Korkozowicz Kazimierz - Jeźdźcy apokalipsy
Szczegóły |
Tytuł |
Korkozowicz Kazimierz - Jeźdźcy apokalipsy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Korkozowicz Kazimierz - Jeźdźcy apokalipsy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Korkozowicz Kazimierz - Jeźdźcy apokalipsy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Korkozowicz Kazimierz - Jeźdźcy apokalipsy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Korkozowicz Kazimierz
Jeźdźcy Apokalipsy
Od autora
Głównym tematem "Jeźdźców Apokalipsy" będą walki, jakie
polski żołnierz prowadził na terenach ówczesnej Rosji. Ich
głównym bohaterem jest Aleksander Lisowski, postać, jak
sądzę, mało znana szerszemu ogółowi, mimo że jako dowódca
i żołnierz dorównywał największym wodzom swoich czasów.
Historia tylko wspomina, i to niezbyt pochlebnie, żołnierzy,
jakich wychował, zwanych wtedy "straceńcami". Gardzili
bowiem ×miercią, odznaczali się niesłychaną odwagą i
wytrzymało×cią, ale też i żądzą rabunku. Z tej strony dali się
niestety poznać i własnemu społeczeństwu. I w tej książce nie
pomijam działań wywiadowczych, jednak o zawężonym
charakterze, gdyż zafrapowały mnie pewne zdarzenia
znalezione w materiałach historycznych. Następowały
mianowicie trudne do wytłumaczenia kolejne zgony
ówczesnych, najzdolniejszych polskich dowódców, będących
w sile wieku, i to nie na polach bitew, co byłoby zrozumiałe.
Dlatego też, szukając racjonalnego rozwiązania owej zagadki,
ten aspekt wziąłem głównie pod uwagę przy ustawianiu akcji
wywiadowczej. Stanowi ona jednak tylko jeden z wątków tej
książki, którą być może, Czytelniku, zechcesz poznać.
Wprowadzenie Sejm roku 1603, zwołany na styczeń do
Krakowa, miał rozstrzygnąć sprawy ważne i pilne. Jednak nie
zajął się nimi, gdyż namiętno×ci i rozgrywki polityczne
zagłuszały mówców wzywających do opamiętania, jak
hetmani íółkiewski czy Chodkiewicz, którzy nawoływali do
uchwalenia ×rodków niezbędnych do prowadzenia dalszych
działań zbrojnych tak na Rusi, jak i w Inflantach. Nie
usłuchano jednak ich żądań, mimo że na Inflantach po
ostatniej kampanii wojennej pozostało niewiele więcej niż
dwa tysiące szabel, i to żołnierza wycieńczonego walkami i, z
Strona 2
braku żołdu, niedostatkiem. Inflanty, bronione przez
Chodkiewicza, były krainą, gdzie, jak opisuje Sokołowski:
"...mieszkańca nadwi×lańskich równin raził ponury i skryty
ťotwak, przybrany w szarą suknię niemieckiego kroju i w
skórzane albo z łyka robione chodaki, obcym był mu też
mieszczanin Niemiec lub szlachcic inflancki, niezrozumiałym
przemawiający językiem, wstrętna chytro×ć chłopa
inflanckiego, co go×cia swego gotów był zabić, zarzezać,
udławić we ×piączki. Jakie× dziwne, nieswojskie powietrze
wiało od tych nizin przymorskich. Podróżny po całodziennej
wędrówce nie miał gdzie głowy skłonić do spoczynku, bo
karczmy i domy go×cinne rzadkie w tym kraju, a po
nielicznych mojzach i chatach z chrustu plecionych mieszkał
lud gruby, zdradziecki i do zabójstwa skory albo szlachcic
inflancki, Niemiec z rodu, nienawidzący obcych. Dodajmy do
tego trudno×ć komunikacji w kraju pełnym błot
nieprzebytych, wody szkodliwe, jako się wówczas wyrażano
"niezdrową konstytucją powietrza", a pojmiemy łatwo, jak
ciężki był los żołnierza polskiego w tej nadbałtyckiej
krainie..." W wieku XII zjawili się tu pierwsi osadnicy i kupcy
niemieccy z Lubeki. Po nich Zakon Kawalerów Mieczowych,
tępiąc tubylców, opanował kraj. Zbudowali otoczoną murami
Rygę dla stróżowania uj×cia Dźwiny, potem powstało miasto
biskupie, Dorpat. W długich sporach z zakonem
duchowieństwo stopniowo traciło ziemię, zatrzymując w
końcu tylko jedną trzecią obszaru kraju. W pierwszej połowie
XVI wieku zjawił się Sas z Wirtembergi głosząc luterańską
wiarę. Zaczęła się grabież majętno×ci katolickich klasztorów i
ko×ciołów. Luteranizm rugował katolicyzm, a że pozwalał na
rozluźnienie dyscypliny zakonnej, więc Kawalerowie
Mieczowi niezbyt go zwalczali. Około roku 1560 luteranizm
już całkowicie opanował Inflanty. Później i Szwedzi zwrócili
uwagę na ten kraj. Skutkiem wynikłych walk porozumienie
Strona 3
zawarte w 1561 roku w Wilnie znosiło tytuł wielkiego mistrza
i oddawało ostatniemu z nich, Gerthardowi Kettlerowi, na
warunkach hołdowniczych, księstwo Kurlandii i Semigalii.
Ostatecznie w 1569 roku Inflanty zostały przyłączone do
Korony, a gubernatorem mianowany Grzegorz Chodkiewicz,
kasztelan trocki i ówczesny hetman polny Litwy. Książę
Kurlandii, jak to ustalono poprzednio, zatrzymywał jako lenno
tereny na zachód od Dźwiny. Król szwedzki Jan umarł w 1593
roku. Polskim królem był już jego syn, jako Zygmunt III,
obecny sukcesor szwedzkiej korony. Nie ×pieszył jednak z
przekazaniem reszty Inflant w polskie władanie, przedkładając
swoje interesy dynastyczne ponad dobro kraju, który powołał
go na swój tron. Natomiast królem Szwecji został wybrany
Karol książę Sudermanii, jako Karol IX. Zygmunt pragnął
wszcząć kroki wojenne przeciw stryjowi, ale sejm 1600 roku
odmówił mu poparcia. Mimo to, wbrew woli narodu, Zygmunt
zdołał uwikłać Polskę w wojnę ze Szwecją. Rozpoczęła się
walka o Inflanty, jednak z powodu szczupło×ci sił jak i
chwiejno×ci Zygmunta nie dawała rozstrzygającego rezultatu.
Ostatnią kampanię u schyłku 1602 roku prowadził sam
hetman wielki koronny Jan Zamoyski. Sędziwy już, poruczył
dowództwo w Inflantach litewskiemu hetmanowi polnemu
Janowi Karolowi Chodkiewiczowi. Nadszedł rok 1603.
Dotarły do kraju wie×ci z Rosji, jakoby syn Iwana Groźnego,
Dymitr, nie zginął. Po ×mierci rodzica zasiadł na tronie
nieudolny i chorowity starszy brat Dymitra, Fiodor, stąd cała
władza przeszła w ręce zausznika zmarłego cara, Borysa
Godunowa. Fiodor zbyt długiego życia nie zapowiadał, zatem
ważniejszą przeszkodą w zdobyciu tronu stała się dla
Godunowa osoba drugiego carskiego syna, Dymitra, który
wraz z matką Marią, z domu Nagoj, przebywał z jego rozkazu
na zesłaniu w monasterze w Ugliczu. I tam w 1591 roku
Godunow wysłał morderców, a kiedy wypełnili dane
Strona 4
polecenie, ogłosił, że carewicz odebrał sobie życie w czasie
ataku epileptycznego, co nie znalazło jednak wiary i w×ród
bojarów, i w×ród ludu. Wkrótce pojawił się nieznany
młodzieniec, który twierdził, że jest owym Dymitrem, że
zdołał uratować się i dzięki pomocy opiekuna lekarza uj×ć
siepaczom Godunowa. Po licznych przygodach dostał się w
końcu na dwór książąt Wi×niowieckich w Brahiniu, a potem
przybył do Sambora, gdzie starostą był wojewoda
sandomierski Mniszech, te×ć jednego z Wi×niowieckich.
Obyczaje panowały wówczas srogie. W bitwach przeważnie
nie brano jeńców, chyba tylko dla okupu lub zdobycia siły
roboczej, a grabieże i gwałty nad ludno×cią były zwykłym
procederem, nawet we własnym kraju. Ale też i w życiu
codziennym, w dniach pokoju, widok krwi również nie
przerażał ani nie budził współczucia. Począwszy od zabiegów
lekarskich, w czasie których krajano pacjenta niejako żywcem,
w najlepszym razie tumaniąc go gorzałką, chore za× zęby
kowal wyrywał obcęgami, poprzez praktyki sądowe stosujące
tortury przy ×ledztwach i wyrokach. Powszechne były rozboje
i gwałty nie tylko na drogach, lecz i w czasie sejmików czy
sąsiedzkich odwiedzin, kiedy gospodarz nie żałował trunków.
Toteż na sejmiki czy w go×ci przybywano z szablą u boku, a
przelana krew nie wstrząsała niczyim sumieniem. Zresztą nie
bano się ×mierci tak bardzo jak dzisiaj. Wiara bowiem w
po×miertne życie kładła się blaskiem - czy też cieniem - na
całe ówczesne bytowanie, stanowiąc bodziec, rzadziej
hamulec, wszelkich decyzji czy uczynków. Cios zadany szablą
czy nożem był przeto mniejszą zbrodnią niż na przykład
nieprzestrzeganie postów. Zabójstwo bowiem miało ustaloną
przez prawo cenę w gotowiźnie na rzecz rodziny zabitego,
natomiast złamanie postu powodowało powszechne
potępienie. íołnierz wychowany w takich warunkach nie był
skory do litowania się, a że przeważnie pochodził z biedoty,
Strona 5
toteż był żądny łupów, grabieży za× dozwalały wojenne
prawa. Znał swoje rzemiosło nie gorzej niż w czasie pokoju
gospodarzenie na roli. Na ogół wywodził się z ubogiej
szlachty zwanej szaraczkową, zagonową lub wreszcie
chodaczkową, która poza posiadaniem klejnotu (herbu) mało
co różniła się od zwykłego chłopstwa. Nie stać ich było na
kosztowne wyposażenie husarskie jak i bojowego konia.
Bronią była szabla, czasami pistolety, rusznica lub łuk.
Walczyli jednak zawsze konno, w przeciwieństwie do
Kozaków ukrainnych stanowiących w większo×ci formacje
piesze. Na Litwie nazywano ich również petyhorcami, w
Koronie pancernymi, ale w rejestrach pod tą nazwą figurują
dopiero od drugiej połowy XVIII wieku. Stanowili jazdę
lekką, natomiast husarze byli jazdą ciężką. Jazdy w pełni
lekkiej, zdolnej do zwiadów, szybkich rajdów czy po×cigów
jako formacji specjalnych nie było. Zadania te spełniały
oddziały Lisowskiego, konne sotnie zaporoskie lub nieliczne
jeszcze oddziały tatarskie. Ale praca na roli, bezpo×rednie
obcowanie z naturą dawały im odporno×ć na trudy wojaczki,
nieczuło×ć na mróz, słotę czy spiekotę. Z pokolenia za× na
pokolenie przechodziło zamiłowanie do wszelakiej broni, a
wrodzony animusz podniecał do jej użycia. Wyróżnienie się w
tym ×rodowisku odwagą, władaniem bronią czy koniem nie
było łatwe. Jednak rozgłos, jaki zdobyli u×wiacki starosta Jan
Piotr Sapieha, a zwłaszcza Aleksander Lisowski, przerósł
zwykłą popularno×ć. Byli rycerze o znanych w wojsku
nazwiskach, jak chociażby pan Bartłomiej Nowodworski,
Kawaler Maltański, pan Nikodem Pieniążek, rycerz o
niezrównanej zręczno×ci i sile, który w pełnej zbroi konie
przeskakiwał. Stanisław Koniecpolski, przyszły hetman, Jan i
Jakub Potoccy, a także cała plejada gło×nych rycerzy jak
Zborowski, Stru×, Kiszka i wielu innych. Jednak sława
Lisowskiego była nieporównanie większa. Z wolna jego imię
Strona 6
zaczęła otaczać legenda. Był tematem opowiadań przy
żołnierskich ogniskach, opisywano i podziwiano jego wojenne
czyny, a podziwiać było co, bo stawał się wodzem godnym
porównania z największymi postaciami historii. Odznaczał się
bezprzykładną odwagą, szybko×cią działania jak i
przebiegło×cią decyzji. Jego pragnieniem była chwała
wojenna, dobry koń pod siodłem, szabla przy boku, stepowy
wiatr smagający twarz i grzmot kopyt pędzącej za nim
watahy. Natomiast o kozakach polskich, których potem
nazywano pancernymi, tak mówi Górski: "...kozacy jest także
lekko tylko uzbrojona jazda szwedzka. Noszą kolczastą
zbroję, na głowie misiurkę, od której siatka żelazna spada na
ramiona i podpina się pod brodą. Na popisach szlachta (tj.
pachołki) jest podobnie ubrana i uzbrojona i cała różnica
polega na tym, że również jak w chorągwiach husarskich,
jedni idą przed, a drudzy za muzyką". Należy jednak nieco
szerzej także wyja×nić, kim byli i w jaki sposób weszli do
historii wła×ciwi Kozacy, bo często będzie o nich mowa.
Rekrutowali się przeważnie z chłopów zbiegłych spod
pańszczyźnianego ucisku bądź z takich ludzi, którzy z
różnych, na ogół ciemnych przyczyn musieli opu×cić miejsce
zamieszkania, lub też z osobników znęconych pełnią
swobody, stepową przestrzenią. Tworzyli tu stanice, zalążek
późniejszych, podstawowych komórek administracyjnych,
pałanki, czyli osiedla, i wreszcie obozy warowne, zwane
siczami. Byli jednak i tacy, którzy unikali życia zbiorowego i
trudnili się rybołówstwem, bartnictwem czy też my×listwem.
Zwani byli siromachami, tak jak grodowymi nazywano
osiadłych w mie×cie. Jednak tak jedni, jak i drudzy brali
udział w wyprawach wojennych. Powstały dwa obszary
Kozaczyzny: nad Donem, ciążący ku Moskwie, i nad
Dnieprem, zwany Zaporożem, podległy Polsce. U
Naruszewicza znajdujemy o Kozakach taką informację:
Strona 7
"Pochodzi raczej ich nazwa od tureckiego Chazak, co znaczy
rabu×. Byli to początkowo różni zbiegowie i włóczędzy,
którzy się skojarzyli i tworzyli coraz bardziej rozrastające się,
małe społeczeństwo. Jedni, osiedleni nad Donem, podlegali
Moskwie, drudzy Polsce, Zaporoskimi lub Niżowymi zwani.
Ich główną wyspą była Tomakówka na Dnieprze, bardzo
trudna do przystępu, bo w tym miejscu Dniepr, ×ci×niony
skałami, leci z nadzwyczajną bystro×cią, wzniecaną dużą
pochyło×cią terenu. Tam też zaczynają się srogie katarakty
zwane porohami, podobnymi do kamiennych stopni, po
których pienił się i gnał bystry nurt. Było ich trzyna×cie i
tworzyły na rzece jakby skalne zapory. Nazywały się kolejno:
Kodak, Surski, Lochanny, Tawułdzany, Kniechinin,
Nienasytec, Dzwoniec, Woronichów, Zabory, Budyło, Liniec,
Liczny, Wolny". Z kolei tak ich opisuje francuski inżynier
Beauplan, który w służbie Zygmunta III i jego następców
budował na południowych kresach warownie i umocnienia:
"Lud ten co rok prawie czyni wycieczkę po Morzu Czarnym z
wielką szkodą Turków. Nieraz oni złupili Krym, Natolię, palili
ogniem Trebizond i łodziami swemi ocierali się o sam
Carogrod, wszystko oni krwią i mieczem pustoszą, zabrawszy
łupy, młodych jeńców i dzieci, wracają za swoje porohy". "Są
oni z natury mocni, łatwo wytrzymujący zimno, gorąco, głód i
wszelkie obozowe trudy". "Nie tylko odważni, lecz są
zuchwali i życiem gardzący. Najdzielniej się potykają w
taborach, zawarci wozami, strzelają nadzwyczaj celnie, dobrze
się bronią za murem. I na morzu mają swoje zalety". Tę opinię
uzupełnia Tyszkowski: "Smuta moskiewska nie tylko
powiększyła liczbę Kozaczyzny ukrainnej - dała jej także
poczucie własnej siły, kiedy przed jej orężem drżał car i
bojarska duma, kiedy błagał ich o pomoc Zygmunt i jego
hetmani, kiedy zaciągali się pod szwedzkie znaki. Zdobywanie
grodów, partyzantka, ciągłe boje, dalekie rajdy i zagony
Strona 8
łupieskie, służba pod znakomitymi wodzami tego czasu jak
íółkiewski, Chodkiewicz, Lisowski, Pożarski, de la Gardie -
wszystko to wywarło głęboki wpływ na wyszkolenie
wojskowe". Tyle co do Kozaków. Wracając jednak do
zagadnienia, o jakie wojsko chodzi, je×li jest mowa o
kozakach, to nadal tego nie wiemy, czytając w listach bądź
pamiętnikach z tamtych czasów: "Nadciągnął Sapieha z
tysiącem kozaków", albo: "wybawił nas z opresji Zborowski
ze swymi kozakami". Dotyczy to zwłaszcza oddziałów
Lisowskiego, gdyż składały się one i z jednych, i z drugich,
często przemieszanych nawet w jednej chorągwi. Wreszcie na
zakończenie cytat z Podhoreckiego: "Wyszkolona w walkach
na stepie w XVI i na początku XVII wieku jazda polska
wyrosła na najlepszą w Europie, nie mającą równego sobie
przeciwnika na polach wszystkich bitew staczanych na
otwartym polu". Opinia ta w znacznej mierze wyja×nia
przyczynę licznych polskich zwycięstw, zwłaszcza pod
Kircholmem czy Kłuszynem, odnoszonych mimo ogromnej
przewagi liczebnej przeciwnika. Było późne popołudnie
pierwszej połowy maja. Słońce stało jeszcze wysoko nad
szarą, z wolna płynącą Wisłą, widoczną przez uchylone okno.
Król Zygmunt zajmował się cyzelowaniem złotego medalu ze
swoim wizerunkiem. ťańcuch do niego leżał obok już gotowy,
a jego misternie plecione ogniwa także l×niły złotem.
Rozrzucone wokoło dłuta i inne narzędzia grawerskie
×wiadczyły o obeznaniu króla z tym rzemiosłem. W pewnej
chwili odsunął medal na odległo×ć ramienia i jaki× czas
oglądał go krytycznie, po czym odłożył na bok i wstał z karła.
Był niezbyt wysokiej, ale foremnej postury. Ciemne włosy
okalały wyniosłe czoło i pociągłą, trójkątną twarz, co jeszcze
bardziej podkre×lała broda, przycięta w klina na szwedzką
modłę. Małe, zaci×nięte usta ×wiadczyły o upartym
charakterze, a ciemne oczy spoglądały surowo i podejrzliwie.
Strona 9
Ubrany był również podług szwedzkiej mody, w szary kaftan
z cienkiego sukna, krótkie, sięgające za kolana spodnie i
pończochy. Ciżmy z miękkiej skóry, o krótkich, rozchylonych
cholewkach, ledwie sięgających kostek, dopełniały stroju.
Zbliżył się do okna i patrzył na panoramę rzeki. Od stóp
zamku biegły ku niej ogrody, dalej widać było w×ród drzew
szare ×ciany drewnianych zabudowań. Szeroki pas Wisły,
przecięty nitką mostu, l×nił skrami słonecznego blasku.
Sunęły po niej tu i ówdzie kupieckie barki, szkuty i komiegi.
Rozległo się dyskretne pukanie do drzwi. Na przyzwalające
mruknięcie uchyliły się i na progu stanął Czyż, jeden z
królewskich sekretarzy. - Co waćpan masz do mnie? -
mruknął opryskliwie Zygmunt widząc, że dworak czeka na
jego słowa. Obrzucił go przy tym niechętnym spojrzeniem,
gdyż nie lubił, gdy mu przeszkadzano w czasie
przeznaczonym na osobiste zajęcia. - Przyszła poczta,
miło×ciwy panie. Jego wielmożno×ć pan kanclerz pyta, czy
życzycie sobie, aby zaraz ją przedłożył. - Jest aż tak pilna? -
Zdawał się być nią poruszony. - Od kogo? - Od jego
wielmożno×ci hetmana Chodkiewicza. Są też pono i wie×ci o
carewiczu moskiewskim. Zygmunt ożywił się. - O Dymitrze?
Dobrze, niech mnie oczekuje w białej komnacie. Zaraz tam
przybędę. Był to gabinet, w którym król pracował i prowadził
rozmowy, radząc nad sprawami państwa. Zastał tam już
chełmińskiego biskupa, a obecnie wicekanclerza Piotra
Tylickiego. Był to człowiek przedsiębiorczy i pracowity,
znany z dowcipu, ale i z chciwo×ci na dobra doczesne. Na
widok wchodzącego króla złożył mu głęboki ukłon i czekał,
zgodnie z obyczajem, na odezwanie się monarchy. Ten za×
podchodząc do swego fotela burknął niezbyt uprzejmie: -
Wasza eminencja uznałe× za potrzebne mnie niepokoić? -
Dobrze wiadomo×ci warte są tego, wasza królewska mo×ć...
Dorpat wzięty. - Ooo... - To krótkie mruknięcie było jedyną
Strona 10
monarszą reakcją na usłyszaną wiadomo×ć. Nie zawierało
rado×ci, lecz jedynie nieco kostycznego uznania. - Imć
Chodkiewicz daje sobie jednak radę mimo ciągłych narzekań,
że pozostawiamy go bez wsparcia... - dorzucił po chwili. - Bo
też tak i jest. íołnierz grozi nową konfederacją, gdyż wciąż
zalegamy z żołdem. Zygmunt nie podjął jednak tego wątku,
machnąwszy tylko lekceważąco dłonią, i polecił: - Czytaj,
eminencjo, list. Kiedy pisany? - Dwudziestego trzeciego
kwietnia. Jak zwykle hetman skąpy w słowach, kiedy mówi o
sobie. Ale wielki sukces osiągnął, zważywszy na siły, jakimi
tam rozporządza! - Czytajże... - powtórzył Zygmunt już z
pewnym zniecierpliwieniem. Tylicki uniósł więc papier nieco
bliżej oczu i rozpoczął: "...Tydzień już, jak Dorpat odebrany.
Czekałem na listy Waszej Królewskiej Mo×ci, które mnie
teraz dopiero doszły. Warunki poddania się ich posyłam.
Wyszli z chorągwiami zwinionymi, groty na dół, muszkiety
pod pachą trzymając". "...Zostawiłem mieszczan przy ich
prawach; przywilej i pieczęć księcia Karola odebrałem i
Waszej Królewskiej Mo×ci posyłam - niektórzy z nich jeszcze
księciu przychylni". "...Stakelberg, mający znaczne dobra w
tymże porcie, pojechał do Rewla, skąd mnie wszystko donosić
będzie. W podobnymże zamiarze Engelhart Tyzenhauz,
poufalec księcia, aż do Szwecji się udał. Tym zapewniłem
zwrócenie dóbr. Wojsko nasze o×wiadczyło się, że kiedy mu
do ×więtego Jana nie zapłacę, z pola zejdzie i w Litwie swego
poszukiwać będzie". "...O żywno×ci w Kurlandii ani słychać.
Ryżanie stu pięćdziesięciu ludziom na trzy miesiące posłali
dwie×cie beczek mąki i sto pięćdziesiąt połci słoniny odwieźli
do Kiesi, ale stamtąd jej sprowadzić nie można..." Kanclerz
przerwał czytanie i spojrzał wyczekująco na króla. Ten
milczał przez chwilę, wreszcie spytał: - Czy aby nie zawiedzie
się na nich? - O kim wasza miło×ć mówi? - zdziwił się
Tylicki. - No ten, Stakelberg... Bo Engelharta Tyzenhauza
Strona 11
znam, zbytnio ufać mu nie można. Tylicki zmarszczył na
krótką chwilę brwi, zaskoczony taką reakcją królewską na
otrzymane wiadomo×ci. Opanował jednak rozdrażnienie i
odezwał się z ożywieniem w głosie: - Piękną jednak wiktorię
odniósł pan Chodkiewicz! I to z tak lichą gar×cią żołnierza!
Jakem jego list przeczytał, rad byłem jak z zacnego podarku. -
Ową pieczęć sudermańskiego księcia i przywilej dla Dorpatu
wasza wielmożno×ć otrzymałe×? - Nadeszły wraz z listem.
Teraz trzeba radę zwołać dla rozstrzygnięcia spraw
pozostawionych przez hetmana do naszej decyzji. Trzeba by
też znaleźć pieniądze na zaspokojenie żołnierskieh żądań;
inaczej bez wojska ostawim hetmana. A je×li konfederację
uczynią i ruszą na Litwę, poczną się grabieże i niszczenie
kraju. - Spieszyć z tym nie zamierzam. Wszelkie pochopne
postanowienia licha warte. Biskup poczerwieniał na twarzy. -
Z zapłatą żołdu nie należy jednak zwlekać. Nie będą walczyć
o pustych żołądkach! - Pieniędzy im z pustego worka nie
nasypię - odpowiedział obojętnie Zygmunt, jakby nie
dostrzegając wzburzenia kanclerza. Potem takim samym
tonem dorzucił: - A co z carewiczem? Ponoć też otrzymałe×,
eminencjo, jakie× wie×ci? - Tak, wasza miło×ć, i to z paru
stron. Niektórzy pomawiają go o szalbierstwo, ale większo×ć
twierdzi, że w istocie jest Dymitrem. Ponoć są na to dowody
naocznych ×wiadków. - A więc jednak? Mówcie zatem. - Po
wytępieniu opornych mu bojarów jak Romanowowie, Szujscy,
Nagoje czy Bielscy car Borys postanowił pozbyć się syna
Iwana Groźnego, carewicza Dymitra. Skaptował przeto
niektórych jego dworzan, a potem wysłał do Uglicza - gdzie w
monasterze przebywała caryca z synem - niejakiego
Biatigorskiego z kilkoma pomocnikami, rzekomo dla
powiększenia dworu carewicza. Biatigorski wszedł w
konfidencję z niejaką Wołkową, dozorczynią książęcia, z
którym chował się jej własny syn Daniło. Mimo nieustającej
Strona 12
czujno×ci carowej zdarzyła się sposobno×ć. Wołkowa wysłała
na dziedziniec Dymitra, by bawił się z jej synem, ten za×,
pouczony zawczasu, chwycił carewicza za gardło i
przytrzymał, a zaczajeni siepacze dokończyli dzieła. Widział
ten niecny czyn jaki× diak cerkiewny; przerażony pobiegł do
cerkwi i uderzył w dzwon. Zbiegli się ludzie, a ujrzawszy, co
zaszło, wyciągnęli z ukrycia sprawców ohydnego mordu i
ukamienowali. Zginęło przy tym wielu niewinnych dworzan.
Gdy wie×ć o ×mierci Dymitra dotarła do Borysa, ten zaraz
rozgłosił, że carewicz sam sobie odebrał życie w paroksyzmie
gorączki, co nie znalazło wszakże wiary u ludu. Carową za×
zamknął w monasterze, gdzie ponoć przebywa pod imieniem
Marfy. Jej braci wygnał na Sybir, a wielu mieszkańców
Uglicza, zbyt gło×no dających ×wiadectwo prawdzie, kazał
stracić. - Je×li tak rzecz się miała, ów młodzian, który pojawił
się u nas, istotnie jest chyba szalbierzem? Skąd zatem znajdują
się tacy, co go biorą w obronę? - Relację o ×mierci podają ci,
co go zwą samozwańcem i kłamcą. Natomiast inni dają wiarę
Dymitrowi, który tak rzecz opisuje: Był u jego ojca, cara
Iwana, zaufany lekarz rodem z Niemiec. Pozostał potem przy
carewiczu. Spiskowcy wkrótce przekonali się, że bez jego
pomocy nie uzyskają dostępu do pacholęcia. Wezwał więc
Godunow owego lekarza do siebie i obiecał mu wielką
nagrodę za pomoc. Ten, będąc mądrym człowiekiem, pojął, że
je×li odmówi, sam życie straci, bo Borys ×wiadka swoich
zamierzeń przy życiu nie ostawi, a powierzony jego pieczy
młodzian zginie także. Toteż pozornie przyjął propozycję
carską, ale potem tak sprawą pokierował, że udało mu się w
porę zamienić Dymitra na podobnego chłopca, niejakiego
Siemaszkę, którego w łożu carewicza ułożył, bo rzecz się
miała nie za dnia, ale nocą. Tak tedy Siemiaszko oddał swe
życie za carewicza. Zbrodnia dopiero rankiem wyszła na jaw,
kiedy jeden z dworzan, zaszedłszy do sypialni, ujrzał zwłoki
Strona 13
leżące w pokrwawionej po×cieli. Zaraz też uderzono w
dzwon, zbiegło się pospólstwo i rzuciło na dworską służbę.
Lekarz za× wyprowadził carewicza z kryjówki i nawet nie
powiadamiając matki w obawie, że tajemnicy nie zdoła
dochować, uciekł na Ukrainę do kniazia M×cisławskiego,
dawniej wygnanego z dworu. Do swej ×mierci ów lekarz
opiekował się carewiczem kształcąc go w różnych naukach,
ponoć nawet i łaciny chłopca nauczył. Potem miał carewicz
przebywać w Haszczy, mie×cie należącym do rodu Haskich z
Boharynia. Tam do szkół chodził, nie zdradzając, kim jest.
Mówią też, że ostatnio przebywał w Inflantach, gdzie
opiekowali się nim ojcowie jezuici. - A ×wiadkowie? Kim są i
co zeznali? - Kiedy carewicz przebywał u Wi×niowieckich w
Załużu, przyjechał tam niejaki Piotrowski, dworzanin
litewskiego kanclerza, Lwa Sapiehy. Był w moskiewskiej
niewoli jeszcze za czasów cara Iwana i widywał Dymitra,
toteż wnet go poznał. Potem nawet przypomniał sobie, że
służył mu jaki× czas również w Ugliczu. Stąd widział pewne
znaki na jego ciele, które znalazł teraz u owego mężczyzny. A
znaki te niemożliwe są do podrobienia, bo to brodawka na licu
i jedno ramię wyższe. - Samozwaniec mógł go przekupić
jakowym× znacznym podarkiem albo godno×ć przy sobie
obiecać... - Swoje zeznania Piotrowski zaprzysiągł przed
księciem Wi×niowieckim. Uwierzyć trudno, by znalazł się
człek, co by zbawienie wieczne za doczesne dobro sprzedał,
toteż książę dał wiarę ×wiadectwu i zaczął swemu go×ciowi
oddawać cze×ć przynależną monarsze. - W jakim wieku jest
ów młodzian? - Ma około dwudziestu paru lat, zatem wiek by
się zgadzał, gdyż zamach miał miejsce w roku
dziewięćdziesiątym pierwszym. - I teraz dopiero wyznał, kim
jest? Czemu pierwej tego nie uczynił? - Nie zrobiłby tego
chyba i teraz, ale ciężko zachorował, więc wezwał kapłana i
przy spowiedzi wyjawił swoje pochodzenie. Kapłan,
Strona 14
poruszony tak ważną wie×cią, domagał się zwolnienia z
tajemnicy spowiedzi, czemu Dymitr w mniemaniu, że dni
swoich dożywa, nie sprzeciwił się. Jednak ozdrowiał, a kiedy
książę Adam, usłyszawszy o sprawie, zaczął go
przesłuchiwać, dał mu pamiętnik, w którym wszystkie swoje
przygody spisywał. Pokazał także złoty krzyż, wysadzany
drogimi kamieniami, jaki zgodnie z obyczajem otrzymał przy
chrzcie od kniazia M×cisławskiego, by w razie potrzeby mógł
za×wiadczyć o prawdzie jego słów. - Kniaź potwierdził? -
Tego jeszcze nie wiem, ale my×lę, że tak się stanie, bo inaczej
Dymitr krzyża by nie pokazał. Tegoż mniemania są i ojcowie
jezuici, którzy go wzięli pod opiekę. - Ojcowie jezuici,
mówisz, eminencjo? - spytał z ożywieniem Zygmunt. -
Sprawa zatem błaha nie jest i chyba na prawdzie polega... -
Skłonili carewicza do wysłania papieżowi pisma ze słowami
czci, sami natomiast starania czynią, by sprawa zbyt wcze×nie
nie stała się gło×na, toteż zakazują o niej mówić. - Słusznie...
Gdzie teraz przebywa? - Jaki× czas był u księcia Konstantego,
ten za× posłał go do Sambora, do swego te×cia, wojewody
sandomierskiego Mniszcha. Ponoć odwiedził go tam nuncjusz
Rangoni, któremu ojcowie przysłali wiadomo×ć, gdyż
carewicz obiecuje wiarę katolicką w moskiewskim państwie
zaprowadzić. - Wobec tak wielkiej nadziei i nam nie wolno
sprawy poniechać! - już z wyraźnym przejęciem rzucił
Zygmunt. - Wy×lij zaraz, eminencjo, umy×lnego do kanclerza
Sapiehy. On sprawy moskiewskie zna najlepiej, toteż i ta na
pewno nie jest mu obca. Chciałbym wiedzieć, co o niej sądzi.
Niech nie zwleka z odpowiedzią, ja za× rzecz wezmę pod
rozwagę... Tylicki skłonił się bez słowa i uznając posłuchanie
za zakończone, ruszył ku drzwiom. Na ganku drewnianego
dworzyszcza, zwanego zwykle przez służbę pałacem, obsiadło
stół kilku mężczyzn o ubiorach ×wiadczących, że wojennego
byli rzemiosła. Miejsce u szczytu zajmował litewski hetman
Strona 15
polny pan Chodkiewicz. Był to mąż w latach czterdziestych, o
twarzy otoczonej półkolistą brodą, surowym obliczu i
wydatnym nosie. Oczy odziedziczone po matce, Krystynie ze
Zborowskich, miały w spojrzeniu dumę i srogo×ć, które
naj×mielszym rycerzom zamykały gębę chętną zwykle do
sprzeciwu. Mimo że był już początek czerwca, zarzucił na
ramiona delię. Wieczór bowiem już się robił i wiało mocno z
pobliskiego jeziora Pejpus, a i Bałtyk nie był zbyt odległy. Po
wojennych za× trudach i srogiej zimie hetman nie cieszył się
pełnym zdrowiem. Obok niego zajmował miejsce Teodor
Lacki, pisarz polny litewski, hetmański przyjaciel. Barczyste
ramiona i potężne dłonie zdradzały wielką siłę. Jakoż istotnie
był to rycerz o niepospolitej mocy. Potrafił na jednej dłoni
unie×ć zażywnego człeka, poszóstną karocę chwyciwszy za
tylne koła zatrzymać w biegu, byka, ułapiwszy za rogi,
powalić na ziemię. Cieszył się więc w×ród rycerstwa wielką
sławą. Po drugiej ręce pana Chodkiewicza siedział
niemieckiego pochodzenia wojewoda inflancki, Jerzy
Farensbach, ten sam, który wiernie służąc Zygmuntowi, na
jego tajne polecenie wszczął wojenne kroki przeciwko
Szwedom. Starszy już wiekiem, o siwym wąsie i takichże
sutych brwiach, był do×wiadczonym i zdolnym dowódcą.
Przeciwną stronę stołu obsiedli Wincenty Woyna, inturski
starosta, także dowódca jeden z przedniejszych, o brodzie
wygolonej, ale wąsie na modłę szwedzką ostro na końcach
skręconym, oraz Paweł Niszczycki kasztelan sierpecki,
strażnik w hetmańskim sztabie - człek o twarzy pełnej,
rumianej, krągłym nosie i wesołym spojrzeniu jasnych oczu.
Wszakże w dobroduszno×ć jego lica zbytnio nie można było
wierzyć, gdyż w istocie był przebiegły niczym lis. Jednak
hetman darzył go zaufaniem i wła×nie dlatego powierzył mu
godno×ć wojskowego strażnika. Ten bowiem, zgodnie ze
zwyczajem, miał obowiązek nie tylko czuwania nad
Strona 16
porządkiem w wojsku, ale i kierowania wywiadem. Dwór,
gdzie mieli kwaterę, należał do niemieckiego szlachcica, który
z powodu niespokojnych czasów opu×cił go wraz z rodziną.
Stało w nim dwustu ludzi piechoty Fittinga jako hetmańska
straż przyboczna i stu petyhorców Zachariasza dla zwiadów i
służby kurierskiej; resztę za× żołnierzy, mało co więcej ponad
tysiąc, kwaterowało w pobliskich wioskach, przeważnie po
nadbrzeżnych osadach rybackich, gdyż pobliskie jeziora
otaczały bujne łąki, zapewniając paszę dla koni i rybę dla
żołnierzy. Słabe więc miał hetman siły, którymi wiele zdziałać
nie mógł. Ograniczał jednak jak tylko się dało swobodę
ruchów szwedzkich oddziałów w ich wyprawach po
zaopatrzenie. Pieniędzy na żołd i inne wydatki mimo ciągłych
obietnic nie otrzymywał, więc zdobywał pan Chodkiewicz
fundusze różnymi sposobami: to zaciągał pożyczki u
mieszczan, to sięgał i do własnej szkatuły, którą ostatnio
zasilił, dając pod zastaw jedną ze swoich majętno×ci. I wciąż
daremnie słał listy do króla, bowiem na żołd tych pieniędzy w
żadnym razie starczyć nie mogło. Nieomal też błagał
litewskich panów o udzielenie pomocy w żołnierzu, chociażby
z własnych, prywatnych chorągwi. O ile król zdawał się być
głuchy na jego molestacje, to litewscy wielmoże, bardziej
rozumiejąc potrzebę obrony pobliskich Inflant, wsparcie, choć
szczupłe, zaczęli nadsyłać. Od Lwa Sapiehy przybył
Kamieński z rotą piechoty, paru innych zapowiedziało
wymarsz oddziałów, lada dzień oczekiwał również hetman
starosty felińskiego, Dąbrowy. Było tego jednak wciąż za
mało, by można było my×leć o poważniejszej rozprawie.
Toteż trosk i zgryzot nie brakło. Teraz za× pan strażnik
otrzymał wiadomo×ci, które skłoniły hetmana do zwołania
narady. Otrzymawszy głos, pan Niszczycki oznajmił je
zebranym: - Jak donie×li mi godni zaufania ludzie, Szwedzi
przystąpili do wzmacniania murów Narwy, zwłaszcza za×
Strona 17
odbudowują fortyfikacje samego zamku. Pracuje tam ponoć
moc ludu pod nadzorem miejscowej załogi. Tę za×
powiększono, bo z powodu owej budowy musieli rozwalić
czę×ć zamkowych umocnień. Oto, proszę panów braci,
pierwsza wiadomo×ć, którą na życzenie pana hetmana
przekazuję. O drugiej będzie jeszcze czas mówić. - To×
zawiesił nam, Pawle, niby krukom przed dzioby, piękny kęs
sera... - Lacki westchnął po usłyszeniu tej relacji. Pochmurne
zazwyczaj oblicze pana Chodkiewicza rozpogodziło się. -
Raczej to ja waćpanom ów kęs podsuwam - rzucił z błyskiem
w oku. - Warto bowiem rozważyć, czy nie skorzystać z
nadarzającej się okazji, by Szwedom przypomnieć, że nie oni
tu panami! Toteż prosiłem was na naradę, by wspólnie
pomy×leć, jak rzecz wykonać. Sił nie mamy dużo, toteż
Szweda trzeba podej×ć z nagła i nie wdając się w długą walkę.
Sprawa dla piechoty, ale ta mało ruchliwa, posłać za×
konnych, to o ich ruszeniu z kwater wnet Szwedzi będą
wiedzieli... - A może by Narwą ludzi na tratwach spławić? -
mruknął Farensbach. - Rzeka od jeziora sitowiem obrosła i
przeważnie lasem płynie. Na miejsce nocą podjechać i z nagła
na brzeg wyskoczyć... - Rada przednia, mo×ci wojewodo! -
Hetman z ukontentowania uderzył się po kolanie. Wszakże
zaraz zatroszczył się: - Ale jak z powrotem? Pod prąd na
tratwach nie popłyną... - Piechota cofnie się w bliskie lasy i
tam da już sobie radę, je×liby nieprzyjaciel odważył się ją
×cigać. Szwedzi lasów jednak nie lubią, toteż pogoni można
się nie bać. Lacki poparł projekt Farensbacha. - Zatem zgoda!
Poprowadzą Kamiński lub Fitting! - zadecydował hetman. -
Przykażę zawczasu do rzeki lasami cie×li podesłać i w
odludnym miejscu tratwy szykować. Dni pięć na to wystarczy.
- Na miejscu za× niech waszmo×ć Niszczycki kałauzów * ma
gotowych, by żołnierz nie pobłądził - zauważył pan Lacki.
Przewodników. - Ci będą na czas. - Pan strażnik u×miechnął
Strona 18
się dobrodusznie, potem dorzucił: - A teraz, waszmo×ciowie,
druga wiadomo×ć! Tuż przed naszą naradą wrócił zwiad
donosząc, że o dwa dni drogi ciągnie ku nam husarska
chorągiew... - Czyja i w wiele koni?! - żywo spytał hetman
poja×niały na obliczu. - Nasi spotkali jej czaty, bo idzie
ostrożnie. Chorągiew jest pana Szczęsnego Niewiarowskiego,
liczy blisko stu pięćdziesięciu towarzyszy, a prowadzi ją
Aleksander Lisowski, który w niej porucznikuje. - Lisowski,
powiadasz waszmo×ć? Jest ich kilku braci, wszyscy wojenni
ludzie, ale wła×nie Aleksander ponoć najbardziej się dotąd
odznaczył... - Znam i ja ten ród - wtrącił Niszczycki. - Za
Zygmunta Augusta rodzic ich, Jan herbu Jeż, przeniósł się z
Pomorza na Litwę, znaczne tam mając dobra, z których
główne Krokoszyn i Wołki. Aleksander rozpoczął służbę u
Jana Potockiego jako towarzysz husarski i pod jego komendą
walczył. Na Multanach i Wołoszczyźnie sławą rycerską się
okrył, toteż do porucznikostwa doszedł. Wzory za× miał
najwyższej marki, gdyż poza panem Potockim dowodzili
wówczas i sam hetman wielki Zamoyski, i pan íółkiewski, a
także Konstanty Wi×niowiecki, Mikołaj Stru×, Daniłowicz,
Kazanowski... Przeto żołnierzem stał się znakomitym, jednak
harda to dusza i do wojennej dyscypliny z trudem się nagina. -
Zatem może jemu wyprawę powierzyć? - zastanowił się
wojewoda. - Je×li i odwagi, i do×wiadczenia mu nie brakuje,
niech pokaże, do czego zdolny. Tym bardziej że Szwedzi go
nie spostrzegą, bo owej chorągwi jeszcze zapewne na oku nie
mają... - Pomy×lę nad tym - mruknął Chodkiewicz. - Zważyć
bowiem trzeba, że żołnierz będzie utrudzony marszem. -
Niewielka to mitręga, skoro wolno idą - zauważył Lacki. -
Pode×lij mu zatem waszmo×ć gońca, niech chorągiew
wyprzedzi i w skok tu się stawi. Obaczym, co powie... Na
rzucone przyzwolenie drzwi, pchnięte silną ręką, otworzyły
się gwałtownie i na progu stanął rycerz w husarskiej zbroi. Był
Strona 19
słusznego wzrostu, smukły i prosty jak pień młodego ×wierka.
Napier×nik l×nił wypukło×cią o×ci, głowę krył hełm z
nakarczkiem i nosalem. Obojczyk, naramienniki i karwasze
dopełniały ochronnego rynsztunku. Pod nim widać było
mocno przetarty żupan, nogi osłaniały luźne szarawary,
tkwiące w cholewach zabłoconych, rudych butów. Twarz miał
suchą, oczy kierowane na hetmana l×niły żywo×cią
spojrzenia, a ciemny wąs układał się dwoma czarnymi
skrzydłami pod lekko garbatym nosem o ostro zarysowanych
nozdrzach. Pan Chodkiewicz odwrócił się od stołu, za
którym siedział zajęty rozłożonymi papierami, i obrzucił
rycerza badawczym wzrokiem. Wiedział, kogo ma przed sobą,
bo przyboczny oficer zgłosił mu przybysza. Ten przemówił
skłaniając się lekko: - Cze×ć i powinny pokłon składam. Czy
przed wielmożnym panem hetmanem staję? - W istocie -
stwierdził spokojnie Chodkiewicz. - Ja za× chyba porucznika
Lisowskiego oglądam? - Tak jest, wasza wielmożno×ć.
Po×pieszyłem zgodnie z otrzymanym rozkazem, chorągiew
ostawując w drodze. Tę za× z polecenia mojego rotmistrza,
Szczęsnego Niewiarowskiego, do waszej dyspozycji wiodę.
Rotmistrza sprawy polityczne zatrzymały w Wilnie, ale i on
rychło przybędzie do boku waszej wielmożno×ci. - Rad to
słyszę, bo każda szabla teraz na wagę złota! A już taka jak
Niewiarowskiego za dziesięć stoi. A o waćpanu też już nieco
słyszałem... - Mnie za× o waszej wielmożno×ci więcej
wiadomo, gdyż nie byle jaki mir macie w×ród rycerstwa.
Toteż rad jestem, że pod taką ręką będę służył! Chodkiewicz
×ciągnął brwi rzucając zgryźliwie: - Wa×ć komplementa
chcesz mi prawić niby dworskiej pannie? Jednak porucznik
zdawał się nie dostrzegać gniewnego oblicza i tonu
wypowiedzi, bo odezwał się beztrosko: - Im też
komplementów nie prawię. Zwykłem gadać, co my×lę, także
wtedy, kiedy i przyganić muszę. - Tuszę, że zechcesz mnie
Strona 20
oszczędzić... - rzekł, tym razem już tylko ironicznie hetman,
po czym dodał wracając do sedna sprawy: - Daleko wa×ci
ludzie? - Dzi× wieczór powinni tu być. - Wielce zdrożeni
drogą? - Wiodę chorągiew jedną z lepszych w kraju, wasza
wielmożno×ć! To dla nich fraszka, tym bardziej że przez
ostrożno×ć szli×my wolno. - To dobrze, bo miałbym dla was
zadanie, które od razu, z marszu należy wykonać. - Rad to
słyszę, bom oczekiwał, że przy waszym boku nudów nie
zaznam. - Tedy odetchnij nieco, bo widzę, że× z siodła przede
mną stanął. Pacholik wskaże ci kwaterę i zadba o posiłek. A
zasię staw się po rozkazy, dowiesz się, w czym sedno. Po
wymianie licznych listów pomiędzy zięciem i te×ciem, czyli
księciem Konstantym Wi×niowieckim a wojewodą Jerzym
Mniszchem, wczesną wiosną zjechał do Sambora carewicz
moskiewski Dymitr. Dużo miał z tym pan wojewoda
ambarasu, bo dwór carewicza urósł już do kilkudziesięciu
osób. Składał się ze służby osobistej, w×ród której był
oddany, wierny zausznik Grigorij, oraz z towarzyszących mu
jezuitów, pełniących funkcje sekretarzy i nauczycieli, a także
z przybocznej, choć jeszcze nielicznej straży. Prócz tego sporo
było i podrzędniejszej czeladzi, jak woźnice, stajenni i inni
pachołkowie. POza czeredą tej służby przebywali przy
Dymitrze również wysłannicy niektórych rodów bojarskich,
jak M×cisławskich czy Nagojów, by donosić swym
mocodawcom o przebiegu jego sprawy w Polsce i
dysponować przysyłanymi zapomogami pieniężnymi. Tak
znaczna liczba przybyszów wymagała zapewnienia im kwater.
Jednak samborski starosta sprostał temu zadaniu. Zaroiło się
więc w mie×cie po przybyciu carewiczowskiego orszaku. Pan
Mniszech pozostawił go×ciowi nieco czasu na urządzenie się
w nowym miejscu, wszakże wkrótce prosił go na powitalną
wieczerzę. Wzięli w niej udział i zaproszeni go×cie z
sąsiedztwa, którzy zjechali wraz z małżonkami, ciekawymi