Upload dokumentów - promocja książek - darmowy hosting pdf - czytaj fragmenty
Nic nie jest takie, jakim się wydaje. Zdarza się, że koniec to dopiero początek. Dla Diletty Mair wszystko zmieniło się drugiego października dwa tysiące trzeciego roku. Wówczas zrozumiała, że naprawdę istnieje życie po śmierci. Że anioły mają niewiele wspólnego z jej wyobrażeniami, a zamieszkane przez demony piekło jest czymś jak najbardziej rzeczywistym. Drugi października dwa tysiące trzeciego roku okazał się dniem innym niż wszystkie. Tego dnia Diletta Mair umarła. Czasem niebo budzi strach, a wspólny mowa łatwiej znaleźć z demonami. Szczególnie, gdy stajesz się jednym z nich.
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | Dzień, w którym umarłam |
Autor: | Martinez Sanchez Belen |
Rozszerzenie: | brak |
Język wydania: | polski |
Ilość stron: | |
Wydawnictwo: | Mira |
Rok wydania: | 2014 |
Tytuł | Data Dodania | Rozmiar |
---|
PDF Upload - Zapytania o Książki - Dokumenty © 2018 - Wszystkie prawa zastrzeżone.
Recenzje
Anioły czy Demony? Co wybrać? Co bardziej kusi? Szukałam książki, która nie zmuszałaby mnie do kupienia dalszych części, ponieważ to jest jak uzależnienie ;) Tę przeczytałam jednym tchem i żałuję, że jednak nie ma kontynuacji. Gorąco zalecam :))
zalecam super książka ebook ;)
Szczerze mówiąc, nie zachwyciła mnie. Kupiłam ponieważ spodobała mi się okładka i opis. Nie zrozumcie źle, książka ebook jest dobra, fajnie napisana, zrozumiałym językiem. Interesujące spojrzenie na już oklepane w innych ebookach demony, czy anioły. Lecz mimo to coś w niej mi przeszkadzało, może to dialogi, które niekiedy mnie naprawdę denerwowały, może to nastawienie bohaterów. Cóż sama nie wiem. Jak dla mnie wielki potencjał, aczkolwiek niewykorzystany w pełni. Książka ebook dobra, choć nie rewelacyjna, lecz śmiało polecam.
To książka ebook warta przeczytania. Temat fantasy i wątek miłosny wciąga od samego początku. Kiedy dostałam ją do rąk, tak mi się spodobała, że w tym samym dniu skończyłam ją czytać.
Następna niezła książka ebook w typie fantasy dla młodzieży. Mój początkowy sceptycyzm względem tej powieści ulotnił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy zagłębiłam się w lekturę, a z biegiem czasu okazało się że nie można się oderwać. Książka ebook Dzień, w którym umarłam jest po prostu mocno wciągająca ze względu na fabułę. Niby coś podobnego już było, lecz Belen Martinez Sanchez przedstawiła to jednak w wyjątkowo ciekawy sposób, że ma się wrażenie że czyta się zupełnie o czymś innym niż dotychczas. Fajny jest również styl pani Sanchez, według mnie bardzo zajmujący zalecam waszej uwadze tą książkę.
"Dzień, w którym umarłam" opowiada o nastoletniej dziewczynie. Jak to w ebookach bywa, wszystko wydaje się normalne, jednakże już od początku widzimy że nic nie jest takie na jakie wygląda. Główna bohaterka widzi.. Duchy. Kiedy spotyka Aloisa wszystko się zmienia. Chłopak broni jej życia a jej najlepszy przyjaciel usiłuje ją zabić. Co teraz? Co zrobić? Książka ebook wciąga od pierwszej chwili. Nie jest jakoś wybitnie piękna lecz jest dość ciekawą lekturą którą czyta się z zapartym tchem ;)
,,Dzień, w którym umarłam'' gdy czytałam tytuł w Empiku pierwsze co przyszło mi do głowy ,,Mrożąca krew w żyłach opowieść nie oferująca niczego nadzwyczajnego.'' taa... Naszczęście pozory mylą. Książka ebook mroziła mi krew w żyłach lecz nie z powodu, o którym myślałam. Czytając zadawałam nerwowe zapytania sama sobie a może raczej książce, jakby mogła mi opowiedzieć co stanie się dalej. Powiem szczerzę, iż niespodziewałam się takiego obrotu sprawy. Książka ebook jest fantastyczna, ja sama przeczytałam ją całą jednego dnia. Szczerze polecam.
prosto i dynamicznie się ją czyta i ciężko się od niej oderwać. Wbrew temu co niektórzy sądzą ta książka ebook nie przypomina książki ja,diablica. Główny bohater nie usiłuje uwieść bohaterki, a szczerze jej nie rozpacza i co chwile się z nią kłóci. Gorąco zalecam tą książkę, naprawdę warto ją przeczytać.
Diletta Mair wydaje się być normalną licealistką wyróżniającą się z tłumu jedynie dzięki heterochromii, czyli różnobarwności tęczówek. Jednak są to tylko pozory, bowiem nastolatce daleko do normalności. Kobieta rejestruje obecność duchów. Do tej pory żyła według zasady: zachowywać się tak, jakby owe zjawy nie istniały. Pewnego dnia, w drodze do szkoły, Diletta wpada na Aloisa Petersena – chłopaka, z którym od roku chodzi do klasy. Podczas tego zdarzenia przypadkiem rani on nastolatkę. Niedługo potem okazuje się, że nie była to normalna rana, a Alois nie jest normalnym chłopakiem. Petersen jest Lilim – istotą, która po śmierci trafiła do Panteonu. Drugiego października 2003 roku ma miejsce wypadek, w którym ginie Diletta. Kobieta trafia do Panteonu i staje się Lilim. Od tego momentu wszystko się zmienia...Belén Martínez Sánchez jest młodą hiszpańską pisarką, laureatką konkursu literackiego na najlepszą opowieść młodzieżową. Dzień, w którym umarłam jest jej debiutem literackim.Głównymi bohaterami powieści są Diletta i Alois, czyli dwie najbardziej irytujące postacie z jakimi kiedykolwiek miałam styczność. Kobieta była jedną olbrzymią życiową niezdarą. Ciągle krzyczała, płakała, przewracała się, potykała o swoje nogi, wpadała na kogoś. Była nie do zniesienia i momentami miałam wrażenie, że ma ujemny iloraz inteligencji. Była strasznie infantylna i niezdarna, czasem jak się odezwała po prostu ręce opadały. Niektóre z jej zachowań byłam jednak w stanie zrozumieć, w końcu ciągu paru tygodni jej życie przewróciło się do góry nogami, dowiedziała się, że chłopak, z którym od roku chodziła do klasy nie żyje, a później sama umarła. A czego nie byłam w stanie zrozumieć? Całej kreacji Aloisa. Autorka chciała prawdopodobnie zrobić z niego klasycznego dla tego rodzaju młodzieżówek bad boy'a, lecz trochę przesadziła. Chłopak był po prostu chamem, prostakiem i do tego egoistą. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy nazwał Dilettę pieprzoną debilką, to wyrażenie przewijało się dosłownie na co drugiej stronie książki. Poza tym, odniosłam wrażenie, że nie widział niczego poza czubkiem swojego nosa, był strasznie odpychający i arogancki w stosunku do innych. Nie wspominając już o jego ego, które było prawdopodobnie nieskończone, zupełnie jak głupota Diletty.Jeśli chodzi o fabułę to nie miałabym zastrzeżeń gdyby nie to, że wszystko w tej książce pdf jest okropnie schematyczne. Mamy nieśmiałą dziewczynę, bad boy'a, pewnego dnia na siebie wpadają, ona dowiaduje się kim on naprawdę jest, coś zaczyna się dziać, zakochują się w sobie, bla bla bla. Nie trzeba daleko szukać, aby znaleźć coś bardzo podobnego, ponieważ taki schemat przewija się bardzo nierzadko w różnorakich młodzieżówkach. Przez to książka ebook była niestety bardzo przewidywalna. Mało co mnie tam zaskakiwało i właściwie byłam w stanie stwierdzić, co stanie się za kilka stron. Poza tym, strasznie drażniły się przewijające się ciągle wyzwiska. Nie mam nic przeciwko, jeśli pojawiają się od czasu do czasu, lecz w Dniu... nie było prawdopodobnie strony bez jakiegoś debila czy idiotki. Dodatkowo irytował mnie styl pisania, który wydał mi się do bólu łatwy przez co odniosłam wrażenie, że autorka sama nie wiedziała co chce przekazać.Książka została napisana z perspektywy Diletty i Aloisa. Był to moim zdaniem wielki błąd ze strony autorki, ponieważ odebrało to tej powieści swego rodzaju tajemniczość. Wiele bardziej wolałam elementy spisane oczami kobiety i uważam, że książka ebook byłaby wiele lepsza gdyby została w całości napisana tylko z perspektywy Diletty, ponieważ dzięki temu wszystko nie byłoby aż tak nużące i przewidywalne. Przez to również opowieść nie buduje napięcia, ponieważ wszystko co mogłoby zainteresować czytelnika zostaje zaraz wyjaśnione przez Aloisa i momentami czułam się nieco przez to zgaszona i zawiedziona.Dzień, w którym umarłam to bardzo banalna i schematyczna młodzieżówka, których można znaleźć dużo na rynku książkowym. Przeczytałam tę opowieść dosyć szybko, głównie dzięki mało skomplikowanej fabule, choć przyznaję, że czasem miałam ochotę zostawić ją w spokoju, ponieważ strasznie irytowała mnie głupota bohaterów, tak samo jak powtarzające się niemalże na każdej stronie wyzwiska. Cóż, jeśli ktoś lubi tego typu książki, może sięgnąć po Dzień..., lecz jeśli wolicie sobie odpuścić tę pozycję to dużo nie tracicie.
Dziwne, lecz coś podobnego już czytałam... Czytając wszystkie recenzje tej książki od razu przypomniałam sobie książkę Katarzyny Bereniki Miszczuk "Ja, diablica". Również piekło i niebo. Również człowiek decyduje, gdzie chce pójść (nawet w piekle jest ciekawiej). Mamy również diabełka, który ma chrapkę na nową diablicę. Czy znajdzie się ktoś , kto czytał te dwie pozycje i będzie się mógł na ten temat wypowiedzieć. Szkoda mi czasu i pieniędzy na czytanie tego samego tylko w innej odsłonie...
Czy wyobrażaliście sobie kiedyś co czeka nas po śmierci? Jak wygląda druga strona istnienia i czy w ogóle jest coś poza życiem na ziemi? Na pewno dużo razy takie przemyślenia burzyły się w umysłach szukając dostatecznych wyjaśnień. „Dzień, w którym umarłam” to opowiadanie czysto paranormalna, dlatego z olbrzymią dozą rozsądku należy podchodzić do tego dzieła. Odrzućmy zatem zdrowy rozsądek i zapraszam w metafizyczną podróż. Diletta Mair to wyjątkowa dziewczyna. Własną olbrzymią wrażliwością połączoną z nadnaturalną zdolnością odczuwania obecności duchów wyróżnia się z tłumu. Niespodziewany przypadek sprawił, że Diletta na zawsze dołączy do orszaku demonów zwanych Lilim. Jak na złość stanie się to zupełnie przedwcześnie przez nieuwagę przystojnego Aloisa. Czy Diletta przygotowana jest na szokującą wiadomość, że świat, w którym się obraca jest zupełnie inny niż w rzeczywistości? Jak dużo czeka ją niespodzianek, kiedy odkryje niesamowitą prawdę o otaczających ją ludziach? Czy osoby, które są jej bliskie są nimi w rzeczywistości? Książka ebook włada olbrzymią siłą przebicia. Poznajemy świat umarłych, w którym toczy się odwieczna potyczka o przetrwanie. Demoniczne Lilim i nie mniej okrutne Anioły ścierają się w wiekuistej walce o dusze. Bajecznie i z olbrzymimi szczegółami autorka omawia Panteon z taką charyzmą iż wydawać by się mogło, że istnieje naprawdę. Same postacie Lilim inspirują sprytem, siłą i bezwzględnością. Diaboliczna moc, która nie zna miłości, lecz czy naprawdę? Zaczynam żałować, że ziemskie życie Diletty skończyło się przedwcześnie, jednak kiedy poznałam zamiar autorki musiałam przyznać jej rację. Tam, po drugiej stronie zdecydowanie staje się inną „osobą”. Myślicie pewnie, że na tym koniec historii? Nic bardziej mylnego, na wierzch wychodzą skrywane przez dużo lat tajemnice, okazuje się, że zawieść można nie tylko człowieka. Bunt to za mało, zawiść nie daje satysfakcji a oparcie można zyskać tam gdzie nie sięga nawet wyobraźnia. „Dzień, w którym umarłam” nie pozostawia niesmaku, czy rozżalenia . Nie czuję też nawet szczypty dezaprobaty. Jestem mile zaskoczona książką tak wciągającą, pełną wigoru i absurdalnie iluzyjnych wydarzeń iż musiałam poddać się słowu autorki. Inspirowała mnie fantazja, którą w tak barwny sposób autorka kolorowała nierzeczywistość, postacie tak odmienne w własnej osobowości, wszystko to dodawało książce pdf tego specyficznego uroku. Opowieść przeznaczona dla młodzieży, jednak idealnie sprawdzi się w dłoniach wprawnego czytelnika nawet z dość wielkim stażem. Nie bójcie sięgać się po ten gatunek książek. Ja miałam pewne obawy, lecz na szczęście dynamicznie pozbyłam się ich wkraczając w świat Lilim.
Moja ocena (1 gwiazdka) jest oceną na wyrost. Książka ebook jest pompatyczna, chaotyczna, przewidywalna, nudna ... Klasyczna książka ebook z serii "zapchaj dziura", nie wymagająca myślenia, koncentracji, ani zbytniej uwagi. Denerwujące zachowanie głównych bohaterów a także ich "dojrzałe" wypowiedzi typu: "och, jaki on jest zarozumiały ... jak ja go nie lubię!" "ojej, jaka ona jest głupia i denerwującaaa ..." są normalnie irytujące i płytkie. Pomysł ciekawy, wykonanie nie wyróżniające się z tłumu nieciekawych, naciąganych i nijakich książek. Zdecydowanie nie polecam, szkoda czasu i pieniędzy.
Kiedy koniec jest początkiem czegoś z czego nawet nie zdajemy sobie sprawy...Tego rodzaju tematyka w ebookach zawsze mocno mnie interesowała i oto odnalazłam coś idealnego dla siebie. Historia Diletty Mair, bardzo tajemnicza, wciągająca, poruszająca.. Czyta się z dreszczykiem emocji...
Wydawać by się mogło, że w kwestii aniołów i demonów już wszystko zostało napisane. W ciągu paru ostatnich lat powstało mnóstwo powieści, w których występują właśnie te istoty. Jednak młodziutka hiszpańska autorka postanowiła, że to właśnie anioły i demony będą bohaterami jej powieści. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że książka ebook przypadnie mi do gustu, lecz autorka tak bardzo mnie zaciekawiła, że z niecierpliwością czekałam na rozwiązanie całej historii. Zanim jednak przedstawię wam moje odczucia, które towarzyszyły mi podczas czytania, opowiem trochę o fabule tej powieści. Diletta Mair z pozoru jest zwykłą nastolatką. Stara się ukrywać własny tajemnica i nie zdradza nikomu, że jest w stanie zobaczyć zjawy. Kobieta nauczyła się je po prostu ignorować. Jednak pewnego dnia coś się zmienia. Drugiego października dwa tysiące trzeciego roku Diletta Mair umiera. Jeśli jednak myślicie, że to koniec tej historii to jesteście w olbrzymim błędzie. Życie Diletty dopiero się zaczyna... Ogólnie książka ebook nie jest zbyt wybitnym dziełem, więc może nie przypaść do gustu trochę bardziej wymagającym czytelnikom. Jeśli jednak szukacie czegoś co pozwoli wam się oderwać od rzeczywistości to Dzień, w którym umarłam jest strzałem w dziesiątkę. Zaczynając czytać tę powieść, nawet nie przypuszczałam, że tak bardzo mnie ona ciągnie. Trudno było mi choć na chwilę przerwać czytanie, bo za wszelką cenę chciałam dowiedzieć się jak zakończy się historia głównej bohaterki. Akcja tej książki jest naprawdę szybka. Autorka co chwilę dostarcza czytelnikowi świeżych wrażeń i nie pozwala nawet na moment pomyśleć o czymś innym. W tej powieści naprawdę wiele się dzieje, a każda strona jest przepełniona wieloma zdarzeniami. Pisarka idealnie buduje w czytelniku napięcie i sprawia, że przez cały czas targają nim różnorakie emocje. Pomimo tego, że fabuła nie jest zbyt oryginalna, książka ebook tej autorki naprawdę mi się podobała. Oczywiście przed rozpoczęciem z nią przygody, nie nastawiałam się na bardzo ambitną lekturę i być może dlatego się nie rozczarowałam. Dlatego jeśli macie zamiar przeczytać tę opowieść to nie nastawiajcie się na lekturę z górnej półki, lecz raczej na typową opowieść młodzieżową. Z takim nastawieniem z pewnością się nie zawiedziecie. Autorka bardzo nieźle wykreowała bohaterów tej książki. Szczególnie główna bohaterka przypadła mi do gustu. Diletta okazała się ciekawą osobą z intrygującym charakterem. Oczywiście moje serce w całości skradł Alois i to jego z pewnością najbardziej zapamiętam z tej powieści. Bardzo miło czytało się wszystkie dialogi z jego udziałem i nie mogłam doczekać się kiedy ponownie pojawi się świeży wątek z nim w roli głównej. Dzień, w którym umarłam to opowieść doskonała na chwilę relaksu i odstresowania. Po trudnym dniu nieźle jest wziąć do ręki książkę, która pozwoli nam się oderwać od rzeczywistości, a dzieło tej autorki z pewnością się do takich zalicza. Myślę, że historia Diletty Mair spodoba się wielu młodym czytelnikom i z chęcią będą czytali kolejne strony tej powieści. Odrobinę rozczarowała mnie okładka, która moim zdaniem mogła być wiele lepsza. Myślę jednak, że jest to kwestia gustu i może akurat wam przypadnie do gustu.
Opowieść "Dzień, w którym umarłam" była jedną z wrześniowych zapowiedzi, których wyczekiwałam. Opis wydawał mi się ciekawy, intrygujący, lecz jednocześnie wiedziałam, aby nie oczekiwać po niej zbyt wiele, ponieważ to debiut literacki, a nie od dziś wiadomo, że rządzą się one własnymi prawami. Autorką tej książki jest Belen Martinez Sanchez, młodziutka hiszpańska pisarka, laureatka konkursy literackiego na najlepszą opowieść młodzieżową. Jesteście ciekawi, jak mi się spodobała? Cóż, fajerwerków z pewnością nie było.Główną bohaterką tej historii jest Diletta Mair. Wyróżnia ją heterochromia, czyli różnobarwność tęczówek. Jednak nie tylko przez ten aspekt jest inna: Diletta bowiem widzi także duchy odkąd tylko pamięta. Nauczyła się, żeby o tym nie mówić i za wszelką cenę starać się je ignorować. Całe jej życie ulega niewyobrażalnej zmianie, gdy drugiego października dwa tysiące trzeciego roku nastolatka umiera. Diletta odkrywa, iż naprawdę istnieje życie po śmierci... A wraz z nimi anioły i demony.Mam mieszane uczucia po lekturze tej książki. Z jednej strony czytało się ją naprawdę szybko, lecz z drugiej raziły mnie mankamenty tutaj występujące, co po prostu nie pozwoliło mi w pełni na czerpanie z przyjemności z czytania. Muszę przyznać, że to jedna z tych powieści, do których czytania najzwyczajniej w świecie się zmuszałam. Widać gołym okiem, że jest to debiut, a Belen Martinez Sanchez ma jeszcze przed sobą długą drogę do ulepszenia własnego warsztatu pisarskiego. Nie udało jej się na tyle mnie zaciekawić, żebym z wypiekami na twarzy pochłaniała dzieje Diletty. Koncepcja aniołów i demonów to temat rzeka i naprawdę dużo w tej dziedzinie można zdziałać, jednak tutaj według mnie została ona zbyt słabo rozwinięta i zarysowana, tak jakby pisarka nie do końca wiedziała, jak ją czytelnikowi przedstawić. Sanchez także nie udało się uniknąć tego błędu, który spotyka innych początkujących pisarzy: zbyt dynamicznie starała się wyjaśnić własne pomysły. Efekt? Pozbawienie tego uczucia zaintrygowania, ciekawości już na samym wstępie.Bohaterowie normalnie do mnie nie przemówili. Tej młodej hiszpańskiej pisarce brak jeszcze wprawy w pisaniu, a tym bardziej kreowaniu interesujących osobowości. Diletta jest jedną z tych głównych postaci, których nie da się polubić. Wciąż irytująca, infantylna, nierzadko płacząca i generalnie po prostu sprzeczna. Z jednej strony autorka "Dnia..." stara się zaprezentować ją jako asertywną osobę, a z drugiej jako typową sierotkę występującą w tego rodzaju książkach. Jakby sama nie mogła się zdecydować na jeden wariant. Jeśli chodzi o męską stronę do wzdychania - tutaj takiej nie znalazłam, choć w zamierzeniu miał zapewne być to Alois Petersen. Ja naprawdę dużo rozumiem i sama wprost uwielbiam sarkastycznych bohaterów, lecz lubię powtarzać, że we wszystkim trzeba zachować umiar. A Alois niebotycznie wkurza, sprawiał, że chciałam zarzucić tę lekturę i nigdy do niej nie wracać. Podobnie jak u Diletty, u niego również dostrzegłam tą sprzeczność w zachowaniu. Odniosłam wrażenie, jakby Belen Martinez Sanchez brakowało konsekwencji w tworzeniu bohaterów i nadawaniu im unikalnych cech charakteru.Powieść "Dzień, w którym umarłam" niestety, lecz nie spodobała mi się. Zapewne gdybym była o kilka lat młodsza, pisałabym teraz pozytywną recenzję. Młodsza jednak nie jestem i ta książka ebook utwierdziła mnie w przekonaniu, że nawet w powieściach typu young adult poszukuję czegoś, co mnie pochłonie i zaciekawi. Jednak to, że mi ona nie przypadła do gustu, wcale nie znaczy, że u Was będzie tak samo. Jestem pewna, że osobom poszukującym lekkiej i niewymagającej lektury to dzieło się spodoba.
Dzień, w którym umarłam to książka, która intryguje od pierwszych stron. Diletta to klasyczna nastolatka, która nigdy nie zauważała w sobie nad przeciętnych zdolności. Do czasu aż umarła... Wówczas zrozumiała, że istnieje życie po śmierci, a wszystko to, czego do tej pory jej uczono było kpiną. W niebie nie ma aniołów... Są demony, mrok i strach...
Jestem bardzo przyjemnie zaskoczona niniejszym debiutem młodziutkiej hiszpańskiej pisarki, Belen Martinez Sanchez, laureatki Konkursu Literackiego na najlepszą opowieść młodzieżową. Książka ebook podbiła serca nastolatków w Hiszpanii, a teraz usiłuje przypaść do gustu polskim czytelnikom. Moją sympatię już zaskarbiła. Początkowo byłam przekonana, że mam do czynienia z tematyką wampirów, a nie ze skrzydlatymi istotami. Niemniej lekkie rozczarowanie rozpłynęło się we mgle, kiedy tylko zagłębiłam się w fabułę, która wprawdzie jest nieco schematyczna, jednak zawiera ewidentny powiew świeżości. Poznajmy nastoletnią Dilettę, a także jej przyjaciół i najbliższe otoczenie. Kobieta mieszka sama z mamą, gdyż ojciec zostawił je dużo lat temu. W jej życiu nie losy się nic zaskakującego, poza tym, że widzi duchy. Na szczęście nikt nie zna jej sekretu, aż do momentu niefortunnego epizodu z Aloisem. Chłopak odkrywa jej dar, sam też ma własne tajemnice. Autorka zapewniła nam nie lada atrakcje. Od pierwszych chwil czuć wszechobecne napięcie i złowrogi nastrój grozy. Okazuje się, że anioły i demony podjęli walkę o duszę dziewczyny, co w konsekwencji przyczyniło się do jej śmierci. Teraz w czeluściach piekieł usiłuje zacząć ''żyć'' od nowa. Z jakim to wyjdzie rezultatem? Spodobała mi się zgoła odmienna wizja pisarki dotycząca piekła i nieba. Człowiek po śmierci może sam dokonać wyboru, po której stronie mocy pragnie stanąć. Interesująca perspektywa. Na dodatek, nie ma tu typowego podziału na nieskazitelnie niezłych aniołów i odrażających diabłów. Pokazane są także różnorakie odcienie szarości.Największym atutem tej książki są jej bohaterowie: naturalna, pewna siebie, zadziorna, pyskata, lecz również wrażliwa, dobroduszna i bojaźliwa w obliczu zagrożenia, Diletta a także ''… okrutny, zarozumiały, wyniosły, arogancki, zimny, dumny, bezwzględny, porywczy, bezduszny, nieczuły, powierzchowny, pyszny, egocentryczny?'' Alois, demon z wyższym niż Mount Everest ego. Lecz za tą fasadą zła kryje się jednak zalążek dobra, który za sprawą Diletty zdaje się ewoluować. Pomiędzy nimi iskrzy aż miło. Nie myślcie jednak, że dostaniecie słodki niczym miód wątek miłosny. Przeciwnie. Ich relacje są oparte na wzajemnych docinkach, uszczypliwościach czy sarkastycznych wypowiedziach. Rozrywka gwarantowana.Powieściopisarka ma lekkie, łatwe pióro, pisze ciekawie, szybko i bardzo obrazowo. Pierwszoosobowa narracja prowadzona jest z punktu widzenia Diletty i Aloisa. Dzięki temu bez trudu można przeniknąć do ich myśli, uczuć i lepiej zrozumieć ich zachowanie i emocje, które nimi targają. Tempo akcji całkiem żwawe, wydarzenia gonią wydarzenia, wśród nich kryją się m.in.: zdrady, spiski, ataki wrogów, krwawe bitwy, zagadkowe morderstwa, ucieczki, itp. W wielu sytuacjach bohaterowie będę musieli wykazać się nie lada męstwem, sprytem, odwagą a także pomysłowością. Nierzadko będą podejmować wybory, nie zawsze zgodne z tym co czyni tłum. Lecz dzięki temu stają się bardziej wiarygodni dla czytelnika. Nie brak również znacznej dawki czarnego humoru. Minus daje jedynie za drugoplanowe postacie, które w moim mniemaniu są za mało wyraziste i charakterne. Mimo to w ogólnym rozrachunku jest to pozycja frapująca i godna uwagi.Nie żałuję czasu spędzonego przy tej lekturze, dlatego zalecam ją wszystkim fanom gatunku i nie tylko. Znajdziecie tu przyjaźń, miłość, zdrady, wzajemne nieporozumienia, konflikty, niechęci, urazy, walkę z swóim losem, z swoimi przekonaniami i spojrzeniem na rzeczywistość a także widowiskowe konfrontacje pomiędzy aniołami a demonami itp. Zapraszam do czytania.
Diletta Mair uważa się za najprzeciętniejszą z przeciętnych nastolatków. Zresztą wszystkie znaki na to wskazują, nie jest żadną pięknością i nad dobrą zabawę przekłada naukę. Ma raczej niewielkie grono najlepszych przyjaciół. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie dwie rzeczy, które wyróżniają ja spośród tego grona. Kobieta ma, bowiem heterochromię, czyli każde oko ma inny kolor tęczówki, a także… potrafi widzieć duchy. Mimo to kobiecie udaje się jakoś z tym pogodzić i żyć normalnie. Nie przypuszcza jednak, że jedno przypadkowe i dziwne spotkanie, a właściwie mała kraksa, spowoduje takie ogromne zmiany w jej życiu. Wszystko zaczęło się przemieniać gdy na początku nowego roku, Diletta w wyniku niefortunnego zbiegu wydarzeń, zderzyła się z Aloisem Petersenem. Wszystko byłoby w miarę nieźle gdyby nie fakt, że tylko ona go widzi. Jego dziwaczny strój i floret w rękach wywołał jej sporą konsternację. Tym bardziej, że z powodu tego ostatniego, Diletta został zadraśnięta w przedramię. To właśnie z powodu tej rany, wszystko zaczyna się walić. Zjawy, które do tej pory nie miały pojęcia o zdolnościach kobiety teraz niespodziewanie nie dają jej spokoju. To nagłe zainteresowanie sprawi, że dynamicznie przyjdzie jej skonfrontować własne wiadomości na temat aniołów i demonów z tym jak jest naprawdę. Wszystko przez Aloisa Petersena. To przez niego data 2 października 2003 roku nieustanna się też datą śmierci dziewczyny.Muszę przyznać, że gdy pierwszy raz dane mi było przeczytać notkę wydawcy na temat tej powieści, poczułam się ponad wyraz zaintrygowana. Co prawda okres boomu na powieści z pierzastymi w rolach głównych, już dawno minął, a i było ich tyle, że miałam wrażenie, iż nic nowego nie przyjdzie nam poznać. Jednak wcale nie zniechęcało mnie to do tego, żeby pochłonąć kolejną z nich. Zwłaszcza, że anioły miały tutaj grać jakieś tam poboczne i epizodyczne scenki. Szkoda tylko, że z powodu mojej ciekawości, znowu wywindowałam własne oczekiwania dość wysoko, co niestety odbiło mi się lekką „czkawką”. Już sam początek niestety nie zwiastuje niczego dobrego, chociaż muszę przyznać, ze mimo schematyczności i wszechogarniającej nudy, autorka i tak jakimś cudem potrafi zatrzymać czytelnika. Być może dużą zasługą tego jest fakt, że od razu zostajemy zarzuceni masą informacji a także sekretów do rozwiązania. Najlepszych tego określenie byłoby, że oba te fragmenty mnożą się niczym grzyby po deszczu i to zaledwie na kilkunastu stronach. Cała reszta to po prostu stopniowe rozwikływanie tego galimatiasu. Niestety rozpacza na tym zarówno fabuła jak i tempo akcji, które przez większość czasu jest raczej minimalne. Co prawda zdarzają się nagłe zwroty, dzięki czemu rozwój opisanych zdarzeń nabiera zarówno rumieńców jak i prędkości. Niestety nie niweluje to faktu, że idealny pomysł, jaki miała autorka, został wykonany tylko w połowie.Co mnie jeszcze drażniło w tej powieści? Hmm… na pewno to, że znaczna element sytuacji, w jakie autorka wikłała własne postacie, nie miało w ogóle żadnego początku. Zupełnie nie było wiadomo, z jakiej przyczyny przydarzają się one bohaterom i jaki jest w ogóle ich cel. Przede wszystkim jednak, były zupełnie pozbawione sensu. Idealnym przykładem takiego stanu rzeczy jest wątek miłosny, jaki zawiązał się między Dilettą i Aloisem, dwójką bohaterów, którzy wprost pałali do siebie zawiścią i pogardą. Ja rozumie, że „do zakochania jeden krok…” i „od zawiści do miłości krótka droga”, lecz proszę Was: nie przesadzajmy! No dobra, może w przypadku samej Diletty jakoś bym to przełknęła, ponieważ ta kobieta to typowe „ciepłe kluchy”, lecz nie w przypadku Aloisa, którego Sanchez od początku kreowała na aroganckiego i zadufanego w sobie ignoranta (po prostu dupka, jakich mało). W tym drugim przypadku taki splot zdarzeń najzwyczajniej w świecie – staje ością w gardle.Jeżeli jesteśmy już przy temacie bohaterów to musze powiedzieć, że mam zupełny mętlik w głowie. Z jednej strony: strasznie mnie irytowali, można nawet powiedzieć, że wręcz wkurzali i to do tego stopnia, iż miałam ochotę nie tylko rzucać książką gdzie popadnie, lecz także uważałam ich za największy mankament tej powieści (nawet przez niewykorzystanym potencjałem samego pomysłu na opowieść). Natomiast z drugiej strony: wystarczyło przekręcić kartkę, a robili coś takiego, że momentalnie wszystko się zmieniało. Na mojej buzi pojawiał się szeroki uśmiech, a uczucia ulegały znacznemu ociepleniu. Jednym słowem – istna kolejka górska. To, co prawdopodobnie najbardziej przypadło mi do gustu i jako tako uratowało ocenę Dnia, w którym umarłam to samo zakończenie. Od razu widać, ze autorka już na samym początku miała je całkowicie przygotowane i to w najdrobniejszych szczegółach. Akcja jest żywa i pełna niespodzianek, chociaż niektórych elementów, można domyślić się wcześniej. Belen Martinez Sanchez postarała się, żeby chociaż na sam koniec, czytelnik się nie nudził.