Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Mohamedou Ould Slahi narodził się w Mauretanii. W wieku 18 lat, po uzyskaniu stypendium, wyjechał z państwie na studia do Niemiec. Na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku przerwał naukę i udał się do Afganistanu, żeby w oddziałach Al-Kaidy walczyć (przy akceptacji Amerykanów) z popieranym przez Związek Radziecki rządem w Kabulu. W 1992 roku wrócił do Niemiec, gdzie ukończył studia inżynierskie. Mieszkał i pracował najpierw w Niemczech, a później przez kilka miesięcy w Montrealu w Kanadzie. W listopadzie 2001 roku został aresztowany przez jordańską jednostkę do zadań specjalnych, a następnie był trzymany w izolacji i przesłuchiwany przez następne siedem i pół miesiąca, do momentu kiedy Jordańczycy uznali, że nie jest zaangażowany w spisek milenijny. Niemniej jednak przejął go zespół CIA i 5 sierpnia 2002 roku przewiózł do Guantanamo i tam uwięził. Mimo że został oczyszczony z podejrzeń przez liczne sądy i rządy krajów trzecich, w dalszym ciągu pozostaje w więzieniu. Nigdy nie oskarżono go o jakiekolwiek przestępstwo.Książka ta jest zredagowaną wersją 466-stronicowego manuskryptu, który Mohamedou Ould Slahi spisał odręcznie w własnej celi więziennej w Guantanamo. Nie wprost mówi o tym, co go spotkało w Guantanamo.Dziennik został zredagowany przez władze Stanów Zjednoczonych, które wprowadziły nad 2500 zaciemnień w postaci czarnych pasków, cenzurując w ten sposób rękopis Mohamedou, który nie mógł reagować na wprowadzane zmiany.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Dziennik z Guantanamo |
Autor: | Ould Slahi Mohamedou |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Wydawnictwo MUZA S.A. |
Rok wydania: | 2015 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Sięgnęłam po tę pozycję z ciekawości, może także z powodu własnej okrojonej wiedzy na temat Gitmo. Ciężko było mi wyobrazić sobie, że mogło dojść do tak paradoksalnej sytuacji, w której państwo dumne ze własnego prawa, z swojej wolności i niezależności, brutalnie ogranicza cudze prawa i swobody. A jednak. Nie mnie oceniać, na ile oskarżenia dotyczące Slahiego są prawdziwe - ciężko jednak zaprzeczyć, że de facto żadnych oskarżeń nie ma. Slahi narodził się w Mauretanii, wyjechał na studia do Niemiec, a w latach dziewięćdziesiątych XX wieku przerwał je, by - przy akceptacji Stanów Zjednoczonych - walczyć w oddziałach Al-Kaidy z komunistycznym rządem. Następnie wrócił do Europy, gdzie skończył studia i podjął się pracy, potem wyjechał do Kanady. W 2001 został aresztowany, choć nie postawiono mu jednoznacznych zarzutów i od tamtego czasu jego życie toczy się między więzieniami. Dziennik z Guantanamo to historia człowieka, z którym administracja amerykańska nie wie, co zrobić. I nie jest jedynym takim przypadkiem, o czym sam wspomina w toku narracji.Książka opracowana przez Siemsa to pierwszoosobowa relacja z życia, aresztowania, przesłuchiwania a także uwięzienia Mohamedou. Notatki stworzone na rzecz prawników rozrastają się do rozmiarów długiej opowieści, w której emocje łączą się z faktami, szkicami opowiadającymi o najbardziej brutalnych i nieludzkich postępowaniach wobec drugiego człowieka. Jest to trudne do wyobrażenia. Czekałam na moment, kiedy ktoś mi powie, że to żart, czekałam na stronę, na której byłoby napisane, że to tylko fikcja, a nie rzeczywisty opis czyjegoś życia. Nie oceniam winy albo niewinności Slahiego, ponieważ to nie moje zadanie. Od tego jest sąd, który w tej chwili przesuwa sprawę Mohamedou, nie pozwalając mu wyjść z więzienia pomimo tego, że - zgodnie ze słowami jego prawniczki - śledczy dali mu już spokój, zdając sobie sprawę z tego, że nic więcej nie osiągną. Slahi ma prawo ukrywać rzeczy, które mogłyby mu zaszkodzić, poza tym prawem dziennika jest możliwość przedstawienia siebie w takim świetle, w jakim chce się widzieć. Nie można jednak przejść obok tej relacji obojętnie i to jest najistotniejsze w tej książce. Zmusza ona do dalszych poszukiwań, a gdy źródła w sieci potwierdzają pewne informacje, m.in. to, że głównym powodem aresztowania Mohamedou była daleka znajomość z nieodpowiednim człowiekiem albo spędzenie jednego popołudnia z drugim, podejrzanym o działalność terrorystyczną, lecz - ironicznie - stale przebywającym na wolności, wszystko się komplikuje. Slahi jest narratorem pełnym nadziei, wiary i szacunku do każdego, z kim miał styczność. To nie jest niezdrowo rozpisana, pełna napięcia i jadu spowiedź kogoś, kto chce zaszkodzić tym, którzy go uwięzili, lecz przedstawienie własnych doświadczeń w taki sposób, jakby w Mohamedou stale pozostała nadzieja, wiara w drugiego człowieka, w sprawiedliwość. Ciężko mi oceniać tę relację literacko, lecz jest to książka, przy której lekturze nie ma kłopotów natury językowej. Slahi spisał ją w oryginale po angielsku, językiem, którego nauczył się przebywając w więzieniu. Prostota jego przekazu jest tym bardziej autentyczna, a redaktor posługuje się przypisami, by wyjaśnić albo rozwinąć dużo kwestii, które dla czytelnika mogłyby nie być jasne. Sam Mohamedou na dużo faktów spogląda ironicznie, w jakiś sposób przepracowuje własne doświadczenie, wiedząc, że nie ma innego wyjścia. Nie potrafię jednoznacznie ustosunkować się do tej książki, poruszyła mną, otworzyła mi oczy, zwróciła moją uwagę na to, że nic nie jest czarne, nic nie jest białe. Ujęła dużo i tak już od dawna nadwyrężonej opinii dotyczącej prawa, nie tylko amerykańskiego. Potworne jest to, że ta historia rzeczywiście ma miejsce. Scenariusz słynny z powieści Orwella albo Kafki - to ma miejsce. Teraz. W XXI wieku. W (podobno) cywilizowanych krajach.Pełna opinia: http://pannakac-pisze.blogspot.com/2016/03/dziennik-z-guantanamo-mohamedou-ould.html
Nudna od początku do końca. Wątek oczywiście bardzo dramatyczny sam w sobie lecz książka ebook bardziej dokumentalna- spodziewałam się czegoś innego.
Guantanamo – więzienie usytuowane na dzierżawionym przez Stany Zjednoczone terytorium Kuby, słynie jako miejsce tortur, gdzie ludzkie prawa nie mają kompletnie żadnego znaczenia. Liczne protesty obrońców praw człowieka domagają się zamknięcia piekła, gdzie podejmowane działania niczym nie różnią go od obozu koncentracyjnego. W dobie dzisiejszej potyczki o godność ludzi, właśnie tam obnażeni, molestowani seksualnie, przetrzymywani w chłodniach, głodzeni, podwieszani czy bici do nieprzytomności więźniowie walczą by przetrwać następny dzień. Wśród nich przebywa zaś on, twórca tego dziennika – Mohamedou Ould Slahi, który wierząc w sprawiedliwość, zamknięty bez potwierdzających jego winę dowodów, rozpacza ukazując nam świat niemożliwy do zaakceptowania w dobie XXI wieku. Czy można tak traktować człowieka? Jak daleko sięgają prawa władz? Czy w miejscu, które powinno być fortecą sprawiedliwości, wolno łamać wszystkie, panujące wokół zasady? Czy Guantanamo powinno zostać zamknięte? Dlaczego rząd Stanów Zjednoczonych bał się publikacji dziennika Mohamedou? Zatem co kryje się za zatajonymi, grubymi zaciemnieniami? Czy twórca dziennika powróci kiedyś do własnej rodziny? Czy będzie tym samym człowiekiem? Czy ktoś zrekompensuje mu stracony czas wielu upokorzeń? Czy poznamy kiedyś jego historię w pełni – bez cenzury i ograniczeń?„Dziennik z Guantanamo”, opracowany przez Larrego Siems, to wierna relacja przesiąknięta grozą, a jednak takowa nie jest wytworem ludzkiej wyobraźni. Jest ułamkiem prawy, toczącej się z dala od nas, a jednak zagnieżdżającej się w naszym umyśle już od pierwszej strony książki, która wywołuje tak głębokie przemyślenia, że ciężko się ich pozbyć. Pierwotny, pisany epizodycznie manuskrypt, opatrzony wieloma emocjami – frustracją, smutkiem, rozpaczą i brakiem chęci do życia, zostaje ujęty w jedną całość tworzącą obrazową relację, która maluje w głowie odbiorcy straszne widoki. Larry Siems, redagując tę książkę, pragnął uczynić ją jak najbardziej zrozumiałą, nie ingerując przy tym zbytnio w treść, by móc całkowicie oddać klimat tego, co chce przekazać nam twórca dziennika. Pierwszoosobowa narracja, która z resztą zawsze ma miejsce w przypadku takiej formy przekazu, zbliża nas do Mohamedou na tyle, że sami zaczynamy chcieć jego uwolnienia. Ja mam głęboką nadzieję i wierzę w to, że czas pokaże prawdę i że w końcu sprawiedliwość, mająca w obliczu niemałe luki, zagości w życiu tego człowieka naprawdę. Robiący wrażenie „Dziennik z Guantanamo” poruszył mną bardziej, aniżeli przypuszczałam. Sięgając po tę książkę kierowałam się wyłącznie ciekawością, ponieważ przecież o Guantanamo słyszałam już nieraz. Nie liczyłam jednak na to, że autorem okaże się chyba niesłusznie skazany na odsiadkę człowiek, który przeżywa to piekło niewinnie. A tamto miejsce niewątpliwie jest królestwem ciemności i Wy także będziecie mieli okazję się o tym przekonać. Komu zalecam tę książkę? Wszystkim zainteresowanym tym tematem. Uważam, że ta treść powinna trafić w jak najszersze grono i to nie dlatego, by zaciekawiać. O Mohamedou powinien usłyszeć cały świat. Być może wówczas pojawi się cień szansy na ludzkie więzienie dla tych winnych i na upragnioną sprawiedliwość dla autora dziennika. I chociaż Sąd ciągle rozpatruje jego zwolnienie, nieraz już nawet orzekając o jego niewinności, sprawa stale trwa i ciągnie się od lat. Ponieważ kolejne apelacje powodują, że Mohamedou stale przebywa w tej samej celi - w swoim odwiecznym piekle.