Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze. Skończyła trzydzieści lat, jest filologiem klasycznym, lecz pracuje w księgowości, oszczędzając każdego pensa. Nosi niezniszczalny bezrękawnik, ma nieustanny harmonogram posiłków i niechętnie rozmawia z kumplami z pracy. Wielbi zakupy w Tesco i własną jedyną roślinę doniczkową. Mówi to, co myśli, a wszyscy sądzą ją za wariatkę. Prowadzi samotne życie, ponieważ nie pasuje nigdzie i do nikogo. Pewnego dnia poznaje w pracy nowego informatyka, Raymonda, który niezrażony stara się z nią zaprzyjaźnić. Oboje przychodzą z pomocą Sammy’emu, starszemu mężczyźnie, który zasłabł na ulicy. Nieoczekiwana życzliwość, troska i serdeczność świeżych kolegów sprawią, że Eleanor dowie się o sobie kilku rzeczy, które zmienią jej życie. Wzruszająca i zabawna opowieść o dziewczynie, która w dzieciństwie zdołała przeżyć olbrzymią traumę, lecz nie bardzo wie, jak po niej żyć.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze |
Autor: | Honeyman Gail |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | HarperCollins |
Rok wydania: | 2017 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Przyznaję, ta książka ebook przyciągnęła mnie własną okładką. Dopiero potem zerknęłam na opis i stwierdziłam, że może mi się spodobać. Nigdy wcześniej nie słyszałam o Gail Honeyman, nie czytałam również nic Jojo Moyes (nadrobię w wakacje, obiecuję), która tę opowieść poleca. Nic z tych rzeczy nie powstrzymało mnie jednak przed sięgnięciem po nią. Zaczęłam czytać Eleanor Oliphant ma się całkiem nieźle i dopiero wówczas mój zapał osłabł. Eleanor Oliphant to samotna trzydziestolatka nie radząca sobie za nieźle w kontaktach z ludźmi, lecz wcale się tym nie przejmująca. Wystarcza jej ukochana roślinka w niewykończonym, pozbawionym dekoracji mieszkaniu. Ma pracę, której nie chce przemieniać i cotygodniowe rozmowy z matką, zawsze o tej samej porze. Niczego więcej nie potrzebuje. Kiedy jednak między nią a Raymondem, świeżym informatykiem z firmy, zaczyna rodzić się przyjaźń, coś się zmienia. Co sprawiło, że Eleanor woli być sama? Opowieść dzieli się na dwie części. Najpierw autorka, oddając narrację Eleanor, pokazuje jej dobre dni. Czytając, miałam wrażenie, że wcale nie są takie dobre. Potem nastały jednak złe dni... i te zdecydowanie były gorsze. W pierwszej części główna bohaterka, choć ciekawie wykreowana, pozostawała nieznośna i irytująca. Jej podejście do ludzi, ciągłe komentowanie a także nieumiejętność czytania niewerbalnych znaków i ludzkich reakcji, sprawiły, że nie dało jej się polubić. Między jedną a drugą partią tekstu następuje jednak zdarzenie, które powoduje zmianę. Zachowania bohaterki zostają wyjaśnione. Jeśli ktoś nie podda się przed dotarciem do nich – będzie pózniej zadowolony. Autorka porusza dużo kłopotów wsród których najbardziej ważne stają się relacje matka-córka a także kobieta-mężczyzna. Pojawia się tu kwestia miłości i rożnych jej oblicz a także wymiarów. Honeyman do jej opisania nie używa jednak górnolotnych, pełnych patetyzmu wyrażeń. Ukazuje ją jako coś, co nie zawsze można zrozumieć. Jako coś, co nie zawsze bywa uczuciem pięknym, lecz także wyniszczającym, jednostronnym albo pozornym. Eleonora Oliphant ma się całkiem nieźle nie wzruszyła mnie, choć historia opowiedziana przez Gail Honeyman ma potencjał. Książka ebook skłoniła mnie jednak do refleksji i ukazała interesujące spojrzenie na tragedię a także strach. To opowiadanie o międzyludzkich więziach, które nie zawsze przybierają taki charakter, jakiego oczekujemy. To historia o tym, jak jedno zdarzenie może wpłynąć na całe życie, a także o tym, że żeby zacząć od nowa, trzeba odbić się od dna.
Po tej lekturze zacząłem się poważnie zastanawiać, kiedy w końcu zmądrzeję i zrozumiem, że rekomendacja ulubionych pisarzy nie zawsze idzie w parze z moimi oczekiwaniami. Tak było i tym razem. Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze, lecz tylko według autorki. Kobieta, która nienawidzi własnej pracy, w każdy piątek kupuje butelkę wódki, żeby weekend był łatwiejszy do przetrzymania. Ma niemal trzydzieści lat, pracuje w firmie na najniższym stanowisku i ma raczej marne szans na awans. Niemal niezauważana przez innych, czuje się nieźle ze własnymi kompleksami, które są dla niej furtka do porównywania się z innymi. Eleanor robi wszystko według schematów, a mury, które buduje wokoło siebie, nie pozwalają na bliższe kontakty z innymi. Jest przesadnie oszczędna i normalnie skąpa. Praktycznie nie ma rodziny, poza matką, z którą cotygodniowe kontakty telefoniczne są normalnie wyczerpujące. A jednak pojawia się ktoś, na pozór zupełnie z innego świata, dla kogo podejmuje próby wyjścia ze własnej skorupy. Zaczyna od zewnętrznej metamorfozy, "Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze" to gorzka opowiadanie o kobiecie, która pasuje do wielu innych, niestety, nie z kart książki. W tej książce pdf przeraziła mnie prawdziwość i precyzja autorki w diagnozie współczesnego świata. Ta książka ebook daje do myślenia, lecz jak dla mnie nie jest to dzieło wybitne, któremu warto poświęcić więcej uwagi, niż jest to konieczne. Kłopoty izolacji, alkoholizmu i pijaństwa, czy również skrzywionej osobowości porusza wielu autorów. Czy Eleanor zdobędzie własnego "księcia"? Plus za emocje, plus za mieszanie gatunków. Jak dla mnie na podstawie takiej historii mógł powstać utwór o dużo dojrzalszy. Być może jest to sprawa tłumaczenia na mowa polski. Nie wiem...Nie sprawdzałem. Tak czy inaczej, warto zapoznać się z dziejami młodej kobiety. Być może płeć cudowna inaczej podejdzie do tej historii. Mnie tutaj normalnie czegoś brakowało.
Ja lubię takie łatwe (rysowane) okładki, od razu chwytają mnie za serce, później dopiero zwracam uwagę na opis, który lub zaskoczy, lub nie. W tym wypadku zaskoczyło od razu… Książka ebook niezwykła, ciekawa, a jednocześnie łatwa i zaskakująca. Eleanor Oliphant jest bez dwóch zdań jedną z moich najbardziej ulubionych postaci literackich. Za tę nijakość, za zwyczajność, za walkę jaką toczy zwłaszcza z samą sobą i za oryginalność, bezkompromisowość, której nie można jej odmówić, o nie… :-) pokochałam ją szczerze. Cudownie w powieści został pokazany moment (początek) zmiany, po cichu i bez fajerwerków, od niby NIC nieznaczącego incydentu, a może ich splotu? Nie zgodzę się do końca z „lekkością” książki, ponieważ jest ona tylko pozorna i tak naprawdę niesie ze sobą mocne i kluczowe przemyślenia (na temat samotności, wyobcowania, lecz również relacji rodzicielskich, przyjaźni). Dość zaskakujące i nawet tragiczne jak się okaże pod koniec lektury, gdy wszystko złożymy w całość… Jest tu i śmiech i łzy i śmiech przez łzy i łzy przez łzy… Koniecznie!
Nierzadko oceniamy ludzi po pozorach. Wydają się być zamknięci w sobie, unikamy ich, bez zapytania o ich potrzeby. Wolimy zostawić, nie rozumiejąc, że może pragną wyjść ze skorupy, tylko nie są w stanie tego zrobić bez pomoc. Bez przyjaznego słowa, podania dłoni. Eleanor Oliphant skończyła trzydzieści lat. Z wykształcenia filolog klasyczny, jednak pracuje w dziale księgowości. Nie przelewa jej się, ciągle oszczędza, prowadzi monotonne życie. Ciągle nosi to samo ubranie, je o określonych porach, unika kontaktów z innymi ludźmi. Małą radość sprawiają jej zakupy spożywcze w Tesco. Sprawia wrażenie niedostępnej i ekscentrycznej, jednak za jej zachowaniem kryje się coś więcej, trauma z przeszłości, która daje o sobie znać. Zazwyczaj raz w tygodniu. Czy ktoś jest w stanie dotrzeć do wnętrza Eleanor i pomóc jej poradzić sobie z problemami? Po raz następny dałam się zauroczyć okładką. Wiem, miałam unikać zbytniej ekscytacji, gdy zobaczę coś ślicznego, lecz ponownie nie mogłam się powstrzymać. Druga sprawa — imię i nazwisko tytułowej bohaterki. Takie dźwięczne a także wdzięczne, doszłam do wniosku, że może kryć za sobą interesującą postać. Tym samym zabrałam się za lekturę książki autorstwa Gail Honeyman. Na początku sądziłam, iż mam do czynienia z lekturą bardzo lekką, pozbawioną głębszej puenty. Ot, przyjemny przerywnik w dniu pełnym pracy. źle oceniać po pozorach! To opowieść głęboka, zręcznie skonstruowana, jednocześnie wymagająca odrobiny cierpliwości. Dlaczego? O tym za chwilę. Wielu sklasyfikuje Eleanor w kategorii brzydkich kobiet, które muszą w finale odnaleźć olbrzymią miłość, ponieważ tak zazwyczaj konstruuje się pewien rodzaj lektur. Błąd, choć go rozumiem, gdyż odrobinę się na to nabrałam, za co mi wstyd. Gail Honeyman ma lekkie pióro, nie szczędzi szczegółów, lecz skupia głównie na akcji. Jeśli nie przepadacie za rozległymi opisami dywanu, to będziecie w pełni usatysfakcjonowani. W trakcie czytania ciężko się nudzić, poszczególne sytuacje są wyważone, Opowieść dobrze skonstruowana. Wątek szalonego zauroczenia w nieznajomym muzyku funkcjonuje w dwojaki sposób. Osobiście miałam ochotę popukać się po głowie, ale za moment próbowałam zrozumieć uczucia Oliphant. Samotna, kurczowo trzymająca utartych schematów, w końcu znajduje iskrę, żeby przerwać błędne koło. Weszła w nie przed laty, poniekąd pogodziła z losem. Bezradność stopniowo przeradzająca się w depresję. I który z etapów jest gorszy? Nie można określić. Narracja prowadzona z punktu widzenia Eleanor pozwala lepiej poznać jej psychikę. Obserwujemy zmagania, wspólnie obserwujemy otoczenie. Nam, jako czytelnikom, wyjątkowo ułatwia to przekonanie się do postaci. Mamy szansę zrozumienia targających nią emocji, które chciałaby zdusić, choć się do tego niezbyt przyznaje. To wszystko brzmi smutno, lecz należy zaznaczyć, że opowieść nie jest dramatem. To dwojaka historia, specyficzna, wzbudzająca mieszane uczucia. Z jednej strony, bawi nieporadność Oliphant, to nieprzystosowanie do normalnego świata, który znamy. Z drugiej, zaczynamy głębiej analizować zachowania, patrząc również na siebie. Wiem, że ciężko przekonać się do bohaterki. Momentami miałam ochotę nią potrząsnąć, oburzała mnie ta niechęć do kolegi z pracy, który nie poddawał się w staraniu o poprawę jej nastroju. Krzywiłam usta, gdy Eleanor bezpardonowo wytykała ludziom ich wady, gdy nie potrafiła docenić prostych gestów. W trakcie dalszej lektury już wiedziałam, że to nie jej wina. Przeszła przez piekło (nie wolno mi więcej zdradzać). Moja złość przeszła zgrabnie we współczucie. Ile takich osób odrzuciłam, bo nie byłam w stanie pojąć ich problemów? Przed laty byłam podobna. Powinnam pomóc, wbrew uderzeniom. Duży plus za zakończenie, niespecjalnie cukierkowe, a dające nadzieję na lepsze. Gail Honeyman stworzyła książkę ciepłą, idealną na upominek dla bliskich, którzy zmagają się z kłopotami, większymi i mniejszymi. Postać Oliphant pokazuje, iż my, ludzie, nie jesteśmy samotnymi wysepkami, potrzebujemy wsparcia, uśmiechu i słowa otuchy.
Eleanor Oliphant nie ma się dobrze. Dobiega trzydziestki, nie ma żadnej rodziny i przyjaciół i od dziewięciu lat pracuje w tym samym biurze, w dziale księgowości, działając według nieustannego harmonogramu i starając się unikać wszelkich kontaktów z innymi. Mimo niskich zarobków i słabej perspektywy rozwoju, nie narzeka, sumiennie wykonując własną pracę i oszczędzając jak najwięcej pieniędzy. W głębi duszy jednak zdaje sobie sprawę, że życie, które prowadzi, bez względu na to, jak bardzo uporządkowane i stabilne, nie jest prawdziwym życiem, tylko pustą, pozbawioną celu egzystencją. Nie wie jednak, jak je przemienić i otworzyć się na innych, ponieważ stale nie potrafi się uporać z ciężkimi przeżyciami z dzieciństwa. Jednak pewnego dnia w jej pełen smutku i samotności świat wkracza Raymond Gibbons, który uczy ją przyjaźni i tego, że nigdy nie jest za późno, by zacząć wszystko od nowa… „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” to debiutancka opowieść brytyjskiej pisarki, Gail Honeyman, która została bardzo ciepło przyjęta przez czytelników i zebrała dużo pozytywnych opinii. Muszę przyznać, że gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach tę pozycję, wiedziałam, że muszę się z nią zapoznać. Zwykle ostrożnie podchodzę do debiutów i staram się nie mieć zbyt wygórowanych oczekiwań, jednak na szczęście tym razem trafiłam na naprawdę rewelacyjną książkę, którą kończyłam z żalem. „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” to przede wszystkim opowiadanie o samotności, z której ciężko się wyrwać, bez względu na to, jak bardzo by się pragnęło kontaktu z innymi ludźmi. Eleanor to postać nieidealna, mająca własne wady i dziwactwa, która dźwiga ciężar traumatycznej przeszłości i mimo iż udaje jej się przetrwać, to nie wie tak naprawdę, jak żyć. Gail Honeyman udało się stworzyć bohaterkę z krwi i kości, która nie zawsze budzi sympatię, lecz z pewnością nie pozostaje się na jej dzieje obojętnym. „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” to zaskakująco udany debiut brytyjskiej pisarki, który wzrusza, bawi i wzbudza dużo ciepłych uczuć, niosąc za sobą pozytywne przesłanie i zachęcając do refleksji. Dawno nie miałam okazji zapoznać się z tak wyjątkową i angażującą emocjonalnie powieścią, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że wyszła ona spod pióra początkującej pisarki. Gail Honeyman zrobiła na mnie wrażenie i z niecierpliwością będę czekać na jej kolejne książki. Serdecznie zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję, zarówno entuzjastów powieści obyczajowych, jak i wszystkich innych czytelników, ponieważ naprawdę warto!
Książka ebook ta z niewiadomych przyczyn zachwyciła mnie okładką. Lubię powieści obyczajowe, bardzo się przy nich relaksuję, a spoglądając na okładkę Eleanor Oliphant ma się całkiem nieźle tknęło mnie, że i ja mogę się dzięki niej czuć się całkiem dobrze. Jej minimalizm mnie urzekł. A że minimalizm uwielbiam... musiałam się z nią zapoznać. Przejdźmy jednak do konkretów. Nie lubię, gdy treść książki wypełniają nudne opisy codziennych czynności. Wyjście do pracy, powrót, coś co nic nie wnosi do fabuły. Oczywiście, czasem jest to potrzebne, by znaleźć w postaci siebie, własne odzwierciedlenie, to nas ze sobą spaja. Lecz nie zawsze. W przypadku Eleanor musieliśmy przeczytać te opisy na początku, by zobaczyć jej zwyczajne życie, to, że mimo trudności żyje jak my i nieźle sobie radzi. Eleanor w zamyśle ( tak, uwielbiam wypatrywać ukrytych przesłań wszystkiego ) ma uczyć nas, że mimo własnej przeszłości z bliznami da się te blizny zakryć, tylko potrzeba czasu. Jeżeli szukacie książki na letnie wieczory przy spotkaniach towarzyskich rodziców, a wy sami się nudzicie to weźcie ze sobą historię Eleanor. Może Was to zaciekawi.
Ból samotności „Teraz samotność to świeży rak – wstydliwa, żenująca przypadłość, której człowiek nabawił się niejasny sposób. Przerażająca, nieuleczalna, tak straszna, że lepiej w ogóle o niej nie wspominać; inni nie chcą o niej słyszeć z obawy, że mogliby się nią zarazić lub skusić los, by zesłał na nich podobne nieszczęście. W przypadku większości ludzi ich odejście z tego świata byłoby osobistą stratą przynajmniej dla garstki bliskich. Ja jednak nikogo takiego nie miałam” – te pełne goryczy słowa mogła wypowiedzieć tylko osoba, która sama doświadczyła smutku i wszelkich konsekwencji związanych z brakiem najbliższej osoby. Z brakiem jakiegokolwiek towarzystwa. Smutne jest to, że współcześnie coraz więcej osób boryka się z tą samotnością, niekiedy na swoje życzenie, czasami jednak jest to efekt splotu wielu okoliczności. I choć próbujemy tę pustkę wokół nas zagłuszyć różnorakimi metodami – rzucając się w wir zakupów, pracy czy nałogów – to ona i tak zagląda nam w oczy każdego poranka. Eleanor Oliphant, trzydziestoletnia pracownica księgowości, sięga po alkohol. To on towarzyszy jej wieczorami, to on tuli do snu. Poza nim dziewczyna ma jeszcze audycje radiowe, książki na dużo dziwacznych tematów a także rozmowy z matką. Wszystko to w przeraźliwej regularności, przywodzącej na myśl zaburzenia kompulsywno-obsesyjne, Eleanor bowiem nie tylko regularnie raczy się wódką, lecz także codziennie rozwiązuje w porze lunchu krzyżówki, zawsze zjadając kanapki. Poza tym unika zarazków, bakterii, nieprzewidzianych wydarzeń a także … bliższych kontaktów z innymi ludźmi. Od lat nikt, poza pracownikami socjalnymi i osobami przeprowadzającymi odczyt liczników nie przestąpił progu jej mieszkania, od lat również nie kupiła sobie nic nowego. Dziwne? Może się takie wydawać, szczególnie, że Eleanor, będąc z wykształcenia filologiem klasycznym, nie rozumie metafor, przerażają ja też żarty. Czyżby cierpiała na zespół aspergera? Rozwiązanie tej zagadki nie jest takie łatwe szczególnie, że Eleanor, bohaterka powieści „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze”, wcale nie chce dać się poznać. Gail Honeyman stworzyła wyjątkową postać dziewczyny po przejściach, która tak naprawdę sama dla siebie jest zagadką. Książka, opublikowana nakładem Wydawnictwa HarperCollins, łącząca w sobie fragmenty powieści obyczajowej i dramatu, to pozycja dla tych, którzy względem lektury mają wysokie oczekiwania, którzy lubią zagłębiać się w psychikę bohaterów i badać motywy ich zachowania. Przy Eleanor taka analiza staje się prawdziwym wyzwaniem, bowiem ona sama niewiele pamięta z okresu dzieciństwa. Zamiast wspomnień ma bliznę na twarzy i uczucie panicznego strachu przed matką. Być może to właśnie chęć zaimponowania rodzicielce sprawia, że Eleanor postanawia przerwać własną samotność. Szczególnie, że los stawia na jej drodze ukochanego. Jest przystojny, utalentowany, pije sok pomarańczowy z kawałkami owoców i … nie wie, że Eleanor istnieje. Dziewczyna wymyśla zatem skomplikowany plan, który skutkować ma płomienną miłością. Tyle tylko, że jego realizację stale przerywają nowe wydarzenia, które mają własny początek w zasłabnięciu na ulicy pewnego mężczyzny… Jak zakończy się ta opowieść? Z pewnością zaskakująco, bowiem zaskoczenie, szok, współczucie o tylko kilka emocji i naszych reakcji, które wydają się być wpisane w fabułę powieści. Strona po stronie autorka odkrywa przed nami duszę Eleanor, a co więcej, odsłania ją też przed samą Eleanor. Ta zaczyna powoli wychodzić ze swej skorupy, przekonując się, że kontakty towarzyskie mogą być naprawdę miłe, podobnie jak dotyk drugiej osoby. Gail Honeyman, kreując postać głównej bohaterki, pokazała całe spektrum własnych umiejętności i wielkość talentu który sprawia, że jeszcze nie raz o niej usłyszymy. Książka ebook zaś jest lekturą, która już na zawsze pozostawia po sobie ślad, a także skłania do tego, by rozejrzeć się wokół siebie. Kto wie, być może w naszym otoczeniu również jest taka Eleanor? A może … to my nią jesteśmy? Justyna Gul Qultura słowa
Czasem zastanawiam się, czy słynni pisarze podpisujący się pod rekomendacjami na ebookach własnych kolegów/koleżanek (zazwyczaj mniej słynnych pisarzy), faktycznie ich książki przeczytali. Ponieważ cytatu Jojo Moyes na okładce debiutu Gail Honeyman jakoś nijak nie mogę przełożyć na rzeczywistość. Dla mnie tytułowa bohaterka nie była ani „zabawna”, ani „wzruszająca”, ani „nieprzewidywalna” – jak to sugeruje Moyes. Wręcz przeciwnie, była irytująca, nudna i przewidywalna do bólu. Lecz spokojnie – spoglądając na pozytywne opinie na „Lubimy czytać”, jest szansa, że jestem odosobniona w własnej opinii i chyba Wam, jak wielu innym czytelnikom, opowiadanie o ekscentrycznej Eleanor jednak się spodoba. Dlaczego mnie nie przypadła do gustu? Bo cały czas miałam wrażenie, że autorka sili się na oryginalność i sztucznie stara się uczynić ze własnej bohaterki kogoś odstającego od reszty. Kogoś z jednej strony niby komicznego, a z drugiej tragicznego. Teoretycznie w tym, że dziewczyna (mimo własnych 30 lat), nigdy nie tańczyła, zakochuje się jak nastolatka w raz widzianym rockmanie i go śledzi, a także daje się poniżać matce i bić chłopakowi, nie ma nic nowego. Wszystko to już było w literaturze, lecz zamknięte w jednej (nijakiej i biernej) postaci, staje się po prostu niestrawne. Kolejną dyskusyjną kwestią jest postawa wrednej matki, z którą raz w tygodniu rozmawia Eleanor. To postać wyjęta żywcem z „Milczenia owiec”. Tylko w jakim celu pojawia się ktoś taki w sennej powieści obyczajowej? Zupełnie nie pasuje do klimatu całości, przez co fabuła dodatkowo trąci sztucznością. Jedynym pozytywnym bohaterem jest Raymond, czyli przyjaciel głównej bohaterki, lecz czy jedna sympatyczna postać jest w stanie ocalić kiepską książkę? Troszkę reanimuje ją również zakończenie. Jest dość zaskakujące i zgrabnie tłumaczy dużo zawiłych spraw. Dlatego chociaż początkowo miałam ocenić debiut Honeyman na 2/10, ostatecznie daję mu ocenę 3. Dobrze, że książkę czytałam na zagranicznym urlopie i nie miałam akurat pod ręką niczego innego w ojczystym języku, ponieważ naprawdę nie byłabym w stanie dotrwać do ostatniej kartki. A jednak się udało. :-) Z jednej strony dobrze, ponieważ mogłam napisać tę recenzję, być może ostrzegając niektórych przed tak nudną, bezcelową lekturą. Z drugiej jednak strony mam świadomość, że gust jest kwestią mocno subiektywną i – jak już wspomniałam – zauważyłam na różnorakich blogach, że Eleanor udało się zdobyć sympatię niektórych osób. Pozostaje mi zatem prawdopodobnie tylko poczucie straconego czasu i poniższy cytat (notabene właśnie z książki „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze”) – totalnie adekwatny do omawianej tu sytuacji. :-) „Na świecie jest tak dużo ebooków – skąd wiedzieć, które są warte przeczytania? (…) Okładki także niewiele pomagają, ponieważ zamieszcza się na nich tylko pochwały, które, jak się swóim kosztem przekonałam, rzadko kiedy odpowiadają prawdzie”.
Eleanor pracuje od paru lat w tej samej firmie. Mieszka w tym samym mieszkaniu, urządzonym przypadkowymi sprzętami. Ubiera się w rzeczy praktyczne, nosi długie włosy, które takie są, ponieważ urosły i tyle. Ma jedną roślinę, nie ma przyjaciół, a koledzy z firmy traktują ją pobłażliwie. Weekendy udaje się jej przetrwać dzięki wódce - pije, zasypia i czas mija szybciej. Wydawałoby się, że takie życie jest żałosne. Unikając jednak oceny, warto pokusić się o uświadomienie sobie, że tak wygląda codzienność wielu młodych ludzi. Zmienili miejsce/miasto, w którym mieszkają i w tym świeżym miejscu są sami. Kontakty służbowe kończą się w piątkowe popołudnie i do poniedziałkowego rana - o ile nie zaczepią kogoś w sklepie, autobusie, czy innym miejscu publicznym - nie przemówią słowa do drugiej osoby. Eleanor Oliphant działa w takim uporządkowanym, chłodnym emocjonalnie świecie, aż do chwili, w której ktoś wykazuje zainteresowanie nią jako człowiekiem. Za chwilę wydarza się następna rzecz wybijająca bohaterkę z ustalonego rytmu, a to przywołuje następne zmiany. A gdy już raz zmiany się rozpoczną, to okazuje się, że ich następstwa zaczynają Eleanor frapować, rozbudzać zainteresowanie i skłaniać do szerszego spojrzenia na siebie i ludzi wokół. Eleanor Oliphant ma się całkiem nieźle to książka ebook dająca nadzieję, pokazująca, że nawet z największych traum można wyjść mając przy sobie ludzi, dla których jesteśmy ważni i odnajdując w sobie pokłady determinacji d tego, by odmienić własne życie. To kluczowa książka.
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/ Już na samym wstępie muszę przyznać, że książka ebook mnie zaskoczyła. Zaskoczyła mnie oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Sięgając po tę książkę, nie sądziłam, że będzie ona tak życiowa, prawdziwa, problematyczna i tak wstrząsająca! Eleonor Oliphant jest trzydziestolatką, z wykształcenia filologiem klasycznym, pracuje jednak w księgowości. Oszczędza każdego pensa, cały czas nosi ten sam bezrękawnik, posiłki je codziennie o tej samej porze rozwiązując przy tym krzyżówki. Niechętnie rozmawia z kumplami z pracy, wielbi natomiast zakupy w Tesco, szczególnie te z działku alkoholowego, a także własną roślinę doniczkową. Ludzie sądzą ją za wariatkę, unikają jej, obgadują. Eleonor natomiast za bardzo się tym nie przejmuje. Uważa, że nie brakuje jej niczego oprócz... wszystkiego. Eleonor nie ma w swoim życiu nikogo bliskiego, z wyjątkiem matki, która dzwoni do niej raz w tygodniu i potrafi zepsuć jej humor na cały następny tydzień.To, co wyróżnia Eleonor z tłumu, to wyjątkowa dbałość o język. Dziewczyna nawet wymieniając maile prywatne używa zwrotów grzecznościowych. Dodatkowo rozpacza na egzemę co, nie wiedzieć czemu, jest powodem do tego, iż koledzy się z niej śmieją. Książka ebook naprawdę mną wstrząsnęła. Nie jest to tania, tandetna historyjka. To pozycja bardzo dojrzała, prawdziwa i życiowa. Opowieść o samotności, wręcz obsesyjnej miłości a także o tym, że wbrew pozorom każdy chce miłować i być kochanym. „Eleonor Oliphant...” to książka ebook napisana w bardzo niezły sposób pod wobec psychologicznym. Autorka w idealny sposób wykreowała bohaterkę. Przedstawiła jej traumy z dzieciństwa, obawy, które mają olbrzymi wpływ na całe jej życie. Przeszłość głównej bohaterki naprawdę mnie zaskoczyła i zasmuciła. Dziewczyna nie miała „różowego”, beztroskiego dzieciństwa. Była dzieckiem, które musiało dużo przejść, za wiele jak na małe dziecko. Olbrzymim atutem jest też język, jakim została napisana książka. Jest on lekki i przyjemny. Pomimo tego, że to smutna powieść, czytałam ją z przyjemnością. Nie zauważałam również, jak dynamicznie ubywały mi strony. Dzięki temu iż narracja została prowadzona z punktu widzenia Eleonor czułam, jakbym rozmawiała z główną bohaterką słuchając, jak opowiada mi co u niej słychać. Podsumowując, „Eleonor Oliphant ma się całkiem dobrze” to wstrząsająca opowieść o samotności i traumach z dzieciństwa. Pomimo tego książka ebook jest pełna nadziei na lepsze jutro pokazująca, że jeśli tylko się chce i trafi się na odpowiednie osoby, można dojść do siebie po najgorszych przeżyciach i zacząć żyć normalnie. Polecam!
„Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” to idealna opowieść obyczajowa - aż ciężko uwierzyć, że ten tytuł jest literackim debiutem Gail Honeyman. Brytyjska pisarka perfekcyjnie połączyła trudną tematykę społeczną z komizmem, w efekcie uzyskując lekturę, która dostarczy czytelnikom zarówno powodów do śmiechu, jak i głębszych refleksji. Eleanor nie jest ani piękna, ani bogata, nie otacza jej wianuszek oddanych przyjaciółek a także nie stanowi obiektu pożądania chodzącego pana idealnego. Bohaterka powieści Gail Honeyman nijak nie wpisuje się w model klasycznych bohaterek współczesnej, słynnej literatury kobiecej. Trzydziestoletnia panna Oliphant to osoba wycofana, charakteryzuje ją niezwykły brak obycia i nieznajomość podstawowych - zdawałoby się – reguł rządzących kontaktami społecznymi. Codzienność głównej bohaterki powieści cechuje rutyna i bolesne wręcz osamotnienie, które Eleanor ukrywa nawet przed samą sobą. Kiedy na horyzoncie pojawia się zagadkowy muzyk jej życie może wreszcie nabrać barw, czy dziewczyna da jednak ponieść się impulsowi i przebije otaczającą ją bańkę ochronną? Czy znajdzie w sobie siłę, by walczyć z swoimi słabościami? „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” jest powieścią, którą odebrałam bardzo pozytywnie. Z zaangażowaniem śledziłam rozwój fabuły i strona po stronie odkrywamy kolejne warstwy wykreowanej przez Gail Honeyman bohaterki – jej erudycję, trudną przeszłość i głęboko ukryte pragnienie zostania zauważoną i zaakceptowaną przez innych. Śledziła momentami zabawną a momentami trudną i bolesną drogę Eleanor do otwarcia się na ludzi, dostrzegając niesamowity uniwersalizm historii o kobiecie, która była samotna i niewidzialna, mimo że przebywała w tłumie. Gorąco polecam! Odnalazłam Eleanor drobne cząstki samej siebie i pokochałam ją całym moim introwertycznym, czytelniczym sercem.
Niejednokrotnie spotkałam się ze stwierdzeniem, że literatura obyczajowa jest nudna i zwykle mało odkrywcza. Że męczy wciąż te same tematy i tworzy plastikowych (niemal zawsze idealnych) bohaterów. Nie jestem w stanie zdementować tych pogłosek (bo oczywiście jest w nich nieco więcej niż tylko ziarno prawdy), lecz również zdecydowanie nie jestem zwolenniczką wyżej przedstawionej teorii. Autorzy obyczajówek coraz śmielej odchodzą od schematów, a ich bohaterowie dosyć mocno odstają od społeczeństwa. Są ekscentryczni, inni i po prostu dziwni. Tak jak Eleanor Oliphant. Która - wbrew zapewnieniom - ma się nie całkiem dobrze. Ma trzydzieści lat, stałą (choć nieco nudną) pracę i roślinkę, która służy jej za towarzystwo. W oczach współpracowników uchodzi za nierozumiejącą społecznych norm i zwyczajów dziwaczkę, a jej brak życia prywatnego jest tematem niekończących się żartów. Dla Eleanor nie stanowi to jednak źródła zmartwień - według niej samej ma się bowiem całkiem dobrze. Ma dach ponad głową, ma co jeść i generalnie się nie nudzi. Jednakże raz w tygodniu, z przymusu, rozmawia z matką, samotność przykleiła się do niej niczym lep do muchy, a każdy weekend kończy z butelką wódki. Coś jest nie tak. A Eleanor, choć twierdzi inaczej, ma się zdecydowanie gorzej niż dobrze. Gdyby nie informacja od wydawcy, w życiu nie uwierzyłabym, że "Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze" jest debiutem Gail Honeyman. Honeyman bawi się słowem i czytelnikami, raz po raz podsycając ich ciekawość, a za chwilę usypiając czujność. Tworzy ni to romans, ni komedię, a gdzieś w tle wplata kilka fragmentów z pogranicza kryminału. Sprawia, że po plecach przebiega nam dreszcz grozy, a serce dosłownie łka ponad losem Eleanor. Tworzy fenomenalnych, nieidealnych i na wskroś prawdziwych bohaterów, a za tytułową postać należą jej się niemal owacje na stojąco. Książka ebook Honeyman jest specyficzna, tak jak specyficzna jest sama Eleanor. Bardzo dziwna, stroniąca od ludzi i wszelkich rozrywek, bez przyjaciół, miłości, nawet zwierzaka. Mimo tych "wad" wzbudza olbrzymią sympatię, a jej plan pozyskania wybranka swego serca (który to wątek pewnie ucieszy każdą fangirl), choć nieco absurdalny, jest tak skrupulatnie opracowywany, że momentami zaczynamy wierzyć w jego powodzenie. Eleanor nie jest tylko dziwaczką - jest dowodem na to, że zawsze można przemienić własne życie i że nikomu nie jest pisana stagnacja, że z każdego marazmu da się wyjść i że nie warto oceniać innych po pozorach. Ponieważ nigdy nie wiemy, co kryje się w drugim człowieku i z jakimi demonami musi się zmagać. "Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze" to doskonały debiut szkockiej pisarki, który już za jakiś czas przeniesiony zostanie na duże ekrany. To opowiadanie o akceptowaniu przeszłości i pisaniu swojej przyszłości. O zmianach, które dają siłę i sile, dzięki której można przemienić wszystko. To historia o bezinteresowności, altruistach i ludziach o dużym sercu. I w końcu to opowiadanie o odnajdywaniu siebie, dobitnie udowadniająca, że każdy, absolutnie każdy, zasługuje na szczęście.
Uwielbiam Jojo Moyes i rzucam się na każdą jej powieść. Gdy zobaczyłam, że rekomenduje powieść, dałam się na to złapać, chociaż zwykle tak uważam, ponieważ niby wiem, że marketing, że reklama, że zwykle to bujda. Naprawdę tym razem to było silniejsze niż ja. Opis mnie intrygował, chociaż przecież zwykle te opisy nie mają dużo wspólnego z prawdą. Miałam właśnie ochotę na książkę nieoczywistą, taką, która nie będzie typową komedią romantyczną, a bohaterka niniejszej powieści wydawała się napisana dla mnie. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Jedna z tych książek, dla których warto zarwać noc… podjęłam nieudolną próbę, jednak koniec roku szkolnego ma własne prawa i doczytywałam od rana. Eleanor Oliphant jest kobietą, która nadaje się, pozornie, na bohaterkę filmu w stylu brzydula, brzydkie kaczątko, które zaczyna być łabędziem. Ma trzydzieści lat, od skończenia studiów pracuje w księgowości, gdzie zarabia niewiele, lecz wystarczająco by nie głodować. Skończyła filologię klasyczną, co w obecnych czasach jawi się lub jako szczyt lamerstwa, lub szczyt hipsterstwa(wszak granica jest cieniutka). Eleanor jest aspołeczna i dziwna, twarz jej szpeci blizna, a ona odgradza się od świata szczelnym pancerzem. Jej zachowanie sugeruje zaburzenia ze spektrum autyzmu, wyjątkowa drobiazgowość, umiłowanie rytuałów i stałości, brak umiejętności interpersonalnych. Jedno wyjście na koncert odmienia jej życie. Spotyka tam mężczyznę, który według niej jest predestynowany by być miłością jej życia. Eleanor postanawia chwytać szansę, przemienić własny wygląd by być godną tego wrażliwego, inteligentnego i utalentowanego mężczyzny. Tylko, że mężczyzna jest piosenkarzem, a Eleanor nawet z nim nie rozmawiała, a jednak buduje zamki na lodzie i snuje wizje przyszłego, wspólnego życia. I wdraża zmiany. Jak zakończy się to wyzwanie, jakie tajemnice kryje przeszłość Eleanor i czy ciężko jest wyjść do świata i do światła. Bezdyskusyjnie jest to trudna książka, która rozczaruje wszystkich, którzy mają ochotę na płytką komedię romantyczną. Ta książka ebook jest słodko-gorzka, w stylu Moyes. Opowiada o sekretach z przeszłości, które nas okaleczają i chociaż z czasem stają się odległym wspomnieniem, osnutym mgłą niepamięci, to jednak ciernie tkwią pod skórą i są jątrzącą się raną. Wpływają na nas i ograniczają bardziej niż widoczne pamiątki takie jak blizny. Na początku Eleanor może się jawić jak taki Sheldon Cooper, można pochichotać z jej rozważań i zwyczajów, bywa śliczna w nieznajomości konwenansów, lecz z każdą stroną jest poważniej, jest więcej goryczy. Przeszłość kobiety jest porażająca, samotność i kłopoty z którymi się mierzyła są wstrząsające. Nikt jednak nie jest do końca stracony i dlatego ta książka ebook daje nadzieję. Nie jest to opowieść oparta na schemacie, brzydka kobieta z kłopotami znajduje pięknego księcia i oto wszystko co było w jej życiu pokrzywione, niespodziewanie się prostuje i nabiera blasku. O nie, to byłoby banalne i słabe. Ta opowieść opowiada o odnajdywaniu nadziei, co nie jest proste, wymaga wysiłku i zapłaty w łzach. Ignis aurum probat, miseria fortes Miros – próbą złota jest ogień, a próbą dzielności – przeciwieństwa.
Eleanor ma trzydzieści lat, pracuje w księgowości, nosi niezniszczalny bezrękawnik a także wygodne buty na rzepy. Każdego tygodnia pije tę samą wódkę, rozmawia z matką w każdą środę. Wielbi zakupy w Tesco i ma nieustanny harmonogram posiłków. W wolnym okresie czyta Telegraph i rozwiązuje kalambury. Nie utrzymuje relacji z innymi ludźmi. Ona zupełnie nie rozumie innych, a inni nie rozumieją jej. Mimo wszystko Eleanor uważa, że jej życie jest całkiem dobre. Lecz czy na pewno? A co jeśli mogłoby być lepsze? W życiu Eleanor pewnego dnia pojawia się mężczyzna. Jest przystojny, czarujący, wprost doskonały materiał na chłopaka a nawet męża. Dziewczyna dochodzi do wniosku, że to przeznaczenie skrzyżowało ich drogi i zakochuje się w nim, niczym nastolatka. Nieznajomy facet staje się bodźcem do zmiany - kosmetyczka, fryzjer, nowe ubrania. Lecz w jej życiu pojawia się jeszcze ktoś. Raymond jest świeżym informatykiem w firmie i nie ma nic przeciwko dziwactwom Eleanor... Niech was nie zmyli opis fabuły. Na pierwszy rzut oka historia może nie wydawać się interesująca. Trzydziestoletnia dziewczyna poznaje mężczyznę, dla którego traci głowę i postanawia się zmienić. O nie, nie! Ta książka ebook nie jest o tym. To tylko jej część. Eleanor Oliphant to złożona postać. Początkowo irytowała mnie swoim zachowaniem. Wyobcowana, spoglądała na ludzi z góry, a jej zachowania wydawały mi się niedorzeczne. Jednak z każdą następną stroną, Eleanor odkrywa własną historię i coraz lepiej zaczęłam ją zrozumieć. A gdy lepiej poznałam jej historię, od razu poczułam do niej olbrzymią sympatię. Zaczęłam kibicować jej w pokonaniu koszmarów z dzieciństwa a także znalezieniu miłości . Trudne dzieciństwo odcisnęło na niej własne piętno. Grubym murem odizolowała się od rzeczywistości. Mieszka sama, a jej jedynym towarzyszem jest roślina doniczkowa. Dziwactwa Eleanor czasem śmieszą, a czasem wzbudzają współczucie. To niezwykła kobieta, której po latach przychodzi zmierzyć się z dramatycznymi zdarzeniami z przeszłości. Z wydarzeniami, których nie pamięta, ponieważ była zaledwie dziesięcioletnią dziewczynką. Chciała przemienić własne życie, lecz nie potrafiła, ponieważ nikt nie pokazał jej jak żyć. Gdy emocje wytrącały ją z równowagi, zapijała je alkoholem. To pozwalało działać jej dalej. W końcu z pomocą Raymonda rozumie, że potrzebuje i chce czegoś więcej. "Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze" to debiut literacki Gail Honeyman. Autorka stopniowo angażuje nas w życie Eleanor, dzięki czemu nie potrafiłam oderwać się od książki. Pragnęłam dowiedzieć się, co wydarzyło się w dzieciństwie głównej bohaterki, a jednocześnie kibicowałam jej, żeby otworzyła się na ludzi, pokonała wspomnienia z dzieciństwa i odcięła się od toksycznej matki. Ze smutkiem zamknęłam książkę, gdyż chętnie poznałabym dalsze dzieje tej wyjątkowej i odważnej kobiety. Gail Honeyman tworząc książkę, wykonała kawał dobrej roboty. To opowiadanie poruszająca temat trudnego dzieciństwa, lecz także odnosząca się do sfery emocjonalnej człowieka w tym samotności, która w XXI wieku staje się coraz bardziej popularnym zjawiskiem, dotykającym ludzi w każdym wieku. Lecz nie tylko o samotności opowiada Honeyman. O czym jeszcze? Musicie przekonać się sami. Nie chce zdradzać Wam więcej szczegółów, żeby nie popsuć przyjemności z czytania. Gorąco zalecam "Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze"! To niesamowita książka ebook z bardzo dobrym zakończeniem, która uświadamia, że życie może być lepsze, jeśli nie popadniemy w rutynę.
Tytułowa bohaterka ma trzydzieści lat i wiedzie spokojne, poukładane życie. Jest dziewczyną wykształconą i inteligentną. Od dawna pracuje w jednym miejscu. Eleanor należy do introwertyków, żyje bez ryzyka, wszystko co robi jest przemyślane. Lecz jak wiemy, czasami starczy tylko czynnik pobudzający, a nasz świat wywróci się do góry nogami. W przypadku Eleanor był to świeży pracownik... Książka ebook o Eleanorze Oliphant to wyjątkowo poruszająca, pełna emocji historia. Kobieta, która była upokarzana, która przeżyła nieszczęśliwą miłość, którą uważano za dziwną, zastanawia się ponad sensem istnienia. Główną bohaterkę polubiłam od pierwszych stron i wszystko przeżywałam razem z nią. Książka ebook wywołuje w czytelniku dużo sprzecznych emocji, zależnych od tego, co losy się z Eleanor. Przygotujcie się na prawdziwą mieszankę uczuć. „Masaż głowy u fryzjera, szczepienie na grypę poprzedniej zimy — ludzie dotykają mnie, tylko kiedy im za to płacę, a i wówczas przeważnie używają jednorazowych rękawiczek” „Eleanor Oliphant ma się dobrze” to kombinacja paru gatunków; komedii, romansu i dramatu. Książkę czyta się miło za sprawą lekkiego pióra autorki. Akcja rozwija się stopniowo i mogę się założyć, że zakończenie będzie dla wszystkich czytelników olbrzymim zakończeniem. Zalecam ten tytuł wszystkim, jest to pozycja warta Waszej uwagi.
Narracja, choć pierwszoosobowa - najmniej ulubiona przeze mnie forma narracji - jest bardzo dokładna. Spokojna i niezbyt emocjonująca. A to trochę dziwne. Nie mniej jednak nieźle skonstruowana i przede wszystkim da się zrozumieć bohaterkę. Jest introwertyczną dziewczyną po przejściach, która nie potrafi dynamicznie zaufać komukolwiek, z jakiegoś powodu - nie potrafi zaufać przedstawicielom płci przeciwnej - choć nadzieję na miłość ma nadal. Pozostaje pytanie: Czy Eleanor Oliphant odnajdzie miłość i nauczy się żyć? Powinniście sięgnąć po ten przyjemny, ciepły i pozytywny debiut Gail Moneyman. To bardziej niż pewne, że przeczytacie to w kilka godzin. A później będziecie żałować, że poszło tak szybko.
Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze. Ma trzydzieści lat i pracuje w księgowości, chociaż z wykształcenia jest filologiem klasycznym. Jej życie toczy się według ustalonego harmonogramu, a każda czynność jest dokładnie zaplanowana. Eleanor wielbi zakupy w Tesco i długie wieczory z lampką wina, podczas których jedyną "osobą", do której może się odezwać, jest jej ulubiona roślina doniczkowa Polly. Stwierdzenie, że w pracy jest osobą niezbyt lubianą, byłoby wielkim niedopowiedzeniem. Ludzie zwykle sądzą ją za wariatkę i zbyt nierzadko staje się głównym obiektem żartów. Ku jej zdziwieniu, istnieją jednak osoby, które chcą jej pokazać, że życie może być lepsze, a nie tylko znośne. Czasem tak bywa, że widząc jakąś książkę, w zasadzie na podstawie samej okładki, możemy stwierdzić, że to będzie coś wielkiego. Jako zapaleni książkoholicy nierzadko mamy wrodzony instynkt, który pomaga nam wybrać spośród miliardów powieści na całym świecie. Oczywiście nie da się uniknąć bolesnych rozczarowań, kiedy książka, której wyjątkowości byliśmy tacy pewni, okazuje się totalną pomyłką, lecz nic nie cieszy nas bardziej od momentu, kiedy nasze przewidywania okazują się trafne. Kiedy tylko zobaczyłam okładkę Eleanor Oliphant, od razu miałam przeczucie, że będzie to coś niezwykłego. Jakimś metodą na podstawie samej oprawy potrafiłam zgadnąć, o czym będzie ta powieść, a nawet jakiego typu bohaterka będzie w niej występowała. Jeszcze przed samym rozpoczęciem czytania miałam co do tej książki pewne oczekiwania, lecz to, co zastałam w jej wnętrzu przerosło moje najśmielsze marzenia. Kim jest Eleanor Oliphant? Jest księgową w biurze, gdzie w zasadzie nikt jej nie lubi. Nie jest obyta w towarzystwie, przez co własnymi wpadkami wciąż wystawia się na pośmiewisko. Nosi niezniszczalny bezrękawnik, posiłki jada według nieustannego harmonogramu i co tydzień zalicza obowiązkową rozmowę przez telefon ze własną matką. I chociaż sama Eleanor utrzymuje, że jej samotność daje jej siłę i pozwala być samowystarczalną, czegoś w jej życiu brakuje. To, jak idealnie autorka wykreowała tak pozornie typową postać, jaką jest Eleanor, zasługuje na ogromne brawa. Jest ona bohaterką określoną od A do Z, stworzoną z niezwykłą dbałością o szczegóły. Muszę przyznać, że bardzo polubiłam Eleanor za jej bezpośrednie i nieco niezdarne zachowanie w towarzystwie, lecz także to, że jakkolwiek bardzo by się nie myliła, jest gotowa trzymać się własnego zdania i nie da sobie wejść na głowę. W trakcie powieści Eleanor powoli odkrywa, że świat ma jej do zaoferowania znacznie więcej niż samotne wieczory z krzyżówkami, biurową codzienność i cotygodniowe rozmowy z matką. Jednym z moich ulubionych motywów w ebookach jest motyw metamorfozy. Uwielbiam czytać o tym, jak bohaterka zmienia się z brzydkiego kaczątka w piękną kobietę, jednak Eleanor poza przemianą widoczną z zewnątrz, przechodzi również olbrzymią metamorfozę własnej psychiki. W pewnym momencie okazuje się, że nie jest to tylko humorystyczna, niezobowiązująca książka. Za postacią Eleanor kryje się zagadkowa i przerażająca historia z jej przeszłości, którą odkrywamy razem z naszą bohaterką. Było to coś, czego za nic się nie spodziewałam i co było dla mnie olbrzymim zaskoczeniem. Opowieść ta porusza tematy choroby psychicznej, depresji i samotności, przedstawione w lekki, jednak niepozbawiony wartości sposób. Opowieść ta od samego początku wciągnęła mnie na sto procent. Styl autorki jest jednym z najlepszych, z jakimi spotkałam się w ostatnim okresie - lekko sarkastyczny i humorystyczny, z dużą dawką oryginalności i pomysłu. Książkę czytało mi się wyjątkowo dynamicznie i z olbrzymią przyjemnością, pomimo tego, że porusza ona dosyć poważne tematy. Połączenie to było więc doskonałe - wartościowa, godna zapamiętania historia przekazana w lekki i niezobowiązujący sposób. Końcówka książki głęboko mnie wzruszyła. Następny raz było ono czymś, czego się kompletnie nie spodziewałam, lecz w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To, do czego na końcu dochodzi Eleanor, to, co udaje jej się osiągnąć, a czego my jesteśmy uważnymi obserwatorami, jest po prostu piękne. Przy tej powieści śmiało można uronić kilka łez. Ta książka ebook przerosła moje oczekiwania - całkowicie trudna bohaterka, zmagająca się ze śladami niełatwej przeszłości, proces dojrzewania w okresie trwania powieści i w końcu poruszająca, zapadająca w pamięć końcówka. Jestem pewna, że powrócę do historii Eleanor Oliphant jeszcze nieraz, ponieważ jest to opowieść, która pozwala czytelnikowi odczuć miliony emocji - radość, rozbawienie do łez, wzruszenie, niepokój i nadzieję. Gorąco zalecam Wam tę książkę - powinna to być obowiązkowa pozycja na Waszej liście ebooków na lato! booksofsouls.blogspot.com
Na «Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze» zwróciłam uwagę, gdy przygotowywałam zapowiedzi wydawnicze na maj. W oczy rzuciła mi się zwłaszcza rekomendacja Jojo Moyes na okładce. Bardzo lubię tę pisarkę, dlatego dałam złapać się na haczyk i właśnie za sprawą tego jednego zdania zapragnęłam zapoznać się z powieścią Gail Honeyman Eleanor Oliphant od dziewięciu lat pracuje jako księgowa w tej samej firmie. Nie ma przyjaciół, a jej dni wyglądają niemal tak samo. Ma wypracowaną, komfortową rutynę, której nie planowała zmieniać, do czasu, gdy na horyzoncie pojawia się męski muzyk. Eleanor zaczyna obmyślać plan, jak zwrócić na siebie uwagę mężczyzny. To niespodziewane zauroczenie wniesie w jej życie wiele zmian, lecz również sprawi, że będzie musiała wrócić pamięcią do wspomnień, które najchętniej by z niej wymazała. Bardzo trudno było mi przekonać się do tej książki. Na początku główna bohaterka niesamowicie mnie irytowała – ma dopiero trzydzieści lat, a zachowuje się jak pięćdziesięcioletnia stara panna z osobowością Sheldona Coopera z TBBT. Jednak im bardziej poznawałam Eleanor, tym lepiej rozumiałam, czemu jej postać jest taka dziwna. A jej stopniowa zmiana sprawiała, że zaczęłam nabierać do niej sympatii i szacunku. Eleanor Oliphant jest jedną z najdziwniejszych bohaterek literackich, jakie poznałam, lecz właśnie to sprawia, że opowieść Gail Honeyman jest wyjątkowa. Początkowo denerwujemy się dziwnym zachowaniem kobiety, żeby z czasem śmiać się z jej wpadek i tego dziwactwa. Przychodzi również moment, gdy przeszłość Eleanor łapie nas za serce, wyciska z oczu kilka łez, sprawia, że zmieniamy kompletnie zdanie na temat tej postaci. Opowieść Gail Honeyman zaczęłam z pewnym zniechęceniem, z irytacją, że główna bohaterka jest taka… dziwna, oderwana od współczesnego świata. Skończyłam ją za to zachwycona i pełna różnorakich emocji: współczucia, dumy, sympatii, podziwu. Jeśli więc trudno Wam będzie przebrnąć przez początek, nie zniechęcajcie się! To cudowna i genialna historia o radzeniu sobie z traumami z przeszłości.
Główna bohaterka jest trzydziestoletnią kobietą, która wiedzie poukładane życie. Od lat pracuje w tym samym miejscu, jest typem introwertyka, jest inteligentną a także wykształconą osobą. Całe jej życie jest poukładane, wszystko, co robi, ma własny czas i miejsce, pewnego dnia, za sprawą nowego pracownika, zaczyna jednak zauważać, że czegoś w jej świecie brakuje. Początkowo myślałam, że historia Eleanor Oliphant jest lekką komedią, myliłam się, to smutna, poruszająca opowiadanie o samotnej, skrzywdzonej kobiecie, która przeżyła tragedię, która była upokarzana przez matkę, która zadurzyła się w muzyku, który nie wiedział o jej istnieniu, która przez kumpli z pracy uznawana była za dziwadło, która zastanawia się ponad tym, czy jej życie ma sens. Podczas lektury zrobiło mi się jej bardzo żal. Każdy potrzebuje czasem oparcia w drugiej osobie i nie chce być na tym świecie sam jak palec. Gdybym mogła, przytuliłabym ją mocno. „Masaż głowy u fryzjera, szczepienie na grypę poprzedniej zimy — ludzie dotykają mnie, tylko kiedy im za to płacę, a i wówczas przeważnie używają jednorazowych rękawiczek” Książka ebook wywołała we mnie dużo sprzecznych emocji, z jednej strony rozbawiła mnie nieporadność Eleanor, która była kompletnie odizolowaną osobą, odciętą od świata, nieumiejącą zamówić pizzy, która idąc na urodziny, daje solenizantowi do połowy wypitą wódkę i paczkę sera. Z drugiej strony wzbierał się we mnie gniew na jej matkę, ponieważ który rodzic mówi swojemu dziecku, że jest niepotrzebnym zlepkiem tkanek i przypomina mu o tym regularnie, co tydzień? Czułam radość, obserwując rozwój społeczny głównej bohaterki, ze smutkiem śledziłam jej bolesne upadki. Przez cały czas trzymając kciuki, by jej życie wreszcie wyszło na prostą, czy tak się właśnie stało? Ta historia bardzo mnie poruszyła. W pewien sposób, choć niedosłowny, wyczuwałam podobieństwo Eleanor, do mnie samej z przeszłości. Zdarzyło mi się nawet otrzeć łzę, a mało która książka ebook potrafi doprowadzić mnie do tego stanu. Nie jest to jakiś specjalnie ciężki dramat, opowieść tę czyta się szybko, stanowczo za szybko, to za sprawą lekkiego pióra i luźnego stylu autorki. Pomyślałam o Gail Honeyman jako o poczytnej pisarce, tymczasem z zaskoczeniem odkryłam, że jest ona debiutantką. Z niecierpliwością czekam na kolejne funkcjonuje autorki, tymczasem tę dodaję do listy własnych ulubionych pozycji. „Eleanor Oliphant ma się dobrze”, to połączenie komedii, thrillera, dramatu i w pewnym sensie romansu. Przez cały bieg historii, poszczególne fragmenty wskakują na własne miejsce, a zakończenie, które jest punktem kulminacyjnym, wręcz szokuje. Zupełnie nie spodziewałam się takiego biegu wydarzeń. Akcja rozwija się stopniowo, lecz wciąż mknie do przodu. Ta pozycja jest książką wartą uwagi, dlatego również zalecam ją Wam wszystkim.
Tekst pochodzi z bloga: http://amandaasays.blogspot.com/ POZNAJ ELEANOR OLIPHANT Oto Eleanor Oliphant. Trudna trzydziestolatka o niemodnym ubiorze, z bezrękawnikiem na czele i funkcjonalnymi butami na rzepy, która tak niewiele wie o życiu, chociaż tak dużo przeżyła. Wyobcowana, dziwna, staromodna, ze specyficznymi nawykami. Tej dziewczyny nie dałoby się na ulicy pomylić z nikim innym. Początkowo może nieco irytować swoim brakiem obeznania ze wszystkim wokół i ogólnym zachowaniem, jednak gdy z czasem poznamy ją lepiej i zrozumiemy całą sytuację, zaczniemy czuć do niej olbrzymią sympatię i coraz bardziej kibicować, by wszystko się ułożyło. Ponieważ wierzcie mi, lecz Eleanor jak mało kto zasługuje na szczęśliwe zakończenie. Jednak czy je dostanie? ZMIANY I NOWE ŻYCIE Dotychczasowe życie Eleanor było monotonne - praca, dom, sen, wódka w weekend. Żadnej przyjaznej duszy, kogoś, kto wsparłby ją w ciężkich chwilach. Jest więc zachwycona, gdy pewnego dnia spotyka JEGO - idealnego, przystojnego, utalentowanego. Chociaż widzi go z daleka, to czuje, że są dla siebie stworzeni i postanawia, że podejmie wysiłek i zdobędzie mężczyznę własnego życia. W pomiędzy czasie, w pracy też szykują się zmiany - jedni odchodzą, drudzy przychodzą, a przed nią otwierają się nowe szanse. Przyszedł również ktoś, w kim można byłoby dopatrywać się przyjaciela, lecz czy Eleanor w porę to zauważy? ŚMIEJ SIĘ I PŁACZ Z ELEANOR Plan zdobycia serca faceta trzeba zacząć od drastycznych zmian w sobie. I to właśnie prowadzi do ogromu zabawnych momentów, które powodują szczere rozbawienie i sprawiają, że zaczynamy kibicować naszej Eleanor. Jednak nie tylko się pośmiejemy - Gail Homeyman zafundowała nam też moc wzruszeń, przy okazji poznawania przeszłości bohaterki i jej wpływu na obecne kontakty z ludźmi. Wszystko to jest tak doskonale dawkowane, że otrzymujemy wyjątkowo ciepłą i klimatyczną historię, którą pochłania się praktycznie w jeden dzień. Warto też wspomnieć, że chociaż nasza bohaterka ma własny mały plan zdobycia miłości, to jednak nie jest to klasyczny romans - historia opiera się głównie na perypetiach Eleanor, co jest moim zdaniem olbrzymim plusem. STRUKTURA Opowieść podzielona jest na kilka części, w ramach których występuje jeszcze podział na rozdziały, co jest ciekawym zabiegiem, zwłaszcza ze względu na subtelne tytuły każdej z części - niby na początku nic nie mówiące, jednak po zapoznaniu się z książką okazuje się, że są doskonale dobrane. Narratorem zaś jest Eleanor, więc możemy spojrzeć na świat jej oczami, co okazuje się nierzadko wyjątkowo zabawne, a czasami również poruszające. IDEALNE NA EKRANIZACJĘ Czytając, cały czas miałam w głowie własną wizję Eleanor i innych bohaterów. Byłam z dziewczyną na zakupach i w salonie kosmetycznym, gdzie przeżyła niemały szok na wykonaną usługę (nie chcę spoilerować, lecz rozbawienie gwarantowane!). Patrzyłam na inne postacie jej oczami. I miałam nieodpartą ochotę, by obejrzeć tę historię na wielkim ekranie. I wiecie co? Będę miała na to szansę! Prawa do ekranizacji zakupiła firma Reese Witherspoon. Czekam z niecierpliwością na więcej szczegółów! PODSUMOWUJĄC Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze, to historia pełna ciepła i radości, chociaż przepleciona jest wzruszeniami. Autorka wykreowała niesamowitą bohaterkę, o której jeszcze długo nie zapomnę. I pokuszę się o stwierdzenie, że film na podstawie tej opowieści może okazać się strzałem w dziesiątkę. Warto już teraz poznać historię Eleanor! Serdecznie polecam!