Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Następny tom humorystycznego cyklu przygód komiksowego kowboja Lucky Luke’a, którego postać stworzyli sławni autorzy francuscy – René Goscinny i Morris.Umiera przyjaciel Samotnego Kowboja, stary Baddy, a ranczo po nim dziedziczy jego daleki krewny z Anglii, Waldo Badmington. Młodzieniec przybywa wkrótce na Dziki Zachód wraz ze swym kamerdynerem. Czekają ich same kłopoty, gdyż ziemię Baddy’ego chce przejąć bezwzględny sąsiad Jack Ready. Przekonuje niemal wszystkich mieszkańców okolicy, by nie pomagali Anglikowi. Na szczęście w obronie „żółtodzioba”, jak na Zachodzie nazywano przybyszy z dalekich stron, stają Lucky Luke a także Indianin Sam, niegdyś wierny towarzysz Baddy’ego. Z czasem okazuje się, że i sam Waldo, mimo arystokratycznego wychowania, nie jest maminsynkiem, którego trzeba wyręczać w walce. Szykuje się ostra – lecz pełna humoru – rozprawa z Jackiem Readym i jego kowbojami! Seria Lucky Luke została stworzona przez dwie legendy frankofońskiego rynku komiksowego: pisarza René Goscinnego (autora bestsellerowych ebooków o Mikołajku a także scenariuszy do tak znanych cykli komiksowych jak Asteriks i Iznogud) a także rysownika Morrisa (właśc. Maurice de Bevere).
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Lucky Luke. Żółtodziób |
Autor: | Goscinny Rene, Morris |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Egmont Polska Sp. z o.o. |
Rok wydania: |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Francuz i Belg tworzący komiks o Angliku w samym środku Bliskiego Wschodu – brzmi tak ciekawie, jak komicznie. I tak właśnie powinno być, o czym przekonuje ten idealny album z kultowej serii o przygodach Lucky Luke’a, której wznowienie właśnie zaczęło ukazywać się na naszym rynku. przygotujcie się na wiele humoru, wiele przygód, jeszcze trochę humoru i kultowe towarzystwo kowboja strzelającego szybciej niż jego swój cień!Żółtodziób. Nowicjusz. Laluś. Smarkacz. Mieszkańcy Dzikiego Zachodu mieli dużo określeń na przybyszów z innych części świata, których los rzucił na ich ziemię. I dużo posiadali także sposób na ich… hmm… powitanie. Bardzo wystrzałowe powitanie. Tak pomiędzy innymi. Jedni z nowoprzybyłych z czasem klimatyzowali się, inni wyjeżdżali, a jeszcze inni… cóż… ich groby zostawały tu już na zawsze. Lecz przecież nie tylko nowicjusze umierali. Jednym z takich zmarłych jest stary Baddy, który własne ziemie pozostawia w spadku krewnemu z Anglii, a Lucky Luke’a prosił o pilnowanie go. I przekonanie się, że jest godny dziedziczenia. Oczywiście spadek najchętniej przejąłby miejscowy ranczer, Jack Ready, co nie ułatwi zadania naszemu bohaterowi…Chociaż Lucky Luke jest z nami już równo siedemdziesiąt lat, poza krótkimi elementami w nieistniejącym już „Świecie komiksu”, nie miałem dotychczas okazji czytać jego przygód. A przecież idealnie pamiętam oglądane w dzieciństwie filmy z tym bohaterem i znakomitą zabawę, jaką wtedy oferowały. Dlatego reedycja tej serii w ramach KŚK, która właśnie wystartowała to idealna okazja zarówno do uzupełnienia braków w kolekcji, jak też poznania przygód kultowego bohatera, które zdecydowanie są tego warte.Co mają do zaoferowania? Scenariusz, który wyszedł spod ręki René Goscinnego (rodzice autora pochodzili z Polski stąd swojsko brzmiące nazwisko), ojca takich dzieł, jak „Asterix”, „Mikołajek”, „Umpapa” czy „Iznogud” to humorystyczne mistrzostwo. Wyjątkowo klarowny, jak na lata, w których powstał, stale urzeka i bawi dowcipnym zderzeniem wielu kultur. Widzieliście film „Asterix i Obelix w służbie Jej Królewskiej Mości”? „Żółtodziób” pod wieloma względami bardzo go przypomina, chociaż do tematu podchodzi w bardziej typowy sposób.Rysunkowo także jest wspaniale. Kreska Morrisa jest prosta, cartoonowa i doskonale pasująca do treści. Tak samo zresztą, jak kolor. I cóż tu więcej można dodać? Prawdopodobnie tylko tyle, że warto jest po „Żółtodzioba” sięgnąć i poznać absolutną klasykę komiksu, która wcale się nie zestarzała. Zalecam gorąco!
Jeszcze lepsza niż Dyliżans. Typowa opowiadanie o przemianie bohatera - tutaj z jedynym w swoim rodzaju humorem Goscinnego.