Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Oto zwrócę swe oblicze przeciw wam na wasze nieszczęście, by wyniszczyć wszystkich ludzi Miasto Weilburg zatrzasnęło bramy i ogłosiło kwarantannę. W obrębie pilnie strzeżonych murów zamknięto ludzi chorujących i umierających na zarazę. Lecz nawet po tych, którzy wymknęli się epidemii, śmierć gotowa jest sięgnąć z innych powodów. Ponieważ w mieście oczadziałym od wielotygodniowej suszy, spętanym strachem przed przyszłością, terroryzowanym przez zewnętrznych wrogów i rodzimych fanatyków, starczy iskra, by z domów pozostały zgliszcza, a ulice zaścieliły trupy. W takim miejscu i w takim okresie inkwizytor Mordimer Madderdin, stoczy walkę o ocalenie niewinnych, o ukaranie zbrodniarzy, a przede wszystkim - o utrzymanie choćby resztek sprawiedliwości. Powyższy opis pochodzi od wydawcy.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Dziennik czasu zarazy. Ja, Inkwizytor |
Autor: | Piekara Jacek |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Fabryka Słów Sp. z o.o. |
Rok wydania: | 2023 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Najgorszy tom opowieści o inkwizytorze. Piekara popadł w samouwielbienie i spisał gniota
W mojej opinii najsłabszy tom bardzo odstający od reszty cyklu. Fabuła może mieści się na 150 stronach, pozostałem 450 to opisy tego Mortimer je i wymienia się uprzejmościami z poszczególnymi mieszkańcami miasta, w którym losy się akcja.
Jak zwykle następna niezła opowieść Jacka Piekary. Jak ktoś lubi świat Inkwizytora to ta książka ebook mu się napewno spodoba. Zalecam
Czekam na kolejne <3
Niezła lektura. Zalecam
Ok. Niezły Mordimer :)
Cykl Inkwizytorski jest bez wątpienia jednym z ciekawszych w naszej rodzimej literaturze fantasy. Jak zwykle czekałem na tę pozycję z niecierpliwością i tym razem niestety się zawiodłem. Opowiadanie przypomina mi bajania osoby lubiącej słuchać własnego głosu a mniej zainteresowanej treścią jaką opowiada. Akcji w tej części perypetii Mordimera jest tyle co kto napłakał lecz za to fragmentów autoironii i autosarkazmu aż do przesady. Oczko, które puszcza do czytelnika twórca jest wielkości teleskopu Hubble'a przez co smaczek związany z tym składnikiem inkwizytorskiego dania powoduje, że przestaje być ono zjadliwe... Mam wrażenie uczestniczenia w odcinaniu kuponu od starego biletu na oglądany zbyt dużo razy seans. Panie Jacku, wierzę w Pana i mam nadzieję, że to "wypadek przy pracy"...
Najgorszy tom z cyklu opowiadań o inkwizytorach. Ta książka ebook się po prostu dłuży i nie jest nawet ciekawa. Widac potężny spadek formy autora. Po przeczytaniu tego chciałoby się po prostu wszystko zapomnieć i żec w świecie, w ktorym ta książka ebook nigdy nie została wydana. Jeden z największych zawodów literackich jakiech doświadczyłem. Po tej części nie wiem cze będę dalej kontynuował przygodę z inkwizytorami. Na pewno kolejny tom nie kupię q ciemno tylko poczekam na recenzje.
Co się stało z tą serią ? O ile pierwsze tomy czytało się z wypiekami aż świt zastawał.. o tyle ten tom męczę już 4 wieczór i zasypiam przy niej z nudów. Słabe to się robi co raz bardziej panie Jacku.
"Drodzy czytelnicy... - oczywiście nie musicie sięgać po najnowszą odsłonę powieściowego cyklu „Ja, Inkwizytor”, która nosi wielce intrygujący tytuł „Dziennik czasu zarazy”... Oczywiście nie musicie wyrażać dużego uznania dla osoby jej twórcy - Jacka Piekary... I oczywiście nie musicie zachwycać się jej fabularną, jakże barwną ofertą... Nie musicie robić nic z tych rzeczy... Aczkolwiek, jeśli podejmiecie własną własną, niewymuszoną i wolną decyzję o zaniechaniu w którymś z tych powyższych punktów..., to bardzo prawdopodobnym jest to, że staniecie się obiektem zainteresowania Świętego Officjum, którego lochy i sale tortur są na tyle pojemne, by pomieścić was wszystkich... - wasz uniżony, wierny i bezstronny sługa” Miasto Weilburg. To właśnie w tym nie największym, cieszącym się względnym dobrobytem i spokojnym miejscu na mapie Cesarstwa, nastaje oto czas epidemii nieznanej choroby, która z każdym dniem pochłania coraz więcej ofiar. Po zamknięciu miejskich bram nastaje czas strachu, niepewności, złości i szaleństwa, z którym to będzie zmuszony poradzić sobie nie kto inny, jak Mordimer Madderdin - postawiony zrządzeniem losu na czele miejscowego, okrojonego liczbowo oddziału Świętego Officjum. Sprawę skomplikuje tym bardziej przybycie do miasta kogoś, kto ma swoje plany wobec jego losów... Nieco nad trzy lata po premierze poprzedniej wersji niniejszego cyklu, Jacek Piekara oddał w nasze ręce kolejną opowiadanie o tyleż intrygującym, co i mrocznym świecie alternatywnych dziejów naszej planety, w którym Chrystus zszedł z krzyża, wyciął w pień winnych jego męki i wprowadził ludzkość na nieco inne tory biegu historii. I jest to z pewnością książka ebook ciekawa, nawiązująca w cudowny sposób do jakże stale nam najbliższej pandemii a także oferująca kwintesencję tej serii - udane połączenie fantastyki, przygody i rubasznej komedii w bardzo efektowną całość. W odniesieniu do fabuły i konstrukcji tej pozycji, wydaje się być jej najbliżej do tzw. „Ruskiej trylogii”, gdzie też mieliśmy do czynienia z całościową opowieścią, bez podziału na kilka mini relacji. Jednocześnie są i różnice, gdyż w tym przypadku znacznie bliżej jest tej opowieści do nurtu kryminału i przygodowej sensacji, aniżeli do wypełnionej stricte fantastycznymi motywami historii fantasy. Oczywiście, dla jednych będzie to plusem, dla innych pewnym minusem..., lecz pewnym jest to, że relacja ta intryguje nas, zaskakuje i trzyma w napięciu do samego końca. To nasze kolejne spotkanie z głównym bohaterem - Mordimerem Madderdinem, którego w pewnym sensie znamy lepiej, aniżeli on sam. Tradycyjnie również to on raczy nas pierwszoosobową narracją o zdarzeniach w mieście Weilburg, wykazując się przy tym olbrzymią miłością do Boga, specyficzną hierarchią wartości i jakże dobrym poczuciem humoru. I jest to stale ten sam dobry, poczciwy, charakterny Mordimer, w którego to osobie wielu z nas odnalazłoby bez trudu samego siebie, co również wydaje się być jedną z najistotniejszych plusów tej serii, jak i również przyczynkiem do jej wielkiej popularności. To też kolejne spotkanie z tym stale nieodgadnionym światem alternatywnego średniowiecza, który tym razem przyjmuje postać zamkniętego na wskutek kwarantanny, miasta. I mamy tu cudowne spojrzenie na codzienność życia mieszkańców i ich strach, wszechobecną przemoc i biedę, zrozumiałą dla tej epoki głupotę a także pewne przebłyski nowoczesności, które jednakże bardzo dynamicznie zostają zduszone. Ciekawym wątkiem jest odwieczny konflikt Papiestwa ze Świętym Officjum, który na stronach tej powieści znajduje bardzo mocne i wyraźne odbicie. Nie zabrakło tu też innych kluczowych i koniecznych dla tej serii fragmentów relacji - wspominanego już, naprawdę udanego i inteligentnego humoru, który szydzi z ludzkiej głupoty, obłudy i naiwności..., jak i też subtelnej, czasami podpartej humorem, lecz innym razem dosyć sugestywnymi opisami, erotyki. Jest i oczywiście fantastka, aczkolwiek jak wspominałam powyżej, podana w nieco mniejszej dawce, aniżeli miało to miejsce w poprzednich częściach cyklu. Całości tej listy domyka zaś porcja cudownych i klimatycznych ilustracji Pawła Zaręby. To też jedna z najobszerniejszych odsłon te serii - licząca sobie grubo nad 600 stron. I z tego faktu możemy się tylko i wyłącznie cieszyć, gdyż jest to nad 600 stron klimatycznej, interesującej, być może nie pędzącej z zawrotną akcją, lecz za to doskonale poprowadzonej, relacji. Zaczytując się w tę historię raczymy się jej klimatem, językiem, emocjonalną wymową i olbrzymią przyjemnością spotkania z Mordimerem i jego światem, który prawdopodobnie nigdy nie przestanie nas pasjonować, porywać bez reszty, zachwycać. Opowieść „Ja, Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy”, to pozycja wyjątkowo interesująca, klimatyczna i nieźle napisana. To powrót do tego pięknego, literackiego świata, który następny raz nas tyleż sobą oczarowuje, co i zaskakuje. I oczywiście można traktować ją jako odrębną element tej serii, która nie wymaga od nas znajomości poprzednich jej odsłon.
Zdecydowanie najsłabsza książka ebook z serii o Mordimerze. Mnóstwo ględzenia o niczym, akcja miałka, nudna i przewidywalna. Od lat jestem wiernym czytelnikiem Piekary, lecz to zmęczyłem z bólami licząc na coś więcej. Nie doliczyłem się :-(
Książka ebook prawdopodobnie napisana przez ghostwritera a nie pana Jacka Piekarę. Po prostu 615 stron przypadkowych zlepków słów. ... przed zakupem następnej książki pana Jacka Piekary to poczekam najpierw POZYTYWNE na recenzje.
Ta książka ebook jest tak nudna, że aż nie chce się jej czytac. Jacek Piekara widocznie wypalił się jako pisarz. Już nigdy nie kupię jego książki w ciemno.
Najsłabsza element tego cyklu. A włączenie osobistych opinii autora o pandemii, jest niesmaczne i wręcz prostackie.
Skwar i zaraza. Stęskniliście się może przypadkiem za Mordimerem? Jeśli tak, to rzućcie wszystko w kąt i śmiało zamieńcie słynne nam z "Trylogii Ruskiej" peczorskie bagna na duszne, upalne miasto Weilburg, w którym za chwilę rozszaleje się zaraza! Jacek Piekara zaprasza na książkowe studium ludzkiego szaleństwa w objętym kwarantanną mieście, za którego murami czekają nas żarliwe modły i równe im zapalczywością bluźnierstwa. Ludzie kaszlą, wariują, a zamknięte na głucho miasto to jedna wielka beczka prochu. Lont już podpalony... Święte Officjum będzie mieć pełne ręce roboty. Po zakończeniu "Trylogii Ruskiej" (na którą składały się, przypomnijmy: "Przeklęte krainy", "Przeklęte kobiety" i "Przeklęte przeznaczenie") wielu wielbicieli Cyklu Inkwizytorskiego ostrzyło sobie zęby na powrót do głównej linii narracyjnej serii i na kontynuację jej najbardziej słynnych wątków (w tym na kilka już od lat obiecanych), jednak Jacek Piekara, jak to nierzadko bywa, zaskoczył i zaserwował publice jednocześnie coś nowego, coś będącego jakimś rodzajem kontynuacji, lecz także coś niespodziewanego (bo kontynuacja kontynuacją, lecz takiego ciągu dalszego przygód Mordimera raczej się nie spodziewaliśmy). A aby było jeszcze ciekawiej, to powyższą kwalifikację "Dziennika czasu zarazy" i jego miejsca w ramach cyklu równie nieźle można wyrzucić do kosza, gdyż - jak zauważa sam twórca - książkę można równie nieźle potraktować jako całkowicie autonomiczną opowieść wobec pozostałych. Co tak bardzo może nas w "Dzienniku..." zaskoczyć? Przede wszystkim zamiana ruskich, peczorskich bagien i wilgotnych, zimnych mgieł na palące słońce cesarskiego miasta Weilburg, w którym zaczyna się szerzyć zaraza. Oficjalnie od zdarzeń na Rusi minęło około roku, Mordimer nic jednak z tamtego okresu czasu nie pamięta i nic na ten temat nie wie. Do wiadomości otoczenia podano, że przez rok był ciężko, obłożnie chory i de facto żadnej wyprawy na Ruś nie odbył. Czasem powracają do niego jakieś majaki, niejasne w interpretacji koszmary i sny o zagrożeniu czającym się we mgle... Tyle. Żadnych konkretów. Specjaliści Świętego Officjum to rzeczywiście znakomici fachowcy, którzy potrafią perfekcyjnie wyczyścić człowiekowi pamięć. Weilburg wita nas palącym słońcem i grozą inkwizytorskich lochów, w których przesłuchiwany jest aptekarz, niejaki Jonatan Baum. Względem niemożności udowodnienia mu jakiejkolwiek winy aptekarz zostaje zwolniony i odprowadzony przez Mordimera do świeżo nabytej przez Bauma kamienicy. Podczas pierwszego spaceru po Weilburgu poznajemy nieco bliżej tę senną mieścinę, w której z pozoru grozi nam jedynie nuda, możliwa do zabicia głównie przez uciechy dostępne za sprawą trunków, dziewczyn i zamtuzów (czasu trawionego na żarliwych modłach nie liczę, oczywistym jest bowiem, że w towarzystwie inkwizytorów pochłoną one większość naszego czasu). W mieście ewidentnie wisi coś w powietrzu i nie jest to tylko spowodowana upałem duchota. Weilburg po cichu opanowuje zaraza, na którą wkrótce zachoruje duża element lokalnej społeczności. Język o epidemii kaszlicy, szerzącej się w tempie tyleż niepojętym, co zatrważającym. Już wkrótce senne miasteczko zostanie odcięte od świata za sprawą kwarantanny, a my, wraz z wszystkimi zamkniętymi za jego murami mieszańcami, staniemy się naocznymi świadkami tego, co może stać się z ludźmi doprowadzonymi do ostateczności i jak dynamicznie objawią się w tych warunkach ich prawdziwe, iście diabelskie oblicza. Szalejąca od tygodni spiekota to czynnik wystarczający do uruchomienia drzemiącego w nas szaleństwa, jednak w Weilburgu ludziom grozi coś o dużo gorszego, a katalizator wydarzeń w postaci epidemii to tykająca bomba z opóźnionym zapłonem. Ludzie najpierw kaszlą, później wariują, a całe miasto to jedna wielka beczka prochu z podpalonym lontem. Krótko mówiąc: szykujcie popcorn! Jak to nierzadko bywa w czasach próby, czekają nas poruszające świadectwa głębokiej wiary, a także liczne, potworne bluźnierstwa. Aż dziw, że bluźniących śmiałków nie ubił na miejscu piorun, jednak Wszechmogący poprzestał prawdopodobnie w swej litości na zesłaniu na miasto zarazy. Skłoni ona ludzi do robienia rzeczy, które nigdy by im nie przyszły do głowy, a cały Weilburg zamieni się w arenę szaleństwa, gdzie jedna iskra to będzie aż nadto do wywołania pożaru. Za zatrzaśniętymi na głucho bramami zobaczymy otwarte i skryte mordy, a ich sprawcami będą nie tylko zawodowi przestępcy i zrzeszające ich organizacje (jak np. tongi), lecz także szanowani obywatele o nieposzlakowanej opinii, ze słynnymi doktorami i miejskimi rajcami na czele. Świętemu Officjum nie zabraknie pracy, ale i ono zostanie uwikłane w ostry spór z wysłannikami Watykanu, który to spór niebezpiecznie zbliży się do granicy otwartej wojny.
"Ja, Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy" to najwieższa element cyklu przygód Inkwizytora Mordimera Madderdina. Książki nie trzeba czytać w zachowaniem kolejności, bo przedstawia odrębną historię. I super, ponieważ "Sługę Bożego" czytałam dawno, dawno temu i niewiele bym pamiętała. Nie wspominając nawet o innych tomach. :) Fabularnie Jacek Piekara wprowadza czytelnika do Weilburga - miasta, w którym zapanowała epidemia kaszlicy. Jak nazwa choroby wskazuje, ludzie mierzą się z niezwykle uciążliwym kaszlem, który ostatecznie zaczyna zbierać żniwa. Powoduje to zatrzaśnięcie bram na cztery spusty; nikt nie ma prawa wejść ani wyjść, czego dodatkowo pilnują strażnicy. Mordimer jako główny przedstawiciel Inkwizytorium w Weilburgu musi stawić czoła różnorakim problemom. Stanie w centrum konfliktu pomiędzy doktorami a aptekarzami wydaje się zabawą w porównaniu z prowadzeniem "cywilizowanych" rozmów z nowoprzybyłym synem biskupa. Do tego dochodzą sprawy prozaiczne typu dochodzenie w śledztwie czy odnalezienie mordercy. Aha, czy wspomniałam, że Mordimer nagle zostaje niańką nastoletniej Kingi? Czy Madderdinowi uda się wyjść zwycięsko z kłopotów? Co z kaszlicą opanowującą miasto? Czy sprawiedliwości stanie się zadość? "Dziennika czasu zarazy" nie nazwałabym historią doskonale wciągającą i niezwykłą. Raczej przeciętnie nudną. W żaden sposób nie mogę przyczepić się do stylu Jacka Piekary, a także języka, jakim operował. Pasowały mi archaizmy idealnie oddające charakter zamierzchłych lat. Widać również było, że przyłożono się do realistycznej kreacji postaci. A jednak kompletny brak fabuły a także bodźców pobudzających emocjonalnie zniszczyły zadowolenie z lektury. Książkę czytało się szybko, lecz nic z niej, niestety, nie wyniosłam. Mordimer przez większość czasu panoszył się po mieście, zawsze nosząc w kieszeni własne wygórowane mniemanie o sobie - nie żartuję, podczas opowieści non stop zachwalał własną inteligencję a także fakt, że jest przecież najdoskonalszym istnieniem na świecie. Przez resztę Dziennika czasu zarazy lub pił alkohol, lub jadł. Naprawdę. Możecie sprawdzić, jeśli nie wierzycie. Nie ma co ukrywać, że zawiodłam się na książce. Oczekiwałam walk, kłótni lub dochodzeń w sprawie naruszeń wiary. Miałam nadzieję na większy boom w odniesieniu do epidemii. Czekałam na otrucia, knowania i jeszcze raz: walki. Nie twierdzę, że ich wcale nie było. Pod koniec fabuła ruszyła z kopyta, lecz raczej do kłusu niż galopu. Czy zalecam "Dziennik czasu zarazy" Jacka Piekary? Jeżeli jesteście olbrzymimi wielbicielami uniwersum Inkwizytorskiego, to tak, bo z pewnością wyłapiecie dużo smaczków, a powrót do słynnych i lubianych postaci będzie nielada gratką. Jeśli jednak dopiero zamierzacie zapoznać się z cyklem, to odradzam. "Dziennik czasu zarazy" jest, niestety, słabą lekturą bez głębszej, wciągającej fabuły.
Jacek Piekara znowu otwiera przed nami drzwi do własnej serii Cykl inkwizytorski i jak zawsze zaskakuje ogromem własnej wyobraźni. Potrzeba nie lada talentu, aby zbudować tak duży i w pełni dopracowany świat, lecz twórca mimo licznych tomów ani przez moment nie zwalnia tempa a żadna z jego powieści nie traci na wartości. Trzeba odnaleźć się w tej historii, więc nie wiem czy z marszu powinniście sięgać po najwieższy tom. Coś tam z niego wyciągnięcie, myślę że przygoda i tak będzie ciekawa, lecz największą radość cała seria sprawia przy zachowaniu chronologii. To bogato przedstawione miejsce z swoimi zasadami i prezentowanymi wartościami, z bohaterami wykreowanymi na najwyższym poziomie, którzy mają tutaj własne konkretne miejsce i odgrywają kluczową rolę. Twórca przyłożył się do pracy, wszystko zaplanował a także sięgnął po nieźle słynny nam tematy, by nie tylko zmusić nasze szare komórki do pracy, lecz i pozwolić nam przeanalizować pewne priorytety. Miasto Weilburg odcina się od świata zewnętrznego. Ogłoszono kwarantannę, bo ludzie chorują i umierają na zarazę. Jednak to nie jedyne widmo śmierci, które czyha na bohaterów. Inkwizytor Mordimer Madderdin stanie w obliczu kolejnego zagrożenia i stoczy walkę nie tylko o samego siebie, lecz i o ludzi na których mu zależy. Nie będzie to wyrównana wojna a zło zaglądać będzie z każdej strony, lecz czy właśnie nie chodzi o to, by przygotować się na nieoczekiwane? Twórca w pełnej zaskoczeń, burzliwej i emocjonalnej fabule prezentuje wszystkie mroczne odcienie ludzkości i udowadnia, że największe zło leży pod naszą skórą. Chociaż historia toczy się w klasycznym dla fantasy miejscu, to wyciągnąć z niej możemy dużo ważnych, ponadczasowych a także współczesnych kwestii. I nie mam tutaj na myśli samej epidemii a także kwarantanny, która podzieliła świat, lecz i wartości moralne, religijne czy społeczne, które napędzają machinę niezrozumienia a także błędnych decyzji. Chociaż wydaje się to skomplikowane to miejsce stworzone przez autora jest krainą, w której każdy odnajdzie coś dla siebie a przyjemność z czytania tej błyskotliwej a także w pełni dopracowanej fabuły wydaje się nie mieć końca. "Ja Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy" wciąga od pierwszej strony, buduje doskonały klimat i zapewnia kilka godzin pełnej napięcia a także nieoczekiwanych zwrotów akcji przygody. Jacek Piekara po raz następny zapewnia nas o swoim dużym talencie a także pomysłowości w tworzeniu świata fantasy, w pełni opartego na tym co otacza nas dookoła każdego dnia.
„Ja Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy” Jacka Piekary to już szesnaste spotkanie z waszym skromnym i uniżonym sługą – inkwizytorem Mordimerem Madderdinem w świecie, w którym półtora tysiąca lat wcześniej Jezus zstąpił z krzyża, zgładził swych oprawców, utopił we krwi Jerozolimę i zdobył Rzym. Tym razem nasz mężny bohater służy Najwyższemu w usychającym od fali niespotykanych upałów cesarskim mieście Weilburg. Nie pamięta zdarzeń omówionych w „Ruskiej Trylogii", powiedziano mu, że przeszło rok spędził w malignie podczas zagadkowej choroby. Czasami tylko męczą go sny, w których pojawia się tajemnicza, gęsta mgła. Dni mijają mu na jakże ciężkiej i odpowiedzialnej pracy sługi Bożego, potyczce z odbierającą siły spiekotą, gaszeniu pragnienia bynajmniej nie wodą, noce zaś spędza w wesołym towarzystwie ladacznic albo całkiem przyjemnej, młodej wdówki. Wtem na Weilburg spada epidemia kaszlicy. Nie jest to może największy kłopot miasta, ale któregoś dnia bramy zostają zamknięte, wprowadzona kwarantanna, zaś porządek wprowadzić ma wyjatkowa kanalia – wysłannik biskupa z osobistą urazą do włodarzy grodu. Z zamkniętych za murami ludzi w poczuciu zagrożenia wychodzą najgorsze cechy, sytuacja eskaluje aż do wrzenia bardzo dynamicznie i tylko od Mordimera zależeć będzie ukaranie zbrodniarzy i wymierzenie sprawiedliwości. Tym razem wyszło tak sobie. „Cykl Inkwizytorski” już dawno stracił impet i trwa odcinanie kuponów. Książka ebook nie wnosi niczego nowego do opowiadanej historii. Broni się jedynie jako kronika pandemii a także studium ludzkich zachowań w jej trakcie, a także jako opowiadanie o niespodziewanej przyjaźni. Lecz to zdecydowanie za mało. Bo może być czytana jako niezależna powieść, nic nie stoi na przeszkodzie, by czytelnik ją pominął. Tylko dla najbardziej wytrwałych fanów cyklu.
To zdecydowanie najgorsza opowieść z cyklu. Zwykle książki z cyklu pochłaniałem w 2-3 dni. Ta element była tak niestrawna, że czytałem ją że 2 tygodnie. Miejscami podręcznik do mikroekonomii był ciekawszy niż "Dziennik". Twórca robi metakomentarz czasów pandemii, lecz nie mówi nic odkryczego ani kontrowersyjnego. Fabuła jest marna - nie ma ani wątku ponadnaturalnego ani choćby kryminalnego. Obawiam się, że jest to znak pokazujący, że Jacek Piekara przeciągnął cykl nad własne umiejętności. Pierwsze opowiadania były bardzo dobre. Późniejsze opowiadania z młodym inkwizytorem miały powiew świerzości. Ruska trylogia była głupia i zasadniczo inkwizytor nic z niej nie pamięta. Może będzie payoff w przyszłości a może nie. A "Dziennik" korzysta z dobrego odbioru wcześniejszych tomów. Ja niestety zawiodłem się srodze i na kolejne tomy czekam średnio. Dodatkowym minusem są coraz słabsze ilustracje. Ostatecznie dam 2 gwiazdki ponieważ nie jest całkiem źle.