Irving David - Goebbels - mózg Trzeciej Rzeszy
Szczegóły |
Tytuł |
Irving David - Goebbels - mózg Trzeciej Rzeszy |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Irving David - Goebbels - mózg Trzeciej Rzeszy PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Irving David - Goebbels - mózg Trzeciej Rzeszy PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Irving David - Goebbels - mózg Trzeciej Rzeszy - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
David Irving
Goebbels - mózg Trzeciej Rzeszy
Strona 2
Przedmowa do wydania polskiego
O Goebbelsie napisano już wiele książek. Ta przetłumaczona obecnie, pióra Davida Irvinga, została napisana w
zmienionej sytuacji badawczej. Od pierwszych lat dziewięćdziesiątych są dostępne prawie bez reszty świadectwa
historyczne mówiące o tej postaci, w tym jego „Dzienniki" liczące ponad 70 tysięcy stron. Nie mają one sobie równych
nie tylko pod względem objętości ale i bogactwa informacji, opublikowała je już w 18 opasłych tomach Elke Fröhlich z
Instytutu Historii Najnowszej w Monachium. Nie dorównuje im „Dziennik Hansa Franka", zarządcy okupowanej
Polski, opublikowany fragmentarycznie, mający poza tym inny charakter, jako że pomija sprawy intymne, osobiste.
Batalia o dostęp do fragmentów, brakujących w znanych już 18 tomach, stoczona po udostępnieniu ich przez archiwa
rosyjskie i o pierwszeństwo w ich opublikowaniu nie ma równych w świecie historyków, autor opisuje ją we wstępie.
Czy będąc stroną czyni to obiektywnie, to już inna sprawa.
Ostatni biograf Goebbelsa Ralf Reuth znał tylko 4 tomy „Dziennika", sięgające początku wojny z ZSRR. Irving nie
tylko zna go w całości, ale także gruntowniej szperał i zgromadził—jak to ma w zwyczaju — zdumiewającą ilość
wspomnień i relacji. Pozwoliła mu na to tak pozycja majątkowa, jak i umiejętność docierania do świadków
opisywanych wydarzeń, ludzi z otoczenia Goebbelsa. Ich wiarygodność, zwłaszcza gdy pochodzą z grona
propagandystów, dla których prawda i rzetelność informacji nie była cnotą, jest dla mnie mniejsza niż dla autora tej
książki, poza tym jakby na równi traktuje on te zebrane tuż po wojnie, jak i te znacznie późniejsze, gdy tymczasem
pamięć ludzka z wiekiem zawodzi.
Pytanie jakie stawiłbym autorowi jako recenzent tej biografii byłoby następujące: czy Irving, dysponując tak bogatą
ale specyficzną podstawą źródłową w postaci dokumentacji autobiograficznej i przekonany, że historia to dzieło
wielkich jednostek, nie jest wszak pod presją poglądów swojego negatywnego bohatera. Negatywnego, bo jeżeli
Hitler go fascynował i fascynuje, urzeka, przed czym ostrzegałem we wstępie do innej jego książki, to Goebbelsa —
chociaż faktycznie uznany przezeń za mózg Trzeciej Rzeszy i za człowieka o najwyższej inteligencji — traktuje z
dystansem, widzi w nim jakby złego ducha narodowego socjalizmu. Irving kilkakrotnie uprzedza czytelnika, że
zachowuje krytycyzm wobec zapisków Goebbelsa. Dostrzega, że do przejęcia władzy przez nazistów, notował, licząc
się z możliwością przejęcia „Dzienników" przez osoby niepowołane. Z biegiem czasu „Dziennik", mający utrwalić tak
autora jak i chwałę Trzeciej Rzeszy, staje się dla autora źródłem zdradliwych informacji,
Strona 3
PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO
niepewnym, sporo w nim półprawd, a nawet nie brak blagowania. Autor weryfikuje więc zapiski, ale nie zawsze
dostatecznie wnikliwie, zwłaszcza brakuje w książce spojrzenia szerszego od strony Himmlera i jego aparatu (poza
Helldorfem prezydentem policji berlińskiej). Do 1933 r. kiedy sukcesy miłosne Goebbelsa mnożą się niewiarygodnie,
Irving nie ustalił, ile z nich było wyimaginowanymi romansami czy wyrazem wishful thinking. Czyżby Goebbels z
obawy o zarzut homoseksualizmu tak niepomiernie wyolbrzmiał swe powodzenie u kobiet? Czy raczej koloryzuje,
aby dowieść obok pewności siebie jako zaufanego Hitlera i zdolności zawładnięcia umysłami Niemców, także
umiejętności uwodzenia czy zniewalania kobiet?
Odnoszę wrażenie, że niekiedy Irving stara się dyskontować niektóre zapiski dla obrony dotychczasowych,
kontrowersyjnych poglądów. Ograniczę się tylko do jednego przykładu — odpowiedzialności za mord Żydów. Od
dawna toczy się spór, czy Hitler wydał rozkaz ich eksterminacji. Irving należy do tych, którzy zaprzeczają temu. Jeżeli
rolę Goebbelsa, jako spiritus movens zbrodniczych poczynań wobec Żydów, wykazuje jako bezsporną, przecież działał
nawet wbrew Hitlerowi, kiedy wywołał ich pogrom, zwany Kristallnacht, to jednak był i jest skłonny redukować
odpowiedzialność Hitlera. Prawie w tym samym czasie ukazały się wersja angielska publikowanej książki i studium
Christiana Gerlacha, historyka młodszej generacji Die Wansee-Konferenz, das Schiksal der deutschen Juden und Hitlers
politische Grundsatzentscheidung alle Juden Europas zu ermordern.* Obaj autorzy piszą o tym samym spotkaniu elity
nazistowskiej u Hitlera 12 grudnia 1941 r, a więc w pierwotnym terminie słynnej Wansee-Konferenz, mającej
zdecydować o Holokauście. Gerlach znajduje w „Dzienniku" Goebbelsa taki fragment wypowiedzi führera:
„Odnośnie kwestii żydowskiej Führer jest zdecydowany postawić sprawę jasno. Przepowiedział Żydom, że jeżeli
jeszcze raz wywołają wojnę światową, to doznają tym samym zagłady. To nie była żadna frazeologia. Wojna światowa
oto już jest i zagłada Żydów musi się stać jej nieodzowną konsekwencją. Trzeba na tę sprawę spojrzeć bez
sentymentalizmu. Nie jesteśmy tu po to, aby współczuć Żydom, lecz po to, aby współczuć jedynie narodowi
niemieckiemu. Jeśli naród niemiecki podczas kampanii wschodniej znów złożył w ofierze 160000 poległych to
sprawcy tego krwawego konfliktu będą musieli za to zapłacić życiem." Natomiast Irving korzystając z tego samego
zapisu w „Dziennikach", nie wspomina ani słowem o tej groźbie. Odnotował w książce tylko fragment wypowiedzi
Hitlera, dotyczący wypowiedzenia wojny Stanom Zjednoczonym. Ten wyraził przekonanie, że prędzej czy później i
tak musiałby wypowiedzieć wojnę Amerykanom, uznał, że konflikt z tym mocarstwem jest mu na rękę, a impas w
Rosji uznał za „nieunikniony przestój". W konsekwencji Irving nadal dowodzi, że Hitler nie podzielał skrajnego
Strona 4
antysemityzmu, którego orędownikiem był także Goebbels. Ale 19 stycznia odnotowuje, że Hitler jest
„bezwarunkowym zwolennikiem przyjętego jak najsłuszniej wobec nich *Żydów+ twardego kursu", a w lutym
„ponownie
* Werkstattgeschchte 18 (1997). Cytowane za Goebbels Tagebücher, cz. II s. 498-499, zapis z 13 XII 1941.
Przedmowa do wydania polskiego
wyraził swoją niezłomną wolę usunięcia Żydów z Europy, oczekiwał wyzbycia się sentymentalizmu, bowiem
zasłużyli na los który ich czeka". Irving bezkrytycznie przyjmuje informację Lammersa, sekretarza Kancelarii Rzeszy,
który nigdy nie był powiernikiem jego tajemnic, iż Hitler oświadczył mu, że kwestię żydowską odłożono do końca
wojny, choć wiele podawanych przez niego faktów temu przeczy. W ogóle w książce można znaleźć więcej
sprzecznych opinii co do intencji Hitlera wobec Żydów. Autor nie podejmuje ich analizy, nie wyjaśnia, stwierdza
tylko, że na żadnej z ponad 70 tysięcy stronic „Dziennika" nie figuruje choćby najmniejsza wzmianka o wydaniu przez
Hitlera „wyraźnego rozkazu wymordowania Żydów". W tym kontekście pominięcie fragmentu cytowanego przez
Gerlacha jest znamienne, jest niepełnym odczytaniem określonych zapisów z 12 grudnia. Moim zdaniem cytowana
przez Gerlacha wypowiedź do niewielkiej grupy działaczy NSDAP nie roztrzyga ostatecznie czy wydany został
„wyraźny rozkaz". Jednak — moim zdaniem — wyraża ona co najmniej przyzwolenie na eksterminację Żydów. Nie
stoi to w sprzeczności z późniejszą praktyką, że każda większa akcja w ramach „Endlösung der Judenfrage" musiała
być z Hitlerem tak czy inaczej uzgodniona.
Zdumiewa czytelnika, jak mało uwagi zajmuje w książce nasz kraj, Goebbels nieustannie powraca do polityki
brytyjskiej, to jest partner pierwszoplanowy Niemiec, od którego zależą losy wojny i pokoju. Dopiero w marcu 1939 r.
pojawia się w „Dziennikach" zapiska, iż przedmiotem konfliktu z Polską jest Gdańsk. Nie ma w książce śladu reakcji
Goebbelsa na głośną mowę Józefa Becka w Sejmie (maj 1939), natomiast wzmiankuje się o niewiele znaczącym
przemówieniu prezydenta Ignacego Mościckiego, wygłoszonym tuż przed wybuchem konfliktu zbrojnego. Czy od
1938 r., kiedy popadł w niełaskę Hitlera, był minimalnie i z opóźnieniem informowany o jego planach, w tym o
sprawach polskich i kontaktach niemiecko-radzieckich, które doprowadziły do układu Hitlera ze Stalinem
określanego w „Dziennikach" jako pakt z diabłem? Wcześniej był wraz ze swą wielodzietną rodziną, stawiany jako
wzór partii, w dodatku jego żona Magda była ulubienicą „wodza"... Chęć rozwodu po zakochaniu się w czeskiej
aktorce Lidzie Baarovej długotrwale podważyła jego pozycję w otoczeniu Hitlera i przerwała bliskie kontakty z nim.
Jakże długo wątpił, czy dojdzie do wojny z Polską, a o decyzji ataku na nią dowiedział się dość przypadkowo od
Strona 5
jednego z generałów 21 lipca, zaś o porozumieniu z ZSRR — w przeddzień wyjazdu Ribbentropa do Moskwy. O jakże
frapującej kwestii jak manewrować propagandą po układzie ze Stalinem, jak przeorientować ją o 180°z
antybolszewickiej na proradziecką, niewiele zapisał Goebbels w „Dziennikach" (kwestii bolszewizmu nie poruszać,
ocieplać atmosferę, przemilczeć „oportunistyczny charakter układu"). Wpływ na to mogła mieć ostrożność w tak
skomplikowanej sytuacji politycznej i ideologicznej, czy dezorientacja, jak i to, że każdy z ministrów działał ściśle w
zakresie swej kompetencji, w pewnej izolacji, co typowe było dla systemów totalitarnych, zaś minister spraw
zagranicznych Joachim von Ribbentrop był jego wrogiem nr 1. Hitler ujawniał swe plany szerszemu gronu współ-
pracowników w ostatnim momencie. Interesująca wydaje się dyrektywa Goebbelsa,
Strona 6
PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO
aby informacje o starciach wybuchających tuż przed agresją między Polakami i Niemcami w naszym kraju dawać
dopiero na drugiej stronie gazet, nie nagłaśniać. Także Katyń zajmuje w zapiskach mniej uwagi niż to faktycznie
miało miejsce. Ujawnienie tego mordu NKWD było szansą Goebbelsa, aby Polaków zneutralizować wobec władz
okupacyjnych, poróżnić mocarstwa alianckie, umocnić w społeczeństwie niemieckim postawę siły przez strach. Można
było oczekiwać szerszego potraktowania tych spraw przez Irvinga.
Nie poinformowano też Goebbelsa o przygotowaniu operacji na Danię i Norwegię, a o planach wobec ZSRR
dowiedział się 20 marca 1941 r. Natomiast dobrze już znaną sprawę wojny totalnej i roli Goebbelsa podczas zamachu
20 lipca 1944 r. na Hitlera autor wzbogacił tym, co zawierały zapiski w „Dziennikach".
Tak jak wszystkie inne, i ta książka Davida Irvinga dobrze się czyta, aczkolwiek historykom bardziej odpowiada
większa analiza naukowa.
Prof. dr hab. Czesław Madajczyk Warszawa, listopad 1998
Podziękowania
Pisząc tę biografię, przez sześć lat z górą pozostawałem w złowieszczym cieniu doktora Josepha Goebbelsa.
Po czterech latach trudnej i niewdzięcznej pracy, niezmiernie szczęśliwym zrządzeniem losu zostałem pierwszą — i
jak dotychczas jedyną — osobą, która wykorzystała mikrofisze kompletnego, sporządzonego w latach 1944-1945 przez
nazistów zespołu zawierającego wszystkie prywatne dzienniki i dokumenty Goebbelsa, powstałe w latach 1923-1945;
służby specjalne Armii Czerwonej złożyły ów zbiór w moskiewskich tajnych archiwach państwowych.* Ponad
dziewięćdziesiąt oryginalnych pojemników firmowych „Agfy", zawierających 1 600 szklanych płytek pokrytych
materiałem światłoczułym, którego Goebbels, powodowany pragnieniem jak najlepszego zabezpieczenia swoich
materiałów, polecił użyć do ich utrwalenia, spoczywało tam aż do marca 1992 r. Wtedy to odnalazła je dr Elke Fröhlich,
znawczyni dzienników ministra propagandy Rzeszy. (W imieniu wszystkich historyków, których domeną jest ów
okres dziejów, pragnę przekazać jej słowa uznania za trud, jaki włożyła w opracowanie tych druków). W czerwcu i
lipcu tego samego roku również ja uzyskałem do nich dostęp, będąc, jak mniemam, pierwszą osobą, która rozplątała
sznurki zawiązane w 1945 r. na kasetach z mikrofilmami. Dzięki pomocy dr. W. P. Tarasowa, dyrektora archiwów
Federacji Rosyjskiej, oraz dr. W. M. Bondariewa, szefa dawnego Centralnego Archiwum Państwowego, otrzymałem
bądź skopiowałem około pięciuset najważniejszych stronic, których brakowało w dziennikach Goebbelsa, w tym
pierwszy ich tom (rozpoczęty w 1923 r.), fragmenty dotyczące pożaru Reichstagu (1933), puczu Röhma (1934),
Strona 7
„kryształowej nocy" (1938), kilkumiesięcznego okresu przed wybuchem II wojny światowej oraz wielu innych
wydarzeń ważnych dla historyków. Warunki panujące w moskiewskim archiwum, mieszczącym się przy ulicy
Wyborskiej, stanowiły, co tu dużo mówić, nie lada wyzwanie dla badacza. W byłym ZSRR archiwa zakładano po to, by
ściśle chroniły tajemnice. Nikomu nawet nie przemknęło przez myśl wydzielenie w nich pomieszczeń dla
publiczności pragnącej uzyskać dostęp do zgromadzonych materiałów. W tym archiwum nie było żadnych czytników
do mikrofilmów czy mikrofisz. W czasie mojej pierwszej tam wizyty, po uporczywych i na ogół daremnych wysiłkach
odczytania 1600 kruchych szklanych płytek (na których skopiowano około 80 tys. stronic) za
Archiwum Specjalne (Osobyj Archiw), obecnie Ośrodek Przechowywania Zbiorów Historyczno-Doku-mentalnych
(Centr Chranienija Istoriko-Dokumientalnych Kolekcji), [przyp. red.)
Strona 8
PODZIĘKOWANIA
pomocą szkiełka powiększającego dwunastokrotnie, podarowałem Rosjanom uzyskany dzięki hojności „Sunday
Times" nowoczesny czytnik wielofunkcyjny; wielki ów aparat odesłano jednak do Londynu, bez jednego słowa
wyjaśnienia, w lipcu 1992 r., nazajutrz po moim powrocie z Rosji.
To, co nastąpiło później, nie było już jednak tak zabawne. Wyjątki z dzienników przekazałem brytyjskiemu
konsorcjum Times Newspapers Ltd. Gazeta „Sunday Times" opublikowała je jednocześnie z niemieckim „Der
Spiegel" oraz innymi wielkimi światowymi pismami. Komplet materiałów przekazałem niemieckiemu Archiwum
Federalnemu w Koblencji (Bundesarchiv) oraz archiwum w Mönchengladbach, rodzinnym mieście Goebbelsa. Gdy
jednak prasa międzynarodowa celebrowała odzyskanie jego dzienników, uważanych tak długo za bezpowrotnie
utracone, wielu moich rywali-histo-ryków wydało jakby okrzyk bólu.
Została zraniona amour propre tych zawodowców, to zaś, co nastąpiło potem, zaiste przypominało epidemię owej
szczególnej konfuzji. Oto „Sunday Times", mimo iż wydał pół miliona funtów na promocję dzienników, które miał
publikować w odcinkach, wydrukował nazwisko osoby, od której je otrzymał, najmniejszą z dostępnych czcionek.
„Der Spiegel" publikował dzienniki przez pięć tygodni w ogóle nie wymieniając tegoż nazwiska. Pewien
uniwersytecki historyk berliński, przewodniczący zespołowi naukowców opracowujących w pocie czoła pozostałe
tomy dzienników, podczas sympozjum w Stanach Zjednoczonych przedłożył obszerny referat o „najnowszym
znalezisku". Również on nie wspomniał nazwiska dr Fröhlich, ich odkrywczym, której należą się wszelkie zasługi, ani
mojego.1 Szefowie monachijskiego wydawnictwa Piper Verlag, które kilka tygodni później opublikowało skróconą,
popularną wersję pozostałych dzienników Goebbelsa,2 utyskiwali przed kamerami niemieckiej telewizji, iż „jak na
złość nie kto inny, tylko pan Irving" uzyskał dostęp do tych sensacyjnych, zaginionych przez długie lata dzienników.
Nie wspomnieli oni również podczas owego programu informacyjnego, ani też później, na łamach wydanej przez
swoją oficynę publikacji, że to nie kto inny, tylko ja, David Irving, dostarczyłem im bezpłatnie, w ostatniej chwili
przed skierowaniem książki do druku, sto stron, które pozwoliły wypełnić luki drastycznie obniżające wartość dzieła.
Jeszcze bardziej żenujące były poczynania niemieckiego Archiwum Federalnego, któremu przekazałem wiele
dokumentów związanych z osobą Goebbelsa, w tym komplet materiałów przywiezionych z Moskwy. Działając na
polecenie ministra spraw wewnętrznych, 1 lipca 1993 r. zakazano mi, bez uprzedzenia i na stałe, wstępu do tego
archiwum — nastąpiło to dosłownie na dwie godziny przed zakończeniem moich
Strona 9
Referat dr. Jurgena Michaela Schulza z Freie Universität Berlin, przygotowany na konferencję German Studies
Association, 1992. Patrz „Newsletter" tego ostatniego ośrodka, t. XVII, nr 2, zima 1992, s. 34 i nast.
R. G. Reuth (red.), Joseph Goebbels Tagebücher, t. 1-5, München-Zürich 1992. [zob. przypis 7 na s. 18 — przyp. red.]
Podziękowania
siedmioletnich badań nad Goebbelsem. Od Archiwum Federalnego kupiłem wcześniej sto fotografii, jednakże
(również na polecenie ministra) odmówiono mi dostarczenia informacji towarzyszącej każdej z nich. Kiedy zwróciłem
się do korporacji Transit-Film, instytucji dysponującej prawami autorskimi do produkcji filmowej z okresu Trzeciej
Rzeszy, z prośbą o zdjęcia czołowych aktorów i aktorek, których nazwiska były w ten czy inny sposób związane z
Goebbelsem, firma ta przezornie zapytała profesora Fredri-cha Kahlenberga, dyrektora Archiwum Federalnego, czy
ewentualną odmowę udzielenia mi pomocy można uzasadnić jakimiś „specjalnymi względami" dotyczącymi mojej
osoby! (Tak się szczęśliwie złożyło, że uzyskałem kopię listu w tej sprawie, jednakże nie dostarczono mi zdjęć.) Można
się jedynie domyślać przyczyn takiego postępowania. W lipcu 1992 r. profesor Kahlenberg wyruszył pośpiesznie do
Moskwy — było już jednak za późno, toteż nie zdołał odwieść Rosjan od udostępnienia mi stanowiących przedmiot
jego pożądania mikrofisz z dziennikami. (Bo też i Rosjanie nie mieli ku temu zgoła żadnego powodu: w ZSRR ukazało
się kilka przekładów moich książek, w tym również o działaniach morskich w Arktyce oraz o hitlerowskich badaniach
nad bronią jądrową.) Archiwum Federalne uzasadniło decyzję pozbawienia mnie dostępu do swoich zasobów,
decyzję, jakiej żadną miarą nie wydałoby inne archiwum, tym, że badania moje jakoby miałyby godzić w interesy
Republiki Federalnej Niemiec. W efekcie nie zdołałem zweryfikować dokonanych przez moich kolegów po fachu,
wątpliwych pod względem wierności, tłumaczeń pewnych kluczowych zapisów w rękopisach dzienników.
Sporządziłem spis dwudziestu słów, które zamierzałem sprawdzić na oryginalnych negatywach; powołując się na
polecenia przełożonych, dr Siegfried Buttner, zastępca dyrektora Archiwum Federalnego, nie pozwolił mi nawet na tę
krótką kwerendę, która rozwiałaby wątpliwości. W następstwie takiego postępowania, niewątpliwie nie prze-
widzianym przez rząd niemiecki, Archiwum Federalne musiało odesłać do Wielkiej Brytanii „kolekcję Irvinga", czyli
pół tony mikrofilmów i dokumentów, które przekazałem tej instytucji w ciągu ostatnich trzydziestu lat, zastrzegając
wolny dostęp do podarowanych materiałów. We wspomnianym zbiorze znajdują się oryginały papierów Adolfa
Eichmanna, kopie obejmujących okres dwóch lat i zaginionych dzienników Heinricha Himmlera, dzienniki Erwina
Rommla, Alfreda Jodła, Wilhelma Canarisa, Walthera Hewela oraz ogromna liczba innych dokumentów, dostępnych
tylko tam.
Strona 10
Spieszę tu dodać, że wszystkie inne archiwa potraktowały mnie życzliwie, zapewniając nieograniczony dostęp do
wszystkich zbiorów — do czego przywykłem w czasie swojej 30-letniej pracy badawczej. Chciałbym serdecznie
podziękować dr. Davidowi G. Marwellowi, dyrektorowi podlegającego Amerykanom Berlin Document Center, za
udostępnienie mi 1446 kart dokumentów biograficznych najbliższych współpracowników Goebbelsa (ze zbiorów,
które, podobnie jak zbiory moskiewskie oraz znajdujące się w byłej NRD, również chroni, prawem kaduka, aegis
Archiwum Federalnego). Poprzednik dr. Marwella, nieżyjący już Richard Bauer, dostarczył mi zbiór dokumentów
Strona 11
PODZIĘKOWANIA
dotyczących Goebbelsa (sygnatura mojego mikrofilmu: DI-81).3 Życzliwości dr. Ulricha Cartariusa, zastępcy głównego
archiwisty bońskiej Friedrich Ebert Stiftung, zarządzanej przez Socjaldemokratyczną Partię Niemiec (SPD),
zawdzięczam dostęp do dziennika Viktora Lutzego (w latach 1934-1943 szef sztabu SA), który naukowiec ów obecnie
opracowuje. Z podobną uprzejmością potraktował mnie Karl Hoffkes z Essen, udostępniając ze swoich prywatnych
zbiorów dziennik Juliusa Streichera oraz jego dokumenty.
Nowojorski Yivo Institute for Jewish Research pozwolił mi na wykorzystanie materiałów źródłowych z arcybogatego
zespołu 215, zawierającego wspaniały zbiór oryginalnych akt niemieckiego Ministerstwa Propagandy, a także należące
do samego Goebbelsa oprawne kartoteki wycinków prasowych. Czuję się również w obowiązku wspomnieć o moim
włoskim wydawcy, oficynie Arnoldo Mondadori Editore, oraz jej starszym redaktorze, dr. Andrei Cane, który
udostępnił mi, w celu przetłumaczenia, rękopis całego dziennika Goebbelsa z 1938 r. Przekład zabrał mi dwa lata,
jednakże bez takiej „wprawki" żadną miarą nie potrafiłbym odczytać materiałów z moskiewskiego archiwum, co mi
się przecież ostatecznie udało. Chciałbym też, korzystając z okazji, złożyć podziękowania mojemu przyjacielowi, a
zarazem rywalowi, dr. Georgowi Reu-thowi, autorowi wcześniejszej biografii Goebbelsa, za bezinteresowne
przekazanie mi kopii pamiętników Horsta Wessela, jak również obszernych fragmentów dzienników Goebbelsa z
1944 r., które uzupełniłem materiałami z Moskwy oraz z innych źródeł.
W innych niemieckich archiwach potraktowano mnie zgoła inaczej niż w Koblencji. Dr Holder, szef Federalnego
Urzędu Statystycznego (Statistisches Bundesamt) w Wiesbaden, przekazał mi niezmiernie ważne dane dotyczące
przemieszczeń ludności żydowskiej na obszarze Berlina. Od dwóch pracowników archiwum w Mönchengladbach
(Lamersa i Kunerta) otrzymałem kilkanaście szkolnych fotografii dziewcząt, przyjaciółek Goebbelsa (reprodukcje
zamieściłem w tej książce). Winien jestem również podziękowania Tadeuszowi Dudzie z Biblioteki Uniwersytetu
Jagiellońskiego w Krakowie za zreprodukowanie dla mnie zdjęć z pamiętnika Horsta Wessela, znajdującego się w
zbiorach tej placówki. Dr Werner Johe z hamburskiego Forschungsstelle für die Geschichte des Nationalsozialismus
udostępnił mi wypisy z dzienników gauleitera Alberta Krebsa. Karl Heinz Roth z hamburskiej Stiftung für
Sozialgeschichte udzielił mi pomocy w precyzyjnym datowaniu pewnych wydarzeń z 1934 r. Krajowe Archiwum
Dolnej Saksonii (Niedersächsisches Staatsarchiv) w Wolfenbüttel udostępniło mi dokumenty Leopolda Gutterera
(chcę również dodać, iż przygotowując materiały do tej książki miałem honor rozmawiać kilkakrotnie z dr.
Guttererem, obecnie liczącym sobie ponad 90 lat). Jestem wdzięczny także Zentrales Staatsarchiv w Poczdamie
Strona 12
(wówczas znajdowało się ono w komunistycznych Niemczech) za udostępnienie mi papierów Eu-gena
Hadamowskiego, Josepha i Magdy Goebbelsów oraz Ministerstwa Propagandy
Większość tych mikrofilmów można zamówić w firmie Microform Academic Publishers Ltd., Main Street, East
Ardsley, Wakefield, West Yorkshire WF3 2AT, Wielka Brytania.
Podziękowania
Rzeszy; większość tych zespołów (np. tekę 765, zawierającą listy Goebbelsa do przyjaciół walczących na froncie)
przeglądał poprzednio, w 1958 r., dr Helmut Heiber. W dramatycznym okresie poprzedzającym wydarzenia z listopada
1989 r. pracownik tego archiwum, dr Kessler, zezwolił mi na nieograniczony dostęp do zbiorów, mimo że czasy niezbyt
sprzyjały pracy badawczej. Obecnie wszystkie te materiały znalazły się w gestii mniej liberalnego Archiwum
Federalnego.
Aczkolwiek każdy biograf Goebbelsa wiele zawdzięcza dr. Helmutowi Heiberowi, który pierwszy przetarł ścieżki do
poczdamskich dokumentów, sądzę, iż wybaczy mi on nie-wykorzystnie doskonałych skądinąd, wydanych przezeń
tomów przemówień Goebbelsa. Rzecz w tym, że to, co stanowiło o doniosłości tych przemówień — złowrogo brzmiące
słowa cytowane w raportach akredytowanych w Niemczech dyplomatów brytyjskich oraz z innych państw — usuwano
z wersji publikowanych w prasie codziennej. Te oraz inne ważne dokumenty udostępniło mi londyńskie Public
Record Office, pożyteczną pomocą służyła zaś w tym wypadku Susanna Scott-Gall.
Institut fur Zeitgeschichte (IfZ) w Monachium udostępnił mi bibliotekę i archiwa, w tym teki zawierające wycinki
prasowe dotyczące nazistowskich osobistości. Również jednak w tym wypadku spotkałem się z zaborczością, z nader
nieprzyjemnym „terytorializmem", kiedy instytucja ta postanowiła utrzymać swój całkowity monopol na nie
publikowane dotychczas fragmenty dzienników Goebbelsa. Nim znalazłem się w Moskwie, poprosiłem IfZ
(prowadząc tam kwerendę w 1992 r.) o udostępnienie mi dzienników Goebbelsa z lat 1939 i 1944. 13 maja dyrektor IfZ
udzielił mi odmowy na piśmie, twierdząc między innymi, że jego instytucja ściśle i bez wyjątków przestrzega praktyki
nieudostępniania „osobom z zewnątrz" swoich kolekcji znajdujących się w trakcie opracowywania. Właśnie to
skłoniło mnie — ukończenie bowiem tej biografii byłoby nie do pomyślenia bez znajomości owych tomów — do
podróży do Moskwy, gdy dowiedziałem się, iż w tamtejszym tajnym archiwum państwowym złożono ich oryginalne
mikrofisze. Właśnie w stolicy Rosji udostępniono mi (co stanowiło niewątpliwy cios dla IfZ) nie tylko tomy
obejmujące lata 1939 i 1944, lecz ich cały komplet z lat 1923-1945. Nim to jednak nastąpiło, monachijski instytut, po-
wodowany niewątpliwie pragnieniem odsunięcia mnie raz na zawsze od dokumentów Goebbelsa, 3 lipca 1992 r.
Strona 13
wysłał pośpiesznie do Moskwy faks zawierający oskarżenie (kierownictwo IfZ wykazało się jednak honorem,
odwołując te zarzuty kilka tygodni później),4 jakobym wykradał dokumenty z rosyjskich archiwów. Cóż za brudne
metody: nie powstydziłby się ich zapewne sam Goebbels. Na tym jednak nie koniec. Po kilku dniach, na wiadomość,
że „Sunday Times" zamierza opublikować moje moskiewskie znaleziska, ten sam instytut, działając z niesłychanym
wręcz pośpiechem (w innych okolicznościach byłby on ze wszech miar chwalebny), udostępnił redakcji bulwarowej
.Süddeutsche Zeitung" z 22 VII 1992.
Strona 14
PODZIĘKOWANIA
gazety brytyjskiej „Daily Mail" dokumenty, których odmówił mi dwa miesiące wcześniej. Ale, jak to mówią, nosił
wilk razy kilka... Żaden z dziennikarzy tej gazety, która wypłaciła 20000 funtów zaliczki za przewidywany
rewelacyjny materiał, jak również żaden z wynajętych przez nią historyków nie zdołał odczytać notorycznie
niewyraźnego pisma ministra propagandy Rzeszy. Po dwóch dniach redakcja tej gazety, w bezsilnej wściekłości,
zmuszona była odwołać druk dzienników.
Materiałami źródłowymi do tej biografii nie były naturalnie wyłącznie dzienniki Goebbelsa. Czuję się w obowiązku
(kolejność, w jakiej wyliczam nazwiska osób oraz nazwy instytucji, nie ma w tym wypadku żadnego szczególnego
znaczenia) podziękować dr. Andrzejowi Suchcitzowi z Instytutu Polskiego i Muzeum generała Sikorskiego (IPiMS) w
Londynie za udzielenie mi nieocenionej pomocy przy ustalaniu genezy doniosłego tajnego przemówienia
(wygłoszonego przez Goebbelsa we wrześniu 1942 r.), a dotyczącego „ostatecznego rozwiązania" kwestii żydowskiej.
Jestem również winien wyrazy wdzięczności George Arents Library przy University of Syracuse, USA, N.Y., za pomoc
w dotarciu do dokumentów Dorothy Thompson, jak też Geoffreyowi Wexlerowi, archiwiście działu informacji
naukowej State Historical Society w stanie Wisconsin, za udostępnienie spuścizny dokumentarnej Louisa P. Lochnera
(kilka kopii dokumentów z tego zbioru znajduje się także we Franklin D. Roosevelt Library w Hyde Park, N.Y.).
Pragnę też złożyć podziękowania tej ostatniej bibliotece za udostępnienie mi innych kolekcji, w tym zespołu papierów
Williama B. Donovana oraz dokumentów z sejfu prezydenta Roosevelta. Więcej dokumentów Donovana uzyskałem w
US Army Military History Institute w Carlisle, Pensylwania.
Dr G. Arlettaz ze szwajcarskiego Archiwum Związkowego, dr Sven Welander z archiwum Ligi Narodów w genewskiej
siedzibie ONZ oraz Didier Grange, pracownik miejskiego archiwum w Genewie, udostępnili mi cenne materiały oraz
fotografie wykonane podczas „dyplomatycznej" wizyty Goebbelsa w tym mieście w 1933 r. W Niemczech nieocenionej
pomocy udzielili mi pracownicy norymberskiego Archiwum Krajowego, w którym złożono raporty z przesłuchań
czołowych urzędników nazistowskiego Ministerstwa Propagandy i innych resortów (z niektórymi z nich miałem
okazję zapoznać się również w National Archives w Waszyngtonie; zatrudnieni tam dwaj moi przyjaciele, John Taylor
i Robert Wolfe, służyli mi życzliwymi i fachowymi poradami, jak to zresztą czynią od bardzo wielu lat).
Dr Howard B. Gotlieb, dyrektor Mugar Memorial Library przy uniwersytecie w Bostonie, zwrócił moją uwagę na
znajdującą się w tej placówce kolekcję dokumentów byłej berlińskiej dziennikarki, Belli Fromm. Margaret Petersen
oraz młodsza archiwistka Marilyn B. Kann z Hoover Library w kalifornijskim Stanford University umożliwiły mi
Strona 15
dostęp do cennej pozycji: oryginalnych dzienników Goebbelsa, jak również dokumentów Daniela Lernera i Juliusa
Epsteina, dotyczących kroków politycznych służących celom wojennym. Seeley Mudd Library przy Princeton
University udostępniła mi swoją cenną kolekcję Adolfa Hitlera, choć, ku mojemu ubolewaniu, dyrekcja tej
Podziękowania
biblioteki nie otrzymała pozwolenia na ujawnienie mi tek z papierami Allena Dullesa, zawierających dokumenty
dotyczące osoby Goebbelsa oraz spisku na życie Hitlera, zorganizowanego w lipcu 1944 r. Bernard R. Crystal z Butler
Library przy Columbia University, N.Y., odkrył w kolekcji H. R. Knickerbockera kilkanaście dokumentów związanych
z Goebbelsem. Dr Jay W. Baird z Miami University w Ohio udostępnił mi swój poufny zapis dotyczący osoby Wernera
Naumanna, z którym w latach 1969 i 1970 przeprowadził wiele długich rozmów. Rękopis ten znajduje się obecnie w
IfZ, który uniemożliwia swobodny do niego dostęp mimo pozwolenia udzielonego przez p. Bairda. Nieżyjąca już
Freifrau [baronowa] Marianne von Weizsäcker udostępniła mi wówczas jeszcze nie opublikowane dzienniki i listy
męża (później wydał je Leonidas Hill). Również nieżyjąca Freda Rössler, z domu Freiin [baronówna] von Fircks,
udzieliła mi obszernych informacji o swoim zamordowanym mężu, Karlu Hankem, jak również dostarczyła kopie jego
listów i inne materiały.
Charles E. Snyder, major USAF w stanie spoczynku, przekazał mi zestaw bezcennych wręcz, oryginalnych odbitek
wzruszających fotografii przedstawiających rodzinę Goebbelsa, które zamieściłem w książce. Podobnie jak w mojej
Wojnie Hitlera (Londyn 1991, pol. wyd. Warszawa 1997), kolorowe zdjęcia pochodzą z unikatowej kolekcji nie
opublikowanych wizerunków obiektywu przybocznego fotografa Hitlera, Waltera Frentza, któremu pragnę tą drogą
złożyć podziękowania za przekazanie mi oryginalnych klisz. Pozostałe zdjęcia pochodzą z amerykańskich National
Archives. Ja sam wykonałem około 40 tys. reprodukcji z zachwycającej kolekcji fotografii, utrwalonych na szklanych
płytkach przez pracowników laboratorium Heinricha Hoffmanna — dostarczyli mi je Leif Rosas, Annette Castendyk
(córka Anki Stalherm) oraz Irene Prange, która przekazała mi również wczesną korespondencję Goebbelsa z Anką.
Wśród osób, z którymi miałem szczęście rozmawiać, byli najbliżsi współpracownicy i członkowie personelu Hitlera:
Christa Schroeder, Nicolaus von Below, Gerhard Engel, Karl-Jesco von Puttkamer, Helmut Sündermann, Heinz
Lorenz, Albert Speer, jak również Immanuel Schäffer — wszyscy oni już zmarli; oraz Traudl Junge, Otto Günsche,
Günter d'Alquen, Leni Riefenstahl — zaprezentowała mi swój materiał filmowy nakręcony w Trzeciej Rzeszy — i Lida
Baarova (obecnie Lida Lundwall). Thomasowi Harlanowi jestem winien słowa wdzięczności za udzielenie mi
informacji o swojej matce, nieżyjącej już Hilde Körber, Reinhardowi Spitziemu zaś i nieżyjącemu już kapitanowi
Strona 16
Herbertowi Friedrichsowi za anegdoty o Goebbelsie i jego żonie Magdzie. Gerta von Radinger (wdowa po Alwinie
Broderze Albrechcie) wspominała w rozmowach ze mną Magdę Goebbels, udostępniła mi także kopie listów, jakie
pisał do Magdy jej mąż, oraz własną korespondencję z Magdą. Od Richarda Tedora otrzymałem kopie zbioru
niełatwych do odszukania artykułów i przemówień Goebbelsa. Dr K. Frank Korf przekazał mi uzupełniające
informacje dotyczące jego papierów znajdujących się w Hoover Library. Fritz Tobias przekazał mi ze swoich archiwów
ważne dokumenty dotyczące procesu podpalacza Reichstagu, jak również własne notatki z wywiadów, jakie
przeprowadził z dawno
Strona 17
PODZIĘKOWANIA
już zmarłymi świadkami tamtego wydarzenia. Izraelski researcher, Doron Arazi, udzielał mi wielokrotnie pomocnych
wskazówek na temat materiałów złożonych w niemieckich archiwach. Ulrich Schlie przypomniał mi, iż gdzieś w
archiwach niemieckiego MSZ spoczywają doniosłej wagi notatki Goebbelsa dotyczące polityki zagranicznej. Dr Helge
Knudsen korespondowała ze mną w 1975 r. na temat domniemanej autentyczności „dzienników" Rudolfa Semlera,
które przygotowywała do publikacji już w 1947 r. Ja sam prowadziłem natomiast korespondencję z Willim Kramerem,
zastępcą Goebbelsa w Reichspropagandaleitung (RPA), Gunterem Kaufmännern, szefem placówki RPA w Wiedniu,
Wilhelmem Ohlenbuschem, kierownikiem wydziału propagandy w „rządzie" Generalnej Guberni. Wolf Rüdiger Hess
oraz jego matka Ilse Hess udostępnili mi, na prawach wyłączności, prywatne papiery Rudolfa Hessa, znajdujące się w
Hindelang, a zawierające między innymi korespondencję z Goebbelsem. Nieżyjący już dr Hans-Otto Meissner
rozmawiał ze mną o pani Ello Quandt oraz innych osobach z otoczenia Magdy Goebbels, z którymi przeprowadzał
wywiady, wykorzystane następnie w wydanej przez niego w 1950 r. jej biografii. Peter Hoffmann oraz William Kings-
dorf, profesorowie historii montrealskiego uniwersytetu McGill, recenzowali rozdział z tej książki dotyczący
„Walkirii", natomiast lady Diana Mosley fragmenty odnoszące się do jej spotkań z Goebbelsem. Robin Denniston,
któremu od ponad dwudziestu lat zawdzięczam tyle dobrego, przeczytał książkę w maszynopisie. Podsunął mi pewne
sugestie, jak również w wielu wypadkach przekonał, bym złagodził swoje krytyczne opinie.
David Irving Londyn 1994
Prolog: Piętno Kaina
Czy los naznacza nasz intelekt złem, niczym niezatartym piętnem Kaina, jeszcze przed narodzinami; czy też umysł, z
chwilą przyjścia człowieka na świat, przypomina czystą, nie zapisaną kartę?
Niektóre zasadnicze, naturalne instynkty powstają w głębi płatów mózgowych. Wiemy o tym na pewno. Popęd
rozrodczy, instynkt przetrwania i zabijania; wszystkie one są częścią mechanizmu, jakim jest ludzki organizm, tak jak
wychwyt stanowi część mechanizmu zegara. Ale jak jest z cechami subtelniejszej natury, które (przynajmniej tak
sądzimy) odróżniają nas od zwierząt; umiejętnością przekonywania, przewodzenia innym, oszukiwania? Ujmując
rzecz krótko: czy noworodek zdoła uniknąć przeznaczenia, wszczepionego w jego mózg? Czy wszyscy podlegamy
regułom loterii genetycznej? Oto mikroskopijny wirus powoduje, iż ktoś komponuje dziewięć symfonii, gdzie indziej
zaś nadmiar dopaminy w organizmie skłania jakiegoś nieszczęśnika do słuchania podszeptów diabła — do końca
życia, któremu najpewniej położy kres zadzierzgnięty stryczek?
Strona 18
Jednakże każdy może w pewnej mierze kształtować swój los, sploty nerwowe nie są bowiem wyłącznie nośnikiem
informacji i wrażeń zmysłowych. Każdy z nas może, jeśli tylko zechce, kształcić umysł i przez doskonalenie go
perfekcyjnie podporządkować mięśnie poleceniom przekazywanym przez układ nerwowy; każdy z nas może również
swobodnie decydować, nad czym powinien panować intelektualnie.
W fałdach płata czołowego mózgu znajduje się ośrodek mowy, z której pomocą nakazujemy innym ludziom
nienawidzić, maszerować, tańczyć, umierać. Nadto człowiek potrafi warunkować czynności umysłu. To fakt, mówiąc
obrazowo, jesteśmy tym, co jemy. Jednakże nasz umysł jest czymś więcej aniżeli tylko pokarmem przetworzonym w
wyniku przemiany materii, jego stan zależy bowiem od tego, w jakiej mierze ćwiczymy i kultywujemy intelekt. Opery,
arcydzieła sztuki i poezji, pokrętne poczucie dumy lub upokorzenia płynące z przynależności narodowej; to wszystko
tkwi w zakodowanej postaci, znajduje się w strukturach komórek mózgowych. W ten oto sposób powstają różnice
między ludźmi.
Mózg ludzki pozostaje od niepamiętnych czasów tajemniczym i cudownym tworem natury. Chirurdzy otwierali
czaszki powodowani nadzieją zgłębienia jego sekretów. Starożytni Grecy, Rzymianie i średniowieczni Arabowie
trepanowali je, żeby zbadać wnętrze. W 1945 r. służby medyczne armii amerykańskiej poddały badaniu mózg Benito
Mussoliniego (podobnie postąpiono z mózgiem dr. Roberta Leya), wcześniej zaś
Strona 19
WRÓG LUDZKOŚCI
Rosjanie — mózg Lenina. Żaden jednak specjalista nie zdołał jak dotąd wytłumaczyć, dlaczego w mózgu rodzi się zło.
Mózg, o którym piszę, zamarł pewnego wieczoru w maju 1945 r. Oto i on, przebity kulą kalibru 6,35 mm; szczątki jego
posiadacza spoczywają w zniszczonym ogrodzie rządowego budynku w Berlinie. Obok zniekształconych żarem zwłok
mężczyzny leży na ziemi spalony trup kobiety; metalowe spinki wysunęły się spośród na wpół zwęglonych, niegdyś
blond włosów. W pobliżu, upozowani do fotografii, stanęli w niedbałej pozie: rosyjski podpułkownik, dwóch
majorów oraz kilku cywilów.
Jest 2 maja 1945 r., godzina 17.00, wspomniany zaś przed chwilą budynek to Kancelaria Rzeszy nieżyjącego już Adolfa
Hitlera. Ów podpułkownik to Iwan I. Klimienko, oficer polityczny, dowódca oddziału „Smierszu" (radziecki
kontrwywiad wojskowy) w 79 korpusie strzelców. Przyprowadzili go tutaj Wilhelm Lange, kucharz w Kancelarii
Rzeszy, oraz Karl Schneider, kierownik garaży. Zaczęło padać. Ludzie Klimienki przekładają szczątki dwojga osób na
duże, obite czerwoną skórą i zdobne w złocenia drzwi, pochodzące z gmachu. Podnoszą poczerniały od ognia pistolet
typu Walther, który leżał pod ciałem mężczyzny, inny pistolet znaleziony opodal, złotą odznakę partyjną, złotą
grawerowaną papierośnicę i inne drobiazgi. Wszystkie one posłużą do identyfikacji zwłok.1
' Klimienko odjeżdża dżipem do głównej kwatery „Smierszu", założonej w dawnym więzieniu w Plótzensee.
Nazajutrz powraca do Kancelarii Rzeszy, nadal licząc na odnalezienie fuhrera. Odnalazł jednak tylko zwłoki
sześciorga dzieci, odziane w ładne błękitne nocne koszulki i piżamki. Odsyła zwłoki do Plótzensee wraz z ciałem
jakiegoś, tęgiej postury, oficera niemieckich sił lądowych, zmarłego, jak się wydaje, również samobójczą śmiercią.
Rosjanie przywieźli do Plótzensee wszystkich gości pięciogwiazdkowego hotelu „Continental", w tym handlarza
tekstyliami, kapelana oraz sanitariusza, po czym zażądali od nich identyfikacji ciał.2 Jeśli nawet wysokie czoło,
charakterystyczny „łaciński" profil twarzy, zbyt szerokie usta i nadmiernie duża czaszka nie wystarczą do rozpo-
znania, wszelkie wątpliwości rozprasza stalowa szyna z dwoma przypominającymi pierścienie zaciskami,
obejmującymi mięśnie łydki, oraz zwęglone rzemyki, dzięki którym
Dokumenty radzieckie dotyczące identyfikacji szczątków Goebbelsa i jego żony opublikował L. Be żytnie nski w
książce Der Tod von Adolf Hitler (München-Berlin 1982), s. 48 i nast., oraz 97 i nast. Radziecki lekarz wojskowy,
podpułkownik Graszow, stwierdził, iż przyczyną zgonu dzieci Goebbelsa była „obecność we krwi toksycznej
kraboksyhemoglobiny", nie wspomniał jednak ani słowem o otworach od pocisków na czaszkach ich rodziców; należy
tu jednak zaznaczyć, że KGB, z przyczyn politycznych, zakazało wspominać o samobójczym strzale Hitlera w głowę.
Strona 20
Relacja Paula Schmidta, w: Amstgericht Berlin-Zehlendorf, 21 X 1955 (Institut für Zeitgeschichte *odtąd IfZ] F82,
papiery Heibera); również relacja Williama Henninga na łamach „Hamburger Freie Presse", 5 XI 1947.
Prolog: Piętno Kaina
szyna wciąż przylega do prawej nogi. Zdeformowana stopa tej kończyny jest skurczona i przypomina łapkę zdechłego
kurczęcia.
Oto co pozostało z doktora Josepha Goebbelsa, geniusza zła, którego dar wymowy przekonał naród niemiecki do
prowadzenia wojny totalnej oraz wytrwania — aż do końca.
Niemcy kładą ciała na płachty brezentu i wynoszą je na zewnątrz; następnie ciężarówka Armii Czerwonej przewozi je
około 10 km na północny wschód od Berlina, gdzie Rosjanie dysponują instrumentarium do autopsji.
Oficerowie radzieccy przyprowadzają profesora Wernera Haasego, jednego z przybocznych lekarzy Hitlera, oraz
Fritzschego, wysokiego urzędnika w Ministerstwie Propagandy; polecają im obejrzeć ciała.3
Haase rozpoznaje je bezbłędnie, Fritzsche jeszcze się waha, widząc jednak zdeformowaną stopę, również potwierdza
tożsamość zwłok. „Sprawdźcie złotą odznakę partyjną" — radzi Rosjanom. Oczyszczona z sadzy i brudu odznaka
ujawnia numer 8762: jest to numer legitymacji Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej.
„Tak, to na pewno Goebbels" — mówi Fritzsche.4
Dr Goebbels, jedynie w postaci doczesnych szczątków, pojawi się publicznie jeszcze tylko raz.
Kilka dni później GPU, rosyjska tajna policja, wzywa Hansa Fritzschego do swojej siedziby we Friedrichshagen, w
południowo-wschodnim Berlinie, żeby pokazać mu notatnik, częściowo zasłonięty metalową płytką. Fritzsche
rozpoznaje charakter pisma Goebbelsa, mówi, że chciałby rzucić okiem na cały notatnik. Oficer GPU odsuwa płytkę,
ukazuje się czerwona skóra oprawy. „W piwnicach Reichstagu znaleźliśmy dwadzieścia takich notatników, są w nich
zapiski datowane do roku 1941" — mówi.
Rosjanie organizują jeszcze jedną identyfikację. W dniu Zielonych Świątek, w lasku opodal Friedrichshagen,
pokazują zwłoki całej rodziny Goebbelsów (tym razem ciała spoczywają w drewnianych trumnach) osobistemu
detektywowi ministra propagandy, 40-letniemu oficerowi Feldpolizei, Eckoldowi. Ów bez wahania identyfikuje
szczątki byłego przełożonego.5
Wśród rzeczy osobistych odnalezionych przy zwłokach była złota papierośnica z gra-werunkiem: „Adolf Hitler" i datą
„29 X 34". Na ów dzień przypadały urodziny Paula Josepha Goebbelsa. Zakwilił on pierwszy raz 29 października 1897
r. w domu przy