Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Superbohater ze ściany wschodniej powraca. Nieświeża onuca upchnięta w filcowo-gumowym kamaszu odciśnie swe piętno na obliczu świata (i na niejednej bardackiej gębie). Bagnet wyciągnięty zza cholewy utoczy znów wrażej juchy, a aparatura w piwniczce radośnie wybulgocze melodię do taktu. Czas rozgarnąć ziemniaki w kopcu i powybierać granaty. Strzeżcie się, pekaesem z Chełma nadjeżdża on: pocieszyciel strapionych, bat na namolnych, mistrz kołka i linki hamulcowej - Jakub "Mroczna uszanka" Wędrowycz! Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Faceci w gumofilcach |
Autor: | Pilipiuk Andrzej |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Fabryka Słów Sp. z o.o. |
Rok wydania: | 2022 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Dopiero zacząłem czytać lecz spoglądając na pozostałe będzie naprawdę dobrze
Oczekuję dobrej zabawy
JAKUBOWY JUBILEUSZ Jakubowi stuknęła dycha. Znaczy dycha tomów, ponieważ na rynku jako postać to istnieje od dobrego ćwierć wieku i przez ten czas podbił trochę tego i owego, ponieważ i komiks był, i karcianki, kubki jakieś, festiwale… No dużo tego było, a teraz mamy ten jubileuszowy dziesiąty tom. Tom złożony z samych opowiadań, różnorodnych, acz spójnych. Fajnych ogólnie, ponieważ gdzie, jak gdzie, lecz w „Wędrowyczuu” Pilipiuk radę daje. I śmieszy nas, potrafi rozbawić, odstresować. Niewymagająco, czasem prostacko, lecz jakże przyjemnie. Jakub Wędrowycz, egzorcysta, najtwardszy w gminie zakapior, nieprzeciętny moczymorda, awanturnik, kłusownik, który niejednego psa sąsiadom zjadł, złodziej drewna, bimbrownik, seryjny zabójca Bardadków – choć czy zamordować Bardaka to morderstwo? – który przy okazji córki bardackie bałamucił… Długo by wymieniać. No ktoś taki we wszelkie problemy ciągle się pakuje, jakieś przygody stale przeżywa, zmaga się z tym i owym. A to jakieś dziecko, wisielec prawdopodobnie na jego drzewie, okazuje się mieć zawiązek z czymś zwanym child alert, a to śnieg spada na Świętego Marcina, jak za zamierzchłych lat, a prawdopodobnie nie tak powinno być, to znów ktoś chce na śmieciach zbić interes, lecz o co mu chodzi w tej jego ofercie darmowej utylizacji odpadów? I dużo, wiele więcej, ponieważ choćby dowiemy się, czy Jakub zęby myje, a jeśli tak, to jaką alternatywną sposobem i co to wszystko ma wspólnego z druga wojną światową… Jakuba lub się lubi, lub nie. Ja lubię. Bywa, że nie po drodze mi z jakimiś tekstami, ponieważ te powieściowe przygody naszego egzorcysty nierzadko dużo do życzenia jednak pozostawiają, lecz opowiadania cenię sobie. Nie za literacką wartość, przesłanie, głębię i niebanalne wrażenia, ponieważ nie o to tu chodzi. Cenię za ten humor, który jest prostacki, o wysublimowaniu nawet nie ma w nim nawet mowy, Pilipiuk nie bawi się w subtelności, tylko wali nas tym przez łeb, jak sztacheta na wiejskim weselu, lecz tak ma być. Pragniemy pośmiać się z tej zaściankowości i zacofania, a jednocześnie odnaleźć tu sentyment, uronić łezkę za wiejską – wieśniacką? – prostotą, swojskością, tym odetchnięciem od miejskiego powietrza pachnącego spalinami – co z tego, że w tym oddechu czuć gnojówkę i opary pędzonego samogonu? I to tu mamy. A mamy również przygody, mamy fantastykę, czasem horror, czasem wszystko inne, mamy wątki obyczajowe, a przede wszystkim mamy tego charakternego dziada, który w gumofilcach przemierza wojsławickie drogi i prezentuje nam komu mordę obić, z kim można spokojnie się napić i co czai się tu i ówdzie. A czai się wiele, oj wiele, ponieważ malownicza to okolica, a ludność jeszcze bardziej barwna. Zresztą co tam ludność, tu potrafi czaić się coś więcej. I bywa niebezpiecznie, ufać bardzo nie ma komu, mentalność z czasów komuny ma się dobrze, lecz warto tu zajrzeć. Ponieważ można poczuć się jak w domu. Również dzięki pisarstwu Pilipiuka, takiej swojskiej, kumplowskiej gawędzie, snutej gdzieś przy ognisku, na którym piecze się… no mięso się piecze, mrok już zapadł, chłód wieczoru, a tu ogień nas grzeje i ten kolega Andrzej tymi własnymi historiami bawi. Fajna rzecz. Fajnie napisana, fajnie bawiąca. Nic to z wyższej półki, lecz również nie literacka nizina. Ot rozrywka środka, specyficzna, sympatyczna, jeśli tylko taką lubicie – i miło zilustrowana, jak zawsze, brawa dla Łaskiego, którego kreska doskonale tu pasuje, a tym razem zadbał nawet o mapkę – i charakterystyczna. Ponieważ i Jakub Wędrowycz, i „Jakub Wędrowycz” to takie nasze dobro narodowe, wsioskie, nieokiełznane, zajeżdżające wątpliwego pochodzenia alkoholem, lecz charakterystyczne i niepowtarzalne. Życzmy mu – i sobie – by był z nami jeszcze długo, tak przynajmniej kolejne dziesięć tomów. Spoglądając na to, co Pilipiuk robił z „Panem Samochodzikiem”, może ich wystukać na klawiaturze zdecydowanie więcej nawet.