Ktoś we mnie okładka

Średnia Ocena:


Ktoś we mnie

Lata powojenne, Anglia. Czterdziestoletni lekar Faraday trafia do podupadłej posiadłości, będącej od kilku stuleci własnością Ayresów, zubożałej rodziny ziemiańskiej. Dwór, dawniej cudowny i okazały, popada w ruinę. Park i ogrody zarosły chwastami, a porady zegara znieruchomiały na godzinie za dwadzieścia dziewiąta. Zdziwaczała pani Ayres, jej niezależna córka i ambitny, zagubiony syn, który nigdy nie doszedł do siebie po katastrofie samolotowej, bezskutecznie próbują iść z duchem czasu. Mijają dni i dom Ayresów staje się tłem mrocznych, niepokojących zdarzeń. Faraday nie wie, że los rodziny, której próbuje przyjść z pomocą, nieodłącznie splecie się z jego własnym. Czy zdoła zapobiec tragedii? Mistrzyni fabuły przygotowała dla was kolejną niespodziankę. Jedno jest pewne: nie będziecie rozczarowani.  Książka nominowana do Nagrody Bookera 2009. „»Ktoś we mnie« to opowiadanie nawiedzona przez duchy Henry’ego Jamesa i Edgara Allana Poego.” „The Washington Post” „Sarah Waters ma wyjątkowy talent do opowiadania. Potrafi sprawić, by czytelnik całkowicie zapomniał o rzeczywistości, zanurzył się w fikcyjny świat, a doświadczenia bohaterów traktował jak własne.” „Los Angeles Times”  „Historia z dreszczykiem, a przy tym wnikliwa analiza społeczeństwa klasowego. Wciągająca i genialna powieść.” „Booklist” „Zniewalająca historia o tym, jak nierzadko wpadamy w pułapkę pozorów. Ciężko oderwać się od lektury.”Kate Mosse  „Waters postanowiła postraszyć własnych czytelników. I osiągnęła sukces. Po przeczytaniu powieści nie zaśniecie przy zgaszonym świetle…”„The Times”

Szczegóły
Tytuł Ktoś we mnie
Autor: Waters Sarah
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Prószyński Media
Rok wydania:
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Ktoś we mnie w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Ktoś we mnie PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Bookendorfina Izabela Pycio

    "Zdajemy sobie sprawę, że przymus trwania przy życiu stanowi katorgę samą w sobie."Bardzo nieźle czytało mi się tę powieść. Idealny warsztat pisarski Sarah Waters niemalże natychmiastowo wciągnął mnie w wykreowany świat, w którym istotną rolę odgrywa zrujnowana posiadłość i jej nadzwyczaj intrygujący mieszkańcy. W wyniku drugiej wojny światowej rodzina Ayresów dużo traci z dawnej pozycji materialnej i wiodącego znaczenia w towarzystwie. Otaczająca rzeczywistość zmienia się diametralnie, a oni pozostają jakby zawieszeni pomiędzy dwoma światami. Przeszłość dramatycznie rzutuje na ich postawy i decyzje, a do tego wyniszczają ich obciążenia finansowe wynikające z utrzymania ogromnego budynku i rozległych przyległych ziem. Jedynym przyjacielem domu wydaje się być wiejski lekarz, lekar Faraday, który jakby nieświadomie z każdym dniem coraz bardziej angażuje się w wciąż mnożące się problemy żyjącej na uboczu osobliwej rodziny Ayresów.Przenosimy się do lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku, do osiemnastowiecznej angielskiej posiadłości Hundreds Hall, zniszczonych pokoi, zaniedbanego ogrodu i opuszczonego parku. Seniorka rodu i dwoje dorosłych dzieci starają się za wszelką cenę utrzymać pozory normalności i blask zamierzchłych czasów. Groteskowe starania, karykaturalne zachowania, dziwaczne odniesienia. I jeszcze tajemnice, sekrety, mroczne siły zdające się opanowywać dom i jego lokatorów. Fabuła stopniowo rozkręca się, z każdą dziwną sytuacją i zaskakującym wydarzeniem rośnie niepokój i napięcie, zaczynamy poważnie bać się o dzieje głównych bohaterów. Mieszanka osobliwości i niezwykłości pojawiających się wokół powieściowych postaci stopniowo coraz bardziej przemawia do czytelnika, mocno angażuje w bardzo ciekawie prowadzoną przez autorkę grę, której kierunku przebiegu, jak i wyniku nie jesteśmy w stanie odgadnąć do samego końca.Podoba mi się rozłożenie akcentów, intensywności, głębi i natężenia. Fantastycznie sportretowani uczestnicy intrygujących zdarzeń, może momentami nieco irytujący, jakby nie będący w stanie zrozumieć tego, co się wokół nich dzieje, nie potrafiący zdefiniować opanowujących ich obsesji i fiksacji. Lecz przecież to oni są w epicentrum zdarzeń, a my jedynie się im przyglądamy, a i tak sami mamy duże wątpliwości odnośnie przyczyn zjawisk, do których wkrada się fragment paranormalności, nielogiczności, sprzeczności z naukowymi prawami. Pętla grozy, strachu, lęku i obaw zaciska się nieubłaganie. Potęguje się przeczucie, że coś złego za chwilę się stanie, wkroczy z całą mocą i determinacją. Niewątpliwie nietuzinkowy klimat, bardzo umiejętnie podsycany, jego oddźwięk pozostaje jeszcze długo po przeczytaniu powieści. Bardzo ciekawie rozbudowany wątek obyczajowy. Zaskakujące, niejednoznaczne, dopiero po chwili wyłaniające się z gęstej mgły zakończenie, choć i tak pozostawiające z domysłami.bookendorfina.pl

  • Pinko

    Anglia, lata powojenne; lekar Faraday, w wyniku zbiegu okoliczności trafia do domostwa zamierzchłych arystokratów, Ayersów. Ta pierwsza wizyta rozpoczyna piękną przyjaźń pomiędzy czterdziestoletnim medykiem, a mieszkańcami- panią Ayers, Caroliną a także Roderickiem. Stale cierpiący po wojnie -zarówno fizycznie, jak i psychicznie- Roderick z dnia na dzień zaczyna się zmieniać... już nie jest sobą. Winą za własne obłąkanie obarcza dom, który (wierząc jego słowom) chce doprowadzić rodzinę do ruiny.Czy dziwne odgłosy, ślady a także wydarzenia są wynikiem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, wymysłem niedomagającego umysłu, czy może rozmyślnym działaniem sił nieznanych człowiekowi... ?To było moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Waters, do którego zachęcił mnie oczywiście opis z tyłu książki. Uwielbiam wszystko, co tajemnicze, a jeżeli dodatkowo wiąże się to z nadnaturalnymi mocami (bądź halucynacjami chorego umysłu) jestem po prostu szczęśliwa. Wiadomo, to, że historia zawiera takie fragmenty nie oznacza, że musi się udać. W przypadku tej książki nie mam nic złego do powiedzenia.Ogromna posiadłość rodziny Ayers z dnia na dzień podupada coraz bardziej; dawni arystokraci nie mają wystarczających środków, żeby przywrócić dom do dawnej świetności. Mimo ich usilnych starań budynek jest normalnie zapuszczony. A do tego jeszcze panująca w nim mroczna atmosfera... to zdecydowanie nie funkcjonuje na jego korzyść. Lecz to ich dom i nie zamierzają go porzucać. Póki stan psychiczny Roda był stabilny, domownikom nawet przez myśl nie przeszła opcja sprzedania domu i wyprowadzenia się. Jednak pogarszający się stan jedynego męskiego dziedzica, dziwne majaki i szaleństwo w oczach sprawiły, że w posiadłości nikt już nie czuł się bezpiecznie. A gdy Rodericka zabrakło... rozpoczęło się szaleństwo.Jestem pod wrażeniem tej powieści. Pani Waters umieściła całą historię w przeszłości, gdy jeszcze częścią ludzi rządziły zabobony, a technologie nie miały prawa wstępu do ich domostw. Okrywa posiadłość zwaną Hundreds mrokiem tajemnic. Prosto wyczuć atmosferę pełną niedopowiedzeń, jeszcze łatwiej wczuć się w tę niesamowitą opowieść. Czytelnik jest rozdarty- na ile można uwierzyć majakom Rodericka, a na ile własnemu przeczuciu, że w ścianach budynku czai się coś złego? Ktoś we mnie to lektura z gatunku tych, od których nie sposób się uwolnić. Ba, nawet się nie chce! Sześćset stron przeminęło, jakby to było zaledwie sto... i czułam olbrzymi smutek, że ta historia już dobiegła końca.Utwór pani Waters to po części tajemnice, a po części- historia miłosna. Lekar Faraday z każdą kolejną wizytą dostrzega w Caroline Ayers coraz więcej cudowna mimo, iż społeczeństwo ocenia ją jako brzydulę. Choć głównie skupiono się na tym, co wydarzyło się w domostwie, to dość znaczną element zajmują też prywatne losy/ uczucia czterdziestoletniego medyka. Obserwujemy, jak rozwija się to uczucie, lecz również i jego negatywne zakończenie.Trochę żałuję, że kiedy rodzina Ayersów w taki czy inny sposób opuściła Hundreds, nie objaśniono do końca, co nawiedzało tę familię. Ścieżki zamierzchłych arystokratów i doktora Faraday naturalnie się rozeszły, ale mrok zamknięty w posiadłości stale istniał. Tylko co go spowodowało? Tego, niestety, się nie dowiemy.

  • Okiem Wielkiej Siostry

    "Nie trzeba być Komnatą – żeby w nas straszyło –Lub nawiedzonym Domem –Nie ma Wnętrz straszniejszych niż MózguKorytarze kryjome"*Niech ten element utworu Emily Dickinson przyświeca Wam podczas czytania poniższej recenzji. Jeśli zdecydujecie się na niedawno wznowioną opowieść Sarah Waters, pamiętajcie słowa spisane przez wspaniałą poetkę, która idealnie zdawała sobie sprawę z zagrożeń kryjących się w krętym ludzkim umyśle. O tym właśnie jest "Ktoś we mnie" – o starym, skrzypiącym domostwie i strachach czyhających na człowieka w jego swóim wnętrzu.Doktor Faraday zostaje wezwany do starej posiadłości, Hundreds Hall, w którym dużo lat temu pracowała jego matka. Dom już od dzieciństwa kojarzył mu się z przepychem i luksusowym życiem, którego nigdy nie poznał. Jednak Hundreds od dawna trzeszczy ze starości, a mieszkająca w nim rodzina Ayresów, bezskutecznie usiłuje łatać coraz większe dziury w budżecie. Faraday nie ma pojęcia, że ta pierwsza wizyta, po długich latach nieobecności w posiadłości, będzie początkiem przyjaźni, ogromnego przywiązania i, przede wszystkim, wielkiej tragedii.Doskonale znamy historie o starym domu, w którym dzieją się niewytłumaczalne, zagadkowe rzeczy. To temat klasyczny dla literatury i filmu grozy, eksploatowany do granic możliwości. Waters wykorzystuje ten oklepany motyw, sięgając do korzeni powieści gotyckiej, by wprowadzić czytelnika na znajomy teren – skrzypiących podłóg, niedomykających się okiennic, mrocznych korytarzy niemożliwych do ogrzania i oświetlenia. Hudnreds Hall to posiadłość rodem z horroru, w którym tuż za rogiem czyha na nas byt nie z tego świata, pragnący zemsty albo uwagi. Nietrudno wczuć się w atmosferę, która budowana jest powolnie acz misternie, subtelnymi elementami, które, zebrane w całościowy obraz, wywołują niesamowite wrażenie. Jednak stary dom, w którym, według młodej, naiwnej służącej czai się zło, jest tylko fasadą, dekoracjami dla dramatu rozgrywającego się w tych starych murach.Tym, co zdaje się najbardziej interesować Waters, jest obsesja. Przybiera ona różnorakie kształty, począwszy od usilnych prób zatrzymania bądź nawet cofnięcia czasu, przez wyrzuty sumienia i ból po stracie ukochanego dziecka, aż po rzeczywisty strach względem obcej istoty, zawładniętej chęcią zniszczenia rodziny Ayresów. Każde z tych odczuć, lęków, urasta do horrendalnych rozmiarów, zdobywających władzę ponad bohaterami. Stają się oni przez to jedynie kukiełkami, manipulowanymi przez silne i zgubne emocje. Za przykład niech posłuży sytuacja Rodericka Ayresa, młodego dziedzica, który diametralnie ucierpiał podczas wojny. Roderick, początkowo przytłoczony przez pochłaniający wszelkie oszczędności dom, powoli popada w obsesję dotyczącą bytu czającej się w mrokach Hundreds. Autorka nie skupia się jednak na odosobnionym przypadku, wskazując przez to na klątwę bądź pandemię obłędu. Czym jest rzeczywiście?Chociaż "Kogoś we mnie" czyta się wręcz wyśmienicie, a każdy opis domu czy rozpaczliwej sytuacji rodziny Ayresów pobudza wyobraźnię czytelnika, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby opowieść była odrobinę krótsza, mniej skupiona na pomniejszych zdarzeniach w Hundreds czy lekarskiej „karierze” Faradaya, zyskałaby diametralnie na płynności, dynamice. Niektóre elementy nużyły mnie, choć nigdy na tyle, by odłożyć książkę. Waters jest, bądź co bądź, niesamowitą pisarką i ciężko jest oderwać się od przygotowanej przez nią historii. Nie zmienia to jednak faktu, że z chęcią zabawiłabym się w redaktora z nożyczkami, który bezwzględnie skraca i wycina przydługawe akapity. Być może opowieść straciłaby na tym, stałaby się mniej klimatyczna i duszna. A może nie.Kolejne spotkanie z twórczością Waters za mną. Kolejne, które dało mi do myślenia, dojrzewało we mnie przez jakiś czas, chowało się, by później znów dać o sobie znać. Nie jest to proza, o której prosto zapomnieć, którą można ot tak zmarginalizować, przypisać do danego gatunku. Autorka bawi się literaturą i to bawi się świetnie. Z korzyścią dla obydwu stron.[*] Wiersz 670 w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka

  • erka

    arah Waters, to jak się dowiedziałem pisarka debiutująca całkiem niedawno, ma na swoim koncie zaledwie sześć powieści, z których praktycznie każda nominowana była co najmniej do jednej nagrody.Co za tym idzie, znając moje upodobanie do znęcania się ponad samym sobą, wątpliwymi lekturami, wybrałem sobie jedną z repertuaru tej pani i postanowiłem sprawdzić, za cóż te nagrody, a co najważniejsze, czy zasłużone.Lata 50 XX wieku.Do pewnej posiadłości zostaje wezwany doktor, który, jako że lekarz rodzinny jest niedostępny, ma zbadać pewną pokojówkę.Sam lekar idealnie zna ową rodzinę, jak i samą posiadłość, bowiem lata temu jego matka, była w tym domu własnego rodzaju pomocą domową.Jednak po przybyciu na miejsce, nasz lekar stwierdza, że sama posiadłość jak i ludzie ją zamieszkujący znacznie różnią się od tego co zapamiętał.Zapuszczony ogród, odpadający tynk, to tylko niektóre z objawów upadku domiszcza.Dodatkowo w posiadłości dochodzi do różnorakich zagadkowych zdarzeń, które być może są sprawką jakiejś zagadkowej mocy, czy również któregoś z mieszkańców.Rozpoczyna się walka, być może o życie wszystkich mieszkańców, jak i samego doktora, bowiem wydarzenia nabierają intensywności.Wiktoriańska posiadłość i opowiadanie o zagadkowych zjawiskach, to połączenie, które od dawna wywołuje uśmiech na mojej twarzy.Takie połączenie, po prostu sprawia mi frajdę z lektury.Jednak opowieść Waters, może też sprawić satysfakcję samym mową i metodą przedstawiania faktów.Jest to bogata i pełna metafor zawartość, która przywodzi na myśl dzieła Dickensa co najmniej.Oczywiście, chodzi mi to o same bogactwo porównań i sposób prowadzenia kolejnych sytuacji.Podsumowując opowieść zapewne warta uwagi, jednak taki mowa może po jakimś okresie znużyć niejednego czytelnika.Ale jak już przyzwyczaimy się do kwiecistych zwrotów, lektura stanie się całkiem interesująca.

  • booksofmeworld

    Po książki Sarah Waters zawsze chętnie sięgam i choć jedna jest lepsza, druga trochę gorsza to zawsze jestem zadowolona po samej lekturze, bo niedociągnięcia nie są aż tak złe, aby książkę nisko oceniać. Ktoś we mnie różni się od powieści, które miałam okazje czytać wcześniej, gdyż nie ma w niej wątku lesbijskiej miłości, a nawet głównym bohaterem jest facet i muszę przyznać, że to było dla mnie lekkim zaskoczeniem, ponieważ wręcz byłam pewna, że tak nierzadko poruszany przez autorkę wątek i w tej powieści się pojawi.Po niedawno zakończonej wojnie Faraday, lekarz, musi walczyć o pacjentów z innymi, bardziej cenionymi lekarzami. Życie spokojnego i skromnego lekarza wydaje się dość nudne, do czasu gdy zostaje wezwany do posiadłości Ayresów. Niegdyś bardzo bogata i szanowana rodzina teraz ledwie wiąże koniec z końcem i stara się utrzymać rodową posiadłość Hundreds Hall, która z dnia na dzień popada w coraz większą ruinę. Pani Ayres stale stara się stwarzać pozory, że ich rodzina stale żyje na tym samym poziomie, co kiedyś. Jej dzieci są bardziej sceptyczne, Caroline pogodziła się już z sytuacją, a Roderick stara się robić wszystko by utrzymać dom, przy okazji walcząc z coraz bardziej postępującą depresją. Wizyty w Hundreds Hall stają się czymś zwyczajnym dla Faradaya, staje się przyjacielem rodziny, a w domu zaczynają się dziań dziwne rzeczy. Roderick coraz bardziej podupada na zdrowiu, a gdy trafia do szpitala dla obłąkanych coś, co jest w domu skupia się na pozostałych mieszkańcach.Sarah Waters potrafi stworzyć klimat w każdej powieści, w tej szczególną uwagę poświęciła samej posiadłości, której wnętrza wydawały się skrywać mnóstwo tajemnic, ciągnące się ciemne korytarze czy pokoje od dawna nie używane, w których meble przykryte są płachtami doskonale wpasowują się w powieść, w której tak naprawdę nie wiemy czy mamy do czynienia z siłami nadnaturalnymi. Faraday od samego początku wydaje się mieć obsesję na punkcie Hundreds Hall i gdy tylko ma okazję pojawia się w domu Ayresów, a z czasem nawet zaczyna go coś łączyć z Caroline, a przez to nie widzi, co tak naprawdę się losy w posiadłości.Autorka usiłuje stworzyć w powieści mroczny klimat, co właściwie jej się udaje nie tylko za pomocą Hundreds Hall, lecz też idealnie wykreowanych bohaterów czy zakończenia, które jest niejasne. Z drugiej strony trochę to niejasne zakończenie jest dla mnie problemem, bo wolałabym wiedzieć czy zakamarki posiadłości naprawdę zamieszkiwał duch, czy może wszystkie zdarzenia, które miały miejsce w domu były spowodowane interwencją człowieka. Autorka prezentuje też różnice klasowe a także zmiany jakie miały miejsce po II Wojnie Światowej. Podkreśla różnicę pomiędzy doktorem a rodziną Ayresów, którzy choć nie są już tak bogaci, stale są bardzo szanowani.Ktoś we mnie to bardzo interesująca pozycja, od której nie prosto się oderwać. Zagadkowa postać ducha, który nie wiadomo czego chce od rodziny Ayresów, zdarzenia jakie mają miejsce i obsesja Faradaya na punkcie Hundreds Hall nasuwają na myśl tylko jedno, to nie może się nieźle skończyć.

  • Wkp

    Sarah Waters na rynku wydawniczym jest obecna od 1998 rok i przez te osiemnaście lat napisała zaledwie sześć powieści. Niedługi staż, niedługa bibliografia, a jednak. W każdej dziedzinie, i w literaturze także, nie liczą się cyferki a jakość i tego właśnie możemy spodziewać się od autorki, której lista nagród i nominacji jest wielokrotnie dłuższa od listy publikacji.Lata 50 XX wieku. Wiejski lekarza, lekar Faraday, zostaje wezwany do osiemnastowiecznej posiadłości Hundreds Hall należącej do rodziny Ayresów, która lata świetności ma już niestety za sobą. Cel jego wizyty jest dość oczywisty – zachorowała pokojówka, a dotychczasowy lekarza zajmujący się rodziną w chwili obecnej nie może zatroszczyć się o zdrowie kobiety. Zresztą sam Farady nie jest kimś obcym w posiadłości, jego matka pracowała tu przed laty jako służąca. Kiedy jednak przybywa na miejsce, okazuje się, że Hundreds Hall, które zapamiętał z dzieciństwa zmieniło się nie do poznania – i to, oczywiście, na gorsze. Nie wie jeszcze jednak jak bardzo. Pomoc medyczna zapewniona nie tylko pokojówce zbliża Faradaya do rodziny i wplątuje go w tajemnice Hundreds Hall. A tych bynajmniej nie zabraknie. W posiadłości losy się coś dziwnego. Czy stoi za tym jakaś nieczysta siła czy może ktoś z domowników, nie wiadomo. Jedno jest pewne, zagadkowe zdarzenia nabierają tempa i wyrazistości i mogą zagrażać każdemu…Wiktoriańskie domostwo i historie o duchach to połączenie, które pasuje do siebie idealnie. Jest klasyczne jak w kulinariach łączenie mięsa z owocami. I podobnie jak ono sprawdza się idealnie niemal za każdym razem. To jednak byłoby zdecydowanie za mało, by powieścią się zachwycić, a „Ktoś we mnie” zdecydowanie zachwyca. Czym?Zacznijmy od tego, że jest to lektura z wyższej półki i fakt ten daje odczuć już sam styl. Głęboki, treściwy, powiedziałbym wręcz, że pełny, choć wcale nie trudny, ani ciężki. Mowa powieści to wzorcowa literacka robota, która bez kompleksów mierzyć się może z niejednym klasykiem. Drugą kwestią potwierdzającą klasę prozy Waters jest treść. Brzmi trochę niedorzecznie? Po opisie można by spodziewać się kolejnego horroru, jakich multum zalega księgarskie półki. Jednakże autorka pokazała, że nawet z tematu, który od wielu dekad stanowi jedynie kliszę, można wykrzesać coś zdumiewającego. Inaczej rozłożyć akcenty, idealnie słowami namalować klimat przepastnego domostwa, które popada w ruinę i wydaje się być puste, opowiedzieć kilka przejmujących historii w tym także tą, odnoszącą się do nowych jakże (w okresie, w którym losy się akcja „Kogoś we mnie”) zdarzeń drugiej wojny światowej. Jest również jakaś nieokreślona nuta dziwności i zagadki. I napięcia nie brak także.Jeśli więc cierpicie na niedosyt ambitnej literatury grozy, która zaspokoi także Wasz estetyczny apetyt, sięgnijcie. Nominacje do Bookera i nagrody imienia Shirley Jackson w pełni zasłużone.

  • edik

    Po raz następny Sarah Waters zabrała mnie w podróż do Anglii początków XX wieku. Wróciłam z niej trochę zasmucona, z głową pełną wątpliwości i domysłów. Rodzinna, wiekowa rezydencja rodziny Ayresów jest cieniem dawnej siebie. Niegdyś pełna życia, licznej służby, urządzona z niesamowitym przepychem, była idealna i całą sobą aż krzyczała o świetności epoki i zamieszkującego ją rodu. Dziś, opuszczona i zaniedbana, chyli się ku upadkowi; wionie chłodem i wilgocią nieogrzewanych pomieszczeń, pustką pozamykanych pokoi, ciszą spowodowaną brakiem służby i smutkiem ostatnich własnych mieszkańców, którzy nie chcą/nie umieją dopasować się do świeżych postfeudalnych czasów. Do tego właśnie domu, wezwany do chorej służącej, trafia lekar Faraday, czterdziestolatek, wywodzący się z biedy, człowiek nieżonaty, który nie dorobił się majątku, gdyż jak na tamte czasy, jak na lekarza przystało, moim zdaniem miał za dobre serce. Ta właśnie wizyta zapoczątkuje znajomość doktora z ostatnimi żyjącymi Ayresami: zdziwaczałą panią Ayres i jej dziećmi: byłym pilotem wojskowym Roderickiem i ekscentryczną, niezamężną córką Caroline. Pomimo oczywistego ubóstwa i wiszącej ponad farmą groźby bankructwa, Ayresowie starają się z godnością żyć i mieszkać w Hundreds Hall. Lekar interesuje się stanem zdrowia rodziny i wkrótce staje się ich naczelnym doktorem i przyjacielem. Nie bierze pod uwagę krążących o rodzinie plotek. Z czasem jednak w rezydencji zaczynają się dziać rzeczy, które ciężko wyjaśnić logiką i które zaczynają jeżyć włos na głowie. Początkowo wszyscy składają to na karby choroby Rodericka, jednak stopniowo staje się jasne, że nie wszystko to może być sprawką tego młodego człowieka. Sceptyczny, ponieważ przecież jest człowiekiem nauki, lekar Faraday, stara się wszystko wyjaśnić rozumowo, przyczyn upatrując w chorobowych stanach umysłu członków rodziny, jednak po pewnym okresie sam już nie jest pewien, co uznać za pewnik i fakt, a co za wynurzenia zagubionego umysłu. Sarah Waters mistrzowsko i z klimatem przedstawiła upadek dawnej świetności rodu. Wyniszczony dom, o który nie ma kto zadbać, ponieważ już nie ma na to środków. Bankrutująca farma, na której nie ma kto pracować i która nie przynosi żadnego dochodu. Olbrzymi areał, który trzeba sprzedać i pogodzić się z jego rozparcelowaniem. I rodzina, która co prawda nie jest niczemu winna, a znajduje się w sytuacji bez wyjścia: starzejąca się matka, coraz bardziej żyjąca przeszłością, znerwicowany syn, z traumą pourazową z wojny i nieco zdziwaczała córka, już przez wszystkich uznana za starą pannę. Faraday stara się im pomóc, służy radą, wsparciem i pomocą, jednocześnie zakochując się w Caroline. Czy dziewczyna odwzajemni jego uczucia? Ciekawym zabiegiem było uczynienie głównym bohaterem faceta i oddanie mu roli narratora. Dotychczas w przeczytanych przeze mnie powieściach S. Waters były to dziewczyny i przyznam, że naprawdę była to miła odmiana. Napięcie w powieści budowane jest stopniowo i bez pośpiechu, autorka miała naprawdę wiele pomysłów, dzięki czemu dom i jego zakamarki przypominały mi gotycką budowlę. Drzwi, które nie chcą się otworzyć, choć klamka działa, dzwonki, które same natrętnie dzwonią, szepty, które rozbrzmiewają w ścianach, zimne powiewy, napisy na ścianach. To wszystko zdrowego człowieka doprowadziłoby do nerwicy, a co dopiero kogoś, kto jest bardziej podatny, ponieważ dużo już przeżył. Stopniowo robi się coraz bardziej groźnie i czytelnik sam już nie wie, czy faktycznie coś złego zalęgło się w murach domu, czy to klątwa zaciążyła ponad Ayresami, czy ktoś umyślnie robi te wszystkie rzeczy. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie zakończenie i choć nie jestem na sto procent pewna, obstawiałabym jednak czynnik ludzki w tym wszystkim. Tak czy siak, jestem bardzo zadowolona z lektury. Miło było dać się porwać gotyckim klimatom i pozwolić sobie na chwilę refleksji ponad ideałami, które odeszły, ponieważ przemieniła się epoka. Sarah Waters jak zwykle stanęła na wysokości zadania. Zalecam opowieść fanom pisarki a także cierpliwym czytelnikom, dla których niejednoznaczność fabuły, jest powodem do długich rozmyślań.