Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Dwie religie, dwie uczelnie, dwóch samobójców i… jeden motyw. Ósmy kryminał historyczny z lubelskiego cyklu. Lublin, połowa lat trzydziestych XX wieku, napięcia społeczne i trudne czasy sanacji. Zyga Maciejewski prowadzi najdziwniejsze dochodzenie w własnej karierze... Uczniowie jesziwy buntują się przeciw rabinowi Ajzerowi, który objął władzę. Komisarz Maciejewski wraz z oddziałem ma uciszyć strajkujących młodych Żydów. W tym samym okresie w mykwie zostaje odkryte ciało studenta, chyba samobójcy. Z pozoru łatwe śledztwo utrudnia się, gdy samobójstwo popełnia następny młody człowiek, tym razem student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Akta policyjne zawierają info o obydwu denatach - pierwszy był ofiarą antysemickiej napaści, drugi - jednym z napastników. W toku dochodzenia na jaw wychodzą tajemnicze fakty. Władze obydwu lubelskich uczelni chcą zatuszować sprawę. Ambicje uczonych, tajne seminaria, polityczne porachunki i legendarny starodruk... - czy Maciejewskiemu uda się odkryć niewygodną prawdę?
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Komisarz Maciejewski. Tom 8. Portret wisielca |
Autor: | Wroński Marcin |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Wydawnictwo W.A.B. |
Rok wydania: |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
W „Portrecie wisielca” twórca zmyślnie wymknął się z tego ciemnego zaułka, który może i stanowi olbrzymią intelektualną pokusę, ale niekoniecznie musi być czymś atrakcyjnym dla czytelników. Tym razem na lubelskim bruku zderzenie idei i światopoglądów, religijnych i politycznych zapatrywań nie jest celem samym w sobie, a jedynie trafnym tłem narracyjnej opowieści. Trafnym, ponieważ zakorzenionym umiejętnie i prawdziwie w autentycznej przestrzeni czasowej przedwojennego państwa polskiego. Na tej dychotomicznej „walce o rząd dusz” twórca „Haiti” oparł cały szkielet fabularnej układanki. A zrobił to niczym majstersztyk, zgrabnie, niewidocznie (czytaj nienachalnie) i artystycznie doskonale. I tak jak to powinno być w kryminale, zaczął od zbrodni.Oto podczas likwidowania buntu studentów jesziwy, występujących przeciw naukom rabina Ajzera, odkryte zostają zwłoki studenta tejże szkoły, a zaangażowany tam właśnie do siłowego zakończenia waśni – dodajmy jak najbardziej oficjalnie i świadomie – komisarz Maciejewski ma szansę od samego początku osobiście zająć się sprawą śmierci studenta. Dość dynamicznie w mniemaniu większości uznana zostaje ona za udaną próbę samobójstwa, ale nie w mniemaniu zbyt dokładnego i wnikliwego Zygi. To właśnie wielkość tej postaci literackiej i czytelnicza atrakcyjność. Ukrywa się ona w tej niecodziennej, wcale nie doskonałej, lecz nietypowej symbiozie siły fizycznej, męskości, mocy intelektu, emocjonalności, ideowości a także przenikliwości. No i nie możemy zapominać o jeszcze jednej właściwości charakteru – nieustępliwości w dążeniu do poznania faktów. Muszę powiedzieć, że w kreacji Wrońskiego Maciejewski staje się swoistym protoplastą prawdziwego śledczego, który nie tylko za cel ma ujęcie i doprowadzenie przed sąd sprawcy, lecz funkcjonuje szerzej i głębiej – dokonuje rekonstrukcji całości. Nie idzie mu wyłącznie o przebieg zdarzenia o charakterze kryminalnym, ale silniej skupia się na motywach, okolicznościach i kontekstach całej sprawy – przed zbrodnią, w trakcie, a także po niej. Dla Zygi to bardzo typowe postępowanie, na podbudowanie którego twórca „Pogromu w przyszły wtorek” buduje de facto całą historię fabularną.Wyjątkowość „Portretu wisielca” polega właśnie na tym idealnym spasowaniu ze sobą merytorycznej opowieści z wykreowaną osobowością literackiego bohatera. Opowieści realistycznej i autentycznej zarazem, ponieważ charakterystycznej dla drugiej połowy lat trzydziestych XX wieku, w której do głosu dochodzą konflikty i napięcia społeczne a także religijne. Można by powiedzieć sanacja w całej krasie, a w środku jej samej gliniarz, który nie odpuszcza. Choćby i jego przełożeni uwikłani w partykularne interesy partyjne i ideologiczne, układy zawodowe i finansowe, nie wiadomo jak naciskali, sugerowali, a nawet wręcz wyręczali Maciejewskiego z właściwych działań, to tenże wbrew wszystkim i wszystkiemu, niczym taran, będzie parł do przodu. I to jest siła jego postaci.Marcin Wroński – po raz następny – własnych czytelników przyzwyczaja również do skrojonej na miarę, i to tą idealną, nie mieszczącą w sobie jakiegokolwiek autonomicznego błędu, czasoprzestrzeni powieściowej. I będzie banałem a także powtarzaniem się, że Lublin w jego książkach, podobnie jak w „Portrecie wisielca”, to miasto prawdziwe i żywe. Tak jest niewątpliwe, i losy się to nie tylko w zaułkach ulic, podwórek, placów i parków, lecz także w miejscach zaskakująco mniej zbadanych albo niedostępnych. Z jednej strony to zasługa szeregu konsultacji i możliwości korzystania z wiedzy i fantazji historycznej konsultantów, dla których historia tego miasta to nie tylko zawodowy materiał, ale źródło i serce pasji. Z drugiej strony sam pisarz tam gdzie może stawia odpowiednie kroki, tak by wizja literacka mogła sprawdzić się z realiami miejsc. Mnie, może zaskakująco dla innych, zaintrygowały i urzekły jednocześnie sceny rozgrywające się w murach przedwojennego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Były na tyle przekonujące i plastyczne, że jako absolwent tejże uczelni, choć przecież spacerujący sześćdziesiąt lat po książkowych wydarzeniach, w tych miejscami jakże mało zmienionych pomieszczeniach, uruchamiałem własną pamięć i wyobraźnię, przenosząc się niejako wstecz, do tych czasów sanacyjnych. Gdy o tym wspominam, wykraczając poza ramy przeciętnego czytelnika, tak naprawdę nawiązuję do jeszcze jednej, szczególnej moim zdaniem, cechy pisarstwa Marcina Wrońskiego. Mam na myśli artystyczną wrażliwość i wyobraźnię połączenie z dążeniem do doskonałości językowej. Jakże dużo jest w „Portrecie wisielca” scen, a przede wszystkim dialogów, które skrzą się lub niezwykłym humorem i inteligentną ironią, stanowiącą i wyzwanie dla czytelnika, i swoiste „mrugnięcie” do niego okiem pisarskim, lub również uplastyczniają tak narracyjny ton opowieści, że pojęcie „retro” zaczyna w tych momentach grać zupełnie innym znaczeniem semantycznym. Pełniejszym i tym najbardziej nieuchwytnym, ponieważ przenoszącym czytelnika z „tu i teraz” do „tam i wtedy”.„Portret wisielca” Marcina Wrońskiego,
Następny na rynku retro kryminał, dla mnie, lubiącej czasem zajrzeć do tego rodzaju książki, bardzo niezły i przemyślany. Ma w sobie nietuzinkowy klimat, intrygującą tajemnicę i niebanalne zakończenie. Podoba mi się w jak sugestywny i plastyczny sposób twórca przedstawia w Portrecie wisielca charakterystyczny obraz epoki. Czytając ten kryminał można się nawet w pewien sposób w nim zatracić. Fajnie, że w końcu i Lublin doczekał się własnego kryminalnego retro - portretu. Całe tło książki, nie tylko wątek kryminalny, zostały wykreowane przekonywająco i barwnie, tak jak to tylko Marcin Wroński potrafi :-)
Jak zawsze Pan Marcin nie zawiódł oczekiwań. Poruszając się śladami bohaterów odkrywamy stary Lublin, a rozwiązanie zagadki równocześnie porusza i oburza, pokazując nam że na przestrzeni lat charaktery ludzkie się nie zmieniają..