Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Opowieść jednej z najistotniejszych pisarek ostatnich lat, nagrodzonej Pulitzerem autorki powieści "Olive Kitteridge", przeniesionej na ekran w serialu HBO. Lucy Barton, dojrzałą kobietę, pisarkę wychowującą dwójkę dzieci, podczas przedłużającego się pobytu w szpitalu odwiedza niewidziana od lat matka. Niewinne rozmowy o ludziach z przeszłości otwierają furtkę do bolesnych wspomnień: biedy, wykluczenia i rodzinnych tajemnic. W oszczędnej narracji Strout buduje kruchą nić porozumienia między kobietami, dla których ta niespodziewana pięciodniowa wizyta staje się najintymniejszym momentem ich relacji. Strout misternie konstruuje, wydawać by się mogło, uporządkowany świat, który na naszych oczach się rozpada. Nie znajdujemy w tym jednak dramatu, ale cichą akceptację i zrozumienie dla ludzkich słabości. "Powieść zachwycająco łatwa i powściągliwa... Rzeczy, o których trochę wiedzieliśmy, lecz nie potrafiliśmy ich wyrazić, zostały nam wreszcie wytłumaczone. Czujemy ulgę, czujemy się zrozumiani. Myślimy sobie wtedy: »To właśnie to. Tak wygląda życie«."National Public Radio "Elizabeth Strout dowiodła po raz kolejny, że jest mistrzynią w tworzeniu niezapomnianych postaci. Jej opowieści otwierają się przed czytelnikiem w sposób, który wydaje mu się znajomy i może się z nimi utożsamiać, lecz wówczas Strout uderza i można jedynie zachwycić się jej talentem."The Post and Courier
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Mam na imię Lucy |
Autor: | Strout Elizabeth |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Wielka Litera |
Rok wydania: | 2016 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Ksiazki E. Strout to jak zaglądanie sąsiadom w okna. Zwyczajne zycie, zwykła codzienność, kłopoty na zewnątrz nieskazitelnych rodzin, ktore psują sie i gniją od środka. Pieknie napisana, lekko, czyta sie jednym tchem, zalecam wszystkie ksiazki tej autorki.
Bardzo fajna. Zalecam wszystkim wielbicielom literatury :)
Po przeczytaniu recenzji dużo się po niej spodziewałam. Jestem zawiedziona.
Przyjemna pozycja. Łatwy mowa pozbawiony pretensjonalnego tonu. To opowieść z gatunku "obudź się ponieważ życie bywa inne niż sądzisz". Polecam!
Zdecydowanie słabsza od "Bracia Burgess". Jest przyzwoita, lecz moim zadnieniem zachwyty ponad nią są przesadzone. Zdecydowanie słabsza od pozostałych dwóch powieści autorki.
no po prostu tyle o tej ksiazce, od ktorej nie moglam sie oderwac przez trzy ostatnie wieczory!
http://slowemczytane.blogspot.com/2017/01/mam-na-imie-lucy-sztuka-codziennosci.html
Taki cel przyświecał bohaterce niniejszej powieści, kiedy odkrywszy uroki literatury sama zaczyna marzyć o pisaniu. I taka jest właśnie ta powieść. Opowieść o samotności, lecz i z samotnością walce. O byciu pomiędzy ludźmi, lecz nie byciu z nimi. O alienacji, lecz także odnowieniu więzi i odnalezieniu się z innymi. Ponieważ w końcu książki są po to, by ludzie nie byli samotni.Lucy trafia do szpitala. Łatwy zabieg usunięcia wyrostka robaczkowego pozornie się udaje, lecz ze zdrowiem dziewczyny zaczyna źle się dziać. Bakteria? Być może, lecz nikt nie jest w stanie jej zidentyfikować. Zanim udaje się jej pomóc, Lucy spędza w szpitalu dziewięć tygodni. Z dnia na dzień ułożony pisarka i matka traci siły i kilogramy, a uczucia wypełniające ją i jej najbliższych zmieniają się diametralnie. I wówczas przy jej łóżku zjawia się matka. Trudne relacje pomiędzy nimi dwiema nie odzwierciedlają się w wymianie banalnych plotek i opowieści o słynnych im ludziach, lecz w Lucy powracają wspomnienia. Wspomnienia ciężkiego dzieciństwa, kiedy mieszkali w domu na kształt garażu, kiedy ogrzewać musiała się w szkole, a nauczycielka potrafiła powiedzieć, że bieda nie tłumaczy braku dbania o higienę. W owych czasach chodziła spać głodna, a chleb z melasą był właściwie jedyną żywnością. Jednakże to w tych niełatwych warunkach odkryła miłość do literatury i zahartowała się, i teraz, kiedy trudne chwile wróciły, znów odkrywa dawno zapomniane emocje i uczucia, odbudowując relacje z matką. Czy trwale?„Mam na imię Lucy” to opowieść bardzo stonowana, delikatna wręcz bym rzekł. Skromna. Prosta. A jednak w tym wszystkim tkwi wielka siła, ponieważ życie jest właśnie takie, jak ta książka. Nie ma fajerwerków, nie ma nadmiaru dużych słów, pozostają tylko małe prywatne tragedie i takie same zwycięstwa. A także traumy, które cieniem kładą się na naszej przyszłości. Elizabeth Strout opowiada o tym spokojnie i wyważenie, jakże nierzadko pomiędzy wierszami. Jej styl nie jest kwiecisty, za to czuć w nim wielkość autorki. Tak, jak to nierzadko bywa w przypadku klasyki literatury.Co najistotniejsze w „Lucy…” nie brak także emocji. Początkowe sceny, w których dzieci martwią się o mamę na granicy lęku przed nią, pokazują przejmującą prawdę. I ta prawda pozostaje z nami do samego końca, urzekając, lecz ani przez chwilę nie nudząc.Podsumowując: warto. Nie czytałem wcześniej żadnej z ebooków Strout, lecz po lekturze „Na imię mam Lucy” wiem jedno - jeszcze nie raz sięgnę po jej powieści, ponieważ warto poświęci na nie własny czas. Dlatego zalecam je Waszej uwadze, jeśli macie ochotę na coś ambitnego, a zarazem nieciężkiego.
W powieści Strout mówi ustami tytułowej Lucy Barton: pisarki, rozwódki i znowu żony, matki dwóch córek, która w latach 80., w Świeżym Jorku, opowiada o swoim życiu. Można powiedzieć, że cała ta książka ebook jest przegadana. Pełna zgoda, lecz dla mnie to jej olbrzymi atut. Strout niesamowicie opowiada. O czym? Trzymając się akcji powieści, Lucy wspomina przede wszystkim własny kilkumiesięczny pobyt w szpitalu. Przede wszystkim, bowiem aby wytłumaczyć zachowania odwiedzającej ją matki i towarzyszące temu uczucia, Lucy zaprasza czytelnika do własnego życia i pozwala przeżyć wraz z nią na nowo jego ważne momenty. Są to kolejno: skrajnie biedne dzieciństwo, niezaakceptowany przez rodzinę związek z mężem doprowadzający do opuszczenia rodzinnych stron, a nawet niemalże całkowitego zerwania więzi rodzinnych (bo jak inaczej nazwać dwie telefoniczne rozmowy w przeciągu kilkunastu lat). Lucy opowiada również o wydarzeniach, które miały miejsce już po jej pobycie w szpitalu, jednak także one służą wyjaśnieniu tamtego czasu.PRZECZYTAJ CAŁĄ RECENZJĘ NA BLOGU: http://dodziela.com.pl/2016/09/23/mam-na-imie-lucy-elizabeth-strout/ .
Niestety ksiazke sie czyta jakby byla napisana przez licealistke. Zero polotu, zero emocji. Po autorce Olive Kitteridge spodziewalam sie czegos rownie dobrego, a wyszlo tak jakby te dwie ksiazki byly spisane przez rozne osoby.Nie polecam.
Książka ebook niestety nie powala. Czyta się ją jak poranną gazetę. Autorka żongluje krótkimi, prostymi zdaniami, nierzadko powtarzającymi się. Nie wysila się, aby bardziej zgłębić jakikolwiek wątek. Najbardziej moją uwagę zwróciła ilość pustych miejsc na kartkach a także wielkość czcionki. Zupełnie jakby komuś zależało by książka ebook miała więcej stron, niż by mogło się wydawać. Ktoś napisał, że jest to powieść. Na opowieść trzeba sobie zapracować. Książka ebook zbyt prosta, aby zapadła na dłużej w pamięci.
Lucy dorastała w biednym i restrykcyjnym pod wobec wychowawczym domu. Nie miała dobrego kontaktu z rodzicami, częściej odczuwała względem nich strach niż prawdziwą miłość. Ma się to szansę odmienić, gdy na szpitalnym oddziale odwiedza ją matka. Czas pomiędzy badaniami usiłują wypełnić rozmową - nieskładną, opartą na wspomnieniach, a zarazem najtrudniejszą w życiu.Elizabeth Strout w kilku zdaniach potrafi oddać to, co innym zajmuje kilka rozdziałów. Mam na imię Lucy to opowiadanie o dziewczynie sukcesu - autorce, matce, żonie, której trudno jest się odciąć od przeszłości. Urzekła mnie emocjonalność pisarki, łatwość z jaką oddaje trudne relacje, gdzie słów pada niewiele, a czytelnik bardzo nieźle ją rozumie. To historia rodziny, wojny i wyrzutów sumienia. Czynników, które niczym domino wynikają jedne z drugich.Jestem pod wrażeniem głębi tej książki, ponieważ tematy które porusza, mogłabym wymieniać godzinami. Z założenia opowiadanie o matce i córce, w gruncie rzeczy o śmierci i odwadze, a zarazem lekcja tego jak powinniśmy przebaczać. Ideał w przesłaniu i minimalizmie. Książka, której nie możecie przegapić.Elizabeth Strout "Mam na imię Lucy"Ilość stron: 208Wyd. Wielka LiteraOcena: 5,5/6
Styl Elizabeth Strout najbardziej przykuwa uwagę własną prostotą i to zarazem jeśli chodzi o to jakiego języka używa ona w własnej książce, lecz również ze względu na podejmowane tematy. Z tego co zdążyłem się zorientować " Mam na imię Lucy" nie jest odosobnionym tego przypadkiem, ponieważ tak samo zekranizowana w formie serialu przez HBO " Olive Kitteridge" wpisuję się w tą estetykę. Ta prostota ma w sobie jeden główny cel. Autorka daje moim zdaniem czytelnikowi możliwość samemu wypełnić pozostałą przestrzeń między tym co sama chce nam przekazać. Nie robi wszystkiego za czytelnika, nie podaje gotowej potrawy na talerz, lecz pozwala samemu domyślić się tego co nie zostało tu wypowiedziane. Cenię sobie tę umiejętność, ponieważ sam nie lubię być bombardowany olbrzymimi opisami, przeintelektualizowanymi formami. Lubię jak coś jest nie do końca wypowiedziane i mogę sobie pewne rzeczy zinterpretować po swojemu. Pewnie dlatego proza Elisabeth Strout z jej noweli pod tytułem " Mam na imię Lucy' tak przypadła mi do gustu i zdecydowanie przeczytam również " Olive Kitteridge"."Mam na imię Lucy" opowiada moim zdaniem przede wszystkim o samotności. Jest to historia przedstawiona z perspektywy kobiety, która toczy walkę z chorobą i podczas pobytu w szpitalu konfrontuje się z relacjami łączącymi ją ze spotkanymi osobami w całym swoim życiu. Mierzy się z ciągłym poczuciem wyobcowania i odrzucenia przez większość najbliższych jej osób - na czele z swoją matką. Zauważa ze smutkiem, iż najważniejszymi osobami, które napotkała na własnej drodze były tak naprawdę osoby przypadkowe, a nie Ci którzy powinni tak naprawdę to ważne miejsce w jej życiu zajmować. Lucy wprowadza nas w własną intymną sferę uczuć i refleksji i mimo swych niełatwych doświadczeń wykazuje przy tym sporą dozę zaufania właśnie dla postronnego, przypadkowego odbiorcy jej historii. Już od samego dominującym dla mnie uczuciem w stosunku do jej osoby było współczucie ( nie mylić z litością ) . Litość - w odróżnieniu do współczucia jest podszyta swego rodzaju pogardą, co bohaterka tej noweli prezentuje nam w sposób bardzo wymowny. Współczując jesteśmy z drugą osobą, towarzyszymy jej, natomiast kiedy pojawia się litość to wiąże się to z porównywaniem się do tej drugiej osoby i czy tego pragniemy czy nie to powodujemy tym samym, że sami czujemy się lepiej, a tą drugą osobę pozostawiamy w poczuciu gorszości. Tak właśnie pozostawiana była bardzo nierzadko Lucy, a nawet gorzej ponieważ nierzadko również spotykała się z uczuciami jeszcze bardziej krzywdzącymi - jak chociażby pogarda. Przyczyną tego była znaczna bieda w jakiej przyszło jej dorastać i jak się dowiemy, wsłuchując się w jej opowiadanie - nie tylko bieda...Bieda i wstyd z nią związany, a także towarzyszące przy tym głównej bohaterce poczucie inności to jednak i tak jeszcze ciężar do zniesienia gdyby miała poczucie akceptacji i bezwarunkowej miłości ze strony swojej matki. Ta jednak nie potrafiła okazać jej tego, co przychodziło jej z taką łatwością kiedy opowiadała o jej koleżankach. To ciągłe poczucie, że Lucy nie jest wystarczająco niezła - towarzyszyło jej przez większą element życia, ponieważ ciężko się żyje ze świadomością, że własna matka docenia i podziwia wszystkich wokół, a własna córka nie spełnia jej oczekiwań i tak naprawdę nigdy nie będzie jej dane tego dokonać. Przychodzi jednak czas, kiedy zrozumie ona, że kłopot nie leży w niej a właśnie w matce, a błędy a nawet jak się okaże nadużycia które ta popełniła wraz z ojcem wobec niej i jej rodzeństwa to kwestia ich słabości, a ona sama nie ma z tym nic wspólnego. To zrozumienie przyjdzie w najmniej oczekiwanym momencie, ponieważ to czego nie udało sie zrobić przez całe życie wydarzy się w ciągu paru dni. Właśnie wówczas kiedy przyjdzie jej samej zmierzyć się ze słabością podczas choroby i pobytu w szpitalu, właśnie wówczas uda jej się zaakceptować tą samą słabość u swojej matki, która jak Lucy w końcu dostrzeże nie okazuje miłości w taki sposób jakby córka od niej oczekiwała, gdyż być może nie potrafi tego słowa wymówić, choćby niewiem jak mocno usiłowała z tą własną słabością walczyć. Być może, bardzo prawdopodobne u tej jej słabości także - jak w przypadku samej Lucy - leży jakaś rodzinna tajemnica.Tym razem, co dla mnie niespotykane, wiele napisałem w własnej opinii o samej treści książki, lecz to z jednej prostej przyczyny. W przypadku Elizabeth Strout nie sama treść jest bowiem najważniejsza, lecz sposób jej podania i muszę przyznać że bardzo przypadł mi on do gustu. Bardzo lubię kwestie związane z relacyjnością, a w tej krótkiej noweli zawarta jest jedna z najistotniejszych prawd rządzących relacjami, a mianowicie to, że czasem całe życie przebywania obok siebie w poczuciu urazów i powziętych przekonań nie pozwoli zrozumieć człowieka tak bardzo, jak kilka chwil kiedy pozwolimy sobie postarać się zobaczyć go odkładając przekonania na bok i w akceptacji dla jego słabości i różnic pomiędzy nim a nami. Niby proste, lecz w rzeczywistości bardzo trudne do wykonania. Lucy prezentuje jednak, że warto.
"Mam na imię Lucy" z pozoru taka sobie 200-stronicowa książeczka. Faktycznie opowieść pełna głębi, motywująca do myślenia i spojrzenia w siebie. Świat widziany oczami narratorki, Lucy - pisarki, matki dwojga dzieci, która w związku z wielotygodniowym pobytem w szpitalu ma czas na przeprowadzenie dokładnej analizy swego życia, a pomaga jej w tym jej mama, z którą dotychczas nie potrafiła rozmawiać. Mama poproszona przez męża Lucy, przyjeżdża do szpitala, by trwać przy łóżku chorej córki przez pięć dni. Pięć dni rozmów, wracania w trudne czasy dzieciństwa Lucy i jej rodzeństwa. Niewinne rozmowy o sąsiadach, rodzinie, mimo, iż przywołują niechciane wspomnienia, przełamują mur milczenia i budują na nowo więź pomiędzy matką a córką.Przepięknie napisana powieść, która z pewnością zostanie gdzieś we mnie na długie lata. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś z siebie, a kto ma do uporania się z demonami przeszłości znajdzie początek drogi, by tego dokonać. Polecam!Powieść napisana przez Elizabeth Strout, nagrodzonej nagrodą Pulitzera za opowieść Olive Kitteridge.Dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera za udostępnienie mi tej książki.