Czego oczy nie widzą okładka

Średnia Ocena:


Czego oczy nie widzą

"Pani to ma fajną pracę. Przyjdzie sobie na godzinkę, coś tam przeczyta i do domu" – to zdanie Beata Tadla usłyszała setki razy. W końcu postanowiła opowiedzieć historie, które ułożyły się w album wyjątkowych wspomnień z pracy w radiu i telewizji. Kulisy wpadek, reakcje na niespodziewane zdarzenia, najtrudniejsze momenty, niesforni goście, kłopotliwe prezenty, śmiech, łzy, nerwy, chwile zwątpienia i satysfakcji – to i jeszcze dużo innych opowieści z drugiej strony ekranu znaleźć można w "Czego oczy nie widzą".

Szczegóły
Tytuł Czego oczy nie widzą
Autor: Tadla Beata
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Rok wydania: 2016
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Czego oczy nie widzą w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Czego oczy nie widzą PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Arturion

    Beata Tadla, dla niektórych czytelników mediów plotkarskich, jedynie partnerka Jarosława Kreta, zdobywa się na kolejną ciekawą książkę. Obawiałem się, że będzie to "słodka zemsta" za zwolnienie z Telewizji Publicznej, a tu nic z tych rzeczy. No, może "prawie nic". O zwolnieniu jest, ale - trzeba przyznać - z dużą klasą. W ogóle Tadla zrobiła na mnie większe wrażenie niż Kamil Durczok, którego książkę również recenzowałem. Tu nie nic z "poprawiania wizerunku", jest łatwa opowiadanie o prostej kobiecie z prowincji i brzmi wiarygodnie.Mało kto wie, że Beata Tadla zaczynała od radia i to w Legnicy. Stamtąd trafiła do Warszawy i to do radia katolickiego. Dopiero później trafiła do telewizji i nie od razu jako "twarz". W stolicy długo klepała biedę (nieoceniana pomoc rodziców), zanim wyrobiła sobie markę.Oczywiście dostajemy masę anegdot i wesołych (o ekranowych wpadkach) i mniej (np. o sytuacji na Majdanie). Ale to nie one decydują o wartości książki, to zawodowa pasja i szacunek do czytelnika wzbudzają - co tu kryć - uczucia wzajemności.Cenną wiedzą jest również objaśnienie telewidzom, że praca prezenterki to nie "wyglądanie" i czytanie z promptera. Aby mieć co czytać, trzeba najpierw to napisać...Tadla przeszła odwrotną drogę zawodową niż Durczok (kolejność pracy w TVN i w TWP) i ma też... odwrotne opinie. W skrócie jej zdanie: TVN to kosmos techniczny względem publicznej, ale ludzie w tej ostatniej to znacznie lepsza ekipa. I to także brzmi na plus.

  • Erna Eltzner

    Dziennikarstwo nie jest łatwym rzemiosłem. Wymaga ogromu pracy, szeroko otwartych oczu, umiejętności radzenia sobie z krytyką. Ponieważ ta ostatnia potrafi przewijać się przez całą karierę. Karierę trudną, lecz wartą poświęceń.Beata Tadla — dziennikarka, początkowo związana z radiem, następnie z telewizją. I to głównie z telewizji ją znamy, a co najmniej kojarzymy. Ma za sobą rozdział aktorski, pisze również książki. Oto następna z nich, traktująca o ścieżce zawodowej Tadli, lecz nie tylko. Autorka zdradza kulisy tego, co losy się za kamerą. Walczy z mitami, przedstawia dużo anegdot i stara się „odczarować” fałszywy obraz mediów. Zestaw różnorakich sytuacji, czasem smutnych, czasem naprawdę wesołych, godnych opisania i zapamiętania.Beata Tadla mimo woli wzbudza kontrowersje. Ostatni rok przyniósł dużo zmian, a ona sama zmagała się z narastającą falą oszczerstw. Tak, zaczęła być kojarzona przede wszystkim jako partnerka Jarosława Kreta, nieustanna bywalczyni portali plotkarskich. Pojawiały się kolejne wyrwane z kontekstu wypowiedzi, ludzie żywo dyskutowali w komentarzach. I jakoś większość osób zapomniała o roli dziennikarki, sprowadzając Tadlę do zwykłego gwiazdorzenia. Przyznaję, początkowo sceptycznie podchodziłam do naszej bohaterki. Postanowiłam sięgnąć po książkę jej autorstwa, żeby móc sobie w końcu wyrobić konkretne zdanie. Zainteresował mnie również opis. Wydaje się, że nieźle znamy media, zwłaszcza telewizję. Jednak widz przychodzi „na gotowe”. Za krótkim program stoi cały sztab pracowników, półgodzinne nagranie wymaga całego dnia przygotowań. Tematyka ciekawa, dlatego warto odrzucić wszelkie uprzedzenia. Czy było warto? Owszem. Dużo wyniosłam z tej lektury, przeszła moje początkowe oczekiwania.Autorka przedstawia ćwierć wieku swej kariery. Poprzez wzloty i upadki, bogaty dorobek. Poprzez urywki wspomnień poznajemy polską telewizję na przestrzeni lat, pojawiające się zmiany, Moją uwagę przyciągnął swoisty „slang” stosowany wśród osób z branży. To ogromna ciekawostka, warta zapamiętania albo zaznaczenia. Przyda się zwłaszcza studentom dziennikarstwa i pokrewnych kierunków — troszkę nietypowy podręcznik, lecz zaręczam, że przydatny. Zwłaszcza od sfery emocjonalnej, to muszę podkreślić. Tadla przekonuje, że praca w mediach nie należy do łatwych i przyjemnych. Trzeba być gotowym na spadającą krytykę, czuwanie do późnych godzin nocnych, nierzadko telefony o dziwacznych porach. Podkreśla, że reporterem jest się tak naprawdę całą dobę.Wspominałam o nawale przykrych słów. W publikacji poświęcono dużo miejsca wyjaśnieniom dotyczącym wpadek. Kiepski makijaż, przejęzyczenie. Wszystko można wytknąć, a ocenianie z perspektywy widza należy do prostych czynności. Beata Tadla po stracie pracy przekonała się, że sama zaczęła spoglądać niczym zwykły telewidz. To był jeden z bodźców do napisania książki, według mnie, godny zauważenia. Prezenterzy też są ludźmi, mają prawo do pomyłek, a restrykcyjna ocena bywa przesadzona. Oczywiście, każdy ma sympatie i antypatie. Mimo tego należy popatrzeć obiektywnie, choć to niełatwa sztuka.„Czego oczy nie widzą” należy do pozycji szczerych. Czuć pasję do dziennikarstwa, brak chęci do wykonywania czegoś innego. Po prostu, powołanie. Można lubić Beatę Tadlę lub nie, lecz trzeba przyznać, że to dziewczyna ambitna. Przyjemnie czytało się śmieszne sytuacje łatwo z planu, opis zdarzeń kluczowych nie tylko dla Polski, lecz również całego świata. Wielki plus za wkładkę ze zdjęciami, szczególnie przypadło mi do gustu to dokumentujące ruchomą platformę. Wiedziałam, że telewizja posuwa się do różnorakich sztuczek, jednak same domysły są niczym. Zafascynował mnie proces tworzenia, towarzyszy mu adrenalina, trzeba miłować tę atmosferę oczekiwania. Ciągle być na bieżąco. Tym się żyje.Publikację zalecam przede wszystkim pragnącym poznać media z drugiej strony. Nie jako odbiorca. Oczami autorki jeszcze raz spoglądamy na wcześniej słynne tragedie i momenty chwały, które poruszyły społeczeństwo. To również niezły bodziec do szukania dodatkowych informacji o dziennikarstwie. Realny temat-rzeka.

  • zolzowata_franca

    Beata Tadla to dla mnie przede wszystkim dziennikarka, zresztą bardzo dobra. Nie miałam pojęcia, że ma już w swoim dorobku kilka książek. Kiedy okazało się, że mam szansę przeczytać jej najnowszą książkę, nie zastanawiałam ani chwili. Zawsze darzyłam ją sympatią i szacunkiem za jej rzeczowość i prawdziwość."Czego oczy nie widzą" to historia jej dorobku zawodowego, a Pani Beata własną pracę rozpoczęła jeszcze podczas nauki w liceum, w Radiu Legnica. Zanim trafiła do telewizji z której ją znam, po drodze pracowała w Radiu Eska a także Plus, skąd powędrowała do TVN,a dalej do TVP.Praca dla Pani Beaty to zarazem pasja, zdradza czytelnikowi małe sekrety dotyczące montażu, pracy w studio, czy choćby zachowań polityków podczas programów publicystycznych i wywiadów. Przemyka przez 25 lat, zatrzymując się na dłużej przy wydarzeniach, które na długo pozostaną w jej pamięci. Chwilach wesołych, gdzie ciężko było na wizji utrzymać powagę, lecz też niełatwych i smutnych dla wszystkich Polaków. Autorka nawiązuje do "dobrej zmiany", jaka zawitała w telewizji publicznej, po objęciu rządów przez PiS. Dzielnie omawia układy i układziki, które panowały od roku 2015 do czasu zwolnienia jej w styczniu 2016 roku. Szok! Osobiście ciężko mi było pojąć, jak można w tak krótkim okresie zniweczyć pracę niezłych dziennikarzy. Po przeczytaniu tej książki nic mnie już nie jest w stanie zdziwić.Mocno zalecam książkę, a sama żyję nadzieją, że niebawem znów ujrzymy Panią Beatę przedstawiającą wiadomości w programie I Telewizji Polskiej. Wiadomości prawdziwe, a nie przekłamywaną rzeczywistość.Podziękowania dla Wydawnictwa Rebis.