Dżok. Legenda o psiej wierności okładka

Średnia Ocena:


Dżok. Legenda o psiej wierności

Dżok był już dorosłym psem, kiedy pan Nikodem zabrał go ze schroniska dla zwierząt. Zaprzyjaźnili się, razem dokonali wyjątkowych rzeczy – od całkiem drobnych (dzięki nim dwaj chłopcy polubili czytanie ksiażek!) po duże (to oni ocalili kamienicę przed pożarem). Dzisiaj zna te historie każdy krakowianin – a to za sprawą Dżoka, który zapadł w pamięci wszystkich, dzięki własnej wyjątkowej psiej wierności.Ta historia zdarzyła się naprawdę. Mimo iż całkiem niedawno – już dzisiaj nazywana jest legendą, a jej bohater – Dżok, ma własny pomnik w Krakowie. Dlaczego Dżok był taki niezwykły? Jakie miał przygody? Przeczytajcie koniecznie tę opowieść.Wyróżnienie jury dziecięcego Polskiej Sekcji IBBY w konkursie na Dziecięcy Bestseller Roku 2007.Książka wpisana na złotą listę Fundacji ABC, prowadzącej akcję "Cała Polska czyta dzieciom".

Szczegóły
Tytuł Dżok. Legenda o psiej wierności
Autor: Gawryluk Barbara
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literatura
Rok wydania: 2019
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Dżok. Legenda o psiej wierności w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Dżok. Legenda o psiej wierności PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Pobierz PDF

Nazwa pliku: Dzok str 1-11.pdf - Rozmiar: 2.37 MB
Głosy: 0
Pobierz

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Dżok. Legenda o psiej wierności PDF transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Strona 1 Strona 2 Barbara Gawryluk DŻOK legenda o psiej wierności Legenda zaczyna się zwykle tak: © by Barbara Gawryluk Dawno, dawno temu… © by Wydawnictwo Literatura Albo: Za górami, za lasami… Ilustracje i okładka: Iwona Cała Albo: Korekta: Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska Był kiedyś, przed laty… Ale ta legenda wcale nie jest stara. I nie ma w niej ani rycerza, Wydanie ani królewny, ani smoka. Choć smok… hm, smok na chwilę się ISBN 978-83-7672- w  niej pojawi. Historia, którą teraz przeczytacie, wydarzyła się całkiem niedawno. Pamięta ją jeszcze wielu mieszkańców miasta, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2016 pisały o niej gazety, mówiono o niej w radiu i telewizji. A jednak 91-334 Łódź, ul. Srebrna 41 [email protected] jest już legendą. Tak jak legenda o Smoku Wawelskim albo o laj- tel. (42) 630 23 81 koniku, albo hejnaliście z wieży Mariackiej zawiera dużo prawdy faks (42) 632 30 24 www.wyd-literatura.com.pl i… trochę fantazji. Takie historie dzieją się w  miastach zaczarowanych. Takim miastem pełnym legend jest przecież Kraków. I to tu wszystko się zdarzyło… 3 Strona 3 Pewnego wiosennego dnia do schroniska dla zwierząt w Krako- wie przyszedł starszy pan. Mieszkał zupełnie sam w swoim niewiel- kim mieszkaniu. Było mu trochę nijako i coraz bardziej samotnie. Usłyszał, że w schronisku można znaleźć przyjaciela. I znalazł go! Od razu, po kilku minutach! W jednej z klatek sie- dział czarny, lekko podpalany kundel, podobny do wilczura. Miał mądre oczy i wpatrywał się w pana Nikodema. – Co trzeba zrobić, żeby dostać takiego psa? – pan Nikodem poszedł do kierownika schroniska. – Trzeba podpisać tu i  tu – kierownik pokazał kilka rubryk w dużym zeszycie. – No i obiecać, że się pan nim dobrze zajmie. – To proste – uśmiechnął się pan Nikodem, podpisał się w dużym zeszycie i poszedł do sklepiku, żeby kupić obrożę, smycz, miskę i worek karmy. – Obiecałem tu, że będę się tobą zajmować – poklepał psa po grzbiecie. – Mam nadzieję, że się polubimy. Pies nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Niezbyt pewnie po- machał ogonem, polizał pana Nikodema po ręce, kiedy ten zakładał 4 5 Strona 4 mu obrożę. Potem nieśmiało wyszedł z klatki i żegnany szczeka- niem terierów, jamników, owczarków i kundelków pomaszerował za swoim panem w nowe życie. Pan Nikodem mieszkał na pierwszym piętrze kamienicy w cen- trum Krakowa. Codziennie rano wychodził do pobliskiego sklepu po świeże bułki i mleko, i do kiosku po gazetę. Po długim śniadaniu zasiadał przy maszynie do pisania. Kilka godzin spędzał nad trud- nymi tekstami. Pan Nikodem był tłumaczem z języka niemieckie- go, specjalistą od medycznych tekstów. Pracował w domu, a po po- łudniu wsiadał w samochód i zawoził gotowe tłumaczenia do biura. Wracając, wstępował do zaprzyjaźnionej jadłodajni na ulubione pierogi albo potrawkę z kurczaka. Potem zostawały mu długie wieczorne godziny, które najczę- ściej spędzał na samotnych spacerach wzdłuż bulwarów wiśla- nych, na Plantach albo w parku Jordana. Tylko bardzo brzydka po- goda mogła mu w tym przeszkodzić. Wtedy zanurzał się w swoim fotelu obłożony grubymi książkami. Czasem odwiedzał go ktoś z sąsiadów. Na partię szachów wpadał pan Mieczysław z drugiego piętra, jego żona, pani Zofia, pomagała przy większych porządkach. Dwa razy w  tygodniu przychodzili Maciek i Łukasz. Chłopcy mieli trochę kłopotów w szkole, a już 6 7 Strona 5 zupełnie nie dawali sobie rady z czytaniem lektur. Mama Łukasza pracowała w  sklepiku, w  którym pan Nikodem robił codziennie zakupy. Jakoś się zgadali o kłopotach Łukasza i jego najlepszego kolegi. Pan Nikodem sam zaproponował, żeby chłopcy przycho- dzili do niego na literackie korepetycje. Czasem jeszcze zadzwo- Najpierw czarny kundel dostał nowe imię. Pan Nikodem naz- nił listonosz, a kilka razy w roku z zagranicy przyjeżdżała siostra wał go Dżok. pana Nikodema. Narobiła zawsze tyle bałaganu, że właściwie cie- – Krótko i  wyraźnie, tak żebyś nie miał wątpliwości, że cię szył się, kiedy wracała do swojej rodziny. Robiło się wtedy z po- wołam – wyjaśnił. – Nie lubię, kiedy ludzie nazywają psy skom- wrotem cicho, spokojnie, tak jak lubił. plikowanymi imionami. Ale sam od jakiegoś czasu czuł, że zaczyna być odludkiem i niedaleko mu do zostania dziwakiem. Teraz miało się to zmienić… Wilczurowi imię bardzo się spodobało. Już po kilkunastu mi- nutach machał ogonem na każde wezwanie. Spodobało mu się też wiele innych nowych rzeczy. Kolorowy dywanik w  przedpokoju – jego nowe miejsce do spania. Niebieska miska w kuchni – nowe miejsce do jedzenia. Wygodny miękki dywan koło biurka – nowe miejsce do odpo- czywania. Jego życie zupełnie się odmieniło. Ale odmieniło się też życie pana Nikodema. Rano wychodził jak zwykle po bułki i gazety, ale zawsze towa- rzyszył mu na smyczy Dżok, jego nowy przyjaciel. 9 Strona 6 Potem razem jedli śniadanie. Pan Nikodem chrupiące bułeczki popijał kawą z mlekiem. Dżok porcję mięsnych kuleczek popijał wodą. Po lekturze gazet zasiadali do pracy. Pan Nikodem zaczynał stukać w maszynę, a Dżok układał się na miękkim dywanie koło biurka. Najpierw ciężko wzdychał, po- tem chwilę pomrukiwał albo posapywał, aż w końcu mrużył oczy, układając łeb na pantoflach pana Nikodema. Ale nie zasypiał, mu- siał pilnować swojego pana. A ten nareszcie miał z kim porozma- wiać i podzielić się swoimi wątpliwościami. – Mam tu, widzisz, piesku, taki tekst o nowej szczepionce na grypę. Ma być gotowy na jutro. Wiesz, co to znaczy? – Dżok nadsta- wiał uszu. – To znaczy, że nasz spacer dzisiaj będzie krótszy. Tego Dżok bardzo nie lubił. Bo spacery kochał naj- bardziej. Gonitwy za wróblami w  parku, aportowanie na Błoniach, spotkania z rowerzystami na wiślanych bulwarach. Chociaż tu akurat zdarzało się, że pan pokrzykiwał na niego i brał na smycz. Zupełnie nie rozumiał, że Dżok po prostu musiał się ścigać z ro- werami. Po pracy pan Nikodem zabierał swoje papiery i  jechał z  nimi do biura. Dżok zostawał sam w  domu 11