracający z Konstantynopola, ot tak
ginie sobie podczas przypadkowego rabunku? –
Grasse chodzi po komnacie, cztery kroki w jedną
stronę, zwrot, cztery kroki w drugą. Breitenfeld w
końcu podnosi wzrok, jego oczy nie wyrażają niczego.
– Wiara pozwala nam żyć, drogi Grasse. Ci, którzy
nie wierzą w rzeczy proste, błądzą. A kto zgubi drogę,
kto zbyt wysoko wzrok podnosi, kto wie gdzie
zawędruje?
Grasse czuje mróz na karku.
– Burmistrzu?
Starzec znów pochyla się nad szkicami.
– To wszystko, nie zatrzymuje cię dłużej. Idź z
Bogiem, zawsze z Bogiem, drogi Grasse.
10
Strona 9
* * *
Gdy wraca do Domu Kijów, wciąż zgrzyta zębami,
jednak Schwartz ma dobre wieści.
– Znalazł się woźnica. Mamy go na dole.
Na schodach mówi dalej.
– Nadała mi go dziewka ze stacji pocztowej,
podobno wrócił wczoraj i zaraz zaczął płacić długi.
Mówił, że wyjeżdża do Prus, zaczyna nowe życie i
tylko o niej, bidulce, jakoś zapomniał... No to
zwierzyła mi się z kłopotu – Schwartz chichocze pod
wąsem.
– Zgubią cię kiedyś te dziwki.
– Mnie? Ja o nich zawsze pamiętam, kapitanie.
Pan też powinien.
Woźnica wierci się na zydlu ustawionym
pośrodku sali zwierzeń, nerwowo śledzi wzrokiem
Jürgena, miejskiego kata, który zmiata brudną
szmatą pajęczyny ze stojących pod ścianą narzędzi.
Grasse siada za stołem, przysuwa sobie świecę,
przerzuca notatki Schwartza.
– Kallenbach, tak? No dobrze, to jak było?
11
Strona 10
Pocztylion kręci młynka palcami.
– No... zatrzymali nas trochę przed Grünbergiem,
za Günthersdorf, i kazali zawracać. No, a mnie to od
razu zrzucili z kozła i dyrdałem do domu na
piechotę...
– Kto?
– Ja tam nie pytałem, kilku ich było.
– Poznałbyś któregoś?
Kallenbach patrzy w podłogę.
– Ciemno było... Szable tylko widziałem. I lufy. To
zaraz zlazłem z kozła. A z panem baronem to się
bardzo uprzejmie przywitali, ze niby teraz oni go
poprowadzą, to i nie bałem się, że jemu, albo temu
Francuzowi coś zrobią.
– Ile Ci zapłacili?
– Jak to zapłacili? Poświecili mi szablą w oczy to
uciekłem.
Grasse parska kpiącym śmiechem, do stołu
podchodzi Jürgen naciągając długie skórzane
rękawice.
– Jestem gotów.
12