Comanche. Tom 8. Szeryfowie okładka

Średnia Ocena:


Comanche. Tom 8. Szeryfowie

Seria "Comanche" ukazywała się w Belgii i Francji od 1972 roku, a ostatni tom pierwszego cyklu wydano w 1983 roku. Hermann, będący wtedy wschodzącą gwiazdą komiksu frankofońskiego, tym właśnie tytułem wywalczył sobie miejsce wśród najistotniejszych autorów komiksu europejskiego. W 2016 roku fakt ten został ukoronowany przyznaniem mu Grand Prix Festiwalu w Angoulême. Komiksy Hermanna – serie "Wieże Bois-Maury", "Bois-Maury" a także pojedyncze tomy "Staruszek Anderson", "Stacja 16", "Bez przeznaczenia" (scen. Yves H.) i "Krwawe gody" (scen. Jean Van Hamme) – powinien znać każdy fan europejskiego komiksu.

Szczegóły
Tytuł Comanche. Tom 8. Szeryfowie
Autor: Regnier Michel, Huppen Hermann
Rozszerzenie: brak
Język wydania: polski
Ilość stron:
Wydawnictwo: Prószyński Media
Rok wydania:
Tytuł Data Dodania Rozmiar
Porównaj ceny książki Comanche. Tom 8. Szeryfowie w internetowych sklepach i wybierz dla siebie najtańszą ofertę. Zobacz u nas podgląd ebooka lub w przypadku gdy jesteś jego autorem, wgraj skróconą wersję książki, aby zachęcić użytkowników do zakupu. Zanim zdecydujesz się na zakup, sprawdź szczegółowe informacje, opis i recenzje.

Comanche. Tom 8. Szeryfowie PDF - podgląd:

Jesteś autorem/wydawcą tej książki i zauważyłeś że ktoś wgrał jej wstęp bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zgłoszony dokument w ciągu 24 godzin.

 


Podgląd niedostępny.

 

promuj książkę

To twoja książka?

Wgraj kilka pierwszych stron swojego dzieła!
Zachęcisz w ten sposób czytelników do zakupu.

Recenzje

  • Fantasy-Bestiarium

    „Comanche #8 - Szeryfowie” autorstwa Hermanna Huppena i Michela Grega po raz następny zabiera nas do niebezpiecznego świata Dzikiego Zachodu. Seria „Comanche” zaczęła ukazywać się w Belgii a także Francji w 1972 do 1983 roku. To właśnie tą serią Hermann wywalczył sobie miano wschodzącej gwiazdy i w 2016 roku został uhonorowany przyznaniem mu Grand Prix Festiwalu w Angouleme. Jest to idealna seria, która powinna spodobać się fanom westernów a także pozycji z szybką, wartką akcją. Ciekawie napisana historia okraszona realistycznymi ilustracjami potrafi wciągnąć od pierwszej do ostatniej strony, dostarczając niemałych wrażeń. Red Dust dokłada wszelkich starań, żeby odbudować spopielone ranczo, facet pragnie stabilizacji, jednak spokój nie może trwać długo. Nagle Red Dusta odnajduje szóstka rewolwerowców, byłych stróży prawa, którzy pragną krwawej zemsty na ludziach Ruhmanna. Dust z początku nie chce się zgodzić na ich propozycję, jednak gdy jego bliscy są w niebezpieczeństwie, musi przystać na ich warunki. Następna karkołomna misja zaczyna się nieubłaganie. Komiks jest klasyczną opowieścią o Egzotycznym Zachodzie, która już od pierwszych chwil potrafi zaciekawić barwnymi bohaterami z krwi i kości. Od strony graficznej całość wygląda też okazale, a kadry i sylwetki postaci potrafią zapaść na długo w pamięci. Twórca dzieli się obficie z czytelnikami własnymi pomysłami i nie pozwala się nam nudzić ani przez moment. Postać Red Dust da się lubić, dzięki czemu śledzimy jego dzieje z zapartym tchem. Miejscami brutalny i mroczny komiks powinien spodobać się czytelnikom lubiącym tego typu pozycje. „Comanche #8 - Szeryfowie” przyciąga do czytania dopracowanymi plenerami, pietyzmem wykonania licznych detali a także nieźle skonstruowanym scenariuszem. Kolorystyka komiksu wykonana przez Fraymonda też wypada na plus, dzięki czemu w nasze ręce trafia pozycja dopracowana, i jak najbardziej warta uwagi. Dziki Zachód po raz następny zaprasza nas wieloma niebezpieczeństwami i nieustraszonymi herosami, którzy pomimo licznych wad starają się postępować słusznie. Polecam. http://fantasy-bestiarium.blogspot.com/2017/11/comanche-8-szeryfowie-hermann-huppen.html

  • Wkp

    SIEDMIU WSPANIAŁYCH Jak długo seria komiksowa może wytrzymać bez tytułowego (nie mówię głównego, ponieważ Comanche nigdy nie zajmowała w niej tak ważnego miejsca jak Red Dust) bohatera? Na to zapytanie prawdopodobnie nie trzeba opowiadać. Chociaż jej rola malała z tomu na tom, aż w siódmej części właścicielka rancza niemalże przestała występować, teraz znów pojawia się na stronach albumu i wprowadza pewną nostalgiczną nutę do opowieści. A sama historia, jak zwykle, jest znakomita, wciągająca i przede wszystkim absolutnie zniewalająco zilustrowana. Po opuszczeniu Comanche i towarzyszy, Red Dust odnalazł własne zacisze na ranczu Duncana, miejscu, które aż za bardzo przypominało mu Trzy Szóstki. Teraz jednak przeszłość upomina się o niego, kiedy zjawia się szóstka rewolwerowców – byłych stróży prawa, którzy chcą rozliczyć się z posiadającymi małą armię Ruhmannami. Dust nie zamierza mieszać się w ich sprawy, póki niebezpieczeństwo nie dotknie nikogo dla niego ważnego. Jednak jak się okazuje, jedną z osób broniących się przed Ruhmannami jest nie kto inny, jak Comanche. Red dołącza do drużyny i tak zaczyna się następna niebezpieczna misja… Od początku mojej przygody z „Comanche” zastanawiam się czemu ta seria tak mnie kupiła. Nie lubię westernów, mam kilka ulubionych, lecz komiksy z tego gatunku, nawet taka legenda, jak „Blueberry”, nigdy do mnie nie trafiały. Poza tym nigdy również nie należałem do fanów twórczości Hermanna – owszem, doceniałem jego talent, lecz dziwne twarze bohaterów jakoś do mnie nie trafiały. Co więc zadziałało w tym przypadku? Po pierwsze „Comanche” to nie tyle typowa opowiadanie o Egzotycznym Zachodzie, co jej europejska odmiana – taki komiksowy odpowiednik spaghetti westernu, brudny i zdystansowany. Po drugie prace Hermanna z tego okresu (seria zaczęła ukazywać się w 1972 roku a ten tom pochodzi z 1980) są inne, równie realistyczne co współczesne, lecz o dużo lepiej oddające twarze bohaterów. Twórca ma wprawdzie własne ciągoty do ich zniekształcania, jednakże są to rzeczy drobne i nie rzucające się szczególnie w oczy. Cała reszta strony graficznej jest jednak absolutnie zachwycająca. Rewelacyjne plenery, dbałość o detale, niesamowicie klimatyczne scenerie, świetne oddanie światłocieni… Wymieniać można by długo. Do tego dochodzi doskonały kolor Fraymonda. Co się zaś tyczy fabuły, jak zwykle mamy tu do czynienia z przygodowo-sensacyjną opowieścią, pełną zagrożeń i potyczki o to, co słuszne. Jest tu coś z historii o szukaniu swojego miejsca w świecie, który się zmienia – te zmiany na dodatek, postęp, jaki wkracza na Dziki Zachód, są jedną z najciekawszych rzeczy, jakie „Comanche” ma do zaoferowania – jest również jakaś dziecięca fascynacja opowieściami o niezłomnych herosach pełnych wad, lecz twardych i walecznych – i sympatyczne nawiązania do klasyki gatunku w stylu „Siedmiu wspaniałych” (jednego z nielicznych westernów, jakie cenię). Jak dla mnie idealna seria, która spodoba się nie tylko fanom westernów. Miło napisana, doskonale zilustrowana, wciąga i dostarcza dobrej zabawy. Zalecam gorąco!