Roxane van Iperen - Siostry z Auschwitz
Szczegóły |
Tytuł |
Roxane van Iperen - Siostry z Auschwitz |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Roxane van Iperen - Siostry z Auschwitz PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Roxane van Iperen - Siostry z Auschwitz PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Roxane van Iperen - Siostry z Auschwitz - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Spis treści
Karta redakcyjna
Słowo wstępne
Prolog. Człowieku, odważ się żyć
CZĘŚĆ I. WOJNA
1. Skok z okna Binnenhofu
2. Bitwa o Nieuwmarkt
3. Brunatna zaraza
4. Strajkujcie! Strajkujcie! Strajkujcie!
5. Dzieci wojny
6. Rewizja w mieszkaniu
7. Oś ruchu oporu
8. Kuracja głodowa
9. Uwięzienie
10. Czas uciekać
11. Pierwszy pociąg
12. Bergen aan Zee
13. Befsztyk z grzybów
14. Siostry Jansen
CZĘŚĆ II. WYSOKIE GNIAZDO
1. Willa w lesie
2. „Wolny Artysta”
3. Sąsiedzi
4. Maski
5. Wspólnicy
6. Niechciane spotkania
Strona 4
7. Sokół
8. Piosenka jesienna
9. Chiński wazon
10. Kula
11. Westerbork
12. Ostatni pociąg
13. Porwana
CZĘŚĆ III. PRZETRWAĆ
1. Podróż na wschód
2. Czy znasz może Mosselmana?
3. Fiołek Lien
4. Marsylianka
5. Obóz Gwiazdy
6. Burza
7. Święta
8. Miasto umarłych
9. Ostatnia droga
Epilog. Człowieku, odważ się żyć (bis)
Po Wysokim Gnieździe
Podziękowania
Źródła
Zdjęcia
Przypisy
Strona 5
Tytuł oryginału ’t Hooge Nest
Przekład ANNA GREGOROWICZ-METZ
Wydawca KATARZYNA RUDZKA
Redaktor prowadzący ADAM PLUSZKA
Redakcja IDA ŚWIERKOCKA
Korekta JAN JAROSZUK, BEATA WÓJCIK
Projekt okładki © Orion Books
Adaptacja projektu okładki DAWID GRZELAK
Koordynatorka produkcji PAULINA KUREK
Zdjęcia na okładce © Shutterstock
Opracowanie graficzne i typograficzne, łamanie
Tłumaczka gorąco dziękuje dr. Piotrowi Pazińskiemu i dr Karolinie Szymaniak za nieocenioną pomoc
w kwestiach dotyczących języka i kultury jidysz. Składa także gorące podziękowania Ryszardowi
Turczynowi.
Przekład powstał dzięki wsparciu finansowemu Dutch Foundation for Literature
’t Hooge Nest
Copyright © by Roxane van Iperen, 2018
Copyright © for the translation by Anna Gregorowicz-Metz
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2023
Warszawa 2023
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-67790-53-6
Wydawnictwo Marginesy Sp. z o.o.
ul. Mierosławskiego 11A
01-527 Warszawa
tel. 48 22 663 02 75
redakcja@marginesy.com.pl
www.marginesy.com.pl
Konwersja: eLitera s.c.
Strona 6
SŁOWO WSTĘPNE
Kiedy wjeżdżamy na leśną dróżkę i pomiędzy drzewami otwiera się widok na
dom, jesteśmy wprost oczarowani. Przysłowiowa „chatka na odludziu”, której
szukaliśmy, w żaden sposób nie pokrywa się z tym, co mamy przed sobą – ten
dom jest ogromny i ma nawet własną nazwę: Wysokie Gniazdo. Nasz wzrok
przesuwa się po majestatycznej fasadzie, ceglanych ścianach porośniętych
bluszczem i oknach z otwartymi skrzydłami starych okiennic. Wszystko tu
tchnie historią i świetnością, ale bez pretensjonalności i sztywności, która często
się z nimi wiąże. Przeciwnie: dziki leśny ogród, wysoka trawa, kołyszące się tu
i tam sznurowe drabinki i sad za domem zapraszają do biegania, zabawy,
rozpalania ogniska i długich wieczornych rozmów pod gwiaździstym niebem,
niezakłócanych przez zamieszkany świat. Patrzymy na siebie i myślimy o tym
samym: zamieszkać tu.
Dzieje się coś niebywałego. Pod koniec lata 2012 roku mój mąż i ja
z trojgiem naszych dzieci, długowłosym owczarkiem niemieckim i trzema
kotami wprowadzamy się do dużej przyczepy kempingowej ustawionej
w ogrodzie Wysokiego Gniazda i zaczynamy długi proces przywracania blasku
temu wyjątkowemu miejscu. Przystępujemy do odnawiania ścian, szlifowania
schodów; po usunięciu paneli ukazują się sufity z pomysłowym belkowaniem.
Gołymi rękami zrywamy wykładzinę i prawie w każdym pokoju odkrywamy
puste miejsca pod drewnianą podłogą i skrytki za starą boazerią. Znajdujemy
tam ogarki świec, nuty, stare gazetki ruchu oporu. W ten sposób zaczyna się
również rekonstruowanie historii Wysokiego Gniazda. Oszałamiającej historii,
która – jak się okaże – obejmuje ważną część naszej wojennej przeszłości,
szerzej nieznanej – nawet w okolicy, gdzie stoi dom.
Rozmawiam z dawną właścicielką, tutejszymi mieszkańcami i sklepikarzami
z pobliskich wiosek, zagłębiam się w księgach katastralnych i archiwach, i raz
po raz coś mnie zaskakuje. W kulminacyjnym momencie II wojny światowej,
kiedy zatłoczonymi pociągami wywożono ludzi do obozów koncentracyjnych,
a Endlösung der Judenfrage, czyli „ostateczne rozwiązanie kwestii
Strona 7
żydowskiej”, stawało się faktem, w Wysokim Gnieździe dwie żydowskie siostry
stworzyły miejsce schronienia dla prześladowanych i ośrodek ruchu oporu.
W następnych latach poznaję potomków tej grupy ludzi, a ukrywające się
kiedyś tutaj dzieci, teraz już dorośli ludzie, ponownie pojawiają się w domu.
Dzielą się ze mną wspomnieniami i dokumentami, dzięki którym mogę
przywrócić tej historii barwę i oddać głos siostrom.
Powoli, choć niepowstrzymanie, pokój po pokoju, kawałki puzzli układają się
w niewyobrażalną wręcz historię, która obecnie, sześć lat później, ukazuje się
w formie drukowanej. To historia potwierdzająca moje pierwsze przeczucie: ten
dom jest większy od nas. My jesteśmy tylko przechodniami mającymi szczęście
w nim mieszkać.
Strona 8
PROLOG
Człowieku, odważ się żyć
Tę historię rozpoczyna piosenka. Mimo że w 2017 roku obchodziła setne
urodziny, nadal jest jedną z najbardziej znanych piosenek w Holandii,
uwielbianą przez wszystkie warstwy społeczne oraz śpiewaną przez każde
pokolenie: Człowieku, odważ się żyć.
Dirk Witte, cudowne dziecko nauczycieli z regionu Zaanstreek, już w bardzo
młodym wieku pisze muzykę i teksty. Zdaniem jego rodziców kariera muzyczna
nie oznacza poważnego sposobu na życie, toteż kiedy w 1900 roku, mając
piętnaście lat, kończy szkołę, zaczyna pracę w handlu drewnem w Zaandam.
W wolnym czasie nadal jednak uparcie komponuje muzykę i pewnego
wiosennego dnia 1914 roku bierze los w swoje ręce. Wchodzi do filharmonii
w Amsterdamie w momencie, gdy przepełniona po brzegi sala podziwia
występy światowej sławy holenderskiego piosenkarza i artysty kabaretowego
Jeana-Louisa Pisuisse’a. Jego repertuar z powodu braku dobrych niderlandzkich
tekstów składa się z utworów francuskich, angielskich i niemieckich. Po
przedstawieniu Dirk puka do drzwi garderoby, w której Pisuisse zmywa
makijaż, i zwraca się do niego: „Jestem tylko sprzedawcą drewna w Zaandam,
ale dla kilku towarzystw śpiewaczych w naszej miejscowości napisałem
piosenki, które bardzo podobają się ludziom. Wybrałem najlepsze. Czy zechce
pan posłuchać?”[1].
Wręcza Pisuisse’owi tekst piosenki Moja pierwsza, o rodzącej się miłości
chłopaka do dziewczyny z chóru, uczuciu kończącym się gwałtownie, kiedy
chłopak traci głos:
Lecz kiedy nagle straciłem głos
Ona rzuciła mnie, taki los.[2]
Jednak chłopak przez całe życie myśli o „swojej pierwszej”, aż do dnia
własnego ślubu:
Strona 9
A kiedy na ślub z inną czas nadejdzie
I wydam przyjęcie, gdzie pięknie będzie
Fraki i suknie, kwiaty okazałe
Wujkowie i ciocie, i wino białe
Gdy spojrzę na wybrankę, smutek serce oprzędzie
W kościele przy ołtarzu, gdzie oboje
Staniemy na kobiercu, trzymając dłonie swoje
Podczas gdy ludzie napatrzeć się nie mogą
Na pana młodego i pannę młodą
I wszyscy wraz tak pięknie, że aż się boję
Zaśpiewają, a radość będzie biła z ich min
Dla nas marsz weselny z opery Lohengrin
A ja słuchając tych pięknych głosów
Sopranów, altów i basów
Znów na chwilę pobiegnę myślami do mej pierwszej.
Pisuisse jest zachwycony, włącza piosenkę do swojego repertuaru i wkrótce
Moja pierwsza rozbrzmiewa we wszystkich holenderskich domach. Spotkanie
z pionierem holenderskiego kabaretu na dobre odmienia życie Dirka Wittego,
a ich współpraca prowadzi do powstania wielu utworów, które zostawią ślad
w zbiorowej pamięci mieszkańców tego kraju.
Kilka miesięcy po ich pierwszym sukcesie, 28 czerwca 1914 roku, w Sarajewie
zastrzelono austriackiego następcę tronu Franciszka Ferdynanda – było to
ostatnie wydarzenie prowadzące do rozpoczęcia I wojny światowej,
a jednocześnie pierwsza przeszkoda na drodze Dirka do kariery.
Pod koniec lipca ogłoszona zostaje w Holandii mobilizacja setek tysięcy
mężczyzn. „Wszyscy poborowi natychmiast do broni!” – wzywają plakaty
rozlepione w całym kraju. Biją dzwony na wieżach kościołów; ze strychu
ściągane są plecaki wojskowe, a małżonki całowane na pożegnanie, kiedy
kilkaset tysięcy poborowych musi zameldować się w koszarach, składach,
magazynach, a z braku miejsca, nawet w domach u obcych ludzi. Wśród nich
Dirk Witte, który jako dwudziestodziewięciolatek ma obowiązek zgłoszenia się
Strona 10
do wojska. Chociaż prawdziwa walka toczy się poza granicami kraju – Niemcy
zostawiają Holandię w spokoju, a Holandia jednoznacznie deklaruje neutralność
– kolejne lata wojny odciskają na nim głębokie piętno. Zwłaszcza z powodu
sąsiedniej Belgii, która odmawia niemieckim wojskom pozwolenia na przejście
przez swoje terytorium. Niemcy, żeby złamać opór Belgów, reagują
egzekucjami niewinnych mieszkańców i podpalaniem wiosek,
a w konsekwencji dziesiątki tysięcy Belgów uciekają do holenderskiej
Limburgii. 15 września 1914 roku w mowie tronowej królowa Wilhelmina
oświadcza, że Holandia zachowuje całkowitą neutralność w tym konflikcie
i przyjmie uchodźców z otwartymi ramionami.
Wojska niemieckie posuwają się szybko naprzód i pędzą przed sobą setki
tysięcy Belgów, zmuszając ich do przekroczenia granicy kraju. W czasie
starannie przygotowanej przez niemieckie dowództwo wojskowe ofensywy
rozpoczyna się „gwałt na Belgii”. Ponieważ Belgowie nie chcą współpracować,
a w niektórych miejscach mają nawet odwagę ostrzeliwać Niemców, każdy
podejrzany o jakąkolwiek formę oporu jest surowo karany. Krążą przerażające
opowieści o niemieckich akcjach odwetowych: o niemowlętach zabijanych
uderzeniem głową o ścianę domu, dokonywanych rozpalonymi sztabami
gwałtach na kobietach czy zakonnicach przywiązywanych do serc dzwonów
kościelnych i ginących po ich rozkołysaniu. Później okazuje się, że część z nich
to brytyjska propaganda mająca na celu dehumanizację Niemców, ale z całą
pewnością dochodzi do okrucieństw – w wyniku niemieckiej przemocy ginie
około sześciu tysięcy Belgów.
Dirk Witte jako sanitariusz – według jego siostry najbardziej fajtłapowaty na
świecie – stacjonuje w tym czasie w Eindhoven i swoje zdumienie sytuacją,
w jakiej nagle znalazł się wraz z krajem, opisuje w licznych piosenkach
wojennych. Aspirynę w wykonaniu współtwórcy jego sukcesów
Pisuisse’a minister wojny włączył do Zbioru piosenek dla wojska
holenderskiego. Utwór staje się szybko ulubioną piosenką żołnierzy:
Rankiem stają skoro świt
Przed lekarzem, przed lekarzem
Choć to jeszcze wcześnie zbyt
To dostają skoro świt
Strona 11
By ulżyło odrobinę:
Aspirynę, aspirynę!
Aspiryna dla poczciwych
Co z trudem przespali noc
Aspiryna dla tchórzliwych
Co zamiast warty wolą pod koc!
Aspiryna się należy
Dla oficerów i dla żołnierzy
Dla kwatermistrza i dla sierżanta
A nawet dla konia pana adiutanta.
Do cywila jak wrócimy
Nie pójdziemy do lekarza
Precz choróbska przepędzimy
Do cywila jak wrócimy
Bo pięć kilo zakupimy:
Aspiryny, aspiryny![3]
W czasie, kiedy Holandia kurczowo trzyma się swojej neutralności – skutki
wojny boleśnie dotykają mieszkańców kraju. Królowa Wilhelmina, niczym
poprzedniczka Angeli Merkel, zaprezentowała w mowie tronowej szlachetność
i gościnność. Nie mogła wtedy przewidzieć, że w ciągu kilku miesięcy z jej
oferty skorzysta milion Belgów.
10 października 1914 roku upada miasto portowe Antwerpia. Belgowie
masowo uciekają; zwłaszcza Zelandia, Brabancja oraz Limburgia zostają zalane
przez rzesze zdesperowanych sąsiadów z południa. Dworce kolejowe są
przepełnione, a niekończąca się rzeka wiozących całe rodziny i góry sprzętów
domowych furmanek płynie przez holenderską granicę. Rząd nie ma pomysłu
na przyjęcie takiej liczby uchodźców i dlatego ludność Holandii sama musi
szukać rozwiązania. Miasta takie jak Roosendaal i Bergen op Zoom, każde
liczące około szesnastu tysięcy mieszkańców, przyjmują pomiędzy sto
a dwieście tysięcy uchodźców, z czego najwięcej umieszcza się w domach
prywatnych. Jednak uciekających jest zbyt wielu. Szkoły, fabryki, dworce
Strona 12
kolejowe, łąki, parki i skwery: gdziekolwiek spojrzeć, siedzą i leżą belgijscy
uchodźcy. Dzieci rodzą się na błotnistych poboczach, ludzie śpią na dworze
podczas mrozów; ciągły napływ ludności zdaje się nie kończyć. W kolejnych
dniach wydaje się, jakby sąsiadujące ze sobą kraje zostały poprzesuwane
niewidzialnymi rękami i dwa narody nagle umieszczono na jednym terytorium.
Exodus kończy się dopiero, gdy Niemcy budują wzdłuż holendersko-belgijskiej
granicy dwustukilometrowe ogrodzenie pod napięciem: de Draad des Doods –
Drut śmierci, wysokie na dwa metry, co dwadzieścia centymetrów rozciągnięty
jest drut pod napięciem dwóch tysięcy woltów. Wielu Belgów owiniętych
wełnianymi kocami, z rękami i nogami na porcelanowych talerzach, albo
wykonując samobójczy skok szczupakiem, nadal jednak próbuje przekroczyć
granicę. Setki giną porażone prądem.
Gdy nie da się już zaprzeczyć, że sytuacja wymknęła się spod kontroli, i rząd
holenderski czuje się zmuszony do przedstawienia planu działania, sytuację
przejmuje wojsko. W całym kraju powstają duże obozy, które w wielu
przypadkach w pełni potwierdzają negatywne skojarzenia związane z tą nazwą.
Z powodu braku jednoznacznej polityki rządu organizacja obozów należy do
miejscowych komendantów, a większość belgijskich rodzin zostaje po prostu
zamknięta w drewnianych barakach pod nadzorem wojskowym. Są w nich
kuchnie polowe, prymitywne miejsca do mycia się i rowy służące za kanały
ściekowe. Przygotowywane przez Holendrów jedzenie przynosi Belgom także
niewiele pocieszenia: każdego dnia mają nadzieję, że nie dostaną po raz kolejny
grochówki – béton armé (uzbrojony beton), jak z obrzydzeniem wspominają to
jeszcze długo po wojnie.
Masa uchodźców stanowi zbyt duże obciążenie dla warunków życia w kraju.
Rząd holenderski prowadzi negocjacje z niemieckim okupantem, zwracając się
z prośbą o umożliwienie Belgom powrotu do kraju bez narażania się na
represje. Niemcy wyrażają zgodę, jednocześnie wiadomo już, że walki toczą się
w okopach na froncie, dzięki czemu duże obszary Flandrii są stosunkowo
bezpieczne. Minister wojny poleca holenderskim gminom, żeby „z delikatnym
naciskiem” kierowały Belgów z powrotem do domu. W niektórych miejscach
ten rozkaz realizowano ze zbyt dużą holenderską dosłownością: w Harderwijk
Belgów bez pardonu usunięto z gminy, a w Scheveningen uchodźców
umieszczonych w budynku Circustheater poinformowano, że jeśli szybko nie
Strona 13
wyjadą pociągiem, to poniosą tego konsekwencje. W maju 1915 roku około
dziewięciuset tysięcy sąsiadów z południa wraca – to koniec nader krótkiej
wizyty.
Dirk Witte w czasie służby nieprzerwanie pisze. Chociaż nie musi walczyć,
wojna i masowy napływ uchodźców robią na nim ogromne wrażenie. Nagły
chaos, sposób traktowania Belgów i postawa Holandii sprawiają, że zastanawia
się nad swoją rolą, a także nad tym, jak być częścią tego wszystkiego, nie tracąc
jednocześnie poczucia własnej wartości.
Kiedy widać już koniec wojny i zaczyna się powrót do normalnego życia,
spadają na niego codzienne zmartwienia: Dirk miota się pomiędzy życiem
w świecie sztuki w otoczeniu wolnych duchów a „przyzwoitym” życiem
biznesmena z dobrze płatną pracą w handlu drewnem – dokładnie tak, jak
chcieli mieszczańscy rodzice. Pod wpływem tych zmagań w 1917 roku
powstaje jego najsłynniejszy utwór: Mensch, durf te leven! (Memento vivere)
[Człowieku, odważ się żyć!]. Dziennik „Algemeen Handelsblad” 6 listopada
1917 roku publikuje recenzję z występu Jeana-Louisa Pisuisse’a, a w niej
prawdopodobnie po raz pierwszy pojawia się wzmianka o wykonaniu tej
piosenki. „Napisana wierszem przez Dirka Wittego upoetyczniona lekcja życia
z zachwytem przyjęta przez publiczność”.
Żyje się tak krótko, tylko jeden raz
Jak zechcesz inaczej, to nie ma już szans!
Człowieku, odważ się żyć!
Nie pytaj ciągle na wszelki wypadek
Jak robił to twój ojciec, jak robił to twój dziadek
Jak robi to kuzyn, jak robią koledzy
Albo jak to widzi sąsiad twój zza miedzy
Czy też jakim „dobry obyczaj” nakazuje być!
Człowieku, odważ się żyć!
Więc pierś wypięta dumnie i do góry głowa.
Wy, co się tak wymądrzacie, nic mi tutaj po was!
Ważne jest serce mieć pełne ciepła i miłości
Strona 14
Lecz w swoich sprawach bądź panem na włościach!
Nikt ci nie będzie mówił, jaki ty masz być!
Człowieku, odważ się żyć![4]
Brawurowe wykonanie sprawia, że piosenka emanuje sprzeciwem
i krytycznym myśleniem. Odnosi ogromny sukces w powojennej Holandii.
Krótko po pierwszym wykonaniu utworu Dirk podejmuje decyzję
o rezygnacji z pracy, żeby wspólnie z Pisuisse’em całkowicie poświęcić się
działalności artystycznej. Żeni się z piękną i majętną Doralize „Jet” Looman
z Bussum i w 1920 roku małżonkowie zlecają architektowi z Zaandam
zaprojektowanie dla nich wymarzonego domu. W bajkowym miejscu, pośrodku
rezerwatu przyrody w Naarden, na granicy między wrzosowiskiem i lasami
powstaje pokaźna willa. Duże okna zapewniają rozległy widok, aż po znacznie
oddalone wody Zuiderzee. Widziany z lotu ptaka dom zlewa się z otoczeniem,
a duży ogród otaczają dęby przechodzące w las, dach zaś pokrywają żółte
trzciny, splecione tak samo jak te nieco dalej nad brzegiem wody.
Pewnego słonecznego dnia latem 1921 roku Dirk i Jet ze świeżo narodzoną
córką Doralize w wózku pozują dumni do zdjęcia przed swoim nowym domem:
Wysokim Gniazdem. Witte nie mógł wtedy przypuszczać, że niespełna
dwadzieścia lat później, kiedy podczas II wojny światowej ludzkość znów
zostanie wystawiona na próbę i wielu Holendrów będzie się zastanawiać nad
swoją rolą w obrębie ogólnoświatowej wspólnoty, jego wezwanie do walki
w tak dosłowny sposób urzeczywistni się w wybudowanym przez niego domu,
jakby dusza tej piosenki wniknęła w ceglane mury.
Strona 15
I
WOJNA
Skoro trzeba walczyć, to trzeba walczyć. Trzeba pozostać wiernym sobie. Nie
można sobie też nic wmawiać. Byliśmy gotowi. Zrobiliśmy, co musieliśmy zrobić, co
mogliśmy zrobić. Ani mniej, ani więcej.
Janny Brandes-Brilleslijper
Strona 16
1
SKOK Z OKNA BINNENHOFU
Naarden, luty 1943 roku. Janny porządkuje właśnie dowody tożsamości,
a Eberhard gra na pianinie w pokoju frontowym, gdy z Amsterdamu przyjeżdża
Mik van Gilse z wiadomością, że znany im wszystkim przemiły Gerrit
wyskoczył z okna parlamentu Binnenhof. Głową na bruk. Nie żyje.
Czy kiedykolwiek byli przeświadczeni, że są bezpieczni tutaj, poza miastem,
w tym domu z bajki? Że wojna przeleci wysoko nad ich głowami jak samoloty
Royal Air Force nocami kierujące się z Anglii do Niemiec i z powrotem? Że
cierpienie będzie krążyło gdzieś wokół nich niczym wyjeżdżające koło czwartej
nad ranem samochody policyjne, które oni słyszą, wstrzymując oddech, kiedy
zaczynają się łapanki? Wycie syren więzi ich pomiędzy chęcią ucieczki na łeb
na szyję przez drzwi frontowe gdzieś do lasu a spokojnym przekonaniem, że
wystarczy poczekać, aż samochody przejadą. I dotąd zawsze tak właśnie
postępowali. Żadne z nich nigdy nie bagatelizowało niebezpieczeństwa
związanego z tym, co tu robią, i powagi zagrożenia, ale wiadomość od Mika, że
Gerrit rzucił się z okna i roztrzaskał na klinkierowym bruku przed
zaanektowanym przez okupanta Binnenhofem, w jednej chwili przypomniała im
o rzeczywistości.
Gerrit Kastein był neurologiem o żelaznych nerwach i twardej głowie, co
niestety nie uchroniło go przed takim, a nie innym losem. Janny przyjaźniła się
z nim już od czasu, kiedy jako dwudziestolatkowie w ramach Międzynarodowej
Czerwonej Pomocy zaoferowali wsparcie hiszpańskim przeciwnikom faszyzmu.
Wojna domowa w Hiszpanii okazała się próbą generalną przed latami, które
miały dopiero nadejść. Gerrit i Janny dołączyli do komitetu „Pomoc Hiszpanii”,
holenderskiego oddziału Międzynarodowej Czerwonej Pomocy.
Najważniejszym zadaniem Janny było zbieranie pieniędzy na środki
opatrunkowe, których brakowało walczącym. Gerrit poszedł na wojnę jako szef
holenderskiej służby sanitarnej. Właśnie uzyskał stanowisko asystenta na
Strona 17
oddziale neurologii w szpitalu w Oegstgeest i został doktorantem, co otwierało
przed nim perspektywę kariery, która dla większości byłaby wystarczającym
powodem, żeby bez reszty się na niej skupić – ale nie dla Gerrita. Z ramienia
katalońskiego Ministerstwa Zdrowia pojechał pociągiem w Pireneje, blisko
francuskiej granicy, gdzie jednostki Frontu Ludowego walczyły z faszystami,
i pomagał tam opatrywać rannych cywilów i żołnierzy.
Po trzech miesiącach Gerrit powrócił do Holandii do swojej kariery lekarskiej
i w 1937 roku obronił doktorat na Uniwersytecie w Lejdzie. Ale jego zapał
ideologiczny bynajmniej nie osłabł: był członkiem redakcji miesięcznika
Komunistycznej Partii Holandii „Polityka i Kultura” i prowadził wykłady
o hiszpańskiej wojnie domowej. „Zwycięstwo Franco jest zgubne dla Europy
Zachodniej, a więc także dla nas” – dowodził. Pisał artykuły, a w 1938 roku
opublikował książkę zatytułowaną Het Rassenvraagstuk [Problem rasowy].
Była to rozprawa naukowa na temat konfliktów klasowych i antysemityzmu
w Niemczech, która kończyła się tezą, że rasizm nieuchronnie doprowadzi do
wojny. Na potwierdzenie prawdziwości tego stwierdzenia nie musiał długo
czekać.
Kiedy w połowie 1940 roku działalność Komunistycznej Partii Holandii (CPN)
zostaje przez Niemców zakazana, komuniści przenoszą się do podziemia, żeby
organizować akcje sabotażowe. Doktor Kastein, który mieszka z żoną i dwiema
córeczkami w Hadze, uczestniczy w zebraniu założycielskim haskiego oddziału
partii i jest inicjatorem różnych grup ruchu oporu. Swoje zdolności przywódcze
ujawnia także w amsterdamskim ugrupowaniu CS-6 i gdy w lipcu 1942 roku
zaczynają się deportacje Żydów, które wiele zawdzięczają sprawnej
holenderskiej infrastrukturze, Gerrit dochodzi do wniosku, że podziemie musi
przeprowadzać drastyczne akcje: należy likwidować holenderskich
kolaborantów. Przekonuje członków CS-6, żeby razem z nim przeprowadzali
zamachy na ludzi, którzy entuzjastycznie wspierają okupanta, i przygotowuje
listę nazwisk.
Pierwszym celem staje się Hendrik Seyffardt: siedemdziesięciodwulatek
urodzony w Bredzie, emerytowany generał holenderskich sił zbrojnych,
noszący na piersi więcej medali, niż można znaleźć w gablotce niejednego
mistrza olimpijskiego; mężczyzna o ustach wydętych jak u damy dworu.
Strona 18
Seyffardt od lipca 1941 roku jest komendantem faszystowskiego Ochotniczego
Legionu Holenderskiego, nacjonalistycznego tworu, walczącego na froncie
wschodnim jako integralna część Waffen-SS. Niedawno został też mianowany
przez przywódcę holenderskiego narodu Antona Musserta pełnomocnikiem
w gabinecie cieni; oczekiwano, że wkrótce zostanie ministrem wojny, a wtedy
wprowadzi powszechną służbę wojskową na rzecz niemieckiej armii. Nic
dziwnego, że stanowi on oczywisty cel dla ruchu oporu.
5 lutego 1943 roku w domu Seyffardta przy ulicy Van Neckstraat 36
w Hadze, dwieście metrów od miejsca zamieszkania Kasteina, rozlega się
dzwonek do drzwi. Niczego niepodejrzewający Seyffardt otwiera i widzi przed
sobą dwóch młodych mężczyzn: nieznanych mu członków grupy ruchu oporu
CS-6[5], Jana Verleuna i Leo Frijdę. Frijda chce się upewnić, że ma przed sobą
właściwą osobę, i pyta generała o nazwisko. „Miał taki piękny głos” – powie
później. Seyffardt podaje nazwisko. Verleun natychmiast strzela i obydwaj
ulatniają się, zakładając, że generał zginął na miejscu.
Seyffardt jest ciężko ranny, ale udaje mu się poinformować Sicherheitsdienst
(SD), że sprawcami byli „dwaj studenci”. Umiera następnego dnia i mimo jego
stanowczej prośby, żeby nie mścić się za jego śmierć, natychmiast zaczynają się
łapanki. Do aresztu trafia tysiąc ośmiuset młodych mężczyzn między
osiemnastym a dwudziestym piątym rokiem życia, wśród nich sześciuset
studentów – zostają wywiezieni do obozu koncentracyjnego Hertogenbosch.
Ukrywający się Verleun ma przy sobie pistolet, którym dokonał zamachu.
Gerrit Kastein wybrał już następny cel. Tym razem sam chce przeprowadzić
akcję, ale musi szybko zdobyć nowy pistolet. Pożycza go od członka ruchu
oporu Lucasa Spoora – to początek końca Gerrita.
Dwa dni później, 7 lutego 1943 roku, Gerrit dokonuje drugiego planowanego
zamachu, tym razem na Hermannusa Reydona. Ten poważny prawnik
i znaczący członek Ruchu Narodowo-Socjalistycznego (Nationaal-
Socialistische Beweging; NSB) był przed niemiecką okupacją redaktorem
politycznym jego dziennika „Naród i Ojczyzna” i został właśnie nagrodzony za
wierność ideologii Wielkiej Rzeszy. Kilka dni przed zamachem mianowano go
prezesem Izby Kulturalnej Holandii, organu państwowego propagującego
„zdrową sztukę dla rasy aryjskiej”, do której musieli należeć wszyscy
Strona 19
holenderscy artyści, i sekretarzem generalnym specjalnie utworzonego oddziału
NSB „Oświecenie Narodu i Sztuka”.
Kiedy Kastein dzwoni wieczorem do drzwi domu Reydona w Voorschoten,
otwiera żona polityka. Gerrit zabija ją z zimną krwią, zamyka drzwi i czeka
w środku, w ciemnym korytarzu, na powrót Reydona. Po jakimś czasie słyszy
klucz w drzwiach wejściowych. Gdy się otwierają, Gerrit natychmiast strzela.
Reydon zostaje trafiony w szyję, a Kastein oddala się niezauważony. Reydon
jest ciężko ranny i jeszcze pół roku sparaliżowany przebywa w szpitalu, zanim
w końcu umrze.
Gerrit Kastein naciska wprawdzie na spust, ale Reydon i jego żona są
świadomie wybranymi przez Niemców ofiarami w ramach przygotowanego
wcześniej planu zwabienia Kasteina w pułapkę, zgodnie z niepisaną zasadą, że
zabity członek ruchu oporu jest ważniejszy niż żyjący członek NSB. Kastein
miał pecha, trafiając po drugiej stronie na człowieka dorównującego mu
ambicją, ale przerastającego go bezwzględnością. SS-Sturmbannführer Joseph
Schreieder pod komendą Heinricha Himmlera został radcą kryminalnym i w tej
roli ponosi odpowiedzialność za kontrwywiad SD w Holandii, mieszczący się
w dawnym gmachu parlamentu. Jego głównym zadaniem jest rozbicie grup
ruchu oporu – wszystkie chwyty są tu dozwolone.
Tak zwany przyjaciel z ruchu oporu, Lucas Spoor, który dostarcza Gerritowi
pistolet, to tak naprawdę Anton van der Waals: holenderski szpieg SD
infiltrujący działalność podziemia – człowiek, który przejdzie do historii jako
jeden z największych zdrajców ojczyzny, i to w okresie, kiedy było ich
naprawdę wielu. Kastein zapytał go w czasie spotkania, dzień po zamachu na
Seyffardta, czy może mu załatwić pistolet na 6 lutego. Natychmiast van der
Waals popędził do swojego szefa Josepha Schreiedera. Ten nie ma żadnych
wątpliwości: oczywiście, że dadzą temu gościowi broń, i oczywiście, że on
z niej kogoś zastrzeli. Potem każą przeprowadzić sekcję zwłok i na podstawie
kalibru pocisku dowiedzą się, czy ten ktoś użył ich broni. Jeśli tak, będą też
mogli założyć, że to on zastrzelił Seyffardta.
Wczesnym rankiem 6 lutego zdrajca Anton van der Waals jako członek ruchu
oporu Lucas Spoor przekazuje Gerritowi broń. W Binnenhofie, dawnym
budynku parlamentu, Schreieder i jego koledzy z SD czekają w napięciu na
przebieg gry w rosyjską ruletkę. Ciekawe, kto zostanie zastrzelony?
Strona 20
Schreieder nie musi długo czekać na ciała. Ciężko ranny Reydon trafia do
szpitala. Na szczęście mają ciało jego żony, żeby przeprowadzić sekcję.
Schreieder odbiera z wielkim zadowoleniem raporty: strzały rzeczywiście padły
z pistoletu, który przekazał swojemu prowokatorowi. To, że poplecznik
Musserta i jego żona musieli zginąć, jest oczywiście przykre, ale – jak rozumuje
– członków NSB jest wystarczająco dużo.
Kiedy Anton van der Waals przychodzi z raportem do szefa, czeka go przykra
niespodzianka: Schreieder nie chce aresztować Kasteina. Przeciwnie, zależy mu
na tym, żeby van der Waals nadal utrzymywał z nim kontakty i uzyskał od
niego więcej informacji na temat działań ruchu oporu i jego członków. W tym
czasie van der Waals zdaje już sobie sprawę z bezwzględności Kasteina i ten
pomysł mu się nie podoba, ponieważ może i jest skutecznym zdrajcą, ale nie
jest ani trochę odważny. Obawia się, że w końcu sam przegra w tę grę. Van der
Waals próbuje przekonać Schreiedera, ale ten ani myśli przerywać operacji.
Wprost przeciwnie: widzi to jako świetną próbę sił pomiędzy swoim
najlepszym wywiadowcą a fanatycznym komunistą Kasteinem. Jeśli nasz Anton
poniesie przy tym porażkę, to będzie ona jednocześnie wnioskiem
i rozwiązaniem.
19 lutego 1943 roku van der Waals ma umówione kolejne spotkanie z Gerritem
Kasteinem, tym razem w kawiarni Pod Koroną przy ogrodach Houttuinen
w Delft i niespodziewanie dla szpiega problem rozwiązuje się sam. Tuż przed
spotkaniem jednostka specjalna SD aresztuje Kasteina. Schreieder jest wściekły
i podejrzewa swego tchórzliwego szpiega o podwójną grę: może ze strachu
przed Kasteinem poprosił któregoś z kolegów z SD o podjęcie działania?
Kastein zostaje zakuty w kajdanki; znaleziono przy nim dwa rewolwery.
Funkcjonariusze prowadzą go do czekającego już samochodu służbowego
i wiozą do Binnenhofu, gdzie od momentu rozpoczęcia niemieckiej okupacji
znajduje się kwatera główna SiPo/SD, czyli policji politycznej i tajnych służb.
Jednak Gerrit nie bez powodu ma budzącą strach reputację u swoich
przeciwników. Nie zamierza dać się prowadzić Niemcom na rzeź potulnie jak
owca. Kiedy dojeżdżają na miejsce, wykorzystuje nadarzającą się okazję: ze
skutymi rękami, przez specjalną kieszeń wewnętrzną w spodniach strzela