Dwie epoki.
Dwie historie.
Jedna wioska.
Jedna czarownica.
Jedna klątwa.
Wyobraź sobie, że możesz wszystko. Nawet oszukać śmierć.
Nad Suwalszczyzną za kilka dni pojawi się zorza polarna. W Jodoziorach, małej wiosce na prowincji, zostają znalezione spopielałe zwłoki małżeństwa. Wśród lokalnej społeczności miejsce to owiane jest złą sławą, słynie ze szczególnego nasilenia przemocy, chorób, zaginięć i samobójstw. Mówi się również o zjawiskach nadprzyrodzonych – niezidentyfikowanym zielonym świetle, odgłosach niewiadomego pochodzenia, a także o nawiedzonym domu. Miejscowi wierzą, że to on rozsyła wokół negatywną energię, która wydobywa z ludzi najgorsze instynkty.
Tajemnicami wioski żywo interesuje się młody dzielnicowy, który wkrótce popełnia samobójstwo. Sprawę jego śmierci bada Vytautas Česnauskis, policjant na wpół litewskiego pochodzenia z komendy miejskiej w Suwałkach. Odkrywa, że mroczna historia Jodozior ma własne korzenie w latach siedemdziesiątych. Wówczas miała tam mieszkać kobieta, która parała się czarami…
Szczegóły
Tytuł
Inkub
Autor:
Urbanowicz Artur
Rozszerzenie:
brak
Język wydania:
polski
Ilość stron:
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Vesper
Rok wydania:
2019
Tytuł
Data Dodania
Rozmiar
Porównaj ceny książki Inkub w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.
Inkub PDF - podgląd:
Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.
Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.
Recenzje
Magia słowa
Losy się tutaj wiele, więc musicie mieć głowę na karku. Czytajcie uważnie, ponieważ zło się czai na każdej stronie. Musicie mieć pamięć nie tylko długotrwałą. Lecz i wzrokową. Tak naprawdę, gdy uważnie będziecie czytać Inkuba, to po zamknięciu oczu wyobrazicie sobie cała wioskę Jodoziory i dużo innych miejsc. Sam temat czarownic zainteresował mnie, więc całkiem możliwe, że kiedyś zainteresuje się tym tematem bardziej. Mimo pędzącej stale do przodu akcji, pojawia się dużo opisów, które nie nużą czytelnika. Wprost przeciwnie. I uwierzcie mi, chciałabym potrafić tak jak autor, pisać rozległe opisy czy monologi bez zanudzania czytelnika. To kolejny, duży plus dla Urbanowicza. I jak tu nie skusić się na jego powieści? Ironia, sarkazm i doskonałe poczucie humoru - nie raz rozmówki naszych bohaterów sprawią, że pojawi się uśmiech na waszych twarzach. Plastyczny styl, który sprawi, jak już wcześniej wspominałam, że zapamiętacie niemalże każdy szczegół tego, co przeczytacie. To kolejny plus. Jak widać same zalety. A wady? Halo, czy są tu jakiekolwiek wady?! Otóż nie. Nie ma czegoś takiego jak wada czy minus w Inkubie. Sama historia, wymyślona przez autora fabuła jest oryginalna sama w sobie. Drugiej takiej nie znajdziecie, wierzcie mi. Suwalszczyzna, ukochana jak widać przez Artura. Jej mroczna strona, stale i stale sprawiająca wszystko, co złe. Na samą myśl o Suwałkach robią mi się ciarki na ciele, a to wszystko zasługa autora dziś recenzowanej lektury. Jestem totalnie zaskoczona, tym bardziej zakończeniem. Gdy wszystko powoli zaczęło wychodzić na światło dzienne - aż nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że coś może jest źle wydrukowane? Lecz nie. Ja nieźle czytałam. Myliłam się myśląc kto co i jak. I właśnie za to można robić duże ukłony w stronę autora. Ponieważ zasłużył na to całkowicie. Cała recenzja na blogu. ;)
czytamwpociagu
Własną przygodę z powieścią zaczęłam od wygooglowania pojęcia z tytułu. Tak również dowiedziałam się, że inkub to nic innego jak anioł, którego do upadku doprowadziła - a jakże - kobieta. A raczej jej pożądanie. I tu mała dygresja - dlaczego my dziewczyny jesteśmy postrzegane jako takie złe istoty, które zawsze wodzą na pokuszenie? ;) Zasadniczo inkub jest demonem, który pragnie stosunków płciowych z kobietami, nawiedza je we śnie i z rozkoszą wykorzystuje. Gdy zasięgnęłam języka na temat tego, kim lub czym ta istota właściwie jest pomyślałam "czy Artur oszalał?" - niestety nie mogę użyć tu niecenzuralnego słowa, lecz bałam się, że stworzył powieść, w której bohater będzie jedną z twarzy Greya. Później w głowie narodziło mi się zapytanie - może to będzie coś o mistycyzmie, czarach i różnorakich marach? A gdy otrzymałam egzemplarz recenzencki stwierdziłam, że kogoś zdrowo pogięło, ponieważ to nie książka ebook a cegła. W sumie dwie cegły. Nad 700 stron grozy w jednej okładce - toż to niemal dawka śmiertelna! A przynajmniej tak mi się wydawało... Historia inkuba rozpoczyna się od prologu, w którym młody fan horrorów i strachu poszukuje nawiedzonych miejsc w celu ich zwiedzania. Wstęp ten zapewnia czytelnikowi przyjemny dreszczyk emocji i stanowi istne preludium do historii właściwej. Fabułę powieści stanowi historia jednej wioski na Suwalszczyźnie. Historii, która rozpoczęła się w roku 1971 i po nad 40 latach znów się powtarza. Te dwie odmienne epoki - komunizmu i czasów współczesnych - spajają niczym klamrą zagadkowe zjawiska: zgony, szaleństwo, klątwa a także zorza polarna. Głównym bohaterem jest policjant z wydziału kryminalnego, który po wybrykach urodzinowych, żeby odkupić własne przewinienia zostaje wmanewrowany do pomocy przy sprawie zagadkowej śmierci małżeństwa z Jodozior, które są głównym miejscem akcji. Policjant po kolejnych wyjątkowych zdarzeniach angażuje się całym sobą w życie a także historię wioski i jej mieszkańców. Czy jego determinacja i zapał pomogą mu znaleźć przyczynę - obecnych i przeszłych - wyjątkowych wydarzeń? I jaką rolę ma kobieta, wraz z pojawieniem się której we wsi zaczynają się dziać dziwne rzeczy? Jaka jest przyczyna tych tragedii? Czy naprawdę mamy do czynienia z klątwą wioski? A jeśli tak, to kto za tym wszystkim stoi? A może to po prostu skutek zorzy polarnej i naturalnych zjawisk? Czy może demoniczny inkub wodzi nas za nos i jest to tylko zły sen bohatera? Twórca w bardzo umiejętny sposób żongluje emocjami czytelnika, od śmiechu spowodowanego rozmowami bohatera z przyjacielem, do strachu omówionego w tajemnicy wioski. Lecz nie martwcie się! Smutek, radość i zauroczenie przy tej lekturze nie będą wam obce! Pomimo własnej objętości opowieść trzyma wysoki, logiczny poziom. Każdy epizod odkrywa następny rąbek tajemnicy i dokłada jeszcze jeden fragment tej ogromnej układanki. Jednak żeby nie było zbyt kolorowo muszę trochę ponarzekać. Opowieść nie obyła się bez niedociągnięć, które pewnie w ostatecznej odsłony zostały usunięte - osobiście otrzymałam tekst jeszcze przed redakcją. Sama grubość powieści zwala z nóg i straszy. Jeśli dodamy do tego gęstość tekstu przeraża jeszcze bardziej. Niektóre opisy i sytuacje użyte przez autora, w celu zmniejszenia napięcia i emocji u czytelnika, po prostu nudzą (chwilowo, lecz jednak), aż ma się ochotę minąć kilka stron, by sprawdzić jak dalej potoczy się historia. Jednak jak teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że może to być kłopot z brakiem mojej cierpliwości, która kilka lat temu wyjechała na wakacje i do tej pory nie wróciła. "Inkub" trzyma bardzo wysoki poziom w gatunku horroru. Dla fanów będzie obowiązkową pozycją do przeczytania, a dla osób, które chcą zacząć własną mroczną przygodę idealnym startem. Z Urbanowiczem jest jak u Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a później napięcie wzrasta. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to najlepsza opowieść tego autora. Straszy tak, by od tego strachu czytelnika uzależnić jak narkotyk. I bardzo nieźle mu to wychodzi ;)
Marta
Ta książka, to kawał idealnie wykonanej roboty. Nad 700 stron historii, opartej rzekomo na prawdziwych zdarzeniach 😱😱😱 Groza pomieszana z powieścią kryminalną, którą czyta się w zatrważającym tempie. Wszyscy bohaterowie są bardzo ciekawie skonstruowani. Zjawiska paranormalne, które są opisywane po prostu przyprawiają czytelnika o ciarki na całym ciele. Ciężko jest mi ubrać w słowa to wszystko tak , żeby przekazać Wam, jakie ta książka ebook wywarła na mnie wrażenie. Uwielbiam książki po których ciężko jest mi wrócić do normalności. Zapewniam Was, iż INKUB zostawi po sobie bardzo wielki ślad w waszych głowach. Kończąc książkę kilka spraw mi się nie zgadzało 🤔 Po przeczytaniu posłowia, wszystko stało się jasne i aż chciałam przeczytać te 730 stron jeszcze raz. Twórca schował w historii "easter eggs" i choć czytałam uważnie, podejrzewam iż przy ponownym czytaniu odkryłabym kilka faktów na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. Nie wystawiam ocen książek, jednak dla tej tutaj zrobię wyjątek. Daje jej 10 na 10!!!
Attra
Rok 2016, mała wioska na Suwalszczyźnie. Zostają tam znalezione zwłoki starszego małżeństwa, które dosłownie rozpadły się na popiół. Do śledztwa dołącza dwóch policjantów, Vytautas – pół Litwin a także jego przyjaciel, też policjant - Mateusz. Wioska w której doszło do tego zdarzenia jest owiana złą sławą. W latach siedemdziesiątych doszło tam do serii nieszczęść, samobójstwo, morderstw, dziwacznych chorób. Mieszkała tam wówczas starsza kobieta, którą przypuszczano o paranie się czarną magią. Tajemnicą wioski interesuje się młody dzielnicowy, który nagle popełnia samobójstwo, co determinuje Vitka i Mateusza do odkrycia tajemnicy Jodozior. Akcja powieści od samego początku biegnie dwutorowo, w latach 1971-1972 a także w 2016. Twórca przedstawia niejako dwie historie, których wspólnym mianownikiem jest czarownica zamieszkująca Jodoziory. Bardzo nieźle kreśli obraz polskiej wsi z kilkunastoma domami początków lat siedemdziesiątych, mentalności jej mieszkańców, stale żywej wiary w zabobony, magię i złe moce. Klimatu tej historii dodaje fakt, że w tamtych latach we wiosce nie było jeszcze elektryczności. Historia rozgrywająca się w 2016 roku, podczas śledztwa w Jodoziorach i wybuchu niewytłumaczalnych wydarzeń, też przepełniona jest niesamowitym klimatem. Gdy cały świat pędzi do przodu, pełen techniki i wszystkich osiągnięć nauki, mała, zagubiona pośród lasów wioska stale wydaje się być jakby żywcem przeniesiona z poprzedniej epoki. Do tego natężenie niepokojących zdarzeń szczodrze okraszonych mistycyzmem i doprawionych grozą sprawia, że podczas czytania bywały takie momenty, że miałam ciarki na plechach i byłam przekonana, że coś mnie obserwuje. Twórca pisze w bardzo dobrym stylu, plastycznie, obrazowo, w sposób niesamowicie przemawiający do fantazji czytelnika. Oczami fantazji widziałam dokładnie wszystko to, co działo się na kartach powieści, nie miałam problemu żeby wczuć się w jej klimat i dać jej totalnie pochłonąć. Akcja początkowo nie pędzie na złamanie karku, lecz i siłą rzeczy nie mogło tak być, ponieważ w tej powieści są przedstawione dwie historie połączone paroma postaciami i zagadkowymi wydarzeniami. Dopiero z czasem, gdy czytelnik dowiaduje się coraz więcej, akcja nabiera rozpędu, żeby finalnie gnać do przodu w niesamowitym tempie. Lekkie pióro pisarza sprawia, że czytanie Inkuba to była czysta przyjemność, a klimat grozy, który wylewa się praktycznie z każdej strony sprawił, że opowieść zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. „Inkub” to nie jest klasyczny horror, gdzie każda strona nasycona jest brutalnością i makabrą. Tutaj mamy do czynienie z mistycyzmem, narastającą grozą, potęgującym się lękiem i strachem, jaki ogarnia człowieka, gdy wydaje mu się, że właśnie ma styczność z czymś, czego nie jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Do tego twórca dużo razy „puszcza oczko” do czytelnika, zostawiając mu do odkrycia szczegóły, które mądrze przemycił w fabule, a które mogą go naprowadzić na rozwiązanie zagadki czarownicy z Jodozior. Na uznanie zasługuje kreacja bohaterów. Twórca prezentuje ich brutalnie obnażonych, z ich słabościami, wadami, ukrytymi pragnieniami. Są to postacie z krwi i kości, pełnokrwiste, prawdziwe. Nie wiem w jakim stopniu jest to zasługa talentu autora, a w jakim fakt, że „Inkub” inspirowany jest wydarzeniami, które kiedyś podobno (sam twórca na końcu pisze o plotkach, a nie faktach) miały miejsce w pewnej małej wiosce pod Suwałkami. Lecz największe ukłony dla pana Artura Urbanowicza należą się ode mnie za niesamowity klimat grozy, którym przepełniona jest ta opowieść i zakończenie, które jest niejako otwarte, dzięki czemu miałam wolną rękę w jego interpretacji. Choć pewne fakty są niezaprzeczalne, to jednak moja fantazja (dzięki pozostawionym przez autorka różnorakim wskazówkom i rzuconym „od niechcenia” stwierdzeniom) dostała szerokie pole do popisu, z czego skwapliwie skorzystała. „Inkub” to wg mnie książka ebook bardzo dobra. Wciągająca, dopracowana, niejednoznaczna, przepełniona grozą, budząca w czytelniku lęk. Napisana bardzo dobrym stylem z wyjątkowo obrazowymi opisami i przepełniona niesamowitym klimatem. Połączenie kryminału i horroru udało się autorowi bardzo nieźle i nawet ja, osoba, które nie przepada za akcją rozgrywającą się w Polsce, jestem oczarowana (czyżby dosłownie?) tą powieścią i bardzo zachęcona do sięgnięcia po inne książki autora. „Inkub” nie pozwala o sobie dynamicznie zapomnieć, skłania do refleksji, zmusza do krytycznego spojrzenia na samego siebie i odpowiedzenia sobie na zapytanie „a czy ja oparłabym się pokusie?”.
Karolina Borys
Inkub to wciągająca, mroczna historia, w której nic nie jest takie, jak nam się wydaje. Napisana idealnym stylem, w stałym napięciu przeraża i fascynuje. Takiej książki brakowało na polskim rynku. To, w jaki sposób Urbanowicz kreuje historie, postacie i fabułę zasługuje na każdą nagrodę, a twórca już kilka ma na swoim koncie. Inkub to następny pokaz jego możliwości. Też jak najbardziej udany. Intrygujący, nieźle napisany, wciągający i budzący dreszcze. Inkub to historia dziejąca się w dwóch różnorakich epokach, z różnorakimi ludźmi, które łączy jedno - jedna czarownica, jedna klątwa. Czy odważysz się poznać jej początki?
Strona 1
Inkub
Są takie momenty i takie miejsca, z których nie chce się odejść…
Stałam właśnie na cmentarzu nad grobem bliskiej mi przyjaciółki i zastanawiałam
się, dlaczego niektórym przychodzi odejść tak wcześnie. Ruda miała zaledwie
dwadzieścia sześć lat, gdy jej życie unicestwiła choroba. Od tamtego czasu minęły
dwa lata, a ja nadal nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że już nigdy jej nie zobaczę,
nie usłyszę jej głosu w słuchawce telefonu. Kiedy Bóg zabrał ją do siebie, zaczęłam
oswajać się z myślą, że sprawiedliwości na świecie po prostu nie ma. Bo niby jaka
jest sprawiedliwość w tym, że umiera młoda, ładna i utalentowana kobieta?
Cmentarz to takie miejsce, z którego nigdy nie śpieszyło mi się do wyjścia.
Zwłaszcza wieczorami, tak jak w tamtej chwili, kiedy każdy grób jaśniał barwami
szklanych lampionów i roztaczał słabą woń stojących na nim kwiatów. Tego
wieczoru jednak, wieczoru Wszystkich Świętych, odniosłam osobliwe wrażenie, że
ktoś mnie obserwuje. Wiem, głupstwo, zważywszy na fakt, że przy wielu grobach
stali inni ludzie po to, by w ciszy powspominać zmarłych bliskich, zapalić im znicz.
Jednak naprawdę czułam się, jakby ktoś mnie obserwował. Kilka razy nawet
obróciłam się, aby stwierdzić, czy rzeczywiście ktoś mi się przygląda, ale każdy
zajęty był sobą. A teraz jeszcze zaczął padać deszcz. Z żalem stwierdziłam, że stojąc
już dłuższą chwilę, zaczęłam marznąć, toteż zaczęłam zbierać się ku bramie. I cały
czas czułam na sobie czyjś wzrok.
Byłam już za bramą, kiedy zaczął mi dzwonić telefon ukryty gdzieś na samym
dnie torebki. Nie chciało mi się odbierać, wolałam pobyć sama z własnymi myślami,
ale telefon nie dawał za wygraną i uparcie dzwonił. Zirytowana zaczęłam poszukiwać
komórki w przepaściach mojej torebki. Dokopawszy się w końcu, stwierdziłam, że
telefon wcale nie dzwonił. I w tym momencie, nie zauważywszy krawężnika,
potknęłam się. Klnąc, na czym świat stoi, poleciałam jak długa przed siebie.
Niechybnie zrobiłabym z siebie pośmiewisko, gdyby nie facet, który zdążył mnie
złapać. A może raczej facet, któremu zwyczajnie „po drodze” wpadłam w ramiona.
~1~
Strona 2
Przystojny. Opalony. Dobrze zbudowany. Czarnowłosy. O śnieżnobiałym,
zniewalającym uśmiechu.
Wiem, że ideały nie istnieją, ale ten mężczyzna przyprawił mnie o nagłe
palpitacje i rumieniec, jak jakąś pensjonarkę. A te jego oczy, mój Boże… Od
patrzenia w nie aż przeleciał mnie dreszcz.
Zaczęłam się zastanawiać, jakiego koloru są te oczy, bo tak nieuchwytna była ich
barwa. Raz zdawały się lazurowe jak morze, to znów szmaragdowe. Innym razem z
kolei głębokie jak wszechświat, nieskończone. I wtedy zaczęłam to czuć…
– Przepraszam, czy coś nie tak? – spytał mężczyzna, trzymając moje ramiona w
swoich dłoniach.
– Nie, ja tylko…
Boże, te jego oczy!
– Wygląda na to, że uratowałem pani życie – błysnął uśmiechem.
– No tak, a w każdym razie moje kolana przed porysowaniem – uśmiechnęłam
się, odzyskując rezon.
Bez względu na to, co to było, znikło tak samo szybko, jak się pojawiło.
– Przepraszam – odezwałam się. – Szukałam dzwoniącego telefonu i nie
zauważyłam krawężnika.
– Nic nie szkodzi – rzekł mój wybawiciel. – To co z tym telefonem? Pewnie ktoś
tam na panią czeka po drugiej stronie.
– Chodzi o to, że wcale nie dzwonił. Chyba mi się wydawało, choć dałabym
głowę… – zawiesiłam głos.
– Pewnie to był telefon kogoś obok.
– Pewnie tak – przytaknęłam.
Dopiero później dotarło do mnie, że nie tylko słyszałam dzwonek mojego
telefonu, ale również czułam przy boku wyraźnie jego wibracje.
~2~
Strona 3
Wiatr oraz deszcz zaczęły wzmagać na sile, więc piękny nieznajomy
zaproponował, byśmy ruszyli. Zamówił taksówkę, po czym podał taksówkarzowi
nazwę restauracji, do której mnie zaprosił. Co prawda nie mam w zwyczaju chodzić
na randki z nieznajomymi, ale…
Boże, te jego oczy!
Dałabym się chyba zabić, by móc w nie spoglądać jak najdłużej.
W restauracji panował przytulny, halloweenowy klimat. Świeczki na stolikach, tu
i ówdzie lampiony wycięte z dyń, przyćmione światło. Podczas, gdy za oknem padało
niemiłosiernie. Oboje zamówiliśmy na rozgrzewkę małą czarną z wkładką, po której
kilku łykach zrobiło się nam cieplej.
Mężczyzna okazał się zabawnym i szarmanckim człowiekiem, przy którym
odnosiło się wrażenie, że znasz go nie od kilku minut, a lat. Na początku, oczywiście,
głównym tematem było moje potknięcie się przed cmentarzem. I tak od potknięcia
stopniowo przeszliśmy do śmierci mojej przyjaciółki. Nieznajomy wówczas
opowiedział mi o swoim przyjacielu, który zaledwie tydzień wcześniej zginął w
wypadku samochodowym. Los chciał, że dożył tylko trzydziestu lat. Tym więc
sposobem okazało się, że łączy mnie z pięknym nieznajomym więcej niż można by
przypuszczać.
Rozmowa toczyła się gładko, a jedzenie, które zamówiliśmy w trakcie, okazało
się wręcz wyśmienite. Czas jednak pędził nieubłaganie i nieznajomy postanowił
odwieźć mnie do domu. Więc znów zamówiliśmy taksówkę. Jazda, podobnie jak cała
kolacja, trwała zbyt krótko, by móc nacieszyć się widokiem i towarzystwem tak
przystojnego mężczyzny. Z żalem patrzyłam na niego, gdy już staliśmy pod drzwiami
mego domu. Ponieważ nie mam w zwyczaju zapraszać świeżo poznanych mężczyzn
na pierwszym spotkaniu do domu, należało się pożegnać. Jednak…
Boże, te niesamowite oczy!
Jak gdyby mówiły mi.
„Ty również czujesz to, co ja. Czujesz tę siłę, która nas do siebie przyciąga.
Wiesz, że to się nie może tak skończyć. Ten wieczór musi mieć ciąg dalszy”.
~3~
Strona 4
Nie potrafię opisać w pełni, co czułam patrząc w jego oczy. To było tak, jakbym
zanurzyła się w Źródle Życia, skoczyła wewnątrz wszechświata, chadzała Mleczną
Drogą po galaktykach. Te oczy dosłownie hipnotyzowały.
I już miałam się pożegnać, kiedy usłyszałam ten wewnętrzny głos.
„Nie chcesz tego rozstania, więc czemu sama ze sobą walczysz?”
To było jak elektrowstrząs. Miałam wrażenie, iż wszystko to trwało dość długo,
w rzeczywistości jednak zajęło może minutę, dwie.
– Słuchaj… – odezwałam się już per „ty” tak, jak wcześniej zaproponował to
Adam. – Pomyślałam, że skoro uratowałeś moje kolana, jeśli nie życie, to może
zrewanżuję ci się jakimś dobrym drinkiem?
– Czemu nie – odrzekł Adam. – W końcu dziś taka barowa pogoda…
I z tymi słowami przekroczył próg mojego domu…
Kiedy zamknęłam drzwi za moim wybawicielem, było już dobrze po dwudziestej
drugiej. Zrzuciłam płaszcz, szal oraz torebkę, prosząc jednocześnie Adama, by się
rozgościł w salonie. Zapaliłam lampkę o przepięknej rubinowej poświacie,
zaciągnęłam zasłony i podchodząc do barku z alkoholem zapytałam gościa, czego się
napije.
„Twoich soków” – usłyszałam znów ten wewnętrzny głos.
Jak rażona piorunem obróciłam się za siebie, gdzie tuż koło mnie stał Adam z
szerokim uśmiechem.
– Wystraszyłem cię?
– Nie, skądże. Tylko zdawało mi się, że coś słyszałam. Chyba wariuję z wiekiem
– uśmiechnęłam się i z tymi słowami podałam mu drinka.
I wtedy po raz pierwszy spotkały się nasze dłonie. Moje – zimne, jego – ciepłe,
delikatne w dotyku, a zarazem tak silne.
– To musiał być emocjonujący dzień dla ciebie – odezwał się Adam.
– Trochę. Nadal nie mogę pogodzić się ze śmiercią Rudej – przytaknęłam.
~4~
Strona 5
– Wiesz, powinnaś się odprężyć – zaproponował Adam odbierając mi szklankę z
drinkiem. – Masz tu jakiś sprzęt grający? Wrzuć coś wolnego.
Podeszłam więc do wieży stereo i wrzuciłam płytę Enigmy. Coś, przy czym
zawsze lubiłam się odprężać.
– Tak zdecydowanie lepiej – odezwał się po chwili.
– Wiesz, pomyślałam sobie, że skoro mam się odprężyć, to może napalę w
kominku?
– Świetny pomysł.
Po chwili więc na kominku wesoło trzaskał ogień, a w salonie rozbrzmiewała
spokojna, nastrojowa muzyka Enigmy.
– Czy mogę prosić panią do tańca?
– No coś ty, Adam! – rzuciłam, z uśmiechem upijając łyk ze swojej szklanki.
– No chodź. Nie wstydź się. Zaraz cię zrelaksuję.
I z tymi słowami porwał mnie w swoje muskularne ramiona. Przy nim każda
kobieta czułaby się jak księżniczka, więc nie ma się co dziwić, że i ja czułam się
wyjątkowa. Nie wiem, czy to za sprawą dopitego już drinka, czy też chwili, ale
zaczęło mi szumieć w głowie. Może Adam to wyczuł, bo mocniej mnie objął…
Tak, że przez koszulę czułam wyraźnie jego ciepło, ba, nawet bijące serce.
Tańczyliśmy tak przez jakiś czas, po czym Adam kazał mi się położyć na
niedźwiedzim futrze rozpostartym tuż przed kominkiem. Ponieważ nieco kręciło mi
się w głowie, więc skwapliwie skorzystałam. Adam w tym czasie usadowił się
naprzeciwko moich stóp, rozpiął nieco koszulę, chwycił moją lewą stopę, po czym
zaczął ją masować.
To było niesamowite. Jego ciepłe dłonie głaszczące, to znów oplatające moje
stopy. No i te oczy, których barwa nadal była nieuchwytna.
– Nad czym myślisz? – spytał Adam.
– Nad tym, gdzie się tego nauczyłeś – wskazałam głową na jego dłonie.
~5~
Strona 6
– Jestem samoukiem, jeśli chodzi o tę dziedzinę. Zresztą samoukiem jestem też w
wielu innych dziedzinach.
– A w jakich jeszcze? – zapytałam podchwytliwie.
„Pokażę ci. W moich ramionach spłoniesz z rozkoszy.” – odezwał się ten głos
znikąd.
– Mogę ci pokazać, jeśli chcesz – odparł Adam. – Drżysz. Czuję, że jesteś gotowa
na to, o czym oboje myślimy od samego początku.
I powiedziawszy to ucałował moją stopę. Później kostkę i miejsce tuż nad nią.
Znaczył pocałunkami moją goleń, później wewnętrzną stronę uda i bezlitośnie,
powoli, jak gdyby się delektował, szedł w górę. A ja drżałam z podniecenia. Adam
jeszcze jakiś czas całował moje nogi, po czym podwinął moją spódnicę i delikatnie
ściągnął moje koronkowe, czerwone majteczki.
Tego, co czułam, nie sposób opisać żadnymi słowami. Adam najpierw całował
moją muszelkę swymi ciepłymi, wilgotnymi ustami, a następnie zaczął się wbijać w
nią językiem zwinnym niczym język samego diabła. Jego dłonie tymczasem sunęły
po mojej talii, aż w końcu zatrzymały się na guzikach mojej bluzki. Nawet na chwilę
nie przestając pieścić mnie na dole, Adam począł rozpinać je jeden za drugim.
Rozpiąwszy ostatni, zabrał się za mój czerwony biustonosz i już po chwili uwolnił z
niego moje piersi o sterczących z podniecenia sutkach. I nie przestając nawet na
chwilę pieścić mojej cipki, dłońmi zaczął pieścić również piersi. A ja wiłam się z
rozkoszy. I niechybnie za chwilę krzyczałabym owładnięta ekstazą, ale właśnie
wtedy Adam pocałował mój wzgórek łonowy i zaczął sunąć wyżej. Miałam wrażenie,
że jego pocałunki pozostawiają na mojej skórze palące ślady ognia.
A on sunął wyżej… Podbrzusze, pępek, koło którego zatrzymał się na chwilę,
aby go polizać i dalej, w górę, pomału do sterczących sutków. Żaden z kochanków,
których miałam do tej pory, nie był tak podniecający, ani tak zwinny w sztuce
miłości francuskiej.
Adam pieścił moje piersi na wszelkie możliwe sposoby – dłońmi, to znów ustami
i językiem, doprowadzając mnie do stanu wrzenia. I wyglądało na to, że nie bardzo
oczekiwał na rewanż. Ale ja nie mogłam tylko biernie leżeć przed kominkiem i
pozwalać, by raz po raz przechodziła przeze mnie niewysłowiona fala rozkoszy.
~6~
Strona 7
Toteż powoli rozpięłam guziki jego koszuli, by móc go z niej uwolnić. Takiego
męskiego torsu w życiu nie widziałam, no może z wyjątkiem zdjęć modeli. Szeroka,
muskularna i opalona klata. Ciepła w dotyku niczym grzejnik. Nie wiedziałam już,
czy większą przyjemność sprawia mi jej głaskanie czy też całowanie, niemniej
jednak po chwili kompletnie zatraciłam się w tym, co robiłam.
Kiedy więc Adam nadal nie przestając całować moich piersi wsunął we mnie
swoje dwa palce, nieco zaskoczona cicho krzyknęłam. On tymczasem wsuwał się i
wysuwał ze mnie powoli, sprawiając, że umierałam z rozkoszy. Nie chciałam być
bierna, rozpięłam i zsunęłam mu spodnie.
Zawartość jego majtek wstrząsnęła mną do głębi. To był duży i gruby penis.
Zaczęłam się zastanawiać, czy go w sobie pomieszczę. Adam tymczasem przeniósł
się swoimi ustami i językiem na moją szyję i wyczyniał tam takie rzeczy, od których
pojawiały mi się mroczki przed oczami. Z opóźnieniem dotarło do mnie, że cicho
wzdycham i pojękuję, domagając się o więcej.
– Wspaniała z ciebie kochanka – usłyszałam tuż przy uchu szept mojego
słodkiego kata.
– Mmmmm – westchnęłam. – Nie lubię być bierna.
I z tymi słowami opuściłam się w dół, by posmakować jego penisa. Dużego,
grubego i niewiarygodnie twardego. Na zmianę to lizałam go, to znów całowałam i
ssałam, a tymczasem Adam wił się jak wściekły i stękał gardłowym głosem.
Czas jakiś to trwało, aż chyba Adam nie wytrzymał fali, jaka go ogarnęła, bo
nagle wyskoczył z moich ust, zniżył się do mojego poziomu i jednym pchnięciem
wsunął się między moje nogi.
Nigdy nie miałam kochanka z takim przyrodzeniem, więc kiedy Adam się we
mnie zanurzył, początkowo poczułam rozdzierający ból, nawet mimo tego, iż na dole
byłam naprawdę mokra. Wczepiłam się paznokciami w jego barki na moment
sztywniejąc. A on nawet na chwilę nie przestawał mnie posuwać.
Kiedy w końcu moja cipka przystosowała się do rozmiarów tańczącego w niej
penisa, zaczęła mnie ogarniać ekstaza. Dosłownie wiłam się pod Adamem i
krzyczałam, by nie przestawał. A on dysząc mi do ucha powiedział, że tej nocy
jestem całkowicie i tylko jego. I że tej nocy nie zapomnę do końca życia. Zaczął
~7~
Strona 8
mnie posuwać jeszcze mocniej i jeszcze szybciej, przyprawiając mnie niemal o zawał
na miejscu.
Orgazm był nieunikniony, bo już po chwili poczułam, że świat pode mną rozpada
się na miliony kawałków. A kiedy osiągnęłam szczyt, Adam wyszedł ze mnie i znów
zaczął mnie delikatnie pieścić. Tym razem jednak skupił się głównie na całowaniu
moich ust.
– Mmmm – mruknęłam któryś raz z kolei. – Dlaczego nie spotkałam cię nigdy
wcześniej?
– Bo wcześniej mnie tutaj nie było – odparł, po czym obrócił mnie tyłem do
siebie i zagłębił się ponownie w mojej szparce.
Tym razem jednak kochaliśmy się powoli, delektując się każdym pchnięciem. I
moglibyśmy tak do rana. Adam chyba jednak zapragnął wspiąć się na szczyt, bo
nagle przyspieszył tempo i gnał we mnie kłusem, sprawiając, że na nowo zaczął mnie
spalać ogień piekielny. Po jego głosie czułam, że już niedużo brakuje mu do orgazmu
i właśnie wtedy Adam wyskoczył ze mnie i szybko zagłębił się w mojej drugiej
dziurce.
Zaskoczona krzyknęłam, co podnieciło go jeszcze bardziej i spowodowało, że
głośno stękając nagle we mnie znieruchomiał. Zrozumiałam, że właśnie w tym
momencie Adamowi świat zawirował pod nogami, ponieważ osiągnął spełnienie.
Padliśmy wyczerpani przed kominkiem i tak zasnęliśmy. Po jakimś jednak
czasie, w środku nocy, Adam obudził mnie swoimi pocałunkami i znów się
kochaliśmy, z tą tylko różnicą, że tym razem to ja dominowałam.
Kiedy obudziłam się około piątej rano, ogień na kominku już przygasał, a ja
nadal leżałam na niedźwiedziej skórze otulona przez Adama kocem. Sama. Po
Adamie nie było nawet śladu.
Obeszłam dom, jednak nigdzie go nie znalazłam. Zauważyłam za to kartkę, którą
zostawił dla mnie na stoliku.
„Jesteś boską kochanką. Gdybym tylko mógł, posuwałbym cię co noc”.
~8~
Strona 9
Jednak w ciągu kolejnych dni nie napisał, ani też nie zadzwonił. Pogodziłam się
w końcu z myślą, że to była tylko jedna noc, którą spędziliśmy razem. Po tygodniu
jednak miała miejsce dziwna rzecz.
Usiadłam właśnie przed telewizorem z kubkiem gorącej herbaty w dłoni, by
obejrzeć wieczorne wiadomości. I wtedy podali komunikat o złapaniu sprawcy
wypadku samochodowego sprzed dwóch tygodni, w którym to zginął trzydziestoletni
mężczyzna. W tym miejscu pokazano zdjęcie rozbitego samochodu, sprawcy
wypadku oraz ofiary, którą – nie do wiary! – okazał się Adam.
Siedziałam skamieniała przed ekranem.
„Niemożliwe! Tylko nie Adam!”
I po chwili dotarła do mnie ta prawda. W wiadomościach podano, że Adam zmarł
dwa tygodnie wcześniej, a ja przecież poznałam go dokładnie tydzień po wypadku, w
którym przecież zginął.
„Jak to możliwe? Czy mi się to wszystko przyśniło? A może ja rzeczywiście
wariuję?”
I wtedy znów usłyszałam ten głos znikąd, mówiący wesołym tonem.
„Spokojnie, kochanie. Piękna ta malinka za twoim uchem. Taka mała pamiątka
po naszej wspólnej nocy”.
Jak oparzona zerwałam się z kanapy i pobiegłam do lustra w łazience. Malinka
dotąd niezauważona, rzeczywiście tam była. Więc jednak mi się nie śniło.
„To się nie może dziać!”
– Kim ty jesteś? – zapytałam swego odbicia w lustrze.
„Na imię mi Inkub” – usłyszałam.
Obróciłam się, ale za mną nie było nikogo…
~9~
Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklam, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym.
Czytaj więcejOK
Recenzje
Losy się tutaj wiele, więc musicie mieć głowę na karku. Czytajcie uważnie, ponieważ zło się czai na każdej stronie. Musicie mieć pamięć nie tylko długotrwałą. Lecz i wzrokową. Tak naprawdę, gdy uważnie będziecie czytać Inkuba, to po zamknięciu oczu wyobrazicie sobie cała wioskę Jodoziory i dużo innych miejsc. Sam temat czarownic zainteresował mnie, więc całkiem możliwe, że kiedyś zainteresuje się tym tematem bardziej. Mimo pędzącej stale do przodu akcji, pojawia się dużo opisów, które nie nużą czytelnika. Wprost przeciwnie. I uwierzcie mi, chciałabym potrafić tak jak autor, pisać rozległe opisy czy monologi bez zanudzania czytelnika. To kolejny, duży plus dla Urbanowicza. I jak tu nie skusić się na jego powieści? Ironia, sarkazm i doskonałe poczucie humoru - nie raz rozmówki naszych bohaterów sprawią, że pojawi się uśmiech na waszych twarzach. Plastyczny styl, który sprawi, jak już wcześniej wspominałam, że zapamiętacie niemalże każdy szczegół tego, co przeczytacie. To kolejny plus. Jak widać same zalety. A wady? Halo, czy są tu jakiekolwiek wady?! Otóż nie. Nie ma czegoś takiego jak wada czy minus w Inkubie. Sama historia, wymyślona przez autora fabuła jest oryginalna sama w sobie. Drugiej takiej nie znajdziecie, wierzcie mi. Suwalszczyzna, ukochana jak widać przez Artura. Jej mroczna strona, stale i stale sprawiająca wszystko, co złe. Na samą myśl o Suwałkach robią mi się ciarki na ciele, a to wszystko zasługa autora dziś recenzowanej lektury. Jestem totalnie zaskoczona, tym bardziej zakończeniem. Gdy wszystko powoli zaczęło wychodzić na światło dzienne - aż nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że coś może jest źle wydrukowane? Lecz nie. Ja nieźle czytałam. Myliłam się myśląc kto co i jak. I właśnie za to można robić duże ukłony w stronę autora. Ponieważ zasłużył na to całkowicie. Cała recenzja na blogu. ;)
Własną przygodę z powieścią zaczęłam od wygooglowania pojęcia z tytułu. Tak również dowiedziałam się, że inkub to nic innego jak anioł, którego do upadku doprowadziła - a jakże - kobieta. A raczej jej pożądanie. I tu mała dygresja - dlaczego my dziewczyny jesteśmy postrzegane jako takie złe istoty, które zawsze wodzą na pokuszenie? ;) Zasadniczo inkub jest demonem, który pragnie stosunków płciowych z kobietami, nawiedza je we śnie i z rozkoszą wykorzystuje. Gdy zasięgnęłam języka na temat tego, kim lub czym ta istota właściwie jest pomyślałam "czy Artur oszalał?" - niestety nie mogę użyć tu niecenzuralnego słowa, lecz bałam się, że stworzył powieść, w której bohater będzie jedną z twarzy Greya. Później w głowie narodziło mi się zapytanie - może to będzie coś o mistycyzmie, czarach i różnorakich marach? A gdy otrzymałam egzemplarz recenzencki stwierdziłam, że kogoś zdrowo pogięło, ponieważ to nie książka ebook a cegła. W sumie dwie cegły. Nad 700 stron grozy w jednej okładce - toż to niemal dawka śmiertelna! A przynajmniej tak mi się wydawało... Historia inkuba rozpoczyna się od prologu, w którym młody fan horrorów i strachu poszukuje nawiedzonych miejsc w celu ich zwiedzania. Wstęp ten zapewnia czytelnikowi przyjemny dreszczyk emocji i stanowi istne preludium do historii właściwej. Fabułę powieści stanowi historia jednej wioski na Suwalszczyźnie. Historii, która rozpoczęła się w roku 1971 i po nad 40 latach znów się powtarza. Te dwie odmienne epoki - komunizmu i czasów współczesnych - spajają niczym klamrą zagadkowe zjawiska: zgony, szaleństwo, klątwa a także zorza polarna. Głównym bohaterem jest policjant z wydziału kryminalnego, który po wybrykach urodzinowych, żeby odkupić własne przewinienia zostaje wmanewrowany do pomocy przy sprawie zagadkowej śmierci małżeństwa z Jodozior, które są głównym miejscem akcji. Policjant po kolejnych wyjątkowych zdarzeniach angażuje się całym sobą w życie a także historię wioski i jej mieszkańców. Czy jego determinacja i zapał pomogą mu znaleźć przyczynę - obecnych i przeszłych - wyjątkowych wydarzeń? I jaką rolę ma kobieta, wraz z pojawieniem się której we wsi zaczynają się dziać dziwne rzeczy? Jaka jest przyczyna tych tragedii? Czy naprawdę mamy do czynienia z klątwą wioski? A jeśli tak, to kto za tym wszystkim stoi? A może to po prostu skutek zorzy polarnej i naturalnych zjawisk? Czy może demoniczny inkub wodzi nas za nos i jest to tylko zły sen bohatera? Twórca w bardzo umiejętny sposób żongluje emocjami czytelnika, od śmiechu spowodowanego rozmowami bohatera z przyjacielem, do strachu omówionego w tajemnicy wioski. Lecz nie martwcie się! Smutek, radość i zauroczenie przy tej lekturze nie będą wam obce! Pomimo własnej objętości opowieść trzyma wysoki, logiczny poziom. Każdy epizod odkrywa następny rąbek tajemnicy i dokłada jeszcze jeden fragment tej ogromnej układanki. Jednak żeby nie było zbyt kolorowo muszę trochę ponarzekać. Opowieść nie obyła się bez niedociągnięć, które pewnie w ostatecznej odsłony zostały usunięte - osobiście otrzymałam tekst jeszcze przed redakcją. Sama grubość powieści zwala z nóg i straszy. Jeśli dodamy do tego gęstość tekstu przeraża jeszcze bardziej. Niektóre opisy i sytuacje użyte przez autora, w celu zmniejszenia napięcia i emocji u czytelnika, po prostu nudzą (chwilowo, lecz jednak), aż ma się ochotę minąć kilka stron, by sprawdzić jak dalej potoczy się historia. Jednak jak teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że może to być kłopot z brakiem mojej cierpliwości, która kilka lat temu wyjechała na wakacje i do tej pory nie wróciła. "Inkub" trzyma bardzo wysoki poziom w gatunku horroru. Dla fanów będzie obowiązkową pozycją do przeczytania, a dla osób, które chcą zacząć własną mroczną przygodę idealnym startem. Z Urbanowiczem jest jak u Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a później napięcie wzrasta. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to najlepsza opowieść tego autora. Straszy tak, by od tego strachu czytelnika uzależnić jak narkotyk. I bardzo nieźle mu to wychodzi ;)
Ta książka, to kawał idealnie wykonanej roboty. Nad 700 stron historii, opartej rzekomo na prawdziwych zdarzeniach 😱😱😱 Groza pomieszana z powieścią kryminalną, którą czyta się w zatrważającym tempie. Wszyscy bohaterowie są bardzo ciekawie skonstruowani. Zjawiska paranormalne, które są opisywane po prostu przyprawiają czytelnika o ciarki na całym ciele. Ciężko jest mi ubrać w słowa to wszystko tak , żeby przekazać Wam, jakie ta książka ebook wywarła na mnie wrażenie. Uwielbiam książki po których ciężko jest mi wrócić do normalności. Zapewniam Was, iż INKUB zostawi po sobie bardzo wielki ślad w waszych głowach. Kończąc książkę kilka spraw mi się nie zgadzało 🤔 Po przeczytaniu posłowia, wszystko stało się jasne i aż chciałam przeczytać te 730 stron jeszcze raz. Twórca schował w historii "easter eggs" i choć czytałam uważnie, podejrzewam iż przy ponownym czytaniu odkryłabym kilka faktów na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. Nie wystawiam ocen książek, jednak dla tej tutaj zrobię wyjątek. Daje jej 10 na 10!!!
Rok 2016, mała wioska na Suwalszczyźnie. Zostają tam znalezione zwłoki starszego małżeństwa, które dosłownie rozpadły się na popiół. Do śledztwa dołącza dwóch policjantów, Vytautas – pół Litwin a także jego przyjaciel, też policjant - Mateusz. Wioska w której doszło do tego zdarzenia jest owiana złą sławą. W latach siedemdziesiątych doszło tam do serii nieszczęść, samobójstwo, morderstw, dziwacznych chorób. Mieszkała tam wówczas starsza kobieta, którą przypuszczano o paranie się czarną magią. Tajemnicą wioski interesuje się młody dzielnicowy, który nagle popełnia samobójstwo, co determinuje Vitka i Mateusza do odkrycia tajemnicy Jodozior. Akcja powieści od samego początku biegnie dwutorowo, w latach 1971-1972 a także w 2016. Twórca przedstawia niejako dwie historie, których wspólnym mianownikiem jest czarownica zamieszkująca Jodoziory. Bardzo nieźle kreśli obraz polskiej wsi z kilkunastoma domami początków lat siedemdziesiątych, mentalności jej mieszkańców, stale żywej wiary w zabobony, magię i złe moce. Klimatu tej historii dodaje fakt, że w tamtych latach we wiosce nie było jeszcze elektryczności. Historia rozgrywająca się w 2016 roku, podczas śledztwa w Jodoziorach i wybuchu niewytłumaczalnych wydarzeń, też przepełniona jest niesamowitym klimatem. Gdy cały świat pędzi do przodu, pełen techniki i wszystkich osiągnięć nauki, mała, zagubiona pośród lasów wioska stale wydaje się być jakby żywcem przeniesiona z poprzedniej epoki. Do tego natężenie niepokojących zdarzeń szczodrze okraszonych mistycyzmem i doprawionych grozą sprawia, że podczas czytania bywały takie momenty, że miałam ciarki na plechach i byłam przekonana, że coś mnie obserwuje. Twórca pisze w bardzo dobrym stylu, plastycznie, obrazowo, w sposób niesamowicie przemawiający do fantazji czytelnika. Oczami fantazji widziałam dokładnie wszystko to, co działo się na kartach powieści, nie miałam problemu żeby wczuć się w jej klimat i dać jej totalnie pochłonąć. Akcja początkowo nie pędzie na złamanie karku, lecz i siłą rzeczy nie mogło tak być, ponieważ w tej powieści są przedstawione dwie historie połączone paroma postaciami i zagadkowymi wydarzeniami. Dopiero z czasem, gdy czytelnik dowiaduje się coraz więcej, akcja nabiera rozpędu, żeby finalnie gnać do przodu w niesamowitym tempie. Lekkie pióro pisarza sprawia, że czytanie Inkuba to była czysta przyjemność, a klimat grozy, który wylewa się praktycznie z każdej strony sprawił, że opowieść zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. „Inkub” to nie jest klasyczny horror, gdzie każda strona nasycona jest brutalnością i makabrą. Tutaj mamy do czynienie z mistycyzmem, narastającą grozą, potęgującym się lękiem i strachem, jaki ogarnia człowieka, gdy wydaje mu się, że właśnie ma styczność z czymś, czego nie jest w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Do tego twórca dużo razy „puszcza oczko” do czytelnika, zostawiając mu do odkrycia szczegóły, które mądrze przemycił w fabule, a które mogą go naprowadzić na rozwiązanie zagadki czarownicy z Jodozior. Na uznanie zasługuje kreacja bohaterów. Twórca prezentuje ich brutalnie obnażonych, z ich słabościami, wadami, ukrytymi pragnieniami. Są to postacie z krwi i kości, pełnokrwiste, prawdziwe. Nie wiem w jakim stopniu jest to zasługa talentu autora, a w jakim fakt, że „Inkub” inspirowany jest wydarzeniami, które kiedyś podobno (sam twórca na końcu pisze o plotkach, a nie faktach) miały miejsce w pewnej małej wiosce pod Suwałkami. Lecz największe ukłony dla pana Artura Urbanowicza należą się ode mnie za niesamowity klimat grozy, którym przepełniona jest ta opowieść i zakończenie, które jest niejako otwarte, dzięki czemu miałam wolną rękę w jego interpretacji. Choć pewne fakty są niezaprzeczalne, to jednak moja fantazja (dzięki pozostawionym przez autorka różnorakim wskazówkom i rzuconym „od niechcenia” stwierdzeniom) dostała szerokie pole do popisu, z czego skwapliwie skorzystała. „Inkub” to wg mnie książka ebook bardzo dobra. Wciągająca, dopracowana, niejednoznaczna, przepełniona grozą, budząca w czytelniku lęk. Napisana bardzo dobrym stylem z wyjątkowo obrazowymi opisami i przepełniona niesamowitym klimatem. Połączenie kryminału i horroru udało się autorowi bardzo nieźle i nawet ja, osoba, które nie przepada za akcją rozgrywającą się w Polsce, jestem oczarowana (czyżby dosłownie?) tą powieścią i bardzo zachęcona do sięgnięcia po inne książki autora. „Inkub” nie pozwala o sobie dynamicznie zapomnieć, skłania do refleksji, zmusza do krytycznego spojrzenia na samego siebie i odpowiedzenia sobie na zapytanie „a czy ja oparłabym się pokusie?”.
Inkub to wciągająca, mroczna historia, w której nic nie jest takie, jak nam się wydaje. Napisana idealnym stylem, w stałym napięciu przeraża i fascynuje. Takiej książki brakowało na polskim rynku. To, w jaki sposób Urbanowicz kreuje historie, postacie i fabułę zasługuje na każdą nagrodę, a twórca już kilka ma na swoim koncie. Inkub to następny pokaz jego możliwości. Też jak najbardziej udany. Intrygujący, nieźle napisany, wciągający i budzący dreszcze. Inkub to historia dziejąca się w dwóch różnorakich epokach, z różnorakimi ludźmi, które łączy jedno - jedna czarownica, jedna klątwa. Czy odważysz się poznać jej początki?