Faceci w gumofilcach okładka

Średnia Ocena:


Faceci w gumofilcach

Superbohater ze ściany wschodniej powraca. Nieświeża onuca upchnięta w filcowo-gumowym kamaszu odciśnie swe piętno na obliczu świata (i na niejednej bardackiej gębie). Bagnet wyciągnięty zza cholewy utoczy znów wrażej juchy, a aparatura w piwniczce radośnie wybulgocze melodię do taktu. Czas rozgarnąć ziemniaki w kopcu i powybierać granaty. Strzeżcie się, pekaesem z Chełma nadjeżdża on: pocieszyciel strapionych, bat na namolnych, mistrz kołka i linki hamulcowej - Jakub "Mroczna uszanka" Wędrowycz! Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Szczegóły
Tytuł Faceci w gumofilcach
Autor: Pilipiuk Andrzej
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Fabryka Słów Sp. z o.o.
Rok wydania: 2022
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Faceci w gumofilcach w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Faceci w gumofilcach PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Cenarius

    Dopiero zacząłem czytać lecz spoglądając na pozostałe będzie naprawdę dobrze

  • Anonim

    Oczekuję dobrej zabawy

  • Wkp

    JAKUBOWY JUBILEUSZ Jakubowi stuknęła dycha. Znaczy dycha tomów, ponieważ na rynku jako postać to istnieje od dobrego ćwierć wieku i przez ten czas podbił trochę tego i owego, ponieważ i komiks był, i karcianki, kubki jakieś, festiwale… No dużo tego było, a teraz mamy ten jubileuszowy dziesiąty tom. Tom złożony z samych opowiadań, różnorodnych, acz spójnych. Fajnych ogólnie, ponieważ gdzie, jak gdzie, lecz w „Wędrowyczuu” Pilipiuk radę daje. I śmieszy nas, potrafi rozbawić, odstresować. Niewymagająco, czasem prostacko, lecz jakże przyjemnie. Jakub Wędrowycz, egzorcysta, najtwardszy w gminie zakapior, nieprzeciętny moczymorda, awanturnik, kłusownik, który niejednego psa sąsiadom zjadł, złodziej drewna, bimbrownik, seryjny zabójca Bardadków – choć czy zamordować Bardaka to morderstwo? – który przy okazji córki bardackie bałamucił… Długo by wymieniać. No ktoś taki we wszelkie problemy ciągle się pakuje, jakieś przygody stale przeżywa, zmaga się z tym i owym. A to jakieś dziecko, wisielec prawdopodobnie na jego drzewie, okazuje się mieć zawiązek z czymś zwanym child alert, a to śnieg spada na Świętego Marcina, jak za zamierzchłych lat, a prawdopodobnie nie tak powinno być, to znów ktoś chce na śmieciach zbić interes, lecz o co mu chodzi w tej jego ofercie darmowej utylizacji odpadów? I dużo, wiele więcej, ponieważ choćby dowiemy się, czy Jakub zęby myje, a jeśli tak, to jaką alternatywną sposobem i co to wszystko ma wspólnego z druga wojną światową… Jakuba lub się lubi, lub nie. Ja lubię. Bywa, że nie po drodze mi z jakimiś tekstami, ponieważ te powieściowe przygody naszego egzorcysty nierzadko dużo do życzenia jednak pozostawiają, lecz opowiadania cenię sobie. Nie za literacką wartość, przesłanie, głębię i niebanalne wrażenia, ponieważ nie o to tu chodzi. Cenię za ten humor, który jest prostacki, o wysublimowaniu nawet nie ma w nim nawet mowy, Pilipiuk nie bawi się w subtelności, tylko wali nas tym przez łeb, jak sztacheta na wiejskim weselu, lecz tak ma być. Pragniemy pośmiać się z tej zaściankowości i zacofania, a jednocześnie odnaleźć tu sentyment, uronić łezkę za wiejską – wieśniacką? – prostotą, swojskością, tym odetchnięciem od miejskiego powietrza pachnącego spalinami – co z tego, że w tym oddechu czuć gnojówkę i opary pędzonego samogonu? I to tu mamy. A mamy również przygody, mamy fantastykę, czasem horror, czasem wszystko inne, mamy wątki obyczajowe, a przede wszystkim mamy tego charakternego dziada, który w gumofilcach przemierza wojsławickie drogi i prezentuje nam komu mordę obić, z kim można spokojnie się napić i co czai się tu i ówdzie. A czai się wiele, oj wiele, ponieważ malownicza to okolica, a ludność jeszcze bardziej barwna. Zresztą co tam ludność, tu potrafi czaić się coś więcej. I bywa niebezpiecznie, ufać bardzo nie ma komu, mentalność z czasów komuny ma się dobrze, lecz warto tu zajrzeć. Ponieważ można poczuć się jak w domu. Również dzięki pisarstwu Pilipiuka, takiej swojskiej, kumplowskiej gawędzie, snutej gdzieś przy ognisku, na którym piecze się… no mięso się piecze, mrok już zapadł, chłód wieczoru, a tu ogień nas grzeje i ten kolega Andrzej tymi własnymi historiami bawi. Fajna rzecz. Fajnie napisana, fajnie bawiąca. Nic to z wyższej półki, lecz również nie literacka nizina. Ot rozrywka środka, specyficzna, sympatyczna, jeśli tylko taką lubicie – i miło zilustrowana, jak zawsze, brawa dla Łaskiego, którego kreska doskonale tu pasuje, a tym razem zadbał nawet o mapkę – i charakterystyczna. Ponieważ i Jakub Wędrowycz, i „Jakub Wędrowycz” to takie nasze dobro narodowe, wsioskie, nieokiełznane, zajeżdżające wątpliwego pochodzenia alkoholem, lecz charakterystyczne i niepowtarzalne. Życzmy mu – i sobie – by był z nami jeszcze długo, tak przynajmniej kolejne dziesięć tomów. Spoglądając na to, co Pilipiuk robił z „Panem Samochodzikiem”, może ich wystukać na klawiaturze zdecydowanie więcej nawet.